W
|
alburga Black miała wiele
oczekiwań względem swych synów. Do podstawowych należało zwyczajnie bycie
Blackiem, czyli wręcz królem. Nie należało to jednak do rzeczy prostych, jak
mogłoby się wydawać. Konieczna była nauka manier – i tych przy stole, i tych względem
członków innych rodzin arystokrackich, co niektórym jednostkom sprawiało
wyjątkowe trudności. Lecz nie dotyczyło to synów Walburgi. Od najmłodszych lat
uczono dzieci genealogii rodów czystej krwi z całego świata. Szczególny nacisk
kładziono na ich pokolenie, mając nadzieję, że w ten sposób już za młodu
ukierunkuje się małego Blacka, by wybrał odpowiednią małżonkę lub małżonka.
Wymagało to skupienia, koncentracji i niebywałej pamięci. Z tym kłopoty miewał
Regulus, ale jemu matka zwykła wybaczać te drobne niepowodzenia. Na niebywale
ważnym miejscu plasowała się również prezencja, zakładająca schludną, idealnie
dobraną i drogą garderobę. O to troszczyli się zawsze rodzice, którzy nie
szczędzili grosza na ten, jakże ważny, aspekt. Równie istotną funkcję pełnił
charakter. By spełnić oczekiwania rodziny trzeba było wykazywać pewne
specyficzne cechy, jak choćby dobrze skrywana pogarda, wyniosłość, czy też
uparte dążenie do celu i przekonanie o własnej wyjątkowości. Tu znów w
wypadku młodszego syna Walburga musiała zadowolić się posłusznym, ułożonym
chłopcem, któremu jednak brakowało odwagi. Odwagi posiadanej w nadmiarze przez
jego brata. Najważniejsze były jednak poglądy. Czystość krwi wiodła prym, a
zadawanie się z mugolami uznawano za wysoce niestosowne. Każdemu wpajano od
najmłodszych lat, że mugoli powinno się tępić, że nie zasługują na naukę w tak
prestiżowej szkole jak Hogwart, że to oni powinni się ukrywać, nie czarodzieje.
W tym najważniejszym punkcie Syriusz zawodził zbyt nagminnie, by Walburga mogła
puścić mu to płazem. Mało tego – postawa starszego brata częstokroć wpływała na
młodszego i powodowała niebezpieczne zaburzenia poglądów. Na początku Orion
hamował małżonkę, kwitując, że to tylko młodzieńcze wybryki. Tyle że ów wybryki
nasilały się z wiekiem. Mimo to postanowiono poczekać do ukończenia przez
chłopca jedenastu lat i wstąpienia do Hogwartu. Oczywistym wydawało się, że
Syriusz Black trafi do Slytherinu, a to nawróci chłopca na właściwą
drogę. Tyle że tak się nie stało.
W tym wypadku
nawet Orion poważnie się zaniepokoił. Przydział do Gryffindoru oznaczał całe
siedem lat w wysoce nieodpowiednim towarzystwie, na co nie można było pozwolić.
Dlatego też państwo Black postanowili napisać do Albusa Dumbledore’a,
celem wykazania, iż ich syn został niewłaściwie przydzielony. Dyrektor, w
bardzo uprzejmych słowach, stwierdził, że Tiara Przydziału się nie myli, a jej
wyrok jest wiążący. Orion gotów był uznać, że nic więcej nie dało się zrobić i
począł zastanawiać się, jak wytłumaczyć synowi, że Gryfoni są osobami
zdegenerowanymi i absolutnie nie należy brać z nich przykładu. Walburga
nie miała zamiaru tak tego zostawić. Uparła się złożyć Dumbledore’owi wizytę
osobiście. Sądziła, że wyrazi się dosadniej niż list. W końcu pani Black
mówiła znacznie konkretniej niż zwykła kartka papieru. Szkopuł w tym, że
usłyszała długi wywód na temat trafności wyborów Tiary Przydziału i
niezmienności podjętych przez nią decyzji. Nawet gdy uciekła się do matczynej
troski, dyrektor skwitował, że nie musi się martwić o Syriusza, bo w
Gryffindorze na pewno nic złego mu się nie przydarzy. Tak więc Walburga
zmuszona była ustąpić, choć przysięgła sobie, że nie pozwoli tym paskudnym
Gryfonom zepsuć swojego chłopca.
Problemy
jednak tylko się piętrzyły. Gdy Walburga, licząc na pełne zrozumienie i
wsparcie, zwróciła sie do Dorei, okazało się, że nie tylko jej syn znalazł się
w Gryffindorze. Jakby tego było mało, pani Potter była z Jamesa niezwykle
dumna. Walburga nie widziała kuzynki od pamiętnej uroczystości z okazji
wręczenia Polluksowi Blackowi Orderu Merlina, na której Charlus Potter pokłócił
się zarówno z samym laureatem jak i Arkturusem, ojcem Oriona. Pani Black
pamiętała to tak dobrze, bo zdarzyło się to tuż przed narodzinami jej drugiego
syna. Co prawda od tej pory nie zapraszano już Potterów na żadne przyjęcia –
Blackowie byli bardzo pamiętliwi – lecz Walburga wątpiła, by Dorea zmieniła się
w aż tak znacznym stopniu. Na nikim już nie można polegać, pomyślała
z wyrzutem.
