Jamesa
ponownie otoczyła ciemność. Wszechobecny mrok, w którym nie czuł
się komfortowo. Lubił wiedzieć, co się wokół niego dzieje,
przebywać w centrum uwagi, a nie gdzieś na obrzeżach, gdzie nikt
się z nim nie liczył. Chciał coś powiedzieć w tę dziwną,
niepokojącą czerń, jednak przypomniał sobie własne słowa i
zamilkł. Nagle przestrzeń ożyła i znikąd pojawiła się biel
mieszająca się mglistymi cieniami w oszalałym pejzażu
zdziwaczałego malarza. James odniósł wrażenie, że obserwuje jeden
z tych abstrakcyjnych malunków, w których nie potrafił odnaleźć żadnego sensu, ale mimo to w jakiś sposób pozostawał piękny.
Patrzył na prześlizgujące się w siebie barwy, nie
potrafiąc oderwać od nich wzroku, zupełnie jakby stanowiły coś
niebywale zajmującego. Nigdy wcześniej nie widział tak
zapierającego dech w piersi malunku i miał dziwne przeczucie, że
już nigdy nie zobaczy.
Wreszcie
blask i mrok zlały się w jedno, tworząc kojąco całkowitą
szarość. Wokół roztaczała się pusta przestrzeń, której nic
nie zaburzało. Góra i dół, północ i południe wszystko było
jednym, a jedno było wszystkim. James poczuł się przytłoczony, a
później wreszcie dostrzegł coś, co załamało jednolite
otoczenie.
Postać
mieniąca się setkami barw, a jednocześnie nie przywodząca na myśl
żadnej, poruszała się po bezkresie szarości. Nie przypominała
człowieka, bo żaden nie mógł mienić się taką feerią barw,
jednak poruszała się na dwóch nogach. Była szybka i nieuchwytna,
umykała, nie pozwalając Jamesowi dostrzec jej formy.
–
Kim jesteś? – zapytał Potter, wodząc wzrokiem za tęczową
postacią.
Odpowiedział
mu śmiech, co sprawiło, że James poczuł frustrację. Wydawało mu
się, że nie powinien był pytać, a jednak nie potrafił się
powstrzymać.
–
Zachowujesz się zupełnie nieprzyjaźnie w stosunku do gości,
wiesz? – skarcił postać James Potter, zakładając ręce na
piersi.
–
Cóż, w końcu wcale nie jesteś gościem – odpowiedziała zjawa,
nie zatrzymując się ani na chwilę.
–
A jednak wypadałoby odpowiedzieć na pytanie.
–
Przecież znasz odpowiedź.
James
prychnął, ze złością tupiąc nogą. Czymkolwiek była barwna
zjawa, potwornie go irytowała. Rozejrzał się ponownie wśród
szarości, ale nie znalazł niczego, co by się wyróżniało, wobec
czego ponownie skierował spojrzenie na jedynego towarzysza.
–
Możesz powiedzieć, gdzie jesteśmy?
–
Nigdzie i wszędzie – odpowiedziała postać. – Wczoraj i jutro.
–
Och, daruj sobie i przestań mówić zagadkami – warknął James.
–
Skoro jesteś petentem, powinieneś postarać się bardziej. W końcu
to nie mnie zależy.
–
Skąd w ogóle taki… Chwila, znaczy, że możesz mi powiedzieć,
jak zamienić się w zwierzę? Znasz sekret animagii?
–
Nie, oczywiście, że nie. Wiem tylko tyle, ile wiesz ty.
–
Szkoda – westchnął James, czując potworne rozczarowanie. –
Właściwie po co tu jesteś? Masz jakiś cel, czy jesteś tu tylko
po to, żeby mnie zadręczać?
–
Chcę cię tylko chronić, chcę, żebyś był bezpieczny, byś
pokazał na co cię stać. Czy to coś złego?
–
Nie.
–
Więc odejdź, pozwól mi rosnąć, a niewielu będzie w stanie mi
dorównać. Wystarczy, że opuścisz to miejsce. Dziwię się, że w
ogóle tu dotarłeś.
–
Nie rozumiem. Przez cały ten czas wiedzieliśmy, jak się zmienić,
a mimo to nam się nie udawało. Czy to twoja sprawka?
–
Nie. Tak – postać ciężko westchnęła. – Niełatwo to
wytłumaczyć.
–
Daruj sobie, nie odejdę – oświadczył zdecydowanie James. –
Czymkolwiek jesteś, mam ważny powód, żeby tu być, żeby stać
się animagiem, a ty na pewno mnie nie powstrzymasz.
–
Popełniasz błąd – powiedziała smutno wzorzysta zjawa. –
Wchodzisz na błędną ścieżkę.
Potem
postać stanęła, zwracając na Jamesa orzechowe spojrzenie i
rozbryzgnęła się tysiącem kolorów, które pochłonęły szarość.
Wokół pojawiały się formy, jakie rozmywały się tak szybko jak
kształtowały, by za chwilę runąć w wodospadzie barw oraz
przybrać nową postać. James poczuł, że piekielnie boli go głowa
i przytknął dłonie do skroni, zamykając oczy.
Gdy
James Potter uchylił powieki, ponownie znajdował się w
dormitorium, jednak coś uległo zmianie. Z nosa zniknął delikatny
ciężar okularów, miał problem z dostrzeżeniem krawędzi, ale z
łatwością zauważał ogół, a w dodatku klęczał na czterech
nogach. Postanowił się podnieść, lecz nie umiał oderwać rąk od
podłogi i wówczas spojrzał w dół.
Usłyszał
dziwny wizg, który go przeraził. Cofnął się, napotykając drzwi
i uderzył w nie racicami z prawdziwą furią. James czuł, jak
potwornie boli go głowa, a w dodatku nagle jego kończyny zamieniły
się w zwierzęce nogi. Ku swojemu przerażeniu, wyczuł, że
dodatkowo może poruszyć czymś jeszcze. Obejrzał się za siebie i
dostrzegł niewielki ogonek. Chciał krzyknąć, jednak jego uszu
dotarł tylko ten dziwny wysoki dźwięk.
Wtedy
przed Jamesem pojawił się Remus, który rozkładał ręce i
najwyraźniej próbował go uspokoić. Potter przez chwilę nie
potrafił zrozumieć jego słów, przez co ponownie opanowała go
fala przerażenia, ale w końcu szumienie w uszach przycichło i
James wreszcie się uspokoił na tyle, żeby wysłuchać przyjaciela.
–
Już dobrze, James, tylko spokojnie – mówił Remus, wykonując
dłońmi uspokajający gest. – Rany, już myślałem, że rozwalisz
te drzwi.
Wtedy
wzrok Jamesa padł na czarnego psa, który leżał sobie w najlepsze
na podłodze. Spojrzał podejrzliwie na Remusa, zastanawiając się,
czy to zwierzę nie rzuci się na niego, a później przyszło mu do
głowy, że może to…
–
Syriusz! – krzyknął podekscytowany Remus, przyskakując do
ciemnego kundla.
Pies
skulił uszy i spojrzał z pretensją na Lupina. Później obrócił
się, spoglądając na merdający ogon i ponownie skupił wzrok na
Remusie, który przeprosił za krzyk i pogratulował im przemiany.
Wtedy kundel wyszczerzył zębiska, a James poczuł, że rogi go
potwornie swędzą oraz postanowił potrzeć łbem o kolumienkę
łóżka. W pokoju znów powstał zamęt, gdy jeden ze wsporników
jamesowego leża załamał się, upadając z trzaskiem.
–
Wiecie co? – stęknął Remus, masując ramię, w które się
uderzył, gdy uciekał przed demolatorskimi zapędami Jamesa. –
Wolałem, gdy byliście ludźmi. Przynajmniej wiedziałem, czego się
po was spodziewać.
