piątek, 11 kwietnia 2014

17 Święta

L
istopad bardzo dał się Huncwotom we znaki. Co prawda Syriusz ostatecznie postawił na swoim i mieli poznać podstawy zaklęcia Patronusa, jednak okazało się to wcale nie być tak proste jak się łudzili. Profesor Atropos zgodziła się poświęcić na to ledwie jedną lekcję, by pokazać, na czym polega czar, jak się go używa i w jakich okolicznościach. Było to jedynie krótkie zapoznanie z urokiem, nie jego dogłębne poznanie i nauczenie.
Remus miał ogromny problem z wyczarowaniem Patronusa, bo księżyc wprawiał go w obezwładniający strach, ale reszcie również wcale nie szło lepiej. Ostatecznie wszystko, co udało im się osiągnąć, stanowiły białawe strzępy podobne do mgły, które utrzymywały się kilkanaście minut, a potem znikały niby widma. Leta Atropos wyczarowała jednak cielesną postać Patronusa, by zademonstrować im, jak powinien wyglądać. Był to wielki koń o smukłej szyi, długiej grzywie i srebrzystej postaci. Zwierzę wesoło gnało wokół sali, gdy ćwiczyli.  Niektórzy, zamiast skupić się na zaklęciu, woleli podziwiać konia.
Brak postępów w kwestii nauczenia się zaklęcia Patronusa dodatkowo zdeprymował Huncwotów do zgłębiania animagii. Znaleźli się w sytuacji bez wyjścia ‒ nie potrafili dać za wygraną ze względu na Remusa, ale i nie mogli kontynuować z braku odpowiednich instrukcji. Mimo to zawzięcie ćwiczyli dalej, szczególnie, gdy zbliżały się kolejne pełnie. Wówczas czuli się winni, że nie są w stanie pomóc przyjacielowi, że nie mogą ulżyć mu w cierpieniu. Remus nigdy też nie wypominał im porażek na polu animagii. Zazwyczaj starał się odwieść ich od pomysłu ciągłych treningów, uważał, że to zbyt niebezpieczne i był przekonany, że wszystko może się źle skończyć, a tego by sobie nie wybaczył.
Kolejna pełnia nie minęła jednak aż tak źle jak poprzednie, lecz tylko ze względu na całkowite zaćmienie księżyca. Remus wciąż miał pewne symptomy zbliżającej się fazy, tradycyjnie został odizolowany, jednak później nie czuł się tak fatalnie, jak gdy tarcza lśniła na niebie w swej pełnej krasie. W dodatku Lupin użył dobrego samopoczucia do próby przekonania przyjaciół, że nie jest najgorzej i poradzi sobie ze wszystkim, a oni nie muszą dla niego aż tak ryzykować. Oczywiście James i Syriusz dość szybko wytrącili przyjacielowi argumenty z rąk, zauważając, że zaćmienie ma się do pełni jak pięść do nosa. Peter natomiast wolał zachować milczenie, bo podzielał obawy Remusa i wcale nie paliło mu się do zostania animagiem.
W ostatnich dniach listopada miał też miejsce kolejny mecz quidditcha. Tym razem to Krukoni zmierzyli się z Puchonami. Choć szukająca Hufflepuffu była prawdopodobnie najlepsza na tym stanowisku spośród całego Hogwartu i złapała znicza, to jej drużynie nie udało się odnieść zwycięstwa. Martin Scott dwoił się i troił, by pomagać swoim zawodnikom, jednak nawet jego siła na niewiele się zdała. Chłopak zszedł z boiska zlany potem i bardziej czerwony niż kiedykolwiek wcześniej. Niektórzy w Hogwarcie zaczęli żartować, że Martin wstydził się przegranej. Krukoni zawdzięczali sukces wspaniałym popisom ścigających, wśród których znajdował się Corvus Meadowes. Wiele osób zgodnie twierdziło, że talent do quidditcha jest u Meadowesów rodzinny, bo siostra Corviego również miała niemałe zasługi na tym polu. Wygrana nie była jednak zbyt wysoka, bo ostatecznie Puchoni przegrali różnicą ledwie dwudziestu punktów.
W grudniu większość nauczycieli uparła się, by jeszcze przed świętami wystawić kilka ocen, więc Huncwoci musieli dzielić czas między pisanie licznych wypracowań i walkę z Filchem. Woźny okazał się godnym przeciwnikiem, więc chłopcy zarabiali szlabany, choć za niebywałą skuteczność w walce ze szklonymi rozrabiakami odpowiadała głównie Pani Norris, o której Huncwoci nagminnie zapominali, a później zmuszeni byli ponosić tego konsekwencje.
Święta zbliżały się wielkimi krokami, więc powoli nadchodził czas rozstania. Wszyscy Huncwoci wracali do domów na święta, słyszeli również, że Severus Snape zostaje. Z tego też względu nie szczędzili mu docinek, starając się w ten sposób nadrobić świąteczną rozłąkę ze swoją ulubioną ofiarą. Można było nawet odnieść wrażenie, że ogólne rozbestwienie, które zapanowało wśród Hogwartczyków na tydzień przed planowanym wyjazdem, dopadło również Lily Evans. Dziewczyna przystała na randkę z Jamesem, co chłopaka niewysłowienie uradowało. Syriusz żałował tylko, że przyjaciel nie dosłyszał, jak dziewczyna dodawała, że umówi się z nim, gdy drzewa zaczną chodzić, trytony latać, a na Saharze wyrośnie dżungla.
Na dwa dni przed planowanym wyjazdem uczniów, ciężkie, pierzaste chmury zasnuły niebo, a ziemię przyoblekł biały puch. Pierwszy śnieg co prawda szybko się stopił, jednak od tej pory zrobiło się znacznie zimniej i coraz częściej zjawiała się jasna, zimna pierzyna, aż wreszcie ostatecznie została.