Tak więc
ostatecznie Syriusz Black pozostał w Gryffindorze wbrew woli rodziców. Okazało
się niemożliwym wpłynięcie na chłopaka ze względu na jego silny charakter. W
takich chwilach Walburga zwykła przeklinać, że jej pierworodny tak bardzo
wrodził się w ród i, jak na ironię, w nią samą. Wszystkie próby wytłumaczenia
Syriuszowi, że nie powinien wiązać się z ludźmi z domu Godryka Gryffindora
spełzły na niczym, jedynie utwierdzając młodzieńca w przekonaniu, że jego
rodzice racji zwyczajnie nie mieli. Ku rozpaczy pani Black, głównym
wichrzycielem w głowie jej pierworodnego okazał się James Potter, syn dawnej
przyjaciółki.
Co prawda
pozostał jej jeszcze Regulus ‒ młodszy z chłopców o wiele cichszy,
spokojniejszy, bardziej podatny na wpływy w porównaniu do brata. Z jednej
strony stanowiło to atut, z drugiej działało na niekorzyść, bo łatwo było mu
wiele rzeczy wmówić. Jednak to Regulus trafił do szlachetnego domu Salazara
Slytherina, to Regulus emanował pogardą wobec szlam i osobników brudnej krwi
oraz to Regulus stał się ostatnią nadzieją Walburgi. Uczepiła się więc niej ze
wszystkich sił, choć wciąż nie mogła postawić krzyżyka na Syriuszu.
Teraz jednak
pełną parą szły ostatnie poprawki do ślubu prawdziwej panny Black.
Niewielka
willa Cyganusa Blacka i jego małżonki Druelli znajdowała się na przedmieściach
Londynu. Prowadziły do niej idealnie wystrzyżone trawniki i piękne figury
wycięte z zielonych krzewów. Mugole nierzadko przypatrywali się temu domowi z
daleka, lecz nie śmieli choćby zamienić słowa z dość niechętną rodziną. Dworek
zbudowano z drewnianych bali i wykończono różowym marmurem, który to Druella
uwielbiała. Zwykła mówić, że jest to kamień godny jedynie najbardziej
wyjątkowych czarodziejów. Wielu mogłoby powiedzieć jednak, że niewielu nań
stać. Pomieszczenia w domu były przestronne, eleganckie, choć stosunkowo
surowe. Zdecydowanie największe wrażenie robiły ogromne schody, prowadzące na
wyższe kondygnacje tej trzypiętrowej budowli. Poręcz uformowano na kształt rozciągniętych
węży o otwartych szeroko paszczach. Z delikatnych, kryształowych żyrandoli
zwisały w długich gronach diamenty, a spoczywające w uchwytach świece drżały,
gdy tylko wiatr wdarł się do środka przed rozwarte tylne wrota, prowadzące
wprost do bajecznych ogrodów państwa Black.
Bellatriks
nie była może wyśnioną panną młodą. Owszem, mogła pochwalić się ponadprzeciętną
urodą arystokratki – miała długie, grube, ciemne włosy, ostre rysy twarzy,
bystre oczy i ciężkie powieki, odziedziczone po ojcu, Cyganusie Blacku. Za to
nastawienie i mina zupełnie nie wskazywały, że to jej ślub, a ona sama
występowała w roli panny młodej. Bella nie kochała swojego przyszłego męża,
można się pokusić o stwierdzenie, że w istocie niewiele ją obchodził. Tak naprawdę
jedyne kryterium stanowiła czysta krew, którą przecież Rudolf Lestrange
posiadał. Tak więc panienka Black z nieco znudzoną, czasami zirytowaną miną
toczyła tylko wkoło wzrokiem, mając szczerą nadzieję, że cała ceremonia szybko
się skończy, choć jeszcze nie zdążyła się rozpocząć.
Ale po weselu
czekała ją jeszcze noc poślubna.
Co dziwne,
Syriusz zdawał się cieszyć ze ślubu Bellatriks znacznie bardziej niż ona sama.
Był to dość dziwny fakt, bo panicz Black nie przepadał za jakimikolwiek
rodzinnymi uroczystościami, na których roiło się od, tak bardzo przez niego
nieznoszonych, Ślizgonów. Nawet nie protestował, gdy matka, nie wiedzieć czemu,
uparła się zabrać pierworodnego na zakupy, w celu zakupienia sukni ślubnej.
Usprawiedliwiała to tym, że może uważnie obserwując zachowanie Bellatriks,
młody Black pojmie wreszcie, jak powinien się zachowywać człowiek o tym
nazwisku i jakie poglądy wyznawać. Syriusz za Bellą nie przepadał i vice versa,
więc tym bardziej podejrzane było, że tak chętnie wybrał się z nimi. Dość
zaskakująca wydawać się również mogła konwersacja, w którą wdał się z przemiłą
sprzedawczynią ‒ oczywiście czystej krwi. I, gdyby puścić w niepamięć wszystkie
docinki między tą blackową młodzieżą, można by uznać wypad za stosunkowo udany.
Radość
Syriusza stała się wyjątkowo nieznośna, gdy na przyjęciu pojawiła się Andromeda
Tonks. Najbliższa rodzina zjawiła się przed czasem, by dopiąć wszystko na
ostatni guzik. Dziewczyna na początku ewidentnie była pozytywnie nastawiona, nawet
się uśmiechała, lecz chłodne przywitanie matki zmyło ten uśmiech z jej twarzy.
