wtorek, 30 września 2014

26 Zlot


S
yriuszowi niespecjalnie śpieszyło się do domu, kopał zbłąkany kamień, nieśpiesznie przemierzając ulicę. Ręce wcisnął głęboko w kieszenie spodni i uśmiechnął się pod nosem na myśl, jak zirytuje matkę. Poprawił wiszącą na ramieniu ciężką torbę, stwierdziwszy, że jednak lepiej wrócić nieco wcześniej, niż miał zamiar.
Zaczęło siąpić.
W te wakacje Walburga zrobiła się nieznośna. Co i rusz prawiła synowi kazania na temat tego, jak karygodnie się zachowuje, wskazywała Regulusa jako wzór, a kilka razy wspomniała o wydziedziczonej Andromedzie. Najwyraźniej liczyła, że Syriusz gotów będzie uznać, że kuzynce źle się powodzi i najchętniej wróciłaby na łono rodziny. Tak się składało, że Black miał świetny kontakt z młodą panią Tonks, a ta nie wyglądała na ani trochę nieszczęśliwą – wręcz przeciwnie – teraz jakby odżyła po długim pobycie w klatce.
Poza tym Syriusz nie rozumiał, w czym miałoby się przejawiać to całe „karygodne zachowanie”. Owszem, znikał na całe dnie, rzadko mówiąc gdzie i po co się wybiera, jednak skoro rodzice skonfiskowali jego różdżkę na początku wakacji, należało mu się przynajmniej tyle swobody. W dodatku czuł, jakby stracił prawą rękę, a było to nader irytujące. Co prawda Regulus w ramach solidarności również oddał swoją różdżkę, ale i tak większość czasu spędzał z Frederikiem. Kolejny grzech Syriusza według jego matki stanowił wygląd pokoju chłopaka. Plakaty z mugolskimi motorami wcześniej pyszniące się w kilku miejscach, teraz rozpanoszyły się na wszystkich ścianach. Co gorsze, do pokoju zawitały mugolskie modelki, bezwstydnie spoglądające pustymi oczami z plakatów. W pamięci chłopaka wciąż świeża była awantura o te wszystkie dekoracje. W zasadzie, jeżeli miał być szczery, właśnie dlatego zabrano mu różdżkę – a dokładniej za stosowanie zaklęcia Trwałego Przylepca. Na nic zdały się tłumaczenia, że tylko chciał się pochwalić wiedzą, jaką zdobył w Hogwarcie – możliwe, że wina leżała w materiale użytym do dekoracji. Choć dla Walburgi zdecydowanie najgorszą z możliwych rzeczy stanowił stosunek Syriusza do mugoli i jego tolerancja względem nich. Było to coś, koło czego nie potrafiła przejść obojętnie, starała się zwalczać i wykorzeniać jak potrafiła. Problem polegał na tym, że nijak nie mogła wyplenić chorej fascynacji mugolami z syna. Najprawdopodobniej pluła sobie w brodę, gdy tylko wspominał o mugoloznawstwie, na które uczęszczał. Syriusz wciąż się krzywił na wspomnienie kłótni, jaką zgotowała mu matka, dowiedziawszy się o wyborze przedmiotów dodatkowych pierworodnego.
Tak więc Black nie miał zbytniej ochoty, aby znaleźć się w domu. Dzisiaj pokłócił się ze znajomą, z którą spotykał się od dwóch tygodni i naprawdę nie czuł potrzeby wysłuchiwania wrzasków matki. Co prawda po głowie kołatało mu, że powinien zjawić się wcześniej, ale ponieważ nie słuchał, co rodzice do niego mówili, nie przejmował się tym.
Wreszcie stanął przed Grimmauld Place numer dwanaście. Przestąpił z nogi na nogę, spoglądając, jak spomiędzy dwóch sąsiednich kamienic wyłaniała się jeszcze jedna. Chwilę później ruszył dobrze znaną ścieżką i nacisnął srebrną klamkę, która ustąpiła bez oporu.
W drzwiach natychmiast stanął Stworek w poszarpanej szmacie smętnie zwisającej z bioder. Skrzat skłonił się niechętnie, szorując długim nosem po podłodze. Syriusz skrzywił się. Orion nakazał słudze traktować synów z odpowiednim szacunkiem, a najlepiej tak jak jego – pana domu. Stworek nie lubił Syriusza z wzajemnością, więc nakaz pana Blacka był irytującą koniecznością. Syriusz mógł gardzić służalczą postawą i bezmyślnym posłuszeństwem skrzata, jednak nie chciał, by ten musiał się karać z jego powodu.
– Dobrze, że panicz przyszedł – zapiszczał Stworek, prostując się. – Pani się niepokoiła, że panicz nie zdąży.
– Niby przed czym miałbym nie zdążyć?
Przez twarz Stworka przemknął cień uśmiechu, który zniknął równie szybko, jak się pojawił. Syriusz przewrócił oczyma, krzywiąc się i odprawiając skrzata ręką. Nie miał ochoty dłużej oglądać jego ryjka, nie zależało mu też na odpowiedzi. Cokolwiek rodzice planowali, nie zostawiliby go na Grimmauld Place samego. Niestety.
– Wreszcie jesteś – powiedział Regulus, zbiegając do Syriusza i łapiąc go za ramię. – Chodź, musisz się pośpieszyć. Mama zaczyna się złościć.
– Reg, co…
– Później. Teraz chodź, bo cię zobaczą i znów będzie kłótnia.
Syriusz posłusznie ruszył za bratem. Regulus ciągnął go za sobą, gnając jakby ktoś go gonił, co było dziwne jak na raczej spokojne usposobienie chłopaka. Mimo to nie uszli zbyt daleko, bo na półpiętrze stanęli oko w oko z Walburgą.
– Gdzieś ty się podziewał? – zapytała, biorąc się pod boki i patrząc roziskrzonym spojrzeniem na starszego syna.
Regulus, który znajdował się kilka stopni przed Syriuszem, zrównał się z bratem i puścił jego ramię. Syriusz westchnął, stwierdzając, że tym razem lepiej będzie milczeć.
– Co za szmaty masz na sobie? Na co ci ta torba? Straciłeś język?
– Nie, mamusiu, zwyczajnie nie uważam za konieczne informowania cię o wszystkim.
Walburga ze złością wypuściła powietrze, na jej szyi niebezpiecznie uwydatniła się żyła. Przymknęła oczy, odetchnęła i wyrzuciła z siebie:
– Syriuszu, doprawdy nie rozumiem, jaką przyjemność znajdujesz w dręczeniu matki swoim wysoce niestosownym zachowaniem. Twój brat ma dość klasy, aby zachować się jak trzeba, prezentuje godną Blacka postawę, a ty…  Proszę, chłopcze, zastanów się nad sobą i zacznij brać przykład z Regulusa. Niestety nie mam teraz czasu zająć się twoim wybrykiem, idź do pokoju i przebierz się jak najszybciej w szaty wyjściowe. Regulusie, widzimy się przy kominku, przypilnuj brata.
Regulus skłonił głowę. Walburga wyminęła synów, wydała Stworkowi kilka rozkazów i zniknęła w salonie. Usłyszeli głos babci Melanii, jednak nie mogli rozróżnić słów.
– Powiesz mi wreszcie o co chodzi? – zapytał Syriusz, gdy tylko się przebrał.
– Wyjeżdżamy na Czarodziejski Zlot Rodów Czystej Krwi, zapomniałeś? – odparł Regulus z nutą nagany w głosie. – Rodzice mówili o tym od tygodnia, to bardzo ważne, żebyśmy wypadli tam jak trzeba, więc przestań grać matce na nosie.
– Lepiej byłoby, gdybym nie jechał.
– Niemożliwe. Dziadek Polluks źle się czuje i nie może jechać, a babcia z nim zostaje. Proszę, Syriusz, mama naprawdę się o ciebie martwi. I ja też.
Syriusz odwrócił się bez słowa, idąc przodem, a Regulus po chwili wahania ruszył za nim.
~*~
Syriusz naprawdę nie znosił podróżowania siecią Fiuu. Tak się składało, że była to jedyna rzecz, co do której on i Walburga w pełni się zgadzali. Oboje uważali, że zaglądanie do cudzych kominów jest niekomfortowe oraz czuli się z tym niezręcznie, dlatego starali się używać innych środków lokomocji. Poza tym żadne z nich nie przepadało za wiecznie brudzącym popiołem i irytującym uczuciem, towarzyszącym przemieszczaniu się kominkiem.
Tuż po wylądowaniu, Syriusz zachwiał się, gramoląc się zupełnie bez gracji przez ogromne palenisko. W monumentalnej sali, na szczycie której znajdowały się zapychające dech w piersiach białe schody, stali już jego rodzice. Wśród czarodziejskiej arystokracji przyjęło się, że podróż odbywa się według starszeństwa.
Państwo Black cierpliwie czekali, aż zdecyduje się do nich podejść. Syriusz wyprostował się, zbliżając się do rodziców z wyuczoną, znienawidzoną etykietą, ale nie zamierzał robić z siebie durnia. Zajął miejsce po prawej stronie Oriona, wpatrującego się z kamienną twarzą w kominek. Walburga delikatnie się uśmiechała, usiłując zamaskować zdenerwowanie; na jej szyi wciąż wyraźnie pulsowała żyła, co jasno dowodziło, że jest zdenerwowana. Wreszcie buchnął zielony ogień i pojawił się Regulus. Nie ociągając się, podszedł do reszty rodziny, stając po lewej stronie Oriona, zaraz obok matki.
Wówczas zasłona niewidzialności opadła, jak woda spływająca z wodospadu, a ich oczom ukazała się podstarzała kobieta we wspaniałej szacie pod samą szyję. Na głowie miała tylko niewielki diadem, który lśnił feerią barw w promieniach słońca wpadających przez jedno z mocarnych okien spod wysokiego sklepienia. Włosy kobiety wiły się w siwych skrętach, skórę miała obwisłą i przesuszoną, choć w policzkach wciąż można było uświadczyć urocze dołeczki. Jednak oczy damy jarzyły się blaskiem pełnym dumy i ambicji. Jej uśmiech jawił się tak samo kłamliwie jak uśmiech Walburgi i Syriusz wiedział, że lepiej nie wchodzić tej kobiecie w drogę.
– Witam w moich skromnych progach – przemówiła niskim acz dostojnym głosem. – Wybaczcie, lecz mój drogi brat nie czuje się najlepiej. Ja muszę wam wystarczyć.
– Miło cię zastać wciąż piękną i dostojną, Samaro – zwrócił się do niej Orion, pochylając głowę na znak szacunku. – Jesteśmy zaszczyceni, że zaprosiłaś nas do tego wspaniałego zamku.
Kobieta roześmiała się szczerze, spoglądając z przekorą na Blacków.
– Och, dobrze cię widzieć, Orionie. Nie mam ochoty bawić się w te wydumane farmazony. Na Merlina, pamiętam jak Melania trzymała cię na rękach. Byłeś strasznym dzieckiem, naprawdę potwornym. – Podeszła do Oriona i uściskała go serdecznie. – Spóźniliście się – fuknęła mu do ucha.
– Wybacz. – Orion uśmiechnął się czarująco, choć uśmiech nie objął jego oczu, które wciąż bacznie śledziły pomieszczenie. – Widzę, że niewiele się zmieniło.
– Niektóre zmiany są niewidoczne dla oka – stwierdziła tajemniczo Samara. – Ale niedługo dojdzie do poważniejszych przewrotów. Generał nie wygląda najlepiej i nawet czarodzieje są znużeni tą bzdurną wojną domową. A gdy zabraknie dowódcy, już my się zatroszczymy, by władza wróciła do prawowitych rąk.
– Masz na myśli królewskich? – zapytała Walburga, a Orion skrzywił się. Tak jak Samara.
– Pewnych rzeczy nie mówi się głośno, moja droga. Oczywistym jest, że niektórzy są predestynowani do rządzenia, jednak czarodzieje nie mają wpływu na to, co zdarzy się we władzach mugoli. Nie opowiadamy się po żadnej ze stron, takie są zasady.
Syriusz po raz pierwszy widział, jak matka się peszyła. Walburga uśmiechnęła się krzywo, próbując robić dobrą minę do złej gry, chociaż zaczęła unikać wzroku Samary de Gongora y Argote.
– Chodźcie za mną, przyjęcie powitalne już trwa. Rozumiesz, Orionie, że nie chcieliśmy opóźniać uroczystości, prawda?
– Ależ oczywiście.