Podróż do domu jak zwykle minęła chłopcom w miłej atmosferze. Cannie tylko nieco marudziła, że jeżeli ojciec znów zaciągnie ją do planetarium albo, co gorsze, na rodzinną kolacyjkę z Rolfem i Stanleyem, to zwieje. James oraz Syriusz natychmiast zaoferowali swoje domy, a Remus napomknął, że bardzo chętnie również by ją zaprosił, ale prawdopodobnie wyjedzie z matką. Chłopcy wiedzieli, że tuż po świętach wypadała pełnia, więc wspomnienie o tym nieco popsuło im humory. Cannie zapobiegawczo rozładowała zapadającą ponurą atmosferę, twierdząc, że u Blacków na pewno nie chciałaby spędzić świąt, bo od tego sztywniactwa jeszcze jej się w głowie poprzestawia. Syriusz parsknął na to i stwierdził, że dla Caniculi i tak już za późno.
Na peronie na Syriusza czekała matka. Walburga była jak zawsze przybrana w szaty czarodziejów, wyprostowana, z włosami spiętymi w gustowny kok i przyklejonym do twarzy pogardliwym uśmieszkiem. Patrzyła z góry na większość otaczających ją ludzi, z niecierpliwością wypatrując synów. Na Regulusa nie musiała długo czekać. Chłopiec raźno podszedł do matki, przyprowadzając również swojego najlepszego przyjaciela. Frederic de Portzampare był czarodziejem czystej krwi, a w dodatku wywodził się z jakiegoś starego rodu żabojadów, który to niespecjalnie interesował Syriusza.
‒ Nie rób takiej kwaśnej miny, już święta, czas błogiego lenistwa i prezentów ‒ powiedział James, kładąc dłoń na ramieniu Blacka.
‒ Czas sztywnych przyjęć, udawania i fałszywych słów ‒ odmruknął bez entuzjazmu Syriusz.
‒ Od biedy zawsze możesz wpaść do mnie.
‒ Jaaasne, już widzę, jak mi pozwalają.
‒ Syriusz, nie smęć! ‒ Cannie starała się właśnie wygramolić z pociągu, trzymając jednocześnie Szczotę i próbując wynieść kufer. ‒ Choroba, mógłbyś się na coś przydać i mi pomóc.
Jednak to Remus wyniósł kufer dziewczyny. Canicula obdarzyła chłopaka szerokim uśmiechem, a Szczota tylko miauknęła, jakby starała się zwrócić na siebie uwagę właścicielki. Cannie niemal natychmiast pogłaskała kocicę, a nawet wyjęła z kieszeni kurtki jakieś kocie chrupki.
‒ Rany, Can, ty zawsze musisz mieć coś dla tego kocura? ‒ zapytał James, krzywiąc się.
‒ Przeszkadza ci to? A może chciałbyś, żeby Szczota chodziła głodna?
‒ A nie pomyślałaś, że to przez to kocie żarcie ciągle wpadamy na Panią Norris?
‒ Wpadacie, bo nie umiecie porządnie uciekać, jakoś mnie nigdy nie wydała Filchowi.
‒ Bo ją przekupujesz jedzeniem ‒ zaśmiał się Remus.
‒ Kapuś. ‒ Cannie pokazała język Lupinowi i lekko trąciła go łokciem.
Syriusz obejrzał się i napotkał ponaglające spojrzenie matki. Orion rzadko przychodził po synów, bo większość czasu spędzał w swoim londyńskim biurze, zajmując się inwestowaniem rodzinnej gotówki. Z kolei dziadek Arkturus miał problemy z wątrobą, co wynikało z niezwykłego afektu, jakim mężczyzna darzył wina. Babcia Melania nie przepadała za synową, więc starała się spędzać z nią jak najmniej czasu. Zaś dziadkowie ze strony Walburgi byli niesamowicie staroświeccy i nie wyobrażali sobie, by kłopotać się czymś takim jak wychowanie wnuków. Syriusz westchnął, wsadził ręce w kieszenie i mruknął, że powinien już iść.
‒ Trzymaj się! ‒ wykrzyknął James, a po chwili utonął w objęciach matki.
Peter i Remus pomachali Blackowi na pożegnanie, a po chwili i oni podreptali z szerokimi uśmiechami na twarzach w stronę rodzicielek. Miranda Pettigrew rzuciła bardzo podejrzliwe spojrzenie w stronę Syriusza, nim otoczyła opiekuńczym ramieniem syna. Black zazdrościł przyjaciołom takich rodzin, zazdrościł im matek, które opiekowały się nimi i dla których znaczyli wszystko, czasami zachodził nawet w głowę czy to może kwesta tego, że oni są jedynakami, a on nie. Szybko jednak doszedł do wniosku, że to niemożliwe. Poza tym Regulus był jedyną osobą w domu, z jaką utrzymywał najszczersze relacje. No, może poza babcią, pomyślał.
‒ Długo kazałeś na siebie czekać ‒ wypomniała mu Walburga, w jej spojrzeniu była jednak jakaś miękkość, a w głosie coś, co przypominało żal.
‒ Przepraszam ‒ bąknął. Arystokraci zawsze musieli dbać o wizerunek, uczono ich odpowiedniego zachowania względem im równych.
‒ Nie szkodzi, twój brat zapoznał mnie ze swoim kolegą. Frederic wydaje się bardzo ułożonym młodzieńcem. Ty również powinieneś poszukać takich znajomych.
‒ Pozwolisz, że sam będę dobierał sobie przyjaciół?
Syriusz ruszył przed siebie, nie czekając nawet na odpowiedź. W tym momencie wolał dojść do domu na nogach i nieco się przemrozić, niż już na wstępnie kłócić się z matką. Regulus jednak dogonił brata, wskazując miejsce teleportacji i prosząc, by Syriusz postarał się nie wyprowadzać matki z równowagi. Starszy Black kiwnął głową, dziękując za zajęcie Walburgi rozmową z Frederickiem. Zdawał sobie sprawę, że gdyby Regulus nie zaabsorbował matki, z dużą dozą prawdopodobieństwa urządziłaby mu znacznie większe kazanie, a naprawdę nie miał ochoty na przedstawienie.
~*~
James uwielbiał Dolinę Godryka. Kochał te zielone wzgórza, okalające dolinkę, te strumienie, łączące się w wąską rzeczkę, której końca nigdy nie odkrył lub znikały gdzieś między trawami. Lubił mugoli, kręcących się wszędzie wokoło, robiąc te wszystkie dziwne rzeczy. Ale przede wszystkim James Potter ubóstwiał swój dom.
Niewielki dworek państwa Potter znajdował się na obrzeżach Doliny Godryka z dala od ciekawskich oczu, a w dodatku cały obsadzony wokoło szczelną ścianą tuj. Krzewy wybujały nad wyraz wysoko, skutecznie uniemożliwiając sąsiadom podpatrywanie podwórka, a Dorei ograniczając miejsce na uprawę kwiatów, tak kochanych przez kobietę.
