ames Potter z utęsknieniem czekał
na roztopy, świeżą zieloną trawę, ciepłe, słoneczne dni. Jednak przede
wszystkim czekał na wznowienie meczy quidditcha. Może i wciąż nie umiał do
końca porozumieć się z Beniem Fenwickiem, ale trzeba przyznać, że się starali.
Obaj. Potter nadal nie potrafił do końca pogodzić się, że nie wszystko poszło
po jego myśli, że Syriusz mu odmówił nawet wtedy, po tej sromotnej porażce, że
George nie chciał wyrzucić Benia, a Benio nie był ani Syriuszem, ani nawet
Pearl. Może James nie lubił zmian, a może zwyczajnie za bardzo przyzwyczaił
się, że wszystkie jego zachcianki zostają spełnione. Jednak nikt nie miał prawa
odmówić tego, że się starał. Niezależnie od tego, jak kiepsko mu te starania
wychodziły.
Perspektywa
nadchodzącego wielkimi krokami wznowienia meczów napełniła Pottera nowymi
chęciami. Z utęsknieniem czekał najpierw na ponowne rozpoczęcie treningów, a
następnie na kolejny mecz o stawkę. Tym razem nie miał możliwości zagrania w
spotkaniu, bo zmierzyć się ze sobą mieli Krukoni i Ślizgoni. Jednak w obliczu
tak długiego postu, Jamesowi uśmiechała się nawet rola kibica.
‒ Syriusz,
przesuń się – powiedział Potter do Blacka.
‒ Schudnij
trochę, to się zmieścisz – odparł Syriusz, szczerząc zęby.
‒ No wiesz?
Przecież kto jak kto, ale na pewno nie ja jestem tu gruby.
‒ Czy coś
sugerujesz?
‒ Pewnie,
jesteś gruby, Syriuszu – powiedziała Cannie, której wreszcie udało się
przecisnąć na trybuny. – Cii, Szczota. Przecież wiem, że chcesz obejrzeć ten
mecz.
Biała kulka,
którą Canicula ściskała pod pachą, zdecydowanie nie przejawiała o fascynacji
quidditchem, ani nawet o najmniejszej ochoty na oglądnięcie choćby jednego
meczu. Szczota wiła się, co chwila próbując przetknąć głowę pod ramieniem
Cannie i w ten sposób umknąć. Jednak dziewczyna ewidentnie nie miała zamiaru
puścić kocicy wolno.
‒ Dobry żart,
Cannie, masz jeszcze jakieś w zanadrzu? – zapytał Syriusz, przypatrując się
wysiłkom Szczoty. – A w ogóle, to musiałaś zabierać tego kota?
Black
skrzywił się, spoglądając na to, jak Canicula głaskała zwierzę. Najwyraźniej
wciąż pamiętał, jak Szczota dzielnie broniła właścicielki i paskudnie go
podrapała. Zresztą na szyi chłopaka wciąż można było zauważyć kilka
odcinających się jasnymi kreskami śladów po kocich pazurach.
‒ Masz coś do
Szczoty? – zapytała Cannie, będąc w bojowym nastroju.
‒ Nawet
gdybym miał, nie powiedziałbym ci o tym – mruknął pod nosem Black.
‒ Co?
‒ Syriusz
mówił, że nie może się doczekać meczu – postanowił uratować przyjaciela James.
– Miejmy nadzieję, że Ślizgoni zaliczą wspaniałą przegraną.
Oczy Jamesa
zabłysły złowrogo. Potter zdecydowanie liczył na klęskę Slytherinu. Jeżeli
Gryffindor miał mieć jeszcze szanse na zwycięstwo po tak wysokiej wygranej
Ślizgonów, to teraz Krukoni musieli wygrać. Z tego, co James słyszał,
Ravenclawowi dawano spore szanse na zrealizowanie planów. Powszechnie już
mówiono, że siostry Meadowes mają ostatnio kłopoty z dogadaniem się, a nawet, że
może się to przełożyć na grę. Oczywiście drużyna Krukonów również dysponowała
dość dobrymi ścigającymi, jednak zdecydowanie nie był to poziom ślizgońskiej
ekipy. Dorada Meadowes, Ciriana Meadowes
i Izabela Reverte stanowiły tak zgraną ekipę, że potrafiły przeprowadzić nawet
bardziej skomplikowane ataki. W dodatku Ciriana prezentowała zdecydowanie
ponadprzeciętne zdolności, a Berta Jorkins plotkowała, że młodszą Meadowsówną
są zainteresowane profesjonalne drużyny quidditcha i z ciekawością przyglądają
się, jak przebiega rozwój sportowy dziewczyny.
Chciałbym, by to była prawda, pomyślał
James. Żeby i mnie kiedyś przedstawiono
taką propozycję.