~*~
Okazało
się, że odzyskanie ludzkiej postaci nie było niczym trudnym. James
nie znalazł się już w tym dziwnym miejscu przypominającym
warsztat szalonego malarza, choć trochę tego żałował. Gdy
później rozmawiał z Syriuszem, okazało się, że mieli podobne
wrażenia z przemiany, co nieco zaskoczyło Jamesa. Najbardziej
cieszyło ich, że wreszcie mogli nazywać się animagami, a sukces
Petera uważali już tylko za kwestię czasu.
Tymczasem
zbliżały się kolejne mecze Gryffindoru, a – choć sytuacja
punktowa Gryfonów wyglądała obiecująco – James zarządził
częstsze treningi. Szybko okazało się, że zarezerwowanie stadionu
stanowiło poważny problem wobec wzmożonych ćwiczeń Ślizgonów,
pragnących zrehabilitować się po ostatniej porażce. Doprowadziło
to do kilku spięć między Doradą Meadowes, a Jamesem i nawet
McGonagall próbowała delikatnie interweniować, co wywołało
zdziwienie obojga kapitanów.
Choć
Gryfoni po jednej kolejce mieli najlepszy stosunek bramkowy, to
kolejne mecze poważnie zachwiały pewnością siebie Jamesa.
Ślizgoni rozgromili Krukonów, którym w tym sezonie wyjątkowo nie
sprzyjało szczęście oraz zdobyli duży zapas punktów już w
przegranym spotkaniu z Gryfonami. W dodatku James wciąż nie był
przekonany, na ile tą pierwszą, ważną wygraną rzeczywiście mógł
uznać za sukces, a na ile za zwykły łut szczęścia.
Faktem
pozostawało, że obecnie na głównego przeciwnika Gryfonów wyrośli
Puchoni, uzyskawszy po pierwszej rundzie zbliżony bilans punktów.
James wciąż pozostawał pod wrażeniem tego, jak dobrze Michael
Hudson zgrał się z resztą drużyny, mając w pamięci zeszłoroczne
spięcia z Beniem Fenwickiem. W dodatku tegorocznym nabytkiem zespołu
Hufflepuffu była siostra pałkarzy Gryffindoru, bliźniaków Lewisów
– Vera. Po zamieszaniu, jakie w zeszłym roku wywołał napad na
Verę, dziewczyna dość szybko się pozbierała, by wrócić
znacznie pewniejszą i zdecydowaną. Choć znajdowała się dopiero
na drugim roku, dostała się na stanowisko pałkarza i świetnie
sprawdzała się w tej roli, siejąc prawdziwy postrach wśród
przeciwników dzięki swojej zręczności oraz celności.
Nasilenie
częstotliwości treningów nie przypadło do gustu Cannie, bo –
choć tym razem wiedziała, dlaczego prace nad mapą zostały
spowolnione – uważała, że plan Hogwartu jest ważniejszy od
„jakichś głupich quidditchów”. Wkrótce też znalazła sobie
jakieś nowe zajęcie, któremu poświęcała lwią część czasu,
jednak tym razem to ona nie chciała nic powiedzieć Huncwotom,
twierdząc, że to jej słodka zemsta. James i Syriusz próbowali
podpytać Dearborna, czy wie cokolwiek w tej sprawie, lecz albo nie
było mu nic wiadomo, albo nie chciał puścić pary z ust.
W
końcu nadszedł też czas wybierania zawodu, a – co za tym idzie –
czas spotkań z opiekunami domów. James, przejrzawszy broszury
czarodziejskich zawodów, planował wybrać na drodze losowania,
niespecjalnie będąc pewnym, co ma ochotę robić w przyszłości,
jednak pod karcącym spojrzeniem Remusa zrezygnował z tego pomysłu.
Wreszcie uznał, że auror mógłby być całkiem interesującym
planem na życie – bieganie za magicznym półświatkiem obiecywało
całkiem pokaźne ilości zabawy oraz niewielkie pokłady nudy. Bez
większego wczytywania się w ulotkę oraz wymogi James postanowił
więc, że wyszkoli się na łowcę czarnoksiężników i próbował
do tego samego przekonać Syriusza. Jednak Black uparł się, że
pracowanie w ministerstwie wcale nie jest dobrym pomysłem, że
trzeba będzie wypełniać masę papierkowej roboty i stanowczo
odmówił. Potter, całkowicie poirytowany postawą przyjaciela,
zapytał, co w takim razie chce robić, na co Syriusz odpowiedział,
że wolałby zostać łamaczem uroków. Co prawda Black zasłaniał
się tym, że w ten sposób chce utrzeć nosa matce, lecz wcale nie
przekonał tym argumentem Jamesa. Remus, choć miał świetne
stopnie, ze smutkiem odrzucił większość broszur informacyjnych ze
względu na swoją przypadłość. Potter nie rozumiał, dlaczego
większość pracodawców przywiązywało tak dużą wagę do tak
marginalnego problemu w przypadku tak uzdolnionej oraz chętnej do
pracy osoby, jednak nie miał wpływu na pojawiający się wszędzie
zapis o „wolności od skażonej krwi” potencjalnych pracowników.
Natomiast Peter miał przejąć interes ojca i zająć się
rozprowadzaniem magicznych odczynników pochodzenia roślinnego.
Wreszcie
wraz z początkiem kwietnia nadszedł długo wyczekiwany mecz
Gryfonów przeciwko Puchonom. James wstał wcześniej niż zwykle, a
przyjaciele – zdecydowawszy się dotrzymać mu towarzystwa –
dołączyli do Pottera na wczesnym śniadaniu. W sobotę rano w
Wielkiej Sali nie znajdowało się zbyt wiele osób; większość
wolała odespać męczący tydzień i wstać dopiero na mecz. Mimo to
przy stole Hufflepuffu siedziała Berta Jorkins, zanudzając Mary
McDonald swoim nadętym do granic możliwości głosem.
–
…ale ja odkryłabym wszystko wcześniej – mówiła właśnie
Berta, uderzając w leżącą przed nią gazetę. – Gdy będę
pracować w ministerstwie, nigdy nie dojdzie do tak kuriozalnej
sytuacji. Właściwie, co to za pomysł, żeby ukrywać przed
wszystkimi coś takiego. – Wciąż patrząc na Mary, Berta
chciała się napić, jednak zamiast tego trąciła kubek i rozlała
cały sok.
Mary
zachichotała na ten widok. Była dwa roczniki niżej od Huncwotów,
jednak znało ją wiele osób z uwagi na jej miłe usposobienie oraz
angażowanie się w szkolny chór prowadzony przez profesora
Flitwicka.
–
Och, co za głupi kubek – marudziła Berta, wycierając pobrudzone
spodnie, na które rozlało się trochę soku. – No, trudno, stało
się. Słyszałaś o Aikenie?
–
Nie. Co się stało z profesorem Aikenem?
–
Podobno udziela prywatnych lekcji swoim pupilom z Gryffindoru. I
jeszcze bierze za to niezłą kasę!
–
Naprawdę?
–
Nie wierz jej, Mary – powiedział James, przysiadając się do
Puchonek. – Aiken wcale nie zbija kokosów na dodatkowych
ćwiczeniach, właściwie nie ma z tego żadnych pieniędzy.
–
Niby skąd to wiesz? – podejrzliwie zapytała Berta.
–
Stąd, że sami poprosiliśmy go o nauczenie pewnego zaklęcia i
przez jakiś czas udzielał nam prywatnych lekcji – odparł Syriusz
i porwał ze stołu naleśnika.
–
Od kogo słyszałaś, że Aiken każe sobie płacić? – uprzejmie
zainteresował się Remus.
–
A czy to ważne? – Berta szybko zbyła pytanie. – Nie zdradzę
wam swoim źródeł. To poufne.
–
Czyli masz jakichś wiarygodnych informatorów i wcale nie
plotkujesz? – uszczypliwie zapytał Syriusz, siadając okrakiem w
poprzek długiej ławki.
Berta
Jorkins zrobiła głęboki wdech, najwyraźniej zamierzając coś
powiedzieć, poczerwieniała ze złości i wypuściła powietrze.