Dworek był stosunkowo nieduży. Jednopiętrowy ze spadzistym dachem pokrytym szarą dachówką, pobielonymi ścianami, charakterystycznymi wysuniętymi lekko do przodu dwoma oknami, wykończonymi trójkątem oraz dobrze odcinającymi się ciemnobrązowymi, drewnianymi wzorami, ciągnącymi się wzdłuż elewacji. Nad drzwiami frontowymi wybudowano niewielkie zadaszenie, gdzie zmieściła się dość krótka i wąska drewniana bujana ławka. Latem James uwielbiał właśnie tam ucinać sobie popołudniowe drzemki, a Dorea niemal zawsze otulała go kocem.
No i tam nie było tych głupich pszczół, które mama tak lubi, pomyślał młody Potter.
James nienawidził czekać, a teraz właśnie to mu pozostawało. Dopiero jutro miał otrzymać prezenty, zjeść pysznego nadziewanego indyka i wsunąć wspaniały pudding z suszonymi owocami polany brandy. A także spotkać się z Cannie, która mieszkała ledwie kilka domów dalej. Tymczasem James chciał zrobić to wszystko już dziś. Przekręcił się na fotelu, mrucząc z niezadowoleniem i spojrzał wyczekująco na ojca.
Charlus Potter był mężczyzną średniego wzrostu, z brązowymi włosami dość mocno przyprószonymi siwizną, lecz niezmiennie roztrzepanymi we wszystkie strony. Teraz siedział na fotelu, założył nogę na nogę i z zapamiętaniem śledził jakiś artykuł, a okulary zsunęły mu się na sam czubek wąskiego nosa. Mężczyzna miał dość spory brzuszek, co zawdzięczał niebywałej awersji do jakichkolwiek sportów, które zwykł nazywać stratą czasu.
‒ Tato...?
‒ Mhm?
‒ Nudzi mi się.
‒ Więc poczytaj coś albo idź do mamy. O, popatrz, tutaj mam artykuł, w którym autor wspomina o wspaniałościach skrywanych przez piaski pustyni. Całkiem interesujące rzeczy piszą tu o egipskich czarodziejach, wiesz? Może chciałbyś posłuchać?
Charlus uniósł orzechowe oczy na syna i popatrzył na niego z ciekawością. Mężczyzna uwielbiał podróżować, zawsze zajmował się ustaleniem miejsc, jakie odwiedzą w czasie wakacji. James podziwiał ojca, że znalazł pracę, która tak dobrze zgrywała się z zainteresowaniami. Pan Potter pracował w Banku Gringotta jako łamacz zaklęć i z tego względu często musiał podróżować, co też bardzo sobie cenił. 
‒ Nie ‒ odpowiedział jednak krótko James. ‒ Mogę zjeść jutro twoją porcję puddingu?
‒ Ta... ‒ zaczął, najwyraźniej nie pojąwszy, co powiedział James, a potem szybko się zreflektował. ‒ Nie! Ja też lubię świąteczny pudding mamy! Próbowałeś mnie podpuścić, łobuziaku.
‒ A zakład, że mama i tak nie da ci go zjeść?
‒ Niby czemu...?
‒ Choćby ze względu na twoje serce ‒ wtrąciła Dorea, która najwyraźniej skończyła zmywać po kolacji. ‒ Uzdrowiciele mówili, że nie powinieneś spożywać tak ciężkich potraw, o alkoholu nie wspominając.
‒ Ale ja tak lubię twój świąteczny pudding ‒ mruknął z zawodem Charlus, patrząc z nadzieją na żonę.
‒ Powiedziałam nie i koniec kropka ‒ ucięła kobieta, po czym przysiadła na beżowej kanapie po drugiej stronie męża.
 Dorea wywodziła się z rodu Blacków, więc, mimo że obecnie nie utrzymywała z rodziną bliższych relacji, pewne nawyki pozostały. Jak choćby jednokrotne wyrażenie zdania na dany temat i uparte, niemal ośle trwanie w raz podjętej decyzji. A James i tak wiedział, że ojciec nocą zakradnie się do kuchni i podwędzi tyle puddingu, ile zostanie. Zawsze tak robił, a Dorea jeszcze nigdy go nie nakryła. Pani Potter starała się również wpoić synowi podstawy etykiety. Szybko wyszło na jaw, że na próbach musi się skończyć, a kłótnia Charlusa z Polluksem dodatkowo odjęła jej chęci na zrobienie z syna małego arystokraty. Kobieta pozostała jednak perfekcjonistką i nawet teraz nie mogła powstrzymać się od poprawienia krzywo zawieszonej gałązki ostrokrzewu. Mąż na ten widok tylko  posłał jej pobłażliwe spojrzenie, a po chwili cmoknął  ją w policzek.
‒ Stary lizus ‒ prychnęła na poły rozbawiona, na poły rozzłoszczona.
‒ Zawsze do usług.
Kobieta uśmiechnęła się i lekko zarumieniła, starając się przygładzić włosy, które umknęły z fikuśnego loka. Dorea rzadko spinała hebanowe włosy, jednak gdy już to robiła, żaden fryzjer nie powstydziłby się takiej pracy.
‒ Mamo?
‒ Tak, synku?
‒ Mówiłem ci, że nie jestem już dzieckiem i nie musisz zdrabniać wyrazów.
‒ Tak, tak jesteś bardzo dorosły, mój synu. Jeszcze tylko kilka dni i mnie przerośniesz ‒ rzucił Charlus, chichocząc znad gazety.
‒ Ale wy to jesteście! ‒ burknął James i skrzyżował ręce na piersi.
‒ Jim, przecież wiesz, że dla ciebie zrobilibyśmy wszystko.
Dorea wstała, podeszła do syna i dłonią pogładziła jego głowę. Ręce kobiety były zawsze ciepłe i delikatne. James uwielbiał dotyk matczynych rąk oraz delikatny zapach konwalii, który zawsze jej towarzyszył.
‒ Naprawdę? ‒ zapytał chłopak, zabawnie przekrzywiając głowę.
‒ No to nas wkopałaś, Doreo. Teraz ten mały potworek zacznie wymyślać życzenia i nie będzie końca, zobaczysz.
‒ Och, Charlusie, to żaden potworek. To mój śliczny Jim.
‒ Śliczny to on był, gdy był mały ‒ mruknął pod nosem mężczyzna, jednak jego żona najwyraźniej nie dosłyszała tej uwagi.
‒ A więc? ‒ zapytała Dorea, poprawiając sweter Jamesa.
