O
|
brona przed czarną magią dłużyła
się w nieskończoność. Niestety Leta Atropos nie potrafiła zachęcić do
nauczanego przedmiotu nawet odrobinę. Każda lekcja zaczynała się od
przeczytania tekstu z książki na dany temat, co zajmowało lwią część czasu,
jaki mieli do dyspozycji. Oczywiście uważny obserwator mógł zauważyć, że wówczas
nauczycielka sama nerwowo zerkała do książek, przetrząsała notatki, czy mełła
coś w kieszeni szaty. Większość uczniów uznało, że kobieta przechowuje tam
Przypominajkę, co wydawało się prawdopodobne. Leta Atropos zdecydowanie nie
miała dobrej pamięci.
Syriusz
przechylił się w stronę Jamesa, zerkając, co ten zawzięcie rysował od dobrych
kilkunastu minut. Nauczycielki nie słuchali prawie nigdy i nawet Remus
zrezygnował z robinia notatek. Było to wynikiem tego, że profesor Amnezja, jak
zaczęto ją określać, myliła się także w tym, co mówiła i również Lupin musiał
przyznać, że notatki z jej lekcji nie mają żadnego sensu.
Na
pergaminie, z wieloma kleksami spod ręki Jamesa wyszło coś, co przypominało
rozczochraną małpę. Tyle że po prawej stronie jej klatki piersiowej było serce,
a w nim inicjały Pottera. Syriusz zmarszczył czoło, zastanawiając się, co też
narysował przyjaciel. Wreszcie wpadł na pomysł.
‒ To moja
matka? ‒ zapytał cicho.
James
podniósł na niego zdziwione spojrzenie. W orzechowych oczach wyraźnie malowało
się zupełne niezrozumienie. Dopiero gdy Black wskazał na obrazek, kiwając głową
z uznaniem i uśmiechem, Potter zrozumiał. I trzepnął Syriusza przez głowę.
‒ Za co? ‒ jęknął
Black, masując bolące miejsce. ‒ Przecież pochwaliłem, nawet dostrzegam
alegorię, bo moja matka rzeczywiście nie ma serca po zwyczajnej stronie.
‒ To nie jest
twoja matka ‒ odburknął James, jakby urażony.
‒ No to kogo
chciałeś aż tak obrazić?
‒ Wcale nie
chciałem jej obrazić ‒ wysyczał Potter, czerwieniejąc.
‒ To Lily ‒ pośpieszył
z ratunkiem Remus. ‒ W sumie ma całkiem podobne... eee... dłonie.
‒ Nawet nie
narysowałem jej dłoni. To włosy.
‒ James, nie
obraź się, ale talentu do rysowania to ty masz tyle, co Peter do wróżbiarstwa.
Potter tylko wzruszył
ramionami i schował obrazek do torby.
Syriusz znów
stracił obiekt zainteresowania. Powiódł więc spojrzeniem po klasie. Wielkie
okna były odsłonięte i wpuszczały do pomieszczenia mnóstwo światła, wydobywając
z cienia złociste ramy portretów znanych czarodziei. Nie wiedzieć czemu,
profesor Amnezja uważała za potrzebne zawieszenie na ścianach wizerunków
znanych magów, zasłużonych w dziedzinie obrony przed czarną magią.
Zupełnie jakby chciała zgrywać mądrą,
pomyślał sceptycznie Syriusz, opierając głowę na dłoni. A może chce nas zanudzić na śmierć? Cóż, Binnsa nie przebije.
Katedra zarzucona
była mnóstwem położonych bez ładu i składu książek. Amnezja krążyła w pobliżu,
z ręką pełną notatek. Przez jej przydługie monologi, do tej pory nie zdążyli
dojść do części praktycznej na żadnej z lekcji. W opinii Syriusza Leta Atropos
zwyczajnie sama nie umiała zastosować zaklęć, których wymagała. Sprawdzone prace domowe, zdawały się świadczyć
o czymś zupełnie innym, dlatego też Black sądził, że Amnezja weryfikuje tak
długo ze względu, że sama musi najpierw dowiedzieć się czegokolwiek na zlecony
temat.
‒ A teraz... ‒
Profesor Atropos odłożyła wreszcie kartki, uśmiechnęła się i dodała głośniej. ‒
Czas na praktykę.
Po klasie
rozległ się szmer, kilka osób zapytało, czy aby się nie przesłyszało, inne zosały
brutalnie wyrwane ze snu. Syriusz spojrzał porozumiewawczo na Pottera, obaj
mieli wysoko uniesione brwi, a na twarzy Blacka czaił się ironiczny uśmieszek.
Peter zerknął na zegarek, który miał na nadgarstku, i pokazał na niego
przyjaciołom. Do końca lekcji zostało jeszcze dwadzieścia minut, a nie, jak
Syriusz był przekonany, pięć.
‒ Przejdźcie,
proszę, pod okna, zaraz zrobię więcej miejsca ‒ powiedziała nauczycielka, po
czym machnęła różdżką, a ławki natychmiast poszybowały w drugi koniec sali i
ustawiły się równiutko jedna obok drugiej.
