czwartek, 11 lipca 2013

1 Nowa pani Lestrange

W
alburga Black miała wiele oczekiwań względem swych synów. Do podstawowych należało zwyczajnie bycie Blackiem, czyli wręcz królem. Nie należało to jednak do rzeczy prostych, jak mogłoby się wydawać. Konieczna była nauka manier – i tych przy stole, i tych względem członków innych rodzin arystokrackich, co niektórym jednostkom sprawiało wyjątkowe trudności. Lecz nie dotyczyło to synów Walburgi. Od najmłodszych lat uczono dzieci genealogii rodów czystej krwi z całego świata. Szczególny nacisk kładziono na ich pokolenie, mając nadzieję, że w ten sposób już za młodu ukierunkuje się małego Blacka, by wybrał odpowiednią małżonkę lub małżonka. Wymagało to skupienia, koncentracji i niebywałej pamięci. Z tym kłopoty miewał Regulus, ale jemu matka zwykła wybaczać te drobne niepowodzenia. Na niebywale ważnym miejscu plasowała się również prezencja, zakładająca schludną, idealnie dobraną i drogą garderobę. O to troszczyli się zawsze rodzice, którzy nie szczędzili grosza na ten, jakże ważny, aspekt.  Równie istotną funkcję pełnił charakter. By spełnić oczekiwania rodziny trzeba było wykazywać pewne specyficzne cechy, jak choćby dobrze skrywana pogarda, wyniosłość, czy też uparte dążenie do celu i przekonanie o własnej wyjątkowości.  Tu znów w wypadku młodszego syna Walburga musiała zadowolić się posłusznym, ułożonym chłopcem, któremu jednak brakowało odwagi. Odwagi posiadanej w nadmiarze przez jego brata. Najważniejsze były jednak poglądy. Czystość krwi wiodła prym, a zadawanie się z mugolami uznawano za wysoce niestosowne. Każdemu wpajano od najmłodszych lat, że mugoli powinno się tępić, że nie zasługują na naukę w tak prestiżowej szkole jak Hogwart, że to oni powinni się ukrywać, nie czarodzieje. W tym najważniejszym punkcie Syriusz zawodził zbyt nagminnie, by Walburga mogła puścić mu to płazem. Mało tego – postawa starszego brata częstokroć wpływała na młodszego i powodowała niebezpieczne zaburzenia poglądów. Na początku Orion hamował małżonkę, kwitując, że to tylko młodzieńcze wybryki. Tyle że ów wybryki nasilały się z wiekiem. Mimo to postanowiono poczekać do ukończenia przez chłopca jedenastu lat i wstąpienia do Hogwartu. Oczywistym wydawało się, że Syriusz Black trafi do Slytherinu, a to nawróci chłopca na właściwą drogę.  Tyle że tak się nie stało.
W tym wypadku nawet Orion poważnie się zaniepokoił. Przydział do Gryffindoru oznaczał całe siedem lat w wysoce nieodpowiednim towarzystwie, na co nie można było pozwolić. Dlatego też państwo Black postanowili napisać do Albusa Dumbledore’a,  celem wykazania, iż ich syn został niewłaściwie przydzielony. Dyrektor, w bardzo uprzejmych słowach, stwierdził, że Tiara Przydziału się nie myli, a jej wyrok jest wiążący. Orion gotów był uznać, że nic więcej nie dało się zrobić i począł zastanawiać się, jak wytłumaczyć synowi, że Gryfoni są osobami zdegenerowanymi i absolutnie nie należy brać z nich przykładu.  Walburga nie miała zamiaru tak tego zostawić. Uparła się złożyć Dumbledore’owi wizytę osobiście.  Sądziła, że wyrazi się dosadniej niż list. W końcu pani Black mówiła znacznie konkretniej niż zwykła kartka papieru. Szkopuł w tym, że usłyszała długi wywód na temat trafności wyborów Tiary Przydziału i niezmienności podjętych przez nią decyzji. Nawet gdy uciekła się do matczynej troski, dyrektor skwitował, że nie musi się martwić o Syriusza, bo w Gryffindorze na pewno nic złego mu się nie przydarzy.  Tak więc Walburga zmuszona była ustąpić, choć przysięgła sobie, że nie pozwoli tym paskudnym Gryfonom zepsuć swojego chłopca.
Problemy jednak tylko się piętrzyły. Gdy Walburga, licząc na pełne zrozumienie i wsparcie, zwróciła sie do Dorei, okazało się, że nie tylko jej syn znalazł się w Gryffindorze. Jakby tego było mało, pani Potter była z Jamesa niezwykle dumna. Walburga nie widziała kuzynki od pamiętnej uroczystości z okazji wręczenia Polluksowi Blackowi Orderu Merlina, na której Charlus Potter pokłócił się zarówno z samym laureatem jak i Arkturusem, ojcem Oriona. Pani Black pamiętała to tak dobrze, bo zdarzyło się to tuż przed narodzinami jej drugiego syna. Co prawda od tej pory nie zapraszano już Potterów na żadne przyjęcia – Blackowie byli bardzo pamiętliwi – lecz Walburga wątpiła, by Dorea zmieniła się w aż tak znacznym stopniu.  Na nikim już nie można polegać, pomyślała z wyrzutem.
