I
|
m bliżej pełni, tym bardziej
Remus się denerwował. Od miesięcy Huncwoci nie wywinęli żadnego numeru, więc
postanowili wreszcie o sobie przypomnieć. Podczas ostatniego wypadu do
Hogsmeade Syriusz i James kupili zapas łajnobomb, natomiast Peter wraz z Remusem
zajęli się organizacją pergaminu oraz piór. Cannie udało się ubłagać Hagrida – boczącego
się na Huncwotów o to, że rzadko go odwiedzali – i wreszcie byli gotowi.
Remus nie
potrafił odpędzić nękającego go strachu, który wraz ze wściekłością narastał w
nim z każdym dniem. Zawsze zbliżające się pełnie sprawiały, że stawał się
nerwowy, że złościł się bez powodu i zupełnie nie mógł nic na to poradzić.
Czuł, jakby ktoś przejmował nad nim kontrolę, jakby bestia zagrabiała coraz
większe części jego życia, a to budziło w nim obezwładniający lęk.
Jedynym, co
ostatnio go cieszyło, były odwołane zajęcia z obrony przed czarną magią. Co
prawda SUM-y miały się odbyć w ciągu kilku najbliższych tygodni, ale większość
materiału zdążyli powtórzyć. Po szkole krążyła plotka, że choroba Aikena – o
której mówiło się na początku roku – przybrała na sile i nie pozwala mu już
prowadzić lekcji. Remus nie potrafił w to uwierzyć, podejrzewał, że Aiken coś
planuje, choć nie wiedział co.
Po południu,
ledwie skończyła się ostatnia lekcja, Huncwoci przystąpili do realizacji planu.
James, Syriusz i Peter zabrali łajnobomby, by umieścić je w strategicznych
miejscach przy schodach wiodących do Wielkiej Sali. Aby wyjść wcześniej z
lekcji, Peter wypił eliksir wymiotny, a James i Syriusz pośpiesznie zaoferowali
pomoc przyjacielowi. Flitwick puścił całą trójkę bez dodatkowych pytań, choć
Remus dałby słowo, że – gdy Pettigrew przechodził koło nauczyciela zaklęć –
widział, jak różdżka maga drgnęła, jakby rzucono czar. Ledwie opuścili klasę, Peter
powinien przełknąć wywar powstrzymujący torsje. Po zastawieniu łajnobomb oraz
zamaskowaniu ich czarami kamuflującymi, James, Syriusz i Peter mieli udać się
do skrzydła szpitalnego i zagadać panią Cavani.
Wreszcie
zaklęcia dobiegły końca. Remus oraz Cannie szybko zgarnęli swoje rzeczy do
toreb, a potem opuścili salę. Podążyli do końca korytarza, następnie na czwarte piętro, gdzie tuż za
węgłem stała stara, wiecznie śniedziejąca zbroja. Opuszczona przyłbica, wielka
tarcza z godłem Hogwartu oraz wciąż ostry miecz odróżniały ją od innych
pancernych strażników. Canicula westchnęła, krytycznie przypatrując się
rycerzowi. Wreszcie zaczęła badać dłońmi fakturę puklerza, a po chwili
natrafiła na miejsce, gdzie metal ustępował pod naciskiem. W końcu w ścianie
obok cegły rozstąpiły się, ukazując wąskie przejście, w którym bez zwłoki
zagłębili się Cannie wraz z Remusem.
– Nie znoszę
tego tunelu – mruknęła Canicula i potknęła się o wystający kamień. – Ugh, on
chyba też za mną nie przepada.
– Trzymaj
różdżkę trochę wyżej, będzie lepiej widać – odmruknął Remus.
– Dzięki, mamo
– burknęła Cannie.
Resztę drogi
pokonali w milczeniu. Remus nie miał ochoty na żarty, zbyt przejmował się
dzisiejszą pełnią, a nie chciał również odreagowywać niepokoju na Caniculi.
Tuż przed
wylotem tunelu zatrzymali się, uważnie przyglądając się strukturze cegieł.
Wreszcie Remus machnął różdżką, by ujawniła ukryty element i po chwili pojawiła
się nieduża mosiężna kołatka. Cannie zastukała lekko w mur, a jego część z
prawej strony zamigotała i zniknęła, ukazując niewielką wnękę, w której ukryto
dwa wypchane worki.
– No, miejmy nadzieję, że cierpliwie na nas
poczekają – powiedziała Cannie, uśmiechając się do Remusa.
– Wciąż mamy
dziesięć minut – przypomniał Remus, strząsając rękaw szaty. – Pójdę pierwszy.
– Prefekci
przodem.
Lupin
skrzywił się. Wolałby, gdyby Canicula nie przypominała mu o obowiązkach i
zasadach, które właśnie łamał. Pragnął zapomnieć o tym, że dziś ponownie będzie
musiał okłamać bliskie mu osoby, a dokonanie tego sprawiało mu trudność, zwłaszcza
gdy Cannie tak ufnie na niego patrzyła. Zdołał wykrzesać z siebie słaby uśmiech,
wiedział, że chciała dobrze.
Worki były
lekkie, więc bez problemu zarzucili je na plecy. Gdyby prowadzili je przed sobą
za pomocą różdżki, nie widzieliby, dokąd idą. Gdy dotarli do wyjścia z tunelu,
oboje przywarli do portretu, który znajdował się u wylotu. Słyszeli kroki
uczniów, więc cierpliwie czekali na odpowiednią chwilę. Wreszcie zapanowała
cisza i Remus delikatnie popchnął ramę obrazu, uchylając wyjścia.
Pierwsze
piętro świeciło pustkami, najwyraźniej mieszkańcy Hogwartu udali się na kolację
zgodnie z planem. Remus oraz Cannie znajdowali się na siódmym piętrze tuż przed
ogromną fioletową orchideą, która wypełniała korytarz wspaniałym słodkawym
zapachem. Roślina unosiła lekko liście i je opuszczała, zupełnie jakby właśnie
ucinała sobie drzemkę.
Remus
podciągnął rękaw szaty, spoglądając na zegarek. Wreszcie wskazówka magicznego
czasomierza przesunęła się, a Cannie oraz Remus mruknęli ciche Depulso. Zaklęcia pomknęły do
niewielkich lusterek, odbijając się oraz mknąc w dół wielkich schodów, przy których
w strategicznych miejscach rozmieszczono ładunki z łajnobombami. Wtem z
niższych poziomów dało się słyszeć wściekły wrzask Filcha:
– Wy nicponie
przeklęte! Tym razem wam się nie upiecze! Jak słowo daję, zakuję wam te
cholerne łapska i powieszę do góry nogami u sufitu!
Tymczasem
Remus oraz Canicula skierowali różdżki na worki, przesunęli je na krawędź
schodów i wysypali całą ich zawartość do góry nogami. W dół poniosła się
mieszanka pociętych pergaminów oraz piór, którą potraktowano zaklęciem, dzięki jakiemu
niebywale skutecznie przylepiała się do mazi pozostawionej przez łajnobomby.
