czwartek, 25 lipca 2013

2 Lodziarnia

S
łońce rozleniwiało wielu ludzi, prażąc tak uparcie w piękne bezchmurne lato roku 1974. Czarodzieje, również jakby nie do końca rozbudzeni, przechadzali się po Pokątnej, spoglądając z niejakim żalem w stronę nieubłaganej gwiazdy. Można by śmiało pokusić się o opinię, że czuli się nieco przytłoczeni gorącem i wielu nękała przemożna ochota zrobienia czegoś z pogodą. Lecz prawo jest jasne – nie wolno czarować przed mugolami, nie wolno zmieniać ich środowiska, nie wolno dawać jakichkolwiek znaków, że magia istnieje. Tak więc wszystkie zacienione miejsca na Pokątnej zastały zajęte, a szczególnie okupowana była lodziarnia.
James Potter siedział przy jednym ze stolików przed lokalem pana Fortescue. Na jego twarzy malowało się znudzenie i pewna irytacja. A przecież tuż pod jego nosem znajdował się pucharek wypełniony idealnie zimnymi lodami! Pulchny chłopiec o mysich włosach spoglądał to na naczynie, to na Jamesa, mając cichą nadzieję, że los się do niego uśmiechnie. James jednak nie zwracał na deser uwagi, zbyt pochłonięty rozglądaniem się wokół. Remus Lupin, który do tej pory był w pełni zaabsorbowany czytaniem „Proroka codziennego”, uniósł głowę znad gazety. Miał wymęczoną twarz, a pod oczami wyraźnie malowały się cienie.
– James, coś ty taki rozkojarzony? – zapytał, przypatrując się, jak kolega wyciągał szyję, by widzieć więcej. Zupełnie jak podczas meczów, gdy z takim zapamiętaniem przeszukiwał trybuny. – Najpierw nas tu zapraszasz, a później kompletnie ignorujesz. Zdecyduj się w końcu, czy wolisz nasze towarzystwo, czy coś innego.
Lupin złożył Proroka i skrzyżował ręce. Był wyraźnie podirytowany. W jego miodowych oczach połyskiwały jakieś niespokojne ogniki, które jednak przywodziły na myśl raczej obawę niż gniew. Chłopak utkwił wyczekujący wzrok w Potterze, a ten wreszcie raczył na niego spojrzeć.
– Bo od trzech dni powinien być u mnie Syriusz – mruknął wreszcie James, z trudem powstrzymując się od obserwacji ulicy.
– I to cię tak trapi? – z powątpiewaniem skwitował Remus. – Wiesz, ile razy ja musiałem czekać na was, bo oczywiście mieliście ciągle coś do załatwienia? I dziwnym trafem niemal zawsze owe coś kończyło się szlabanem.
James jednak machnął tylko ręką. Najwyraźniej nie zamierzał rozwijać wątku.  Lub też jego wina była zbyt oczywista… 
– Nie, pewnie, że nie to – odpowiedział. – Mógłby chociaż napisać, gamoń jeden. Widzę, jaki jest jego brat, więc pewnie i rodzice za nim  nie przepadają. Może teraz się nad nim znęcają?
Remus nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem. Sama myśl, że ktoś mógłby w jakikolwiek sposób pastwić się nad Syriuszem, wydawała mu się śmieszna. Bo Black nie dawał sobie w kaszę dmuchać, ani na pewno nie dał się stłamsić. Lupin nie zdziwiłby się, gdyby zwyczajnie dostał szlaban za jakiś wybryk i tylko dlatego nie pojawił się jeszcze u Jamesa. Wszyscy jego przyjaciele mieli niesamowity dar do pakowania się w tarapaty.
 Teraz jednak Potter patrzył na niego z przyganą.
– James, czy ty siebie słyszysz? Widziałeś kiedyś, żeby ktoś choćby dokuczał Syriuszowi, a on sobie z tym nie poradzi?
Mina Jamesa wskazywała, że usilnie próbował przypomnieć sobie taki przypadek. Zadanie było jednak wyjątkowo trudne, bo nieważne, jak bardzo marszczył czoło i jak mocno przykładał dłoń do skroni, i tak ostatecznie poniósł klęskę. Nie, James Potter nie potrafił sobie przypomnieć takiego przypadku. Westchnął więc i jedynie wzruszył ramionami, zerkając w stronę drugiego przyjaciela. Peter patrzył jednak tylko w pucharek z lodami.
