Z
|
mrok powoli grzebał hogwarckie
mury w ciemności. Przez wielkie gotyckie okna przemykały promienie
zamierającego słońca, wydobywając z przestronnego pomieszczenia cztery postaci.
W kącie, przy kominku stało kilka foteli, teraz niemal opustoszałych, zaś przy
ścianie naprzeciwko dwanaście biurek, lecz jedynie jedno zawalono różnego
rodzaju dokumentami. Środek pokoju wyłożono okrągłym, jasnym dywanem, na którym
stał wąski, drewniany stół o zdobionych nogach. Uczniowie już jakiś czas temu
opuścili zamek, lecz kilku nauczycieli pozostało – może z obowiązku, może z
nostalgii?
– I znów ta
cisza i spokój – westchnął niziutki Filius Flitwick.
– Masz rację
– dodał swym tubalnym głosem Kettleburn. – Zawsze, gdy te nygusy odjeżdżają,
robi się tak dziwnie.
W kącie coś
się poruszyło i po chwili do uszu obecnych dobiegło głośne, przeciągłe
ziewnięcie. Spod niewielkiego, ciemnego kocyka wychynęła postać smukłego, choć
nieco garbatego czarodzieja w granatowej szacie. Mężczyzna wygiął się w łuk, wstając
z fotela, wyciągając ręce w górę i ponownie ziewając. Następnie, wciąż zaspanym
wzrokiem, rozejrzał się po pomieszczeniu.
– Ooch, ktoś tu
jeszcze jest?
– Co roku
jesteśmy tu o tej porze, Hurkley – zachichotał Flitwick. – Chociaż ty możesz o
tym nie wiedzieć, w końcu czym jest pięć lat wobec okresu, jaki my nauczamy.
Nic się nie zmieniłeś, łobuziaku.
– Pamiętam
stare dobre czasy, kiedy ten śpioch potrafił na stojaka przedrzemać moje
zajęcia! – zawtórował Kattleburn, klepiąc kikut prawej nogi.
– Pan Nott
miał wręcz zatrważającą zdolność do zasypiania w każdych warunkach. Czasami aż
boję się pomyśleć, jak wyglądają twoje lekcje, Hurkley – powiedział Radamantys
Ladon znad równo ułożonej sterty pergaminów.
– Panie
profesorze, niech się pan nie martwi, wszystko jest zawsze w jak najlepszym
porządeczku – wyszczerzył się Hurkley Nott.
– Wciąż nie
umiesz przekonywać, Hurkley. A także wciąż się tłumaczysz, choć nie powinieneś.
– Czyli w
sumie mogłem dalej spać? – mruknął mężczyzna, drapiąc się po ciemnej czuprynie.
– Ano, mogłeś
– stwierdził uprzejmie Kettleburn, a Ladon posłał koledze krytyczne spojrzenie.
– Ech,
szkoda, że mnie obudziliście. A w ogóle zdarzyło się coś pod koniec uczty
pożegnalnej, bo wymknąłem się wcześniej?
Ladon
ponownie pokręcił głową, jednak nie skomentował, najwyraźniej pochłonięty
stertą dokumentów, która wciąż się przed nim piętrzyła. Flitwick zaśmiał się
serdecznie, wymieniając uśmiechy z Kettleburnem.
– To samo co
zwykle – powiedzieli obaj.
– Właśnie. – Ladon
wreszcie okazał więcej zainteresowania kolegom po fachu. – To dość dziwne, że
kolejny rok z rzędu tracimy nauczyciela obrony przed czarną magią. Zupełnie
jakby ktoś przeklął to stanowisko.
– Mam
wrażenie, że tak częste zmiany poprzedzała wizyta pewnego młodego czarodzieja
całe lata temu. To było chyba jeszcze za dyrektora Dippetta, jeżeli mnie pamięć
nie myli... – zamyślił się Flitwick.
– A nie
chodzi ci o tego młokosa za Dumbledore’a? – zapytał Kettleburn.
– Hm, możliwe,
że masz rację. A może mamy ją obaj? Naprawdę nie pamiętam każdego kandydata na
tę posadę.
– Wybaczcie,
lecz nie mogę wam pomóc. Jestem tu znacznie krócej niż wy, panowie, i zupełnie
nie mam pojęcia, kogo możecie mieć na myśli.
– Jednak
jakby na to nie spojrzeć, za rok ponownie będziemy mieć nową osobą w ciele
pedagogicznym. Choć szkoda mi profesor Atropos, muszę przyznać...
