Londyn
tonął w złocistym blasku słońca. Po niebie sunęły brzemienne
deszczem pierzaste bałwany, jednak wokół było tak przyjemnie
ciepło, że orzeźwiający deszczyk jawił się raczej jako błogie
urozmaicenie. Tamiza wiła się długą szarobłękitną wstęgą
niby ogromny wąż, tocząc lewie wody, po których poruszały się
wielkie statki przybijające do doków oraz te mniejsze – zdobne
wycieczkowce. Po obu stronach rzeki sterczały lasy z kamienia,
cegieł oraz szkła, wśród których znajdowała się plątanina
brukowanych nici tworzących pajęczynę dróg.
Oparłszy
się o framugę okna, Syriusz przeciągnął się. Leniwie oderwał
wzrok od miasta i spojrzał na kilkunastu turystów, którzy trzymali
się w zwartej grupie, ciekawie rozglądając się na boki.
Westchnął, zerknął na zegarek i skrzywił się. Robiło się
późno – niebo zaczynało przedzierzgać się w pomarańczowe
barwy, a Tamiza powoli ciemniała, plamiąc się czerwieniami. Black
wzruszył ramionami na myśl o powrocie do domu i ponownie spojrzał
na miasto.
Lubił
patrzeć na Londyn z góry – wtedy wszystko wydawało się
mniejsze, mniej znaczące, proste. Od początku wakacji podłączał
się pod inne wycieczki i wędrował z nieznanymi ludźmi po różnych
miejscach, na nowo poznając miasto. Zazwyczaj opuszczał dom
wczesnym rankiem i wracał późnym wieczorem, a matka nieustannie
prawiła mu kazania, groziła, wlepiała szlabany, które ignorował.
Regulus przyglądał się wszystkiemu z boku, nie mówiąc nic,
jednak każdego ranka posyłał Syriuszowi spojrzenie pełne
dezaprobaty, jakie prześladowało go cały dzień, gdy snuł się
uliczkami.
Kilka
razy Syriusz wypił za dużo w barze, a do domu wrócił dopiero nad
ranem. Zdziwił się, widząc matkę śpiącą na kanapie w salonie,
ale poprawił zsuwający się jej z ramion koc, i po cichu wszedł na
górę. Przypuszczał, że matka znów czekała na ojca. Po południu
znów wyszedł bez słowa.
Ojciec
pracował teraz więcej niż zwykle, przez co zaczął bywać w domu
już tylko gościem. Późnymi nocami długo rozmawiał z matką, a
jego głos wydawał się dziwnie zmęczony – zupełnie jakby coś
zaczynało go przytłaczać. W końcu Syriusz usłyszał, jak padło
jego własne imię. Zmarszczył wtedy brwi, skrzywił się, a
następnego dnia pozostał w domu. Dostrzegł, że ostatnio na twarzy
matki przybyło zmarszczek, a ona sama co jakiś czas z
niecierpliwością wypatrywała przez okno i uspokajała się
dopiero, kiedy ojciec wracał.
Syriusz
nie potrafił zbyt długo wysiedzieć na Grimmauld Place, więc
wkrótce na nowo podjął swoje wędrówki po Londynie. Poprosił
matkę, by pozwoliła mu wyjechać choć na kilka dni do Jamesa,
jednak kategorycznie mu zakazała. Zdenerwował się, trzasnął
drzwiami i postanowił, że tej nocy nie pokaże się w domu.
–
Przepraszam, ale grupa zaraz wychodzi, proszę za mną –
powiedziała jakaś starsza kobieta, spoglądając na niego z
niesmakiem.
Wstał,
nic nie mówiąc, wcisnął ręce do kieszeni i poszedł za resztą
do wyjścia. Kiedy wreszcie pokonali wszystkie schody na dół, w
górze rozbrzmiały wyraźne uderzenia zegara – wybiła siódma.
Syriusz nie kłopotał się słuchaniem uwag oprowadzającej kobiety,
która nazbyt przypominała mu matkę.
Skręcił
w kilka uliczek, nie patrząc, gdzie zmierzał, aż wreszcie trafił
pod bar. Uśmiechnął się pod nosem na myśl, jak bardzo zdenerwuje
to matkę i – wbrew postanowieniu – wszedł do środka oraz
zamówił drinka. Barman bez pytania o wiek podał mu zamówienie.
Wokół roznosił się intensywny zapach alkoholu, który tłumił
pozostałe wonie.
Po
drugiej stronie baru siedziała dziewczyna w ciemnej sukience na
ramiączka. Uśmiechała się zalotnie, a Syriusz puścił do niej
oczko. Wstała, przysiadła się do niego i zapytała:
–
Wolne? – Miała głęboki, nieco przychrypnięty głos, jaki
spodobał się Syriuszowi.
–
Teraz ty tu siedzisz – stwierdził, a potem pociągnął długi łyk
ze szklanki, w której łyskał się w nikłym świetle brązowawy
napój.
Uśmiechnęła
się. Miała głęboko osadzone, zadziwiająco zielone oczy okolone
ciemnymi rzęsami, którymi teraz zatrzepotała uwodzicielsko.
Odstawił kieliszek i wsparł głowę o dłoń opartą o blat. W
kąciku ust w pełnym pogotowiu czekał uśmiech – nieco wilczy,
nieco niebezpieczny, ale Syriusz był przekonany, że ją zaciekawi.
Obróciła się, oparła plecami o bar i zerknęła na niego spod
oka, udając, że mało ją interesuje. Z trudem powstrzymał
chichot.
Całkiem
zabawna ta gra, pomyślał, a uśmiech wypełzł na swoje
miejsce.