Wreszcie, oburzona, warknęła coś o wścibskich Gryfonach oraz
odeszła od stołu, opuszczając Wielką Salę. James i Syriusz
patrzyli, jak Berta wychodzi, a gdy tylko zniknęła za rogiem,
wybuchnęli śmiechem.
–
A tak właściwie, o co jej chodziło? – zainteresował się Peter
pomiędzy ziewnięciami.
–
O artykuł w Proroku – odpowiedziała Mary i podsunęła w
stronę Huncwotów gazetę.
Remus
otworzył na wskazanej stronie i zaczął czytać, a jego brwi
zbiegły się w wyrazie skupienia. James i Peter również przysiedli
się do Mary.
–
Przyjdziesz na mecz, Mary? – zapytał James.
–
Jasne, dzięki za ratunek – skinęła w kierunku drzwi.
–
Nie ma sprawy. A właściwie, czemu przyszłaś tu tak wcześnie?
–
Profesor Flitwick napisał nuty do nowej piosenki i dzisiaj mamy
zacząć próby, żeby zdążyć do końca roku. Może uda się
zaśpiewać na zakończeniu roku szkolnego, bo wiecie, rok temu nie
bardzo pasowało…
–
No, to była nietajna sprawa z Verą – mruknął Syriusz,
markotniejąc. – Ale jakoś się pozbierała i teraz jest chyba
nawet w waszej drużynie, nie?
Mary
uśmiechnęła się serdecznie, kiwając głową.
–
Co się stało? – zapytał Peter, wpatrując się w zmarszczone
czoło Remusa.
–
Pamiętacie to całe zamieszanie z Birmingham? – powiedział Lupin,
odkładając Proroka. – Wygląda na to, że ministerstwo
faktycznie zatuszowało napad czarodziejów. Autor artykułu znalazł
jakiegoś amnezjatora, który opowiedział, o tym, jak czyszczono
mugolom pamięć tamtego dnia. Teraz wszczęto postępowanie karne
przeciwko temu amnezjatorowi, choć nigdzie nie podają jego
nazwiska. Jednak nie udało się go zatrzymać, zniknął, a
magopolicja jest bezradna.
–
Wygodnie dla ministerstwa, że ten amnezjator zniknął akurat teraz,
prawda? – sarknął Syriusz.
–
Właśnie – mruknął James, nagle opuścił go dobry humor. –
Przyznali się chociaż?
–
Ministerstwo? – parsknęła Mary. – Coś ty, musieliby być
szaleni, żeby przyznać się, do tego, że oszukali masę ludzi, że
nie potrafili upilnować bandy konserwatystów. No dobrze, ale na
mnie już czas, na razie.
Huncwoci
pozdrowili Mary i pozostali sami. Wkrótce zjawiła się Cannie razem
z Caradokiem Dearbornem. Caradoc obejmował Caniculę w pasie, a
zanim podeszli do Huncwotów, szepnął jej coś co ucha, na co
roześmiała się i lekko uderzyła go w tył głowy.
–
Cześć – przywitała przyjaciół.
–
Komu kibicujesz? – bez ogródek zapytał James, mierząc Cannie
przyszpilającym spojrzeniem.
–
Och, daj spokój, dobrze wiesz, że zupełnie nie znam się na
quidditchu i mało mnie interesuje.
–
Co nie znaczy, że powinnaś zdradzać swój dom!
–
Przestań wyolbrzymiać…
–
Zgodzę się z Jamesem – niespodziewanie wtrącił się Caradoc.
–
Znaczy, że chcesz, żeby była przeciwko tobie? – zapytał
Syriusz, uśmiechając się łobuzersko.
–
Nie, chcę, żeby moja dziewczyna bardziej interesowała się
quidditchem i znajdowała się po wygranej stronie.
–
Chyba śnisz – wyzywająco warknął James. – Nie wygracie
dzisiaj.
–
Nasze zwycięstwo nie było trafem, zapracowaliśmy na nie, w
przeciwieństwie do niektórych.
James
mocno zacisnął szczęki, nie mogąc odparować tego argumentu. W
głębi duszy przyznawał Dearbornowi rację, jednak nie chciał
mówić tego przeciwnikowi, a nie zamierzał też kłamać.
–
Chyba dawno nie wygraliście, skoro do tej pory to wspominasz, co? –
odciął się Syriusz, spoglądając na Dearborna spod oka.
–
Tak jakbyś się znał na quidditchu… – sarknął Dearborn.
–
Może i nie znam się na quidditchu, ale potrafię stwierdzić, kiedy
ktoś rozpływa się nad jednym z nielicznych sukcesów.
Caradoc
zamierzał ponownie coś odpowiedzieć, jednak przerwała mu Cannie:
–
Wystarczy. Caradoc, spotkamy się przed meczem, dobrze?
Dearborn
skinął głową, pocałował Cannie na pożegnanie, odwrócił się
na pięcie i odszedł dumnym krokiem, nawet nie oglądając się za
siebie.
–
Musiałeś? – Canicula zwróciła się do Syriusza z pretensją.
–
Zupełnie nie mam pojęcia, o czym mówisz.
–
Jak zawsze.
~*~
–
Witam wszystkich na kolejnym meczu tegorocznego pucharu quidditcha! –
po stadionie rozległ się głos komentatorki, Mabel Offish.
James,
stojący w wąskim przejściu między szatnią a trybunami, czuł
przyjemne podekscytowanie, które towarzyszyło mu zawsze, gdy
wychodził rozegrać kolejne spotkanie. Tym razem uraczył kolegów
krótką przemową, przypomniał o tym, że po pokonaniu Ślizgonów
żaden przeciwnik nie jest im straszny i zakończył tradycyjnym „a
teraz skopmy im tyłki”.
–
Tym razem zmierzą się ze sobą zwycięzcy pierwszych rund! –
Ponownie usłyszał głos Mabel. – Puchoni!
Przez
chwilę na stadionie rozbrzmiewała burza oklasków, gdy
reprezentanci Hufflepufu wlatywali na boisko. James poczuł, jak
wzbiera w nim przemożna chęć udowodnienia, że poprzedni sukces
nie był przypadkiem, jak pragnienie pokazania Dearbornowi, kto jest
lepszy, przejmuje nad nim władanie.
–
Oraz Gryfoni w składzie Podmore, Potter, Fenwick, von Schiller,
Lewis, Lewis i Vogel!
Tradycyjnie
pani Hootch stała na środku, oczekując kapitanów. Tuż przy jej
nogach stała skrzynka z piłkami, do którego schyliła się, by
wypuścić złotego znicza. Chwyciła kafla pod pachę i wyprostowała
się, a po chwili koło niej stanęli James i Xi Ming Pei. Oboje
kapitanów wymieniło uścisk dłoni, a następnie
wsiadło na miotły. Wreszcie rozległ się gwizdek, natomiast kafel
poszybował wysoko w powietrze.
–
Fenwick dokonuje przejęcia, zdobywając przewagę dla Gryfonów!
Benio
przywarł mocno do miotły i pomknął niczym strzała na wprost
bramek Puchonów, gdzie już przygotowywał się Henry Richardson.
Niemal natychmiast do Fenwicka podleciała para zawodników
Hufflepuffu – Venturi oraz Hudson – próbując dokonać wrogiego
przejęcia, jednak Benio wykonał nagły zwrot. Zgodnie z umówioną
strategią na ślepo podał do tyłu, lekko podkręcając piłkę, a
James już czekał. Ledwie Potter przejął kafla, omal nie
staranował go Dearborn, który zdołał przejrzeć plan Gryfonów.
James – nie mając zamiaru ryzykować – upozorował podanie do
von Schiller, co zmyliło Caradoca i zapewniło Potterowi więcej
pola do manewru. Gisela von Schiller zbliżyła się do Jamesa, nieco
wysuwając w przód, a linię zamykał wysunięty najbliżej prawego
końca boiska Benio Fenwick. Potter w ostatniej chwili zdążył
podać do Giseli, bo już po okamgnieniu poczuł, jak tłuczek
wypycha mu z płuc powietrze, niemal strącając z miotły.