Tak więc dość wysoka Dromeda, znacznie wyższa od czternastoletniego Syriusza,
podeszła do swego niesfornego kuzyna z gniewnym wyrazem twarzy. Chłopak nawet
jednak nie myślał przestać opierać się o komodę o wyjątkowo wyrafinowanych
geometrycznych wzorach. Trzeba przyznać, że z tej pozycji miał świetny widok na
całe pomieszczenie.
– Witaj,
Syriuszu – powiedziała, patrząc na niego spod ciężkich powiek.
– Cześć! –
odpowiedział rozpromieniony chłopak. – To znaczy miło cię widzieć,
najdroższa kuzynko – poprawił się szybko.
Andromeda
popatrzyła na niego przez chwilę. Zastanawiała się, od kiedy to Syriusz zaczął
się do niej zwracać per „najdroższa kuzynko”. Postanowiła puścić to jednak w
niepamięć, zbyt zaniepokojona reakcją rodziny na jej przybycie.
– Nie wiesz
może, dlaczego moja matka wydawała się tak zdziwiona, że zostałam zaproszona?
Sama byłam zaskoczona, że w ogóle dostałam zaproszenie, ale Ted powiedział,
abym nie traciła okazji na pogodzenie się z rodziną.
– Hm –
mruknął, uciekając gdzieś wzrokiem i drapiąc się po podbródku. – Może to
rodzina Rufusa umieściła cię na liście gości. Wiesz, te wszystkie czystokrwiste
rody… Kto by spamiętał, że ktoś się pokłócił z rodzicami…
Ale Andromeda
nie wyglądała na zadowoloną, nie zanosiło się też na to, by miała zamiar choćby
rozważyć prawdziwość słów krewniaka. Tym bardziej, że jego uśmiech ewidentnie
zwiastował kłopoty.
– Nie baw się
ze mną w kotka i myszkę. Oni naprawdę wyglądają na zaskoczonych, a ja nie mam
ochoty psuć siostrze tego dnia.
– Nie byłbym
taki pewien, że Bella nadal uważa cię za siostrę – mruknął z przekąsem. – Ale
niech będzie… Możliwe, że twoje zaproszenie, oczywiście całkiem przypadkiem,
było nieco fałszywe.
– Żartujesz
sobie? – Mina Syriusza jednak wcale na to nie wskazywała, więc Dromeda naprawdę
zaczęła się niepokoić. Zrobiło jej się gorąco, na policzkach wykwitły rumieńce,
a w dodatku nagle poczuła się niebywale głupio w długiej, wieczorowej sukni –
Podrobiłeś zaproszenie?!
– Cicho –
syknął, rozglądając się. Kilka głów z zaciekawieniem odwróciło się w ich stronę.
– Nie podrobiłem, to po pierwsze. A po drugie, dali mi możliwość wyboru osoby
towarzyszącej, z czego chętnie skorzystałem. Warunek był tylko jeden: miała
mieć czystą krew.
Syriusz,
najwyraźniej dumny z siebie, rozglądał się uważnie, obserwując, jak pozostali
rozmawiali. Jednak jego wzrok dość często wędrował w stronę schodów, zupełnie
jakby sprawdzał drogę. W dodatku brakowało skwaszonej miny, którą zwykł
przybierać na wszelakie spotkania z krewnymi. Andromeda zaczęła się poważnie
zastanawiać, czy przybycie na ślub siostry było aby na pewno dobrym pomysłem.
– Dziwię się
twojej matce – powiedziała, patrząc na niego z ukosa. – Byłabym pewna, że
wykorzystasz tę lukę, żeby sprowadzić tu Jamesa Pottera.
Syriusz odwrócił
się w jej stronę i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Szybko jednak zmarszczył czoło,
widząc kątem oka, jak ciotka Lukrecja wchodziła na schody i kierowała się na
wyższe piętra domu.
– To by
był świetny pomysł, tylko że w takim wypadku na pewno nie puściliby mnie do
niego za tydzień. Ani w ogóle nigdy – dodał po krótkim zastanowieniu.
Andromeda
pokręciła głową, patrząc na tego psotnika. Odkąd udał się do Hogwartu, bardzo
się zmienił. Przyjaźń z Potterem wpłynęła na niego nad wyraz pozytywnie,
przynajmniej zdaniem młodej pani Tonks. Czasami nie mogła uwierzyć, że to
Regulus był bratem Syriusza, a nie James.
– No dobrze,
ale na nas czeka praca – powiedział, obserwując, jak ciotka Lukrecja zbiegała
ze schodów, kierując się w stronę wuja Ignatiusa.
– Jaka praca?
Nie wiem jak ty, ale ja przyszłam na wesele.
– No wiesz? A
sądziłem, że ślub również cię interesuje. – Syriusz obdarzył ją czarującym
uśmiechem. – Czego to ja się nie dowiaduję…
– Przestań –
powiedziała, choć radosne iskierki w jej oczach zupełnie temu przeczyły. – No
dobrze, więc jaki jest ten genialny plan?
– Nie
mówiłem, że jest genialny, ale skoro tak uważasz, nie zamierzam zaprzeczać. W
każdym razie, gdy matka i Bellatriks wybierały suknię, ja postarałem się
dowiedzieć, czy aby na pewno wytrzyma trudy ślubu i wesela. W końcu nigdy nie
można mieć pewności co do towaru, prawda?