Kilku uczniów
westchnęło z podziwem. Do tej pory nauczyciele stosowali przy nich głównie
zaklęcia werbalne, by mogli się uczyć poprawnej wymowy. W dodatku nikt nie
posądzał wiecznie zapominającej o wszystkim Lety Atropos o znajomość tak
wymagających czarów.
‒ Dobrze,
jako że wcześniej nie mieliście okazji wcale używać różdżek, teraz
zorganizujemy sobie krótkie pojedynki. ‒ Amnezja nagle nabrała rezonu, stała
się pewniejsza i zupełnie nie potrzebowała uprzednio nieodłącznych notatek. ‒ Dobierzcie
się w pary, zaraz przekonamy się, co umiecie.
Syriusz
spojrzał na Jamesa, obaj uśmiechnęli się chytrze. Z tyłu Peter bardzo głośno
przełknął ślinę.
~*~
Dzwonek,
oznajmiający koniec lekcji, rozległ się szybciej, niżby ktokolwiek chciał.
Kilkoro uczniów próbowało nawet zawczasu zagłuszyć go, używając jakichś
wybuchowych czarów. Tak przynajmniej twierdzili, choć Syriusz był przekonany,
że zwyczajnie schrzanili zaklęcia.
Leta Atropos
przez cały czas przechadzała się między uczniami, nadzorowała, poprawiała, a
czasami wręcz krzywiła się z niesmakiem. Syriusz zrozumiał, że źle ją ocenił.
Może i nie miała daru do prowadzenia wykładów, ale w części praktycznej ten rok
obrony przed czarna magią zapowiadał się najlepiej ze wszystkich. W dodatku
Amnezja potraktowała ich jak równych sobie czarodziei, uznając za
odpowiedzialnych i świadomych, za pewnych swoich poczynań i różdżek. Było to przemiłe,
lecz nie skończyło się najlepiej, bo kilkakrotnie okazało się, że ktoś znał zaklęcie,
ale nie umiał cofnąć jego skutków. Mimo to Leta Atropos nie zrażała nikogo, okazała
się wyrozumiałą i spokojną osobą, zupełnie jakby wreszcie znalazła się w swoim
żywiole.
‒ Dobrze,
dobrze, na dziś już koniec zajęć ‒ powiedziała nauczycielka. ‒ Widzę, że
przydałoby wam się poćwiczyć niektóre zaklęcia. ‒ Wzięła arkusik pergaminu z
biurka i zerknęła do notatek. ‒ Na pierwszych zajęciach w przyszłym tygodniu
możecie sami zaproponować temat. Będzie to materiał dodatkowy dla chętnych i
oczywiście nie będę wymagała jego znajomości na końcowym egzaminie, choć, nie
ukrywam, że przyznam za niego kilka dodatkowych punków. Jeżeli nie macie jednak
ochoty na coś nowego, przećwiczymy zaklęcia, które już znacie.
‒ Ja mam
pomysł! ‒ krzyknął Syriusz, zanim ktokolwiek zdołał go uprzedzić.
‒ Tak?
‒ Moglibyśmy nauczyć
się zaklęcia Patronusa.
Nauczycielka
zmarszczyła czoło i spojrzała z zaskoczeniem na Blacka. Ewidentnie była
zdziwiona, mimo to ostatecznie kilkakrotnie kiwnęła głową z pewną dumą i
uśmiechnęła się.
‒ Jeżeli nikt
nie ma nic przeciwko?
Nikt nie
zaprotestował, większość myślała tylko o wyjściu. Amnezja ogłosiła więc, że
jeżeli do weekendu nie otrzyma innych propozycji do rozważenia, postara się
nauczyć ich zaklęcia Patronusa. Zaznaczyła jednak, że jest to wymagający czar i
nie wszystkim uda się go prawidłowo zastosować.
James złapał
przyjaciela za ramię, gdy wychodzili.
‒ A od kiedy
to jesteś takim pilnym uczniem?
‒ Nie jestem,
ale to się na przyda w związku z futerkowym problemem.
‒ Ale co to
ma...?
‒ Nie tutaj,
Jim. W dormitorium ci powiem, o co chodzi.
Syriusz kątem
oka widział, jak Snape nadstawia ucha, starając się podsłuchać jak najwięcej z
ich rozmowy. Tuż obok niego była Evans, która pomagała mu pozbierać zrzucone
niby przypadkiem notatki. Black wiedział jednak, że Smarkerus niewiele rzeczy
robił przypadkiem, a szpiegostwo chyba miał zakodowane w genach, bo nieustannie
starał się dowiedzieć, gdzie wymykali się rankami, oraz o czym rozmawiają, gdy
mają na myśli futerkowy problem.
On nie dał się nabrać na królika, niestety,
pomyślał Syriusz, wychodząc.