Poprowadziła ich wąskim przejściem ozdobionym gobelinami. Ściany pokryto czerwonymi tkaninami, na których wypleciono złociste nici tworzące pajęczą sieć. W unoszących się w powietrzu trójramiennych, złotych kandelabrach chybotały nieśmiałe płomienie. Wkrótce doszli do gigantycznej sali, gdzie jedną ze ścian tworzyły zapierające dech w piersiach witraże w ogromnych, gotyckich oknach. Nad głowami gości krążyły kule ognia niby siedem maleńkich słońc. W pomieszczeniu nie było gorąco, wręcz przeciwnie – dość chłodno. Na przeciwnej do witrażowej ściany zbudowano wspaniałą galerię, wijącą się niczym serpentyna nad głowami gości. Na karmazynowych obrusach, w płomiennych naczyniach znajdowały się przekąski. Kilka zatrważająco pięknych kobiet roznosiło tace z wykwintnymi winami, Syriusz dostrzegł, jak włosy jednej z nich zamigotały srebrzyście. Sala była wypełniona czarodziejami w szatach wyjściowych, a do nozdrzy dochodził delikatny zapach morskiej bryzy, choć zamczysko nie znajdowało się w pobliżu morza. Ledwie opuścili wąski korytarzyk, w uszy Syriusza uderzyło mnóstwo zmieszanych głosów, co jasno świadczyło, że na pomieszczenie nałożono zaklęcia wyciszające.
Syriusz nie wątpił, że cały zamek stworzono przy pomocy magii. Nawet w świecie czarodziejów niewielu miało dość funduszy, by pozwolić sobie na taką ekstrawagancję. Czarodziejski Zlot Rodów Czystej Krwi rządził się własnym prawami – tutaj liczyły się przepych, napompowanie i zszokowanie pozostałych. Im bardziej niepowtarzalne dekoracje, tym większym prestiż i szacunek. Uroczystość organizowano tylko raz na dziesięć lat, zapraszano jedynie jeden lub dwa rody czystej krwi z danego państwa i całymi dniami prowadzono długie dyskusje na temat przyszłości świata czarodziejów. Ponieważ większość rodów czystej krwi było ze sobą spokrewnionych, w praktyce przybywali członkowie, cieszący się szacunkiem rodziny, a przede wszystkim głowy rodu. To najstarszy z męskiej linii potomek dostarczał listę osób, mających się pojawić na uroczystości. Zlot trwał zazwyczaj miesiąc, podczas którego organizator ukazywał swój ród w jak najlepszym świetle, lecz przede wszystkim wskazywał, jak potężny jest. Nieoficjalnie podczas Zlotu wybierano partnerów dla dzieci, a należący do rodów organizatorskich mieli wówczas okazję, aby skoligacić się z inną równie znaczącą dynastią.
W Anglii od lat istniały dwie główne linie, posiadające dość pieniędzy i wpływów, żeby uznawać je za jedne z wybranych. Pierwszą byli Blackowie, których tradycja sięgała średniowiecza, a rodzina w ostatnich latach powiększyła się znacznie, zyskując przy tym renomy. Drugą stanowili Malfoyowie o równie długim rodowodzie, lecz znacznie mniej liczni. Podczas gdy Blackowie miewali kilkoro dzieci, w tym zazwyczaj przynajmniej dwóch dziedziców, Malfoyowie dorabiali się tylko jednego. Nie miało to jednak dużego znaczenia, bo obie rodziny łączyło wiele małżeństw.
– Ależ tu głośno – z udawaną irytacją wytknęła Samara, która nie opuściła Blacków. – Cieszę się, widząc tak licznie zgromadzonych czarodziejów czystej krwi. Trzydzieści lat temu przybyło ich znacznie mniej. Nie pamiętasz tego, Orionie, ale mugole całkowicie oszaleli, zabijali i palili. Ach, wielu naszych poniosło wtedy śmierć, niepowetowane straty.
– Mugole nigdy nie grzeszyli mądrością, jednak możliwe, że w Anglii coś niedługo zmieni się na lepsze.
– Mówisz o Lordzie Voldemorcie?
– Widzę, że wieści dotarły nawet tutaj. – Orion uśmiechnął się uprzejmie. – A ty, moja droga, jak zawsze jesteś świetnie poinformowana.
– Minęły lata, odkąd wyprowadziłam się z Hiszpanii, a z Francji do Anglii tylko krok. Wieści szybko się rozchodzą, szkoda, że te złe również.
– Co masz na myśli? – zainteresował się pan Black z grzecznym zdziwieniem.
– Cóż…  mój brat, Lascar, nie spłodził dziedzica. Poślubił kobietę z niższych klas, w dodatku z dzieckiem, a teraz to dziecko śmie mnie upominać, że to jemu i jego potomstwu należy się majątek rodu.
– Byłoby to wysoce niewłaściwe, gdyby wspaniałe dziedzictwo wpadło w brudne ręce przybłędy. Masz dwóch synów i obydwaj są chlubą czarodziejskiego świata. Stanę po twojej stronie, gdyby ktoś zapragnął pozbawić cię twych praw.
Samara uśmiechnęła się, lecz coś w jej uśmiechu zaniepokoiło Syriusza. Przy tej kobiecie czuł się jakby oplątywano wokół niego cienkie, lepkie sieci, czuł, że jest wciągany w pułapkę. Takie wrażenia miewał tylko w niektórych rozmowach z ojcem – Orion potrafił za zasłoną grzeczności i przychylności ukryć groźbę. Całe szczęście rzadko pokazywał tę twarz w domu.
– Mam już dość tych żartów – fuknął niezwykle wysoki czarodziej o oliwkowej cerze i bałkańskiej urodzie. – Nie mam nic wspólnego z żadnym Draculą czy innymi wampirami. Jeszcze jedno słowo w tym temacie, a poczuję się obrażony za kojarzenie mnie z tak parszywymi kreaturami.
Bałkan stał tuż obok Blacków, których Samara miała właściwie wprowadzić na przyjęcie, ale z jakichś powodów wolała poczekać. Na wprost mężczyzny znajdował się drugi – blondyn w okularach odbijających płomienne kule nad głowami gości.
– Pan wybaczy, panie Sokołow – załagodził sprawę blondyn, rozglądając się bacznie dookoła; miał słowiański akcent. – Przemawiała przeze mnie ciekawość.
 – Polacy – stwierdziła Samara półgłosem. – Żartownisie, spryciarze i złodzieje. Na szczęście kazałam wszystko przeliczyć przed przyjęciem, później rozkażę skrzatom sprawdzić ilość sztućców i porcelany.
Zaciekawiony Syriusz z nagłym zainteresowaniem zaczął wpatrywać się w blondyna. Naraz wydał mu się nadzwyczaj zajmującą osobą i zaczął się nawet zastanawiać, czy może wydarzy się coś zabawnego. Tymczasem Polak zauważył wpatrującego się w niego Blacka i podszedł do grupy, na co na twarzy Samary pojawił się grymas złości. Na przyjęciach tego typu zwykło się przestrzegać reguły, że póki nowy gość nie zostanie przedstawiony przez gospodarza, nie podejmuje się z nim rozmowy. Oczywiście w ten sposób organizator miał możliwość zapoznać uczestników imprezy z własnymi członkami rodziny na początku, co mogło przełożyć się na poprawienie relacji, umowy, czy też mariaże.
– Witam państwa – przemówił Polak, zginając się w zawadiackim półukłonie. – Ma godność Jan Bychowiec herbu Mogiła. Z kim mam przyjemność?
 Syriusz musiał użyć całego swojego samoopanowania, żeby powstrzymać wybuch śmiechu.
Mogiła? Serio? Kto normalny wybrałby taki herb?, pomyślał.
– Jaka piękna dama – zwrócił się do widocznie wciąż speszonej Walburgi. – Mógłbym prosić do tańca?
Choć w oddali odkąd weszli roznosiła się stosunkowo cicha i raczej spokojna muzyka, nikt nie tańczył. Kolejna z dziwnych zasad Zlotu mówiła, że nawet, gdy ktoś się spóźnia, należy z rozpoczęciem imprezy poczekać. W dodatku leżało to w interesie gospodarza, bo zwyczaj przychodzenia nieco później, niż się powinno zarezerwowano tylko dla najbardziej wpływowych rodzin. Pomniejsi członkowie rodów nie przybywali spóźnieni, bo wiedzieli, że nie będą mieć czego szukać na uroczystościach.
Jednak nim Walburga zdążyła w jakikolwiek sposób odpowiedzieć, z tłumu podążyła w ich stronę koścista kobieta o czarnych włosach i dużych, roześmianych oczach. Za nią szedł nieco zafrasowany Corvi, którego mina wskazywała, że nie czuł się tutaj najlepiej. Co gorsza kobieta ciągnęła również jakąś dziewczynę o blond lokach, co nieco przeraziło Syriusza. Nie miał najmniejszej ochoty na zabawianie jakiejś panienki.
– Orionie, cieszę sie, że dotarliście – powiedziała kobieta o wielkich oczach. – Wiedziałam, że macie dzieciaki w wieku moich bratanków, więc pomyślałam, że oni zajmą się sobą, a my powspominamy trochę stare dzieje, hm?
– Saggito, zachowuj się, proszę, nieco taktowniej – upomniała Samara.
– Mamo, Orion jest ode mnie pięć lat młodszy. – Saggita wywróciła oczami. – Był dzieciakiem, kiedy kończyłam Hogwart. Z każdym mogę być poważna, ale z Orciem?
Syriusz powoli odwrócił głowę w stronę ojca. Nigdy wcześniej nie słyszał tego przezwiska. W dodatku zdrabnianie imienia pana Blacka wydawało się… niewłaściwe. Owszem, Walburdze zdarzało się wyrzucać mężowi rozpieszczenie przez rodziców i pewną niefrasobliwość, ale Syriusz zupełnie nie miał pojęcia dlaczego. Zobaczywszy sztuczny uśmiech ojca, wolał jak najszybciej uciec wzrokiem gdzieś indziej. Preferował, gdy Orion się złościł, niż gdy taił zamiary za maską dobrotliwości.
– Witaj, Saggito – odrzekł pan Black. – Masz zadziwiająco dobrą pamięć.
 W piwnych oczach Saggity zalśniły psotne iskierki. Naraz Syriusz zaczął się zastanawiać, czy ta kobieta nie igrała z ojcem. Wydawało mu się, że jej celem jest sprowokowanie Oriona, choć z drugiej strony może po prostu grała na nosie matce?
– Pięknie wyglądasz, Walburgo. – Saggita najwyraźniej postanowiła zmienić ofiarę. – Zresztą jak zawsze, pewnie to dlatego Orion wybrał ciebie.
– Dziękuję. Sądzę, że w pewnych aspektach miałam więcej do zaoferowania. Pewnie pamiętasz, mój mąż zawsze rozważał wszystkie za i przeciw, nim podjął decyzję – odcięła się Walburga, najwyraźniej odzyskując rezon.
Wysoka, wyprostowana i dumna – taką matkę Syriusz oglądał na co dzień i taka była w tej chwili. Jej czerwona szata spływała po wciąż smukłym ciele, a grube, czarne pukle zawijały się na ramionach. Z brązowych oczu biła pewność siebie i zadziorność. Walburga zdecydowanie należała do urodziwych kobiet, a koścista Saggita, choć uśmiechnięta i znacznie bliższa od pałającej niedostępnym urokiem Walburgi, jawiła się niczym czarna lisica czyhająca na okazję do ataku. Syriuszowi nie spodobała się ta podejrzana kobieta, nie odpowiadało mu też, że za nią kryła się dziewczyna, ani to, że Corvi miał tak nietęgą minę.
– Więc, moja droga – kontynuowała Walburga, zwracając się do Saggity – kogóż przyprowadziłaś?
Syriusz poczuł, jak dłoń matki delikatnie oparła się na jego ramieniu. Usłyszał ciche prychnięcie Regulusa, który stał tuż obok niego – obaj świetnie zdawali sobie sprawę, że matka właśnie wystawia pierworodnego na targ.
– Mój bratanek, Corvi, ale wy, chłopcy, na pewno znacie się z Hogwartu.
Saggita uśmiechnęła się wymownie, lekko wypychając Corvusa przed siebie, przez co dziewczyna, którą ze sobą przyprowadziła, stała się wreszcie widoczna. Syriusz z trudem zdusił wybuch śmiechu – nie sądził, że ktokolwiek kiedykolwiek będzie próbował zeswatać go ze Ślizgonką! Ciriana Meadowes również nie wyglądała na specjalnie zadowoloną z przedstawienia. W jej piwnych oczach dostrzegł złość i irytację. Syriusz wiedział, że dziewczyna nie znosiła jakichkolwiek gierek, a tym bardziej denerwowało ją stanie za kimś wyższym. Miała śmieszne kompleksy, które bawiły Syriusza jeszcze bardziej w tak idiotycznej sytuacji.
– Moja bratanica, Ciriana, córka Taurusa – przedstawiła dziewczynę Saggita, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Świetnie gra w quiddticha, choć to tylko rozrywka. Wiesz, Walburgo, jej matka pochodzi z Malfoyów, pewnie po nich odziedziczyła te jasne włosy. Mój aniołek!
W rysach Ciri rzeczywiście wciąż dużo było z dziecka – okrągła twarzyczka, złociste loki i wielkie oczy wprowadziły w błąd niejednego. Tak się składało, że dziewczyna potrafiła być wredna i złośliwa. Na boisku nie wahała się podpuszczać przeciwników, rozpychać się łokciami i podejmować każdego ryzyka, żeby zdobyć znicz. Na Gryfonów patrzyła z góry tak jak jej starsza siostra i nie szczędziła słów krytyki, gdy nadarzała się okazja.