– Coś ty
naopowiadał tej biednej kobiecie? Bo zakładam, że była to kobieta.
– Powiedzmy,
że zasugerowałem wyższą konieczność uroczystości ślubnej.
Andromeda nie
mogła się powstrzymać i wybuchła śmiechem. Nigdy nie potrafiła nawet
wyobrazić sobie Bellatriks z dzieckiem, a co dopiero w ciąży! Była absolutnie
pod wrażeniem, że naiwna ekspedientka dała wiarę słowom Syriusza. Chyba że znów
wykorzystywał te swoje triki…
– Skoro już
zaspokoiłem twoją ciekawość, to kiecka ma całkiem poważny problem techniczny –
stwierdził z dumą. – Wystarczy więc postarać się o naruszenie pewnego szwu i
można śmiało spodziewać się, że ta wspaniała suknia ślubna zostanie o wiele
bardziej uroczą stertą białych szmat.
– Jak sądzę,
poradziłbyś sobie z tym sam. Po co jestem ci więc potrzebna?
– Moja
kochana mamusia na pewno wpadnie na to, żeby sprawdzić moją różdżkę, więc bez
pomocnika zostanę uziemiony na resztę wakacji.
– Więc twoim
zdaniem lepiej, żebym to ja wzięła winę na siebie, tak? W końcu mnie już ukarać
nie mogą.
W duchu
przyznała mu rację. Syriusz i tak już miał na pieńku z Walburgą, a niemądrze
byłoby wyprowadzić ją z równowagi tuż przed planowanym dniem uwolnienia. W
takim wypadku Andromeda musiałaby stawić czoło rozwścieczonej siostrze, więc
najprawdopodobniej również różdżki poszłyby w ruch. Może Bellatriks zarówno
ślub jak i pana młodego miała w poważaniu, lecz jej własna duma była dla niej
niezwykle cenna.
– No wiesz! –
burknął Syriusz, uporczywie przypatrując się schodom. – Nikogo nie oskarżą, a
przynajmniej nie będą mieli dowodów, że to my. Wchodzisz w to?
Dzwonek u
drzwi znów zadzwonił i pojawili się nowi goście. Ci przyszli zostawić
prezenty. Oczywiście nikt nie pomyślał o tym, żeby obarczać nimi parę młodą, a nie
wszyscy mieli czas zająć się tym wczoraj. Syriusz skrzywił się wyjątkowo
nieuprzejmie, widząc dwie znajome Ślizgonki w towarzystwie rodziców. Nie
odpowiedział też, gdy Dorada krzyknęła za nim. Słyszał jeszcze wrzask Ciriany,
kiedy znikał u szczytu schodów.
Andromeda
ruszyła więc za kuzynem. Na początku nie miała zamiaru brać udziału w żartach
Syriusza, ba!, była gotowa zrobić wszystko, aby go od nich odwieść. Chłodna
reakcja rodziców i uporczywe unikanie przez obie siostry, które znacząco
odwracały od niej głowę, ledwie napotkawszy jej spojrzenie, zmieniło jej
zamiary.
– Trzymaj –
usłyszała, gdy tylko odnalazła Syriusza w garderobie siostry.
Wolała nie
pytać, jakim cudem udało mu się wywabić stąd Walburgę i Druellę, które powinny
już dawno zacząć stroić pannę młodą. Spojrzała, co też wciskał w jej ręce
panicz Black i z zaskoczeniem stwierdziła, że to różdżka. Posłała kuzynowi
zaniepokojone spojrzenie i pokręciła karcąco głową. Nic jednak nie powiedziała.
– Nie patrz
tak! – szepnął. – Oddam ją, gdy tylko zrobisz, co trzeba. Słowo! Nie możemy
zrobić tego ani twoją różdżką ani, tym bardziej, moją. A Harolda i tak nikt
sprawdzać nie będzie…
– Niech
będzie – westchnęła Andromeda. – To gdzie przecinamy?
Syriusz
obdarzył ją najbardziej promiennym uśmiechem tego dnia i z lubością wskazał
właściwe miejsce.
~*~
– Zupełnie
nie rozumiem, czemu to jeszcze trzyma – burknął Syriusz, uparcie się wpatrując
w pannę młodą.
Według
wszelkich założeń szew powinien puścić, gdy tylko Bellatriks wyszła z altany
jako nowa pani Lestrange. Tak się jednak nie stało. Sukienka uparcie
pozostawała spójną częścią i ani myślała się rozszczepić, co doszczętnie
zrujnowało dobry humor Syriusza.
Przyjęcie
weselne tymczasem trwało w najlepsze. Andromeda była wdzięczna kuzynowi za
zaproszenie, bo stęskniła się za choćby widokiem najbliższych osób. Teda i małą
Nimfadorę miała na co dzień. Tymczasem ojca, matkę i siostry widziała z rzadka
i tylko na kilka sekund. W dodatku wówczas ich twarze wykrzywiał grymas wstydu
i w takich chwilach Andromeda czuła przygniatające poczucie winy. W głowie
natomiast szeptał jakiś niemiły głosik, mówiący, że mogła mieć to wszystko.