– Chcesz je? To bierz, ja i tak straciłem ochotę – powiedział i przesunął je w stronę Pettigrewa.
Peterowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Bez zastanowienia, nawet nie patrząc na Jamesa podsunął lody jeszcze bliżej siebie i od razu zaczął pałaszować. Na jego rumianych ustach odmalował się błogi uśmiech, widomy znak, że wyjątkowo mu smakowały.
– No ale ty nie masz pojęcia, jak mi się strasznie nudzi – jęknął Potter, znów zwracając się do Remusa.
– A niedaleko ciebie nie mieszkają czasem Dorada i Ciriana?
– No i co z tego? To Ślizgonki. – Najwyraźniej zdaniem Jamesa to jedno słowo zamykało dyskusję.
– A Leo i Cannie?
– Leonardo to palant, a Can wyjechała z rodzicami do… no, gdzieś tam wyjechała i nie będzie jej już do końca wakacji. Widzisz więc, że ten gbur specjalnie robi mi na złość. On doskonale wie, że siedzę tam sam jak palec i nudzę się jak mops.
Remus uśmiechnął się tylko pod nosem, zastanawiając się, od kiedy to jego przyjaciel znał tyle porównań. Do tej pory nie używał żadnych, a już na pewno nie dwóch naraz.
– Spójrzcie tam – powiedział James, wskazując palcem na ulicę.
Chłopak o brązowych włosach szedł z czarnowłosą dziewczyną, która najwyraźniej gdzieś się spieszyła. Oboje mieli na sobie szaty czarodziei – ona purpurowe, on burgundowoczarne. Nawet z tej odległości było widać, że są do siebie podobni. Mieli identyczny układ twarzy, choć dziewczyna nieco delikatniejszy, te same morskie oczy, spoglądające z tylko nieznacznie innym wyrazem. Nos chłopaka był jednak znacznie szerszy niż jego towarzyszki, wyrostek nie posiadał również charakterystycznego pieprzyka na prawym policzku.
– Czy to nie Corvus  Meadowes i jego siostra? – zapytał Peter, uważnie przypatrując się parze.
– Corvi! – krzyknął James. – Corvi, tutaj!
Chłopak obejrzał się w ich stronę i powiedział coś do dziewczyny. Zerknęła na nich, potem rozejrzała się jeszcze, jakby badała okolicę, wreszcie kiwnęła głową. Corvi uściskał ją serdecznie, słuchając dość pobieżnie jej przestróg i odbiegł w stronę lodziarni, odprowadzany uważnym spojrzeniem towarzyszki.
– Wrócę za pół godziny! Czekaj tam na mnie! – Dobiegł ich jeszcze donośny głos dziewczyny, nim odeszła.
– Czołem! – powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha młodzieniec.
Corvus usadowił się naprzeciw Jamesa. Popatrzył na ich puste pucharki, zabrał je i odszedł  bez słowa wyjaśnienia na chwilę, by zaraz wrócić z promiennym uśmiechem i nieco luźniejszym mieszkiem z monetami. Mężczyzna w sile wieku, mający na sobie biały fartuch, przyniósł im nowe porcje lodów, a Corvi rzucił się na nie wyraźnie spragniony.
– Uważaj, bo się zadławisz – przestrzegł z uśmiechem Remus.
– Masz pojecie, jak gorąco jest w tych szatach? – mruknął między kolejnymi porcjami pakowanymi do ust.
– To po co je nosisz? – podjął James, przyglądając się krytycznie jego strojowi.
– Rodzice nie chcieli mnie inaczej z domu wypuścić. Dora też wcale nie pomogła. Powiedziała, że nie ma czasu na moje fochy, bo się spieszy. Też mi siostra!
– Chciałbym mieć taką siostrę – mruknął cichutko Peter.