Jednak Lupin
wiedział, że nie będą mieli dość czasu na podziwianie efektów swoich działań. Chwycił
rękę Cannie, zaklęciem przesunął orchideę i skoczył wprost w tunel. Patrząc w
górę z zaskoczeniem dostrzegł, że kolejny czar trafił w roślinę, bo przejście
ponownie się zamknęło. A potem w szaleńczym tempie zjeżdżał w dół, niezręcznie
tuląc do siebie przeraźliwie piszczącą Cannie.
~*~
Do wieczora
Remus oraz Cannie przesiadywali u Hagrida, do którego przemknęli się zaraz po
spłataniu figla. Umykając tajnymi przejściami, wciąż słyszeli przeklinanie
Filcha i przeraźliwie miałczenie pani Norris, a to tylko motywowało ich do
szybszego opuszczenia zamku.
Hagrid
powitał ich z otwartymi ramionami, wiadrami herbaty oraz gotowym alibi. W niedużej
chatce na palenisku płonął ogień, a nad nim kołysał się kociołek z wodą. Młody
pies z trzema głowami leżał na kapie w kącie i drzemał, jednak – gdy tylko
dostrzegł przybyszów – zerwał się i rzucił do lizania. Wkrótce po nich pojawili
się James, Syriusz i Peter uśmiechnięci od ucha do ucha, choć ostatni wydawał
się dość blady.
– No, mam,
cholibka, nadzieję, że chociaż wyszedł wam ten żart, bo Peter coś nie za dobrze
wygląda. Herbatki? – zagaił Hagrid, przypatrując się Pettigrewowi.
– Wyszedł,
wyszedł – zaśmiał się Syriusz. – Żałujcie, że nie widzieliście miny Filcha, gdy
na nas wpadł pod skrzydłem, a pani Cavani powiedziała mu, że przez cały czas
byliśmy z nią. Nawet ta jego kocica była cała oblepiona pergaminem i piórami,
nie wspominając o tym, jak śmierdziała.
– No, tylko
następnym razem trzeba użyć jakiegoś innego eliksiru, bo Peter za nic nie mógł
przełknąć antidotum i rzygał, gdy podkładaliśmy łajnobomby i całą drogę do
skrzydła szpitalnego.
– Mówiłem
wam, dzieciaki, żebyście użyli zaklęcia. Coby łatwiej cofnąć efekty.
– Flitwick
chyba sprawdził, czy to nie jakieś usuwalne zaklęcie. Widziałem, jak drgnęła mu
różdżka, gdy chłopaki go mijali – wspomniał Remus, rzucając zaniepokojone
spojrzenie w stronę okna.
Niedługo
musiał udać się do pani Cavani, żeby ta odprowadziła go tunelem biegnącym pod Wierzbą
Bijącą do Wrzeszczącej Chaty. Hagrid uśmiechnął się porozumiewawczo w stronę
Remusa, próbując dodać mu otuchy.
– Znów musisz
jechać do mamuśki, prawda? Ale nie przejmuj się, na pewno jej się poprawi.
Hagrid
zagarnął Remusa swoim wielkim ramieniem i przycisnął do klatki piersiowej.
Lupin jęknął cicho, gdy poczuł, że zaczyna brakować mu powietrza, a wtedy
olbrzym go puścił.
– Hagridzie?
– zapytała Cannie, odsuwając się od jednej z głów psa, która uparcie chciała
polizać jej twarz. – Jesteś pewien, że wolno ci trzymać tego psa? Znaczy wiesz,
jest uroczy, ale…
– Ma trzy
głowy! – uradował się Syriusz. – Umie aportować? A jak rzucę mu trzy kijki,
przyniesie wszystkie?
– Moglibyśmy
go pożyczyć na kilka dni? – zainteresował się James, głaszcząc zwierzę po
jednej z szyi.
Hagrid
uśmiechnął się do Huncwotów i odpowiedział:
– Wicie,
chyba nie bardzo mogę go z wami puścić. Ale, jak będziecie mieć chwilkę, możemy
iść do Zakazanego Lasu i sprawdzić to aportowanie.
– Czyli masz
go nielegalnie? – upewnił się Remus, spoglądając, jak Cannie wreszcie się
poddała i została cała obśliniona.
– Hm, chyba
można tak powiedzieć.
– Świetnie! –
wykrzyknęli uradowani Syriusz oraz James.
– Chyba
częściej powinieneś gwarantować nam alibi – powiedziała uśmiechnięta Cannie,
odsuwając się od jednej z zaślinionych paszcz. – Ale nie chcę się spoufalać,
wiesz, Szczota mogłaby być zazdrosna.
– Jakoś w to
wątpię – markotnie mruknął Peter, a po chwili upił nieco hagridowej herbaty.
– Wybaczcie,
ale muszę iść – powiedział Remus, wstając i kierując się do drzwi. – Dziękuję
za pomoc oraz za herbatę, Hagridzie, ale naprawdę na mnie już czas.
– Się rozumie.
– Hagrid klepnął się po ogromnych udach, wstał i sięgnął po ciężkie futro z
norek. – Odprowadzę was do zamku, dzieciaki. Zaczyna się ściemniać, a nie
chciałbym, żebyście mieli jakieś kłopoty z mojego powodu.
Huncwoci
posłusznie wstali i razem z Cannie podążyli za gajowym. Mieli sporo szczęścia,
że towarzyszył im Hagrid, bo natknęli się na wciąż wściekłego Filcha, który co
prawda z siebie usunął fragmenty pergaminów oraz piór, jednak towarzysząca mu
kotka wciąż pozostawała nimi oblepiona. Niechybnie Filch złapałby całą piątkę i
zawlekł do jakiegokolwiek nauczyciela, żeby tym razem wreszcie ubłagać
uruchomienie starych łańcuchów, które przetrzymywał w swojej kanciapie, ale Hagrid
skutecznie odwiódł woźnego od wszelkich prób ukarania przyjaciół i przy okazji
zapewnił, że żaden z Huncwotów ani Cannie nie mogli wywinąć mu numeru.
– Słuchaj,
Filch – kontynuował tyradę Hagrid. – Pani Cavani i ja byliśmy z dzieciakami,
kiedy ktoś spuścił to coś na tę twoją kocicę, a chyba nie sugerujesz, że mogli
przebywać w dwóch miejscach jednocześnie, co?
– Nie, ale…
– Będziesz nas posądzał o kłamstwo? – groźnie zapytał
Hagrid, pochyliwszy się lekko w stronę woźnego.
Filch jakby
skurczył się w sobie, rozglądając się na boki, jednak korytarz o tej porze był
pusty. Wreszcie półgębkiem wymruczał przeprosiny i czym prędzej oddalił się od
olbrzyma, choć nie potrafił się powstrzymać przed kilkukrotnym obejrzeniem
przez ramię.
– Dzięki,
Hagridzie, jesteś wielki – powiedział James.
– Nie ma
sprawy, ale lepiej już zmykajcie.
Pożegnali
Hagrida, a później poszli do wieży Gryffindoru. Remus czuł się coraz gorzej,
jednak dla zachowania pozorów udał, że zabiera kilka najpotrzebniejszych rzeczy
na wyjazd do chorej matki. Gdy wreszcie pożegnali Cannie, odczekali, aż
dziewczyna odejdzie do swojego dormitorium, a następnie, ukrywszy pod
peleryną-niewidką, mieli podążyć do Wrzeszczącej Chaty. Remus opuścił
przyjaciół, zmierzając do skrzydła szpitalnego.