–
Skąd jesteś? – zapytał, przypatrując się jej długim,
wyciągniętym nogom.
–
Czy to ważne? – odparła, obracając się ponownie w jego stronę,
a jej kolano niby przypadkiem go trąciło.
–
Właściwie nie.
Przeciągnął
się leniwie, wypił resztkę alkoholu i poczuł, jak gorąco wpełza
mu na policzki. Przechylił głowę, mierząc kobietę taksującym
spojrzeniem. Przez chwilę zastanawiał się, czy na pewno mu
pozwoli, a potem po prostu przechylił się, całując ją w policzek
i szepcząc:
–
Pachniesz jak narkotyk, nie chciałbym się uzależnić.
Odsunął
się, spoglądając na jej reakcję. Obdarzyła go czarującym
uśmiechem i kiwnęła w kierunku wyjścia, a on podążył za nią
jak ćma lgnie do latarni. Alkohol szumiał w głowie, chociaż nie
czuł się pijany. Weszli do toalety, pociągnęła go za przód
koszuli i przywarła do jego ust, ściągając go na siebie.
Niepewnie powiódł dłonią po jej udzie, na co zamruczała z
zadowoleniem.
Nie
znał jej imienia, nie wiedział, kim jest, ale w tej chwili
znaczniej bardziej interesowała go jej miękkość i zapach oraz to,
jak chętnie została jego nauczycielką.
~*~
Wrócił
do domu bladym świtem. Odczuwał silne zmęczenie, a jedynym, na co
miał ochotę, był sen. Pomyślał, że napiłby się jeszcze
szklanki wody i wszedł do kuchni. Ogień pozostał wygaszony, ale w
szarawym świetle poranka zobaczył postać. Zawahał się przez
chwilę, ale potem pewnie wkroczył do pokoju. Wysoka smukła
sylwetka ojca odcinała się wyraźnie od okna. Syriusz zignorował
go, wyjął szklankę oraz sięgnął do lodówki po chłodną wodę
i wtedy wreszcie Orion przemówił:
–
Długo cię nie było. – Syriusz nie zareagował, zamknął
lodówkę. – Zaczynaliśmy się niepokoić – dodał i przesunął
dłonią po nieogolonym policzku, co robił głównie wtedy, kiedy
nie wiedział, co powiedzieć.
W
domu Blacków to zawsze Walburga zajmowała się dziećmi, Orion
pracował, często wychodził, a wieczorami rozmawiał z żoną.
Starał się nie ingerować w wychowywanie synów, stwierdziwszy
najwyraźniej, że leży to w gestii kobiet, toteż zazwyczaj, kiedy
matka wysyłała go, by pomówił z dziećmi, Orion wydawał się
niepewny i nieco zakłopotany.
Syriusz
dobrze pamiętał, jak ojciec przyszedł podczas jednej z lekcji
francuskiego ze starym Castainem, krótko po wizycie Jamesa i Petera.
Syriusz był przekonany, że to matka ponownie złoży mu wizytę –
to zawsze ona robiła mu pogadanki, przygotował się na to, że to będzie
matka. Widok ojca nieco go zaniepokoił, chyba nawet Castain został
zaskoczony, ale Orion po prostu poprosił o rozmowę sam na sam z
synem. Nikt nie śmiałby odmówić głowie rodu, a ojciec jawił się
jako ona we wszystkim prócz nazwy, bo dziadek Polluks walecznie
trzymał się tej resztki życia, jaka mu pozostała. Nawet Syriusz
odczuwał przed rodzicielem pewien respekt, choć nigdy nie
przyznałby tego otwarcie.
–
Miałem coś do załatwienia na mieście – odparował Syriusz i
wypił chłodną wodę, która orzeźwiająco spłynęła mu wzdłuż
gardła.
–
Oczywiście. Wyraźnie czuję wszystkie te niecierpiące zwłoki
sprawy.
–
Nie twoja…
–
Jesteś pewien?
Syriusz
chciał odpowiedzieć, ale nie znalazł wymówki, nie potrafił
kłamać ojcu prosto w oczy. W dzieciństwie to tata ich rozpuszczał,
pozwalał podjadać ciasta, płatać psikusy, kupował zabawki, a w
niektóre weekendy zabierał na mecze quidditcha. Później powoli
przestawał to robić i Syriusz myślał, że to wina matki, ale
został mu sentyment do tych dawnych dni.
–
Syriuszu – powiedział Orion, a jego głos wydawał się tak
potwornie zmęczony – oboje z mamą niepokoimy się o ciebie.
Nadchodzą ciężkie czasy i powinieneś trzymać się rodziny, teraz
potrzebujemy się najbardziej, a ty znikasz na całe noce w jakichś
spelunach. Ile dziś wypiłeś? Nie, odpowiedź jest jedna: za dużo.
Zachowujesz się nieodpowiedzialnie, nie słuchasz, co się do ciebie
mówi, a nam kończą się środki. Jesteś naszym synem, nie możemy
pozwolić, byś zniszczył sobie życie.
–
Więc po co matka znów wspominała o Durmstrangu? – butnie zapytał
Syriusz, z rozpędem odkładając szklankę.
–
Mama myślała, że w ten sposób zmusi cię do zastanowienia nad
swoim postępowaniem, nigdy by cię tam nie wysłała, gdyby nie
czuła, że to absolutnie konieczne.
Zapadła
cisza. Syriusz z uporem wpatrywał się w odstawioną przed chwilą
szklankę. Ona również miała na sobie delikatny herb Blacków –
zupełnie jak znamię, którego nie można się pozbyć. Nagle poczuł
na barku dłoń ojca, Orion ścisnął go lekko i powiedział niemal
szeptem:
–
Masz tylko jedną rodzinę.