Wszyscy prócz Petera wybuchli śmiechem, a on sam zaczerwienił się po same uszy. Każdy wiedział, że Dorcas Meadowes jest niezwykle piękną dziewczyną. Już w Hogwarcie tak było, a od tej pory tylko wyładniała. Niewątpliwie kochało się w niej wielu, lecz niewielu udało się zdobyć choćby całusa. Cała czwórka pamiętała natomiast przegrany przez Syriusza zakład w pierwszej klasie. James nie miał wtedy dla niego litości i skończyło się na boczeniu przez okrągły tydzień. Dora była jednak sześć roczników wyżej od nich i parę lat temu ukończyła szkołę Magii i Czarodziejstwa.  Najwyraźniej Peter Pettigrew nie pozbył się afektu do panny Meadowes.
– Siostrę? – udało się wykrztusić Jamesowi przez śmiech. – Chyba jednak nie…
Ponowna salwa rechotu rozległa się po lodziarni. Stara czarownica w śliwkowej szacie spojrzała na nich z pod idealnie równych brwi z wyraźnym niesmakiem. Najwyraźniej liczyła na ciszę i spokój, lecz spotkała ją niemiła niespodzianka.
– A co wy tu tak właściwie robicie? – zapytał Remus, gdy już jako tako doszedł do siebie.
– Dora mówiła, że ma tu się spotkać z jakiś swoim przyjacielem. Chyba miała na myśli Jeana. Pamiętacie go? – Miny Jamesa i Petera jasno wskazywały na negatywną odpowiedź, więc Corvi, wzdychając, dodał: – To był taki kościsty Krukon. Gdy byliście w pierwszej klasie, zamknęliście go w zbroi. Może wreszcie powiedzielibyście, jak to zrobiliście?
James uśmiechnął się do wspomnień. Jeana mało osób lubiło właśnie ze względu na przyjaźń z Dorcas. Ona stanowiła obiekt westchnień wielu, a on ciągle kręcił się koło niej. Część sądziła, że jest jego dziewczyną, choć oboje zawzięcie zaprzeczali. Prawda o zbroi była taka, że Jean znajdował się wyjątkowo blisko odkrycia ich kawału. W pierwszej klasie zwykli co najmniej raz dziennie obrzucać gabinet woźnego łajnobombami – ot tak z nudów, a ten Krukon nawinął się, gdy wracali z miejsca zbrodni. Nie mieli wtedy ochoty odrabiać szlabanu, więc, gdy już ich minął, razem z Syriuszem rzucili się na niego i przewrócili. Jean dość mocno wyrżnął głową w podłogę i stracił przytomność, a Peter, który próbował im pomóc, potknął się o zbroję. Wówczas Potter i Black spojrzeli na siebie i nie było już wątpliwości, co należało dalej robić.
– Nic z tego – powiedział zdecydowanie.
– Kiedyś i tak się dowiem – mruknął.
James wiele razy zastanawiał się, dlaczego nikt nie wiedział, jak to się stało. Najwyraźniej Jean czułby się jednak za bardzo upokorzony, gdyby przyznał się, jak znalazł się wewnątrz zbroi i ani myślał cokolwiek mówić aż do tej pory. Ale przecież przyjaciółce powinien był coś szepnąć. A Dora mogła w końcu ugiąć się i opowiedzieć o tym bratu. Z jakiegoś powodu jednak tego nie zrobiła. Prawdopodobnie właśnie dlatego wiele osób ją szanowało – można było powierzyć jej sekret i być pewnym, że u niej będzie bezpieczny.
– A jak tam Syriusz? Trzyma się jakoś? Bo jego matka wyglądała naprawdę strasznie. – Corvi wzdrygnął się teatralnie, szczerząc zęby, co popsuło efekt.
James i Remus wymienili spojrzenia. Brwi każdego z nich podjechały bardzo wysoko. Peter oderwał się od lodów, nagle zainteresowany rozmową.
– A nie mówiłem! – krzyknął triumfująco James.
–  Cicho – powiedział Remus i zwrócił się do Corviego: – Co masz na myśli?
– To wy nic nie wiecie? – zapytał wyraźnie zdumiony, jednak odpowiedziało mu tylko ciche, niezadowolone prychnięcie Jamesa. – Słuchajcie – kontynuował Corvus, zarzucając na chwilę swoje lody. – Na początku lipca odbyło się wesele kuzynki Syriusza, Bellatriks, na które zaproszono również nas.