‒ Moglibyście
zrobić miejsce i mnie? – uprzejmie zapytał Remus, któremu zza ramienia wyglądał
Peter.
‒ Nie musisz
pytać, Remi – powiedział Syriusz, natychmiast się przesuwając, a James odniósł
wrażenie, że Black starał się w ten sposób odgrodzić od Cannie i Szczoty. – Dla
grzecznych futrzaków zawsze znajdzie się miejsce.
‒ Hej,
Szczota jest grzeczna! – oburzyła się Canicula.
Lupin
wypuścił powietrze, które wcześniej wstrzymał ze świstem. Pokręcił głową,
spoglądając na Syriusza, czego Black zdawał się nie zauważyć. Uśmiechnął się
tylko i wzruszył ramionami jakby nigdy nic.
Wreszcie
Remus, Canicula i Peter usadowili się na swoich miejscach. James rozejrzał się
za Rayem i Luisem, ale nigdzie w pobliżu ich nie zauważył. Zresztą musiał przyznać
sam przed sobą, że to z Corvim byli bardziej zżyci, a tak się składało, że
Meadowes dziś miał zagrać w meczu.
Przynajmniej mała szansa, że Rayowi znów coś
się pomyli i weźmie szalik w nieodpowiednich kolorach, pomyślał James,
wspominając ostatni mecz.
‒ Witam
wszystkich po tak długim okresie abstynencji – powitała wszystkich Mabel
Offish, komentatorka z domu borsuka. – To znaczy, nie żeby ktoś tu pił…
Po stadionie
potoczył się cichy chichot, kilka osób zaklaskało, a Mabel poczerwieniała.
‒ Eee… dziś
grają ze sobą Krukoni i Ślizgoni. A oto zawodnicy – wyrzuciła z siebie Mabel,
jakby zadowolona, że uwaga wszystkich została wreszcie skierowana na kogoś
innego niż ona sama.
Na stadion
wlecieli w równym szyku Krukoni, wśród których znajdował się Corvus. Meadowes
pomachał entuzjastycznie w kierunku widowni. Z sektora, gdzie siedziało najwięcej
przedstawicieli domu Roweny, ktoś prawie wypadł, nieco zbyt wyraźnie wyrażając
emocje. Corvi podleciał w tamtym kierunku, pomagając Rayowi Malumsowi z
powrotem wgramolić się na trybuny.
‒ Wypadać z
najniższego rzędu. Cały Ray – stwierdził Syriusz, uśmiechając się nonszalancko.
‒ Dobrze, że
Luis go złapał – dodał Remus, przypatrując się, jak blondyn krzyczał na
Malumsa.
Tymczasem
gracze zajęli pozycje, pani Hootch wypuściła znicza, a po chwili również kafel
poszedł w ruch. Czerwona piłka znalazła się w dłoniach ciemnoskórej Petry von
Schiller, koło której natychmiast pojawiła się Ciriana Meadowes. Petra
spróbowała podać do Emmeliny Vance, jednak kafel został delikatnie uderzony
przez Ciri, co zmieniło trajektorię lotu piłki. Izabela Reverte wykorzystała
sytuację i natychmiast podała do Dorady. Oscar Mayne, pałkarz Ravenclawu, wycelował
tłuczek w nadciągającą dziewczynę. Starsza Meadowesówna została trafiona, ale
upuszczony przez nią kafel przechwyciła drobniutka Ciriana.
‒ Kafel wciąż
w posiadaniu Slytherinu! – zakomunikowała Mabel.
Ciriana
leciała zygzakiem, myląc przeciwników. Corvi niemal zagrodził jej drogę, ale
dziewczyna w ostatniej chwili pociągnęła ostro za trzonek miotły i wyrwała do przodu.
Rozejrzała się za Izabelą, jednak Reverte nie była dość szybka i wciąż
pozostawała w zbytnim oddaleniu. Ciri wymalowała w powietrzu jeszcze kilka
zygzaków, stanęła na wprost Edwarda Fawleya i… przerzuciła piłkę lekko nad
ramieniem. Kafel wpadł wprost w ramiona Izabeli, która bez problemu trafiła w
lewą niepilnowaną obręcz. Fawley zaklął szpetnie, co utonęło we wrzasku triumfu
Ślizgonów.
James pokiwał
głową z uznaniem. Rzadko na szkolnych meczach miał okazję widywać taką paradę.
Genialnie wykonany Woollongong Shimmy,
pomyślał Potter i mimo błękitnego kapelusza z orłem na głowie, zaklaskał.
‒ Vance do
Meadowesa – kontynuowała Mabel. – Meadowes podaje do von Schiller. Znów Vance.
Próbuje zmylić Cirianę Meadowes iii… No cóż, to było dość oczywiste. Meadowes
przechwytuje kafla. Podaje do Meadowes. Meadowes próbuje odebrać… ee… Meadowes.