Potem
ojciec odszedł, a Syriusz pozostał sam w kuchni. Słońce
wschodziło w powodzi karmazynu, a promienie sączyły się przez
okno niby krew. Black wzdrygnął się, zauważając w kącie
wpatrującego się w niego Stworka.
–
Czego się gapisz? – warknął i pobiegł na górę.
~*~
Następnego
dnia potwornie bolała go głowa. Spodziewał się wizyty matki i
psychicznie przygotowywał się na jej krzyki. Ale zjawił się
Regulus.
Syriusz
zastanawiał się, czy to ojciec kazał mu przyjść, ale z jakiegoś
powodu wątpił. Reg postawił na stoliku karafkę z wodą, a na
szafie zawiesił czystą szatę. Później skierował się do okien i
odciągnął burgundowe zasłony, wpuszczając światło, przed
którym Syriusz pośpiesznie schował głowę pod kołdrę.
–
Już południe, wstawaj – powiedział Regulus, szarpiąc nakrycie
brata.
–
Nic z tego – jęknął Syriusz, silniej naciągając na siebie
poduszkę.
Regulus
przestał wreszcie ciągnąć za kołdrę i Syriusz pomyślał, że
brat dał mu spokój, kiedy nagle usłyszał zaklęcie i uniósł się
nad łóżko. W ręku wciąż trzymał rąbek materiału, co tylko go
zirytowało. Zaklął.
–
Puszczaj, Reg, to wcale nie jest zabawne – warknął na brata,
patrząc na niego wilkiem.
Regulus
posłuchał i rzucił przeciwzaklęcie, a Syriusz runął na materac.
–
Oszalałeś?
–
Ja? – powtórzył Regulus, patrząc na brata z niedowierzaniem. –
Ja oszalałem? Jasne, bo to ja włóczę się po mieście, ja nie
wracam do domu na noc i ja mam wszystko, co się do mnie mówi, w
dupie.
–
Co cię dzisiaj ugryzło?
–
Nic. Zupełnie nic – warknął Regulus i zatrzasnął za sobą
drzwi.
Syriusz
wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknął jego brat, trąc obolałe
ramię, na które spadł. Ostatnio niewiele rozmawiał z Regulusem,
szczególnie od ich kłótni w Hogwarcie. Syriusz nigdy nie musiał
starać się o czyjąś atencję – ludzie sami przybywali do niego.
Wziął
chłodny prysznic, ubrał się i zszedł do kuchni. Tym razem
rodziców nie było w domu, babcia pewnie znów pojechała z
dziadkiem do Munga, a Regulus gdzieś się zaszył, więc Syriusz sam
zjadł śniadanie. Stworek nie przyszedł, co nieco zdziwiło Blacka,
ale nie zamierzał nad tym rozpaczać – gdziekolwiek znajdował się
ten durny skrzat, nie obchodziło go to.
Na
stole leżała kartka. Lak zdarto pośpiesznie, a sam list odrzucono
na stół byle jak. Syriusz przyjrzał się adresatowi. Walburga
Black. Przez chwilę walczył ze sobą – matka byłaby wściekła,
gdyby dowiedziała się, że czytał cudzą korespondencję. Miał
już odejść, kiedy przez otwarte okno wpadł podmuch wiatru,
delikatnie przekręcając list. W oczy Syriusza rzuciło się słowo
Durmstrang, a w pamięci jak żywe rozbrzmiały niczym
zwielokrotnione echo wczorajsze słowa ojca: „gdyby nie uznała, że
to absolutnie konieczne”. Syriusz zazgrzytał zębami i wyszedł w
pośpiechu.
Idąc,
z pasją kopał leżące pod nogami kamyki. Nie zwracał uwagi, dokąd
zmierzał, toteż ze zdumieniem zorientował się, że stał na
wprost Dziurawego Kotła. Niewiele się nad tym zastanawiając,
wszedł do środka.
Otoczył
go ciepły korzenny aromat, wokół rozbrzmiewały gwary rozmów, a
barman Tom uwijał się za ladą. W pomieszczeniu wyraźnie dawało
się wyczuć magię, choć Syriusz nie potrafił powiedzieć, na jakiej
dokładnie podstawie wyciągnął taki wniosek. Ale to był Dziurawy
Kocioł – tu zawsze w zaklęcia unosiły się powietrzu.
Przysiadł
przy barze oraz poprosił o piwo kremowe. Podczas gdy siedział w
mugolskich pubach, nigdy nie towarzyszyło mu uczucie, że to
faktycznie jego świat, że jest częścią tego miejsca jak tutaj.
Syriusz westchnął i pociągnął długi łyk z kufla. Poczuł
znajomy zapach gryzącego dymu, odwrócił się, a przy stoliku
zobaczył dziewczynę, której zupełnie się tu nie spodziewał.
Zawsze
uważał, że Lily Evans całe wakacje grzecznie spędza z rodzicami,
ewentualnie uczy się nowych zaklęć – w końcu była kujonką! A
jednak była tu, nie pomyliłby jej z nikim innym – James już o to
zadbał. Syriusz przewrócił oczami, chwycił kufel i podszedł do
jej stolika.
–
Hej. Wolne? – zapytał, choć wcale nie czekał na odpowiedź i
przysiadł się.
–
Jasne, rozgość się – burknęła sarkastycznie, czym znów go
zaskoczyła.