– Szkoda? – wszedł
Flitwickowi w słowo Ladon, unosząc groźnie brwi. – Ta dziewczyna nie miała w
sobie za grosz odpowiedzialności. Ktoś taki nie powinien nauczać. Natomiast
napaść na uczennicę jest czynem absolutnie nagannym. Według mnie dyrektor
postąpił właściwie, zwalniając tę kobietę.
– Właśnie,
wiadomo, czy Albus użył Priori Incantatem? Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie
wyjaśnił sprawy.
– Eee tam, musiała
być winna, w końcu Dumbledore inaczej by jej nie zwolnił – wtrącił się Nott.
– Jak szybko
wyciągacie wnioski, jak pośpiesznie kogoś obwiniacie, zupełnie nie starając się
dojść do sedna. Pewnie uznaliście, że poniżej waszej godności jest rozmowa z
nią i poznanie prawdy, mylę się? Tacy mądrzy ludzie, a tacy pochopni, tacy
łatwowierni, starzy plotkarze.
– Silvanusie,
wciąż nie czuję się taki stary. Przynajmniej nie duchem, chociaż, masz rację,
nie rozmawiałem z Letą. Powiedziała ci coś na temat tego, co się wydarzyło?
– A czemu
miałbym wam powiedzieć? Przecież i tak swoje już wiecie?
– Och,
przestałby się profesor tak złościć – powiedział przymilnie Nott, senność
opuściła go na dobre. – Zresztą Dumbledore musiał wiedzieć wcześniej, jaka jest
Leta. W końcu zawsze taka była: zapominalska, wstydliwa Puchonka.
– Silvanusie,
sugerujesz więc, że Dumbledore zwolnił Atropos nie mając twardych dowodów? – zapytał
wyraźnie zdziwiony Ladon, a po chwili dodał: – Nie, to śmieszne. Albus
Dumbledore nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.
– Niby znacie
tych ludzi, a tak naprawdę nic o nich nie wiecie. Nikt nie zwolnił Lety.
– Przestałbyś
wreszcie opowiadać brednie – zdenerwował się Ladon. – Leta Atropos została
wyrzucona ze szkoły i w zupełności na to zasługiwała. Nie mam na myśli jedynie
napaści na pierwszoroczną, nie tylko lekkomyślnego zatrzymania łodzi dla
zwykłej zabawy, ale przede wszystkim sposób prowadzenia przez nią zajęć. W
dodatku kto jak kto, ale akurat ty, Silvanusie, nie powinieneś nikogo pouczać w
kwestii interpretowania czyjegoś zachowania. Zawsze pobłażałeś, nic się nie
zmieniłeś. Wystarczy wspomnieć tę dziewczynę, małą Realgar. A Galen... Tyle
czasu z nim spędzałeś. Jak to możliwe, że nic nie zauważyłeś?
Kettleburn
poczerwieniał i zamknął oczy. Jego pięści zacisnęły się tak, że knykcie
zbielały. Drewniana noga systematycznie uderzała o posadzkę. Hurkley Nott, nieco
zdziwiony, spojrzał po nauczycielach.
– Macie na
myśli to cudowne dziecko, Galena? Przecież minęło już sześć lat od jego
pogrzebu, a sprawy wciąż nie wyjaśniono. Wiecie coś i nie powiedzieliście tego
ani magopolicji, ani aurorom?
Po słowach
Notta zapadła ciężka cisza. Nikomu nie śpieszyło się z odpowiedzią.
– Dość – powiedział
wreszcie Flitwick. – Dajmy spokój zmarłym, nie czas i nie miejsce na
rozgrzebywanie starych ran. Silvanusie, proszę, powiedz, co miałeś na myśli,
mówiąc, że Leta Atropos nie została zwolniona?
– Złożyła
wypowiedzenie – odpowiedział dziwnie pusto Kettleburn i wyszedł.
Ledwie drzwi
zamknęły się za utykającym nauczycielem, a stukot umilkł na korytarzu, Filius
Flitwick zwrócił się do Ladona:
– Jak mogłeś
przywoływać Galena? Przecież wiesz, ile ten chłopak dla niego znaczył, nie
musisz na każdym kroku pokazywać, że nie znosisz Silvanusa.