Jednak nie poszli
razem ze wszystkimi na obiad, a zaczaili się tuż za drzwiami. Snape’owi już
długo udawało się uniknąć natknięcia się na nich, unikał Huncwotów na
korytarzach, trzymał się większych grup Ślizgonów, ale ciągle węszył. Wszyscy
czterej mieli tego serdecznie dość. Wiedzieli, że profesor Atropos najprawdopodobniej
użyje przejścia za katedrą, by dostać sie do Wielkiej Sali, a nie spodziewali
się teraz natrafić na innego nauczyciela. Poczekali więc cierpliwie, aż
uczniowie wyjdą, a z nimi Snape.
Tym razem
ochronę Snape’a stanowiła Evans, która opowiadała mu o czymś zawzięcie, wcale
nie zwracając uwagi na Huncwotów. Gdy tylko James zobaczył dziewczynę, potargał
włosy dla lepszego efektu. Syriusz skrzywił się, bo ostatni mecz przegrali i,
nie wiedzieć czemu, James wciąż był zły na Blacka o to, że nie zgłosił sie na
kwalifikacje. Benia natomiast starał się unikać i dopiero, gdy Syriusz wytknął
mu, że jak tak dalej pójdzie, przegrają wszystkie mecze, Potter postanowił
dogadać sie z Fenwickiem. Nie omieszkał przy tym przypomnieć przyjacielowi, że
gdyby on postanowił zostać ścigającym, nie byłoby tego problemu.
‒ Och, Śmiecierusie,
widzę, że teraz chronisz się za plecami dziewczyn ‒ powiedział James, zagradzając
mu ręką wyjście z klasy.
‒ Daj mu
spokój, Potter ‒ powiedziała hardo Evans.
‒ Uuu, Evans
ma więcej odwagi od ciebie, Wycierusie ‒ zakpił Black.
‒ Przynajmniej
wiadomo, do kogo Smark biega z płaczem ‒ dodał James.
Peter
zachichotał z tyłu, Remus skrzywił się, postąpił krok w przód, ale ostatecznie
nic nie zrobił. Snape natomiast poczerwieniał i spróbował sięgnąć do różdżki spoczywającej
w kieszeni.
‒ Expelliarmus ‒ powiedział Syriusz,
wykonując niedbały gest własną różdżką. Snape został rozbrojony. ‒ No, nieładnie
tak kombinować, Smarkerusie.
‒ Oddawaj
moją różdżkę! ‒ warknął Severus.
‒ Niby
dlaczego? W końcu i tak nie wiesz, do czego się jej używa.
‒ Och,
przestań, Black, to wcale nie jest zabawne ‒ wtrąciła się Lily. ‒ Poza tym nie
wiedziałam, że musisz kraść.
‒ Nie muszę,
ale nie mogę patrzeć, jak ta różdżka się marnuje.
‒ Evans, mam
dla ciebie propozycję ‒ powiedział James. ‒ Syriusz odda różdżkę Smarkerusa, kiedy
się ze mną umówisz. Co ty na to?
‒ Po moim
trupie ‒ odpowiedział Snape zamiast Lily.
‒ Nikt by nie
żałował ‒ stwierdził obojętnie Black.
‒ Jesteście
bezmózgimi, wrednymi żartownisiami i mam was już powyżej uszu ‒ warknęła Evans,
wyciągając własną różdżkę. ‒ Accio
różdżka Seva.
Z ręki
Syriusza wyrwała się jedna z różdżek, nawet nie próbował jej zatrzymać. Tylko wzruszył ramionami, zerkając na korytarz.
Skrzywił się, widząc Minerwę McGonagall idącą korytarzem w kierunku. Wszystko słyszała, przeszło mu przez
myśl.
‒ Co to ma
znaczyć? ‒ zapytała McGonagall, lustrując obecnych wzrokiem. ‒ Czemu ta klasa
wciąż jest otwarta, a wy stoicie tu, zamiast udać się do Wielkiej Sali na
obiad?
‒ Bo Potter i
Black zabrali mi różdżkę ‒ powiedział Severus, z wyższością spoglądając na
wymienionych.
‒ Wierzę,
dlatego Gryffinor traci za każde z was po pięć punktów, czyli razem dziesięć.
Na korytarzu nie wolno używać magii.
‒ Ale jak to dziesięć?!
‒ wykrzyknęli równocześnie Syriusz, James i Lily.
‒ Panna Evans
również zastosowała wobec pana Blacka zaklęcie przyzywające, nie mylę się,
prawda? Każdego w Hogwarcie obowiązuje regulamin, bez wyjątków.
‒ Świetnie ‒ powiedziała
Lily, gdy McGonagall odeszła. ‒ Po prostu świetnie. Jesteście z siebie dumni?
Nikt jej nie
odpowiedział. Evans wyminęła Jamesa, ciągnąc Severusa za ramię. Odeszła szybko,
nawet nie oglądając się za siebie.
‒ Przynajmniej
nie wlepiła wam szlabanów ‒ powiedział Peter. ‒ Możemy już iść na obiad? Burczy
mi w brzuchu.
‒ Szkoda, że się
ze mną nie umówiła ‒ bąknął James.
‒ McGonagall?
‒ zapytał Peter.
