czwartek, 31 grudnia 2015

Interludium II

Silvanus Kettleburn wszedł do pokoju nauczycielskiego ze zmieszaną miną. Nie udało mu się odnaleźć Charlesa Aikena, natomiast wiele mebli w gabinecie nauczyciela obrony przed czarną magią zostało poprzewracanych, barek z winami potłuczono, natomiast alkohole zabrudziły jasny dywan. Regały z książkami wywrócono niczym domino, zaś zdobne tomiszcza walały się na podłodze. Obraz Elżbiety zaginął, a tym samym szanse na odnalezienie naocznego świadka wydawały się równe zeru. Wciąż nikt nie posprzątał bałaganu w nadziei, że uda się odnaleźć jakikolwiek ślad, który rzuciłby światło na temat tego, co się stało z Aikenem.
Kettleburn przysiadł przy stole, wyciągając przed siebie jedyną nogę. Krzywiąc się, pomasował nasadę kikuta, która pulsowała tępym bólem od nieustannego chodzenia. Miał nadzieję, że Horacy znajdzie coś przeciwbólowego w zapasach eliksirów, o ile jeszcze nie opuścił zamku.
Drzwi otworzyły się ponownie i do pokoju wszedł Hurkley Nott z pergaminem w ręku i przewieszoną przez ramię torbą podróżną. Pod oczami chłopaka malowały się ciemne wory, jego twarz wydawała się bledsza niż zazwyczaj, przestępował z nogi na nogę, a w oczach tkwiło coś, co przywodziło na myśl ścigane zwierzę. W ręku ściskał pergamin, który nieudolnie spróbował schować za plecami. Nott spojrzał na Kettleburna z zaskoczeniem, zawahał się chcąc cofnąć, ale w końcu przełamał się i zdecydował pozostać.
– Witam, profesorze Kettleburn.
– Wybierasz się na wakacje, Hurkley? Miałem nadzieję, że zechcesz mi pomóc dowiedzieć się, co z Charlie’em.
– Wolałbym nie wiedzieć.
– Co masz na myśli? – zapytał ostrym tonem Kettleburn, prostując się na krześle.
– Na Merlina, to wampir! Widziałem, co się z nim stało po tym, jak Potter praktycznie spalił go żywcem. Nie chcę mieć do czynienia z czymś niemal odpornym na magię, z czym nie mógłbym walczyć, gdyby wyrwało się spod kontroli.
– Nie spodziewałem się takich słów po tobie. Zawiodłem się, ale niech i tak będzie. – Kettleburn skierował wzrok na pergamin w ręce Notta. – Co to jest?
– Moja rezygnacja.
– Powinieneś ją przekazać na ręce dyrektora, a doskonale wiesz, że Albus rzadko tutaj bywa. Mogę wiedzieć, czemu postanowiłeś odejść? Wydawało mi się, że odnalazłeś się na stanowisku nauczyciela.
– To, co wydarzyło się w tym roku… – Hurkley przerwał, starając się dobrać odpowiednie słowa. – Nie sądzę żebym… Wydaje mi się, że ten, z kim mierzył się Galen, pojawił się tutaj. Skoro on nie dał mu rady, nie chcę ryzykować.
Kettleburn wstał, a na jego twarzy malowało się niedowierzanie. Jakkolwiek w tym roku pojawiły się doniesienia o wznowieniu śledztwa w sprawie morderstwa Galena Realgara, wciąż nie wyciekły żadne konkretne informacje. Brak doniesień irytował zarówno Kettleburna jak i Ladona. Jedynym czego zdołał się dowiedzieć Radamantys Ladon było nazwisko aurora prowadzącego śledztwo – Megareus Ashberry.
– Jeżeli wiesz, kto był sprawcą… – Silvanus zająknął się, a w jego głosie pojawiły się nadzieja i złość. – Jeżeli wiesz cokolwiek…
– Nie wiem, kto go zabił – szybko uciął Hurkley. – I nie chcę wiedzieć, bo to zbyt niebezpieczna wiedza.