‒ Nie moglibyśmy jutro iść chociaż na trochę do Syriusza?
Dorea stropiła się. Od lat nie dostała zaproszenia od brata na żadne rodzinne spotkanie. Od tego pamiętnego dnia, gdy podczas uroczystości otrzymania medalu Merlina, Charlus tak strasznie pokłócił się z Plluksem, nazywając go bogatym, uprzedzonym trollem. Po czym dodał, że to, co przed chwilą powiedział, jest w sumie obrazą wobec trolli. Następnie zaś trzasnął drzwiami, stwierdziwszy, że jego noga więcej tam nie postanie. Gdy Dorea zapytała męża o co w ogóle poszło, Charlus tylko bąknął coś o zadufanych w sobie bufonach, którzy nie mają za grosz szacunku do innych.
‒ Wiesz, Jim, nie sądzę, by to był najlepszy pomysł.
‒ Szkoda.
Charlus prychnął, a Dorea przysiadła na oparciu fotela i objęła syna, pozwalając mu wtulić się w opiekuńcze matczyne ramiona.
~*~
‒ Nie uważasz, że już najwyższy czas coś z tym zrobić? Że powinieneś poważnie z nim porozmawiać? Widziałeś, ile szlabanów narobił sobie w tym semestrze? Mówię ci, to wszystko wina tego szemranego towarzystwa, w którym się obraca.
‒ Uspokój się, Walburgo, bardzo cię proszę.
‒ Mamo, przypominam, że mówmy o moim synu. Jak niby mam się uspokoić, podczas gdy jakieś szumowiny ściągają moje dziecko na złą drogę?
‒ Czasami lepiej spokojnie porozmawiać, wytłumaczyć...
‒ Och przestań, mam dość twoich rad. Orionie, może wreszcie raczyłbyś zająć jakieś stanowisko. Na Merlina, Syriusz to też twój syn!
‒ Po pierwsze: nie podnoś na mnie głosu. A po drugie: mama ma rację.
‒ Psst, podsłuchujesz?
Regulus trącił przyczajonego pod drzwiami Syriusza. Chłopak odwrócił się, pokiwał głową i palcem nakazał milczenie. Obaj chłopcy zgarbili się pod drzwiami, uważnie nasłuchując.
‒ Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Czy ty zawsze musisz brać jej stronę? Będziesz tak czekać, aż nie będzie odwrotu, aż całkiem zepsują nam dziecko?
‒ Więc co powinniśmy zrobić twoim zdaniem?
‒ Według mnie trzeba rozważyć ostateczność. W Durmstrangu byliby w stanie naprowadzić go na właściwe tory. Poza tym tamtejszy dyrektor wydaje się znacznie rozsądniejszy od tego całego Dumbledore’a.
‒ Przestań. To, co proponujesz, to ostateczność. Jeszcze na to za wcześnie.
‒ Orionie, czy...
‒ Dość, nie rozmawiajmy o tym teraz. Są święta.
‒ Właśnie, chłopcy mogliby usłyszeć, a nie powinni.
‒ Masz rację, mamo.
Syriusz i Regulus usłyszeli zbliżające się kroki Walburgi i jak na komendę rzucili się do ucieczki. Szybko dopadli schodów i, tupiąc zawzięcie, wbiegli na górę. Zatrzymali się dopiero na drugim z kolei półpiętrze. Z trudem łapali oddech, cali byli spoceni, jednak dumni, że udało im się zbiec z miejsca zbrodni.
‒ Myślisz, że mówili poważnie? ‒ zapytał Regulus, wciąż łapczywie łapiąc powietrze.
‒ Taaa ‒ mruknął Syriusz, spoglądając na niższe piętra z pewnym niepokojem.
Chłopak zastanawiał się, czy matka rzeczywiście gotowa byłaby posunąć się do wysłania go tak daleko. Poza tym w ten sposób uznałaby swoją porażkę wychowawczą, a przecież Walburga nie zwykła przyznawać się do jakichkolwiek błędów. W dodatku jeszcze nigdy dotąd żaden Black nie kończył innej szkoły niż Hogwart, który zwykli uznawać za najlepszą szkołę Magii i Czarodziejstwa, bez względu na to, kto nim kierował. Wiązał się z tym również fakt, że jeden z syriuszowych przodków piastował stanowisko dyrektora. Stąd sam zamek Blackowie traktowali jak dziedzictwo, słusznie im przynależące. Nie do pomyślenia wydawało się posyłanie jakiegokolwiek członka rodziny do innej placówki dydaktycznej. Szczególnie, jeżeli chodziło o dziedzica. A mimo to... mimo to Walburga zdawała się mówić bardzo poważnie.
‒ Ale przecież nie wysłaliby cię do tej innej szkoły ‒ powiedział Regulus, szukając wzrokiem oczu brata i bezwiednie zaciskając dłonie w pięści.
‒ Nie byłbym tego taki pewien.
‒ Tata i babcia na to nie pozwolą, zobaczysz.
‒ Matka jest uparta, porozmawia z dziadkiem Polluksem i razem przekonają dziadka Arkturusa, że tak będzie lepiej, a wtedy nic już nie da się zrobić.
‒ Więc pojedziesz...?
Syriusz wreszcie przestał unikać wzroku brata. Oczy Regulusa zrobiły się wilgotne, w kącikach już zbierały się łzy, a usta miał wygięte w podkówkę. Chłopiec starał się powstrzymać drżenie brody, jednak kiepsko mu to wychodziło. Starszy Black tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się arogancko, starając się zachować pozory silnego.
‒ Nie pozwolę im. Prędzej ucieknę, niż dam im sobą manipulować. Nie jestem domowym zwierzątkiem, o którym można decydować bez jego zgody.
‒ I zostawisz mnie? ‒ zapytał Regulus, niechciane łzy pociekły po jego policzku. Chłopiec szybko przetarł je wciąż zaciśniętą w pięść dłonią. W jego ciepłych, brązowych oczach czaił się strach, obawa i żal, co zaskoczyło Syriusza bardziej niż łzy brata.
‒ Coś ty, Reg ‒ pocieszył go, kładąc dłoń na ramieniu. ‒ Zabiorę cię ze sobą. W końcu jesteś moim małym braciszkiem. Zawsze razem, pamiętasz?
Regulus pokiwał wolno głową i uśmiechnął się przez łzy. Syriusz poczochrał czarne włosy brata, a chłopiec wrzasnął z niezadowolenia i pognał za umykającym Huncwotem. Nie znosił, gdy ktoś targał jego czuprynę.
22.06.2014 - rozdział zbetowany przez Degausser.