Remus, James
i Syriusz roześmiali się, idąc w kierunku Wielkiej Sali.
~*~
Gdy
wracali do dormitorium, zaczynało się ściemniać. Nie zatrzymali się na długo w
pokoju wspólnym. Byli wyczerpani, a musieli przeczytać jeszcze parę książek
związanych z animagią. Remus, który szedł pierwszy, zapalił światło. Peter
wciąż ciężko oddychał. Dopiero co obrzucili panią Norris kilkoma łajnobombami i
musieli salwować się ucieczką. Przeraźliwe miałczenie kociaka na pewno ściągnie
uwagę Filcha, a woleli uniknąć kolejnego szlabanu. James rzucił się na pierwsze
łóżko przy drzwiach.
‒
Umieram ‒ powiedział Potter.
‒
Musisz na moim łóżku? ‒ zapytał Remus. ‒ Zapewniam, że twoje jest takie samo.
‒
Muszę. Syriuszu, mógłbyś wreszcie powiedzieć, o co ci chodziło z akurat tym
zaklęciem?
‒
Tak w zasadzie, to dzięki Peterowi na to wpadłem ‒ zaczął, a Pettigrew
zarumienił się. ‒ Na meczu Pete zauważył cielesnego Patronusa.
‒
To był Patronus? ‒ zapytał zdziwiony Peter.
‒
Tak.
‒
A skąd to wiesz? ‒ zdziwił się James, przeciągając się i mnąc koc.
‒
Widziałem, jak ojciec kiedyś takiego stworzył. Zapytałem go o to, a on
opowiedział mi o zaklęciu. Zresztą nieważne, chodzi o to, że być może, jeżeli
poznamy naszą formę Patronusa, uda nam się dowiedzieć, w jakie zwierzę się
zmienimy. m
‒
A myślisz, że jedno z drugim ma związek? ‒ zapytał James, przewracając się na
brzuch.
‒
Nie wiem ‒ odparł Syriusz, wkładając dłonie w kieszenie spodni. ‒ Ale to zawsze
jakiś pomysł. Może byłoby łatwiej?
‒
Chłopaki, naprawdę... ‒ zaczął Remus, przysiadając koło Jamesa.
‒
Nie, nie zaczynaj nawet ‒ uprzedził go Syriusz. ‒ To postanowione.
~*~
Syriusz
obudził się pierwszy. Tej nocy na początku nie mógł zasnąć, a gdy już mu się udało,
dręczyły go koszmary, które jednak nie zapadły mu w pamięć. Bardzo rzadko pamiętał
sny, a nawet gdyby, nie przywiązywałby się do nich. Jak się jednak okazało, nie
było tak wcześnie jak sądził. Głośne burczenie w brzuchu tym bardziej
uświadomiło mu, że nadeszła pora śniadania. Odgarnął więc kotary, a widząc, że
pozostali przyjaciele wciąż smacznie śpią, postanowił samemu pójść do Wielkiej
Sali.
Jako że była
sobota, korytarze opustoszały, a większość uczniów najwyraźniej postanowiła
poleniuchować. Syriuszowi specjalnie to nie przeszkadzało, czasami lubił pobyć
sam. Nawet mijane portrety zdawały się podrzemywać. Irytek gdzieś zaginął,
dziwna kocica nowego woźnego nie czaiła się za rogiem ‒ wszystko wyglądało na
aż nienaturalnie spokojne.
Sufit
Wielkiej Sali przyoblekł się w ponurą szarość, towarzyszącą im już od dłuższego
czasu. Noc Duchów miała nastąpić już za kilka dni. Syriusz widział ogromne
dynie, które wyhodował Hagrid. Gajowy za kilka dni planował je zabrać w obawie
przed mrozem, a następnie wydrążyć i wyciąć otwory na potworne uśmiechy i oczy.
Huncwoci uwielbiali pomagać półolbrzymowi w obmyślaniu co straszniejszych min,
zawsze świetnie się przy tym bawili i zupełnie nie liczyło się, że nauczyciele
mogli zrobić to o wiele precyzyjniej. Nie wiedzieć czemu, zawsze pozostawiano
to Hagridowi.
Syriusz
westchnął. W Wielkiej Sali nie znajdowało się zbyt wielu uczniów. Przy stole
Gryffindoru nie widział Cannie, co w sumie wcale go nie zdziwiło. Wiedział, że
dziewczyna uwielbia pospać do południa, gdy tylko to możliwe. Zobaczył za to
Corviego, więc skierował kroki w stronę stołu Ravenclawu. Meadowes, jak zawsze pełen
energii, uśmiechał się serdecznie. Koło niego siedział Luis, markotnie przegarniający
płatki łyżką. Po Rayu nie został ślad, jednak koło nich siedział jakiś dość
młody dzieciak, którego Syriusz nie znał. Miał nie więcej niż trzynaście lat,
wyglądał na rezolutnego i dość śmiałego, choć wydawało się oczywistym, że postać
Syriusza go onieśmielała. Nikt nie założył szkolnych mundurków, więc nie można było
stwierdzić jednoznacznie, z jakiego domu jest chłopak.