Kettleburn usiadł, wzdychając ciężko. Wydawało mu się, że Hurkley go okłamał, bo coś w jego rozbieganym wzroku, pośpiechu oraz, tak dla niego nietypowej, niecięci do rozmowy na to wskazywało; nie wiedział tylko dlaczego. Jedynym sensownym powodem wydawało się to, że nie mógł mu tego powiedzieć w zamku. Gdyby to miejsce stanowiło problem, Hogwart musiałby być zinfiltrowany przez zabójcę, a szkoła wydawała się najbezpieczniejszą placówką w czarodziejskim świecie. Ogromna liczba zaklęć chroniących Hogwart zarówno przed wzrokiem mugoli jak i przed zaklęciami czarodziejów, gromada doświadczonych magów oraz najzdolniejszy spośród angielskiej magicznej elity – Albus Dumbledore. Jaki szaleniec ważyłby się przenikać do Hogwartu, jaki miałby cel?
– Profesor wybaczy, na mnie już czas – powiedział Hurkley.
– Jesteś pewny tego, co chcesz zrobić?
– Jestem, dziękuję za troskę.
– Powodzenia, Hurkley.
– Dzięki, przyda się.
Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem za Hurkleyem Nottem, a pokój dziwnie opustoszał.
~*~
Furta Greyfriars Kirkyard zaskrzypiała znajomo i Silvanus Kettleburn wszedł na teren cmentarza. Drewniana noga postukiwała o utwardzoną ścieżkę, drzewa szeleściły, a torba zsuwała się z ramienia, więc nauczyciel ją poprawił. Kattleburn skierował się wprost do grobowca George’a Mackenzie, czarodzieja, którego duch strzegł przejścia do katakumb, gdzie chowano czarodziejów.
Czerniejąca kopuła starego grobu odcinała się na tle muru. Przy niej znajdowała się niewysoka barierka, która strzegła dostępu do hebanowoczarnych drzwi. Na każdej połowie dwuskrzydłowych wrót wyryto te same skomplikowane, prastare znaki niedostrzegalne dla mugoli. Kopułę wsparto na kilku zdobnych kolumienkach teraz przebarwionych oraz poznaczonych porostami.
Kettleburn rozejrzał się wokół, natomiast nie zauważywszy nikogo, machnął krótko różdżką. Drzwi rozwarły się, trzeszcząc. Wewnątrz na piedestale znajdowała się siedemnastowieczna trumna, którą od rozpadnięcia ratowała chyba tylko magia. Silvanus Kettleburn dotknął różdżką trumny, a ta drgnęła, obróciła się, by ostatecznie unieść i odsłonić przejście.
Wtedy pojawił się duch-strażnik krypty, sir George Mackenzie. Martwy prawnik lustrował uważnie Kettleburna, rąbki rękawów i szatę w kilku miejscach znaczyły ciemniejsze ślady, jakie wyraźnie odcinały się od perłowobiałej postaci. Poważną twarz Mackenziego okalała starodawna peruka, której włosy wiły się w misternych lokach, a wydatne brwi i długi, haczykowaty nos czyniły ducha podobnym do drapieżnego ptaka. Po plecach Kettleburna mimowolnie przebiegł dreszcz.
– Miło cię tu znów wiedzieć – powiedział Mackenzie, zbliżając się do Kettleburna, a jego leniwemu lotowi towarzyszyło pobrzękiwanie półmaterialnych, ciężkich łańcuchów.
– Żałuję, że nie mogę powiedzieć tego samego, Mackenzie – odparł Silvanus Kettleburn, czując jednocześnie strach oraz fascynację.
– Słyszę, jak twój głos drży – stwierdził duch, mrużąc oczy i przechylając głowę. – Nie wiem, skąd ten strach… Przecież obiecałem, że nikogo nie zabiję.
– Zmusza cię do tego klątwa, jaką na ciebie rzucono i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
Mackenzie wyprostował się, a na jego twarzy pojawił się zwodniczy uśmiech. Jego spojrzenie znów stało się protekcjonalne – jak zawsze, gdy widywał go Kettleburn. Mackenzie potrafił tak spojrzeć na człowieka, że każdy pomyślałby, że jest nic niewartym śmieciem. Aura mieszanki pewności siebie, charyzmy oraz bezwzględności, jaka otaczała ducha niezwykle intensywnie oddziaływała na żywych. Czasami Kettleburn zastanawiał się, jak niewiarygodnie niebezpieczny musiał być sir George Mackenzie za życia, że wszystkie akta dotyczące jego sprawy utajniono, a Niewymowni wzdrygali się na wspomnienie jego nazwiska.