No nie! – zirytowała się Mabel, dłonią drapiąc się po głowie. – Więcej ich
Morgana nie miała?!
Po stadionie ponownie rozniósł się śmiech, a
Mabel znów poczerwieniała. W dodatku McGonagall rzuciła komentatorce dość
groźne spojrzenie.
Tymczasem
Sarin Avery uderzył w Corviego, zapobiegając próbie odebrania kafla Doradzie.
Pani Hootch zauważyła to i podyktowała rzut karny, a Corvus odpłacił się
Ślizgonom, zdobywając gola. Rozeźlona Dorada próbowała jeszcze chwilę negocjować
z sędziną, jednak na nic się to zdało.
Po odzyskaniu
kafla, ścigający Slytherinu szybko sformowali grot, którego ostrze stanowiła
Ciriana i, rozpraszając przeciwników, szybko znaleźli się w okolicy pętli. Mimo
że Dorada i Izabela nie zdołały utrzymać prędkości Ciriany, okazało się to
wystarczającym, by młodsza panna Meadowes zdobyła gola.
James
ponownie musiał przyznać, że Ciriana ma klasę.
Wykonała głowę jastrzębia pomimo opóźnienia
ze strony pozostałych ścigających. Nie zawahała się ani przez chwilę, choć przy
takiej prędkości sama mogła uderzyć w pętle. Coś niesamowitego! Żeby kiedyś i mnie
udało się namówić do tego resztę!
Potter
westchnął. Nigdy nie myślał, że będzie zazdrościć dziewczynie sposobu, w jaki
gra. W dodatku liczył, że plotki Berty rzeczywiście będą miały jakieś
przełożenie na wynik meczu, tymczasem wydawało się, że siostry Meadowes
dogadują się wcale dobrze.
‒ Rozpoczynają
Krukoni – stwierdziła Mabel. – Lepiej by było, gdyby bardziej się przykładali,
bo… bo inaczej przegrają.
‒ Słyszałeś,
Jim? – Syriusz śmiał się w głos. – Przecież ona chciała powiedzieć, że inaczej
Puchonom trudno będzie zdobyć Puchar Quidditcha.
James nie
zwrócił uwagi na słowa Syriusza, zbyt pochłonięty zbędne sytuacją na boisku.
Otóż Oscar
Mayne i Miguel Meier, pałkarze Ravenclawu, najwyraźniej postanowili ułatwić
zwycięstwo swojej drużynie i, gdy tylko kafel znalazł się w pobliżu Ciriany,
natychmiast posyłali tłuczek wprost na dziewczynę. Tyle że Avery i Lestrange
nie zamierzali pozwolić na wyeliminowanie jakiegokolwiek zawodnika Slytherinu i
sami zaczęli stosować strategię przeciwników. Niestety w stosunku do każdego ze
ścigających Ravenclawu. W ten też oto
sposób rozpoczęła się wojna między pałkarzami, a oba tłuczki niemal nie
pozostawały bezczynne.
Potter
zainteresował się poczynaniami szukających. Regulus zdawał się niezbyt
zainteresowany przebiegiem gry, kołował wysoko ponad głowami zawodników,
wypatrując znicza z pewnym roztargnieniem. Ostatnie zwycięstwo dodało mu
pewności siebie, a niektórzy ze Ślizgonów zaczęli nazywać go nawet małym
księciem. James nie uważał, by główna zasługa pokonania Gryfonów należała się
akurat Regulusowi. Młodszy Black jedynie złapał znicza, a tak dużą różnicę
punktową zagwarantowały im ścigające, w największej zaś mierze Ciriana. Elia
Debussy, szukająca Ravenclawu, również zataczała koła wysoko ponad
niebezpiecznym polem gry, gdzie szalały
tłuczki. Jednak ta dość niska, pucułowata dziewczyna o wiecznie opalonej skórze
przypominała raczej ptaka, wypatrującego ofiary. Była bystra, baczna,
spostrzegawcza. Jamesowi przypominała Cirianę z determinacją, jaką wykazywała
podczas gry. Poza tym o ile Potter za najlepszą ścigającą w szkole uznawał
młodszą Meadowesównę, o tyle to właśnie Debussy zajmowała w jego opinii drugą lokatę dla najzdolniejszej szukającej.
‒ Kafel ma
Medows. Podaje do von Schiller. Teraz znów Meadowes, ale od Ślizgonów, znaczy
Ciriana… a może to Dorada? – Mabel najwyraźniej miała serdecznie dość
komentowania tego meczu, a przede wszystkim nazwisk graczy. – Szlag by to! –
warknęła wreszcie. – Jest siedemdziesiąt do trzydziestu dla Slytherinu, a kafel
ma na pewno jakiś Meadowes.