Siedzieli
w ciszy, która zaczęła mu ciążyć. W końcu odgiął się,
położył łokieć na oparciu krzesła i zaczął wpatrywać się w
nią świdrującym wzrokiem. Kiedyś podpatrzył, jak ojciec uparcie
wpatruje się w jakiegoś kontrahenta, który zawzięcie unikał
kontaktu wzrokowego właśnie w ten sposób.
–
Chciałeś czegoś? – zapytała w końcu. – Wiesz, to nie jest
mój najlepszy dzień.
–
Co to jest? – powiedział, wpatrując się w niewielki przedmiot,
jaki trzymała w dłoniach.
–
To? – Uniosła wyżej krótki, biały patyczek, z którego unosił
się dym.
Syriusz
skinął głową, a Lily uniosła brwi, uśmiechając się.
–
To papieros. Czarodzieje ich nie palą, prawda?
–
Nie. Mógłbym spróbować?
–
Skoro chcesz…
Wziął
od niej papierosa, przyjrzał się mu uważnie, a następnie włożył
do ust. Nie bardzo wiedział co dalej powinien z nim zrobić, więc
przez chwilę siedział tak. Lily przypatrywała się mu, wspierając
głowę na dłoni i uśmiechając się lekko. Wreszcie powiedziała:
–
No, zaciągnij się!
–
Jakbym wiedział jak… – Zrobił naburmuszoną minę.
–
Po prostu wciągnij powietrze.
Chwycił
mocniej tego dziwnego papierowego cosia, a następnie zaciągnął
się. W oczach pojawiły mu się łzy, natychmiast wypuścił z ust
chmarę dymu i rozkaszlał się, próbując złapać oddech. Lily
podeszła do baru i przyniosła wodę, którą wypił łapczywie.
Wreszcie doprowadził się do ładu.
–
Zrobiłaś to specjalnie – oskarżył ją.
Widział,
jak tłumiła uśmiech, spoglądając gdzieś w sufit.
No
tak, pomyślał. Mogłem się domyślić, że będzie chciała
wyciąć mi numer. Może i mi się należało, ale…
–
No dobra, to teraz pokaż, jak powinno się to robić.
–
Niby dlaczego?
–
Bo cię proszę.
–
To nie brzmiało jak prośba.
–
I tak nie potrafisz, co?
–
Potrafię! – oburzyła się, zakładając kosmyk rudych włosów za
ucho.
–
To pokaż.
Zacisnęła
usta i sięgnęła po papierosa, który wciąż tlił się w jego
ręku. Podał jej go bez wahania, przyglądając się z
zaciekawieniem, jak bierze go do ust. Zaciągnęła się,
uśmiechnęła, a potem wypluła chmarę dymu, kaszląc jak szalona.
Zaśmiał się, podsuwając jej własną szklankę wody. Chwyciła ją
i opróżniła niemal do dna.
–
Wcale nie umiesz palić – wytknął jej z satysfakcją.
–
Nie, nie umiem – przyznała, wzdychając. – Sprowokowałeś mnie.
Wyszczerzył
zęby w odpowiedzi.
–
Powiesz mi, po co przyszłaś tu udawać, że umiesz tego używać?
–
Tak jakby to nie twoja sprawa.
–
Nie moja – przyznał szczerze. – Ale chyba oboje nie bardzo mamy
co robić, więc równie dobrze możemy pogadać.
Spuściła
głowę, a jej ramiona opadły. Odwróciła się w stronę Toma i
zamówiła im po kremowym, a potem zaczęła bawić się szklanką,
obrysowując palcem jej brzeg. Syriuszowi nagle przypomniał się
poranek kilka dni temu i rozmowa z ojcem. Potrząsnął głową z
irytacją.
–
Ale ty zaczynasz.
–
Panie mają pierwszeństwo.
–
Twój pomysł, ty zaczynasz.
–
Jesteś strasznie uparta, wiesz? – mruknął z zaciekawieniem. –
Dobra, ojciec zauważył, że istnieję, brat stroi fochy o cholera
wie co, a matka chce mnie wysłać do Durmstrangu. Dasz więcej?
Mina
jej zrzedła, a w oczach pojawiło się współczucie. Syriusz nie
chciał litości, odwrócił wzrok. Wtedy na ramieniu poczuł jej
dłoń, lekko ścisnęła go jak jeszcze niedawno tata. Syriusz
skrzywił się.
–
Przepraszam – powiedziała, zabierając rękę.
–
Daj spokój. To nie twoja wina. – Pociągnął z kufla długi łyk
i dodał: – Nie myśl, że się wykpisz, twoja kolej.
–
Znów pokłóciłam się z siostrą, zwędziłam jej narzeczonemu
fajki, wezwałam Błędnego Rycerza i jestem tutaj.
Zachichotał.
Po prostu nie mógł oprzeć się pokusie.
–
Ja się nie śmiałam, buraku – warknęła na niego i chlusnęła
resztką wody.
–
Hej! Nie musiałaś mnie oblewać. Poza tym w życiu nie
przypuściłbym, że akurat ty coś ukradniesz.
–
To była pożyczka – burknęła, patrząc w bok.
–
Jasne, też często tak sobie powtarzamy.
Lily
spojrzała na zegarek, a jej oczy jakby zrobiły się większe.
Natychmiast wstała, niemal przewracając kufel i rzuciła przez
ramię:
–
Muszę już iść.
Uniósł
brwi, ale nic nie powiedział. Zapłacił za wszystko, przydeptał
niedopałek papierosa i ruszył do przejścia na Pokątną. Już miał
wyjść z knajpy, kiedy zorientował się, że słyszał czyjąś
kłótnię. Przywarł do tylnych drzwi, delikatnie je uchylając.