– Przyszedłeś odwiedzić grób chłopaka, którego nie zdołałeś uratować, prawda?
Kettleburn zacisnął dłonie w pięści, zatrzymując słowa, które cisnęły mu się na usta.
– Trafiłem w czuły punkt? Wybacz, najwyraźniej zapomniałem – niefrasobliwie powiedział duch Mackenziego, wciąż się uśmiechając.
Nim Silvanus Kettleburn ruszył do zejścia, odwrócił się i rzucił przez ramię:
– Uwielbiasz to, prawda? Znęcanie się nad żywymi, uderzanie poniżej pasa, naigrywanie się z cierpienia.
– Naprawdę uważasz, że jestem aż tak okrutny? Ranisz moje uczucia.
– Nie masz uczuć, Mackenzie, jesteś potworem, od którego nie można się uwolnić. Większość duchów powraca, bo obawia się przejścia dalej, ale nie ty.
– Och, masz teorię, z chęcią posłucham! – ucieszył się duch, klaszcząc półprzeźroczystymi rękoma.
– Celem twojej egzystencji jest czerpanie radości z cudzego cierpienia, wpędzanie żywych do grobu, pastwienie się nad poczuciem winy i eskalowanie go, aż w końcu nie można sobie z nim poradzić. Musiałeś wrócić po śmierci, bo jesteś wiecznie nienasyconym potworem. Gdyby nie klątwa, zadomowiłbyś się w jakimś domu, powoli doprowadzając właściciela do szaleństwa.
– Odwiedzałem jedynie miejsca, w jakich bywałem za życia. Nie moja wina, że czyjaś śmierć zbiegła się w czasie z moim obcowaniem w danym miejscu.
– Nie mam ochoty z tobą dłużej gadać. Odejdź, strażniku.
Mackenzie posłusznie usunął się z drogi, pobrzękując łańcuchami.
– Pewnego dnia, może za rok, dekadę, sto lat, uwolnię się, a wtedy zrekompensuję sobie całą tę nudę. Poczekam, mam dużo czasu.
Kettleburn wzdrygnął się, słysząc słowa ducha. Nie znosił Mackenziego, a wielu czarodziejów składało skargi do Ministerstwa Magii, aby usunąć strażnika krypty, jednak wszystkie pozostały bez odpowiedzi. Mackenzie pozostawał najlepszym stróżem, a urok, jaki na nim ciążył, zbyt mocno wiązał się z czarną magią, by ktokolwiek śmiał w niego ingerować.
W głąb katakumb prowadziły wąskie, kręte schody. Nauczyciel westchnął ciężko i zszedł. Im głębiej schodził, tym wyraźniejszy był zapach stęchlizny oraz wilgoci, z którą bezskutecznie próbowano walczyć od lat. Świece w kandelabrach płonęły, co zdziwiło Kettleburna, bo niezwykle rzadko widywał kogokolwiek w katakumbach. Po obu stronach korytarza znajdowały się wnęki, jakie zamknięto płytami nagrobnymi. W migotliwym świetle, Kettleburn rozpoznał wiele nazwisk, wielu przyjaciół. Przechodząc dalej, spostrzegł znajomą postać.
Menemozyna Necho stała na wprost jednego z grobów, a u jej stóp płonął znicz. Zdawało się, że nie zauważyła Kettleburna, lecz w końcu obróciła głowę w jego stronę, wzdrygając się. Na płytach na wprost niej wyryto nazwiska Bakena Necho, męża Menemozyny, oraz jego brata, Renefa, a nieco dalej kobiety, która musiała być zmarłą przy porodzie kilka lat temu żoną Ameta Necho, syna profesor Necho. Silvanus wiedział, że Menemozyna ciężko przeżyła śmierć synowej, na pogrzebie zemdlała, a potem przez dłuższy czas przebywała na urlopie, żeby pomóc Ametowi zająć się maleńką Nitoris.
– Witaj, Silvanusie – szepnęła Menemozyna; w pustych korytarzach łatwo niosło się echo.
– Menemozyno – skinął jej.
– Przyszedłeś do Galena?
– Tak, ale nigdzie się nie śpieszę i mogę ci dotrzymać towarzystwa, jeśli sobie tego życzysz.