–
Verze Lewis prawie udało się zrzucić z miotły Jamesa Pottera!
Wspaniała precyzja jak na tak młodego pałkarza!
James
widział, jak Benio próbuje przechytrzyć Richardsona, jednak
ostatecznie nic z tego nie wyszło i Puchon obronił pętle.
Nastąpiło wznowienie gry i tym razem to Hufflepuff przeszedł do
ofensywy. Harper Venturi podała do Dearborna, a on odegrał do
Hudsona, najmłodszego członka drużyny. Michael Hudson z
powodzeniem dograł z powrotem do Dearborna, którego uderzył
tłuczek starannie wycelowany przez jednego z Lewisów. Gisela bez
zwłoki schwyciła kafla, niemal natychmiast serwując do
znajdującego się teraz na lewym skrzydle Fenwicka. Benio przeleciał
środek boiska, zlatując bliżej centralnej części, a gdy zauważył
przed sobą Jamesa, odrzucił do niego kafla. Potter ponownie złapał
piłkę, niemal fizycznie czując, że na ogonie już siedzi mu
Dearborn. Zaklął pod nosem, niezadowolony z tego, że Caradoc
uczepił się go jak rzep hipogryfowego ogona.
–
Potter! POTTER! GOOOOL – jęknęła niepocieszona Mabel Offish,
Puchonka.
Czerwona
cześć trybun zawrzała w radosnym okrzyku, a James poczuł, jak
duma wypełnia jego klatkę piersiową.
Puchoni
chcieli się szybko odegrać, jednak trzy kolejne próby spełzły na
niczym, podczas gdy Gryffindor zdobył następne dwie bramki.
Ścigający Hufflepuffu nie byli tak zgrani jak ci ze Slytherinu,
siłę Puchonów stanowiła ich kapitan – Xi Ming Pei, której
prawdziwie smoczemu wzrokowi nie mógł się równać żaden z
hogwarckich szukających. James miał pewność, że przetrzymanie
pierwszej fazy meczu zapewni Gryfonom zwycięstwo, bo im dłużej
grali, tym bardziej niecierpliwi robili się wrodzy ścigający, a
przez to stawali się mniej skupieni i łatwiej było odebrać im
kafla. Niestety tym razem okazało się, że szyjąca zabójczo
dokładnie wymierzonymi tłuczkami Vera Lewis skutecznie utrudniała
grę reprezentacji Gryffindoru.
Po
kolejnym wznowieniu dobra passa trzymała się Puchonów, którym
trzykrotnie udało się przełamać obronę Sturgisa i zdobyć gole.
James jęknął po kolejnej straconej bramce, jednak nie stracił
zimnej krwi. Benio przejął kafla, podał do Giseli, a ona trafiła
w sam środek prawej obręczy, podczas gdy Richardson bronił lewej.
W
końcu w polu widzenia pojawił się znicz, połyskując złotymi
refleksami gdzieś wśród żółtych trybun Puchonów. Ming Pei
pierwsza zauważyła piłeczkę, lecz – nim zdołała podlecieć
wystarczająco blisko – znicz ponownie zniknął. Kapitan
Hufflepuffu ze złością uderzyła pięścią o udo, rozczarowana
sytuacją. Ta krótka chwila pokazała jej, że Effie Vogel będzie
godną przeciwniczką, bo dziewczyna siedziała jej już na ogonie,
znajdując się tylko jakieś dwa metry za nią.
Tymczasem
na boisku wciąż trwała wyrównana rywalizacja. Benio, ryzykując
faulem, z impetem wpadł na Harper Venturi, która wypuściła kafla.
James natychmiast przejął piłkę, prując wprost na bramki
Hufflepuffu, a – zaskoczeni tak nagłym atakiem Puchoni –
zupełnie zamarli w miejscu, pozwalając Jamesowi przelecieć niemal
pół boiska. Gdy Potter znalazł się pod bramką i już niemal
gotów był oddać rzut, w dłoń zaciśniętą na kaflu z furią
trafił tłuczek i sytuacja całkowicie się odwróciła, dając
przewagę Puchonom. W efekcie kilku zgrabnych podań między
Dearbornem a Venturi, Hufflepff zaliczył pętlę, zyskując przewagę
nad Gryfonami.
Nastąpiło
kolejne wznowienie gry, tym razem zaczynał Gryffindor. Benio Fenwick
szybko podał do Giseli von Schiller, a ona odrzuciła do Jamesa,
który zwiódł Hudsona. Pablowi nie udało się trafić tłuczkiem w
Pottera, dzięki czemu Gryfon podał do Giseli. Rzucony przez
dziewczynę kafel przeleciał przez środkową obręcz, śmigając
tuż obok wyciągniętych palców Richardsona.
James
czuł, jak dłoń zaczyna puchnąć. Gdy trafił go tłuczek, Potter
usłyszał cichy trzask, jednak nie zwrócił na to uwagi. Dopiero,
gdy uderzył go ból, zdał sobie sprawę, że najwyraźniej poszło
kilka kości w dłoni, co tylko potwierdzała powoli narastająca
opuchlizna. Uparł się grać lewą ręką, która w tej chwili
wykazywała większą sprawność, jednak odbywało się to kosztem
mniejszej stabilności na miotle. Z kolei przez ostatnie ciężar gry
znacząco przesunął się na Giselę i Benia, ograniczając rolę
Jamesa najwyżej do rozgrywania, co wiązało się z pewną
przewidywalnością, którą szybko odkryli pałkarze Hufflepuffu,
celując głównie w Giselę lub Benia.
Taka
sytuacja nie mogła trwać długo, dlatego też James przyjął
kolejne pojawienie się znicza z ulgą. Wierzył, że Effie świetnie
nadawała się na ścigającą. Szybowała w górze ponad boiskiem,
unikając tłuczków, które przypadkowo mogłyby ją trawić, co
opłaciło się, bo znicz ukazał się wysoko nad stadionem. Jednak
Ming Pei znajdowała się tuż-tuż za Effie, sprawiając, że
liczyła się każda sekunda. Stadion na chwilę zamarł, gdy obie
szukające mknęły w zastraszającym tempie niemal wprost w rażące
wściekle, wiosenne słońce. James przyłożył dłoń do oczu,
chcąc lepiej widzieć, co dzieje się nad nim.
Hufflepuff
zdobył kolejną bramkę, remisując z Gryffindorem, jednak nagle
przestało się to liczyć wobec okrzyku komentatorki:
–
STO PIĘĆDZIESIĄT PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU, VOGEL ZDOBYWA ZŁOTEGO
ZNICZA!
James
Potter poczuł, jak przepełnia go duma. W tej chwili nieprzyjemna
sytuacja z ranka przestała mieć znaczenie, w tej chwili był
zwycięzcą i świat należał do niego.
„Nagle przestrzeń ożyła i znikąd pojawiła się biel mieszająca się mglistymi cieniami w oszalałym pejzażu zdziwaczałego malarza. Jamesowi wydawało się, że obserwuje jeden z tych abstrakcyjnych malunków, w których nie potrafił doszukać się żadnego sensu, ale mimo to w jakiś sposób pozostawał piękny. Zapatrzył się w prześlizgujące się w siebie barwy [...]” – się, się się, sięsięsięsię :D
OdpowiedzUsuń„Postać mieniąca się setkami barw, a jednocześnie nie przywodząca na myśl żadnej(,) poruszała się po bezkresie szarości.”
https://38.media.tumblr.com/cc83d4fd13e8f343aa9da9edc41ffd82/tumblr_inline_n66s5jV9wt1qgae8o.gif
Ten obrazek idealnie obrazuje Jamesa i moje odczucie co do tego, co wyprawiał w pokoju :D
„Natomiast Peter miał przejść interes ojca” – Peter przejdzie po nim i nawet mu brewka nie drgnie!
