niedziela, 17 sierpnia 2014

Interludium I


Z
mrok powoli grzebał hogwarckie mury w ciemności. Przez wielkie gotyckie okna przemykały promienie zamierającego słońca, wydobywając z przestronnego pomieszczenia cztery postaci. W kącie, przy kominku stało kilka foteli, teraz niemal opustoszałych, zaś przy ścianie naprzeciwko dwanaście biurek, lecz jedynie jedno zawalono różnego rodzaju dokumentami. Środek pokoju wyłożono okrągłym, jasnym dywanem, na którym stał wąski, drewniany stół o zdobionych nogach. Uczniowie już jakiś czas temu opuścili zamek, lecz kilku nauczycieli pozostało – może z obowiązku, może z nostalgii?
– I znów ta cisza i spokój – westchnął niziutki Filius Flitwick.
– Masz rację – dodał swym tubalnym głosem Kettleburn. – Zawsze, gdy te nygusy odjeżdżają, robi się tak dziwnie. 
W kącie coś się poruszyło i po chwili do uszu obecnych dobiegło głośne, przeciągłe ziewnięcie. Spod niewielkiego, ciemnego kocyka wychynęła postać smukłego, choć nieco garbatego czarodzieja w granatowej szacie. Mężczyzna wygiął się w łuk, wstając z fotela, wyciągając ręce w górę i ponownie ziewając. Następnie, wciąż zaspanym wzrokiem, rozejrzał się po pomieszczeniu.
– Ooch, ktoś tu jeszcze jest?
– Co roku jesteśmy tu o tej porze, Hurkley – zachichotał Flitwick. – Chociaż ty możesz o tym nie wiedzieć, w końcu czym jest pięć lat wobec okresu, jaki my nauczamy. Nic się nie zmieniłeś, łobuziaku.
– Pamiętam stare dobre czasy, kiedy ten śpioch potrafił na stojaka przedrzemać moje zajęcia! – zawtórował Kattleburn, klepiąc kikut prawej nogi.
– Pan Nott miał wręcz zatrważającą zdolność do zasypiania w każdych warunkach. Czasami aż boję się pomyśleć, jak wyglądają twoje lekcje, Hurkley – powiedział Radamantys Ladon znad równo ułożonej sterty pergaminów.
– Panie profesorze, niech się pan nie martwi, wszystko jest zawsze w jak najlepszym porządeczku – wyszczerzył się Hurkley Nott.
– Wciąż nie umiesz przekonywać, Hurkley. A także wciąż się tłumaczysz, choć nie powinieneś.
– Czyli w sumie mogłem dalej spać? – mruknął mężczyzna, drapiąc się po ciemnej czuprynie.
– Ano, mogłeś – stwierdził uprzejmie Kettleburn, a Ladon posłał koledze krytyczne spojrzenie.
– Ech, szkoda, że mnie obudziliście. A w ogóle zdarzyło się coś pod koniec uczty pożegnalnej, bo wymknąłem się wcześniej?
Ladon ponownie pokręcił głową, jednak nie skomentował, najwyraźniej pochłonięty stertą dokumentów, która wciąż się przed nim piętrzyła. Flitwick zaśmiał się serdecznie, wymieniając uśmiechy z Kettleburnem.
– To samo co zwykle – powiedzieli obaj.
– Właśnie. – Ladon wreszcie okazał więcej zainteresowania kolegom po fachu. – To dość dziwne, że kolejny rok z rzędu tracimy nauczyciela obrony przed czarną magią. Zupełnie jakby ktoś przeklął to stanowisko.
– Mam wrażenie, że tak częste zmiany poprzedzała wizyta pewnego młodego czarodzieja całe lata temu. To było chyba jeszcze za dyrektora Dippetta, jeżeli mnie pamięć nie myli...  – zamyślił się Flitwick.
– A nie chodzi ci o tego młokosa za Dumbledore’a? – zapytał Kettleburn.
– Hm, możliwe, że masz rację. A może mamy ją obaj? Naprawdę nie pamiętam każdego kandydata na tę posadę.
– Wybaczcie, lecz nie mogę wam pomóc. Jestem tu znacznie krócej niż wy, panowie, i zupełnie nie mam pojęcia, kogo możecie mieć na myśli.
– Jednak jakby na to nie spojrzeć, za rok ponownie będziemy mieć nową osobą w ciele pedagogicznym. Choć szkoda mi profesor Atropos, muszę przyznać...