Aniołek, prychnął Syriusz. Dobre sobie.
– Taurusa? – zdziwiła się Walburga, w jej głosie pobrzmiewał zawód. – Jest najmłodszym z waszej trójki. Nie jestem pewna, czy tak słodka dziewczyna potrafiłaby zapanować nad niepokornym mężem. Słyszałam, że Dorcas dostała się na kurs aurorski.
– Zgadza się – wtrąciła się milcząca dotąd Samara. – Jednak Dorcas nie jest dobrą partią. Dzieciakom Draco brakuje silnej ręki, za bardzo je rozpuścił. Ale dość o tym, panie Janie, może przejdzie się pan ze mną?
Niemo przysłuchujący się do tej pory Polak, uśmiechnął się nieco wymuszenie. Podał ramię starszej kobiecie i oboje zagłębili się gdzieś w tłum.
– Och, widzę, że wujek jednak się przemógł i przyszedł – stwierdziła przesadnie zadowolona Saggita. – Przedstawienie gości to przyjemność gospodarza.
W ich kierunku podążał niski jegomość ze wspaniałą, sięgającą pasa biało-czarną brodą. Wyglądał na zmęczonego i niezbyt skorego do jakichkolwiek przyjęć, w czym Syriusz podzielał jego zdanie. Obok niego kroczył o głowę wyższy ciemnowłosy mężczyzna. Na jego twarzy rozlał się triumf, z wyższością spoglądał na Saggitę, która zupełnie nie przejmowała się jego obecnością, patrząc tylko na starszego czarodzieja.
~*~
Syriusz i Ciriana stali na balkonie. Panowała niezręczna cisza, którą potęgowały zniekształcone, dochodzące z sali odgłosy podpitych gości. Walburga postawiła sprawę jasno – albo spisze się przed wszystkimi, grając dobrego synka i zabawi Cirianę, albo nieustannie będzie sterczała przy nim, żeby mieć go na oku. Nagrodę mógł później wybrać sam, jednak przede wszystkim matka obiecała mu, że niezależnie od życzenia, dostanie, co chce. Nie był to wielki wybór i Syriusz musiał postawić na mniejsze zło. 
Tak więc stali w ciszy, spoglądając na przylegające ogrody. Zaklęcia wyciszające niwelowały większość dźwięków, jakie dochodziły z przyjęcia, więc słyszeli cykady. Tej nocy na niebie majaczył rogalik księżyca, który co chwila przysłaniały chmury. Syriusz pomyślał o przyjacielu, zastanawiając się, jak sobie radził. Westchnął.
– Jeżeli nie masz ochoty ze mną przebywać, powiedz – zgryźliwie stwierdziła Ciriana. – Wierz mi, że również wolałabym, żeby ta farsa dobiegła końca.
– Mój brat dobrze się bawi – powiedział Syriusz z krzywym uśmiechem, dostrzegając śmiejącego się Regulusa. – Wolałbym tego nie zepsuć. Może moglibyśmy… ?
– Nie baw się ze mną w podchody, jeżeli chcesz coś powiedzieć: mów.
Na twarzy Syriusza odmalowało się coś na kształt cynicznego uśmiechu.
– Zlot potrwa miesiąc, a to szmat czasu. Przez ten czas ciągle będą nam wciskać nowych partnerów, chyba że…  
– Chyba żartujesz – prychnęła Ciri, z niedowierzaniem wpatrując się w Syriusza. – Chociaż…  – dodała z wahaniem – Ale tylko do końca Zlotu, później nawet słowa o tym, zgoda?
– Jasne, słowo Huncwota! – Syriusz nieporadnie zasalutował, naśladując mugolskich żołnierzy.
– Ale musisz poprosić jak należy. Inaczej nic z tego – dodała natychmiast Ciri, prostując się dumnie, w jej oczach pojawiły się figlarne ogniki.
Syriusz skrzywił się, dyskretnie rozejrzał dookoła, a gdy zobaczył, że w pobliżu nikogo nie ma, westchnął w geście poddania.
– Czy ty, Ciriano Meadowes, zostaniesz moją dziewczyną na czas Zlotu?
– Nie wyszło to najlepiej, ale więcej chyba nie ma co po tobie oczekiwać – stwierdziła, wzdychając.
– Hej, jak ci się nie podoba…
– Naprawdę chcesz skończyć? – Syriusz już otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak Ciriana go ubiegła. – Mnie przynajmniej znasz, a co zrobisz, gdy trafisz na zadufaną w sobie bufonicę?
Syriusz wywrócił oczami, porzucając argumenty. Lepszy znany wróg niż nieznany.
A Ciri też jest bufonicą, dodał w myślach. Chociaż chyba lepiej jej tego nie mówić. Do czego to doszło, żebym musiał spotykać się ze Ślizgonką? Świat zwariował.
Nagle witrażowe drzwi się otworzyły, a w nich pojawiła się znajoma twarz. Wysoki i przystojny Alfard Black z paskudną blizną biegnącą przez lewy policzek aż do nosa spoglądał szarymi oczami na siostrzeńca i szczerzył zęby. W tym momencie Syriusz miał ochotę spalić się ze wstydu. Wujek nieraz dogryzał Syriuszowi, żeby znalazł sobie dziewczynę, a chłopaka to niezmiennie irytowało. Teraz zaś trzeba będzie mu o wszystkim powiedzieć i przyznać się do wyższości Alfarda. Syriusz naprawdę nie znosił się przed kimś korzyć. 
– Uuu, widzę, że przeszkadzam – zaśmiał się Alfard niskim, nieco groźnym głosem. – No, młody, powodzenia!
Alfard na odchodne poczochrał włosy Syriusza i z powrotem zamknął drzwi. Black patrzył jeszcze przez chwilę na miejsce, w którym zniknął jego były ulubiony wuj. Nie znosił, gdy traktowano go jak dziecko.
– Skąd on ma taką fajną bliznę? – zapytała Ciri, chichocząc.
Po chwili oboje śmiali się do rozpuku – w zasadzie bez powodu.
Może jednak nie będzie tak źle?, zastanowił się Syriusz.
~*~
Jakkolwiek fatalnie nie zapowiadał się Zlot, ostatecznie w opinii Syriusza nie był tak straszny jak go malowano. W pobliżu zawsze znajdowali się Regulus, Corvi, czy wujek Alfard, choć największą zasługę w uczynieniu uroczystości znośnymi należało przypisać Cirianie.
Dziewczyna nie tylko sama nie lubiła pozostawać w murach magicznie stworzonego zamczyska, ale i była pierwsza do znajdowania wymówek, by wyjechać nad morze. W zasadzie całe dnie przesiadywali na plaży z wujem Alfardem, który obiecywał Walburdze, że zaopiekuje się siostrzeńcami. Państwo Black nieustannie prowadzili sztywne rozmowy, których Syriusz nie miał ochoty słuchać, a matka jakby w ostatnim czasie zaczęła nieco mu pobłażać. Wyglądało na to, że to kolejny profit z udawania pary.
Syriusz uwielbiał spać do południa. Pławić się w przyjemnie ciepłej pościeli, przekręcać z boku na bok i zapominać o całym świecie. Prawdę mówiąc, wczesne wstawanie było jedynym, czego nie znosił w Hogwarcie, a kochał w domu. Przekręcił się na drugi bok, gdy irytujące słońce położyło swe ciekawskie łapska na jego twarzy. Nieco go to zdziwiło, bo tkwił w przekonaniu, że kotary zasłoniono, jednak nie zamierzał się w ten dziwny fakt zagłębiać. Po chwili kołdra zaczęła się powolnie oddalać, więc nieco już zirytowany przyciągnął ją do siebie, mrucząc coś nieskładnego. Zaraz potem ktoś bezpardonowo zabrał okrycie i wylał wodę prosto na twarz Syriusza.
Black usiadł gwałtownie, rozglądając się rozeźlonym spojrzeniem wokoło. Bez trudu zobaczył stojącą tuż przy łóżku z wazonem w jednym ręku i różami w drugim Ciri. Dziewczyna patrzyła na niego tak, jakby nie potrafiła zdecydować, czy wybuchnąć śmiechem już, czy dopiero za kilka sekund dla lepszego efektu.
– Znowu? – zapytał, krzywiąc się na wspomnienie wszystkich poprzednich dni, gdy jego sen został tak brutalnie przerwany. – Przecież umówiliśmy się, że już nie będziesz…
– W umowie nie było nic o wodzie – odparła uśmiechnięta Ciri. – A teraz pośpiesz się, bo nie zdążysz na śniadanie, kotku.
– Ja ci dam kotka! – warknął i rzucił w nią poduszką, jednak Ciri zdążyła już zamknąć za sobą drzwi, śmiejąc się przy tym w głos.
Z jakiegoś powodu Syriusz nie przepadał za kotami. Najprawdopodobniej była to wina Cannie i Szczoty, która czuła podejrzaną przyjemność z drapania Huncwotów.  Natomiast Ciriana uparła się robić mu na złość, co ułatwiało jej bliskie pokrewieństwo z gospodarzem i nadzwyczajne wręcz zaufanie, jakim darzyli ją rodzice. Syriusz wreszcie zaczynał dostrzegać, czemu Regulus jest tak posłuszny.
Gdy wyszedł do pokoju wspólnego przeznaczonego dla Blacków, przy pokaźnym, prostokątnym stoliku siedzieli już Alfard, Regulus i Corvi. Syriusz zmarszczył czoło, nie zauważywszy Ciri – wietrzył podstęp.
– Śpiąca Czarownica wreszcie się obudziła – zaśmiał się Alfard, z filiżanką herbaty zastygłą w dłoni. – Widać Czarodziej całkiem nieźle się spisał, co?
– Ta potworzyca oblała mnie wodą – burknął Syriusz, odciągając krzesło z szuraniem. – Wiesz, mógłbyś okazać nieco solidarności i ją tu zatrzymać. Wam też wielkie dzięki, braciszku, Corvi – kiwnął głową w kierunku obu chłopaków.
– Hej, to twoja dziewczyna, mnie w to nie mieszaj – oburzył się Corvus. – A poza tym to moja kuzynka, a wolałbym nie dostawać szlabanu, bo na mnie naskarżyła. Właściwie to ty powinieneś z nią pogadać. W końcu ty z nią chodzisz, a nie ja czy Reg.
– Popieram. – Regulus pokiwał głową. – Z mamą jakoś dajesz radę, więc i z Ciri powinieneś sobie poradzić. Wiesz, że pytała mnie, jak wam idzie?
– I co jej odpowiedziałeś? – zainteresował się Syriusz, spoglądając ze smakiem na zbliżającą się na głowie skrzata jajecznicę.
– Że świetnie, jeszcze trochę, a będzie mogła organizować wesele.
Syriusz, który zdążył zabrać się za śniadanie, zakrztusił się i zaczął kaszleć. Drzwi otworzyły się, a w nich pojawiły się dwie dziewczyny – Ciriana i Izabela Reverte, jedna ze ścigających Slytherinu.
Pięknie, szkoda, że nie przyciągnęła jeszcze siostry i kuzynki, pomyślał Syriusz z przekąsem.
– O, widzę, że już kończycie – powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha Ciriana, ciągnąc za sobą niezbyt chętną Izabelę. – Tym razem Iza jedzie z nami, zgadzacie się?
Syriusz, który wreszcie przestał kaszleć, przewrócił oczami, zastanawiając się po co w ogóle pytała, skoro i tak zrobi po swojemu. Ciriana uśmiechnęła się tym swoim uroczym uśmieszkiem, działającym na praktycznie każdego dorosłego i niezrażona kontynuowała:
– Ciotka Saggita załatwiła nam świstoklik, który odchodzi za – zerknęła na zegarek – dziesięć minut. Zapomniałabym, Corvi, Tari kazał ci powtórzyć, że najwyższy czas, żebyś wreszcie znalazł sobie dziewczynę – puściła oko do Krukona. – A teraz już naprawdę musimy się zbierać.
– Rany, dałby mi wreszcie spokój, mógłby zająć się sobą – jęknął Corvus, opierając brodę na dłoni.
– Kiedy ja dopiero…  – zaczął Syriusz, po czym uciekło mu krzesło, a on z łoskotem spadł na miękki dywan. – Ałć, musiałeś?
Alfard, który nawet nie schował różdżki, szczerzył się bezwstydnie.
– Za dużo narzekasz, młody – upomniał siostrzeńca, wstając od stołu. – No, Reg, pomóż bratu się pozbierać i zaraz się zwijamy.
– To znaczy, że pan także się z nami wybiera? – Izabela po raz pierwszy zabrała głos, była wyraźnie przestraszona.
– Jasne, młoda damo. Nie będę tu siedział z tymi wszystkimi sztywniakami, oglądając kolejne babsztyle podsyłane mi przez Walburgę. Bez obrazy, chłopaki, ale wasza matka czasami jest całkowicie nie do zniesienia.
– Nikt tego lepiej nie zrozumie niż ja – stwierdził Syriusz, gramoląc się z podłogi.