‒ Czołem,
Syriuszu ‒ powiedział Corvus wesoło. ‒ Już myślałem, że tylko ja jestem takim
rannym orłem.
‒ Taaa,
szkoda, że musiałeś i mnie obudzić.
‒ Raya jakoś
nie obudziłem, to nie moja wina, że masz taki lekki sen, Luis.
‒ Ray chrapie
jak głodny olbrzym, jego nic nie obudzi. Nie pamiętasz już, czemu spóźniliście
się na transmutację?
‒ Gdybyś mi
pomógł go dobudzić, zdążylibyśmy.
‒ Ehe ‒ mruknął
bez entuzjazmu Luis, najwyraźniej niezainteresowany kłótnią.
Syriusz
nałożył sobie w międzyczasie dwa pokaźne naleśniki z czekoladą oraz wypatrzył
swój ulubiony sok wiśniowy. Zadowolony z siebie zaczął zajadać się, puszczając
mimo uszu wymianę zdań kolegów. Irytowało go tylko, że ten nieznany chłopak tak
uparcie mu się przyglądał.
Tak jakby widział mnie po raz pierwszy w
życiu, pomyślał. Albo jakbym się
ubrudził.
Zerknął na
szary sweter, który miał na sobie, jednak nie znalazł na nim śladów czekolady.
Odetchnął i z podejrzliwością łypnął na chłopaka. Tamten natychmiast spuścił
wzrok, lekko zawstydzony.
‒ Ech,
nieważne ‒ stwierdził wreszcie Corvi. ‒ Przynajmniej Flitwick nie był taki zły
jak McGonagall. Hej, Syriuszu, znasz już Carlyle’a?
Black tylko pokręcił
głową, żując naleśnika i znów patrząc na tego dziwnego chłopca, świdrującego go
wcześniej wzrokiem.
‒ Naprawdę? ‒
zdziwił się Meadowes. ‒ Przecież to młodszy brat Mabel, no wiesz, tej Puchonki,
która zapowiada mecze. Carlyle ma jeszcze jedną siostrę, ale ona nie ma żadnych
magicznych zdolności. Bo wiesz, ich rodzice to mugole. Pewnie mają fajnie... ‒ rozmarzył
się Corvus, podpierając bronę na ręce opartej na stole. ‒ Nie muszą ciągle
nosić szat, mają mnóstwo kumpli. Chciałbym zobaczyć minę ich rodziców, gdy
Mable i Carlyle dostali listy!
‒ Ty też masz
mnóstwo kumpli ‒ powiedział Luis, dziwiąc się lekko.
‒ Nie
zrozumiesz ‒ odpowiedzieli jednocześnie Corvi i Syriusz.
Corvus, tak
jak i Syriusz wywodził się z czystokrwistej rodziny z zasadami. Meadowesowie pochodzili
z Francji, choć zawsze łączyły ich silne więzy z Anglią. W końcu przeprowadzili
się w okolice Birmingham, jednak zupełnie nie zmienili swoich zwyczajów,
zwyczajów starożytnych rodów czystej krwi. Zarówno Corvi jak i jego rodzeństwo
musieli zawsze nosić szaty czarodziejów, zachowywać etykietę względem starszych
osób i pilnować, by nie przynieść ujmy rodzinie. Nigdy żaden z Meadowesów nie
uczęszczał na mugoloznawstwo ze względów praktycznych. Każdego członka familii
zobowiązywano do ścisłych związków ze światem czarodziejskim i ograniczeniem
powiązań z mugolami. Jednak Meadowesowie trzymali się razem, nikogo nie
wydziedziczali, nie robili też żadnych afer. Choć ojciec Corviego wydawał się
nieco zawiedzony, że jego potomek nie trafił do Slytherinu, a do Ravenclawu,
nie robił z tego powodu takiej afery jak Walburga. Poza tym Syriusz odnosił
wrażenie, że rodzice Corvusa byli znacznie bardziej postępowi niż jego właśni. Jednak
najważniejszą różnicą między Meadowesami, a Blackami okazał się stosunek do
mugoli jako takich. Blackowie spoglądali na nich jak na istoty gorsze, które
należało sprowadzić do właściwego im poziomu podludzi. Meadowesowie ignorowali
mugoli, odsuwając się od nich i zachowując swoje poglądy dla siebie.
Luis
natomiast pochodził z innej francuskiej gałęzi czarodziejów, jeszcze bardziej
radykalnej od Meadowesów, jednak tylko ze strony matki. Jego ojciec , Niemiec,
również posiadał czystą krew, choć zdawał
się człowiekiem bardziej ugodowym. Nigdy nie bronił swoim dzieciom kontaktu ze
światem pozamagicznym, wręcz przeciwnie ‒ nakłaniał ich do tego. Dlatego też
Luis był zarówno odpowiednim kandydatem na przyjaciela Corviego, jak i świetnie
obeznanym czarodziejem w mugolskich sprawach. Z tego, co Syriusz słyszał, Luis
bardzo lubił oglądać te dziwne mecze, w których mugole uganiali się za łaciatą
piłką. Dla Blacka było to dziwne, choć nieco przypominało ograniczonego
quidditcha.