Rozzłoszczona
Puchonka usiadła na krześle komentatorskim z rozmachem i założyła ręce na
piersi. Najwyraźniej miała zamiar przesiedzieć tak resztą spotkania, lecz
McGonagall nie zamierzała pozwolić, by jej zamysł został urzeczywistniony.
Nauczycielka podeszła do niej, wrzasnęła coś o szlabanie i duchu rywalizacji
sportowej, po czym zagroziła trollem z transmutacji, co wreszcie zagoniło Mabel
z powrotem do komentowania meczu.
W międzyczasie
Ciriana i Dorada zdążyły zdobyć po obręczy, Izabela raz spudłowała, gol
Emmeliny został obroniony, a Corviemu udało się przedrzeć przez tłuczki oraz obronę
Fawleya i trafić do obręczy. Pałkarze natomiast rozpętali prawdziwe piekło,
tłukąc w pałki ile sił i zmieniając co chwila kierunek tłuczków. Lestrange
prawie trafił Izabelę Reverte, która zdawała się nieco zdekoncentrowana od
początku meczu, a Meierowi, pałkarzowi Krukonów, udało się strącić z miotły Corviego. To
ostatnie nieco otrzeźwiło zawodników, choć tylko na krótką chwilę.
‒ Mała
Meadowes podaje do dużej ‒ komentowała Mabel, próbując jakoś odróżnić od siebie
siostry, jednak Ślizgoni zareagowali gwizdami, a sama zainteresowana rzuciła
komentatorce wiele mówiące spojrzenie. ‒ Och, to jest nie do wytrzymania! Chyba
naprawdę rzucę tę posadę! Jedna Meadowes podaje do drugiej, von Schiller
przechwytuje, teraz kafla ma trzeci Meadowes. Trzeci Meadowes oddaje kafla
pierwszej Meadowes, ta do Reverte. Teraz druga Meadowes...
James uznał,
że słuchanie Mabel mija się z celem, bo dziewczyna ma wyraźny problem z
odróżnieniem od siebie zawodników.
No cóż, Mabel zawsze miała słomiany zapał,
pomyślał Potter. James wolałby, by to Syriusz komentował rozgrywki, skoro i tak
nie chciał grać. On przynajmniej zawsze
stałby po stronie Gryfonów, a nie...
‒ Sto
dziesięć do pięćdziesięciu ‒ zakomunikowała Mabel Offish. ‒ Niech ktoś złapie
tego cholernego znicza albo zmieni nazwiska graczy ‒ zakończyła z jękiem.
Jakby na
życzenie dziewczyny, nisko w trybunach pojawił się złoty błysk. Elia Debussy
zapikowała od razu, wymijając ganiające jak szalone tłuczki. Jeden z nich
niemal trafił dziewczynę i James był pod wrażeniem tego, że nie zmieniła toru
lotu ani o krztynę. Regulus natomiast zanurkował z lekkim opóźnieniem, jego
opieszałość ponownie dała o sobie znać i został nieco z tyłu. Miotła Blacka mknęła szybciej, jednak przewaga Debussy również
wiele znaczyła, wobec czego Regulus przywarł do miotły płasko, wpatrując się w
jeden punkt i niemal na ślepo pikując w dół. Na chwilę trybuny zamarły, gracze
jakby zawiesili się w powietrzu i tylko pałkarze zdawali się nie dostrzegać
znicza, błyszczącego leniwie tuż pod dolnymi trybunami Krukonów.
Potter wstał
i wychylił się do przodu, zaciskają dłonie w pięści. Debussy była lepsza,
wiedział to doskonale, miała również przewagę, ale Regulus siedział jej na
ogonie. Odległość, dzieląca ich od siebie i zarazem od znicza zmniejszała się.
Już, już wyciągali ręce, lecąc ramię w ramię, gdy wtem tłuczek, którego
uniknęła Izabela Reverte, poszybował w ich kierunku. Okrągła, szarawa piłka
wyrżnęła z impetem w Regulusa, a siła ciosu popchnęła go również na Debussy.
Oboje szukających wylądowało pod trybunami z głuchym tąpnięciem.
‒ Ależ
grzmotnęli! ‒ skomentowała Mabel. ‒ Wygląda na to, że nikt nie ma złotego
znicza. Mecz wciąż trwa! Chociaż...
Regulus
podniósł się z trudem, trzymając za bok i wyciągnął dłoń w kierunku Elii Debussy.
Dziewczyna przyjęła pomoc, a potem uniosła wysoko w górę drugą rękę, w której
miotała się maleńka, złocista piłeczka warta sto pięćdziesiąt punktów.
‒ Niewiarygodne!
Elia Debussy łapie znicza! Krukoni triumfują! Sto dziesięć do dwustu!!!