– Szkoda? – wszedł Flitwickowi w słowo Ladon, unosząc groźnie brwi. – Ta dziewczyna nie miała w sobie za grosz odpowiedzialności. Ktoś taki nie powinien nauczać. Natomiast napaść na uczennicę jest czynem absolutnie nagannym. Według mnie dyrektor postąpił właściwie, zwalniając tę kobietę.
– Właśnie, wiadomo, czy Albus użył Priori Incantatem? Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie wyjaśnił sprawy.
– Eee tam, musiała być winna, w końcu Dumbledore inaczej by jej nie zwolnił – wtrącił się Nott.
– Jak szybko wyciągacie wnioski, jak pośpiesznie kogoś obwiniacie, zupełnie nie starając się dojść do sedna. Pewnie uznaliście, że poniżej waszej godności jest rozmowa z nią i poznanie prawdy, mylę się? Tacy mądrzy ludzie, a tacy pochopni, tacy łatwowierni, starzy plotkarze.
– Silvanusie, wciąż nie czuję się taki stary. Przynajmniej nie duchem, chociaż, masz rację, nie rozmawiałem z Letą. Powiedziała ci coś na temat tego, co się wydarzyło?
– A czemu miałbym wam powiedzieć? Przecież i tak swoje już wiecie?
– Och, przestałby się profesor tak złościć – powiedział przymilnie Nott, senność opuściła go na dobre. – Zresztą Dumbledore musiał wiedzieć wcześniej, jaka jest Leta. W końcu zawsze taka była: zapominalska, wstydliwa Puchonka.
– Silvanusie, sugerujesz więc, że Dumbledore zwolnił Atropos nie mając twardych dowodów? – zapytał wyraźnie zdziwiony Ladon, a po chwili dodał: – Nie, to śmieszne. Albus Dumbledore nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.
– Niby znacie tych ludzi, a tak naprawdę nic o nich nie wiecie. Nikt nie zwolnił Lety.
– Przestałbyś wreszcie opowiadać brednie – zdenerwował się Ladon. – Leta Atropos została wyrzucona ze szkoły i w zupełności na to zasługiwała. Nie mam na myśli jedynie napaści na pierwszoroczną, nie tylko lekkomyślnego zatrzymania łodzi dla zwykłej zabawy, ale przede wszystkim sposób prowadzenia przez nią zajęć. W dodatku kto jak kto, ale akurat ty, Silvanusie, nie powinieneś nikogo pouczać w kwestii interpretowania czyjegoś zachowania. Zawsze pobłażałeś, nic się nie zmieniłeś. Wystarczy wspomnieć tę dziewczynę, małą Realgar. A Galen... Tyle czasu z nim spędzałeś. Jak to możliwe, że nic nie zauważyłeś?
Kettleburn poczerwieniał i zamknął oczy. Jego pięści zacisnęły się tak, że knykcie zbielały. Drewniana noga systematycznie uderzała o posadzkę. Hurkley Nott, nieco zdziwiony, spojrzał po nauczycielach.
– Macie na myśli to cudowne dziecko, Galena? Przecież minęło już sześć lat od jego pogrzebu, a sprawy wciąż nie wyjaśniono. Wiecie coś i nie powiedzieliście tego ani magopolicji, ani aurorom?
Po słowach Notta zapadła ciężka cisza. Nikomu nie śpieszyło się z odpowiedzią.
– Dość – powiedział wreszcie Flitwick. – Dajmy spokój zmarłym, nie czas i nie miejsce na rozgrzebywanie starych ran. Silvanusie, proszę, powiedz, co miałeś na myśli, mówiąc, że Leta Atropos nie została zwolniona?
– Złożyła wypowiedzenie – odpowiedział dziwnie pusto Kettleburn i wyszedł.
Ledwie drzwi zamknęły się za utykającym nauczycielem, a stukot umilkł na korytarzu, Filius Flitwick zwrócił się do Ladona:
– Jak mogłeś przywoływać Galena? Przecież wiesz, ile ten chłopak dla niego znaczył, nie musisz na każdym kroku pokazywać, że nie znosisz Silvanusa.