Alfard puścił do siostrzeńca oko i wyszedł. Jak zawsze jego szata była niedopięta, a włosy rozwichrzone, jakby przeszedł przez trąbę powietrzną. W uchu pobłyskiwały trzy złote kolczyki, ciagle wywołujące oburzenie Walburgi, tak jak blizna po pojedynku, którą Alfard uparł się pozostawić. Syriusz miał wrażenie, że wuj robił siostrze na złość, bo opowieść o tym, w jaki właściwie sposób na alfardowym policzku pojawiła się szrama, za każdym razem się różniła. Dodatkową zaletą było odstraszanie potencjalnych kandydatek na żonę, bo Alfard już lata temu doszedł do wniosku, że nie wytrzyma w stałym związku i jedynie mogłoby go to ograniczyć. Co nie znaczyło, że Walburga zrezygnowała ze swatania, bo w tej kwestii pozostawała zadziwiająco uparta.
– Nie obraź się, Ciri, ale chyba źle się czuję i wolałabym…  – zaczęła Izabela, robiąc nieśmiały krok w tył.
– Przestań, tłuczka się nie boisz, a Alfiego tak? Daj spokój, on i tak cały dzień drzemie w cieniu, za to wieczorem opowiada świetne historie.
– Ale Rita…  
– Nawet mi o niej nie wspominaj – warknęła rozeźlona Ciriana. – Przez ostatni rok opowiada takie głupoty, że nie mam ochoty dłużej jej słuchać. Wystarczy, że nawet Ada zaczęła powtarzać po niej te idiotyzmy.
– Ale przecież ona chce dla nas jak najlepiej. Tata mówi, że Rita jest sprytna i powinnam brać z niej przykład. Teraz czystość krwi będzie bardzo ważna, a w dodatku pojawił się ktoś, kto ma dość odwagi, żeby powiedzieć to głośno.
– Twój ojciec to głupek – przerwała jej Ciri, krzyżując ręce na piersi. – Skończ już z tym, nie jesteśmy same, a ta dyskusja naprawdę nie ma sensu.
Izabela nieufnie spojrzała po obecnych. W jej ciemnych oczach widać było niezdecydowanie. Corvus pomachał dziewczynie, uśmiechając się od ucha do ucha, ale Izabela tylko zmarszczyła czoło.
– Czołem! – spróbował Meadowes jeszcze raz, a wobec mrukliwej odpowiedzi przechylił się w stronę Syriusza i zapytał: – Co robię nie tak?
Black wzruszył ramionami. Nie wiedzieć czemu, odkąd z Ciri oświadczyli, że zostali parą, Corvus uznawał Syriusza za autorytet w kwestii zdobywania dziewczyn. Oczywiście Syriusz mógł wyprowadzić go z błędu, ale szacunek, jakim darzył go kolega, całkiem mu odpowiadał, a przyznanie, że to tylko podpucha, jakoś mu się nie uśmiechało.
Drzwi znów się otworzyły i wrócił Alfard, niosąc stary, wyszczerbiony talerz. Podeszli do przedmiotu, który zaczął jarzyć się światłem, a po chwili poczuli szarpnięcie w okolicy pępka i zniknęli.
Znaleźli się na piaszczystym wybrzeżu, słońce przyjemnie grzało plecy, na skórze czuli bryzę, a do uszu dochodził szum fal. Przy brzegu, nieco w cieniu zawieszono pasiasty hamak, natomiast poza linią przypływu znajdowało się obecnie zgaszone palenisko. Ciri pociągnęła Izabelę za sobą, podczas gdy chłopcy ruszyli za nimi. Poszli nieco w las, który otaczał plażę, dochodząc do ogromnego, dziwnie prostokątnego głazu. Alfard wyciągnął różdżkę, dotknął kamienia i ich oczom ukazały się drzwi.
– No, to wy się sobą zajmijcie – powiedział Alfard, wyciągając z jednej ze skrzyń butelkę ognistej i zamykając ją zaklęciem z powrotem. – A jakby co, będę albo na hamaku, albo mnie nie będzie. Ale wieczorem was odbiorę – dodał po namyśle.
– Dzięki, Alfie! – krzyknęła za nim Ciri. – A teraz czas na quidditcha!
– Nie za mało nas? – zapytała nieprzekonana entuzjazmem koleżanki Izabela.
– Możesz nie grać, jak nie chcesz – stwierdził Syriusz, wzruszając ramionami.
– Hej, bo więcej cię nie zabiorę! – burknęła Ciri, grożąc mu palcem.
– Jestem twoim chłopakiem. Oczywiście, że mnie zabierzesz.
– To akurat może się szybko zmienić – sarknęła Ciriana, odrzucając loki na plecy. – Jeżeli nie będziesz się zachowywał, Corvi i Reg na pewno chętnie cię zastąpią.
– Czyżby?
Syriusz uśmiechnął się chytrze, podchodząc do Ciri. Była od niego dużo niższa, przez co wiecznie musiała zadzierać głowę, a on doskonale wiedział, jak ją to irytowało. Przestąpiła niecierpliwie z nogi na nogę, przekornie łypiąc na niego spode łba. Ręce wciąż miała skrzyżowane na piersi, a jej wyzywający wzrok palił jego skórę. Syriusz wiedział, że musiał cos zrobić, pokazać jej, że wcale nie jest od niej tak zależny, że może zrobić, co chce. Jednak z jakiegoś powodu miał całkowitą pustkę w głowie. Wreszcie, nie zastanawiając się nad konsekwencjami, chwycił Cirianę w pół, przerzucił przez ramię i podążył w kierunku wody. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, wierzgać i okładać jego plecy pięściami, jednak na nic się to zdało. Syriusz zanurzył się po kolana w wodzie i spuścił wierzgającą żałośnie Ciri wprost do słonej wody.
Caluteńka się zanurzyła, by po chwili wychynąć zła i przemoczona do suchej nitki. Uśmiechnęła się diabelsko, po czym skoczyła na Syriusza, przewracając go. Wynurzył się, trzepiąc mokrymi włosami na wszystkie strony niczym pies, a Ciri zasłoniła się ramionami.
– Hej, oni się świetnie bawią, idziemy! – zakrzyknął z brzegu Corvi.
Syriusz odwrócił się, spoglądając, jak Corvus ciągnął za sobą Izabelę. Dziewczyna nie wyglądała na zbyt entuzjastycznie nastawioną, chociaż nie protestowała zbytnio. Regulus biegł ramię w ramię z Corvusem, oczywiście żadne nie wpadło na to, żeby skorzystać ze schowka i się przebrać. Gdy Syriusz zaczął im machać, żeby wrócili i zmienili ubrania, coś mokrego wskoczyło mu na ramiona, ponownie przewracając.
Przez cały dzień na zmianę pluskali się w wodzie, grali w quidditcha albo leżeli na plaży. Syriusz w najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewał się, że czas będzie mijał tak miło. Pół miesiąca minęło jak z bicza strzelił, a Ślizgoni okazali się całkiem miłym towarzystwem. Do Syriusza nigdy nie trafiały zapewnienia Regulusa, że w Slytherinie znajduje się mnóstwo świetnych ludzi, którzy potrafią się bawić. Wydawało mu się, że to ważniacy z przerostem ambicji, że na tę samą drogę chcą ściągnąć Rega, co zupełnie mu się nie podobało. Choć nie przyznałby tego przed sobą, Syriusz podświadomie obwiniał Ślizgonów o coraz gorsze relacje z Regulusem. Teraz, gdy patrzył na igrającą Ciri i nieśmiało uśmiechniętą, a nawet nieco zarumienioną Izę, widział, jak mylne wnioski wyciągał.
Siedzieli przy płonącym jaskrawym, niebieskim płomieniem ogniskiem. Wyciągali kije z piankami nad ogniem, a w ustach zbierała się ślinka. Alfard wrócił późnym wieczorem, gdy już zaczynało się ściemniać. Cały lewy policzek miał mocno zaczerwieniony, jakby ktoś mu mocno przyłożył. Nikt o to nie pytał, wymieniali tylko rozbawione uśmiechy, a Ciri wyszeptała Izabeli coś na ucho, po czym obie zachichotały. Powrót Alfarda jak zawsze zwiastował ognisko i jedzenie, a trzeba było przyznać, że wszystkim burczało w brzuchach.
– Alfie, opowiedz, skąd masz bliznę – poprosiła Ciri, uśmiechając się przymilnie. W błękitnym blasku jej włosy nabrały zimnego połysku.
– Przecież słyszałaś – odburknął, wiercąc się na piachu.
– Ale Izabela nie słyszała, a ty tak ciekawie opowiadasz. No, nie daj się prosić.
– Ciri, nie przymuszaj, jeżeli nie chce to nie, zrozumiem – wtrąciła Izabela z nutką zawodu w głosie.
– Panie Alfie, jak może pan zasmucać kobiety? – wytknął Corvi, obejmując ramieniem Izabelę, na co Syriusz uniósł brwi.
– Och, niech wam już będzie, chociaż Ella zupełnie popsuła mi humor…  – zerknął w stronę Blacków – tylko ani słowa matce, jasne? Walburga jest taka drażliwa, a ja niekoniecznie mam ochotę słuchać jej kazań…
– Siedzicie wygodnie? – Alfard klepnął się z rozmachem w kolana. – Kilka lat temu, gdy was jeszcze nie było na świecie, a wasza matka – wskazał na Syriusza i Regulusa – uważała, że instytucja małżeństwa jest przereklamowana…  właściwie nie wiem, czemu zmieniła zdanie…  No, więc wtedy powiedzmy, że miała powodzenie. Wiecie, chłopaki, wysoka, duży biust, zgrabna figura i te niezłomne oczy: wyzwanie! – Alfard puścił im oczko. – Wielu miało ochotę podjąć rzuconą rękawicę, a mi i Cyganusowi ojciec powtarzał, żeby pilnować siostrzyczki. Walburga nie wyglądała na potrzebującą pomocy, więc tylko kiwaliśmy głowami. Jednak pewnego wieczora, gdy w domu byłem tylko ja, Wal wróciła nie sama, ale z gościem. Pijany i napalony przystawiał się do mojej siostrzyczki, więc ja, pamiętając o słowach ojca, postanowiłem odegrać rolę szlachetnego wybawcy. Podszedłem do niego, złapałem za kołnierz i kazałem się wynosić, a on…  – Alfard zamilkł na chwilę, w przejaskrawionej ciszy – rzucił się na mnie z nożem. Nawet nie poczułem uderzenia, zasłoniłem Wal piersią – wstał, przykładając otwartą dłoń do klatki piersiowej – i po długim oraz męczącym boju, udało mi się wyjść z pojedynku zwycięsko. Wówczas poczułem, że kręci mi się w głowie…
– Z powodu rany na policzku? – chichocząc, zapytała Ciri.
– Przecież nóż był zatruty – odparł Alfard z udawanym oburzeniem. – Tylko tchórze posługują się tak prostackimi środkami, każdy porządny czarodziej wyjąłby różdżkę. Więc, gdy opadłem półprzytomny, Wal krzyknęła, żebym nie umierał. Była ze mną aż do przybycia pomocy, wciąż szepcząc, że jestem jej ukochanym bratem i że już zawsze będzie mi wdzięczna za uratowanie jej cnoty. Na pamiątkę tego wydarzenia, postanowiłem pozostawić ę bliznę jako symbol mojej ofiary dla Wal.
Alfard skłonił się z rozmachem i posypał się grad oklasków. Mężczyzna usiadł z powrotem, wyciągając rękę w stronę torby z piankami.
– Wszystko zeżarliście?!
– To dlatego, że opowieść była tak ciekawa, nie mogliśmy się powstrzymać i…  – zaczął tłumaczyć Corvi, jednak Alfard mu przerwał:
– No nie! Jak was złapię, to potopię, krwiopijcy jedne!
Alfard wstał, a w migotliwym świetle pochodni jego blizna odcinała się potwornie na twarzy. Black rozłożył szeroko ramiona i ruszył do natarcia, a reszta jak na zawołanie rzuciła się do ucieczki. Syriusz chwycił nadgarstek Ciri i pociągnął ją za sobą. Dziewczyna miała znacznie krótsze nogi i z trudem za nim nadążała, więc gdy wreszcie się zatrzymał, wpadła na niego całkowicie zdyszana.
– Co ty sobie… ?
Black nie zastanawiał się nad tym, co robił. Krew huczała w żyłach, w powietrzu unosił się oszałamiający zapach lawendy, a z lasu dochodziło granie cykad. Smakowała słono, niczym morska woda, choć jej usta okazały się zaskakująco miękkie. Nie odepchnęła go, jak się spodziewał, wspięła się na palce i oddała pocałunek, zawieszając ręce na jego szyi.
– Wiesz, jesteś strasznie słony – burknęła mu do ucha.
– Wyjęłaś mi to z ust.
– Nie musisz aż tak grać, to tylko umowa – wyszeptała, opierając dłonie na jego torsie.
Syriusz wzdrygnął się jak oparzony. W zapadającym mroku nie widział wyraźnie jej twarzy, tym bardziej, że spuściła głowę. Chciał coś powiedzieć, zapytać, ale wówczas dobiegł ich krzyk Regulusa:
– Syriusz! Ciri! Zaraz będzie świstoklik! – Sylwetka młodszego Blacka zamajaczyła na tle morza. – Po co uciekaliście tak daleko?
– Żeby nie zjadł nas wielki, straszny Alfie – żartobliwie odpowiedziała Ciri, odchodząc w stronę Regulusa.