Menemozyna Necho kiwnęła głową i przez chwilę stali w milczeniu.
– Czasami mam wrażenie, że jesteś jedyną czarownicą, jaką tu spotykam – odezwał się Kettleburn, wpatrując się w ciemniejące napisy i wyjął z kieszeni papierosa.
– Od kiedy korzystasz z mugolskich używek? – zapytała, unosząc brew.
– W zasadzie nie palę, ale Galen lubił i zaraził mnie tym. Po jego śmierci rzuciłem, ale tutaj… – westchnął, wzruszając ramionami.
Jasny dym unosił się wokół nich, w nikłym świetle blizny Silvanusa wyostrzyły się, dodając mu lat oraz sprawiając, że wyglądał groźniej niż w rzeczywistości. Kattleburn wykrzywił usta, wpatrując się w płyty nagrobne i powiedział gorzko:
– Jeżeli Dumbledore ma rację, niedługo rozpęta się wojna, a to miejsce zyska nowych lokatorów. Chciałbym, żeby się mylił.
– Znaleziono Charlesa? – zapytała Menemozyna.
– Nie, w pokoju został rozgardiasz, a on sam zapadł się pod ziemię. Był osłabiony po tym jak James Potter spróbował go spalić, a w dodatku ten eliksir Horacego… Nie powinniśmy pozwolić mu go wypić.
– Wiedział, na co się porywa. Żył już tyle lat, może uznał, że już wystarczy. Zrozumiałabym to, sama jestem potwornie zmęczona.
– Nie wierzę – odparł, a potem znów się zaciągnął. – Charlie taki nie był. Pamiętasz, gdy spotkaliśmy go po raz pierwszy? Nigdy nie widziałem, żeby ktoś aż tak się cieszył z tego, że zostanie nauczycielem. Nawet po tym, co się stało, dalej chciał… – Kettleburn pokręcił głową. – Dumbledore ściągnął go na wypadek wojny, Charlie wiedział, jaka jest stawka. Nie uciekłby. Poza tym, po co robić cały ten rozgardiasz?
– Może wszystko upozorował. Portretu Elżbiety Woodville również nie znaleziono. Dobrze wiesz, jak ją sobie cenił.
– To prawda. Wiesz, Menemozyno? Czasami wydaje mi się, że jestem już na to wszystko za stary. Hurkley odszedł, słyszałaś?
– Nie. Kiedy?
– Wczoraj.
– Albus będzie potrzebował dwóch nowych nauczycieli – stwierdziła Menemozyna Necho, wzruszając ramionami. – Nie lubiłam Hurkleya, był zbyt roztrzepany jak na profesora.
– Nie miał dokąd wrócić, a rodzina się go wyrzekła. Przed odejściem powiedział coś dziwnego na temat Galena. Mozzie, a co jeżeli wojna już trwa, a my tego nie dostrzegamy?
Menemozyna oderwała wzrok od płyty nagrobnej, gdzie wyryto imię jej męża, i spojrzała na Silvanusa. W bladym świetle jawiła się znacznie starsza niż w rzeczywistości, a zmarszczki na jej twarzy uwydatniły się, czyniąc z niej starą kobietę. Wydawała się zmęczona i zrezygnowana, a jednak powiedziała zdecydowanie:
– Nie dajmy się zwariować, Silvanusie. Zauważyłbyś, gdyby trwała wojna, świat by zauważył.
– Tak, masz rację – odpowiedział, bezmyślnie kiwając głową, a echo katakumb poniosło jego słowa, wypaczając je.
~*~
Megareus Ashberry wdepnął w kolejną kałużę, krzywiąc się przy tym z niesmakiem. Sierpień roku 1975 był wyjątkowo mokry oraz wietrzny. Wydawało się, że nadeszła już jesień z gnącymi gałęzie wichurami, chłodnymi nocami oraz rześkimi świtami. Bywało, że Megareus zastanawiał się, czy tak zadziwiająca pogoda jak na lato nie jest czasem wynikiem działań czarodziejów, jednak departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów nie odnotował niczego takiego. Przynajmniej nie wtedy, kiedy Megareus Ashberry wciąż tam pracował.