Tak więc ostatecznie Syriusz Black pozostał w Gryffindorze wbrew woli rodziców. Okazało się niemożliwym wpłynięcie na chłopaka ze względu na jego silny charakter. W takich chwilach Walburga zwykła przeklinać, że jej pierworodny tak bardzo wrodził się w ród i, jak na ironię, w nią samą. Wszystkie próby wytłumaczenia Syriuszowi, że nie powinien wiązać się z ludźmi z domu Godryka Gryffindora spełzły na niczym, jedynie utwierdzając młodzieńca w przekonaniu, że jego rodzice racji zwyczajnie nie mieli. Ku rozpaczy pani Black, głównym wichrzycielem w głowie jej pierworodnego okazał się James Potter, syn dawnej przyjaciółki.
Co prawda pozostał jej jeszcze Regulus ‒ młodszy z chłopców o wiele cichszy, spokojniejszy, bardziej podatny na wpływy w porównaniu do brata. Z jednej strony stanowiło to atut, z drugiej działało na niekorzyść, bo łatwo było mu wiele rzeczy wmówić. Jednak to Regulus trafił do szlachetnego domu Salazara Slytherina, to Regulus emanował pogardą wobec szlam i osobników brudnej krwi oraz to Regulus stał się ostatnią nadzieją Walburgi. Uczepiła się więc niej ze wszystkich sił, choć wciąż nie mogła postawić krzyżyka na Syriuszu. 
Teraz jednak pełną parą szły ostatnie poprawki do ślubu prawdziwej panny Black.
Niewielka willa Cyganusa Blacka i jego małżonki Druelli znajdowała się na przedmieściach Londynu. Prowadziły do niej idealnie wystrzyżone trawniki i piękne figury wycięte z zielonych krzewów. Mugole nierzadko przypatrywali się temu domowi z daleka, lecz nie śmieli choćby zamienić słowa z dość niechętną rodziną. Dworek zbudowano z drewnianych bali i wykończono różowym marmurem, który to Druella uwielbiała. Zwykła mówić, że jest to kamień godny jedynie najbardziej wyjątkowych czarodziejów. Wielu mogłoby powiedzieć jednak, że niewielu nań stać. Pomieszczenia w domu były przestronne, eleganckie, choć stosunkowo surowe. Zdecydowanie największe wrażenie robiły ogromne schody, prowadzące na wyższe kondygnacje tej trzypiętrowej budowli. Poręcz uformowano na kształt rozciągniętych węży o otwartych szeroko paszczach. Z delikatnych, kryształowych żyrandoli zwisały w długich gronach diamenty, a spoczywające w uchwytach świece drżały, gdy tylko wiatr wdarł się do środka przed rozwarte tylne wrota, prowadzące wprost do bajecznych ogrodów państwa Black.
Bellatriks nie była może wyśnioną panną młodą. Owszem, mogła pochwalić się ponadprzeciętną urodą arystokratki – miała długie, grube, ciemne włosy, ostre rysy twarzy, bystre oczy i ciężkie powieki, odziedziczone po ojcu, Cyganusie Blacku. Za to nastawienie i mina zupełnie nie wskazywały, że to jej ślub, a ona sama występowała w roli panny młodej. Bella nie kochała swojego przyszłego męża, można się pokusić o stwierdzenie, że w istocie niewiele ją obchodził. Tak naprawdę jedyne kryterium stanowiła czysta krew, którą przecież Rudolf Lestrange posiadał. Tak więc panienka Black z nieco znudzoną, czasami zirytowaną miną toczyła tylko wkoło wzrokiem, mając szczerą nadzieję, że cała ceremonia szybko się skończy, choć jeszcze nie zdążyła się rozpocząć.
Ale po weselu czekała ją jeszcze noc poślubna.
Co dziwne, Syriusz zdawał się cieszyć ze ślubu Bellatriks znacznie bardziej niż ona sama. Był to dość dziwny fakt, bo panicz Black nie przepadał za jakimikolwiek rodzinnymi uroczystościami, na których roiło się od, tak bardzo przez niego nieznoszonych, Ślizgonów. Nawet nie protestował, gdy matka, nie wiedzieć czemu, uparła się zabrać pierworodnego na zakupy, w celu zakupienia sukni ślubnej. Usprawiedliwiała to tym, że może uważnie obserwując zachowanie Bellatriks, młody Black pojmie wreszcie, jak powinien się zachowywać człowiek o tym nazwisku i jakie poglądy wyznawać. Syriusz za Bellą nie przepadał i vice versa, więc tym bardziej podejrzane było, że tak chętnie wybrał się z nimi. Dość zaskakująca wydawać się również mogła konwersacja, w którą wdał się z przemiłą sprzedawczynią ‒ oczywiście czystej krwi. I, gdyby puścić w niepamięć wszystkie docinki między tą blackową młodzieżą, można by uznać wypad za stosunkowo udany.