Jakby na zawołanie,
z mnóstwa gardeł w przestworza wzniósł się gromki wrzask radości. Niewielu było
w stanie dać wiarę, że Ravenclavowi udało się pokonać Slytherin po tak
jednostronnym meczu. Po tym, jak łatwo Ślizgoni ostatnio poradzili sobie z
Gryfonami nikt nie śmiał wyobrażać sobie tak wspaniałego triumfu.
Regulus
odsunął się od Elii, powoli się cofając. Był całkowicie oszołomiony, że
dziewczyna zdołała schwytać znicza mimo tego, że oboje trafił tłuczek. Po
wzroku, jakim Black obdarzył Izabelę Reverte, bez trudu szło domyślić się, że miał
jej za złe to, że nie przyjęła ciosu na siebie. Ciriana podleciała do niego,
powiedziała coś, uśmiechnęła się chyba gorzko i położyła dłoń na ramieniu
Regulusa. James nie miał pewności, coraz mniej widział, bo na boisko z każdą
chwilą wbiegało więcej osób. Zobaczył jednak, jak Regulus Black osuwał się na
ziemię, jak Ciri próbowała go złapać, lecz udało jej się jedynie zaasekurować
upadek chłopaka. Słyszał też nad wyraz dobrze krzyk Syriusza. Krzyk pełen
strachu, obawy i bólu. Pełen wszystkiego, czego James nigdy nie słyszał w głosie
przyjaciela. A potem został odepchnięty na bok, a gdy się obejrzał, zobaczył
sylwetkę starszego Blacka przedzierającą się przez wiwatujący tłum.
~*~
Następnych
kilka dni James Potter musiał przyjąć do wiadomości, że nie jest już
najważniejszą osobą w otoczeniu swojego najlepszego przyjaciela. Łatwiej byłoby
mu pogodzić się z tym faktem, gdyby nie to, że Syriusz ostatnio chodził ciągle
nachmurzony i zły. Gdy Potter zaproponował mu, że razem z nim pójdzie do skrzydła
szpitalnego, odwiedzić jego brata, Black odmówił. Mówił wtedy coś o tym, że
James źle by się czuł wśród Ślizgonów, a poza tym Regulus potrzebuje
wypoczynku.
Jasne, a tak naprawdę chodzi o to, że
traktują mnie prawie jak zdrajcę krwi, bo moi rodzice nie mają skrzata i nie
chodzą na te wszystkie pokazowe obiadki, pomyślał ze złością Potter. A parę złamanych żeber to nic takiego.
Gdyby Regulus nie wpadł na genialny pomysł wyłażenia z łóżka przed zrośnięciem
się kości, nie istniałby w ogóle żaden problem. On znajdowałby się już w swoim
dormitorium, a Syriusz nie chodziłby go odwiedzać. Może Regulus próbuje przykuć
w ten sposób uwagę Syriusza? Tak, to byłoby do niego podobne.
James
podrapał się po brodzie i stuknął w stojącą przed nim szklaną kulę.
Siedział
właśnie na lekcji wróżbiarstwa w czerwono-różowym pomieszczeniu. Wokół unosił
się intensywny zapach perfum, jakichś eliksirów i Merlin wie, czego jeszcze.
Okna zostały przysłonięte przez rubinowe zasłony, które prawdopodobnie miały
zapewnić dodatkowy klimat, a tak naprawdę uniemożliwiały określenie pory dnia i
tego, jak długo jeszcze ciągnąć się będzie ta nudna lekcja. Gdyby ktokolwiek na
początku powiedział Jamesowi, że lekcje wróżbiarstwa będą tak nudne, na pewno
dwa razy zastanowiłby się nad zapisaniem na nie.
Chociaż i tak warto dla tych kilku żarcików,
które udało mi się sprowokować.
Hypermnestia
de Clavijo, nazywana czasami profesor Hiper Nudą, wykładała wróżbiarstwo od
ładnych kilku lat i nie zanosiło się na zmiany, ani na to, by lekcje miały stać
się wartościowe. Po szkole chodziły plotki, że dyrektor planuje wykluczyć naukę
tego jakże nieinteresującego przedmiotu ze szkolnego programu, jednak nic nie
zapowiadało, aby miało to nastąpić szybko. Profesor de Clavijo była bardzo
wysoką, tyczkowatą latynoską obwieszoną mnóstwem złotych bransolet. Jamesowi
przypominała choinkę, wolał jednak jej nie uświadamiać w swojej opinii na ten temat.
‒ Powiesz mi,
Jamesiku, co widzisz w swojej kuli? ‒ zapytała Hypermnesta de Clavijo,
nachylając się nad przysypiającym Potterem i ukazując mu znaczną cześć swego
wylewającego się z obcisłej szaty biustu.
‒ Widzę
miłość! ‒ odpowiedział James.