Pani Cavani
czekała na Lupina, chodząc od drzwi do drzwi i aż podskoczyła, widząc go.
– Niepokoiłam
się – skarciła go, a potem dodała zaniepokojona: – Jest już późno. Wypij to, powinno
trochę opóźnić przemianę, jednak nie na długo.
Remus
posłusznie wypił zielonkawy eliksir o gorzkim smaku, jednak napar nieco stępił
mu zmysły.
Latem słońce
zachodziło późno, lecz prefekci mieli za zadanie sprawdzić wszystkie korytarze
i surowo ukarać maruderów. Jedynie Lupin zwykle trzy razy w miesiącu był
zwalniany z tego obowiązku. Remus nieraz zastanawiał się, czy przed jego
pojawieniem się w szkole również tak sumiennie pilnowano, żeby uczniowie
znajdowali się w dormitoriach o wyznaczonej porze.
To dziwne, że nikt nie pytał, dlaczego
zasadzono Bijącą Wierzbę, pomyślał Remus. A w końcu to podejrzane, bo niby po co na terenie szkoły potencjalnie
niebezpieczne drzewo? W dodatku w ciągu roku szkolnego co najmniej raz w
miesiącu wyjeżdżam do mamy. Jak mogli się nie domyślić? Przecież wszyscy
powinni już mnie przejrzeć! Tak jak ja przejrzałem Aikena.
Byli już na
błoniach, ale Remus – gdy się odwrócił – mógł zobaczyć, że okna w gabinecie
nauczyciela obrony przed czarną magią pozostawały zasłonięte. W ustach wciąż
czuł cierpki posmak.
Pani Cavani
jak zawsze dotknęła kory Wierzby Bijącej w odpowiednim miejscu, co zatrzymało
drzewo przebierające gałęziami na widok ludzi. Przemknęli pod zdrętwiałymi
konarami, a Remus poczuł, że działanie eliksiru słabnie. Lupin znów miał
bardziej zwierzęce niż ludzkie zmysły, na czoło wstąpił mu pot, a mięśnie
zaczynały palić żywym ogniem. Starał się opóźnić przemianę jak tylko mógł, co
wymagało od niego nadludzkich wysiłków.
Gdy znalazł
się we wnętrzu Wrzeszczącej Chaty, pani Cavani pośpiesznie zatrzasnęła za sobą
drzwi. Kiedy była blisko, słyszał, jak szybko biło jej serce, udzielała mu się
narastająca w niej panika. Nie winił jej za to, zresztą nawet nie miał do tego
prawa. Słaniając się na nogach w bezskutecznej walce z bestią, próbował dotrzeć
do łóżka, jednak upadł tuż przed nim. Głową uderzył o kant mebla i poczuł
pulsujący ból, o którym wkrótce zapomniał wobec przejmującego skurczu mięśni.
Zwinął się w kłębek, próbując złapać oddech, jednak niemal natychmiast tego
pożałował. Zgięte kończyny rozprostowały się gwałtownie, a w pomieszczeniu głuchym
echem potoczył się trzask łamanych oraz przestawiających się kości. Remus
wrzasnął przeraźliwie, a wibrujący wściekle dźwięk ranił wrażliwe uszy, więc
natychmiast zamilkł. Mięśnie wreszcie rozkurczyły się, przynosząc krótkotrwałą
ulgę, bo wtem skóra zapiekła żywym ogniem i zaczęły ją pokrywać krótkie czarne
włosy.
Nie mam siły, resztką sił pomyślał
Lupin, dysząc ciężko. Dość, błagam.
Długo leżał
na brudnej posadzce, wijąc się w kolejnych spazmach bólu, aż wreszcie przemiana
się dokonała. Na początku nie rozumiał, dlaczego wciąż przepycha się z bestią,
dlaczego jest świadom jej poczynań. Wreszcie w ciemności dostrzegł ruch,
usłyszał miękkie uderzanie łap, a następnie tupot dużego zwierzęcia.
Nieufnie
podniósł łeb, przypatrując się towarzyszom. Warknął rozeźlony, a następnie
skulił się w kącie, nie chcąc mierzyć się z liczniejszymi przeciwnikami. Gdy
podszedł do niego jeleń, wyciągnął przed siebie łapę, by odpędzić go od siebie.
Rogacz usłuchał, chociaż za chwilę spróbował ponownie. Wilkołak poczuł na swojej
łapie coś mokrego, a gdy spojrzał na nią, ujrzał czarnego psa, który
zapamiętale go lizał. Sierści kundla uczepił się gryzoń, mocno wtulając weń
różowy nosek. Wreszcie wilkołak z pewnym wahaniem wysunął się z kąta i powoli
się wyprostował, lecz wciąż pozostawał czujny. Z niechęcią pozwolił zbliżyć się
jeleniowi, który entuzjastycznie otarł się o niego i wesoło podskoczył.
Choć stać go
było jedynie na tolerowanie nieznajomych towarzyszy, pełnia minęła znacznie
znośniej niż zazwyczaj. Nie miał ochoty gryźć i demolować wszystkiego wokół, bo
zbyt pochłonięty był obcymi osobnikami, a w końcu zauważył, że może stworzyć
stado. Co prawda dość dziwne, ale stado. Wreszcie nie musiał pozostawać
samotnym.
Rankiem
ponownie zawładnęło nim przejmujące tępiące zmysły cierpienie, wypełniając je
przerażającym bólem, który zdawał się nie mieć końca. W pobliżu słyszał inne,
starającego się do niego podejść, zwierzęta, jednak zbyt intensywnie wił się na
podłodze, by im się udało.
Nie zauważył,
kiedy wyszli, ale gdy doszedł do siebie, przy nim już znajdowała się Candora
Cavani z fiolką eliksiru i kocem pod ręką.
~*~
Huncwoci nie
powiedzieli Remusowi zbyt wiele o pełni. Żartowali o tym, że nie był zbyt
rozmowny i że się zawiedli, bo myśleli, że większy z niego kudłacz. James i
Syriusz starali się obrócić wszystko w żart, jednak zauważenie, jak bardzo wysilają się na
wszystkie te dowcipy, nie stanowiło problemu. Tymczasem Peter nie chciał napomknąć
słowem o ostatniej nocy, na jej wspomnienie bladł i markotniał, natychmiast spuszczając
głowę. Remus uznał, że nie warto powtarzać tego eksperymentu, jednak
przyjaciele zgodnie twierdzili, że byli zwyczajnie zaskoczeni, że nie
spodziewali się „czegoś takiego”.
Ostatnie
lekcje przed sumami obfitowały w rady nauczycieli co do formy egzaminu oraz
opanowania podczas wykonywania jakichkolwiek czynności. Mówili, jak niejeden
czarodziej zawalił sprawdzian jedynie ze względu na stres. Uczniowie usłyszeli
również o tym, aby sprawiać dobre wrażenie – pewność siebie często potrafiła
zdziałać więcej niż jakikolwiek amulet na szczęście. Pouczono ich o tym, by nie
próbowali używać wspomagaczy oraz ściąg, bo będzie to surowo karane, a egzamin
zostanie powtórzony.