Dojrzał Barty’ego Croucha i któregoś z braci Avery – Syriusz
nigdy ich nie odróżniał. Oczywiście obaj mieli na sobie dobrze
skrojone szaty czarodziejów. Ojciec Barty’ego robił w
Ministerstwie karierę, więc chłopak zyskiwał coraz więcej
wpływów. Jednak Avery najwyraźniej nie miał ochoty zgodzić się
na coś, czego chciał od niego Crouch.
–
Dość – warknął Avery. – Nie będziemy tutaj o tym rozmawiać.
–
Kiedy ja zasługuję, żeby…
–
Ta decyzja nie zależy od ciebie. Ani ode mnie. Puszczaj.
Avery
wyrwał rękaw szaty, który chwycił Barty i spojrzał na chłopaka
z obrzydzeniem.
–
Pójdę do Evana, Sarin – jęknął desperacko Crouch.
–
Idź. Na co czekasz?
Crouch
nie zrobił ani kroku, był blady i zaciskał zęby z wściekłości.
Avery patrzył na niego ze wzgardą, ale potem chwycił Barty’ego
za szyję, przyciągnął do siebie i coś wyszeptał, Syriusz –
choć się starał – nie usłyszał co. Później razem przeszli na
Pokątną, a Black odwrócił się i wrócił na mugolską część
Londynu.
Co
to miało znaczyć?, zastanawiał się. Czemu Crouch miałby
się płaszczyć przez Averym? Przecież Avery nie ma lepszej
pozycji, nie jest bardziej majętny, chyba że… Chyba że ma
dojścia tam, gdzie nie ma ich Barty, gdzie pozycja i nazwisko jego
ojca nie otwierają drzwi. Dlaczego Regulus był na mnie dzisiaj tak
wściekły? Czy to możliwe, że to ma ze sobą jakiś związek?
Znów
błądził po Londynie bez celu. Niebo stało się szare, potem
zatliło się różową łuną, a następnie spłonęło w kipieli
szkarłatu i przyoblekło się w czerń. Gwiazdy lśniły zimnym
odległym blaskiem niby pojedyncze diamenty w mrokach kopalni bez
dna. W świetle ulicznych latarni przechodnie rzucali ogromne cienie,
które pojawiały się znikąd i niknęły w ciemności. Syriusz
siedział na krawężniku, koło niego stała półpełna butelka
piwa.
Zastanawiał
się, czy matka już śpi, czy ojciec znów będzie na niego czekał
w kuchni. Nie chciał się z nimi widzieć. Żałował, że nie
przeczytał listu, jednak teraz pewnie było za późno. Westchnął
ciężko, myśląc o spotkanej w barze dziewczynie, rozważał przez
chwilę, czy jeszcze kiedyś ją ujrzy. Szybko doszedł do wniosku,
że pewnie nie.
Wreszcie
wstał, wcisnął ręce głęboko w kieszenie spodni i ruszył do
domu.
Wokół
panowała cisza, światła w oknach już pogasły. Ptak zaśpiewał
gdzieś z oddali, zapowiadając nadejście świtu, choć noc była
jeszcze ciemna.
Syriusz
po cichu wszedł do środka. Zanurzył się w mrok, bo wewnątrz nie
paliło się żadne światło. Wtem rozbłysły świece na korytarzu,
oślepiając Syriusza, który zmrużył oczy.
–
Wróciłeś – szepnęła matka, a w jej głosie wyraźnie
zabrzmiała ulga.
Kiedy
wreszcie nagła jasność przestała go oślepiać, spojrzał na nią
hardo. Musiał się dowiedzieć dzisiaj, co zamierzała, co miał
znaczyć ten przeklęty list.
–
Wróciłem – stwierdził lodowato, ze zdumieniem zauważając, jak
bardzo jego głos przypomina ton ojca, kiedy był wściekły. –
Widziałem list.
–
Och…
–
To wszystko, co masz mi do powiedzenia?
–
Jestem twoją matką. Zawsze będę cię chronić.
–
Chronić? CHRONIĆ? – Nawet nie zauważył, kiedy zaczął
krzyczeć. – Naprawdę myślisz, że w ten sposób będzie lepiej
dla kogokolwiek?!
–
Dziś nie będziemy o tym rozmawiać – odpowiedziała twardo, choć
przejmująco cicho, a dolna warga drżała niekontrolowanie.
–
A właśnie, że będziemy. Dość mam tej sytuacji, dość mam tego
domu i… – Zawahał się.
–
Nie rozumiesz, co się dzieje – powiedziała. – Musimy zawalczyć
o lepszy świat dla was. Nie mogę… – Walburga przerwała, niemal
załamał jej się głos. – Chcemy zaryzykować, a pewne rzeczy już
niedługo znajdą się na swoim miejscu, ale ciebie nie może tu
wtedy być. To dla twojego bezpieczeństwa, zrozum, proszę, synku.
Szybko
pokonała odległość, jaka ich dzieliła, wyciągnęła dłoń i
dotknęła jego policzka. Uśmiechnęła się, spoglądając na
niego, choć w jej oczach wciąż czaił się smutek. Odsunął się,
nie potrafił znieść jej dotyku, za bardzo przypominał mu
wszystkie dobre chwile – dni, kiedy czytała mu do snu, dni, kiedy
przybiegał do niej z płaczem, dni, kiedy sam jego widok wywoływał
na jej twarzy uśmiech. W głowie huczały mu słowa Notta, które
tak bardzo chciał stłumić. I jeszcze jej zachowanie – tak dawno
nie okazywała mu czułości.
„Gdybym
mógł cofnąć czas i tak zrobiłbym to samo”.