Radość Syriusza stała się wyjątkowo nieznośna, gdy na przyjęciu pojawiła się Andromeda Tonks. Najbliższa rodzina zjawiła się przed  czasem, by dopiąć wszystko na ostatni guzik. Dziewczyna na początku ewidentnie była pozytywnie nastawiona, nawet się uśmiechała, lecz chłodne przywitanie matki zmyło ten uśmiech z jej twarzy. Tak więc dość wysoka Dromeda, znacznie wyższa od czternastoletniego Syriusza, podeszła do swego niesfornego kuzyna z gniewnym wyrazem twarzy. Chłopak nawet jednak nie myślał przestać opierać się o komodę o wyjątkowo wyrafinowanych geometrycznych wzorach. Trzeba przyznać, że z tej pozycji miał świetny widok na całe pomieszczenie.
– Witaj, Syriuszu – powiedziała, patrząc na niego spod ciężkich powiek.
– Cześć! – odpowiedział rozpromieniony chłopak.  – To znaczy miło cię widzieć, najdroższa kuzynko – poprawił się szybko.
Andromeda popatrzyła na niego przez chwilę. Zastanawiała się, od kiedy to Syriusz zaczął się do niej zwracać per „najdroższa kuzynko”. Postanowiła puścić to jednak w niepamięć, zbyt zaniepokojona reakcją rodziny na jej przybycie.
– Nie wiesz może, dlaczego moja matka wydawała się tak zdziwiona, że zostałam zaproszona? Sama byłam zaskoczona, że w ogóle dostałam zaproszenie, ale Ted powiedział, abym nie traciła okazji na pogodzenie się z rodziną.
– Hm – mruknął, uciekając gdzieś wzrokiem i drapiąc się po podbródku. – Może to rodzina Rufusa umieściła cię na liście gości. Wiesz, te wszystkie czystokrwiste rody… Kto by spamiętał, że ktoś się pokłócił z rodzicami…
Ale Andromeda nie wyglądała na zadowoloną, nie zanosiło się też na to, by miała zamiar choćby rozważyć prawdziwość słów krewniaka. Tym bardziej, że jego uśmiech ewidentnie zwiastował kłopoty.
– Nie baw się ze mną w kotka i myszkę. Oni naprawdę wyglądają na zaskoczonych, a ja nie mam ochoty psuć siostrze tego dnia.
– Nie byłbym taki pewien, że Bella nadal uważa cię za siostrę – mruknął z przekąsem. – Ale niech będzie… Możliwe, że twoje zaproszenie, oczywiście całkiem przypadkiem, było nieco fałszywe.
– Żartujesz sobie? – Mina Syriusza jednak wcale na to nie wskazywała, więc Dromeda naprawdę zaczęła się niepokoić. Zrobiło jej się gorąco, na policzkach wykwitły rumieńce, a w dodatku nagle poczuła się niebywale głupio w długiej, wieczorowej sukni – Podrobiłeś zaproszenie?!
– Cicho – syknął, rozglądając się. Kilka głów z zaciekawieniem odwróciło się w ich stronę. – Nie podrobiłem, to po pierwsze. A po drugie, dali mi możliwość wyboru osoby towarzyszącej, z czego chętnie skorzystałem. Warunek był tylko jeden: miała mieć czystą krew.
Syriusz, najwyraźniej dumny z siebie, rozglądał się uważnie, obserwując, jak pozostali rozmawiali. Jednak jego wzrok dość często wędrował w stronę schodów, zupełnie jakby sprawdzał drogę. W dodatku brakowało skwaszonej miny, którą zwykł przybierać na wszelakie spotkania z krewnymi. Andromeda zaczęła się poważnie zastanawiać, czy przybycie na ślub siostry było aby na pewno dobrym pomysłem.
– Dziwię się twojej matce – powiedziała, patrząc na niego z ukosa. – Byłabym pewna, że wykorzystasz tę lukę, żeby sprowadzić tu Jamesa Pottera.
Syriusz odwrócił się w jej stronę i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Szybko jednak zmarszczył czoło, widząc kątem oka, jak ciotka Lukrecja wchodziła na schody i kierowała się na wyższe piętra domu.
– To  by był świetny pomysł, tylko że w takim wypadku na pewno nie puściliby mnie do niego za tydzień. Ani w ogóle nigdy – dodał po krótkim zastanowieniu.
Andromeda pokręciła głową, patrząc na tego psotnika. Odkąd udał się do Hogwartu, bardzo się zmienił. Przyjaźń z Potterem wpłynęła na niego nad wyraz pozytywnie, przynajmniej zdaniem młodej pani Tonks. Czasami nie mogła uwierzyć, że to Regulus był bratem Syriusza, a nie James.
– No dobrze, ale na nas czeka praca – powiedział, obserwując, jak ciotka Lukrecja zbiegała ze schodów, kierując się w stronę wuja Ignatiusa.