Udając się na
obronę przed czarną magią, niemal wszyscy z rocznika Huncwotów byli przekonani,
że ponownie dostaną wiadomość o odwołaniu zajęć. Ku swojemu najwyższemu
zdumieniu, zauważyli czekającego już na nich w klasie Charlesa Aikena wraz z postawnym
czarodziejem o sumiastych wąsach oraz pokaźnej brodzie.
Remus
przyjrzał się Aikenowi wnikliwie i spostrzegł, że nauczyciel faktycznie nie
miał ostatnio najlepszych dni. Pod oczami belfra rysowały się głębokie cienie,
policzki jakby się zapadły, a twarz z bladej stała się sinawa. Siedział przy
katedrze, wsparłszy o nią rękę, na której opierał głowę. Wydawał się potwornie
zmęczony i nawet pomimo wciąż wyostrzonego przez pełnię słuchu Remus ledwie
słyszał, co Aiken szepce. Za to bardzo wyraźnie było słychać tubalny głos jego
towarzysza.
– Charlie,
mówiłem ci, że nie musisz się fatygować. – Głos czarodzieja wydawał się
Remusowi znajomy, jednak przybysz stał tyłem do uczniów, najwyraźniej nie
przejmując się otwartymi drzwiami. – Wizyta w Hogwarcie to dla mnie
przyjemność. Wiesz, Mozzie, to moja stara przyjaciółka, ale na pewno pamiętasz,
prawda?
– Jeszcze
pamiętam, ale nie… – Aiken zamilkł i zamknął oczy, dopiero po chwili podjął
dalej: – … nie wiem na jak długo. Gdybym miał ten ekstrakt… – westchnął, a
potem powiedział coś tak cicho, że Remus nie dosłyszał. – Nie warto gdybać,
prawda? – zakończył Aiken i z trudem dźwignął się z fotela.
– O, jednak
będzie lekcja – powiedział James, przypatrując się nauczycielowi. – A ten drugi
to kto?
– Aiken nie
wygląda zbyt dobrze – dodał Syriusz, marszcząc czoło. – Może skołował kogoś na
zastępstwo?
– Na ostatnią
lekcję? – zapytała Cannie. – A w ogóle wy też nie wyglądacie najlepiej. Coście wczoraj
takiego robili? Tylko nie opowiadajcie bajek na temat tego, jak to strasznie
zakuwaliście po nocach.
– Tajemnica
huncwota! – zakrzyknął James, udając przy tym, że salutuje.
– Zapraszam wszystkich
– powiedział stojący obok drzwi Aiken i wykonując dłonią zapraszający gest. –
Wiem, że przyzwyczailiście się do tego, że nie ma zajęć, ale na koniec jeszcze
trochę was pomęczę.
Charles Aiken
nigdy nie mówił zbyt głośno, jednak tym razem usłyszeli go tylko ci, którzy
stali blisko. Wśród uczniów poniosły się zdziwione szepty, ale w końcu
posłusznie weszli do klasy, z tradycyjnym szuraniem zajmując swoje miejsca.
Aiken wrócił za katedrę, gdzie ponownie usiadł i złożył głowę na złączonych
palcach.
– Dzisiejsza
lekcja będzie podsumowaniem tego, czego nauczyliście się w ciągu pięcioletniego
toku nauczania – podjął Aiken, który musiał użyć zaklęcia Sonorus, bo nagle jego głos stał się znacznie donośniejszy. –
Poprosiłem o przyjazd mojego dawnego znajomego, Banila Assura. Banil służy w
Newry, gdzie zajmuje się inwigilacją mugolskiej placówki wojskowej. Ponadto
może wam opowiedzieć o zawodzie aurora, jaki to zna od podszewki.
Banil Assur
uśmiechnął się do uczniów spod wielkich wąsów, podrapał łysą głowę, spojrzał
nieco niepewnie na Aikena i wreszcie zabrał się za prowadzenie lekcji.
Opowiadał o kilku ciekawszych przypadkach w swojej aurorskiej karierze, a
następnie zachęcił do pokazania, czego się nauczyli. Z chęcią stoczył kilka
krótkich pojedynków, choć każdy z łatwością dostrzegł, że daje im fory.
Natomiast Remus zauważył, że Assur często z niepokojem spogląda na Aikena,
który przez cały czas siedział przy katedrze i powoli pił śmierdzący czosnkiem
napar. Remus nie potrafił stwierdzić, dlaczego Assur nie nakaże Aikenowi wrócić
do pokoju i odchorować, zamiast męczyć się tutaj. W dodatku, gdy Remus widział,
co dzieje się z Aikenem, coraz bardziej obawiał się swojej przyszłości.
– No dobrze,
a teraz ostatnie pytanie – powiedział Assur, unosząc spojrzenie znad zegarka.
– Dlaczego,
gdy czarodziej ginie w wypadku, mugol nie staje przed czarodziejskim wymiarem
sprawiedliwości? – zapytała Ciriana, a siedząca obok niej Margarita Reverte
prychnęła z niesmakiem.
Banil zawahał
się zanim odpowiedział, zupełnie jakby coś mu się przypomniało. Choć nawet, gdy
opowiadał o swoich aurorskich przygodach, nie opuszczał go dobry humor, teraz
mina mu zrzedła. Mimo to odpowiedział, siląc się na lekki ton:
– Ponieważ
wiązałoby się to ze złamaniem Międzynarodowego Kodeksu Tajności, a nikt nie ma
na to ochoty, bo musielibyśmy mieć szereg dokumentów, które wykazywałyby, że
skazanie mugola przez mugolski wymiar sprawiedliwości było niemożliwe. W
praktyce niemal niewykonalnym jest zdobycie wszystkich tych papierków, więc
zdajemy się na mugolskie sądy. Obecnie wielu czarodziejów ginie w mugolskich
wypadkach i rodziny ofiar często chcą, aby sprawców osądzili czarodzieje, bo
mają ich za bardziej kompetentnych. Oczywiście takie myślenie jest krzywdzące i
mam nadzieję, że stać was na wzniesienie się ponad przekonania większości.
– A co z
tymi, którzy zginęli zamachach? – zainteresował się Avery, krytycznie
przypatrując się Assurowi.
– W każdym
społeczeństwie pojawiają się jednostki z problemami psychicznymi, jednostki, które
trudno kontrolować, ale nie znaczy to, że powinniśmy je likwidować – cicho odezwał
się Aiken. – Jeżeli zaczniemy ingerować w życie mugoli, osądzać ich podług
własnych praw, wkrótce okaże się, że znajdzie się kilku lawirantów, a oni
pewnego dnia wykorzystają luki prawne i uczynią z nich swe sługi.
– Dzięki,
Charlie – powiedział Banil, westchnął i podjął ponownie. – Trzy lata temu w
jednym z mugolskich zamachów zginął mój partner. Nieraz zdarzyło nam się
mierzyć z niebezpiecznymi czarodziejami, ale zawsze jakoś się udawało. Miał
dzień wolny, poszedł do kawiarni, gdzie chciał się spotkać z narzeczoną.