23 komentarze:

  1. Nareszcie nowy rozdział <3 Jakież to pocieszenie, gdy chwilowo jestem zmuszona dzielić starego, stacjonarnego blaszaka z rodziną i rzadko mogę poczytać coś ciekawego. <3

    "Dziewczyna przystała na randkę z Jamesem, co chłopaka niewysłowienie uradowało. Syriusz żałował tylko, że przyjaciel nie dosłyszał jak dziewczyna dodawała, że umówi się z nim, gdy drzewa zaczną chodzić, trytony latać, a na Saharze wyrośnie dżungla." - ten fragment na przysłowiowe "dzień dobry" zrobił mi dzień. Może Lily cudowna nie jest, przynajmniej przy perspektywie Huncwotów - o czym już pisałam, że to zrozumiałe i wychodzi Ci nieźle - ale w takich monetach trudno jej nie lubić. Mam słabość do autorów podobnych tekstów. ;D

    Wprowadzenie państwa Potterów mi się bardzo podobało, nie lubię, gdy rodzice są w opowiadaniach traktowani po macoszemu, więc naprawdę mnie ujmuje, że u Ciebie mają swoje pięć minut. Charlus mnie urzekł w tym fragmencie:
    "Od tego pamiętnego dnia, gdy podczas uroczystości otrzymania medalu Merlina, Charlus tak strasznie pokłócił się z Polluksem, nazywając go bogatą, uprzedzoną sklątką tylkowybuchową. Po czym dodał, że to, co przed chwilą powiedział, jest w sumie obrazą wobec sklątek tylkowybuchowych." <3 Z pewnością fantazji przy obrażaniu innych trudno mu odmówić. :D
    Ogółem, Potterowie to tacy sympatyczni ludzie się wydają. Oczami wyobraźni widzę, jak traktowaliby Harry'ego, gdyby dożyli zobaczenia wnuka i serce mi rośnie. ^^

    Fragment u Blacków, przynajmniej rozmowa z braci jest taki... Smutny. Chwilami zapominam, że to są jeszcze dzieciaki, ale w tym momencie to widać, zwłaszcza przy reakcji Regulusa. Ja całkowicie rozumiem zachowanie Wagabundy, biorąc pod uwagę jej charakter, jednak szkoda, że nie rozumie, jak jej zachowanie działa na synów.

    Ogółem ten rozdział mi się podoba, jest taki... Ciepły. Buduje taką przyjemną atmosferę, która zawsze mi się kojarzyła z książkami z serii HP, oczywiście w kontekście rozdziałów, gdy cały mrok schodził na dalszy plan. ;3 Bo w ogóle Twoje opowiadanie wydaje mi się bliskie temu, co pisała Rowling. Nawet pod pewnymi względami lepsze, bo jednak możliwość poznawania różnych punktów widzenia to coś, co bardzo lubię. W dodatku tu na razie nie ma przytłaczających serii niefortunnych zdarzeń, jakie spadały na Wybrańca od pewnego momentu niemal bez przerwy. xD

    Tak swoją drogą, to stwierdzam z niepokojem, że chyba wpędzasz mnie w kompleksy. Ostatnimi czasy noszę się z zamiarem napisania kontynuacji HP (bo mi się jakoś nie chce wierzyć, że "wszystko było dobrze"...), i często, jak przeglądam notatki - ja i moja mania planowania <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zły limit mnie złapał :<<<

      (...)to zastanawiam się, czy w ogóle jest sens się za to brać, bo pewnie nie wyjdzie mi tak dobrze, jak na przykład Tobie "Rant...". Chyba zacznę wierzyć w to, że mam problemy z oceną własnych możliwości. xD