21 komentarzy:

  1. Moja pierwsza reakcja na ten rozdział to było: jaki długi *__* Potem było bardziej konstruktywnie.
    Przede wszystkim chciałam powiedzieć, że idea międzynarodowych zlotów rodów czystej krwi jest bardzo ciekawa. Fajne spojrzenie na wyższe sfery magiczne, a zarazem zebranie ich w jednym miejscu i pokazanie, jak popisują się przed sobą przepychem w bardziej dystyngowany sposób, niż przykładowo na Mistrzostwach Świata w Quidditchu. ^^ No i ładne, różnorodne środowisko (Polak <3 I to herbu Mogiła <3)... A wszystko to i tak blaknie przy Ciri. :D
    Przepraszam, mówiłam kiedyś, że z jakiegoś powodu bardzo ją polubiłam, toteż gdy pojawiła się w tym rozdziale, nie mogłam się nie uśmiechnąć. A potem ten uśmiech się tylko poszerzał... <3
    Fajnym pomysłem jest pokazanie Ślizgonów od tej ludzkiej strony. Chcąc nie chcąc, jeśli człowiek decyduje się na perspektywę Huncwotów, uczniowie ze Slytherinu wypadają dosyć negatywnie. W tym rozdziale, gdy Syriusz zostaje rozdzielony z przyjaciółmi, tak jakby nie ma wyboru i musi spędzić ze Ślizgonami trochę czasu. Cudowne dla mnie jest to, że wbrew jego oczekiwaniom, oni nie zieją ogniem i nie odgryzają ludziom głów, przez resztę czasu plując jadem. A już najbardziej oczarował mnie jego zmieniający się stosunek do Ciri, jednak o tym za chwilę.
    Wujek Alfie to postać zadziwiająco sympatyczna, jak na kogoś z dorosłych Blacków. Co więcej - trudno uwierzyć, że jest bratem Walburgi, różnią się chyba wszystkim. Kojarzy mi się trochę z Euronem Greyjoyem, nie wiem, dlaczego. xD I nie dziwię się, że to ulubiony wujek Syriusza. Jeśli można się zastanawiać, po kim Black jest taki niepodobny do nikogo z rodziny, to właśnie Alfarda bym obstawiała. No i ta historia blizny - wisienka na torcie! :P
    I znów wracam do Ciri. A raczej Ciri i Syriusza. Dobrze, że nie usunęłaś tej sceny. Can i Remus oficjalnie przesuwają się na drugie miejsce moich zainteresowań wątkiem romantycznym. Nawet, jeśli to nie ma być jakiś dłuższy wątek romantyczny. Cały czas, czytając ten rozdział, miałam gdzieś z tyłu głowy "w sumie fajnie by było, gdyby coś do siebie poczuli...". I najwidoczniej życzenia się spełniają. xD Podoba mi się ten pocałunek, to, że tak naprawdę trudno stwierdzić, co sobie myślały obie strony, choć odnoszę wrażenie, że nie tylko Syriusz zmienił zdanie co do drugiej strony. Ta scena była urocza (ten dialog! Rzadko ktoś pamięta, jakie charaktery czy ile lat mają bohaterowie, gdy karze się im pocałować), a jednocześnie słowa Ciri od razu zmieniły jej nastrój. Zrobiło się jakoś tak... smutnawo? To chyba mój ulubiony fragment od wielu, wielu rozdziałów. ^^
    A, no i wyłapałam coś: "chociaż Ella zupełnie popsuła mu humor…" - nie powinno być "mi", zamiast "mu"? ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie dobrze, że było potem ^^
      Bardzo się cieszę, że spodobał ci się ten pomysł, bo miałam co do niego spore wątpliwości. A ten herb to serio istnieje i nie mogłam się oprzeć, żeby go tu nie wrzucić :P
      Wiem, że bardzo lubisz Ciri i właśnie liczyłam, że taka jej ilość w jednym rozdziale będzie cię bardzo satysfakcjonować ;)
      To akurat nie było w planach początkowych, ale później jakoś tak już wyszło i zostało. Faktycznie przy Huncach Ślizgoni za dobrze nie wypadają, ale to norma.
      Z Euronem może nie do końca, ale wiem skąd takie skojarzenie. A takie zachowanie Alfarda wynika głównie z tego, że był najmłodszy z rodzeństwa i rodzice trochę mu popuścili. No i wiadomo - charakterek też ma dość specyficzny, a i później coś jeszcze wyjdzie na jaw.
      A bo ostatni fragment miał być o czymś innym, a wyszedł bardzo obok tego, co chciałam i głównie dlatego był zagrożony wylotem :P W sumie to i tak pewnie znalazłby się w jakimś bonusie tylko znacznie później (może i kiedyś coś dodatkowego z tych wakacji napisze, nie wykluczam). Och, to świetnie, że właśnie tak odebrałaś pocałunek, bo właśnie o to chodziło. A w ogóle to Ciri miała powiedzieć coś innego, ale zmieniłam to jeszcze przed wysłaniem rozdziału do bety - ale to tylko taka ciekawostka.
      A powinno - dzięki, zaraz poprawię ;)