Spóźniła się, zobaczyła gruz, pył i okrwawionych ludzi wzywających pomocy. Na
pogrzebie sam chciałem dopaść jakiegoś mugola, pokazać mu… Ale w końcu
zrozumiałem, że nie mogę winy kilku wariatów przypisywać całej społeczności.
– Więc lepiej
pozwolić tym „kilku wariatom” biegać po ulicy? – zakpił Sarin Avery. – Co jakiś
czas słychać, jak jakiś więzień uciekł z mugolskiej paki.
– Zdarza się,
że aurorom również umykają podejrzani – upomniał Banil Assur. – Kto wie, może
pewnego dnia komuś uda się zwiać z Azkabanu? Nie ma więzień doskonałych.
– Dementorzy
nie pozwolą nikomu uciec – hardo stwierdził Soman Avery.
– Czyżby? –
ponownie wtrącił się Aiken. – W czarodziejskim świecie istnieją istoty, które
potrafią stłamsić swoje uczucia, sumienie, a nawet człowieczeństwo. – Aiken
przymknął na chwilę oczy i dopiero po dłuższej chwili podjął ponownie: –
Dementorzy są drapieżnikami żerującymi na pozytywnych wspomnieniach. Ale co,
gdy postrzeganie skazanego jest zaburzone, gdy wszystkie wydarzenia wydają się
nijakie?
Charles Aiken
chciał wstać, jednak zamiast tego upadł. Remus słyszał, jak nauczyciel
charczał, próbując złapać oddech. Banil Assur podbiegł do Aikena i odciągnął
jego dłoń, która zacisnęła się na gardle, tworząc szybko ciemniejące sińce.
Assur przełożył sobie ramię Aikena za szyją, podtrzymując go w pasie drugą ręką
i ruszył w kierunku wyjścia.
Nie prościej użyć zaklęcia?, zastanawiał
się Remus, wychodząc z sali. Znacznie
szybciej dotarłby do skrzydła szpitalnego i Aiken szybciej otrzymałby pomoc. Po
co wlec go całą drogę?
~*~
Nauczyciele
nie byli skorzy do wyjaśnienia, na co chorował Aiken, a Remus im się nie dziwił.
Jedynym, czego się dowiedzieli, pozostawał fakt, że Aiken pod opieką pani
Cavani poczuł się lepiej i został przeniesiony do swojego pokoju. Niektórzy
plotkowali, że opiekę nad nim sprawował Kattleburn, bo niezwykle często
pojawiał się pod gabinetem profesora obrony przed czarną magią.
Jednak
Huncwoci musieli się skupić na zaliczeniu SUM-ów. Dni mijały im szybko na
powtarzaniu materiału, a Filchowi na poszukiwaniach winnych obsmarowania pani
Norris. Okazało się, że kotka nie wyrażała najmniejszej ochoty na kąpiel w
odpowiednim roztworze, a woźny nie miał serca jej zmuszać. Być może wciąż
liczył, że któryś z nauczycieli wpadnie na lepszy pomysł, ale nawet jeżeli tak
było, przeliczył się.
Widząc
pytania na SUM-ie z obrony przed czarną magią, Remus aż się wzdrygnął. Odnosił
nieprzyjemne wrażenie, że ktoś postanowił sobie z niego zadrwić, a rozmowa
przyjaciół jeszcze bardziej go zdenerwowała. Czasami chciał, żeby stali się
nieco odpowiedzialniejsi i nie mówili o wilkołactwie, gdy wilkołak szedł tuż obok
nich.
Usiedli pod
drzewem na skraju jeziora. Dzień był wyjątkowo słoneczny, więc na błoniach
wylegiwało się wielu hogwartczyków. Grupka dziewczyn siedziała w pobliżu,
mocząc nogi w płyciznach przy brzegu, więc James wyciągnął znicz i zaczął go
podrzucać. Remus wydobył z torby notatki z transmutacji, przygotowując się do
następnego egzaminu i wkrótce przestał zwracać uwagę na to, co robią jego
przyjaciele.
Wnet
usłyszał, jak padło hasło „Smarkerus” i zmarszczył brwi. Spodziewał się, co
wydarzy się za chwilę, jednak znów zdecydował się pozostać biernym. Nie
potrafiłby ukarać przyjaciół, więc miał nadzieję, że Snape zignoruje zaczepkę,
a Huncwoci szybko się znudzą.
Pobożne
życzenie. James i Syriusz wstali szybko, rzucili kilka zaklęć i zaczęli
podkpiwać ze Snape’a. Po chwili dołączył do nich również Peter, który
prawdopodobnie chciał mieć lepszy widok. Remus zacisnął mocno zęby, pragnąc
znaleźć się w innym miejscu. Wtem pojawiła się Lily Evans. James nie ważyłby
się użyć wobec niej zaklęcia i Remus miał szczerą nadzieję, że jej obecność
położy kres przedstawieniu. James rzucił żart i ponownie rozległy się śmiechy,
które nie rozbawiły Lupina. Po kolejnej uwadze cierpliwość Snape’a została
wyczerpana. Remus rozumiał, że Severus był wściekły, ale powinien zdawać sobie
sprawę, że nazwanie kogokolwiek szlamą nie jest dobrym pomysłem.
Wreszcie
Remus odłożył książkę na bok i wstał. Obrażona i zaczerwieniona ze złości Lily
chłodno odpowiedziała Snape’owi. James
chciał ją przeprosić, jednak wtedy wyrzuciła mu, jak bzdurnie zachowuje się w
obecności innych oraz odeszła.
– Coś mnie
ominęło? – zapytała Cannie, która nagle pojawiła się przy Lupinie.
– Kto chce
zobaczyć, jak ściągam Smarkerusowi gacie? – zapytał James, Snape wisiał w
powietrzu do góry nogami, próbując zakryć szare majtki.
– Ani się
waż, Jim! – krzyknęła Canicula. – Nie chcę mieć urazu psychicznego do końca
życia! – dodała, a zgromadzeni gapie zaśmiali się.
– W sumie
racja – mruknął James i cofnął zaklęcie.
Remus Lupin w
duchu dziękował Cannie za pojawienie się.
Zacznę od tego, że śniło mi się dzisiaj, że zostałam wilkołakiem - nie wiem, może wyczułam podświadomie, że zbliża się rozdział?... ;)
OdpowiedzUsuńAle wracając do bloga: świetny pomysł na kawał! Matko, nie wyobrażam sobie jak tam musiało cuchnąć... I jeszcze Pani Norris łażąca wszędzie i ocierająca się o ściany, Filcha i całą resztę... Genialny pomysł ;D
Fajnie opisałaś te przygotowania do przemiany i sam jej moment - ten ból Remusa i te uczucia gdy pojawili się Huncwoci. Aż mi się cieplej na sercu zrobiło i pomyślałam: Aww, jak fajnie, że przyjaciele z nim są :)
Aiken, Aiken, Aiken. Kurczę, jednocześnie kocham i nienawidzę gdy nie mam pojęcia kim (lub czym) tak naprawdę jest dany bohater. I tutaj jest dokładnie tak samo. Zaczynałam go podejrzewać o bycie wampirem, a teraz mi tu z tym czosnkiem wyskakujesz... A może on jest po prostu na coś chory?... A idź Ty, nic już nie wiem! ;P
Fajnie w końcu przeczytać tę sytuację z innej perspektywy i to z perspektywy Remusa. W wielu fanfikach (a nawet mam wrażenie, że w samej oryginalnej serii) jest on ciut pomijany, a Ty zdecydowałaś się na jego punkt widzenia akurat po pamiętnych SUMach. Plus, duży plus.