      A tak w ogóle to wesołych świąt i mokrego jajka! :D

      Usuń
    2. Jak zawsze, co dwa tygodnie ^^ Nie daj się rodzince, walcz o swoje :D
      Co do Potterów i tego "dożycia", to mam niezły problem. Bo Rowling ich wykilała, radośnie stwierdzając, że zmarło im się ze starości, co jest tak prawdopodobne, że wygram w totka...
      Ano, cóż Walbura się stara, ale w tym staraniu nie zauważa, że krzywdzi chłopaków. A Reg to taki słodziak jeszcze, bo wciąż nie wymaga sie od niego za wiele, a według rodziców jest bardzo ułożony.
      Ojej, no weź, spaliłam buraka... No, ale ja tam bym tak długo nie wytrzymała z jednym bohaterem, oj na pewno nie.
      Eee tam - jak nie będziesz pisać, ani czytać, to się nie nauczysz. Sama też nie uważam się za nie wiadomo kogo, wciąż się uczę, wciąż widzę ogrom błędów (chcesz to mogę ci nawet podać adres straszydła z onetu, które popełniłam). Jeżeli chcesz pisać - zastanów się po co. Co chcesz pokazać tym, co tworzysz, do czego dążysz i zrób sobie plan (bez planu wszystko traci potencjał i grzebie się w mule głupoty). Poza tym dobrze, że się zastanawiasz, a nie pomysł -> piszesz -> publikujesz; dasz radę ;)
      Nawzajem ^^

      Usuń
    3. Wywalczyłam, mój laptop zwany Viserysem - bowiem domaga się w moim życiu władzy absolutnej - powrócił do mnie. <33

      O tym, co Joaśka nagadała, to ja wiem i mi to nigdy nie pasowało specjalnie. Bo z jednej strony to czarodzieje żyją długo - średnia żywota to coś koło setki chyba - a z drugiej państwo koło 60-70 umiera? No się troszeczkę przekombinowała... Ale odkąd usłyszałam, że uznała, że Harry powinien jednak być z Hermioną, a Severus i James się pojednali przed śmiercią Potterów to mam wrażenie, że ona ogółem troszku się rozszalała z faktami dodawanymi w wywiadach...

      Czasem bywają takie matki, co to chcą jak najlepiej i przez to w konflikt z własnym dzieckiem wchodzą, Walburga to mogłaby wręcz za podręcznikowy przykład robić.

      A pal buraki, tylko motywację też czuj, skoro fankę masz! :D I w sumie z tym jednym bohaterem to ja znam... Jak przynajmniej dwóch narracji nie mam to nie umiem napisać za wiele.

      Ja to wiem, nawet coś tam - z naciskiem na "coś" - publikuję ze swoich wypocin (i niechwalebnie widnieje to w moim profilu). Gorszy problem, że pierwszy raz od dawna startuję nie z tasiemcem, tylko konkretną historią i tu chyba leży mój problem, bo już dawno kończyłam na robieniu planu wydarzeń i jakoś nigdy go nie wcielałam w dzieło, że tak to ujmę. xD Aczkolwiek jakąś motywację mam, bo wiem, że kilka osób to czytać chce, a to zawsze jakoś podnosi na duchu. xD

      Usuń
    4. Twój lapek ma imię? Mój nie ma - może coś należy z tym zrobić? Ale nie boisz się, że skończy w złocie?

      O wow - tego to nie słyszałam... No to nieźle sobie używa.

      Czuję, czuję! Ha, a ja mam zamiar popełnić coś z narracją na jednego typa! Ale pewnie nie wytrzymam i zrobi się ich więcej :(

      Czekaj no... ja coś czytałam twojego. Coś z HP (gdzie bohaterowie mnie w pięknym stylu wkurzyli) i coś innego, czego było strasznie mało (chba z GoT), ale bardziej mi się podobało. Chyba muszę zerknąć... Ja to ogarnę - spokojnie ;)

      Usuń
    5. Należy, należy - komputer z imieniem od razu chętniej współpracuje. Obawiałabym się, gdybym miała w pobliżu Dothraków, jednak władców koni ni widu, ni słychu, więc Viserys śpi spokojnie. xD

      Tak czasem bywa, jak się najwidoczniej pewnych rzeczy nie przemyśli.

      Oj, ja Ci i tak będę kibicować i wierzę, że dasz radę! A jak nie dasz rady, to i tak będzie dobrze. xD

      To z HP, o czym mówisz - bo do niedawna miałam tylko jedno - to akurat właśnie ćwiczenie się, które w ogóle by nie powstało, gdyby znajomi z forum pbf nie chcieli wiedzieć, co mi w głowie siedzi, a miniaturka - rzeczywiście z GoT - nie jest jedyną, jaką mam, choć na razie jedyną upublicznioną, bo resztę muszę jeszcze poprawić. Ja ogółem niestety mam mnóstwo projektów, a kiedy je robić... Nie wiadomo. xD Choć jeśli byś się kiedyś nudziła, to nie ukrywam, że miło by było, gdybyś rzuciła okiem na moje twory. xD

      Btw, czym właściwie wkurzyli bohaterowie w tym z HP? xD

      Usuń
    6. Więc zdecydowanie muszę swojemu jakieś nadać ;)

      Hahaha, ale z tym jednym typem, to miałam na myśli inną historię, która kiedyś tam istniała, ale onet zdechł i opek padł... No, a ostatnio jakoś do niego wróciłam, tyle że trza go jakoś ogarnąć i w ogóle pewnie napisać od nowa (czyt. całość).