Być może odpowiedź Jamesa była nieco zbyt
entuzjastyczna, bo Peter zachrapał głośniej, aż wreszcie otworzył jedno oko, a
po chwili drugie i natychmiast się wyprostował. Potter miał jednak serdecznie
dość tak paskudnego zdrabniania jego imienia, a wiedział, że opowiadając jakieś
głupoty o miłości, szybko pozbędzie się nauczycielki. Nie wiedzieć czemu,
Hymermnestia uwielbiała łzawe historyki z jakimś urojonym uczuciem w tle. James
pamiętał jak przez mgłę, że na pierwszych zajęciach opowiadała, skąd pochodzi
jej imię.
Bredziła coś chyba o starożytności,
pięćdziesięciu czarownicach i ich mężach. A może to było o rzece?
James nie
miał pewności, nie interesowało go to ani wtedy, ani tym bardziej teraz.
‒ Mów więc
więcej, bo ja również to widzę. Masz świetne wewnętrzne oko ‒ pochwaliła go
nauczycielka.
To świetnie, szkoda tylko, że tutaj trudno
cokolwiek zobaczyć, bo wszędzie pani osacza biustem albo duszą mnie perfumy.
Mogłaby się odsunąć... Chociaż trochę. Troszeczkę? Nie wytrzymam z nią... Syriusz
i Remus mieli rację, że nie zapisywali się do Hiper Nudy. Ale oczywiście ja
głupi, musiałem myśleć, że to pewnie tylko takie wyolbrzymienie. A teraz mam...
nachalną babę, która może być ukrytym pedofilem.
‒ A więc
widzę coś czerwonego.
Tu wszędzie jest czerwono, co innego miałbym
widzieć?
‒ Och, więc
będzie miała płomiennorude włosy. Bardzo dobrze, Jamesiku, coś jeszcze?
Tak, babsztylu! Przestań tak mnie nazywać!
Nie mam dwóch lat.
‒ Chyba jest
tu coś, co przypomina... ee... nietoperza?
Jakiś rozmyty
kształt w rzeczywistości więcej miał wspólnego ze zwykłą plamą, ale przecież
tego James nie mógł powiedzieć nauczycielce. Prawdopodobnie uznałaby, że to
niepoważne.
Chociaż kto wie ‒ ona jest nienormalna.
‒ Dobrze,
pomyśl jeszcze nad tym, Jamesiku ‒ powiedziała tylko de Clavijo, odsuwając się
od Pottera. Uśmiech wreszcie zszedł jej nieco z ust.
‒ A wy jak
sobie radzicie, moje panienki? ‒ zapytała, idąc w stronę sióstr Reverte.
Izabela wciąż
była markotna po sobotniej przegranej i tępo wpatrywała się w szklaną kulę.
Natomiast jej siostra, Rita, spojrzała na nauczycielkę z prawdziwa złością,
zupełnie jakby przeszkodziła jej w jakiejś ważnej czynności. Jamesa zdziwiła
reakcja Margarity, bo akurat ta Ślizgonka zawsze wydawała się najmilsza i najsympatyczniejsza.
Może nie była jakoś specjalnie uczynna, ale zawsze miała dla każdego miłe słowo
i potrafiła się naprawdę niesamowicie uśmiechnąć. Przez pewien czas
interesowała Pottera w równym stopniu co Lily Evans, jednak ostatecznie uznał,
że nie ma ochoty startować do Ślizgonki.
‒ Bardzo
dobrze ‒ odpowiedziała Rita, uśmiechając się sztucznie.
‒ Więc
powiedz mi, proszę, co widzisz w kuli, Margaritko?
Rita Reverte
uniosła wysoko, dumnie głowę i spojrzała wprost na nauczycielkę. Jej szare oczy
mierzyły się z brązowymi oczami de Clavijo. Wreszcie uczennica uśmiechnęła się,
choć w jej uśmiechu było coś niebezpiecznego, coś, co przypawało o ciarki.
James nigdy wcześniej, w stosunku do nikogo, nie odniósł takiego wrażenia.
‒ Widzę
płomienie ‒ wyszeptała Margarita, po czym uśmiechnęła się przeuroczo.