– Ty masz muzykę, on ma swoje stworzenia – podjął po chwili Ladon, jego dłoń drżała, a na pergamin spadło kilka kleksów. – Ale my obaj, on i ja, mieliśmy tego chłopaka, kogoś, kto mógł stać się taki jak Dumbledore. Wyjechałem na długą, wyczerpującą konferencję, zostawiając go zdrowego z żoną i dzieciakiem na rękach. Wróciłem na pogrzeb.
– Jesteś okrutny.
– Ja? Wątpię. Raczej życie jest. Spójrz na niego.– Wskazał na Notta, jego dłoń wciąż lekko drżała. – Jest bystrym młodym człowiekiem, jaki ma całą przyszłość przed sobą, a jego rodzina się go wyrzeka. Zupełnie jak... A my? Jesteśmy czarodziejami i co z tego? Na co nam cała ta magia, skoro nie potrafimy zaopiekować się tymi, na których nam zależy?
– Przestań, Radamantysie, powiedziałeś już dość – upomniał go Flitwick, ukrywszy twarz w dłoniach.
– Zdaje się, że wszyscy jesteśmy już zmęczeni – kontynuował nauczyciel zaklęć. – Powinniśmy wreszcie wrócić do domów. To było naprawdę męczące dziewięć miesięcy. Do zobaczenia.
Po tych słowach Filius Flitwick zeskoczył z krzesła i również opuścił komnatę. Radamantys Ladon zgniótł pergamin oraz stuknął w niego różdżką, unicestwiwszy go. Następnie wziął czysty arkusz i pisać od początku.
– Pamiętam Galena ze szkoły, fajny był z niego chłopak. Szkoda, że tak skończył. Ale dobrze wiedzieć, że w tych plotkach znajdowało się ziarnko prawdy.
– Jakie plotki? – zapytał z roztargnieniem Ladon.
– Jeszcze w Hogwarcie mówili, że rośnie nam nowy Dumbledore, a Galen zawsze zbywał to śmiechem. Mówił, że aż tak bardzo nie przepada za łakociami.
Hurkley ponuro westchnął. Nie miał nic więcej do dodania.
~*~
Latem Dziurawy Kocioł zawsze kusił zimnym piwem kremowym i przyjemnym chłodem, jaki panował wewnątrz lokalu. Pub stanowił miejsce spotkań wielu czarodziejów, a w razie potrzeby można było wypłakać się w rękaw barmana. Tom cieszył się dobrą opinią, co prawda lata młodości miał już za sobą – pozostało mu ledwie kilka zębów, a włosy już dawno zdezerterowały – jednak został obdarzony niebywałym złotym darem milczenia, który nie przeminął wraz z wiekiem. Dlatego też niejeden przybywał  do pubu tylko po to, by opowiedzieć, co go spotkało – najlepiej przy szklaneczce alkoholu – wiedząc, że jego pijackie marudzenia pozostaną u barmana w sekrecie.
Leta Atropos siedziała przy barze, wypijając kolejną szklankę ognistej. W głowie już jej szumiało, lecz wciąż nie miała dość. Uznawała, że czasami lepiej jest zapić robaka i po prostu jakoś przechorować niż stawić czoła sytuacji.
A może zwyczajnie nie czuła sie na siłach i słabość wzięła górę?
Wtem przez szerokie, dwuskrzydłowe drzwi otwarte teraz na oścież wpadł potargany czarodziej. Podbiegł do baru i gromko zakrzyknął:
– Kolejka dla wszystkich!
Uśmiech nie schodził z bladej twarzy nieznajomego, co nieco zniesmaczyło Letę. Nie miała ochoty słuchać o cudzych sukcesach.
– To, co zawsze? – zapytał barman, zwracając się do nowoprzybyłego.
– Znasz mnie na wylot, Tom.
Barman nalał czerwonego wina do kieliszka ustawionego na wprost roztrzepanego czarodzieja. Kilka osób kiwnęło głowami na znak podziękowania za hojność, parę innych pośpiesznie opuściło bar.
– Ech, czasami wydaje mi się, że ludzie nigdy się nie zmienią... – mruknął nowoprzybyły z przekąsem. – Teraz czy kiedyś, zawsze te same uprzedzenia.
– Wiesz, Charlie, gdy ktoś jest uparty jak osioł, nic nie pomoże– stwierdził Tom i ruszył rozdać piwa tym, którzy pozostali w pubie.