Wystarczyło jedynie zrezygnować z Teda. Tyle że pani Tonks wcale nie żałowała,
nie zamieniłaby też męża na pozostałą rodzinę. On przyjął ją taką, jaką była,
nie narzucał poglądów, nie nakazywał zachowań, nie wpychał się z buciorami w
relacje z innymi czarodziejami. Co najwyżej czasami niepokoił się, że jego żona
w końcu złamie się i wróci na łono rodziny. Dlatego też z takim niepokojem patrzył
za nią, gdy wychodziła na ślub siostry. Ale Andromeda była prawdziwą Blackówną
– nie zapominała obelg, nie zmieniała łatwo zdania, a wybaczenie przychodziło
jej niewyobrażalnie trudno.
– Poczekaj tu
chwilę. – Usłyszała głos Syriusza, który chwilę później zniknął gdzieś w
tłumie.
Nie
zastanawiała się, gdzie poszedł i co planował, ale, tego była pewna, nie miało
to w żaden sposób uświetnić wesela. Wrócił jednak dość szybko, cały
rozpromieniony. Kapela zaczęła grać jakąś skoczniejszą piosenkę, a ciemnowłosy
czarodziej poprosił Bellatriks do tańca. Panna młoda wahała się dość długo,
mimo to w końcu zgodziła się. Zapewne dużą w tym rolę odegrał pan młody,
któremu zebrało się na amory.
Dromeda
żałowała, że nigdy nie miała dość chęci, by zapamiętać tych wszystkich
młodszych synów starych rodzin czystej krwi, bo wtedy znałaby tożsamość tego
młodzieńca. Jednak jakiekolwiek były jego i Syriusza zamiary, musieli pogodzić
się z porażką. Choć chłopak wywijał panną młodą, jak tylko mógł, szew trzymał
uparcie i oboje tylko się zmęczyli. Gdy piosenka dobiegła końca, Bellatriks
pośpiesznie uciekła szalonemu partnerowi. Nie wróciła jednak do stołu,
dzielonego z Rufusem.
– Coś tak
słabo się starał?! – usłyszała Syriusza, który starał się przekrzyczeć tumult.
– Mówiłem ci, że trzeba nią ostro zakręcić! Popatrz, wcale się nie zmęczyła!
Chłopak,
jeszcze przed chwilą próbujący zmotywować szew do rozdarcia, stał teraz przed
nimi cały zmęczony i spocony.
– Więc może
sam spróbujesz?! Przegrałem zakład, ale może ty pokaż na co cię stać, co?
Niespodziewanie
Syriusz sięgnął po szklankę Ognistej Whisky i opróżnił ją do dna. Potem, z
bojową miną, ruszył przed siebie. Nie powiedział ani słowa. Andromeda widziała,
jak zbliżał się do kapeli i szepce coś na ucho wokaliście. Tamten skinął głową.
– Ile on
wypił? – zapytał z niepokojem chłopak, który uprzednio tańczył z Bellą.
– To tylko na
odwagę – odpowiedziała Andromeda, choć nie miała pojęcia, jak często Syriusz
wyciągał dłoń po alkohol. Wcześniej zwyczajnie nie zwróciła na to uwagi.
Tymczasem jej
krewniak skłonił się przed Belletriks Lestrange w iście dworskim stylu.
Najwyraźniej jej zaimponował, bo podała mu dłoń, niczym jakaś lady. Musiało ją
nieco zdziwić, gdy kapela zaczęła wygrywać wyjątkowo szybką melodię. Tym
bardziej, że Syriusz najwyraźniej miał zamiar podążyć w ten, bardzo wymagający,
takt. Zaczęły się więc pląsy, piruety, bączki, wygięcia, przegięcia,
balanse, pośpieszne kroki (Andromeda dałaby słowo, że widziała jak, Bella
depcze Syriuszowi po palcach!), a na sam koniec rozległ się upragniony głos
rwanego materiału.
Biała suknia
opadła, pokryta soczystym rumieńcem Bellatriks została w wyjątkowo kuszącej
bieliźnie, natomiast sam Syriusz, zdziwiony, odsunął się na bok. A dzięki temu
lepiej było widać upokorzoną pannę młodą. Cyganus Black machnął pośpiesznie
różdżką, by naprawić szkodę. Tego, co się stało, nie można było już niestety
cofnąć. Bella wyglądała na doprowadzoną do czegoś pomiędzy rozpaczą a furią.
Młodzieniec koło Dromedy wybuchnął śmiechem, a ona sama do niego dołączyła.
– Więc to o
to mu chodziło! – wykrzyknął o wiele za głośno, lecz wrzask utonął we wciąż
wyjącej w niebogłosy kapeli.
31.03.2014 - rozdział zbetowany przez Degausser.
Przepraszam, że dopiero teraz piszę, ale widzę, że nawet to wyszło na lepsze.
OdpowiedzUsuńProlog mi nie przypadł do gustu - może dlatego, że strasznie mi się smutno zrobiło z powodu pana Adolfa i chyba wolałabym, by opisany był od początku do końca z perspektywy Walburgi.
Za to pierwszy rozdział jak najbardziej mi się spodobał. Styl masz taki lekko "dokumentujący", że tak to ujmę, zwykle go nie lubię, ale tutaj pasuje jak ulał. Jest cała geneza żartu Syriusza: nie mogłam się nie uśmiechnąć, jak okazało się, co mu chodzi po głowie. Ale najlepsze z tego wszystkiego było święte oburzenie pani Black, gdy jej syn trafił do Gryffindoru. Hańba niesłychana! ;)
Ciekawa jestem, co wymyślisz dalej.