      Usuń
    2. Pomysł jest dobry, bo w sumie całkiem logicznym się wydaje, że skoro czystokrwiści uważają się za lepszych, to powinni mieć jakąś swoją imprezę. A Ty to ładnie złożyłaś w całość. xD Nie dziwię się, też bym nie mogła. I dzięki Tobie się czegoś nauczyłam! xD
      No dokładnie, to dosyć normalne, że przy Huncwotach (i Gryfonach w ogóle) Ślizgoni nie wypadają specjalnie sympatycznie. Tym bardziej miła jest taka odmiana, bo ona też pokazuje, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, jakby nie patrzeć. :P
      W takim razie dobrze, że mu popuścili, bo facet jest bardzo sympatyczny i fajnie się o nim czyta. xD A może jednak jest piratem...? (Coś ten Euron się mnie uczepił. Ale hej! Wtedy miałby jeszcze więcej historii o bliźnie! xD)
      No właśnie, dlatego się cieszę, że nie wyleciał, ja takich scen potrzebuję na zaczynającą się jesienną chandrę! D: A pocałunek właściwie trudno inaczej odebrać, bo patrząc na ich relacje to nikt raczej nie powinien mieć w głowie, że to jakaś wielka miłość (koncepcja Syriusza i wielkiej miłości do czegoś poza Huncwotami jakoś dziwnie mi wygląda). Ooo, a co miała powiedzieć? ^^
      Do usług. ;3