Leta nie zamierzała komentować, nie zamierzała w ogóle się odzywać. Wręcz miała nadzieję, że cisza z jej strony odstraszy nieznajomego izniechęci go do jakichkolwiek prób nawiązania rozmowy. Osuszyła więc kolejny kieliszek, wpatrując się w jego dno bez większego zainteresowania i postukując niecierpliwie w bar.
– A czemu to taka piękna dama pije sama?
Brak odpowiedzi, tylko stukanie w bar stało się bardziej natarczywe.
– Może mógłbym pomóc? Charles Aiken, miło mi.
Mężczyzna wyciągnął dłoń w kierunku Lety, a ona niechętnie przeniosła na niego rozeźlone spojrzenie. Nie miała zamiaru odpowiadać, liczyła, że zachowaniem uda się natręta odstraszyć.
Pomyliła się.
– Cóż, skoro nie chcesz rozmawiać, możemy pomilczeć.– Mężczyzna uśmiechnął się i po chwili upił nieco wina, a jego usta zabarwiły się czerwienią.
Wrócił uśmiechnięty od ucha do ucha Tom. Spojrzał na wciąż zadowolonego gościa, a potem znów na Letę. Zmarszczył brwi, nie skomentował, wyjął czystą szmatę i zaczął pucować szklanki.
– Zupełnie jakbyś nie mógł zrobić tego czarami – fuknęła Leta.
– Mógłbym.
– Więc czemu tego nie zrobisz? – zapytała, jeszcze bardziej poirytowana. – Po co tracić czas?
– Ech, dzieciak z ciebie – powiedział Charles z pobłażliwym uśmiechem. – Ale kiedyś zrozumiesz.
– Nie jesteś wiele ode mnie starszy – odburknęła, nie dawała mu więcej niż czterdzieści lat.
– A skąd możesz wiedzieć? – Aiken przekrzywił głowę i z zainteresowaniem wpatrywał się w kobietę. – Przecież jesteś czarownicą, żyjesz w świecie magii, myślisz, że nie mógłbym...
– Przestań się wydurniać – weszła mu w słowo. – Oboje dobrze wiemy, że takie rzeczy są niemożliwe.
– Niemożliwe... – powtórzył jak echo, wahając się. – Zabawne słowo.
– Niby dlaczego?
– Bo dopiero kiedy czegoś spróbujesz, możesz stwierdzić, że nie jesteś w stanie tego zrobić. Co i tak nie znaczy, że nie leży to w zasięgu czyichś możliwości.
– Bredzisz.
– Och, czyżby? – Upił kolejny łyk wina, kieliszek był już prawie pusty. – Niewykluczone. A może to ty kiedyś przyznasz mi rację?
– Charlie, nie zamęczaj mi gości – powiedział Tom z nutką udawanej nagany w głosie. – Znów zebrało ci się na te rozważania?
– Przecież to nie ja zacząłem. Dolejesz? – Wyciągnął pusty kieliszek w stronę barmana, a tamten po chwili go napełnił. – Poza tym to urocze, że wciąż mówisz do mnie „Charlie”.
– Mam długą pamięć. A właściwie, dlaczego dziś jesteś aż tak zadowolony?
– Dostałem pracę.
– To ci nowina. Jaką tym razem?
– Nie bądź tak negatywnie nastawiony – skarcił Toma Aiken. – To niemiłe.
– Więc? – ponaglił go barman.
– Dumbledore szukał kogoś do szkoły, więc poszedłem na rozmowę kwalifikacyjną. Nie spodziewałem się zbyt wiele, ale obiło mi się o uszy, że dyrektor to porządny milord i postanowiłem spróbować.– Zamyślił się na chwilę. – Chyba nie miał zbyt wielu chętnych. Ostatnio łatwo o mniej absorbującą pracę.
– Nie powinieneś tak go nazywać.
– Jak?
– „Milord”. Nie jest nim, dobrze o tym wiesz.
– To takie skrzywienie – zbył go Aiken.
Leta Atropos, słysząc rozmowę mężczyzn, prychnęła w kieliszek, ochlapując się przy tym. Z trudem zdusiła gorzki śmiech, po czym wytarła rękawem usta. Tom spoglądał na nią ze współczuciem, natomiast Charles Aiken z uprzejmym zainteresowaniem.
– Chyba dość już dziś wypiłaś, Leto – powiedział barman.