– Ty masz
muzykę, on ma swoje stworzenia – podjął po chwili Ladon, jego dłoń drżała, a na
pergamin spadło kilka kleksów. – Ale my obaj, on i ja, mieliśmy tego chłopaka,
kogoś, kto mógł stać się taki jak Dumbledore. Wyjechałem na długą, wyczerpującą
konferencję, zostawiając go zdrowego z żoną i dzieciakiem na rękach. Wróciłem
na pogrzeb.
– Jesteś
okrutny.
– Ja? Wątpię.
Raczej życie jest. Spójrz na niego.– Wskazał na Notta, jego dłoń wciąż lekko
drżała. – Jest bystrym młodym człowiekiem, jaki ma całą przyszłość przed sobą,
a jego rodzina się go wyrzeka. Zupełnie jak... A my? Jesteśmy czarodziejami i
co z tego? Na co nam cała ta magia, skoro nie potrafimy zaopiekować się tymi,
na których nam zależy?
– Przestań,
Radamantysie, powiedziałeś już dość – upomniał go Flitwick, ukrywszy twarz w
dłoniach.
– Zdaje się,
że wszyscy jesteśmy już zmęczeni – kontynuował nauczyciel zaklęć. – Powinniśmy
wreszcie wrócić do domów. To było naprawdę męczące dziewięć miesięcy. Do
zobaczenia.
Po tych
słowach Filius Flitwick zeskoczył z krzesła i również opuścił komnatę.
Radamantys Ladon zgniótł pergamin oraz stuknął w niego różdżką, unicestwiwszy
go. Następnie wziął czysty arkusz i pisać od początku.
– Pamiętam
Galena ze szkoły, fajny był z niego chłopak. Szkoda, że tak skończył. Ale
dobrze wiedzieć, że w tych plotkach znajdowało się ziarnko prawdy.
– Jakie
plotki? – zapytał z roztargnieniem Ladon.
– Jeszcze w
Hogwarcie mówili, że rośnie nam nowy Dumbledore, a Galen zawsze zbywał to
śmiechem. Mówił, że aż tak bardzo nie przepada za łakociami.
Hurkley
ponuro westchnął. Nie miał nic więcej do dodania.
~*~
Latem Dziurawy
Kocioł zawsze kusił zimnym piwem kremowym i przyjemnym chłodem, jaki panował
wewnątrz lokalu. Pub stanowił miejsce spotkań wielu czarodziejów, a w razie
potrzeby można było wypłakać się w rękaw barmana. Tom cieszył się dobrą opinią,
co prawda lata młodości miał już za sobą – pozostało mu ledwie kilka zębów, a
włosy już dawno zdezerterowały – jednak został obdarzony niebywałym złotym
darem milczenia, który nie przeminął wraz z wiekiem. Dlatego też niejeden
przybywał do pubu tylko po to, by
opowiedzieć, co go spotkało – najlepiej przy szklaneczce alkoholu – wiedząc, że
jego pijackie marudzenia pozostaną u barmana w sekrecie.
Leta Atropos
siedziała przy barze, wypijając kolejną szklankę ognistej. W głowie już jej
szumiało, lecz wciąż nie miała dość. Uznawała, że czasami lepiej jest zapić
robaka i po prostu jakoś przechorować niż stawić czoła sytuacji.
A może
zwyczajnie nie czuła sie na siłach i słabość wzięła górę?
Wtem przez
szerokie, dwuskrzydłowe drzwi –
otwarte teraz na oścież –
wpadł potargany czarodziej. Podbiegł do baru i gromko zakrzyknął:
– Kolejka dla
wszystkich!
Uśmiech nie schodził
z bladej twarzy nieznajomego, co nieco zniesmaczyło Letę. Nie miała ochoty
słuchać o cudzych sukcesach.
– To, co
zawsze? – zapytał barman, zwracając się do nowoprzybyłego.
– Znasz mnie
na wylot, Tom.
Barman nalał
czerwonego wina do kieliszka ustawionego na wprost roztrzepanego czarodzieja.
Kilka osób kiwnęło głowami na znak podziękowania za hojność, parę innych
pośpiesznie opuściło bar.
– Ech,
czasami wydaje mi się, że ludzie nigdy się nie zmienią... – mruknął
nowoprzybyły z przekąsem. – Teraz czy kiedyś, zawsze te same uprzedzenia.
– Wiesz,
Charlie, gdy ktoś jest uparty jak osioł, nic nie pomoże– stwierdził Tom i
ruszył rozdać piwa tym, którzy pozostali w pubie.