– Jaka praca? Nie wiem jak ty, ale ja przyszłam na wesele.
– No wiesz? A sądziłem, że ślub również cię interesuje. – Syriusz obdarzył ją czarującym uśmiechem. – Czego to ja się nie dowiaduję…
– Przestań – powiedziała, choć radosne iskierki w jej oczach zupełnie temu przeczyły. – No dobrze, więc jaki jest ten genialny plan?
– Nie mówiłem, że jest genialny, ale skoro tak uważasz, nie zamierzam zaprzeczać. W każdym razie, gdy matka i Bellatriks wybierały suknię, ja postarałem się dowiedzieć, czy aby na pewno wytrzyma trudy ślubu i wesela. W końcu nigdy nie można mieć pewności co do towaru, prawda?
– Coś ty naopowiadał tej biednej kobiecie? Bo zakładam, że była to kobieta.
– Powiedzmy, że zasugerowałem wyższą konieczność uroczystości ślubnej.
Andromeda nie mogła się powstrzymać  i wybuchła śmiechem. Nigdy nie potrafiła nawet wyobrazić sobie Bellatriks z dzieckiem, a co dopiero w ciąży! Była absolutnie pod wrażeniem, że naiwna ekspedientka dała wiarę słowom Syriusza. Chyba że znów wykorzystywał te swoje triki…
– Skoro już zaspokoiłem twoją ciekawość, to kiecka ma całkiem poważny problem techniczny – stwierdził z dumą. – Wystarczy więc postarać się o naruszenie pewnego szwu i można śmiało spodziewać się, że ta wspaniała suknia ślubna zostanie o wiele bardziej uroczą stertą białych szmat.
– Jak sądzę, poradziłbyś sobie z tym sam. Po co jestem ci więc potrzebna?
– Moja kochana mamusia na pewno wpadnie na to, żeby sprawdzić moją różdżkę, więc bez pomocnika zostanę uziemiony na resztę wakacji.
– Więc twoim zdaniem lepiej, żebym to ja wzięła winę na siebie, tak? W końcu mnie już ukarać nie mogą.
W duchu przyznała mu rację. Syriusz i tak już miał na pieńku z Walburgą, a niemądrze byłoby wyprowadzić ją z równowagi tuż przed planowanym dniem uwolnienia. W takim wypadku Andromeda musiałaby stawić czoło rozwścieczonej siostrze, więc najprawdopodobniej również różdżki poszłyby w ruch. Może Bellatriks zarówno ślub jak i pana młodego miała w poważaniu, lecz jej własna duma była dla niej niezwykle cenna.
– No wiesz! – burknął Syriusz, uporczywie przypatrując się schodom. – Nikogo nie oskarżą, a przynajmniej nie będą mieli dowodów, że to my. Wchodzisz w to?
Dzwonek u drzwi znów zadzwonił i pojawili się nowi goście.  Ci przyszli zostawić prezenty. Oczywiście nikt nie pomyślał o tym, żeby obarczać nimi parę młodą, a nie wszyscy mieli czas zająć się tym wczoraj. Syriusz skrzywił się wyjątkowo nieuprzejmie, widząc dwie znajome Ślizgonki w towarzystwie rodziców. Nie odpowiedział też, gdy Dorada krzyknęła za nim. Słyszał jeszcze wrzask Ciriany, kiedy znikał u szczytu schodów.
Andromeda ruszyła więc za kuzynem. Na początku nie miała zamiaru brać udziału w żartach Syriusza, ba!, była gotowa zrobić wszystko, aby go od nich odwieść. Chłodna reakcja rodziców i uporczywe unikanie przez obie siostry, które znacząco odwracały od niej głowę, ledwie napotkawszy jej spojrzenie, zmieniło jej zamiary.
– Trzymaj – usłyszała, gdy tylko odnalazła Syriusza w garderobie siostry.
Wolała nie pytać, jakim cudem udało mu się wywabić stąd Walburgę i Druellę, które powinny już dawno zacząć stroić pannę młodą. Spojrzała, co też wciskał w jej ręce panicz Black i z zaskoczeniem stwierdziła, że to różdżka. Posłała kuzynowi zaniepokojone spojrzenie i pokręciła karcąco głową. Nic jednak nie powiedziała.
– Nie patrz tak! – szepnął. – Oddam ją, gdy tylko zrobisz, co trzeba. Słowo! Nie możemy zrobić tego ani twoją różdżką ani, tym bardziej, moją. A Harolda i tak nikt sprawdzać nie będzie…
– Niech będzie – westchnęła Andromeda. – To gdzie przecinamy?
Syriusz obdarzył ją najbardziej promiennym uśmiechem tego dnia i z lubością wskazał właściwe miejsce.
~*~
– Zupełnie nie rozumiem, czemu to jeszcze trzyma – burknął Syriusz, uparcie się wpatrując w pannę młodą.
Według wszelkich założeń szew powinien puścić, gdy tylko Bellatriks wyszła z altany jako nowa pani Lestrange. Tak się jednak nie stało. Sukienka uparcie pozostawała spójną częścią i ani myślała się rozszczepić, co doszczętnie zrujnowało dobry humor Syriusza.