Czemu
teraz?
Znów
na nią spojrzał i z przerażeniem dostrzegł, że jej oczy stały
się wilgotne. Cofnął się o krok.
To
wszystko nie tak…
–
Nie pójdę tam, nie pozwolę się tam wysłać – stwierdził
krnąbrnie. – Mogę zostać w Hogwarcie albo…
–
Albo co?
–
Albo więcej mnie nie zobaczysz – dokończył pewnie i poczuł
ulgę. Wreszcie to powiedział.
–
Przestań opowiadać bzdury – prychnęła, marszcząc brwi. – Nie
znasz stawki, jesteś młody i wydaje ci się, że wiesz lepiej.
Znikasz na całe dnie, zostawiasz mnie i brata, kiedy powinieneś być
z rodziną. Jesteś lekkomyślny, zapalczywy i brak ci myślenia
przyszłościowego. Któregoś dnia to ty zostaniesz głową tej
rodziny, nie możesz przynieść nam hańby, a nie wyrażasz żadnej
chęci nauki…
–
Nie mam zamiaru być taki jak ojciec – warknął. – Nie chcę
nakazywać innym, co mają robić, nie chcę, żeby patrzyli na mnie
jak na wyrocznię, nie chcę knuć…
–
Życie nie zawsze daje nam to, czego chcemy – gorzko weszła mu w
słowo. – Powinieneś już odebrać tę lekcję, jesteś dużym
chłopcem.
–
Masz rację. Ty za to wreszcie powinnaś nauczyć się wybierać
właściwe działania.
–
Jak śmiesz?! Pozwalasz sobie na zbyt wiele, Syriuszu.
–
Nie sądzę.
–
Słucham?
–
Dobrze wiesz, co słyszałaś. Nie jesteś głucha.
–
Idź do swojego pokoju i przemyśl swoje postępowanie. Natychmiast.
Syriusz
uśmiechnął się cynicznie i poszedł. Skoro miał już pewność
co do zamiarów rodziców, nie zamierzał spędzić w tym domu choć
chwili dłużej. Pośpiesznie spakował wszystkie ważniejsze rzeczy,
jakie wpadły mu w ręce, wrzucając je do kufra byle jak. Zmniejszył
kilka przedmiotów, żeby móc więcej wcisnąć do torby podręcznej,
którą przerzucił sobie przez ramię, potem pośpiesznie napisał
krótki list, przywiązał Walburdze do nogi i wysłał w drogę. Na
niebie rozlała się krwawa łuna świtu.
Chwycił
kufer, miotłę i zszedł na dół, łomocząc bagażami. Matka
musiała go usłyszeć i już czekała na niego na dole.
–
Gdzie się wybierasz? – zapytała, krzyżując dłonie na piersi.
–
Odchodzę.
–
Gdzie?
–
Co cię to obchodzi?
–
Przestań natychmiast! Mów, gdzie się wybierasz i co mają znaczyć
te torby!
–
Wynoszę się z tego domu.
Walburga
spojrzała na niego, jakby widziała go pierwszy raz na oczy. Jej
rysy jakby się wyostrzyły, wciągnęła powietrze oraz wypuściła
je wolno, a w szarych oczach pojawiły się wściekłość, żal i
coś jeszcze, czego Syriusz nie chciał identyfikować.
–
Na górę. Natychmiast.
–
Mowy nie ma.
–
Dość mam twoich fochów, natychmiast wracaj na górę i przemyśl
swoje zachowanie!
–
W nosie mam twoje nakazy!
–
Jestem twoją matką i będziesz mnie słuchał. Na górę.
NATYCHMIAST!
–
NIE BĘDZIESZ MI ROZKAZYWAĆ!
–
Myślisz, że wiesz lepiej? – warknęła kpiąco. – Jesteś
dzieciakiem, a chcesz pouczać dorosłych? Myślisz, że jesteś taki
odpowiedzialny, co? Regulus od początku wakacji zajmuje się
wszystkim, czym ty powinieneś się zajmować tylko po to, żebyś ty
mógł się schlewać w knajpach i pieprzyć głupie mugolki.
Zachowujesz się jak gnojek, nie wierzę, że urodziłam kogoś
takiego!
–
Mamo! – krzyknął Regulus, który pojawił się na schodach.
Walburga
spojrzała w górę na młodszego syna, który kręcił głową, a
później znów na starszego. Syriusz stał ledwie kilka kroków od
drzwi.
–
Więc może lepiej byłoby, gdybym nigdy się nie urodził –
wysyczał wściekle.
–
Idź na górę – szepnęła, odwracając wzrok.
–
Wydaje mi się, że już skończyliśmy tę rozmowę. Żegnaj.
–
Panicz Syriusz wreszcie odchodzi? – zainteresował się wyglądający
z kuchni Stworek.
–
Tak, Stworku, możesz urządzić przyjęcie – warknął Syriusz,
odwrócił się na pięcie i odszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
„Pozostanie
wymaga znacznie więcej odwagi niż ucieczka”.
Wezwał
Błędnego Rycerza i pognał do Doliny Godryka, zostawiając daleko
za sobą Grimmauld Place i wschodzące słońce. Tak bardzo chciał
zapomnieć słowa nauczyciela.
„w której łyskał się w nikłym świetle brązowawy napój” – chyba błyskał.
OdpowiedzUsuń„Miała głęboko osadzone[,] zadziwiająco zielone oczy okolone ciemnymi rzęsami” – sugeruję przecinek.
„przygotował na to, że to będzie matka” – przygotował się.
„babcia pewnie znów pojechała z dziadkiem w Mungu” – zaraz, że co?