Ostatnie zdanie cudowne, bardzo mi się podoba!
Nadużywam słowa "fajnie", ale co zrobić skoro piszesz tak... tak fajnie po prostu ;D
Pozdrawiam!
Wykształcił ci się siódmy zmysł wykrywający nowe rozdziały :D.
UsuńTo był pomysł na ostatnią chwilę, a w zasadzie nawet przez przypadek, więc jestem trochę zaskoczona, że się podoba (ale i mnie to też cieszy xD).
Dziękuję ;).
To drugie pojawienie się czosnku :P. Więc lepiej obstaw swój typ, bo w następnym rozdziale prawda wyjdzie na jaw.
Remus dostał tam narrację, bo starał się wszystko ignorować, więc mogłam sporo pominąć. A chciałam pominąć, żeby nie przepisywać książki.
A ja mam fajnych czytelników :D.
Pozdrawiam ;)
Matko, gdybyś tylko widziała jaką podjarę miałam jak przeczytałam, że "w następnym rozdziale prawda wyjdzie na jaw". Zaczęłam skakać na krześle i wskazywać nie wiadomo komu Twój komentarz, prawie piszcząc... Dobrze, że nikogo nie było w domu ;)
UsuńAww, miło się zrobiło ;D
Kiedyś już mówiłam, w którym rozdziale prawda na temat Aikena zostanie ujawniona, ale to było tak daaawno temu, że nie dziwię się, że nikt nie pamięta. Cóż, nie wiem, kiedy następny rozdział, bo ostatnio zupełnie nie mam czasu na pisanie i jest klops.
UsuńTaka prawda ;)
Pierwsze, co mam do powiedzenia, to przede wszystkim to, że ten rozdział był zdecydowanie za krótki. Tak dobrze się go czytało, że nawet nie wiem, kiedy go pochłonęłam w całości. Czytam sobie, czytam, rozpływam się nad samym faktem, że jest tyle Remusa i nagle co?
OdpowiedzUsuń...no kurna koniec. :<
Żądam więcej!
Niemniej, bardzo podobał mi się nowy kawał. Jak zwykle wywołałaś na początku pełne oczekiwania napięcie. Człowiek czyta i cały czas się zastanawia, co też oni znowu mogli wykombinować? Za co oczywiście kocham cię bezgranicznie, bo gdyby wszystko było takie jasne i oczywiste od samego początku, to nie byłoby to takie ciekawe. W ogóle, cała ta akacja przebiegła według mnie pięknie i gładko. No i pomysł z alibi też świetny ;p
Cieszę się też niezmiernie, że huncwoci znowu połączyli siły z Cannie, a na moment kiedy Remek złapał ją za rękę i razem zjechali tym tunelem czekałam chyba od początku opowiadania <3 (mniej więcej)
No i genialnie opisałaś przemianę Remusa, jak zwykle zresztą. Aż mnie wszystko rozbolało, jak to czytałam. ;_;
Nad tym kim jest Aiken i czy teoria Remka jest poprawna nie mam co się zastanawiać, bo nie jestem dobra w te klocki. Poczekam więc grzecznie na rozwiązanie zagadki, umierając w tym czasie z podekscytowania i niepewności. xD
Jedyne czego mi brakowało, to jakiegoś szerszego nawiązania do kanonu w końcówce rozdziału. Mam na myśli te pytania na SUM'ach i później całą akcję ze Snapem. Te dwie sytuacje wydały mi się jakieś takie zbyt skrótowe. Brakowało mi w nich dialogów :<
Ale poza tym jak zwykle bosko. <3
Pozdrawiam,
Cudowronek
Idź ty, rozdział jest jednym z dłuższych! Nie wiem, jak to się dzieje, że nigdy nie słyszę, że rozdziały są dłuższe chociaż mają coraz więcej słów…
UsuńHehe, gdybym mówiła, na czym polega kawał, nie pokazałabym jego realizacji :P. Albo realizacja by padła. W każdym razie bardzo mi miło, że udaje mi się jeszcze was zaskakiwać.
… chyba lepiej się nie przyznawać, że Remus trochę przez przypadek skończył w drużynie z Cannie.
Ech, w następnym rozdziale wyjdzie szydło z worka, więc spokojnie możesz rozważyć swój typ bo odpowiedź już blisko. Jestem bardzo ciekawa, ile osób mi napisze: podejrzewałam od samego początku.
Wiem, że są skrótowe, ale naprawdę nie chciałam przepisywać książki (a nie mogłabym użyć innych dialogów). Wolę, żeby każdy, kto ma ochotę, spojrzał sobie do piątego tomu i przeczytał, jeżeli chce mieć pełniejszy obraz. W ogóle najchętniej pominęłabym tę scenkę, ale za bardzo rzutuje na bohaterów, żebym mogła sobie na to pozwolić.
Pozdrawiam :D
Ależ ja widzę, że są coraz dłuższe i jestem ci za to bardzo wdzięczna... Nic jednak nie poradzę na to, że jak długi by nie był ten rozdział, po przeczytaniu zawsze zostaje niedosyt...
UsuńNie przyznawaj się, pozwól mi myśleć, że tak miało być. :<
Omg, w takim razie teraz jeszcze bardziej nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Najgorsze, że nie wiem na ile misterna jesteś i jak skomplikowane może być rozwiązanie. Czuję, że obstawię coś zupełnie nieprawdopodobnego, a to okaże się takim banałem, albo na odwrót...
No, no, rozumiem. Chociaż i tak obstaję przy swoim, że przyjemniej by się je czytało, gdyby były nieco bardziej rozwinięte. Ale to szczegół. :P
Kurczę, muszę napisać jakiś hiper nudny rozdział o leżeniu na łące i wszyscy będą przesyceni :P.
UsuńOk ^^.
Hehe, nie podpowiem, ale na trop mojego najbardziej misternego planu na razie nikt nie wpadł ^^. Przecież nic się nie stanie, jeżeli spudłujesz - głowy nikt nie urwie, czy coś...
Bleh, jak ja nie lubię tej sceny. Ale rzucę okiem, może niechęć trochę mi przejdzie i jakoś ją doprowadzę do porządku.
Czas, Boru liściasty, kupcie mi cas ._.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam te rozdział w momencie, w którym go opublikowałaś (miałam nosa :D), ale całkiem nie było czasu, by go skomentować, a jak zaczęłam odkładać, to... wiadomo, jak to wtedy wychodzi .-. Także ten.