„W sobotę rano w Wielkiej Sali nie znajdowało się byt wiele osób” – inne byty spały smacznie w dormitoriach o tej pogańskiej godzinie.
„Może uda się zaśpiewać na zakończeniu roku szkolnego, bo wiecie[przecinek, bo wtrącenie] rok temu nie bardzo pasowało…”
„Oboje kapitanów podało sobie wymieniło uścisk dłoni” – wut?
To tyle z błędów. A co do samego rozdziału – James-jeleń taranujący drzwi wygrał rozdział. Naprawdę. Mecz Quidditcha też był świetny, czytało się go lekko i można było sobie z łatwością wyobrazić tę całą akcję. I nawet się tak bardzo nie pogubiłam w osobach, które się przewijały podczas opisów :D Brawo ja!
Fajnie, że wprowadzasz aluzje do poprzednich rozdziałów, ale mi się ciągle zdaje, że to tak wolno idzie... albo po prostu wolno dodajesz rozdziały. Ha! Tu Cię mam!
(Btw. Dziwne to pytanie o belkę, ale mi nie przeszkadza to, że jest na niej teraz cytat. Tobie przeszkadza?)
Muszę Ci powiedzieć, że jak na rozdział o Jamesie, wyszedł Ci naprawdę dobrze (chociaż podejrzewam ile kłopotów z nim miałaś :D Ach ten James!) i tylko brakowało mi odrobiny dramaturgii na samym końcu meczu, jakiegoś tłuczka, który by go trafił, czy co, ale nie wszystkie mecze muszą się kończyć źle (ale mogłyby, pamiętaj o tym).
Dzisiaj wyjątkowo nie nadaję się do komentowania, ale też ciężko skomentować rozdział, gdzie główną atrakcją jest mecz Quidditcha, który zaczyna się i kończy. Nie wiem, jakoś o tej grze ciężko mi pisać ;P
Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się już szybciej!
Pozdrawiam, Niah.
Zgińcie, wy przeklęte błędy! Literówki i przecinki poprawione, większość się wywaliłam, dzięki za wypisanie.
UsuńJames znów ukradł rozdział tym samym – on to ma do tego talent ^^. Właśnie przypomniało mi się, że przecież mam tabelkę z zawodnikami na lapku i już od dłuższego czasu mam ją wstawić... Kiedyś to zrobię, no!
No, ten rozdział miał być lata świetlne temu, niestety.
(Dla mnie belka to rybka, oceniajacej przeszkadzało i obiecałam, że zapytam czytelników, co chcą – więc pytam.)
James myśli głównie o quidditchu, a to akurat zaniedbałam, więc teraz wszystko się nadrobiło. No, ale tak – z Jimem zawsze jest problem. Właśnie nie chciałam, żeby ciągle tak było, że ktoś obrywa tłuczkiem i darowałam to sobie (coś się pokombinuje w następnym, o ile będę go opisywać).
Next na pewno będzie szybciej niż ten. Liczę na to, że skończę go w tym tygodniu, odeślę becie i pojawi się do końca miesiąca. No, ale to moje plany, które ostatnio jakoś ciężko się realizują.
Pozdrawiam ;).
Oj, no bo ten biedny jeleń wpadający na drzwi będzie mnie wiecznie bawił i ja nic na to nie poradzę :D
UsuńTy to wstaw tę tabelkę, bo mi się już nazwiska mylą, a gdy dochodzą do tego imiona to już... Ech.
(Nie mam pojęcia o co im chodzi z tymi belkami - nie ma błędów to dobrze. A co tam jest, to co ich to obchodzi?)
Ciężko utrzymać Jamesa w kanoniczności by nie był bezmózgim sportowcem, nie?
Trzymam za slowo, że next będzie szybciej!
Pozdrawiam, Niah.
Uważaj, bo wpadnie w twoje drzwi :P.
UsuńWstawiłam, mam nadzieję, że teraz będzie trochę jaśniej ;).
(Nie wiem, ale czepiała się też tego, że cudzysłów nie jest polski... Jakbym umiała wstawić polski, wstawiłabym, ale nie potrafię.)
Właśnie, chlip. A tu powoli trzeba myśleć o Lilce - James mnie zakatuje!
Jak zrobi to w takim stylu, nawet się nie obrażę :D
UsuńJuż looknęłam. Btw. Regi James dołączyli do drużyn w tym samym roku? Myślałam, że marzeniem Jima od zawsze było latanie w kijem między nogami.
(Cudzysłów otwierający lewy alt + 0132, cudzysłów zamykający lewy alt + 0148)
Bosh, Lily to postać, której nie cierpię >.>
Pozdrawiam, Niah.
ALE JA TO MAM ZAPŁON.
UsuńPrzeglądałam sobie gwiazdozbiory, bo potrzebowałam jakiś fajowskich imion i patrzę, a inną nazwą dla Syriusza jest Canicula. Biorąc pod uwagę, że on jest Syriusz BLACK to ona jest Caniculą WHITE, niczym jakieś aler ego, czy co @.@ Że też wcześniej na to nie wpadłam...
Pozdrawiam, Niah.
OOOO KURDE
UsuńJak mogłam tyle razy to sprawdzać i tego nie zauważyć??...
NO WŁAŚNIE!
UsuńPozdrawiam, Niah.
Ile komciów! xD
UsuńTak, Jim i Reg dołączyli w tym samym roku. James nie zrobił tego wcześniej prawdopodobnie głównie z mojej przekory albo innego, równie istotnego powodu... noale.
(Mi tam to nie wchodzi i jest dziwne...)
Hehehe, ktoś obczaił! Też dziwię się, że tak długo nikt tego nie zauważył, bo ten trolling był do bólu oczywisty (w sumie zaczęłam obstawiać, że wszyscy wiedzą, ale się nie chwalą). Może znajdziecie coś jeszcze ^^
Brzmi jak wyzwanie!
UsuńImperatyw narratorski, co ;) Zna się te chwyty ;P Jim był zajęty odrabianiem szlabanów i nigdy nie był w stanie zdążyć na eliminacje xD
Pozdrawiam, Niah.
Bo to jest wyzwanie!
UsuńE tam, imperatyw. To zupełnie nie ma znaczenia i tyle – mogłabym równie dobrze powiedzieć, że dołączył w pierwszej czy drugiej klasie.
No w pierwszej nie bardzo, w końcu nie przyjmowało się pierwszaków, nie?
UsuńPozdrawiam, Niah.
Przyjmowali, ale niezwykle rzadko - chodzi mi tylko o to, że akurat zupełnie nie ma wpływu na fabułę ani na nic innego. Taka tam ciekawostka, nic więcej. Poza tym nie każdy ma wystarczające zdolności, żeby dostać sie do drużyny od razu i James mógł nie dać rady i, dopiero gdy potrenował, przeszedł kwalifikacje.
UsuńTylko Harry taki zdolny, że na pierwszym roku go McG. dorwała :D
UsuńTak między nami - to byłby fantastyczny wątek, gdyby James przy pierwszym podejściu do eliminacji by się nie dostał i zaczął się podszkalać. To byłoby takie ludzkie...
Pozdrawiam, Niah.
Harry to w ogóle dziecko szczęścia xD.
UsuńZnaczy tak: to byłby kolejny rozdział o quidditchu, a widzę, że one tak tyle o ile idą i czytelnicy raczej mało mi piszą o psychice Jamesa (więc nie wiem, może za mało ją akcentowałam). Dlatego zastanowię się, jak ewentualnie do tego podejść - niemniej widzę, że rozdział głównie o quidditchu niespecjalnie spełnia swoją funkcję.
Ale to byłby taki rozdział o Quidditchu w którym nie ma meczu, a jest James, fan Quidditcha i jego problemu :D Przemyśl to.
UsuńPozdrawiam, Niah.