Hogwart nie zmienił się wcale, odkąd Megareus opuszczał jego mury, jednak trudno było powiedzieć to samo o ludziach. Wielu czarodziejów żyło długie lata, znacznie przekraczając czas dany mugolom, a mimo to często wydawało się to niczym w porównaniu do licznych magicznych istot. Ashberry westchnął i pokręcił głową, próbując odgonić ogarniającą go melancholię.
Megareus słyszał, co stało się pod koniec tego roku w Hogwarcie. Pomimo wielu lat kontroli, zaskakująco pozytywnych wizytacji oraz opinii znawców, a także obecności sławy wśród magozoologów, Silvanusa Kettleburna, wampir i tak wymknął się spod kontroli. Ministerstwo wystosowało wniosek o spętanie niebezpiecznej bestii, osądzenie, a ostatecznie – zapewne – skazanie na usunięcie ze społeczeństwa. Jednak Charles Aiken nie został odnaleziony, zniknął w podejrzanych okolicznościach, a na przesłuchaniach, kiedy poważono się na użycie veritaserum, nikt nie powiedział nic wartościowego. Im starszy wampir, tym większe niebezpieczeństwo stanowi, a Aiken był jednym z najstarszych przedstawicieli swojego gatunku na całym świecie oraz nielicznym ze swoich pobratymców, jaki zachował niezmącony umysł. Przynajmniej tak wydawało się do tej pory.
Bramę szkoły otworzył osobiście Albus Dumbledore, delikatnie stukając w złociste łańcuchy, które z delikatnym szmerem posłusznie opadły. Megareus wszedł na teren Hogwartu i od razu postanowił się wytłumaczyć:
– Witaj, Albusie. Wybacz spóźnienie, ale przed odejściem musiałem dopiąć jeszcze kilka spraw. Chciałbym, żeby wreszcie zamknęli tę sprawę.
– Nic nie szkodzi, Megareusie – odparł Dumbledore, przygładzając długą brodę; wydawał się znacznie mniej energiczny niż zazwyczaj.
– Na pewno? Wybacz szczerość, ale nie wyglądasz najlepiej, a nie powiesz mi chyba, że znalezienie nauczyciela aż tak spędza ci sen z powiek.
– Dziękuję za troskę – uśmiechnął się Dumbledore, wskazując dłonią zamek. – Chodźmy, porozmawiamy wewnątrz.
Gdy weszli do gabinetu dyrektora, Dumbledore zasiadł w fotelu. Na biurku naprzeciw siebie stały dwie zdobne filiżanki, obie wypełnione jedynie do połowy. Megareus rzucił spojrzeniem w głąb gabinetu. Na stolikach i w przeszklonych szafkach stały misterne instrumenty, a niektóre z nich poruszały się lub buchały niewielkimi kłębami pary. Na szafie znajdowała się wysłużona Tiara Przydziału, a po prawej stronie dyrektora na złotej żerdzi drzemał czerwonozłoty ptak, feniks. Choć nic nie świadczyło o tym, że w pokoju jest ktoś jeszcze, Ashberry nie mógł pozbyć się tego uczucia i zwrócił pytające spojrzenie na Dumbledore’a.
– Miałem gościa tuż przed tobą, ale niezwykle się śpieszył i nie mógł zostać – powiedział Dumbledore, machając przy tym różdżką, a filiżanki zniknęły.
– Niech będzie, Albusie. Dziś podpisałem moją rezygnację i od września będę mógł zacząć pracować dla ciebie. Chyba nie masz szczęścia do nauczycieli obrony przed czarną magią, ale może mnie uda się przełamać tę czarną passę.
– Dziękuję ci, Megareusie, twoja pomoc będzie nieoceniona. Czy mogę zapytać, jak daleko ruszyło śledztwo w sprawie śmierci Galena Realgara?
Ashberry poczuł, jak przeszywa go – tak znajome z czasów szkolnych! – błękitne spojrzenie znad okularów-połówek. Uśmiechnął się w duchu, bo obecnie nie był już tym dzieciakiem, który łatwo ulegał wpływom, praca w departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów nauczyła go wielu pożytecznych rzeczy.
– Wiesz, że obowiązuje mnie tajemnica – powiedział Ashberry, a potem dodał mimochodem: – Barty Crouch będzie miał ogromny problem ze znalezieniem Arseniki Realgar. Dziewczyna zapewne widziała, co się stało tamtego dnia i wie, jak zginął jej brat, ale nie bez powodu zaszyła się na ostatnie sześć lat.