Hypermnestia
skrzywiła się, kwitując, że to tylko refleksy światła, nic więcej. Po chwili
rozbrzmiał dzwonek. James szturchnął lekko Petera, który znów przysnął, i
opuścili salę.
|
▼
Powiem szczerze - rozdział jest prześwietny! Połowę przekleiłam koleżance na gg, napawając się skopiowanymi cytatami <3
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem tego, jak opisujesz mecze, szalenie mi się to podoba. A skoro już przy meczu jesteśmy to dwie sprawy: biedna Mabel, strasznie jej współczuję tego zamieszania z Meadowesami. xD A po drugiej: CIRIANA <333 Tyle jej naraz, moje serce się raduje. <3 I gratulacje za wynik meczu, byłam pewna do ostatnich akapitów, że wygrają Ślizgoni. :D
Podoba mi się nowy temat na linii James-Syriusz. Nie spodziewałam się, że Potter może być zazdrosny o Regulusa. Lubię to! To dodaje realizmu ich przyjaźni... Relacjom braci Black też. :D Ogółem masz talent do zarysowania relacji między bohaterami. ^^
Lekcja Wrózbiarstwa jest genialna, przemyślenia Jamesa świetne. xD A poza tym Margarita wzbudza moją sympatię. xD
Notabene gratulacje, Cannie wygrywa ankietę :D
Pozdrawiam!
Naprawdę? Bo obawiałam się, że raczej mętny. Uff.
UsuńDziękuję, chociaż ja tam ciągle obawiam się, że zaraz te mecze będą wychodzi tak samo i będzie nuda. O, widzę, że bardzo lubisz Ciri ^^
James to jest o wszystko zazdrosny :P Ale ludziska i tak go lubią...
Już dawno miałam zrobić jakąś lekcję wróżbiarstwa, ale kompletnie nie miałam gdzie jej wcisnąć. Mam jeszcze mugoloznawstwo, a kiedyś chciałam porozwijać i zielarstwo, ale tego to już zupełnie nie wiem jak wcisnąć :D
Na razie ^^ Ankieta pewnie powisi sobie do początku lipca, więc jeszcze dużo może się zmienić :P Ale na razie Cannie bardzo dziekuje :D
Pozdrawiam ;)
Szczerze powiedziawszy to nie przypominam sobie, żeby jakiś rozdział na Rancie był mętny, więc sądzę, że nie masz się czego obawiać. ;3
UsuńSzczerze to ja jakoś specjalnie za czytaniem opisów meczy nie przepadam, za to u Ciebie mi się podobają, więc z pewnością monotonii nie mogę im zarzucić. Ano lubię, chyba nawet pod poprzednim meczem to przyznałam. :D
James to ma to chyba wpisane w charakter. Ja średnio za nim przepadam ogółem, ale w Twoim opowiadaniu jest fajnie, realistycznie przedstawiony. ^^
Ja się doczekać nie mogę, bo strasznie fajnie zajęcia opisujesz, nie jak na większości opowiadań tylko znudzenie i pyskowanie nauczycielom jak w podrzędnej gimbazie. A Zielarstwo nie da się gdzieś na opowiadaniową wiosnę wcisnąć? :D
Ale jednak Cannie się wybija, tymi dwoma głosami więcej niż ktokolwiek. xD Dziwią mnie za to aż dwa głosy u Lily... To chyba jakieś jej hiper fanki, które nie przejmują się jej śladową ilością na Rancie. xD
Chyba lepiej się nie przyznawać, ale gdy wczoraj sprawdzałam, to był taki piękny kwiatek mętności... zresztą nieważne :P
UsuńTak, tak pisałaś, że lubisz Ciri, ale wiadomo - po jednym rozdziale mogłaś zmienić zdanie :D
Na siłę wciskać to się zawsze da :P (chociaż lepiej tego nie robić - poza tym obawiam się nadprodukcji postaci^^). Zresztą - muszę sobie rozpisać ten drugi rok, bo na razie nie miałam czasu, więc sobie zdycha. A, co do tego znudzenia, to pamiętam jak na historii magii Peter muchę obserwował... :P
A to jest dopiero ciekawe! Lilkę i Snape'a wrzuciłam tak dla picu, a tu szok - Evans ma głosy ;) Ale to nawet lepiej, bo tak to mam lepszy pomysł na wykorzystanie tego ^^
Oj tam, każdemu się czasem zdarza ;3
UsuńCo Ty, ja nadal czekam, az ona odegra swoją rolę i to czekam niecierpliwie! *-*
Taak, ale z Historią Magii to ten kłopot, że wszyscy wiemy, jak się sprawy mają z tym przedmiotem, kiedy naucza go nieumarły profesor Binns... xD Wtedy wszystko jest ciekawsze. xD
Ja już niecierpliwie czekam na ten bonus, bo chcę zobaczyć, co też tam wykoncypowałaś. Serio, Ty mnie często zaskakujesz i to jak najbardziej pozytywnie :D Poza tym kocham nienawidzić Twoją Evans. :D
Ależ odgrywa, co mecz :P Nie no we wstępnych planach ma być jej więcej w kolejnym roku (w sensie chłopaków, nie kalendarzowym).