– Chcesz iść do tej szkoły? – zapytała, chichocząc. Nie czekała na odpowiedź, kontynuowała: – To idź, ale nie polecam. Te wredne dzieciaki jak zawsze wyciągną swoje wnioski i wrobią cię we wszystko, w co będą chciały. Nie mają za grosz poszanowania dla cudzej własności, żadnego szacunku dla starszych. A kadra? Obracają się we własnym małym światku, nie chcą wpuścić kogokolwiek do swojego zacnego grona. Przy tym są ślepi, nie dostrzegają nic poza czubkiem własnego nosa.
– Leto, naprawdę za dużo już wypiłaś. Może wezwę Błędnego Rycerza?
– Nie, zaczekaj, chciałbym wysłuchać do końca – wtrącił się Aiken.
– Daj spokój, przecież widzisz, że jest pijana jak bela. Masz zamiar brać jej słowa na serio?
– Mówią, że w każdym kłamstwie tkwi ziarnko prawdy, więc czemu nie w pijackim bełkocie?
– I tak uważam, że to zły pomysł.
Jednak Leta niezbyt zwracała uwagę na otoczenie. W głowie szumiało  jej od wypitego alkoholu, a dłonie zaciskały się w pięści ze złości. Potrzebowała wreszcie się komuś wyżalić, nieważne, że później niekoniecznie miała to pamiętać.
– Ukradli medalik mojego ojca – jęknęła, a kilka łez pociekło jej po policzkach. – Nie chciałam, żeby go widzieli, zawsze go pilnowałam. Bo ciągle gdzieś coś gubię i... – Wyciągnęła pustą szklankę w kierunku barmana, lecz Tom tylko  założył ręce na piersi, kręcąc głową. – Tatuś mnie wychował. Sam. A oni ukradli jego medalik!
Leta z wściekłością uderzyła w blat stołu wolną pięścią. Po chwili w jej dłoni nagle pękła szklanka, a jeden z odłamków przeciął skórę. Krew sączyła się po nadgarstku, choć Atropos nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Tom spróbował chwycić kobietę za rękę, by opatrzyć ranę, lecz ona wyrwała się.
– Nie potrzebuję fałszywej troski – burknęła, spoglądając na resztki szklanki. – Wolałam się zwolnić niż siedzieć z tymi złodziejskimi bachorami i paskudnymi kolegami. Może i moja pamięć nie jest najlepsza, ale mam swój honor.
– Przykro słyszeć, że tak potraktowano kobietę – powiedział niezwykle cicho Charles.
– Sugerujesz coś? – zapytała z oburzeniem Atropos, wpatrując się lekko zamglonym wzrokiem w rozmówcę. – Myślisz pewnie, że faceci są lepsi, że... – Leta znów czknęła. – Że ich nigdy by nie...
– To naprawdę nie ma sensu – przerwał jej Tom. – Wezwę Błędnego Rycerza, Leto.
Barman wyszedł przed bar, pozostawiając gości samych.
Charles Aiken również wstał, położył na ladzie kilka monet oraz skierował sie do wyjścia. Na głowę zarzucił ciemny kaptur, który skrywał twarz w mroku. Leta uniosła głowę, patrząc na niego wielkimi, załzawionymi oczyma. W tamtej chwili przypominała mu małe, bezbronne dziecko, które szuka pomocy.
– Jestem beznadziejna? – wyszeptała, a w jej głosie nadzieja walczyła z rozpaczą.
Aiken odwrócił się w kierunku drzwi, chciał odejść, choć nie potrafił zostawić jej samej w takim stanie. Przypominała mu kogoś z dawnych lat, choć teraz nie mógł sobie przypomnieć kogo. Zawahał się, jednak ostatecznie zrobił kilka niepewnych kroków w jej stronę i wyciągnął dłoń. Otarł mokre policzki, uśmiechnął się blado, choć ona nie mogła dostrzec tego gorzkiego uśmiechu i powiedział:
– Nie jesteś, poradzisz sobie, milady.
Gdy chciał zabrać dłoń, Leta go powstrzymała. Znów patrzyła na niego tymi wielkimi, smutnymi oczami, nie zdając sobie z tego sprawy, hipnotyzowała go.
 Zostań.
Wyciągnęła drugą okrwawioną dłoń, by lepiej go przytrzymać, jednak wówczas on delikatnie się wyswobodził. Aiken wyszedł, więcej nie oglądając się za siebie.