– Zupełnie nie rozumiem, czemu mnie nigdy nie zapraszają, przecież to nie moja wina, że tata pokłócił się z wujem Polluksem, gdy miałem rok, czy coś koło tego – mruknął z pretensją James.
 – Naprawdę miałeś ochotę iść na ślizgoński ślub? – zapytał Peter, wpatrując się w Pottera z wyraźnym zdumieniem.
– No… czy ja wiem? Zawsze jakaś rozrywka.
– Aha.
– Dacie mi skończyć, czy wolicie sobie pogadać? – wtrącił się zirytowany Corvi.  – Ślub wypadł jak typowy ślub, ale wesele... Wesele to już zupełnie inna historia – powiedział z uśmiechem. – Zaczęło się jak zawsze. Ta cała Bellatriks jakaś taka sztywna była, uparcie siedziała przy stole, a minę miała naprawdę nieciekawą. Podszedł do mnie Syriusz i pyta, czy wchodzę w zakład. I tak mi się nudziło, więc się zgodziłem. Moim celem było wyrwać pannę młodą do tańca i w jednej piosence zaliczyć wszystkie cztery rogi sali. Wydawało mi się to wyjątkowo łatwe, bo która dziewczyna nie chce widowiskowo tańczyć na takim przyjęciu, nie? Tylko, że ta była jakaś dziwna i nie chciała zbytnio iść ze mną na parkiet, a jak już poszła, to wyglądała na cierpiętnicę. Ledwie obleciałem trzy rogi i muzycy przestali grać. No to poszedłem do Syriusza i mówię mu, że z tą laską się nie da. To on zaczął mi robić wymówki i w końcu sam poszedł. Żałuj, że tego nie widziałeś – powiedział, znów się zaśmiewając, Corvi. – Tak z nią wywijał, że sukienka jej się rozdarła!
– Żartujesz!
– Wcale a wcale! Jego matka od razu spojrzała na niego, ale Syriusz wydawał się równie zaskoczony, co wszyscy. Chyba jednak nie uwierzyła w jego niewinność, bo ledwie go dorwała, to pociągnęła gdzieś w kierunku kuchni. Na wesele już nie wrócił, a Andromeda, jego kuzynka, przemiła babka, poszła się za nim wstawić.
– I mnie tam nie było! – jęknął James. – Ale coś słabo mu poszło, skoro ma teraz szlaban. Mógł sobie darować, przecież zaraz po tym weselu miał do mnie przyjechać. Głupek.
– James, coś mi się wydaje, że oni nawet, gdyby nie mieli twardych dowodów na to, że to on i tak by go nie puścili – stwierdził Remus
– Moja matka pisała nawet do jego matki i wiesz, co ona jej odpisała? Że źle się czuje! No jasne, jak może się czuć dobrze, skoro ma szlaban?
James wyglądał, jakby coś nagle go oświeciło. Być może było to po prostu słońce, a być może nawiedziły go twórcze myśli – co do tego Remus nie miał pewności. Fakt faktem, że Potter zmrużył oczy i potoczył niezwykle uważnym spojrzeniem po kolegach. Znam ten wzrok i wcale a wcale mi się nie podoba, pomyślał Remus. Ilekroć okularnik wpadał na pomysł przeprowadzenia nowej psoty, tylekroć towarzyszyła mu właśnie ta mina.
– A co myślicie o wycieczce?  – zapytał całkiem niewinnie James.
– Czemu nie? – Pierwszy odparł Peter, który najwyraźniej zbyt długo się nie zastanawiał. – W sumie to trochę nudzi mi się w domu i…
– Świetnie! – przerwał mu Potter, szczerząc się do niego. – To jest prawdziwy przyjaciel! – dodał i potarmosił jasną strzechę na głowie Petera. Dziwnym trafem spoglądał przy tym na Lupina. – Corvi?
Corvus, który zdążył znów zabrać się za partię lodów, przełknął ostatnią porcję. Obdarzył Jamesa przepraszającym spojrzeniem i pokręcił głową.
– Wybacz James, ale nie dam rady. Rodzice zrobili się ostatnio strasznie nadopiekuńczy i nawet nie puszczają mnie bez Dory czy Tariego do Luisa albo chociaż Raya…
– Raya? Ja tam bym się bał – wtrącił James. – Wciąż całkiem dobrze pamiętam, jak na zaklęciach pozbawił Petera włosów. I jeszcze nie chciał potem powiedzieć, jak to zrobił – ostatnie zdanie wypowiedział z wyraźną pretensją, po czym oparł głowę na otwartej dłoni.