Przyjęcie weselne tymczasem trwało w najlepsze. Andromeda była wdzięczna kuzynowi za zaproszenie, bo stęskniła się za choćby widokiem najbliższych osób. Teda i małą Nimfadorę miała na co dzień. Tymczasem ojca, matkę i siostry widziała z rzadka i tylko na kilka sekund. W dodatku wówczas ich twarze wykrzywiał grymas wstydu i w takich chwilach Andromeda czuła przygniatające poczucie winy. W głowie natomiast szeptał jakiś niemiły głosik, mówiący, że mogła mieć to wszystko. Wystarczyło jedynie zrezygnować z Teda. Tyle że pani Tonks wcale nie żałowała, nie zamieniłaby też męża na pozostałą rodzinę. On przyjął ją taką, jaką była, nie narzucał poglądów, nie nakazywał zachowań, nie wpychał się z buciorami w relacje z innymi czarodziejami. Co najwyżej czasami niepokoił się, że jego żona w końcu złamie się i wróci na łono rodziny. Dlatego też z takim niepokojem patrzył za nią, gdy wychodziła na ślub siostry. Ale Andromeda była prawdziwą Blackówną – nie zapominała obelg, nie zmieniała łatwo zdania, a wybaczenie przychodziło jej niewyobrażalnie trudno.
– Poczekaj tu chwilę. – Usłyszała głos Syriusza, który chwilę później zniknął gdzieś w tłumie.
Nie zastanawiała się, gdzie poszedł i co planował, ale, tego była pewna, nie miało to w żaden sposób uświetnić wesela. Wrócił jednak dość szybko, cały rozpromieniony. Kapela zaczęła grać jakąś skoczniejszą piosenkę, a ciemnowłosy czarodziej poprosił Bellatriks do tańca. Panna młoda wahała się dość długo, mimo to w końcu zgodziła się. Zapewne dużą w tym rolę odegrał pan młody, któremu zebrało się na amory.
Dromeda żałowała, że nigdy nie miała dość chęci, by zapamiętać tych wszystkich młodszych synów starych rodzin czystej krwi, bo wtedy znałaby tożsamość tego młodzieńca. Jednak jakiekolwiek były jego i Syriusza zamiary, musieli pogodzić się z porażką. Choć chłopak wywijał panną młodą, jak tylko mógł, szew trzymał uparcie i oboje tylko się zmęczyli. Gdy piosenka dobiegła końca, Bellatriks pośpiesznie uciekła szalonemu partnerowi. Nie wróciła jednak do stołu, dzielonego z Rufusem.
– Coś tak słabo się starał?! – usłyszała Syriusza, który starał się przekrzyczeć tumult. – Mówiłem ci, że trzeba nią ostro zakręcić! Popatrz, wcale się nie zmęczyła!
Chłopak, jeszcze przed chwilą próbujący zmotywować szew do rozdarcia, stał teraz przed nimi cały zmęczony i spocony.
– Więc może sam spróbujesz?! Przegrałem zakład, ale może ty pokaż na co cię stać, co?
Niespodziewanie Syriusz sięgnął po szklankę Ognistej Whisky i opróżnił ją do dna. Potem, z bojową miną, ruszył przed siebie. Nie powiedział ani słowa. Andromeda widziała, jak zbliżał się do kapeli i szepce coś na ucho wokaliście. Tamten skinął głową.
– Ile on wypił? – zapytał z niepokojem chłopak, który uprzednio tańczył z Bellą.
– To tylko na odwagę – odpowiedziała Andromeda, choć nie miała pojęcia, jak często Syriusz wyciągał dłoń po alkohol. Wcześniej zwyczajnie nie zwróciła na to uwagi.
Tymczasem jej krewniak skłonił się przed Belletriks Lestrange w iście dworskim stylu. Najwyraźniej jej zaimponował, bo podała mu dłoń, niczym jakaś lady. Musiało ją nieco zdziwić, gdy kapela zaczęła wygrywać wyjątkowo szybką melodię. Tym bardziej, że Syriusz najwyraźniej miał zamiar podążyć w ten, bardzo wymagający, takt.  Zaczęły się więc pląsy, piruety, bączki, wygięcia, przegięcia, balanse, pośpieszne kroki (Andromeda dałaby słowo, że widziała jak, Bella depcze Syriuszowi po palcach!), a na sam koniec rozległ się upragniony głos rwanego materiału.
Biała suknia opadła, pokryta soczystym rumieńcem Bellatriks została w wyjątkowo kuszącej bieliźnie, natomiast sam Syriusz, zdziwiony, odsunął się na bok. A dzięki temu lepiej było widać upokorzoną pannę młodą. Cyganus Black machnął pośpiesznie różdżką, by naprawić szkodę. Tego, co się stało, nie można było już niestety cofnąć. Bella wyglądała na doprowadzoną do czegoś pomiędzy rozpaczą a furią. Młodzieniec koło Dromedy wybuchnął śmiechem, a ona sama do niego dołączyła.
– Więc to o to mu chodziło! – wykrzyknął o wiele za głośno, lecz wrzask utonął we wciąż wyjącej w niebogłosy kapeli.
31.03.2014 - rozdział zbetowany przez Degausser.