Ajj, nie mam talentu do pisania komentarzy, mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Prolog musiał zacząć mugol, a Adolf - no cóż to mała dawka mojego czarnego humoru ;) W zasadzie był tylko punktem przejściowym, a w prologu to Walburga jest jako dodatek - nie odwrotnie. W ogóle to zależy z której strony patrzeć na losy Malumsa :P
UsuńChyba dobrze, że troche pozwlekałam z odpowiedzią, bo teraz wiem, co miałaś na myśli, pisząc "dokumentujący". I tak, masz rację - tu zwyczajnie wpasowywyuje się idealnie ;) No, przynajmniej jest zgodny z moim zamysłem :)
Pozdrawiam również ;)
świetnie opisałaś cały ten Syriuszowy żart. Uwielbiam te jego zwariowane pomysły ;3
OdpowiedzUsuńW ogóle kocham czasy Huncwotów - to były najlepsze Hogwardzkie czasy!
Do tego osłupienie pani Black na wieść, że jej syn jest w Gryffindorze - no nie mogłam się nie śmiać, nooo xDD
Rozdział jest ciekawy. Masz lekki styl, więc i lekko się czytało. Potrafisz pokazać wydarzenia w taki sposób, że czytelnik bez problemu widzi je oczyma wyobraźni. Za to wielkie brawa.
Pozdrawiam, Literacka N.
http://nowa-prawda.blogspot.com/
Dziękuję bardzo ;)
UsuńTaak reakcja jest tak urocza, że aż trudno się nie usmeichnąć :D
Matko, zajrzałabym do ciebie, ale narrator jest pierwszoosobowy, a ja takiego szczerze nie znoszę. Potrzebuję trochę czasu na to, zeby się przemóc.
Pozdrawiam ;)
Z góry przepraszam za chaos, który pewnie zaraz zapanuje w tym komentarzu, ale mam zwyczaj czytać po parę akapitów i od razu komentować, bo inaczej za szybko myśli ulatują mi z głowy.
OdpowiedzUsuńW pierwszym momencie trochę brakowało mi w tym opowiadaniu... opowiadania. Skupiłaś się na historii, zupełnie pomijając bieżące wydarzenia, jakby rzeczywistość zupełnie nie miała miejsca. Wydaje mi się, że to trochę bardziej pasowałoby pod prolog (który, notabene, bardzo mi się podobał^^), ale nie będę mieszać się do Twojej wizji ;) Poza tym - trochę mam mętlik w głowie, bo z jednej strony posługujesz się bardzo płynnym, prostym stylem, a z drugiej od czasu do czasu wstawisz jakieś fajne, trochę bardziej wyszukane słowo, a ja mrugam chwilę oczami, zastanawiając się, jak Ty je tam wpasowałaś. Wiesz, czasami stare dobre "pejoratywnie" można zastąpić bardziej przyziemnym "negatywnie" (tak dla przykładu). Chociaż nie powiem, ciekawie się to czyta.
W gruncie rzeczy niewiele mogę skomentować, bo poza całym dowcipem Syriusza, nie wydarzyło się chyba nic, co wnosiłoby jakiś szczegół do całości. Pierwsze rozdziały jednak to prawdziwy koszmar do napisania (przynajmniej dla mnie), więc zupełnie Ci się nie dziwię. Mimo że nie ruszyłaś z akcją, ogólny zarys postaci całkiem mi się podoba. Brakowało mi tylko tego okropnego charakterku Belli. Chociaż nie wiem, może narodził się on dopiero po latach.
Ogólnie rzecz biorąc, pierwsze, co rzuca się w oczy, to forma tego rozdziału. Czułam się bardziej tak, jakbym czytała reportaż, nie opowiadanie. Może to moje subiektywne odczucie, wywołane nadmiarem kofeiny we krwi, więc pewnie nie masz się co przejmować. Najwazniejsze jest to, że Tobie się przyjemnie pisało ;)
Pozdrawiam,
Ale ja się uparłam, że zacznie mugol i to absolutnie nie mógłby być prolog. Również dlatego, że sugerowałabym w ten sposób, że to Syriusz będzie głównym bohaterem, co jest nieprawdą.
UsuńNatomiast narracja jest celowa. Te szczególne zwroty, bo raczej nie chodzi o pojedyńcze słowa, tylko ich użycie w połączeniu z innymi, to wyróżnik narratora, który jest taką dodatkową postacią w opowiadaniu. Ale i tak bardzo mi miło, że ktoś to dostrzegł ;)
Ach, ale ten dowcip będzie miał wpływ na kolejny rozdział ^^
O matko, a gdzież ty tu zauważyła Bellę? Bo, tak po prawdzie, to ona jest raczej tylko opisywana i nie ma okazji wypowiedzieć jednej kwestii ;) Stwierdziłam, że trochę za dużo by tego było i postawiłam na delikatną sugestię.
No cóż - zobaczymy jaki będziesz miała stosunek do reszty. Ja wiem, pierwsze rozdziały mówią niewiele.