Leta nie
zamierzała komentować, nie zamierzała w ogóle się odzywać. Wręcz miała nadzieję,
że cisza z jej strony odstraszy nieznajomego izniechęci go do jakichkolwiek
prób nawiązania rozmowy. Osuszyła więc kolejny kieliszek, wpatrując się w jego
dno bez większego zainteresowania i postukując niecierpliwie w bar.
– A czemu to
taka piękna dama pije sama?
Brak
odpowiedzi, tylko stukanie w bar stało się bardziej natarczywe.
– Może
mógłbym pomóc? Charles Aiken, miło mi.
Mężczyzna
wyciągnął dłoń w kierunku Lety, a ona niechętnie przeniosła na niego rozeźlone
spojrzenie. Nie miała zamiaru odpowiadać, liczyła, że zachowaniem uda się
natręta odstraszyć.
Pomyliła się.
– Cóż, skoro
nie chcesz rozmawiać, możemy pomilczeć.– Mężczyzna uśmiechnął się i po chwili
upił nieco wina, a jego usta zabarwiły się czerwienią.
Wrócił
uśmiechnięty od ucha do ucha Tom. Spojrzał na wciąż zadowolonego gościa, a
potem znów na Letę. Zmarszczył brwi, nie skomentował, wyjął czystą szmatę i
zaczął pucować szklanki.
– Zupełnie
jakbyś nie mógł zrobić tego czarami – fuknęła Leta.
– Mógłbym.
– Więc czemu
tego nie zrobisz? – zapytała, jeszcze bardziej poirytowana. – Po co tracić
czas?
– Ech,
dzieciak z ciebie – powiedział Charles z pobłażliwym uśmiechem. – Ale kiedyś
zrozumiesz.
– Nie jesteś
wiele ode mnie starszy – odburknęła, nie dawała mu więcej niż czterdzieści lat.
– A skąd
możesz wiedzieć? – Aiken przekrzywił głowę i z zainteresowaniem wpatrywał się w
kobietę. – Przecież jesteś czarownicą, żyjesz w świecie magii, myślisz, że nie
mógłbym...
– Przestań
się wydurniać – weszła mu w słowo. – Oboje dobrze wiemy, że takie rzeczy są
niemożliwe.
– Niemożliwe...
– powtórzył jak echo, wahając się. – Zabawne słowo.
– Niby
dlaczego?
– Bo dopiero
kiedy czegoś spróbujesz, możesz stwierdzić, że nie jesteś w stanie tego zrobić.
Co i tak nie znaczy, że nie leży to w zasięgu czyichś możliwości.
– Bredzisz.
– Och,
czyżby? – Upił kolejny łyk wina, kieliszek był już prawie pusty. – Niewykluczone.
A może to ty kiedyś przyznasz mi rację?
– Charlie,
nie zamęczaj mi gości – powiedział Tom z nutką udawanej nagany w głosie. – Znów
zebrało ci się na te rozważania?
– Przecież to
nie ja zacząłem. Dolejesz? – Wyciągnął pusty kieliszek w stronę barmana, a
tamten po chwili go napełnił. – Poza tym to urocze, że wciąż mówisz do mnie
„Charlie”.
– Mam długą
pamięć. A właściwie, dlaczego dziś jesteś aż tak zadowolony?
– Dostałem
pracę.
– To ci
nowina. Jaką tym razem?
– Nie bądź
tak negatywnie nastawiony – skarcił Toma Aiken. – To niemiłe.
– Więc? – ponaglił
go barman.
– Dumbledore
szukał kogoś do szkoły, więc poszedłem na rozmowę kwalifikacyjną. Nie
spodziewałem się zbyt wiele, ale obiło mi się o uszy, że dyrektor to porządny
milord i postanowiłem spróbować.– Zamyślił się na chwilę. – Chyba nie miał zbyt
wielu chętnych. Ostatnio łatwo o mniej absorbującą pracę.
– Nie powinieneś
tak go nazywać.
– Jak?
– „Milord”.
Nie jest nim, dobrze o tym wiesz.
– To takie
skrzywienie – zbył go Aiken.
Leta Atropos,
słysząc rozmowę mężczyzn, prychnęła w kieliszek, ochlapując się przy tym. Z
trudem zdusiła gorzki śmiech, po czym wytarła rękawem usta. Tom spoglądał na
nią ze współczuciem, natomiast Charles Aiken z uprzejmym zainteresowaniem.
– Chyba dość
już dziś wypiłaś, Leto – powiedział barman.