‒ Nie znoszę,
gdy to mówicie ‒ mruknął, wciąż zaspany Luis. ‒ A tak w ogóle to podobno dzięki
tobie wszystkie roczniki na obronie przed czarną magią mają zafundowane jakieś
strasznie trudne zaklęcie. Wielkie dzięki.
‒ Nie
narzekaj i tak by coś sama wymyśliła, więc co za różnica? ‒ Corvi postanowił
wziąć Syriusza w obronę.
‒ Patronus
jest przynajmniej przydatny ‒ powiedział Syriusz, gdy już przełknął kolejną
porcję naleśnika.
‒ Będziecie
się uczyć zaklęcia Patronusa?! ‒ wykrzyknął nagle Carlyle, wlepiając w nich
wielkie brązowe oczy, a przy tym potrząsając czupryną ciemnych włosów.
Wszyscy trzej
spojrzeli na niego lekko zdziwieni. Żaden z nich nie spodziewał się, że mugolak
może wiedzieć cokolwiek na temat tego zaklęcia. Tym bardziej, że jego zadaniem
była ochrona przed dementorami, strażnikami czarodziejskiego więzienia,
Azkabanu.
Strasznie dziwny, ten cały Carlyle,
pomyślał Syriusz, przypatrując się mu uważnie. Miał dziwne przeczucie, że
pewnego dnia wiedza tego chłopca obróci się przeciwko niemu. Co za ranek, nawet moje myśli są bardziej
pokręcone niż zwykle.
‒ Tak ‒ odpowiedział
Black przeciągle.
Może to tylko sen, a ja jeszcze się nie
obudziłem? Syriusz uszczypnął się w policzek. Nic to jednak nie dało, a
Corvi popatrzył na niego z konsternacją.
‒ Dobrze się
czujesz? ‒ zapytał Meadowes.
‒ Aha. Wiecie
co? Ja skoczę zobaczyć, czy aby chłopaki ciągle żyją. Coś długo śpią, nawet jak
na nich. Na razie.
Wstał,
wcisnął ręce w kieszenie i z powrotem ruszył w kierunku pokoju wspólnego.
‒ Chyba wstał
dzisiaj lewą nogą ‒ usłyszał jeszcze głos Corviego. ‒ Nie przejmuj się, Carlyle,
Huncwoci są całkiem mili.
‒ Taa ‒ dodał
Luis. ‒ Dla Corviego to każdy jest miły.
Przyjaciele
parsknęli śmiechem, a Carlyle wykrzesał z siebie tylko blady półuśmiech.
22.06.2014 - rozdział zbetowany przez Degausser.
I znów jestem pierwsza? Hmm, aż dziwne... Albo to zasługa tego, że codziennie sprawdzam, czy nie wrzuciłaś nowego rozdziału. xD No, ale do rzeczy!
OdpowiedzUsuńTen rozdział nudny nie jest, choć oczywistym jest, że po meczu musi nastąpić coś "cichszego" i skoro zauważyłam w ogłoszeniach o zbieraniu informacji to starałam się czytać bardzo uważnie, żeby wiedzieć, czy coś tu się okaże istotne w dalszej części. xD Jeden minus rozdziału - za krótki, no ale nie można mieć wszystkiego. :P
Profesor Amnezja wydaje się całkiem sympatyczna, kiedy się w końcu, po prawie dwóch miesiącach przebudziła. ^^ W sumie to taka "aktywna" kojarzy mi się z Remusem, kiedy w III części HP został nauczycielem, może dlatego, że więcej kompetentnych pedagogów parających się OPCM nie oglądaliśmy w sadze. Choć jestem zaskoczona, że na poważnie rozważa Zaklęcie Patronusa - o ile pamiętam to wielu dorosłych ma z nim problemy, a Harry to był ewenement, no ale, skoro to dodatkowe to w sumie czemu nie... Czasy też nie są super bezpieczne i jakby ktoś mi zgłosił, że wyraża ochotę spróbować się nauczyć, to pewnie bym to wzięła pod uwagę, nim bym udzieliła odpowiedzi.
Lily jest nieznośna, naprawdę. Ale to nie jest zarzut, broń Boże! Właśnie taką ją sobie wyobrażałam zawsze w kontaktach z Huncwotami przez cały ten czas, gdy James za nią łaził, a ona nie chciała mieć z nim do czynienia. I to jest swoją drogą dobrze u Ciebie zrobione - gdy mieliśmy okazję poczytać punkt widzenia Lily to ruda szału nie robiła, ale też zdawała się być sympatyczna, a kiedy czytamy o niej z punktu widzenia Huncwotów to jest okropna i irytująca. Good job ;3
Carlyle wydaje się rzeczywiście trochę dziwny... Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co dla niego zaplanowałaś! Dlatego pisz tudzież sprawdzaj swoje rozdziały szybciej, prooszę! D:
Gratulacje ^^
UsuńMiałam bardziej na myśli, że podsumowujący. Bo tak szczerze powiedziawszy, to był chyba szósty rozdział, jaki pisałam w jednym tygodniu i byłam nieco zmęczona, potrzebowałam wyciszenia przed skokiem. Chyba nigdy nie napiszę dość długiego rozdziału...