– Nie przesadzaj – mruknął Corvi. – Dobrze wiesz, że on nie robi tego specjalnie… po prostu… tak jakoś… samo się robi.
James, Peter i Remus wybuchli śmiechem jak jeden mąż. Po chwili Corvus, zdając sobie sprawę z absurdalności swojej tezy, do nich dołączył.
– A jak tam ten twój królik? – zapytał Corvi, stłumiwszy chichot.
James, Remus i Peter spojrzeli po sobie z niezrozumieniem, zastanawiając się, o co też mogło chodzić, gdy wtem nad nimi, nie wiadomo skąd, wyrósł cień. Odwrócili się, starając się spojrzeć w twarz czarodziejowi, lecz słońce, znajdujące się za jego plecami skutecznie im to utrudniało. Postać założyła ręce na boki i ewidentnie popatrzyła wprost na Corviego.
– Przecież uprzedzałam, że masz tylko pół godziny – powiedziała z pretensją kobieta, stojąca nad nimi jak kat nad dobrymi duszyczkami. – Czy ty nigdy mnie nie słuchasz? Zresztą nieważne, musimy się zbierać – zerknęła nerwowo na  zegarek. – Już za dwadzieścia piąta!
Corvi westchnął, najwyraźniej doszedłszy do wniosku, że wszelaki sprzeciw zwyczajnie minąłby się z celem. Tak się nieprzyjemnie składało, że Dorcas  była odporna na różnorakie jego miny czy wymówki. Chcąc nie chcąc, młody Meadowes wstał od stolika, mrucząc pod nosem „do zobaczenia w Hogwarcie” i podreptał za Dorą, której włosy teraz wydawały się delikatnie mienić czerwienią.
– O, Dorcas przefarbowała włosy – powiedział Peter, nie mogąc oderwać od niej oczu.
James i Remus wymienili sugestywne spojrzenia i westchnęli ostentacyjnie. Czasami prędkość kojarzenia faktów przez przyjaciela zwyczajnie ich zatrważała, a w tej chwili obaj zastanawiali się, jakim cudem Peter dotarł do tej czwartej klasy.
–  No co? – ponowił pytanie, zdziwiony reakcjami kolegów, Peter.
– Ona jest metamorfomagiem – stwierdził dobitnie Remus. – Mógłbyś to wreszcie zapamiętać. Profesor O’Connor mówił, że w starożytnym Egipcie roiło się metamorfomagów lubujących się w udawaniu faraonów. Podobno…
– Rem, to było w pierwszej klasie – upomniał go James, by przerwać karcący wywód przyjaciela. Peter czuł z tego powodu za ogromną wdzięczność, bo Lupin tylko wprawił go w zakłopotanie. – Kto by pamiętał? Ważniejsze jest to, czy piszesz się na naszą małą eskapadę – wskazał siebie i Petera, utkwiwszy orzechowe spojrzenie w twarzy przyjaciela.
– W drugiej – poprawił go automatycznie Lupin. – I nie nazywaj mnie tak, mam na imię Remus. Nie sądzę, by ta twoja „wycieczka” była dobrym pomysłem. Mam wciąż do napisania wypracowanie na eliksiry. Pamiętasz o tym jeszcze? Trzy stopy pergaminu na temat najpopularniejszych trucizn oraz ich antidotów.
Potter tylko machnął ręką, nie okazując większego zainteresowania. Pettigrew natomiast wyraźnie zbladł i spojrzał na przyjaciela z prośbą. Remus westchnął, widząc, że jego koledzy najwyraźniej zupełnie nie myśleli o przygotowaniach do następnego roku nauki. Ja jednak mam dług wobec Dumbledore’a i nie mogę go zawieść. Nie po tym, co dla mnie zrobił. Gdyby tylko ktoś poznał prawdę…
Lupin wzdrygnął się.