Strasznie podobała mi się cała akcja z wkręcaniem Filcha i ten ton Hagrida „uważasz nas za kłamców?” był tak wspaniałym akcentem podkreślającym przyjaźń półolbrzyma z Huncwotami! A fragment, jakoby Lupin niezgrabnie obejmował Cannie, gdy sunęli razem tunelem, skradł moje serce ♥ Poproszę więcej fanservisu :D
Tylko ta książkowa scena mi się średnio podobała, bo była strasznie sucha i, jakby nie patrzeć, wcale nie opowiedziana. Mam rozumieć, że dopiero gdy będzie coś z perspektywy Jamesa lub Syriusza, rozwiniesz ten wątek?
Właśnie! Co z Syriuszem i Ciri @.@ Ja ich potrzebuję. Niech oni się pogodzą, proszę...
I tak to jest, jak komentujesz po długim czasie - całkiem nie wiem, co chciałam jeszcze napisać ._. Jak sobie przypomną, to skomentuję.
Pozdrawiam, Niah.
Też bym kupiła, ale nie znalazłam jeszcze sklepu, niestety.
UsuńAch, mam sporo do nadrobienia, ale w tygodniu raczej nie będę mieć czasu, więc cóż - oczekuj mnie w weekend ;).
Miałam przeczucie, że akurat ten tekst się spodoba (ja również go lubię). Ale ostatnio strasznie zaniedbałam Hagrida - normalnie wstyd, ale nie znalazło się dla niego miejsce. Lupin i Cannie to akurat raczej dzieło przypadku niż fanservice... Naprawdę nie wiem, jak to się dzieje, że sama kieruję was na trop romansu między nimi.
Ech, też jej nie lubię. Jest to wina tego, że nie bardzo mogę tę scenę przepisać, a nie mam ochoty na cytowanie tak dużego fragmentu książki. W perspektywie Jamesa ta scena na pewno znajdzie większe odzwierciedlenie, ale nie zamierzam jej opisywać dokładniej.
Cóż - rozeszli się. Syriuszowi już trochę przeszedł foch, więc jakoś niedługo powinnam wziąć się za przypomnienie o Ciri, ale jakoś nie pamiętam, kiedy wypada rozdział Syriusza... kochana skleroza.
Znam ten ból, oj znam :P.
Pozdrawiam ;)
Może Allegro będzie coś wiedziało w tej kwestii ;P
UsuńJa mam tak ułożone zajęcia, że jak wracam, to na nic mi czasu nie starcza i od dwóch tygodni niczego nie napisałam. Czuję się z tym tak potwornie ._. ale przynajmniej się na egzamin państwowy z prawka zapisałam, więc to jest jakiś progres.
Czas antenowy rządzi się własnymi sprawami. Niby nie ma zbyt dużo bohaterów, ale gdy przychodzi co do czego, człowiek by wcisnął coś to tu, to tam i nie ma miejsca ;_; Ja chyba sobie zrobię teraz wstęp do relacji między bohaterami, bo później tego nie będzie jak podpiąć...
To jest właśnie najgorsze w scenach książkowych - przepisać nie bardzo, zmienić też się jakoś nie da i człowiek zostaje z ręką w nocniku, jak nie chce pójść po najmniejszej linii oporu.
To niech ich wątek się pojawi... kiedyś tam, przelotnie, znowu. Proszę?
Pozdrawiam, Niah.
Haha, myślisz, że jakiś samobójca sprzedaje czas, jaki mu pozostał?
UsuńBleh, mam poszatkowany plan, dwie prezentacje, kilka sprawozdań i grzebanie w literaturze na głowie - aż mi niedobrze. Ale dzisiaj się zawzięłam i napisałam cały rozdział! Powodzenia przy zdawaniu, trzymam kciuki ;).
Jeżeli przez zbyt dużo rozumiesz coś koło setki, to tak bohaterów nie ma zbyt dużo :P. Przecie ty zawsze masz miejsce, bo rozwaliłaś chronologię ^^.
Najgorsze to jest to, że tę scenę budowały głównie dialogi, a ich to już zupełnie nie mogę zmieniać, więc wychodzi taki suchar, chlip.
Ciri jest w następnym rozdziale i trochę Syriusz o nich bąka. Być będzie, ale to musi być rozdział Syriusza, a ten na razie go nie dostanie, bo potrzebuję kogoś innego.
Może, może... kto wie?
UsuńWidzę, że nie tylko u mnie dziwacznie ustalają te zajęcia :D Trochę mi lepiej.
Nie. Jak jest tak do dwudziestu, trzydziestu ogółem, to się jeszcze ogarnia. Bo są główni, ich znajomi, nauczyciele, rodzice i to się tak zbiera, ale dalej człowiek wie, o kim mowa. Ale powyżej to już jakiś zamęt się tworzy ._.
No tak, tylko zawsze, gdy chcę iść z kopyta z fabułą, mam dziwne przeczucie, że niektórzy bohaterowie są niedopracowani i trzeba wracać. Ale chyba wrócę do wypisywania oddzielnych zdarzeń z różnych zdarzeń dotyczących jednej postaci w jednym poście, niż skupiania się na jednym okresie, bo to za długo schodzi.
Tyle szczęścia naraz :D
Chociaż fakt, że gdzieś mi tam wyrzucisz Syriusza za margines trochę zgrzyta, ale co tam.
Pozdrawiam, Niah.
Pozdrawiam, Niah.
Dziwacznie to mało powiedziane. Kocham te kilkugodzinne okienka...
UsuńHehehe, zgadnij, ile postaci przewinęło się przez Rant? Ostatnio zaczęłam liczyć i się zdziwiłam.
Zgubiłam się w tych zdarzeniach i ich opisywaniu :P. Chyba mózg już odmawia mi współpracy... No ale tak kiedyś dojdziemy z Bezruchem do głównej osi fabularnej?
A kto powiedział, że wyrzucę za margines? Przecie się pojawia, tylko nie robi za narratora (ale za to będzie zgrywał bohatera xD).
Ile pozdrowień! Ojej, to ja też pozdrawiam, pozdrawiam :D.
Ja to w sumie mam półtorej godziny zajęć, trzy godziny okienka i znów półtorej godziny zajęć, więc ta proporcja 1:1 w ogólnym rozrachunku średnio mnie napawa entuzjazmem...
UsuńStrzelam, że trzydzieści dwie albo trzydzieści pięć. Chociaż mogę się mylić, bo tam na zjeździe rodzinnym się dużo przewinęło...
Główna fabuła to tak naprawdę jest, bo w zamyśle to jest śmierć Oriona i to, co Regulus i Syriusz czują w związku z nią i co robią, więc ciężko powiedzieć, że jej nie ma, ale nie w pełnym wydaniu. Ale to tylko ta powierzchowna warstwa. Tej drugiej nie będę zdradzać, bo to spoiler :D
Ale on ma zawsze tak fajnie prowadzony wątek :D No ale niech będzie, niech sobie gwiazdorzy gdzieś drugoplanowo.
Nie wiem, skąd się wzięły ._. Ale nie żebym chciała Cię pozdrawiać mniej :P
Pozdrawiam, Niah.