Otóż to - w książkach nauczyciele OPCM byli jacy byli, ale ja nie mogłam pozwolić sobie na coś takiego. Moi muszą bardziej przypominać Remusa z trójki, bo przecież Dumbel nie zatrudniłby jakichś pokrak. Z zaklęciem to tylko na zasadzie dodatku, ciekawostki - ona nie jest przekonana, że komukolwiek się uda (nawet Harry nauczył się po wielu prywatnych lekcjach).
Hehe wyszło! Dzięki wielkie, bardzo się cieszę, że jest to odbierane tak jak miało być :D
Carlyle jest o rok młodszy od Huncwotów, więc zanim przyjdzie do jego "wykorzystania" minie dużo czasu. A plan jest bardzo mętny :P Wrzucałabym szybciej, ale wydaje mi się, że tygodniowy odstęp to za szybko (chyba teraz ludziska mają ważniejsze rzeczy na głowie niż czytanie blogasków, a nie chcę walić mnóstwa rozdziałów ^^).
Oj tam, jak dla mnie większość trzyma poziom, jeśli chodzi o długość. Że czyta się je szalenie szybko, to inna sprawa, aczkolwiek z całą pewnością nie wada. <3
UsuńNo dokładnie, w sadze trafiali się zazwyczaj tacy... wyjątkowo trefni, że tak to ujmiemy, a wątpliwe, żeby tak się działo przez X lat. W każdym razie, skoro nauczyciele utrzymują się na posadzie zaledwie rok to czeka nas jeszcze dwóch i nie mogę się doczekać, żeby ich zobaczyć. ^^ A z tym Patronusem to teraz rozumiem i to ma sens. :D
No widzisz, chylę czoła, że zamiary wychodzą tak, jak miały wyjść ;3
No, teraz ogółem ludzie są chyba zajęci, taki okres - matury niedługo, jakieś inne egzaminy etc... A mnie biednej nic z tego nie dotyczy i cierpię za miliony, skręcając się z ciekawości. xD
Bo ty nienasycona jesteś :P
UsuńJeszcze trzech oprócz Atropos^^ Teraz są w czwartej klasie. O poprzednich nauczycielach też czasami wspominałam, ale nie żeby jacyś ważni byli.
Powiem ci, że ja teraz mam mniej czasu, bo mi się kolokwia skumulowały ;) No i nanoszę poprawki na poprzednie rozdziały (zuch beta, szybko sprawdza :D), zarażam biednych ludzi i jakoś tak nie bardzo mam czas na pisanie, czy komentowanie ^^
Niektóre fragmenty lekcji to zupełnie jak ja na praktykach, a ten o tym, że Atropos najpierw sama musi się douczyć żeby zrobić coś z uczniami to już zupełnie ja na praktykach. ;) Aż strach się bać kiedy pomyślę, że i moi uczniowie (jakże kochani!) byli (i są) w głębi duszy tak samo albo i bardziej krytyczni wobec mnie! W każdym razie jeśli chodzi o Panią Zapominalską, to ma moje serce, bo rozumiem ją doskonale.
OdpowiedzUsuńLily wyszła Ci doskonale, bardzo-bardzo kanonicznie, dosłownie ta, jak pokazała ja Rowling (przez co James i Syriusz wskoczyli bardziej na rowlingowy styl) i za to chylę czoła, bo nie jest to prosta rzecz. I mam nadzieję, że będzie jej więcej i więcej, bo naprawdę bardzo miło się o niej czytało.
Nauki Patronusa jestem bardzo ciekawa, bo przeczuwam, że będzie przy nim niezła zabawa. Ale ogólnie to strasznie Ci się rozmnożyli ci bohaterowie! Carlyle wydał mi się za to dość podejrzany, jakoś mało sympatyczny i w ogóle. I dlatego tym bardziej czekam na rozwój wypadków.
Weny!
Ojej ty masz uczniów?! Szok w trampkach! Ach, czyli Leta może organizować drużynę wsparcie - ucieszy się :D
UsuńJakby było jej więcej i więcej, to ja bym wszystko spartoliła, bo fragmenty z nią i tak jakoś trak średnio mi się pisze. Ale znaczy, że James i Syriusz są mało kanoniczni? Ojojoj, czemu dopiero teraz mi o tym mówisz?!
Oj tam rozmnożyli od razu - ich było zawsze dużo, od samego poczatku, tylko wtedy nazywałam ich i uciekali w dalszy plan. Teraz też tak jest w gruncie rzeczy - oni są zazwyczaj gdzieś z tyłu, a ja tylko wyciągam ich, gdy potrzebuję (spokojnie, nad wszystkim panuję).
Dzięki i nawzajem :)
Teraz mam, ale tylko chwilowo (jeszcze tydzień), bo znów mam praktyki, a tak się śmiesznie składa, że ja praktyki odbywam w szkole.