Kocham Twoje opisy przeżyć podczas przemian! Są takie realistyczne, takie prawdziwe! I w końcu trochę quidditcha - cudnie napisanego :)
OdpowiedzUsuńKomentarz Niah z pogańskimi godzinami i resztą komenatrzy rozwalił mnie na łopatki, a gif z jeleniem sprawił, że prawie spadłam z krzesła. Jest taki prawdziwy!
Dzisiaj krótko, ale muszę jeszcze wspomnieć, że już tak się przyzwyczaiłam do Twojego bloga, że gdy próbowałam znaleźć sobie innego po prostu się nie dało. A to Syriusz gra w quidditcha, a to ma dziewczynę, a to James kręci już z Lily... Twój blog jest tym jedynym słusznym i niech tak zostanie!
Mam nadzieję, że next będzie jeszcze w tym miesiącu ;)
Cieszę się, że humor poprawiłam :D
UsuńPozdrawiam, Niah.
A obstawiałam, że drugi raz to samo będzie nudne - dobrze wiedzieć, że się myliłam :D.
UsuńBłędy na wesoło widziane najchętniej! A gif chyba każdego powali ^^.
Niah ma dobry towar ;). Syriusz u mnie też miał dziewczynę i pewnie jeszcze kilka mu się przydarzy ku mojej rozpaczy. Ha, prowadzę jedynego słusznego bloga - drżyjcie cała reszto xD. A tak na serio: dzięki, jest mi niesamowicie miło :D.
Oj tam, no niby miał i pewnie jeszcze jakieś mu wpadną w objęcia, ale u Ciebie to się da przeżyć, nie to co u niektórych (Łapciu, Cukiereczku, Blackusiu... Argh!)
UsuńRozdział :D
OdpowiedzUsuńOjejka, jak ja uwielbiam te przemiany, no kurczę no, na Gacie Merlina, etc., itp., itd.. Te opisy to po prostu takie... Słowami się nie da opisać, no :D
James zna słowo "abstrakcyjny"? O__o Czy ja o czymś nie wiem? (Pewnie się od Remusa nauczył xD)
AAAAAH przemiana Ałtorka tak cudownie pisze rozpływam się przecinkowy potwór był głodny to jest takie cudowne AAAA.
(Jeśli chodzi o przemianę, to ja to pozostawiam bez komentarza. Wiadomo, co myślę o tych opisach itede <3)
"– Nigdzie i wszędzie – odpowiedziała postać. – Wczoraj i jutro." Wyczuwam sfinkseły :v
"James prychnął, ze złością tupiąc nogą." James jest tak bardzo rozpieszczoną potterową dziewczynką T___T
"– Skoro jesteś petentem [...]" A ja takie: "yy... Co to petent? (derp)" Ale wyrocznia gugl mnie naprowadziła na dobra drogę. Remus nie byłby ze mnie dumny :')
(Nie komentuję dialogu wiadomo-czemu. <3)
HAHAHA, JAMES, TY JELENIU XD
Te opisy <3
"– Syriusz! – krzyknął podekscytowany Remus [...]" zanim przeczytałam dalej, już wiedziałam, że Lunatyk nie powinien krzyczeć.
"Wolałem, gdy byliście ludźmi. Przynajmniej wiedziałem, czego się po was spodziewać. "" YY NIE XD Nigdy nie wiadomo, co oni wymyślą xD Bo Huncwoci są jak Hiszpańska Inkwizycja. Nigdy się ich nie spodziewasz.
Wow, wow, animageły, uszanowanko.
KŁIDICZ ;n; Ja do tego sportu nic nie mam, jest świetny, ale ja TAK BARDZO nie lubię opisu meczów. No, chyba, że tutaj.
"Faktem pozostawało, że obecnie na głównego przeciwnika Gryfonów wyrośli Puchoni" My, Puchoni ♥
UUU VERA :D Lubię dziewuchę C:
CANNIE! MASZ JEJ POWIEDZIEĆ, KURCZĘ! Albo ja jej powiem >:C
"[...] nie chciała nic powiedzieć Huncwotom, twierdząc, że to jej słodka zemsta." Czy tylko ja się boję słodkiej zemsty Cannie? ;n;
Remus taki surowy xD
"Remus, choć miał świetne stopnie, ze smutkiem odrzucił większość broszur informacyjnych ze względu na swoją przypadłość." :C Ale Remus to taki dobry człek ;n; (Dopiero teraz zauważyłam ironię w słowie "człek" :') )
Ej, daj nam wygrać ten mecz ;n; A nie tylko Gryfoni :C
Berta. Dajże mie ją ukatrupić.
AAIIKEEN! XD Stworzyłam niedawno porządną, papierową listę, czym może być Aiken. Mam już 39 pozycji (wiem, że mało, ale dopiero zaczęłam, no! xD)
Skąd ona ma takie info, no kurczę, no xD
Czo to w tym Proroku? Remuseł, czytałkaj!
Ja pamiętam. Remus o tym rozmawiał ze swoją mamełe. Chyba o tym xd
Uu, Dearborn i Cannie, tacy zakochannie xD
"– Komu kibicujesz?" No jasne, że Puchonom. Prawda?
"–Nie wygracie dzisiaj." WYGRAMY. NIE BĄDŹ TAKI PEWNY SIEBIE, JAMES! ( No dobra, przy przełączaniu strony niechcący widziałam końcówkę. Taki spojler ;n;
"–Zupełnie nie mam pojęcia, o czym mówisz.
–Jak zawsze." Powiedziałam "Jak zawsze", a potem spojrzałam na tekst dalej xD Łapa, sorry!
OPIS MECZU.
...
PRZECZYTAŁAM. W sumie to tutaj opisy meczów są takie... Spoko. :D
Nie skomentuję tego za bardzo, ale...
Venturi? Jak Ventura?
Ajj... Jamesowi coś się stało, jak zwykle xD
No prawieśmy wygrali, no :<
KUNIC ;__;
Podsumuję: Rozdział genialny (jak zwykle), PRZECZYTAŁAM MECZ (duma mocno), narobiłam sobie spojlerów, AIKEN, animageły, trochu Remusa, Dżejms-Mała-Dziewczynka, James Jeleń Niszczy Dormitorium... No jejku. Kończę. Za długo. Miałam coś napisać, ale zapomniałam.
Znowu rozpływam się nad rozdziałem xD
Przepraszam za błędy, to wina klawiatury od laptopa.
Pozdrawiam
~Chomik ♥
PS:Tak teraz jeszcze przeglądam komentarze przed dodaniem mojego i... Serio się nikt o Cannie i Syriuszu nie skapnął? :') Haha. A myślałam, że to ja ciężko kapuję. Chociaż mi też to trochę zajęło, no ale siostra mi kiedyś właśnie mapkę gwiazd (mapka gwiazd xD) dała no i tak paczam Canicula. Wut? Ale Black i White to już daaawno dawno zaczęłam ogarniać :D
Te nieszczęsne opisy wymagają gimnastyki, żeby się nie powtarzać za bardzo, więc ja tam cieszę się, że został już ostatni i żegnajcie zmory :P.
UsuńZe sfinksełami nie bardzo miało to cokolwiek wspólnego, a przynajmniej nie celowo.
Tak, James jest rozpuszczony do granic możliwości – w końcu to ten wyczekiwany jedynak :D.
W zasadzie tak: nigdy do końca nie wiadomo, co zrobią Hunce, ale, gdy oni sami nie wiedzą, jest jeszcze trudniej :P.
Zauważyłaś Bertę <3.
Wow, 39 pozycji to dużo. Jest tam też ałtorka? Nie no już niedługo wszystko będzie napisane wprost.
Tak, zgadza się Remus rozmawiał o Birmingham z mamą jeszcze w rozdziałach wakacyjnych. Gratuluję pamięci ;).
Venturi raczej nie było od Ace'a Ventury :P. To chyba jedno z nazwisk na chybił trafił.