Pozdrawiam ;)
Wiesz, Bella wcale nie musiała się wypowiadać. Właśnie to narrator lepiej wykreuje jakąś postać, niż ona sama siebie ;)
UsuńKażdy ma swój styl i dlatego tak bardzo lubimy te internetowe, amatorskie opowiadania. Twój mi bardzo "leży", kolokwialnie mówiąc, dlatego zauważyłam, że jest dość nietypowy. Wiesz, z czymś takim rzadko się człowiek spotyka i pewnie przez to wpadły mi w oko te niektóre frazesy.
Ewentualnie czepiam się jak typowa oceniająca na urlopie.
Pozdrawiam ;)
Moim zdaniem, lepiej człowieka określają czyny, nie słowa - nawet narratora. Tu jej rola jest znikoma (brak dialogów z jej strony miał to podkreślić), a taki bidny narrator nie będzie opisywał każdego gościa na weselu :P Spokojnie, w dalekiej przyszłości, na pewno dostanie swoje pięć minut, ale nie teraz ;)
UsuńTak, w zupełności sie z tobą zgadzam ^^
Oj tam, oj tam - zupełnie mi to nie przeszkadza, to dobrze, że zwracasz uwagę, bo wtedy wiem, że jesteś dokładna i ci zależy.
Ale to narrator opisuje te czyny, prawda? xD
UsuńWiesz, wychodzę z założenia, że jak już przeczytałam, postaram się podzielić z Tobą tym, co mi przyszło w trakcie do głowy ;) Kiedy pojawi się coś nowego? ;)
Również :D Ale może też o nich ktoś opowiedzieć, a czasami wystarczy kilka wypowiedzi ;)
UsuńDzisiaj, jak tylko sprawdzę ^^
Hej!
OdpowiedzUsuńZnalazłam twój blog przez katalog, i chociaż tematyka Huncwotów jest dość popularna, lubię o nich czytać (choć trzymam za słowo, że będzie więcej psot niż miłostek, bo te drugie zaczynają mi wychodzić bokiem). O kawałach jednak lubię czytać, a ludzie o tym zapominają, skupiając się głównie na motywie uczucia Lily i Jamesa oraz podrywach Syriusza.
W każdym razie, cieszę się, że było tu trochę opisów rodziny Blacków, bo bardzo lubię czytać zarówno o nich, jak i innych czystokrwistych rodach i panujących w nich zasadach, aranżowanych małżeństwach itd. Tutaj to wszystko było, i co najważniejsze - było dużo opisów. Jak tu weszłam, to pierwsze co przesunęłam wzrokiem po tekście i ukontentowana ilością opisów i ich przewagą nad dialogami, zaczęłam czytać. Opisy są dobre, a pierwszy rozdział powinien moim zdaniem dobrze zarysowywać sytuację.
Tutaj mamy całkiem fajny obrazek przygotowań do ślubu Belli oraz relacji Syriusza z Andromedą, tego mi często brakowało w blogach. Choć Bella zachowywała się zaskakująco normalnie jak na nią, nawet kiedy Syriusz wyciął jej numer z sukienką. Swoją drogą, ciekawe, czy się domyślą, że to jego sprawka i czy będzie miał problemy.
Kawał ogólnie wyszedł fajnie i dobrze się wpasował w rozdział, ale było też parę zgrzytów. Na przykład:
Według wszelkich założeń szew powinien puścić, gdy tylko Bellatriks wyszłaby z kościoła. what? z kościoła? Od kiedy to czarodzieje są wierzący, co?
To mi najbardziej zazgrzytało, ponieważ absolutnie nie popieram robienia z czarodziejów ludzi religijnych, skoro kanon nic o tym nie mówił i wątpię, by czarodzieje, a zwłaszcza czystokrwiste rody, przejmowali się jakimiś mugolskimi gusłami.
I czy czystokrwistych nie pisze się razem? hmm...
Jednak poza tym było całkiem okej :). Mam nadzieję, że nie jesteś urażona o te uwagi.
Zapraszam też do siebie, będę wdzięczna za jakąś opinię :). Mam dopiero 2 rozdziały ^^.
[evelyn-grant.blogspot.com]
Tak, wiem, że tak jest i sama mam tego serdecznie dość ;) Na razie mogę tylko powiedziec, że zrobię wszystko, co w mojej mocy - a jak będzie to się okaże :D
UsuńAle czego się spodziewałaś po Belli? Tam był niezły tłumek czarodziejów, rodzinka, a ona sama przede wszystkim w wielkim szoku... Nie mogła wyciągnąć nie wiadomo skad różdżki, wrzeszczeć, czy co tam jeszcze - przynajmniej mi wydawało się to nienaturalne.
To raczej kwestia na kogo zwalić winę, a nie sprawiedliwości :P Niezależnie od tego, że tym razem Syriuszowi rzeczywiście się należy:)
O matko - z tym kościołem to przekopałam... Aż walnęłam dłonią w czoło, straszne błoto... No, ale może niektórzy są wierzący? ^^
Pisze - za to już należy pogratulować kochanemy wordowi. Ehh zaraz poprawię, obiecuję.
Postaram się wpaść jak najszybciej, choć już mi się wydaje, że kiedyś tam byłam i coś tam widziałam, ale były jakieś przenosiny, czy coś...
Pozdrawiam serdecznie i dzięki wielkie za opinię ;)
Opowiadanie dopiero się zaczyna, więc wszystko przed tobą ^^.