      A widzisz brak czasu to chyba problem każdego ;) Nie no ja napiszę coś konkretnego, tylko byle mnie bohater nie wpienił. Zresztą miniatórek chyba mniej się czepiam (a ja nie lubię się czepiać), więc na to zapewne padnie. No, chyba że masz coś autorskiego ^^

      Eh - swoją zajebistością krótko mówiąc. Po prostu wydawali mi się strasznie pewnymi siebie bucami, a po chwili się rozmonożyli, ja się zgubiłam i... zgon. No, a poza tym nie komentuję, gdy mnie bohater wkurza (taka zasada :D), bo robię straszny pojazd tekstu przez pryzmat bohatera.

      Usuń
    7. Oj tam, stare rzeczy mają to do siebie, że jeśli miały jakiś potencjał, to podchodząc do tego ponownie po jakimś czasie, nie jest znów tak trudno coś z tego wyłuskać. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. ;)

      Na razie nie, bo większość tego, co mam, siedzi na dysku i czeka na porządny przegląd. xD

      Ach, tak właśnie sądziłam. xD Prawdę mówiąc, ja nie ukrywam, że tam są osoby, które mają skłonności do bycia bucami - Schuyler (narratorka prologu), Blishwick, Spencer i kilka innych osób - i to akurat nie jest u mnie niezamierzone, bo takie zachowanie to naturalne następstwo wychowania, jakie odebrali (określić je bezstresowym będzie chyba najbezpieczniej). A że zachowują się tak obecnie to nie znaczy, że to się nie zmienia. To w końcu nastolatki i to na dobra sprawę dopiero w dorosłość wkraczające. xD Choć zasadę rozumiem doskonale, sama stosuję podobną. xD

      Usuń
    8. Nie no coś tam zawsze się da, ale nie wszystko. Ja to zazwyczaj tworzę jeszcze takie wielkie drzewka powiązań, ale do tego akurat zgubiłam :( Poza tym bardziej chodzi o ustalenie kilku punktów na osi, do których powinnam dążyć, żeby nie pitolić o wątkach pobocznych więcej niż o głównym :P

      O, to ja chcę ten przegląd!

      Ale za dużo ich tam, za dużo psób z wygórowanym ego, czego wybitnie nie znoszę. Rozumiem, że taka specyfika postaci, że to cel, że zapewne po pewnym czasie ulegnie to zmianie - jednak zwyczajnie nie mam siły przepychać się z takimi zarozumialcami. A poza tym co komentarz jęczałabym jacy to oni źli nie są, co nie byłoby potrzebne ani tobie, ani mnie.

      Usuń
    9. Ja zazwyczaj do wszystkiego mam jakieś urywki, drzewka, plany, opisy... Właściwie to mam brulion, który poza notatkami ma stos kartek luzem, pisanych na przerwach etc, aż trudno się połapać, co do czego pasuje. xD

      Nie no, ja rozumiem i w sumie mnie to nie dziwi, bo nie ma jeszcze czegoś takiego, co by się wszystkim spodobało, a z moimi zarozumialcami to chwilami i ja nie mam siły, to co dopiero czytelnik, zwłaszcza zrażony do tego typu postaci. xD Na całe szczęście chyba tylko w FFAG nagromadziło się tyle ofiar bezkrytycznego wychowania, bo w innych moich dziełach raczej zachowuję jakiś zdrowy umiar... A przynajmniej tak mi się wydaje. xD

      Usuń
  2. Rozalia napisała wszystko co chciałam napisać ja ;P pozdrawiam i życzę magicznej wielkanocy ;D
    ~cKW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, może następnym razem Cię nie wyprzedzę. xD

      Usuń
    2. Ach, może następnym razem? Nawzajem ;)

      Usuń
  3. Cudowny rozdział ;)
    a Lily mnie rozbraja :)
    Pozdrawiam Nicola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Lilki tak mało było! A reszta?
      Pozdrówka ;)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Dziekuję ;) Mam nadzieję, że inne również będą dobre.

      Usuń
  5. Hej! Jestem zachwycona Twoimi pomysłami i blogiem. Naprawdę fajnie piszesz! Kolejne świetne opowiadanie, na które trafiłam przypadkiem. Masz talent, zdecydowanie powinnaś pisać dalej. Absolutnie rewelacyjna notka. Nie jestem pewna, co urzekło mnie najbardziej. Chyba, jak to się ładnie mówi, całokształt. Jesteś mistrzynią, wiesz? :DJakaś magia jest w Twoim blogu i mówię Ci to na poważnie. Nie każdy blog ma TO COŚ, tę perełkę która tak bardzo przyciąga uwagę. Cóż mogę powiedzieć ? Czekam na kolejny rozdział!
    Gorąco, gorąco cię pozdrawiam i życzę weny!
    Zapraszam do mnie :) lily-james—magic-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, jak miło. I znów spaliłam buraka! A nie było nic, co wydawało się głupie, złe, czy cokolwiek? No bo ja chcę kopa w tyłek...
      Dziękuję i również pozdrawiam ;)