18 komentarzy:

  1. Przepraszam, że dopiero teraz piszę, ale widzę, że nawet to wyszło na lepsze.

    Prolog mi nie przypadł do gustu - może dlatego, że strasznie mi się smutno zrobiło z powodu pana Adolfa i chyba wolałabym, by opisany był od początku do końca z perspektywy Walburgi.

    Za to pierwszy rozdział jak najbardziej mi się spodobał. Styl masz taki lekko "dokumentujący", że tak to ujmę, zwykle go nie lubię, ale tutaj pasuje jak ulał. Jest cała geneza żartu Syriusza: nie mogłam się nie uśmiechnąć, jak okazało się, co mu chodzi po głowie. Ale najlepsze z tego wszystkiego było święte oburzenie pani Black, gdy jej syn trafił do Gryffindoru. Hańba niesłychana! ;)
    Ciekawa jestem, co wymyślisz dalej.

    Ajj, nie mam talentu do pisania komentarzy, mam nadzieję, że mi to wybaczysz.

    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prolog musiał zacząć mugol, a Adolf - no cóż to mała dawka mojego czarnego humoru ;) W zasadzie był tylko punktem przejściowym, a w prologu to Walburga jest jako dodatek - nie odwrotnie. W ogóle to zależy z której strony patrzeć na losy Malumsa :P
      Chyba dobrze, że troche pozwlekałam z odpowiedzią, bo teraz wiem, co miałaś na myśli, pisząc "dokumentujący". I tak, masz rację - tu zwyczajnie wpasowywyuje się idealnie ;) No, przynajmniej jest zgodny z moim zamysłem :)
      Pozdrawiam również ;)

      Usuń
  2. świetnie opisałaś cały ten Syriuszowy żart. Uwielbiam te jego zwariowane pomysły ;3
    W ogóle kocham czasy Huncwotów - to były najlepsze Hogwardzkie czasy!
    Do tego osłupienie pani Black na wieść, że jej syn jest w Gryffindorze - no nie mogłam się nie śmiać, nooo xDD

    Rozdział jest ciekawy. Masz lekki styl, więc i lekko się czytało. Potrafisz pokazać wydarzenia w taki sposób, że czytelnik bez problemu widzi je oczyma wyobraźni. Za to wielkie brawa.

    Pozdrawiam, Literacka N.
    http://nowa-prawda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ;)
      Taak reakcja jest tak urocza, że aż trudno się nie usmeichnąć :D
      Matko, zajrzałabym do ciebie, ale narrator jest pierwszoosobowy, a ja takiego szczerze nie znoszę. Potrzebuję trochę czasu na to, zeby się przemóc.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Z góry przepraszam za chaos, który pewnie zaraz zapanuje w tym komentarzu, ale mam zwyczaj czytać po parę akapitów i od razu komentować, bo inaczej za szybko myśli ulatują mi z głowy.

    W pierwszym momencie trochę brakowało mi w tym opowiadaniu... opowiadania. Skupiłaś się na historii, zupełnie pomijając bieżące wydarzenia, jakby rzeczywistość zupełnie nie miała miejsca. Wydaje mi się, że to trochę bardziej pasowałoby pod prolog (który, notabene, bardzo mi się podobał^^), ale nie będę mieszać się do Twojej wizji ;) Poza tym - trochę mam mętlik w głowie, bo z jednej strony posługujesz się bardzo płynnym, prostym stylem, a z drugiej od czasu do czasu wstawisz jakieś fajne, trochę bardziej wyszukane słowo, a ja mrugam chwilę oczami, zastanawiając się, jak Ty je tam wpasowałaś. Wiesz, czasami stare dobre "pejoratywnie" można zastąpić bardziej przyziemnym "negatywnie" (tak dla przykładu). Chociaż nie powiem, ciekawie się to czyta.

    W gruncie rzeczy niewiele mogę skomentować, bo poza całym dowcipem Syriusza, nie wydarzyło się chyba nic, co wnosiłoby jakiś szczegół do całości. Pierwsze rozdziały jednak to prawdziwy koszmar do napisania (przynajmniej dla mnie), więc zupełnie Ci się nie dziwię. Mimo że nie ruszyłaś z akcją, ogólny zarys postaci całkiem mi się podoba. Brakowało mi tylko tego okropnego charakterku Belli. Chociaż nie wiem, może narodził się on dopiero po latach.
    Ogólnie rzecz biorąc, pierwsze, co rzuca się w oczy, to forma tego rozdziału. Czułam się bardziej tak, jakbym czytała reportaż, nie opowiadanie. Może to moje subiektywne odczucie, wywołane nadmiarem kofeiny we krwi, więc pewnie nie masz się co przejmować. Najwazniejsze jest to, że Tobie się przyjemnie pisało ;)

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja się uparłam, że zacznie mugol i to absolutnie nie mógłby być prolog. Również dlatego, że sugerowałabym w ten sposób, że to Syriusz będzie głównym bohaterem, co jest nieprawdą.
      Natomiast narracja jest celowa. Te szczególne zwroty, bo raczej nie chodzi o pojedyńcze słowa, tylko ich użycie w połączeniu z innymi, to wyróżnik narratora, który jest taką dodatkową postacią w opowiadaniu. Ale i tak bardzo mi miło, że ktoś to dostrzegł ;)
      Ach, ale ten dowcip będzie miał wpływ na kolejny rozdział ^^
      O matko, a gdzież ty tu zauważyła Bellę? Bo, tak po prawdzie, to ona jest raczej tylko opisywana i nie ma okazji wypowiedzieć jednej kwestii ;) Stwierdziłam, że trochę za dużo by tego było i postawiłam na delikatną sugestię.
      No cóż - zobaczymy jaki będziesz miała stosunek do reszty. Ja wiem, pierwsze rozdziały mówią niewiele.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Wiesz, Bella wcale nie musiała się wypowiadać. Właśnie to narrator lepiej wykreuje jakąś postać, niż ona sama siebie ;)
      Każdy ma swój styl i dlatego tak bardzo lubimy te internetowe, amatorskie opowiadania. Twój mi bardzo "leży", kolokwialnie mówiąc, dlatego zauważyłam, że jest dość nietypowy. Wiesz, z czymś takim rzadko się człowiek spotyka i pewnie przez to wpadły mi w oko te niektóre frazesy.
      Ewentualnie czepiam się jak typowa oceniająca na urlopie.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    3. Moim zdaniem, lepiej człowieka określają czyny, nie słowa - nawet narratora. Tu jej rola jest znikoma (brak dialogów z jej strony miał to podkreślić), a taki bidny narrator nie będzie opisywał każdego gościa na weselu :P Spokojnie, w dalekiej przyszłości, na pewno dostanie swoje pięć minut, ale nie teraz ;)
      Tak, w zupełności sie z tobą zgadzam ^^
      Oj tam, oj tam - zupełnie mi to nie przeszkadza, to dobrze, że zwracasz uwagę, bo wtedy wiem, że jesteś dokładna i ci zależy.