– Arsenika Realgar nie żyje, byłem na jej pogrzebie, zmarła tego samego dnia co Galen. Nie chcesz mi powiedzieć, że otworzyłeś jej grób, a zwłoki, jakie w nim znalazłeś, nie należały do niej?
– Nie chciałbym powiedzieć tego nikomu.
– Barty Crouch zażądał twojego ustąpienia? – zapytał Dumbledore, łącząc długie palce w piramidkę.
– Nie, nigdy nie miał nade mną takiej władzy. Jakie będzie moje prawdziwe zadanie?
– Od razu przechodzisz do sedna sprawy. – Dumbledore wykrzesał z siebie coś na kształt krzywego uśmiechu. – Musisz odnaleźć Charliego całkowicie na własną rękę. Nie ufaj nikomu z kadry nauczycielskiej, zbyt wiele razy już się pomyliłem. Odesłałeś Tulię i dzieci?
– Tam, gdzie są, nie zagrozi im żadne niebezpieczeństwo stąd. Ściągnąłeś Reevesa?
– Oczywiście.
– Więc czas zacząć rozgrywkę.
Megareus Ashberry uśmiechnął się drapieżnie, lecz na twarzy Albusa Dumbledore’a wciąż malował się stoicki spokój. Łebek Faweksa opadł i feniks stanął w płomieniach, a gabinet wypełnił swąd palonych piór oraz ciała.  

10 komentarzy:

  1. Teraz mam takie dziwne wrażenie, że pierwsza część w ogóle nie łączy się z drugą, ale to może też dlatego, że cała akcja zdaje się dopiero teraz rozgrywać i to tak na poważnie.
    Wątek polowania na Charlesa wydaje się ciekawy, ale zastanawia mnie, jak on zostanie przeprowadzony, gdy główna oś fabuły jej prowadzona z punktu widzenia Huncwotów? Znów będziesz robiła nas w jajo!
    Menemozyna pojawia się jakoś zbyt często, gdy chodzi o zawiązanie akcji... Wcześniej była oskarżona o zatrzymanie łódek na środku jeziora, teraz pojawia się przy grobie swojej rodziny... Przypadek? Nie sądzę.
    Ale to, co mnie najbardziej ciekawi - Syriusz ucieknie w tej części z domu! Jestem szalenie ciekawa tego wątku i nie mogę się go doczekać :D
    Czekam z niecierpliwością na rozpoczęcie nowej części.
    Pozdrawiam, Niah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga część jest bardzo luźno związana z resztą. Był taki moment, kiedy chciałam ją w ogóle przeskoczyć (taki timeskip), ale nie chciałam iść na łatwiznę, więc pojawił się Charlie (który jeszcze wróci - kiedyś :D).
      Nie będę, słowo! Mam dość zamieszania z narracją, przez którą w tej części będę się wyjątkowo gimnastykować. W każdym razie, to chyba nie spojler, Aiken siedzi w pace i nie ma zbyt fajnego życia.
      Zdecydowanie nie przypadek <3. Chyba rozwiążesz zagadkę wcześniej, niż powinnaś ^^.
      Tak, ucieknie, dłużej zwlekać nie mogę :D.
      Pozdrawiam ;).

      Usuń
    2. Musisz być wytrwała i prowadzić akcją do końca. Pamiętaj, że będę Cię wspierać, bo ciekawi mnie zawiązanie akcji :D Zostały ci jeszcze dwa lata do opisania, szósty i siódmy rok (+ to, co się dzieje po szkole, jeżeli się faktycznie za to zabierzesz. Bo w sumie to nie wiem).
      Pytanie tylko w jakiej pace? Wampira można wysłać do Azkabanu? W sumie też ma emocje, by go Dementorzy żarli, ale to więzienie dla czarodziejów, a oni są strasznymi samolubami, gdy coś jest typowo dla nich. Nawet jeżeli chodzi o tak nieprzyjemne miejsce.
      Mam nadzieję :D Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
      Blackowie w akcji! To lubię.
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    3. Dzięki :D. Patrząc na moje obecne tempo... nie wiem, czy wyrobię się w dwa lata :(. Sama nie wiem, czy ruszać to, co po szkole - pewnie wszyscy będą mieli dość xD.
