Tematyka:
Fanfiction, Czasy Huncwotów
Beta:
Znaleziona! Serdecznie dziękuję Degausser za
wyłapywanie wszystkich moich idiotycznych wpadek, błędów, nielogizmów, a przede
wszystkim za poświęcony czas.
Dlaczego?
Piszę, ponieważ chciałabym sobie poćwiczyć,
poeksperymentować. Chcę stworzyć świat na podstawie już istniejącego, by nabrać
trochę wprawy, umiejętności, by w końcu mieć pewność, że mogę nie tylko
stworzyć wielu bohaterów, ale i nimi kierować. I to kierować tak, by byli
ciekawi, by widać było, choć trochę przynajmniej, że żyją. Zresztą sama
wegetacja to już jest coś.
Adres:
Rant czarodzieja. Dziwna nazwa,
prawda?
Rant –
inaczej brzeg; określenie stosowane m.in. w numizmatyce do określenia tej
części monety, która stanowi jej cienką część brzegową i która może być gładka,
ząbkowana, a także mogą znaleźć się na niej drobne zdobienia lub napisy.
Źródło: Wikipedia
Jeżeli więc człowieka uznamy za monetę, to czym będzie ów
rant? Będzie tym, co każdy z nas ma okazję zobaczyć na co dzień w drugiej
osobie. Drobną częścią osobowości, ledwie zarysem tego, kim jest naprawdę. Bo
bardzo rzadko zdarza się nam poznać obie strony człowieka, gdy zaznajamiamy się
z jedną – już to jest ogromnym sukcesem. Wydaje mi się, że bardzo niewiele osób
może powiedzieć, że zna kogoś tak naprawdę, dogłębnie, ostatecznie. Trzeba by
się również zastanowić, czy my sami znamy siebie, czy wiemy, co zrobimy w danej
sytuacji, czy czasem nie ukrywamy czegoś nawet przed samym sobą. Dlatego też
rant.
Skąd natomiast czarodziej? Bo to głównie o nich będzie
traktować to opowiadanie.
O
czym?
Ano o Huncwotach. Czyli, że żadne dziewczyny nie będą
grały to głównej roli, przynajmniej nie w zamierzeniu i nie w intencjach. Nie
mam na celu pokazania jak ponownie czterech chłopaków spotyka trzy dziewczyny,
w dodatku Gryfonki i żyją sobie tam aż do końca Hogwartu, bo później to już
zbyt ciężko się pisze. Nie, zupełnie nie. To mają być prawdziwi psotnicy, tacy,
którym sława została przypisana nie bez powodu. Dlatego też mało o miłostkach,
więcej o kawałach, szlabanach i relacjach pomiędzy nimi oraz pozostałymi
uczniami, a także rodziną. Będą nowi nauczyciele i przedmioty pomijane, bo
przecież nie każdy wybierał tak jak Harry i Ron: dwa od góry i są, prawda? To,
co się dało, pochodzi z kanonu (jeżeli o czymś zapomnę – należy mi wybaczyć i
to wytknąć, bo nie pamiętam każdego maleńkiego szczególiku). Stworzyłam też
całkiem sporo własnych postaci, ich rodzin i krewnych, więc pusto w Hogwarcie
na pewno nie będzie. Zdaję sobie sprawę, że takich opowiadań jest na pęczki,
ale zwlekałam z tym już tak długo, że w sumie doszłam do wniosku, że chyba
nareszcie czas z tym ruszyć. Skończyłam poprzednie blogi, co do wznowienia
ostatniego i dokończenia go już na blogspocie jeszcze nie czuję odpowiedniej
motywacji. W związku z powyższym mam jednak więcej czasu na to opowiadanie,
choć jeżeli dotrwam do końca będę naprawdę bardzo zaskoczona. Jestem jednak w
stanie obiecać wam (o ile ktoś tu trafi i pozostanie na choćby chwilkę, by
cokolwiek przeczytać) przednią zabawę, bo to najważniejsze podczas czytania.
Dla mnie w każdym opowiadaniu najważniejsi są bohaterowie, bo przecież to oni
napędzają wydarzenia. Jeżeli więc was w jakikolwiek sposób zachęciłam –
zapraszam serdecznie, zapewniając, że ja wcale nie gryzę.
Na
zachętę:
Płomień śpiewa rzewną melodię. Czy słyszysz? Wiatr
chłoszcze dziko zimne mury, pragnąc wedrzeć się do środka i położyć kres
światłu. Umarli gromadzą się przy blasku. Na ich młode, perłowobiałe twarze
już nie pada żaden cień. Odeszli. Czy zechcesz posłuchać ich historii? Ujrzeć
świat oczyma czwórki przyjaciół? Czy pozwolisz im raz jeszcze przeżyć życie?
Choćby tylko w opowieści…
Tekst na zachętę... cóż, zachęca, haha!
OdpowiedzUsuńMusiałam to skomentować, bo bardzo mi się podoba :) Dużo przede mną rozdziałów :)
Dzięki ;). No dużo, ale dasz radę. Mam nadzieję :D.
UsuńPozdrawiam ;)