– Gdzie jest Charlie? – zapytał, powróciwszy, Tom, rozglądając się za Aikenem.
– Wyszedł.
– Wyszedł? – powtórzył zdziwiony. – Przecież miał zamiar świętować, a on zawsze świętuje u mnie.
Leta Atropos tylko pokręciła głową, następnie wstała i nieco chwiejnym krokiem opuściła lokal. 

8 komentarzy:

  1. Okej, weszłam bez większych nadziei, że coś znajdę nowego, a tu takie zaskoczenie! Łomotu nie będzie, przynajmniej nie ode mnie, do patelni mam za daleko xD
    Co do samego rozdziału - zaskoczył mnie. Nie tylko dlatego, że ani razu nie ma w nim Huncwotów. Dotychczas Rant, nawet, jeśli gdzieś w tle majaczyła wojna, był taką dosyć pogodną historią, a ten rozdział jest smutny. Zarówno część w szkole - naprawdę, żal mi się zrobiło Kettleburne'a, choć nie znam w ogóle tej sytuacji. Będzie coś więcej o tym wątku, prawda? Prawda? - jak i w Dziurawym Kotle. Biedna Leta, nie zasłużyła sobie. I jak nie miała tych napadów zapominalstwa, to była dobrą nauczycielką, więc tym bardziej! A ten nowy nauczyciel OPCM jest intrygujący... Zwłaszcza, że ta jego uwaga o wieku wydaje się dwuznaczna. Nie powiem, po tym rozdziale mem okropny niedosyt. xD
    Pozdrawiam i życzę dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To teraz tylko zrabowac wszystkim patelnie i będzie git :D
      A no Hunców nie było, ale w następnym już będą ;) Oj, no aż tak bardzo smutno nie było, uszy do góry. Będzie o tym wątku, akurat ten wchodzi w skład głównego - także wyjaśni się późno... chyba, że się domyślisz, ale na to akurat mało będzie hintów.
      W kwestii nauczyciela: jesteś na dobrym tropie :D
      Dziemkuję i nawzajem :)

      Usuń
  2. Zawsze, gdy te nugusy odjeżdżają, robi się tak dziwnie. - nygusy.
    Uznawała, że czasami lepiej jest zapić robaka i po prostu jakoś przechorować niż stawić czoła sytuacji. - albo nie rozumiem tego stwierdzenia, albo coś jest nie tak.

    Pierwsza część mi się mniej podobała, bo może i wyjaśniło się trochę odejście Lety, ale ciężko mi było rozróżnić kwestie poszczególnych bohaterów. W pewnym momencie już nie wiedziałam kto z kim rozmawia i czekałam na jakiś znak.
    Za to druga część, z punktu widzenia Lety, była już dużo bardziej interesująca, a Charlie od razu mi się przypodobał. Sądzę, że Huncwoci też go polubią, bo ma trochę podobne usposobienie do nich.
    Nie jestem dobra w komentarzach, ale teraz zamierzam się trochę podszkolić i komentować częściej, więc jest szansa, że nauczę się kiedyś pisać takie eseje jak Ty :)
    Pozdrawiam, Niah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... yyy a to dziwne, bo pamiętam, że mi word podkreślał, chociaż było dobrze. No nic - poprawię za chwilę.
      A tutaj to ja nie czaję co jest nie tak, beta też mi tego nie wytknęła... no, zasadniczo chodzi o to, że Leta woli przespac to, co jest dla niej nieprzyjemne zamiast wziąśc sprawy w swoje ręce.
      UUu, a to niedobrze - przylukam to jutro dokładaniej i poprawię, chociaż wydawało mi się to jasne.
      A prawda ;)
      Pisz krótsze, dzielenie jest irytujące - serio, serio :P Ale wiesz, co mnie pociesza? Kiedyś przeczytałam kom kogoś, kto mówił, że ciągle pisze komcie dzielone na trzy. Zdolny człek ^^
      Pozdrawiam również ;)

      Usuń
  3. Ciekawy rozdział, czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Już jest :D Juhu! Weszłam teraz, bo internetów nie ma ;__;
    Ledwo przeczytałam, a już czuję niedosyt xD Rozdział taki... Inny. Ciekawa jestem, co będzie dalej. Weny życzę :)
    ~Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano inny - ale raz na jakiś czas to chyba dobrze?
      Dziemkuję ;)

      Usuń