Wiem, że wszyscy czekają tylko na przegraną Gryfonów, ale ostatnio przegrali cały sezon, więc jakoś trzeba uzasadnić te medale z kanonu...
Pozdrawiam ;)
P.S. Wydaje mi się, że to przez to, że raczej rzadko używam nazwiska Cannie. Chociaż obstawiała, że przy okazji sondy, gdzie nazwiska stały obok siebie, ktoś skrobnie coś w komentarzu (no ale nikt nic nie skrobnął).
Haha, opisy nękające Ałtorkę po nocach xD
UsuńNo, te sfinkseły to wiem, z nie celowo, po prostu skojarzenie takie. No.
Jak Berty można nie zauważyć po tej aferze z Verą i z Cannie i wgl
TAK, AŁTORKA TEŻ TAM JEST XD
O. Ja sklerotyk, a za pamięć mnie chwalą.
Ale to nie fair, Gryfoni najlepsi blablabla tylko dlatego, że Chłopiec Który Krzyknął "GĘŚ!" tam był. (sorry, tak mi się na bulwers zebrało. Ale kanon trza szanować...)
A ja nic nie skrobnęłam nigdy, bo myślałam, że wszyscy się od razu skapnęli, tylko ja troszkę rozkminiałam xD
~Chomik
PS: Zeżarłoby mi komentarz, dobrze, że miałam w notatniku <3
A to wcale nie jest śmieszne! Śni ci się taki wielki, straszny opis, który chce ci powyrywać łapki...
UsuńNo wiesz, bazuję na tym, co dostaję w komentarzach, ale wiem, że podczas pisania można po prostu o czymś zapomnieć.
Ło matko, a skrzeloziele albo zdechła mysz też? xD
Spokojnie, jeszcze utrudnię życie Gryfonom - aż tak miło nie będzie.
Nie jestem Duchem Świętym (czyżby kolejna propozycja dla Aikena?) i muszę zakładać, że nikt nic nie wie, dopóki ktoś się nie zlituje i napisze, chlip.
P.S. Musisz lepiej karmić przeglądarkę, żeby nie była głodna :D. Ale jestem z ciebie dumna ;).
Cześć:)
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu zafascynowały mnie blogi o huncwotach, trafiłam na Twój i zakochałam się:) Oczywiście, później musiałam zgubić link. Brawo Ola! Teraz link znalazłam, patrzę i mam 3 rozdziały do nadrobienia! Ohh.. :D Od czego by tu zacząć.. Od początku (geniuszu ty):
Zawsze podobała mi się w Twoim opowiadaniu relacja Syriusz-Regulus, szczerze mówiąc jeszcze nigdy nie spotkałam się z tym, by mieli tak dobre relacje.
Dalej.. rozdział:
Początkiem rozdziału wygrałaś wszystko :D Pan Jeleń nieźle narozrabiał:) Aha! jeszcze zawsze podobało mi się to, że ich przyjaciółkę nazwałaś Caniculą <3
Szkoda mi Berty, całe życie w kłamstwie.. biedaczka.. :D i ta wymiana zdań na śniadaniu, oczywiście, Caradoc nie ma tutaj nic do gadania, Gryfoni wygrają i nie ma innej opcji pff..
Bardzo dobrze opisałaś mecz Quidditcha, można było sobie wyobrazić całkowicie całą grę :D
Okej chyba skończyłam :D Przepraszam za.. jakość (?) komentarza, ale nie jestem mistrzem w pisaniu długich i poprawnych składniowo :D
Pozdrawiam i życzę czasu na pisanie rozdziałów!
~AleksandraOla
Ps. Niedawno zaczęłam swoją pierwszą przygodę z pisaniem, byłoby mi miło gdybyś wpadła, każda opinia się dla mnie liczy, z góry dziękuję! <3
[http://james-i-lily-nasza-bajka.blogspot.com/]
Hej ;)
UsuńNieraz zgubiłam link, więc świetnie rozumiem :D.
Pan Jeleń to recydywista - kradnie rozdziały!
Berta jest strasznie upierdliwa, więc zaskoczyłaś mnie, że szkoda ci jej. Ale w sumie, patrząc na to, jak skończyła...
Dzięki serdeczne za komentarz, nie masz za co przepraszać, bez przesady :P.
Pozdrawiam ;)
Hej :)
OdpowiedzUsuńNa początek muszę powiedzieć, że nie przepadam za fanfickami i naprawdę nie wiem, co mnie natchnęło, że postanowiłam złamać swoje zasady i poszukać jakiegoś opowiadania o huncwotach. To chyba palec Boży pchnął mnie na tę stronę, ale mniejsza.
Do opowiadania podeszłam oczywiście z wielką rezerwą, ale moje sceptyczne nastawienie zniknęło równie szybko, co dostępne rozdziały. Pozostał natomiast ogromny niedosyt. :<
Wykreowałaś niesamowicie realne postacie, oddałaś klimat Hogwartu z rowlingowskich powieści... Jednym słowem, cud miód i orzeszki. Nie mogłabym lepiej wyobrazić sobie czasów huncwotów, ich psot i życia, niż ty to opisałaś. Uwielbiam całą stworzoną przez ciebie czwórkę, nawet Petera, który w większości opowiadań jest dość często pomijany (chociaż moje serce i tak zawsze będzie należeć do Remusa <3). A Caniculę i Szczotę tak pokochałam... że aż postanowiłam machnąć ich szkic (mam wątpliwości, co do fryzury Can, ale przecież cięcie zawsze można zmienić ;) ).
http://i.imgur.com/pXegMG0.png
Szybki i niedokładny, ale za to od serca. <3
W ogóle należą ci się wielkie gratulacje za niezrobienie z Can wyidealizowanej, głównej bohaterki. Odnoszę wrażenie, że autorki często piszą opowiadania pod siebie, u ciebie natomiast widać, słychać i czuć, że piszesz z myślą o czytelnikach.
Jedyny błąd, że tak powiem rzeczowy, jaki znalazłam, to nazwanie Remusa „Luńkiem” na początku opowiadania (bodajże 5 rozdział). Z tego, co pisałaś, to ksywki wymyślili sobie wiele rozdziałów później. :) Ale to szczegół, który wychwyciłam tylko dlatego, że łyknęłam całość w niespełna dwie noce i miałam świeżo w pamięci, co działo się na początku.
Cóż, teraz pozostaje mi tylko z niecierpliwością czekać na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam bardzo serdecznie :)
A ja bardzo się cieszę, że złamałaś zasady :D.
UsuńRozdziały wcale nie znikają! Przez cały czas są w spisie treści :P. No ale co ja poradzę, że za wolno piszę? :(
Ojej, nawet nie wiesz, jaką zrobiłaś mi przyjemność! Szczególnie Peterem, bo chciałabym, żeby więcej osób go polubiło, ale wszyscy mają w pamięci, że w końcu zdradzi i dlatego jest be. Przypuszczam też, że wkrótce biedny Pete będzie jeszcze mniej lubiany, no ale… Świetny obrazek! Cannie ma kręcone włosy i krótsze, ale to nic, za to kocham Szczotę! Jest genialna i normalnie wygrała wszystko :D. Mogłabym umieść rysunek w dodatkach? Rzecz jasna podpiszę, że jesteś autorką.
Hehe, Cannie nawet nie jest główną bohaterką ^^. Wiesz, ludzie bardzo różnie odbierają Cannie – jedni ją lubią, a drugim zupełnie nie podpasowała. Dzięki wielkie, jest mi niesamowicie miło, czytając takie słowa ;).
Ach, więc zostało? Kurka, pamiętam, że kiedyś w jednym rozdziale waliłam Luńkiem, a później usuwałam, ale żyłam w przekonaniu, że wszystko poprawiłam jeszcze przed publikacją. Dzięki za zauważenie!
Pozdrawiam :D.