      Usuń
    3. E tam taka nauka - do niczego ci się to nie przyda :P Mi zresztą też, ale co tam ^^
      Chyba nawet nie ma czarodziejów piratów... chyba. Alfard ma więcej historyjek o bliźnie, ale trudno, żeby wrzucała kilka w jeden rozdział (szczególnie, że one same w sobie nic nie wnoszą). Zawiasem numer z blizną i kilkoma różnymi opowieściami do nawiązanie do czegoś innego ;) A w ogóle to lubisz Eurona?
      No toż właśnie - na tę chwilę zupełnie nie widzę jakiegokolwiek Hunca zakochanego tak na amen. Powoli muszę te wątki ruszać, ale raczej robię to, dlatego że później ułatwią mi coś tam :P A wiesz, że w tej chwili nie pamiętam :P Wiem, że zalatywało jakoś głupawo i infantylnie, stąd wyleciało

      Usuń
    4. Chyba! I tego się trzymajmy! Kto wie, co czai się na morzach i oceanach... Wizja piratów-czarodziejów jest piękna. Jestem pewna, że Alfie by się chętnie przyłączył. xD Tak, że historia blizny zawsze jest inna to zrozumiałam. xD I w sumie to w książkach kilkakrotnie spotkałam się z motywem blizn o "ruchomej" historii. :P Eurona... Cóż, ja ogółem jakąś specjalną miłością do Greyjoyów nie pałam, ale na pewno wolę Eurona od Vica. Ten drugi bystrością nie grzeszy, a na dodatek się dziwnie rozrzewnia, gdy płynie do Danki... xD
      W sumie... Czy serio istnieje w miarę współczesny piętnastolatek, który potrafi być na amen zakochany i nie jest tworem literackim? xD Ja wierzę tylko w jakieś zadurzenia, o ile to nie jest jakaś przełomowa sytuacja w życiu. xD No i w sumie dobrze, że "coś tam" Ci potem ułatwią, bo wątek miłosny, który jest po to, żeby był wątek miłosny, bo to przecież musi być, jest be. xD A. To dobrze, że wyleciało. Bo scena jest świetnie zgrana. xD

      Usuń
    5. Wizja kusząca, chociaż gdyby nie było ładnych pań na pokładzie to Alfie raczej by olał takich piratów :P Ach, zupełnie nie miałam na myśli książek. No właśnie mi też Żelazka średnio podchodzą, ale z dwojga złego lepszy Euron ;)
      Główną zaletą Ciri (w kastingu ^^) było to, że jest Ślizgonką, no i w sumie co za tym idzie towarzystwo, w jakim się obraca.

      Usuń
  2. Uszanowanko witam ^^
    Wchodzę wczoraj w nocy na telefonie na ,,Rant'', a tu nowy rozdział! No to weszłam dzisiaj i czytam...
    Ten pomysł o Zlocie był świetny, bo czarodzieje czystej krwi muszą być ,,lepsi", nie? Polacy... xD
    Rozdział jak zwykle niesamowity, podobało mi się przede wszystkim, że pokazałaś, że (że, że, że...) Ślizgoni też są spoko. Wszyscy zawsze narzekają na uczniów Slytherinu, że niby są najgorsi. A przecież niektórzy są normalni, prawda? To wszystko przez te stereotypy czarodziejskie.
    Syriusz i Ciriana? Mnie to nie pasuje :/ Nie wiem, jakoś Ciri akurat nie lubię, ale np. Severusa lub Regulusa itd. to nawet darzę jakąś tam sympatią. Ciri toleruję, ale po prostu jej nie lubię. Oczywiście jako postać jest świetna ;)
    Wuj Alfard <3 ,, Żeby nie zjadł nas wielki, straszny Alfie''
    Oj tam straszny ;) Ciri się nie zna ;D
    Kończę ten koment, bo muszę jechać do sklepu.
    Więc tylko powtarzam: Świetny rozdział C:
    ~Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A witam również ^^
      Ano taka niespodzianka, mam nadzieję miła :D
      Niestety muszą. Oj no Polacy mają taką renomę, to w sumie trochę żart z bzdurnych uprzedzeń.
      Tak, sposób postrzegania przez pryzmat tego, gdzie samemu się jest zdecydowanie ma największe znaczenie.
      Nie no spoko - nie musisz lubić wszystkich. Ciri nie będzie zawsze i nie będzie sie pojawiała jakoś specjalnie często, chociaż częściej niż w poprzedniej części.
      Tak, Ciri się nie zna, ale co poradzić :P
      Dziękuję :)

      Usuń
  3. Tyle Syriusza w jednym rozdziale. Dodatkowo, Syriusz z Regulusem. Ach, moje serce się raduje. Orion i Wlburga? Już praktycznie w niebie jestem.
    Może tak bardziej po kolei. Sam pomysł zorganizowania zlotu bardzo mi się podoba, ale nie wiem, czy oni wszyscy tam po angielsku mówili, narzucili jakieś zaklęcie, że się wszyscy ogólnie rozumieli, czy może używali jakiegoś innego języka? Bo ten polaczek tak bez pardonu do nich podszedł i "siema, cześć, Janek jestem. Chodźmy w dzikie pląsy, mała". Rozwaliło mnie to.
    Co do Saggity, igra kobieta z ogniem i widać, że chce dopiec Walburdze i jej kuszącym kształtom. Widziały gały co brały, Orion głupi nie był. Cycki i dupa być musiała, nie ma przebacz! Nie po to Alfie bronił wdzięków Walburgi, by została odsunięta a bok, przez jakiegoś kościotrupa. On z poświęceniem urody strzegł swojej siostry!
    Ciri nie jest nie wiadomo jak fajną Ślizgonką, ale sam fakt związku Syriusza z jakąś Ślizgonką jest ciekawy i mi się podoba. Tylko w końcu nie wiem ile oni mają lat. Naprawdę, gubię się czasem. Tutaj nazywasz ją dziewczynką, później lecą z Syriuszem w ślimaka, Reg daje matce newsy odnośnie ich związku, Walburga już planuje wesele, szalona kobieta. Wyczuwam rozterki miłosne. I Corvi, tak niby mimochodem obejmujący Izabellę. Yhym, jasne, uważaj, bo ktoś ci uwierzy na te ładne oczy, że ty brudnych myślni nie masz.
    Wyjątkowo podobał mi się ten rozdział. Był lekki i sympatyczny, zapowiadał najbliższe wydarzenia. Z niecierpliwością czekam na następny.
    Ach, gdzieś tam nazwałaś Alfarda Alfadem, czy coś podobnego. To mi się rzuciło w oczy.
    Pozdrawiam, Niah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam sie jak mogłam ;) Chociaż myślałam, że więcej wyjdzie Regulusa.
      Mówili po angielsku (jest nawet wzmianka o akcencie właśnie Janka ^^; skoro to niejasne to gdzieś tam jeszcze wcisnę zdanie wyjaśnienia). Magicznie chyba nie da sie nauczyć języka, bo Knot by się tak nie wydurniał w 4 części :P Chyba...
      Cóż, Orion też facet i z wieszakiem żenić się nie chciał :D Alfard i jego opowieści... gdyby Walburga usłyszała, to by mu nóżki z dupki powyrywała ;)
      Ciri jest sobą i nie zamierzam zaprzeczać, że często bywa wredna; ot taka natura. Hej dziewczynką jej nie nazywam, a dziewczyną (no nie nazwę jej kobietą tak jak Hunców mężczyznami). Większość ma piętnaście lat, a Syriusz to prawie szesnaście (wakacje przed piątką klasą). Reg ściemniał, Walburga wcale nie planuje wesela :P. Do Corviego i Iz przyznaję się bez bicia (wytropisz chyba wszystkie możliwe piringi, co? :D).
      No kiedy będzie następny to nie wiem, bo pewnie dopiero jutro zabiorę się za pisanie (a pewnie nie uwinę sie w jeden dzień).
      Bystrzacha! Poprawiłam, faktycznie była literówka.