W marcu tego roku jego przyjaciele poznali prawdę na temat drugiej natury Remusa.  Wtedy myślał, że wszystko jest skończone, że Syriusz, James i Peter odwrócą się od niego, wieść o jego przypadłości rozniesie się po szkole i będzie musiał na zawsze opuścić Hogwart. Brał nawet pod uwagę, że najprawdopodobniej jego różdżka zostanie przełamana, tak jak własność Hagrida. Stało się jednak zupełnie inaczej. Nigdy w życiu Remus nie doświadczył tak wiele zaufania, tolerancji i zrozumienia ze strony kogokolwiek w swoim wieku. Był im więc niewysłowienie wdzięczny i starał się jak mógł być dla nich wsparciem, nie zawadą. W dodatku świadomość, że w te straszne noce, gdy zamieniał się w wilkołaka, ktoś prócz rodziców troszczył się o niego i zastanawiał jak mu pomóc, dodawała niewysłowionej otuchy.
– To jak, Remusie? Idziesz z nami odwiedzić Syriusza?
– Uważam, że nie powinniśmy się narzucać. Skoro jego matka twierdzi, że nie czuje się najlepiej, to może bardziej adekwatne będzie napisanie i…
– Wysłałem do niego chyba z dwadzieścia listów i na żaden nie odpisał. Na żaden. A to zupełnie nie w jego stylu. Zresztą, pamiętasz, jak mnie opieprzał, gdy zwlekałem chyba dwa dni z odpowiedzią? Mówił coś, że to w złym guście, cholerny arystokrata!
– Może jest chory, a jego matka nie chce, żebyśmy się zarazili? – Remus sam nie wierzył w taką możliwość, wspominając utyskiwania Syriusza na rodzinę.
James tylko prychnął, nie komentując tego w żaden sposób. W głębi duszy postanowił udać się do domu Blacków i mężnie stawić czoła temu, co tam zastanie. Uważał, że to jego obowiązek, a ponadto już wietrzył przygodę.
– Pete, pamiętasz adres? – zwrócił się do Pettigrewa.
Chłopak wydawał się zaskoczony, że pytano go o zdanie. Potter robił to bardzo rzadko, zazwyczaj adresatem takiego pytania był Syriusz.
– Grimmauld Place… – zająknął się, nie dokończywszy zdania.
– Tyle, to ja wiem, ale jaki to był numer? Chyba coś po dziesiątce, prawda?
– Chyba tak – mruknął speszony Peter.
– Dwanaście. Grimmauld Place numer dwanaście – podpowiedział usłużnie Lupin, wyraźnie przytłoczony poczuciem winy. Zastanawiał się, czy nie powinien iść z nimi, a wręcz dochodził do wniosku, że zdecydowanie tak należałoby postąpić.
– Dzięki – powiedział James i wstał od stolika. – Jakoś poradzimy sobie we dwóch. Nie martw się, Rem. Wyciągniemy z Syriusza, o co chodzi z tym królikiem.
James puścił oko w kierunku przyjaciela i ruszył wzdłuż ulicy. Miał na sobie jedynie krótkie, białe spodenki z dwoma czarnymi pasami po bokach i bladożółtą koszulę, której kilka guzików u góry było odpiętych. Potter zawsze zakładał dokładnie to, co odpowiadało mu w danej chwili. Do tylnej kieszeni spodenek wrzucił różdżkę, odwrócił się i pomachał na pożegnanie, krzycząc, że napisze o szczegółach najdalej za kilka dni. James poprawił jeszcze irytująco zsuwające się okulary, by zaraz zniknąć z pola widzenia przyjaciół. Najwyraźniej miał zamiar przejść się jeszcze kawałek, nim wezwie Błędnego Rycerza i pogna wprost do Doliny Godryka. 
11.04.2014 - rozdział zbetowany przez Degausser. 

21 komentarzy:

  1. O, rok 1974? Czyli twoi bohaterowie są dopiero w 4. klasie? Dość niespotykane, przyznaję, bo prawie wszystkie blogi o Huncwotach, jakie do tej pory czytałam, dotyczyły 7. roku, ewentualnie sporadycznie 6. Wgl u ciebie w tym 1974 Voldi już działa, czy jeszcze jest sielankowo? W tym rozdziale w sumie nie było tego czuć, więc dlatego pytam ^^. W sumie nie do końca wiadomo, kiedy on dokładnie zaczął działalność, a w każdym fiku i tak jest nieco inaczej.