      Usuń
  6. Wzruszyłam się... Proszę powiedz, że nie pozwolisz na to, żeby Syriusz i Regulus się rozstali. Oni są świetni. Tacy prawdziwi bracia, którzy mają, tylko i wyłącznie siebie. Regulus potrzebuje Syriusza. Dla niego to jest ktoś wielki, autorytet, idol, no i przede wszystkim prawdziwy brat. Walburga przesadza i to jest pewne, ale nawet nie zdaje sobie sprawy jaką krzywdę robi swoim dzieciom. Czy ona jest ślepa? Syiusz i Regulus potrzebują matki nie wiedźmy. A Orion, przecież on zdaje sobie sprawę, co się dzieje. Nie jest głupcem. Jest tchórzem. Daje sobie manipulować. Nie dziwię się, że Syriusz nie chce wracać do domu. Święta będą bardzo, ale to bardzo "przyjemne". Jak on musi zazdrościć innym Huncwotom. Wiem, że Remus ma trudną sytuację w domu, a Peter jest adoptowany i jego matka nie jest idealn, ale one przynajmniej okazują im miłość. Moim zdanirm Walburga kocha Syriusza, tylko nie umie go zaakceptować. Za to James ma wprost idealną sytuację. Dom, kochający rodzice, wierni przyjaciele, pieniądze. Tak to z zewnątrz wygląda. Ta cała sytuacja w ich domu była taka słodka. Widać było kontrast pomiędzy Potterami, a Blackami. Co teraz napisać? Jako ta niedonra czytelniczka nadroniłam i teraz jakoś mi tak przykro. Jak kończyłam któryś tam rozdział to zawsze kończyłam go z myślą, że tylko kiedy będę miała ochotę przeczytam kolejny, a teraz będę musiała czekać. To nie sprawiedliwe. Zresztą nigdy nie napisałam, co sądzę o Twoim pisaniu. Więc najwyższa pora... Według mjie piszesz świetnie. Twoje rozdziały czyta się jak książkę. I w dodatku piszesz świetne opisy i sytuacyjne, i przeżyć wewnętrznych, a co jak co opisy dodają tego czegoś. Pisz dalej, kiedyś może wydasz jakąś książkę. Mam taką nadzieję. Przepraszam za błedy, ale piszę na telefonie, więc tu ciężko się poprawia.
    Wesołych Świąt!!! :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do komentarza z poprzedniego rozdziału: Nie wiedziałam, że atmosfera zrobiła sie aż tak gęsta od podejrzeń! Ale to dobrze, znaczy że się zastanawiasz, bo skoro to robisz, szybciej dojdziesz do właściwej odpowiedzi :D
      Ojej nawet nie wiesz, jaką przyjemność mi zrobiłaś tą analizą z tego komentarza! Tak, tak - masz rację, co do prawie wszystkiego. Dokładnie o to mi chodziło przy Blackach. Tylko ten Orion - to nie do końca tak, że jest tchórzem, bardziej chciałam pokazać, że nie jest w stanie odpowiednio ocenić sytuacji, nie widzi, w jakim kierunku to wszytsko zmierza. Chociaż po części tchórzem również jest (przynajmniej jeżeli chodzi o stawianie się Walburdze :P).
      Aj, Peter nie jest adoptowany. Wspominałam tylko o tym, że jego matka nie jest jego biologiczną matką. Chociaż tutaj to musiałam szybko łatać swój błąd ;)
      Och, ojej nawet nie wiesz ile te słowa dla mnie znaczą. Jakoś tak miło człowiekowi na serduchu, gdy widzi, że ktoś czeka, że czyta. Szczególnie mi miło, że przeczytałaś wszystko od poczatku i pod każdym rozdziałem zostawiłaś komentarz - jestem bardzo, bardzo wdzięczna ;)
      Hej no bez takich! Ja znów burola palę! Jest mi szalenie miło, słyszeć takie słowa, szczególnie, że to aż dziwne, że ktoś mi już wcześniej porównywał to opowiadanie do książki. Nie mam jednak złudzeń - Rant czarodzieja ma błędy, a do książki mu wieeeeele brakuje (zresztą, żeby książkę napisać to trza mieć ogrom siły i talentu, których mi raczej brakuje :P).
      Nawzajem i mokrego dyngusa ;D

      Usuń
  7. Ech, to takie wielkie rozczarowanie, kiedy myślało się, że w końcu będzie jakaś ciekawa lekcja, nauczą się czegoś przydatnego, a tu nic... Z tego, co pamiętam zaklęcie patronusa jest dosyć trudne, nie każdemu wychodzi tak od razu, więc już samo to powinno skłonić ją do poświęcania więcej lekcji na to zaklęcie. Może huncwoci również powinni zacząć nosić kocie chrupki w kieszeniach? Byłby koniec problemu z Filchem ;p. Aczkolwiek chyba źle to by się skończyła dla Petera skoro on jest wiecznie głodny ;P. Ciekawe do czego mógłby porównać ten smak. Przegrana małą liczbą punktów jest na pewno mniejszą przegraną niż, kiedy uzyskamy znacznie mniej punktów od przeciwnika, ale sprawia niemały zawód, bo tak blisko było do wygranej... Z tego, co słyszałam o puddingu, to chyba by mi nie zasmakował, ale może kiedyś będę miała okazję się o tym przekonać. Heh, tak... małe dzieci tak szybko chcą być dorosłymi, ale dla rodziców chyba zawsze pozostaną tymi malcami. Czytałam o tym powiązaniu matki Jamesa z Blackami, ale aż trudno uwierzyć, że pochodzi z tego rodu. Szkoda, że mały Potter nie będzie mógł się wybrać do Syriusza, bo pewnie szkoda mu przyjaciela. Mieć taką matkę, jak już wspomniałam wcześniej, to nie rozumiem tego wywyższania się. Jakoś zawsze ciężko mi było się połapać, kto jest starszy czy Syriusz czy Regulus. Dla mnie to zawsze był ten drugi, sama nie wiem czemu. Dobrze, że chociaż Syriusz może jeszcze na niego liczyć, przynajmniej po części. Aż dziwne, że tak się wzruszył, kiedy pomyślał o tym, że jego starszy brat może go zostawić, więc mu się go naprawdę kochać. Nic dziwnego, że Syriusz zazdrości rodziców swoim kolegą, bo to naprawdę ważne w tak młodym wieku. Zresztą w starszym też. Dziecko powinno dostać tą miłość od rodziców, którą ma np. Jamesa. Takie proste gesty jaki właśnie dotyk mamy bardzo dużo dają... właśnie takie poczucie bezpieczeństwa, co dla dziecka jest bardzo ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie mogli uczyć się tego dłużej, bo to miał być dodatek, a nie podstawa programowa. Fajnie by było uczyć się tego, co ciekawe, ale niestety nie ma tak dobrze :D
      Gdy jest się Peterem lepiej nie nosić kocich chrupek w kieszeniach ^^
      Syriusz jest starszy ;) Masz rację zarówno co do Potterów jak i co do Blacków.

      Usuń