      Nie miałam na myśli Azkabanu. A w jakiej pace, to ci nie powiem :P. Szepnę tylko, że zniknięcie Charliego pokrzyżowało plany Dumbledore'owi i zależałoby mu na odnalezieniu go, ale nawet nie wie, gdzie szukać.
      ...Blackowie, liczba mnoga. Chyba przechwyciłaś sygnał z mojej łepetyny, hakerze!

      Usuń
    4. Ja myślałam, by w ramach postanowienia noworocznego skończyć w tym roku Bezruch, ale znając życie, na planach się skończy, więc nic nie postanawiam XD
      Teraz mnie ciekawi co takiego Dumbel postanowił...
      Napisałam Blackowie, bo jednak ktoś musiał popchnąć Syriusza do ucieczki i ktoś go też wypali z gobelinu, wiec będzie kilku Blacków. Nie wiem, czy chciałabym się włamać do Twojej głowy. Tyle spoilerów ;)
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
  2. Myślałaś kiedyś o spróbowaniu sił w PBF'ach?
    Zostawiam link i namiar na siebie w postaci gadu, 8660039.
    http://magiclullaby.forumpl.net/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, bo nigdy nie ogarnęłam idei. Jeżeli znajdę chwilę, postaram się wpaść.

      Usuń
  3. W końcu jestem i wpadłam poczytać. No to ciekawie się zrobiło. Przeczuwam, że za jakiś czas coś się zacznie dziać i nagle ni stąd ni zowąd wyskoczy Aiken :D. Cóż, trudno się dziwić reszcie, że boi się podołać zadaniu przebywanie z nim, znalezienia go itd. Ciekawe czy uda się to osobie, która się tym zajmuje. W końcu za coś dostała te stanowisko. Chyba, że wkradł się tu jakiś nepotyzm :D. Myślę, że Syriuszowi pewnie będzie trochę przykro, że jego lubiany nauczyciel odszedł. Tylko, co Black z tego wyniesie? To raczej nieczęste albo zbyt często pokazywane w filmach jest to, jak matka sceptycznie podchodzi do synowej ;d. No, ale wiadomo, nie zawsze tak jest, lubią się itd. Wiadomo, trudno oddać syna w czyjeś ręce, więc warto zadbać o najlepsze. Zastanawia mnie czy faktycznie Nott coś wiedział na temat sprawcy, czy może miał jakieś przypuszczenia jedynie. Jakoś nie przypadł mi do gustu ten duch, wydaje się, jakby coś w nim siedziało, no i w sumie jest zbrodniarzem, więc to pewnie, dlatego wyczuwam złą aurę ;D.

    "Bywało, że Megareus zastanawiał się, czy tak zadziwiająca pogoda jak na lato nie jest czasem wynikiem działań czarodziejów, jednak w departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów nie odnotował niczego takiego." --> chyba bez "w"

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodaje: Jeżeli masz ochotę na zabawę w Liebster Blog Award, to zapraszam na mój blog, jest w zakładce lub na głównej. Ostatnio zostawiałam Ci adres, nie wiem czy byłaś, więc podaje jeszcze raz:
      w-glab-wyobrazni.blogspot.com

      Usuń
    2. Charlie dostanie dodatek (mam nadzieję, że go jeszcze dzisiaj ogarnę), więc tak długo nie trzeba będzie na niego czekać ;).
      Nie, Ashberry nie dostał fuchy na ładne oczy, zna się na rzeczy, ale robotę też ma niewdzięczną xD.
      Tak, Syriusz będzie bardzo niepocieszony, ale w najbliższym czasie będzie miał inne problemy ;). Mogę powiedzieć, że Nott miał dobre przypuszczenia, a w dodatku zna mąciwodę.
      Cmentarz jest nawet związany z kanonem, pochowano tam Thomasa Riddela (xD), a koło roku dwutysięcznego duch Mackenziego nawiał i straszył. To tak w ramach ciekawostki. Sam Mckenzie to po prostu potwór, więc nie dziw, że wyczuwasz złą aurę ;).
      Dziękuję! Zaraz poprawię byka.

      A właśnie myślałam, że ktoś mi zostawiał adres, ale gdzieś mi zaginął. Na pytania odpowiem i n blogu zawitam, słowo!
      Pozdrawiam ;)

      Usuń