UsuńZabijesz mnie za ten bonus, ja już to wiem, chociaż nie zabrałam się za pisanie (ale wiem, co będzie) :P Ale nic nie mówię, chcę jeszcze trochę pożyć ^^
Że co mecz, to ja wiem, temu mecze ze Slytherinem takie piękne <3 I ja się cieszę, ja się bardzo cieszę. :D
UsuńMatko kochana, weź nie strasz, ja nie chce Cię zabić, na czyje rozdziały będe z takim utęsknieniem czekać? xD
O przypomniało mi się: skoro lubisz lekcje (:P), to będą jeszcze, zdaje się dwie do wakacji ;)
UsuńNo wiesz moje poczucie humoru jest cokolwiek wypaczone - także ja tam tylko ostrzegam. Ee tam, pewnie znalazłabyś sobie jakieś lepsze opowiadanie :D
świetny rozdzialik ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :3
Dziękuję ;)
UsuńMatko, będę dopiero zaczynać ,,Urodziny" a to już 20 rozdział.:)
OdpowiedzUsuńAle blog najlepszy, o Huncwotach jaki czytałam.
Ano cóż :P Ostatnio rozdziały pojawiały się szybciej, więc może dlatego te zaległości?
UsuńA dziękuję bardzo :D
Super rozdział. :D
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńNo i w końcu udało mi się nadrobić; znaleźć czas itp. Pod każdym rozdziałem od 16 masz już komentarz ode mnie, choć pod 19 się spieszyła, bo musiałam wychodzić. Jej, jak ja nie lubię, jak czytam, czytam... a tu nagle koniec... to takie smutne doświadczenie :P. No to Syriusz trochę poleciał po krawędzi, z której mógłby szybo spaść dzięki czyjejś pomocy ;p. Na szczęście Cannie nie załapała o co chodzi, ale ja uważam, że ona by to zaakceptowała, chociaż wiem, że dla Remusa to byłby kolejny problem, bo ona pewnie również zachciałaby się uczyć animagii. Ale jeżeli oni będą znikać na ten czas wraz z Remusem, to on w końcu to zauważy, że coś jest jednak nie tak... Ale może do tego czasu już się o tym dowie? Aż mi się żal tego kotka zrobiło, bo ona go tak miętosi. Ale chociaż pilnuje swojej pani, broniąc przed łaskotkami ;p. Skoro komentatorka nie bardzo chce komentować, to po co to robi? Czy są jakieś dodatkowe punkty za to? Jakoś rozbawiła mnie Minerwa z tym szlabanem ;p. Lubię, że u Ciebie nic nie jest takie oczywiste, a raczej chodzi mi tu o mecze, że nie zawsze wygrywa ktoś, kto powinien dla dobra akcji wygrać... tak jak Gryffindor, że Slytherin wygrał. Tu, co prawda, jednak wygrał Ravenclaw, ale liczy się szukający, który według Jamesa... u Slytherinu nie był zbyt dobry. A ja tam rozumiem Regulusa, że nie mógł wytrzymać w skrzydle szpitalnym. Przecież skoro musisz leżeć w łóżku to jest to nudne. Zupełnie inaczej, jeżeli leżymy bez przymusowo i się lenimy ;p. Może i podejrzenia Jamesa są prawdziwe, ale mi się jakoś nie chce w to uwierzyć i wcale się nie dziwię troską Syriusza o brata. Jedynie dziwi mnie to, że nie chciał, aby James odwiedził z nim jego brata... może, dlatego że Regulus za nim nie przepada? Czyli wróżbiarstwo wędruje do kolejnego grona nielubianych lekcji, nudnych lekcji... ja też nie rozumiem takiego wyczytywania czegoś z niczego. Ale coś w tej miłości i burzy czerwonych włosów musi być i James powinien o tym wiedzieć ;p. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńA ty masz odpowiedzi ;) No cóż rozdział całkiem niedługo, więc nie będziesz długo czekać ^^
UsuńSyriusz wykazał sie wyczuciem walca drogowego, ale mu się upiekło. Co bedzie, to będzie - na pewno nie będę robić z Cannie głupiej, więc albo chłopaki będą uważać albo wpadną...
Oj no nie wypieszczony kot, to nieszczęśliwy kot :P
No wiesz Mabel jest pierwszy rok komentatorką i spodziewała się czegoś innego - stąd taka reakcja.
Powiem, że mnie też zaskoczyła finałowa tabela quidditcha, w sumie to wyszło tak przez przypadek ^^
Ani Reg nie lubi Jamesa ani James Regulusa, więc towarzyszenie Syriuszowi, gdy odwiedzał brata byłoby bez sensu (zresztą James chciał iść, dlatego że Syriusz szedł, a nie dlatego że czuł potrzebę pomocy Regulusowi).
Ano tak. Ja też nie przepadam za wróżbiarstwem, no ale... Gdyby James pomyślał, to pewnie by to wykorzystał, ale on chciał po prostu wyjść na przerwę :D
Pozdrawiam serdecznie ;)