Ja jestem cierpliwa, jeśli mam świadomość, że w końcu rozdział się pojawi. Ale gdyby przyszło ci kiedyś do głowy, że nie chce ci się kończyć tego opowiadania, to pamiętaj, że przez ciebie umrę z rozpaczy. :'(
UsuńNawet jeśli Pete będzie mniej lubiany, to ja będę miała w pamięci, że przecież start miał całkiem sympatyczny. Tylko w międzyczasie się chłopina trochę pogubił, no i wyszło, jak wyszło...
O borze szumiący, nawet nie wiesz, jak bardzo czuję się zaszczycona. :'D Ale nie mogłam pozwolić wstawić ci takich bazgrołów, bo to robiłoby mi złą reklamę, dlatego przysiadłam trochę dłużej i poprawiłam, co było trzeba (dopiero po czasie się zorientowałam, że jej mina woła o pomstę do nieba, mniej więcej w tym stylu -> https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRW5c8oJnxJtD7wkNT7WU7gReOP5y-lkqhz1qo30EP873jHyHNj ). Tak oto przedstawiam drugą odsłonę Cannie i oczywiście pozwalam na wstawienie jej do dodatków. :3
http://i.imgur.com/dqviYif.jpg
Nie ma za co. Samemu wszystkich błędów się nigdy nie wyłapie. :D
Pozdrawiam <3
...nad ranem mnie olśniło, że Cannie chyba miała blond włosy...
Usuńhttp://i.imgur.com/xD9Unxx.jpg <- do wyboru do koloru :p
I oczywiście jestem taką gapą, że dodałam wczoraj komentarz z konta siostry...
Pozdrawiam jeszcze raz :D
Ładnie, coraz więcej osób mi grozi :P. Nie no, na razie zbliżamy się do połowy właściwej części, którą chciałam napisać. Raczej mało prawdopodobne, żebym porzuciła opowiadanie gdzieś w środku etapu (etap to dla mnie rok szkolny Hunców), a ten idzie ciężko, bo jest najmniej przyjemnym do napisania.
UsuńMam nadzieję, że uda mi się nasunąć komukolwiek trochę inny wniosek, a przynajmniej bardziej rozbudowany (więcej niż to tylko, że wina leżała po stronie Petera). No, ale to się zobaczy :D.
Ja bardziej! Nie myślałam, że ktoś kiedyś zrobi rysunek do Rantu, więc niesamowicie miło mnie zaskoczyłaś :). Teraz Cannie jest po prostu genialna i dokładnie taka, jaką ją sobie wyobrażałam – dziękuję.
Włosy Can to moja zmora – one są takie ciemnoblond/jasny brąz, bo nie odróżniam tych dwóch kolorów (moja paleta taka uboga, niestety).
Mam usunąć na zawsze usuniętego komcia?
W takim razie jestem już spokojna. :D
UsuńCiekawa właśnie jestem, co skłoniło Petera, że postąpił w taki sposób. Będę czekać na rozwinięcie tego wątku. :D
Myślę, że w niedalekiej przyszłości mogę coś jeszcze nabazgrać, póki mam wolne, bo rysowanie Can to była sama przyjemność. :3
No wybrałaś jej chyba najtrudniejszy do określenia z możliwych kolorów. Też miałam problem, bo dla jednych to jeszcze będzie ciemny blond, a dla innych już brąz i ciężko się dogadać w tej kwestii... Ale mam nadzieję, że z którymś rysunkiem utrafiłam. xd
Jeśli można by było, to bardzo bym prosiła, bo tylko będzie szpecił.
Ale zawsze mogę wpaść pod pociąg czy coś xD.
UsuńMyślę, że niedługo zabiorę się na poważniej za wyjaśnianie tego.
O, będę czekać z niecierpliwością :D.
Przyznam się szczerze, że - gdybym nie miała otwartych obu rysunków na osobnych kartach i nie przekilikiwała między nimi - nie odróżniłabym koloru...
Pewnie, że można - mówisz, masz ;).
Ja Ci dam wpadać pod pociąg! Jak Ci się zdarzy, to Cię znajdę i zabiję! (tak, ja wiem co piszę)
UsuńŚmierć z serii Dumb ways to die :D Na wszelki wypadek powinnaś unikać trakcji kolejowych, przynajmniej do zakończenia etapu :p
UsuńNo bo właśnie te kolory są strasznie do siebie podobne. :D I nadal nie jestem pewna, czy utrafiłam akurat w ten właściwy.
Cóż mogę powiedzieć: jestem zdolnym człowiekiem :D. Ale chyba nie opłaca się umierać, skoro po śmieci będą mnie ścigać ^^.
UsuńJuż dwa razy pod uczelnią prawie potrącił mnie samochód, więc obstawiłabym jednak samochód (chociaż pociąg byłby bardziej spektakularny).
Skoro nie odróżniam to znaczy, że utrafiłaś :D.
Dodałam rozdział! ;-; byłam pewna, że miałam autopublikację ustawioną! :c Myślałam, że on tam dawno wisi, tylko nikt nie komcia ;-;
OdpowiedzUsuńA ja się tak zastanawiam, jak to jest z człowieka nagle poczuć się zwierzęciem. Jeleniem, to trochę dziwnie, ale pieskiem? Pies ma fajne futro i jest taki kochany... tylko jak zapchają mu się pewne gruczoły... to musi sobie lizać... nie ważne, nieprzyjemna sprawa. Ale lubię pieski, także Syriusz myślę, że powinien być lubiany, tylko Harry pamiętam przestraszył się go na początku. W każdym razie osiągnęli to, co chcieli. Ciekawe tylko, jakie będą mieć wspomnienia po pierwszym takim wypadzie z Remusem. No tylko jeszcze Pete musi udoskonalić swój wygląd szczurka. W sumie szczurki też są łasuchami, więc do niego pasuje. Remus pewnie ma z nich ubaw, ale i trochę strachu. Zdziwiło mnie, że Remus także bronił Aikena, znaczy tylko zapytał, ale jakieś pozytywniejsze to niż wcześniejsze uwagi z jego strony. Och, nie lubię plociuchów, nie wiem po co to komu. Cieszę się, że wygrali Gryfoni. Lubię Puchonów ze względu na to, że to podobno trafiają tam istoty o przyjacielskim nastawieniu, a ja cenię przyjaźń ponad wszystko, ale Caradok jakoś do mnie nie przemawia. Rozumiem Syriusza, że jest źle do niego nastawiony, w końcu też ma nie najlepszą opinię, a Cannie to w końcu ich przyjaciółka, mała siostra. A mi się podoba qudditch, chociaż pewnie jakbym chodziła do Hogwartu, to nie brałabym udziału w eliminacjach, ale obejrzeć, pokibicować? Czemu nie :)
OdpowiedzUsuń"Jamesowi odniósł wrażenie, że obserwuje jeden z tych abstrakcyjnych malunków, w których nie potrafił odnaleźć żadnego sensu, ale mimo to w jakiś sposób pozostawał piękny." --> James
"No dobrze, ale na mniej już czas, na razie."--> na mnie
Pozdrawiam :)
Jeszcze pchły, nie zapominaj o pchłach! xD Heh, wspomnienia znów rozłożą mi się na kilka rozdziałów ze względu na podział narratorów.
UsuńRemus jest negatywnie nastawiony do Aikena, ale spędził z nim niemal rok i Aiken raczej zawsze bardzo miło odnosił się do uczniów, więc trudno tyle czasu chować urazę (tym bardziej, jeżeli nie ma się powodu).
Nikt nie lubi Caradoka, chlip. Powiem, że też za nim nie przepadam, bo przez niego będę miała trochę roboty, do której się nie palę.
Dzięki, chyba powinnam przyznać ci tytuł Wielkiego Szukacza Literówek :P.
No dobra, to też ta gorsza część piesełków :(. A kto lubi Aikena... on jest podejrzany! To wszystko jego sprawka!
UsuńHehe a proszę bardzo, nie bez powodu chyba koleżanka stwierdziła, że mi nic nie umknie :D. Chociaż przy moich tekstach mi umyka :(