– Chcesz iść
do tej szkoły? – zapytała, chichocząc. Nie czekała na odpowiedź, kontynuowała:
– To idź, ale nie polecam. Te wredne dzieciaki jak zawsze wyciągną swoje
wnioski i wrobią cię we wszystko, w co będą chciały. Nie mają za grosz
poszanowania dla cudzej własności, żadnego szacunku dla starszych. A kadra?
Obracają się we własnym małym światku, nie chcą wpuścić kogokolwiek do swojego zacnego grona. Przy tym są ślepi, nie
dostrzegają nic poza czubkiem własnego nosa.
– Leto,
naprawdę za dużo już wypiłaś. Może wezwę Błędnego Rycerza?
– Nie,
zaczekaj, chciałbym wysłuchać do końca – wtrącił się Aiken.
– Daj spokój,
przecież widzisz, że jest pijana jak bela. Masz zamiar brać jej słowa na serio?
– Mówią, że w
każdym kłamstwie tkwi ziarnko prawdy, więc czemu nie w pijackim bełkocie?
– I tak
uważam, że to zły pomysł.
Jednak Leta
niezbyt zwracała uwagę na otoczenie. W głowie szumiało jej od wypitego alkoholu, a dłonie zaciskały
się w pięści ze złości. Potrzebowała wreszcie się komuś wyżalić, nieważne, że
później niekoniecznie miała to pamiętać.
– Ukradli
medalik mojego ojca – jęknęła, a kilka łez pociekło jej po policzkach. – Nie
chciałam, żeby go widzieli, zawsze go pilnowałam. Bo ciągle gdzieś coś gubię
i... – Wyciągnęła pustą szklankę w kierunku barmana, lecz Tom tylko założył ręce na piersi, kręcąc głową. – Tatuś
mnie wychował. Sam. A oni ukradli jego medalik!
Leta z
wściekłością uderzyła w blat stołu wolną pięścią. Po chwili w jej dłoni nagle
pękła szklanka, a jeden z odłamków przeciął skórę. Krew sączyła się po
nadgarstku, choć Atropos nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Tom spróbował
chwycić kobietę za rękę, by opatrzyć ranę, lecz ona wyrwała się.
– Nie
potrzebuję fałszywej troski – burknęła, spoglądając na resztki szklanki. – Wolałam
się zwolnić niż siedzieć z tymi złodziejskimi bachorami i paskudnymi kolegami. Może i moja pamięć nie jest najlepsza,
ale mam swój honor.
– Przykro
słyszeć, że tak potraktowano kobietę – powiedział niezwykle cicho Charles.
– Sugerujesz
coś? – zapytała z oburzeniem Atropos, wpatrując się lekko zamglonym wzrokiem w
rozmówcę. – Myślisz pewnie, że faceci są lepsi, że... – Leta znów czknęła. – Że
ich nigdy by nie...
– To naprawdę
nie ma sensu – przerwał jej Tom. – Wezwę Błędnego Rycerza, Leto.
Barman
wyszedł przed bar, pozostawiając gości samych.
Charles Aiken
również wstał, położył na ladzie kilka monet oraz skierował sie do wyjścia. Na
głowę zarzucił ciemny kaptur, który skrywał twarz w mroku. Leta uniosła głowę,
patrząc na niego wielkimi, załzawionymi oczyma. W tamtej chwili przypominała mu
małe, bezbronne dziecko, które szuka pomocy.
– Jestem
beznadziejna? – wyszeptała, a w jej głosie nadzieja walczyła z rozpaczą.
Aiken
odwrócił się w kierunku drzwi, chciał odejść, choć nie potrafił zostawić jej
samej w takim stanie. Przypominała mu kogoś z dawnych lat, choć teraz nie mógł
sobie przypomnieć kogo. Zawahał się, jednak ostatecznie zrobił kilka niepewnych
kroków w jej stronę i wyciągnął dłoń. Otarł mokre policzki, uśmiechnął się
blado, choć ona nie mogła dostrzec tego gorzkiego uśmiechu i powiedział:
– Nie jesteś,
poradzisz sobie, milady.
Gdy chciał
zabrać dłoń, Leta go powstrzymała. Znów patrzyła na niego tymi wielkimi,
smutnymi oczami, nie zdając sobie z tego sprawy, hipnotyzowała go.
– Zostań.
Wyciągnęła
drugą okrwawioną dłoń, by lepiej go przytrzymać, jednak wówczas on delikatnie
się wyswobodził. Aiken wyszedł, więcej nie oglądając się za siebie.