      Usuń
    4. Ale to narrator opisuje te czyny, prawda? xD
      Wiesz, wychodzę z założenia, że jak już przeczytałam, postaram się podzielić z Tobą tym, co mi przyszło w trakcie do głowy ;) Kiedy pojawi się coś nowego? ;)

      Usuń
    5. Również :D Ale może też o nich ktoś opowiedzieć, a czasami wystarczy kilka wypowiedzi ;)
      Dzisiaj, jak tylko sprawdzę ^^

      Usuń
  4. Hej!
    Znalazłam twój blog przez katalog, i chociaż tematyka Huncwotów jest dość popularna, lubię o nich czytać (choć trzymam za słowo, że będzie więcej psot niż miłostek, bo te drugie zaczynają mi wychodzić bokiem). O kawałach jednak lubię czytać, a ludzie o tym zapominają, skupiając się głównie na motywie uczucia Lily i Jamesa oraz podrywach Syriusza.
    W każdym razie, cieszę się, że było tu trochę opisów rodziny Blacków, bo bardzo lubię czytać zarówno o nich, jak i innych czystokrwistych rodach i panujących w nich zasadach, aranżowanych małżeństwach itd. Tutaj to wszystko było, i co najważniejsze - było dużo opisów. Jak tu weszłam, to pierwsze co przesunęłam wzrokiem po tekście i ukontentowana ilością opisów i ich przewagą nad dialogami, zaczęłam czytać. Opisy są dobre, a pierwszy rozdział powinien moim zdaniem dobrze zarysowywać sytuację.
    Tutaj mamy całkiem fajny obrazek przygotowań do ślubu Belli oraz relacji Syriusza z Andromedą, tego mi często brakowało w blogach. Choć Bella zachowywała się zaskakująco normalnie jak na nią, nawet kiedy Syriusz wyciął jej numer z sukienką. Swoją drogą, ciekawe, czy się domyślą, że to jego sprawka i czy będzie miał problemy.
    Kawał ogólnie wyszedł fajnie i dobrze się wpasował w rozdział, ale było też parę zgrzytów. Na przykład:
    Według wszelkich założeń szew powinien puścić, gdy tylko Bellatriks wyszłaby z kościoła. what? z kościoła? Od kiedy to czarodzieje są wierzący, co?
    To mi najbardziej zazgrzytało, ponieważ absolutnie nie popieram robienia z czarodziejów ludzi religijnych, skoro kanon nic o tym nie mówił i wątpię, by czarodzieje, a zwłaszcza czystokrwiste rody, przejmowali się jakimiś mugolskimi gusłami.
    I czy czystokrwistych nie pisze się razem? hmm...
    Jednak poza tym było całkiem okej :). Mam nadzieję, że nie jesteś urażona o te uwagi.
    Zapraszam też do siebie, będę wdzięczna za jakąś opinię :). Mam dopiero 2 rozdziały ^^.
    [evelyn-grant.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, że tak jest i sama mam tego serdecznie dość ;) Na razie mogę tylko powiedziec, że zrobię wszystko, co w mojej mocy - a jak będzie to się okaże :D
      Ale czego się spodziewałaś po Belli? Tam był niezły tłumek czarodziejów, rodzinka, a ona sama przede wszystkim w wielkim szoku... Nie mogła wyciągnąć nie wiadomo skad różdżki, wrzeszczeć, czy co tam jeszcze - przynajmniej mi wydawało się to nienaturalne.
      To raczej kwestia na kogo zwalić winę, a nie sprawiedliwości :P Niezależnie od tego, że tym razem Syriuszowi rzeczywiście się należy:)
      O matko - z tym kościołem to przekopałam... Aż walnęłam dłonią w czoło, straszne błoto... No, ale może niektórzy są wierzący? ^^
      Pisze - za to już należy pogratulować kochanemy wordowi. Ehh zaraz poprawię, obiecuję.
      Postaram się wpaść jak najszybciej, choć już mi się wydaje, że kiedyś tam byłam i coś tam widziałam, ale były jakieś przenosiny, czy coś...
      Pozdrawiam serdecznie i dzięki wielkie za opinię ;)