„W pomieszczeniu wyraźnie dawało się wyczuć” – wyczuć co?
Ała. Ten rozdział bolał, bo boli mnie pochopne podejmowanie decyzji przez Syriusza. Bo jestem pewna, że gdyby choć chwilę pomyślał lub przeczytał cały ten list, to wszystko byłoby jaśniejsze. A tak wiem, że coś poszło nie tak, że on coś źle zrozumiał i ... i przykro, no.
W ogóle nie czaję Lily w tym rozdziale, tych papierosów i po co ona tam? Tak szczerze. Bo robi za mały zapychacz. Miała być osobą, która wie o problemach rodzinnych Syriusza, czy jak?
Dobra, wróćmy do Blacków, przecież to mój ulubiony temat. Są... kochani. Tak poważnie. Widać, że się o siebie martwią (pomińmy na razie Syriusza) i jednak kochają, o czym świadczy „tato” i „mamo”, którymi Syriusz określa rodziców (a nie znane ojciec i matka). Moje serce zmiękło totalnie, gdy Syriusz poprawił koc matce na ramionach, naprawdę. Błąkający się po mieście Syriusz też był fajny, ale bardziej urzekły mnie opisy nieba niż on sam. Sorry ;P Ogólnie, w tym rozdziale wiele mi się podobało, a paniczna reakcja Syriusza na troskę matki była idealnym zakończeniem. Wydaje mi się jednak, że Walburga za łatwo pozwoliła mu wyjść, ale to tylko moje odczucie.
Matko, jaki nieskładny ten komentarz, wybacz... ale naczekałam się na ten rozdział, naczekałam xD
Pozdrawiam, Niah.
Nie, miało się łyskać -> http://sjp.pwn.pl/doroszewski/łyskać
UsuńReszta poprawiona, dziękuję! Po prostu ja i poprawki to jeden wielki zgon...
Syriuszowi zawsze było do wszystkiego śpieszno - w końcu to narwaniec ;), ale teraz faktycznie wyrwał się...
Lily to jest część szeroko zakrojonego planu pod kryptonimem "polubić Lily" xD. Wiem, że wygląda na zapychacz i w ogóle, ale uznałam, że mogę ją tutaj włączyć, żeby później jeszcze wykorzystać do realizacji tajnego planu.
Yay! Bardzo zależało mi, żeby ktoś dostrzegł różnicę między tym, jak Syriusz zwraca się do rodziców - dziękuję ślicznie! :D Ale Syriusz zdecydowanie nie pochwala tego, że mniej lubisz jego niż opisy... xD I nie, nie tylko tobie się tak wydaje, bo mnie też (ale wiem, że wynika to z tego, co sama bym zrobiła). Uznałam, że Walburga nie posunie się do zatrzymywania go siłą, a poza tym była trochę przerażona tym, co powiedziała i NAPRAWDĘ nie chciała ze mną współpracować w celu zatrzymania Syriusza :(.
E tam - nieskładny, nie opowiadaj głupot :P. Wiem, jestem najbardziej niesłownym człowiekiem na świecie, któremu rozdział przez dobry miesiąc kurzył się na dysku... Hańba mi.
Pozdrawiam ;)
I smuteg, nikt nie poprawi mamusi kocyka na ramionkach :< Będzie marzła.
UsuńKurde, ja mam taką samą misję! Przekonaj mnie, bym dała radę przez nią przebrnąć xD
Możesz na mnie liczyć :D Ja zawsze takie rzeczy zauważam. No i to było takie słodkie.
Nie mów mu! Może mi jeszcze wybaczy!.
Biedna Walburga :< Widzi swojego syna po raz ostatni i nawet o tym jeszcze nie wie. Sniff.
Już nie przesadzaj, ja od ponad półtora miesiąca nic nie napisałam. To jest hańba.
Pozdrawiam, Niah.
Przecież jeszcze Reg jej został, nie na darmo ma drugie dziecko xD.
UsuńEj, ale przy kim masz tę samą misję (czyżby również Lily?)?
Wiem, jesteś złota kobieta <3.
Nie powiem, ale nie wiem, co będzie, jeżeli wpadnie na pomysł z torturami...
Czy ja wiem czy definitywnie ostatni? Póki żyje, jest szansa...
...wiesz, ile nie pisałam? Tak ze trzy miechy. A prawda jest taka, że obie jesteśmy hańby za to niepisanie ;).
Reg to taki plan B. Szkoda, że Walburga nie była przewidująca i nie zrobiła planu C, bo wszyscy wiemy, jak w kanonie się to skończyło.
UsuńTak, chodzi o Lily xD
<3
Syriusz? Nie... On nie mógłby.
Nadzieja umiera ostatnia...
Dlatego łączymy się w bulu i nadzieji xD
Pozdrawiam, Niah.
Popłakałam się.
OdpowiedzUsuńAlka
Chyba nie powinnam pisać takich smutnych rozdziałów ;(.