      Usuń
    2. Myślę, że gdybyś dodała tutaj więcej Regulusa, zostałby wciśnięty na siłę, bo w końcu cały rozdział był napisany z punktu widzenia Syriusza, który przecież nie trzymał się z bratem 24/7h.
      Nie zauważyłam tej wzmianki, słowo daję. Umknęła mi jakoś, ale skoro była, to zwracam honor.
      Alfard każdą historię uczyni ciekawszą ;) Jest idealnym gawędziarzem.
      No wiesz co Reg? Tak okłamać brata, do zawału go o mało nie doprowadził! Dobrze, Reg, chwali się to ;)
      Lubię paringi, co ja mam na to poradzić? Miłość w czasie wojny to ciekawy temat.
      Ja się zabrałam ze ten tekst przekrojowy, o którym ci mówiłam i wyszło, że na jeden dzień poświęciłam 12 stron, więc nie wiem, czy się w 40 zmieszczę... ale jak będzie trochę więcej, to nie będziesz narzekać, nie? ;)
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    3. Pewnie tak, ale wiesz jak to jest - w głowie wygląda nieco inaczej.
      Ach, spoko, ale rzeczywiście powinnam pewnie o tym wspomnieć zaraz, gdy pojawiła się Samara.
      Tak, zdecydowanie jest ^^
      Jak możesz zachęcać Rega do złego?! :P
      Oj no nic, tak się tylko droczę. Temat z pozoru fajny i ciekawy, a w praktyce najczęściej wypada miałko niestety.
      Nie będę, najwyżej poczytam na raty i będę trzy dni pisać najdłuższego komcia w swoim życiu :P

      Usuń
    4. W głowie wszystko wygląda dobrze i mądrze, a gdy się już to napisze... ja się czasami załamuję nad swoimi tekstami, słowo daję. Patrzę na to i zastanawiam się, co ja brałam, gdy to pisałam. Podejrzane były te pieczarki, jak nic.
      Więcej Alfarda gawędziarza w następnych rozdziałach!
      Oczywiście, że będę go zachęcać do złego. W końcu to zły chłopak będzie! Reg czasami pasuje mi na takiego metala... Ale tylko czasami.
      Temat miłości ogólnie jest fajny, a wszyscy go i tak kojarzą ze Zmierzchem lub innym gniotem, a przecież nie każdy romans to jakieś kolejne Pamiętniki Wampirów czy Niezgodna.
      Na pewno najdłuższy komentarz w moim życiu.

      Usuń
    5. Grzybki halucynki!
      Chcesz biednego Alfarda cofnąć do Hogwartu? Bo jako nauczyciel zdecydowanie byłby ulubieńcem uczniów i zmorą dyrcia ^^
      Oj tam od razu zły... zagubiony tylko trochę :P
      Ach, wiesz to nie tak, że tylko w gniotach się go partaczy - po prostu trudno jest fajnie oddać nastrój, żeby nie przesadzić.
      Może w moim też (kiedyś chyba dzieliłam na 4, więc można podliczyć ile to mniej więcej było)? Zależy od tego, co będzie do skomciania ^^

      Usuń
  4. Hahaha, świetny! Ach ten Syriusz.... Rozdział długi i genialny! Czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D Na razie nie wiem, kiedy następny, bo studia skutecznie kradną mi czas.

      Usuń
  5. Super!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dżem dobry, to ja - córka marnotrawna ;D. Już się zastanawiałam, co Ty też za los zgotujesz temu Syriuszowi. Nawet myślałam, że już go wydziedziczysz, ale to byłoby za wcześnie. Jakoś podoba mi się ta relacja Regulusa z Syriuszem, w sensie ta jakaś więź pomiędzy braćmi. Wiem, że słabnie itd. ale trochę kojarzy mi się tu z moim kumplem i jego bratem. W sumie nie wiem czemu, chyba jedynie przez to, że bracia i tyle xD. Jej, tak rodzina potrafi być okropna w kwestii swatania. Kocham po prostu mojego wujka, jak zamiast "dzień dobry" odpowiada mi "a masz chłopaka?", "A calowałaś się?". A co ich to obchodzi ;p. Nie każdy chce mieć kogoś już, teraz, na zawsze. Zaskoczyłaś mnie tym Polakiem, ale miłe zaskoczenie. Jednak ten stereotyp o Polakach wziął się chyba później o ile mnie pamięć nie myli i jest nieprawdziwy. Syriusz chyba się nauczył, że nie warto osądzać po pozorach i że Ślizgoni nie do końca muszą być okropni. Chociaż wybudzanie o tak nieludzkiej porze na pewno było okropne. Dziwi mnie, że od razu nic jej nie zrobił za to. Ja bym zrobiła! xD Spodziewałam się też jakich docinek od Regulusa, jako brata... a tu nic. Nie wiem za dorosłe te towarzystwo xD. To chyba ja takie dziecko tylko ;D. Znaczy jak się było młodszym to się takie rzeczy gadalo, a teraz już tak bardziej na porządku dziennym. Aczkolwiek i tak wiem, że będzie śmiech ze mnie, bo ja i związki to... my się nie znamy ;D. Już przy scenie, kiedy wrzucił ją w końcu do wody, bałam się, ze będzie chciał ją pocałować. Łudziłam się, że jest mądrym Syriuszem, ale on nie słuchał mnie! W końcu to zrobił. Jak on mógł? xD Nie wiem, tak ją polubił? A mi z kolei to Iza wydaje się być podejrzaną osobą. No, ale Ślizgoni zawsze są podejrzani przeze mnie. Corvi wydaję się być hm... trochę nawet nie wiem, jak mam to określić... jakiś taki naiwny czy coś. Powątpiewam, aby w końcu udało mu się znaleźć dziewczynę i w sumie nie wiem po co ;p. W tym popieram na razie wujka Alfarda. W ogóle dopiero pod koniec ogarnęłam, że jest bratem Walburgii. Nie wiem, jak to mogło zostać rodzeństwem, takie różne charaktery. Aczkolwiek nie wyobrażałabym sobie, żeby ona była za cokolwiek komuś wdzięczna. Bo jak dobrze zrozumiałam, jego historia to bujda, czy też prawdziwa? Bo już się zgubiłam. Za dużo tych bohaterów, faktycznie. A wiesz, co jeszcze Ci powiem? Że choć z początku czytając opowiadania o tym pokoleniu Pottera nie lubiłam Syriusza, tak u Ciebie go bardzo lubię :). Podobnie z Peterem. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry, córuchno, już wysłałam za tobą listy goń… znaczy ekipę poszukiwawczą xD.
      Ja tam Syriusza nie wydziedziczę, ale za Walburgę nie ręczę :P. W ogóle chyba wszyscy o tym myśleli…
      Z jakiego okresu pochodzi stereotyp o Polakach, nie mam pojęcia (czas opowiadania to lata 70 XX wieku). A czy prawdziwy… zależy – w pewnych przypadkach tak, w innych nie.
      Regulusa wychowano na grzecznego chłopaka i dlatego w większości przypadków umie powstrzymać się od docinków ;).
      Ten niedobry Syriusz! Nie mógł się oprzeć, był ciekawy i jakoś tak samo… Natomiast Corti faktycznie jest dość prostoduszny.
      Historia Alfarda to bujda na resorach (jeżeli kiedyś jeszcze się pojawi i opowie, skąd ma bliznę, będzie to zupełnie inna historia). Alfard różni się od Walburgi i Cygnusa, ale rodzeństwo nie musi mieć zbliżonych charakterów.
      O, nie wiedziałam, że nie lubiłaś Syriusza… To dość zaskakujące, bo o ile sporo osób nie przepada za Peterem, to raczej nie można tego samego powiedzieć o Syriuszu. Ale miło mi, że obaj cię do siebie przekonali ;).
      Pozdrawiam ;)

      Usuń