UsuńNo fakt, przy ludziach nie mogła się zachowywać nie wiadomo jak, ale cieszę się, że wykorzystałaś motyw zaaranżowanego małżeństwa. Bardzo lubię ten motyw i uważam, że idealnie pasuje do czystokrwistych rodów.
Czystokrwiści na pewno nie byli wierzący, zresztą zawsze się czepiam, kiedy ktoś robi z czarodziejów jakichś katolików. W książce nie było nic na temat, aby czarodzieje wyznawali jakąkolwiek mugolską religię, a jeśli już, to pewnie byliby to mugolacy, nie ród Blacków, który gardził wszystkim co mugolskie :).
Były przenosiny, ale już opowiadanie zostało reaktywowane i opublikowałam pierwsze dwa rozdziały :). Wgl ty jesteś tą A. co kiedyś miała oceniać mój blog na erze-krytyki czy to tylko zbieżność nicków? Tamta A. pisała, że kiedyś czytała opowiadanie o Amerykance w Hogwarcie, a Inny świat też będzie miał taką tematykę :).
Ok, poleciałam dalej z czytaniem. Więcej postaci, więcej szczegółów, no i wzrasta moja totalna niewiedza propos oryginału. Podejrzewam, że o wiele lepiej by mi się to czytało, gdybym miała podstawy, więc teraz to taka średnia przyjemność, bo nawet żadnych smaczków nie mogę się doszukać jeśli jakieś dajesz. Ale czyta się dobrze, choć ja generalnie wolę konkretną akcję i dialogi, więc pierwsza połowa tego rozdziału nieco mnie nudziła, choć rozumiem, że konieczne było wyjaśnienie sytuacji Syriusza i niechęć matki do Gryfonów, mugoli itp. Takich opisów nie da się pominąć.
OdpowiedzUsuńIntryga i żart Syriusza wyszły w porządku. Co więcej, gdy mowa jest o jakiejkolwiek postaci o imieniu "Bella" to przed oczami mam - już niestety - nie bohaterkę disneyowskiej bajki, a tą okropną Swan ze Zmierzchu, więc cieszy mnie każda okazja gdy jakaś Bella doświadcza nikczemności ze strony innych :p Szkoda, że ta twoja w fanfiku ekspresyjnie nie wyraziła swojej złości i szoku.
Hej ;) Tu Elfik Book (to nie moje konto)
OdpowiedzUsuńPewnie nawet nie pamiętasz, że zaczęłam czytać Twojego bloga, ale robię to w tak szybkim tempie, że prawie nikt mnie nie pamięta :P
Ten rozdział był świetny :) Cieszę się, że wprowadziłaś też wątek domu Syriusza. Szczerze to jeszcze nigdy z tym się nie spotkałam, więc bardzo miło jestem zaskoczona :)
No i oczywiście przedstawiłaś Syriusza jako tego psotnika, co lubi wszystko psuć :) To mi się podoba. Sama chciałabym być na jej weselu i zobaczyć całą tę sytuację. To był genialny pomysł :)
Za jakiś czas przeczyta kolejny rozdział (kiedyś nadrobię:P )
Pozdrawiam :)
Elfik Book
http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/
Pamiętam ;)
UsuńNigdy? Naprawdę? O, to jestem zaskoczona ^^ Hehe - też bym chciała, no ale niestety ;)
Kiedyś na pewno, zwłaszcza, że nie mam jakiegoś zawrotnego tempa z publikowaniem nowych rozdziałów.
Pozdrówka ;)
Witaj! Nosiłam się z przeczytaniem rozdziału do czasu pochłonięcia prologu, jakoś nie wiem, dziwnie się złożyło, że ciągle otwierałam Twojego bloga i zamykałam, ale wreszcie przeczytałam. Po prostu bałam się, że zepsuję sobie tak dobre pierwsze wrażenie! Och, wszystko czytało się w tak sympatyczny sposób, po tekście się wręcz płynęło! Podoba mi się dalej Twoja Walburgia, jest taką babą z krwi i kości, a jak wyobraziłam sobie tę rozmowę z Dyrektorem Hogwartu, hah, staruszek musiał mieć twardy orzech do zgryzienia, przecież ta kobieta to jedna wielka upartość! A jednocześnie mam wrażenie, że mimo całej pogardy i wyniosłości potrafi kochać swoich synów :D Twój Syriusz jest wręcz genialnie wykreowany, cały dowcip był tak w jego stylu, że, och, świetne! Trochę szkoda mi było Belli, mimo wszystko bardzo lubię tę postać i w książce, i w filmie, kreacja Heleny była cudowna! Biedna Tonks, wplątałaś ją w żart Syriusza, musiała znosić na sobie wzrok całej rodziny, która nie była do niej pozytywnie nastawiona :C Och, czułabym się na jej miejscu okropnie!
OdpowiedzUsuńNo, kończę, wybacz, że tak nie zbyt długo, ale jeszcze mnie będziesz musiała znosić przez kolejne rozdziały, więc nie będę się męczyć z wielkimi komentarzami :D
Pozdrawiam!
http://dzikie-anioly.blogspot.com/
O, aż tak dobre było to pierwsze wrażenie?
UsuńTak, Walburga jest uparta we wszystkim - zarówno w niechęci jak i w trosce; taki jej urok ;)
Też lubię Bellę, ale bardziej tą filmową.
Spoko, trzeba zachować siły na czarną godzinę ^^
Pozdrówka ;)