UsuńPozdrawiam ;)
A ja wciąż na nowo zachwycam się Twoim stylem pisania :). Normalnie jakbym książkę czytała. Syriusz chyba czuł się samotny skoro szukał towarzystwa poza domem, spędzał czas na wyprawach. A może zwyczajnie chciał coś przemyśleć? Nawet bardzo towarzyskie osoby potrzebują czasem samotności. A może po prostu nie chciał przebywać w domu z powodu rodziny. Jakoś ciężko mi zrozumieć, że dla kogoś liczy się ta czysta krew. Czy może boją się, że mugole im coś zrobią? Czarodzieje niby mają tą magiczną moc... ale mugole z kolei nie lubili nigdy magii, czarownic... Może to taki odzew od czarodziejów? Jednak warto się przełamać i nie żyć tylko nienawiścią. Ależ się zdziwiłam tym papierosem Lili. No, ale jednak za bardzo wciąż krąży ten stereotyp kujonki. Cóż Avery pewnie coś kombinuje i tu nie ma wątpliwości. Zastanawiam się z kolei co do Regulusa... może naskakuje na brata, bo nie chce go stracić? Razem zawsze jakoś raźniej. Nie wiem czemu, ale Regulus zawsze mi się wydawał starszy od Syriusza. Może właśnie przez to, że był "zły" później xD. Jak wiadomo zawsze starsze rodzeństwo to "zło", nie no żartuję sobie :D. Syriusz pewnie pójdzie do Jamesa, a to niewątpliwie świadczy o tym, że ma najlepszego przyjaciela, który pomoże w każdym problemie. Jeszcze co do rodziców Syriusza, to można by ich oceniać jako złych, ale on sam pamięta dobre chwile i to, że jego matka jednak okazywała uczucia. Właśnie przez taki brak sympatii, brak okazywania uczuć drugiemu człowiekowi, oddalamy się od siebie i zamykamy, a co nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jednak czasem mimo prób, mimo wielu porażek, bo druga osoba nie chce odwzajemnić, to zniechęcamy się...
OdpowiedzUsuńChyba zawiało trochę chaosem, ale może zrozumiesz o co mi chodzi :D. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
A i Syriusz poleciał tanim podrywem!xD
UsuńOjej, bardzo mi miło, dziękuję ;).
UsuńSyriusz nie miał większej ochoty spędzać czasu w domu, odcinał się od rodziny, bo uważał, że miał rację, a oni nie i nie mógł z nimi wytrzymać. No, gdyby był cierpliwszym człowiekiem, pewnie by się dogadał...
Nie chciałabym generalizować, że czarodzieje sądzą tak, a mugole inaczej, bo zawsze znajdzie się jakaś grupa, która nie pasuje do tak sztywnych podziałów.
W przypadku Regulusa jak najbardziej masz rację ;).
Syriusz ma, że tak powiem, odgórne polecenie ruszyć tyłek do Jamesa :P. Tylko ja to muszę napisać, a James - jak to James - jest dość męczący.
Jeżeli chodzi o rodziców Syriusza, to starałam się, żeby nie robili za tych złych. Pojawiają się głównie w perspektywie Syriusza, a on jest piekielnie uparty i akurat przechodzi bunt, więc... no, wyszło jak wyszło.
Trochę zawiało :D, ale to był bardzo przyjemny chaos.
Och, już myślałam, że nikt nie wypomni mi tego taniego podrywu! xD
Powinnam teraz popełnić seppuku, harakiri, albo przynajmniej obejść całe miasto bijąc się batem po plecach. Najmocniej przepraszam, że miałam taką paskudną przerwę w komentowaniu. Zupełnie nie miałam czasu, a gdy już się znalazł to blog zupełnie wyleciał mi z głowy. Także moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Obiecuję poprawę :)
OdpowiedzUsuńKocham Twoje opisy, już to pisałam setki razy, ale będę pisać nadal, bo po prostu się w nich rozpływam *o*
No, no, Syriusz jaki niegrzeczny! Oj, oj! xD
Ale tak szczerze, czasami też mam ochotę wyskoczyć na miasto i po prostu pogapić się na te wszystkie kamieniczki, kościoły, pominiki, nie przejmując się zupełnie niczym...
Kurde, jakie sceny! No ja nie mogę... ;P
Ohoho, jak już ojciec wchodzi do akcji to serio jest coś poważnego xD
Syriusz kłamczuszek :P
Lol, czemu rodzice zawsze myślą, że taka gadka pomoże, choć tak naprawdę zawsze działa na odwrót
"Już południe" - "już"? Chyba "dopiero"!
Huhuhu, najpierw poważna rozmowa z ojcem, teraz z bratem. Jest grubo
W zasadzie zastanawiam się co musiało być w tym Durmstrangu, skoro on tak bardzo nie chciał tam iść. No bo przecież powinni ją zamknąć, jakoś zainterweniować jeśli działyby się tam AŻ TAKIE rzeczy. Chociaż, może po prostu to jest na takim odludziu, że nikt się niczym nie interesuje?...
Lily jaka sassy! I pali! No nie mogę, no, jaki deprawujący rozdział! xD
Oni są teraz jak ci wszyscy gimnazjaliści, którzy myślą, że są super i tacy dorośli
Uuu, czyli Vernon też palił!
Wowowow Śmierciożercy assemble! xD
Nie ma to jak kogoś chronić, posyłając do szkoły słynącej z czarnej magii. Świetne posunięcie!
Nie będę komentować tej rozmowy, bo jest zbyt dobra, żeby cokolwiek o niej napisać
"przywiązał Walburdze do nogi" przez chwilę myślałam, że chodzi o matkę i to było takie: cooo
Jaaaaa, w końcu ten słynny moment! :D
Ten cytat na koniec <3
Dobra, lecę komentować kolejny!
PS: cudny szablon!
Walburga taka....niewalburgowa, Syriusz...nie do końca Syriuszowy jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńWalburga taka....niewalburgowa, Syriusz...nie do końca Syriuszowy jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńCoin Casino | Review 2021 - Casino Ow
OdpowiedzUsuńWe take a 인카지노 look at Coin Casino review for 2021 ✔️ หาเงินออนไลน์ Games, Bonuses & Slots 1xbet to find out which are the top games for you to play!