Ja w ogóle mam różnie, a teraz jeszcze jakieś głupie wycieczki... ech. Ciesz się, że nie masz zajęć na rano, a później wieczorem :P.
UsuńHahaha, źle strzelasz. Pomyśl o drużynach quiddtcha, o rodzinach głównych bohaterów, typkach, co to pojawiają się raz na jakiś czas albo raz, no i o tych, których nazwiska się nie pojawiły, ale wspominani byli :P. 120, a nie liczyłam Nicka ani obrazów. I Stworka też pominęłam...
No właśnie o tą główną mi biega... Ostatnio wreszcie coś skapnęło o Orionie, a teraz znowu nico, chlip.
Jesteś uzależniona od Syriusza! Jego rozdział będzie dopiero po interze, więc musi zostać drugoplanowe gwiazdorzenie :P.
Hehe pozdrawiasz mnie podświadomie, albo to blogger też mnie pozdrawia :D.
Aż tak tragicznie nie jest, bo nie wiem, co wtedy zrobiłabym z wolnym czasem... Nie lubię działać pod presją.
UsuńKotu się zebrało na czułości i nie daje mi odpisać ._.
O Matyldo... Jaki ogrom @.@ Ale faktycznie, masz rację, o Quidditchu całkiem zapomniałam.
Ostatnio wpadłam na fajny pomysł odnośnie Oriona, taki mocno kontrowersyjny, ale myślę, że to będzie jednak najlepsze wyjście. Ale on się dopiero w zimie wydarzy, do tego czasu też coś ciekawego szykuję :D
No kurde, oczywiście, że jestem! Od wszystkich Blacków. Zadowoli mnie każdy z nich :D Ale Walburga i Syriusz chyba najbardziej.
Lepiej pozdrowić dwa razy niż wcale :P
Pozdrawiam, Niah.
Ojej masz kota ze sobą? Muszę wrócić do domu, żeby swojego zobaczyć, a wtedy i tak niezbyt mu śpieszno, żeby do mnie przyjść - ruda menda.
UsuńSama się zdziwiłam, bo obstawiałam gdzieś połowę tego. No i co teraz: jest zamęt czy nie? xD
Tak długo jak nie ma to nic wspólnego ze slashem każdą kontrowersję przywitam z radością :D.
Z uzależnieniami trzeba walczyć, a nie pielęgnować xD. Cóż Walburga pewnie zaliczy trochę dłuższe pojawienie się w niedalekiej przyszłości.
Prawda ;)
Mam. Wlazła mi na kolana, bo tak i jak już przekręciła mi śniadanie w żołądku od ugniatania to łaskawie się położyła i przestała zaciągać mój nowy sweter. Ale trochę mi jej brakuje, jak na tygodniu mieszkam w mieszkaniu :<
UsuńNie pamiętam tych mniej ważnych xD Czyli drużyn i tych ze zlotu rodzinnego.
Nah, w Bezruchu jest jeden wątek slashu, ale poboczny i raczej by pokazać, że faktycznie geje występują w historii, ale nie odgrywają zbyt wielkiej roli.
Ale ja mam do nich zbyt dużą słabość xD Czekam na Walburgę!
Pozdrawiam, Niah.
No właśnie mi też brakuje moich trzech mend :(.
UsuńTak myślałam :P. W drużynach sama pamiętam tylko co ważniejszych, a resztą podglądam ze ściągawki. Czasami wiem, o kogo mi chodzi, ale zupełnie nie mogę sobie przypomnieć jak się zwie...
To dobrze :D.
Narkomanie ty mój! <3
Ja czasem nie pamiętam imion co mniej charakterystycznych postaci xD Albo wymyślam jakiś randomów, a później do nich wracam :P
Usuń♥
Pozdrawiam, Niah.
Dzień dobry :). No cóż to za wielka przerwa, że Huncwoci nie wywinęli żadnego psikusa? No, ale tak... ostatnio uczyli się animagii, więc coś pochłonęło ich czas. Nie wierzę, żeby uczyli się do SUM-ów, przynajmniej nikt poza Remusem. Może Pete, bo on trochę bardziej obowiązkowy i potrzebuję więcej czasu do opanowania materiału, no ale nie wiem. W każdym razie jedno trzeba im przyznać, choć obrzydliwy kawał, to jednak potrafili uciec od bycia winnym. Jej, przypomniało mi się, jak szłam z psem w jedno miejsce, to zawsze się wytaplał w jakimś gównie i ciężko było go zmusić do mycia... ale to był moment, kiedy to była konieczność ;d. Chyba, że Filch tak samo lubi takie zapachy, jak Snape. Ciekawe czy on by się wtedy umył *myśli*. No chyba, że Snape tylko włosów nie myje. Tak mi się smutno zrobiło, jak Remus siedział tam taki samotny... Wydaję się być ogólnie takim spokojnym człowiekiem, ale czy lubi samotność? Chyba aż tak nie, żeby siedzieć samemu, kiedy czuje się tak okropnie. Jej, śmiać mi się chce, jak mam sobie wyobrazić, że np. mój przyjaciel zamieniłby się w jelenia. Jakoś nie bawi mnie zamiana w psa, ale w jelenia tak xD. Jej, takimi rogami dostać, to uhuhu. Myślałam, że już Aiken umarł... Może faktycznie ma to samo, co Remus, ale mam nadzieję, że w starszym wieku, nie będzie tego tak źle przechodził. Chociaż jakoś teraz tak myślę, że może coś innego w nim jest... inna przyczyna niż Remusa. Snape to cham i dobrze mu tak! Tak się zastanawiam, czy jak włosów nie myje, to znaczy, że też się nie przebiera? Nie no dobra, nie będę z niego robić takiego niechluja. Ale nie powinien tak mówić o przyjaciółce. Zastanawiam się czy to na pewno James ją chciał przeprosić tam pod koniec? Bardziej pasowałoby to do chęci Snape'a, że może zdał sobie sprawę, że powiedział coś w złości, pochopnie. Tylko nie wiem czemu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bry wieczór :D
UsuńAno mieli patronusy, animagię, kłócili się między sobą, trochę szpiegowali i próbowali się uczyć (ile można słuchać zrzędzenia Remusa?), więc trochę do roboty mieli.
Filch się umył, ale z pani Norris nie mógł tego zmyć, bo się przylepiło z futra i musiałby jej to futro wyrwać (dlatego potrzebował konsultacji jakiegoś czarodzieja).
Nie wiem, czy Snape się myje - nie wchodziłam mu pod prysznic :P.
Remus wybiera samotność, bo w ten sposób może się schować przed ludźmi, a on boi się otworzyć, ale to nie tak, że faktycznie lubi być sam.
Hehe, mam zamiar się pośmiać z tych rogów, bo mnie też strasznie to śmieszy :D.
Co jest z Aikenem będzie w następnym rozdziale, więc milczę zawzięcie.
Och, James chciał przeprosić, bo James chętnie przeprosi za błędy innych. Za swoje już niekoniecznie :P.
Pozdrawiam ;)
Czasami dobrze jest być betą i wiedzieć przed wszystkimi, co się stanie xD. I umierać wewnętrznie parę dni wcześniej. ;-;
OdpowiedzUsuń