UsuńWłaśnie się bałam, że to tak odbierzesz: nie, absolutnie nie są mało kanoniczni, wręcz przeciwnie, ale przy Lily naprawdę dosadnie widać skąd ich wzięłaś, że oni należą do tego światka rowlingowego. Co nie oznacza, że w innych scenach tego nie widać. Po prostu uderzyło mnie to przy czytaniu, dlatego wspomniałam.
Wszystko jest pięknie. ;)
Lekcje u niej nagle zrobiły się takie fajne? To podejrzane i to bardzo podejrzane. Chyba dostaje na jej punkcie jakieś paranoi. Tylko ciągle ją o coś oskarżam. I ten chłopak też jest dziwny. Na serio świruję. We wszystkich widzę wrogów. Przecież niekażdy czarodziej jest śmierciożercą albo raczej przyszłym śmierciożercą. Super opisałaś kłótnię Severusa, Lily i Huncwotów. Szczerze to według mnie byli niesamowicie dziecinni, a przeciż tak powinno być. Na serio szacun.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
A jednak jestem trochę później, no cóż ale mój problem z komputerem chyba już jest rozwiązany. Teoria zazwyczaj jest nudna, więc co się dziwić, że nauczycielka ich nie porwała nauczaniem. Toteż zdziwiła mnie ta nagła zmiana, a może uważa, że teorię już znają i czas w końcu na praktykę? Może ktoś ją postraszył, że wyleci, jak ich w końcu czegoś nie nauczy?;D Zastanawia mnie czy podoła nauce zaklęciu patronusa. Pamiętam, że mi się najbardziej podobały zajęcia, kiedy oni próbowali odstraszać to, czego się boją. Co do historii, to faktycznie jak ktoś gada i gada i to jeszcze tak nudno, to nie sposób zasnąć, na szczęście mi się trafiali tacy, co potrafili zainteresować tym przedmiotem. Co do pani Amnezji, to ona nadal stanowi zagadkę i trzeba ją obserwować. A więc to Syriusz wtedy zauważył... James sobie źle pogrywa, bo tak nie zdobędzie serca Lily. Z jakiejś strony, jednak Snape powinien być sam sobie winieć, bo wtrynia nochala w nie swoje sprawy. W każdym razie mimo tego zachowania Huncwotów do Snape, to i tak ich bardziej lubię od Severusa, jakoś on nie budzi mojej sympatii. W rysunku Pottera właśnie mnie zdziwiło, że zamiast człowieka narysował włochate stworzenie, bo miałam pomysł, że to Lily. No, ale cóż te jej włosy, to może dlatego. Za to nie wiem, dlaczego miałaby być to Walburga skoro miała w sercu inicjały Pottera. Wątpię, aby darzyła go jakimkolwiek pozytywnym uczuciem ;p. Ciekawe, co to za Carlyle, ale również myślę tak jak Syriusz, że będą z nim jeszcze kłopoty. Nie rozumiem takich osób, które się wywyższają, bo są kimś innym, dla nich lepszym. Luis jakoś bardzo przypadł mi do gustu, fajny z niego bohater ;). Hm, może dlatego Hagrid się tym zajmuje, bo on lubi oś tam sadzić i hodować, to i może sprawia mu to dużo przyjemności? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo nie tak, że Atropos myśli, że uczniowie cudownie poznali teorię - to ona wcześniej wyrobiła się z materiałem i dlatego mogła w ogóle wziąźć się za praktykę (tak od razu nie mogli przecież rzucać zaklęć, mimo wszystko coś wiedzieć muszą).
UsuńNo wiesz to włochate stworzenie to miała być Lily :P Ale że James nie umie rysować to wyszło jakieś szkaradztwo i dlatego Syriusz myślał, że to jego matka (nie to żeby Walburga była brzydka, ale tak z przekory). Po wizycie Jamesa w wakacje Walburga zdecydowanie nie pała sympatią do Pottera ;)
Eee, ale Carlyle się nie wywyższa. Jeżeli tak to odebrałaś, to cóż... może czystasz mi w myślach?
Och, ulżyło mi, że ktoś lubi Luisa, bo co do niego mam najwięcej zastrzeżeń (takich tam charakterologicznych), więc może nie jest az tak źle ;)
Pozdrawiam serdecznie ;)
Ups, to tak wyszło jakby się do niego odnosiło, ale chodziło mi o ród np. Blacków, ta czysta krew te sprawy. No cóż, ale może czytam Ci w myślach ; p. Wiem, wiem, że to była Lily... ja po prostu lubię się dzielić swoimi wrażeniami przy czytaniu :D
UsuńZabieram się od pewnego czasu za nadrabianie zaległości u innych. Trochę mi dziwnie, bo mam wrażenie, że czytałam już te rozdziały, a jednak nie widzę nigdzie, żebym skomentowała.
OdpowiedzUsuńJednak jestem leniwą bestią...
Małymi kroczkami, ale czytam i na pewno się odezwę, jak już dotrę do końca :)