– Gdzie jest
Charlie? – zapytał, powróciwszy, Tom, rozglądając się za
Aikenem.
– Wyszedł.
– Wyszedł? – powtórzył
zdziwiony. – Przecież miał zamiar świętować, a on zawsze świętuje u mnie.
Leta Atropos tylko
pokręciła głową, następnie wstała i nieco chwiejnym krokiem opuściła lokal.
Okej, weszłam bez większych nadziei, że coś znajdę nowego, a tu takie zaskoczenie! Łomotu nie będzie, przynajmniej nie ode mnie, do patelni mam za daleko xD
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału - zaskoczył mnie. Nie tylko dlatego, że ani razu nie ma w nim Huncwotów. Dotychczas Rant, nawet, jeśli gdzieś w tle majaczyła wojna, był taką dosyć pogodną historią, a ten rozdział jest smutny. Zarówno część w szkole - naprawdę, żal mi się zrobiło Kettleburne'a, choć nie znam w ogóle tej sytuacji. Będzie coś więcej o tym wątku, prawda? Prawda? - jak i w Dziurawym Kotle. Biedna Leta, nie zasłużyła sobie. I jak nie miała tych napadów zapominalstwa, to była dobrą nauczycielką, więc tym bardziej! A ten nowy nauczyciel OPCM jest intrygujący... Zwłaszcza, że ta jego uwaga o wieku wydaje się dwuznaczna. Nie powiem, po tym rozdziale mem okropny niedosyt. xD
Pozdrawiam i życzę dużo weny <3
To teraz tylko zrabowac wszystkim patelnie i będzie git :D
UsuńA no Hunców nie było, ale w następnym już będą ;) Oj, no aż tak bardzo smutno nie było, uszy do góry. Będzie o tym wątku, akurat ten wchodzi w skład głównego - także wyjaśni się późno... chyba, że się domyślisz, ale na to akurat mało będzie hintów.
W kwestii nauczyciela: jesteś na dobrym tropie :D
Dziemkuję i nawzajem :)
Zawsze, gdy te nugusy odjeżdżają, robi się tak dziwnie. - nygusy.
OdpowiedzUsuńUznawała, że czasami lepiej jest zapić robaka i po prostu jakoś przechorować niż stawić czoła sytuacji. - albo nie rozumiem tego stwierdzenia, albo coś jest nie tak.
Pierwsza część mi się mniej podobała, bo może i wyjaśniło się trochę odejście Lety, ale ciężko mi było rozróżnić kwestie poszczególnych bohaterów. W pewnym momencie już nie wiedziałam kto z kim rozmawia i czekałam na jakiś znak.
Za to druga część, z punktu widzenia Lety, była już dużo bardziej interesująca, a Charlie od razu mi się przypodobał. Sądzę, że Huncwoci też go polubią, bo ma trochę podobne usposobienie do nich.
Nie jestem dobra w komentarzach, ale teraz zamierzam się trochę podszkolić i komentować częściej, więc jest szansa, że nauczę się kiedyś pisać takie eseje jak Ty :)
Pozdrawiam, Niah.
... yyy a to dziwne, bo pamiętam, że mi word podkreślał, chociaż było dobrze. No nic - poprawię za chwilę.
UsuńA tutaj to ja nie czaję co jest nie tak, beta też mi tego nie wytknęła... no, zasadniczo chodzi o to, że Leta woli przespac to, co jest dla niej nieprzyjemne zamiast wziąśc sprawy w swoje ręce.
UUu, a to niedobrze - przylukam to jutro dokładaniej i poprawię, chociaż wydawało mi się to jasne.
A prawda ;)
Pisz krótsze, dzielenie jest irytujące - serio, serio :P Ale wiesz, co mnie pociesza? Kiedyś przeczytałam kom kogoś, kto mówił, że ciągle pisze komcie dzielone na trzy. Zdolny człek ^^
Pozdrawiam również ;)
Ciekawy rozdział, czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńDziemkuję ;)
UsuńJuż jest :D Juhu! Weszłam teraz, bo internetów nie ma ;__;
OdpowiedzUsuńLedwo przeczytałam, a już czuję niedosyt xD Rozdział taki... Inny. Ciekawa jestem, co będzie dalej. Weny życzę :)
~Chomik
Ano inny - ale raz na jakiś czas to chyba dobrze?
UsuńDziemkuję ;)