      Usuń
    2. Opowiadanie dopiero się zaczyna, więc wszystko przed tobą ^^.
      No fakt, przy ludziach nie mogła się zachowywać nie wiadomo jak, ale cieszę się, że wykorzystałaś motyw zaaranżowanego małżeństwa. Bardzo lubię ten motyw i uważam, że idealnie pasuje do czystokrwistych rodów.
      Czystokrwiści na pewno nie byli wierzący, zresztą zawsze się czepiam, kiedy ktoś robi z czarodziejów jakichś katolików. W książce nie było nic na temat, aby czarodzieje wyznawali jakąkolwiek mugolską religię, a jeśli już, to pewnie byliby to mugolacy, nie ród Blacków, który gardził wszystkim co mugolskie :).
      Były przenosiny, ale już opowiadanie zostało reaktywowane i opublikowałam pierwsze dwa rozdziały :). Wgl ty jesteś tą A. co kiedyś miała oceniać mój blog na erze-krytyki czy to tylko zbieżność nicków? Tamta A. pisała, że kiedyś czytała opowiadanie o Amerykance w Hogwarcie, a Inny świat też będzie miał taką tematykę :).

      Usuń
  5. Ok, poleciałam dalej z czytaniem. Więcej postaci, więcej szczegółów, no i wzrasta moja totalna niewiedza propos oryginału. Podejrzewam, że o wiele lepiej by mi się to czytało, gdybym miała podstawy, więc teraz to taka średnia przyjemność, bo nawet żadnych smaczków nie mogę się doszukać jeśli jakieś dajesz. Ale czyta się dobrze, choć ja generalnie wolę konkretną akcję i dialogi, więc pierwsza połowa tego rozdziału nieco mnie nudziła, choć rozumiem, że konieczne było wyjaśnienie sytuacji Syriusza i niechęć matki do Gryfonów, mugoli itp. Takich opisów nie da się pominąć.
    Intryga i żart Syriusza wyszły w porządku. Co więcej, gdy mowa jest o jakiejkolwiek postaci o imieniu "Bella" to przed oczami mam - już niestety - nie bohaterkę disneyowskiej bajki, a tą okropną Swan ze Zmierzchu, więc cieszy mnie każda okazja gdy jakaś Bella doświadcza nikczemności ze strony innych :p Szkoda, że ta twoja w fanfiku ekspresyjnie nie wyraziła swojej złości i szoku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej ;) Tu Elfik Book (to nie moje konto)
    Pewnie nawet nie pamiętasz, że zaczęłam czytać Twojego bloga, ale robię to w tak szybkim tempie, że prawie nikt mnie nie pamięta :P
    Ten rozdział był świetny :) Cieszę się, że wprowadziłaś też wątek domu Syriusza. Szczerze to jeszcze nigdy z tym się nie spotkałam, więc bardzo miło jestem zaskoczona :)
    No i oczywiście przedstawiłaś Syriusza jako tego psotnika, co lubi wszystko psuć :) To mi się podoba. Sama chciałabym być na jej weselu i zobaczyć całą tę sytuację. To był genialny pomysł :)
    Za jakiś czas przeczyta kolejny rozdział (kiedyś nadrobię:P )
    Pozdrawiam :)
    Elfik Book

    http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam ;)
      Nigdy? Naprawdę? O, to jestem zaskoczona ^^ Hehe - też bym chciała, no ale niestety ;)
      Kiedyś na pewno, zwłaszcza, że nie mam jakiegoś zawrotnego tempa z publikowaniem nowych rozdziałów.
      Pozdrówka ;)

      Usuń
  7. Witaj! Nosiłam się z przeczytaniem rozdziału do czasu pochłonięcia prologu, jakoś nie wiem, dziwnie się złożyło, że ciągle otwierałam Twojego bloga i zamykałam, ale wreszcie przeczytałam. Po prostu bałam się, że zepsuję sobie tak dobre pierwsze wrażenie! Och, wszystko czytało się w tak sympatyczny sposób, po tekście się wręcz płynęło! Podoba mi się dalej Twoja Walburgia, jest taką babą z krwi i kości, a jak wyobraziłam sobie tę rozmowę z Dyrektorem Hogwartu, hah, staruszek musiał mieć twardy orzech do zgryzienia, przecież ta kobieta to jedna wielka upartość! A jednocześnie mam wrażenie, że mimo całej pogardy i wyniosłości potrafi kochać swoich synów :D Twój Syriusz jest wręcz genialnie wykreowany, cały dowcip był tak w jego stylu, że, och, świetne! Trochę szkoda mi było Belli, mimo wszystko bardzo lubię tę postać i w książce, i w filmie, kreacja Heleny była cudowna! Biedna Tonks, wplątałaś ją w żart Syriusza, musiała znosić na sobie wzrok całej rodziny, która nie była do niej pozytywnie nastawiona :C Och, czułabym się na jej miejscu okropnie!
    No, kończę, wybacz, że tak nie zbyt długo, ale jeszcze mnie będziesz musiała znosić przez kolejne rozdziały, więc nie będę się męczyć z wielkimi komentarzami :D
    Pozdrawiam!
    http://dzikie-anioly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, aż tak dobre było to pierwsze wrażenie?
      Tak, Walburga jest uparta we wszystkim - zarówno w niechęci jak i w trosce; taki jej urok ;)
      Też lubię Bellę, ale bardziej tą filmową.
      Spoko, trzeba zachować siły na czarną godzinę ^^
      Pozdrówka ;)

      Usuń