    Spotkanie na Pokątnej wypadło jednak całkiem fajnie. Choć może nie jestem maniaczką tego typu scen i wolę opisy niż dialogi, to jednak muszę przyznać, że choć momentami było ich nieco przydużo, wyszły całkiem naturalnie.
    Zastanawiam się też, czy ten Corvus jest jakimś ich znajomym z Hogwartu i zarazem bratem Dorcas? Troszkę szkoda, że nie wyjaśniłaś czegoś więcej, a po prostu wrzuciłaś go tutaj. Jakoś tak lubię, kiedy wyjaśnienia jednak są. Łatwiej się wtedy zorientować w poszczególnych postaciach.
    Wgl bardzo się cieszę, że u ciebie Dorcas jest starsza od Huncwotów, bo zwykle spotykam się z ff, w których jest ich rówieśnicą i zwykle także dziewczyną Syriusza. Nie wiem, skąd takie pomysły, skoro w książce padło w sumie tylko jej nazwisko, no ale... Och, i jest metamorfomagiem. Mam słabość do metamorfomagów :).
    Więc Syriusz się nie pojawił? Jego matka zapewne domyśliła się, że to jego sprawka, i może faktycznie dostał szlaban, przez co nie mógł zjawić się u Jamesa. W ogóle zawsze mi było szkoda Syriusza, musiał znosić taką mamuśkę i w ogóle taką okropną rodzinkę, z której poglądami się nie zgadzał... Jestem jednak ciekawa, jak wypadną odwiedziny na Grimmauld Place i czy Walburga w ogóle wpuści kumpli swojego syna, skoro pewnikiem uważa ich za nieodpowiednie towarzystwo.
    Ogólnie jednak było całkiem fajnie ^^. Ciekawa jestem, jak opiszesz Hogwart.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, urocza czwarta klasa, żeby jakoś przedstawić tych bohaterów nim dotrą do końcowych roczników i zaczną fikać ;) A z tego co doczytałam się na jakiejś wiki to wynika, że wojna zaczęła się w 1970 i, że w tym samym powstał ZF - takie też jest założenie. Ale na razie nie jest to konflikt otwarty, a tylko podchody - więc tak, na razie panuje sielanka :D
      A mi się wydaje, że właśnie w sam raz, aczkolwiek postaram sie bardziej w następnym rozdziale.
      Wydawało mi się to oczywiste. Corvi i Dorcas mają te same nazwiska, a w opisie wyraźnie zaznaczyłam ich podobieństwo - tak, są rodzeństwem. A skoro spotkali się na Pokątnej i rozmawiali na stopie koleżeńskiej to jasnym wydawał mi się wniosek, że Corvi chodzi do Hogwartu razem z chłopakami i dość dobrze sie znają. Sądziłam, że to powtarzanie rozmowy w opisach i dlatego darowałam to sobie, ale może to był błąd.
      Tak, wiem co masz na myśli :P Też zaczęło mnie to męczyć. I również zaczynam coraz łaskawszym okiem spoglądać na matamorfomagów, tylko że są tak rzako spotykani i najprawdopodobniej Dora będzie jedyna w tym opowiadaniu :(
      Masz nosa ^^ Ale Walburga się o niego troszczy i tak to objawia, tu tak naprawdę nie ma złośliwości (choć tak odbiera to na pewno sam Syriusz :P). A, co do wpuszczania do domu - pożyjemy, zobaczymy ^^
      Dzięki wielkie ;) To dopiero będzie wyzwanie!

      Usuń
    2. W sumie rzadkością są opowiadania o tak młodych uczniach ^^. Większość autorów ff decyduje się na 6. bądź 7. rok, co tyczy się zarówn Huncwotów, jak i innych postaci bądź jakichś OC.
      W sumie tak właśnie myślałam, że koło 1970, też chyba w którymś opowiadaniu to miałam, ale niestety musiałam przesunąć czas akcji z roku 1980 do 1999 :(. Ale i tak czekam na jakieś mroczne wydarzenia, uwielbiam motyw wojny czarodziejów.
      No, że są rodzeństwem, to się domyśliłam, ale nie sprecyzowałaś jego wieku, to nie wiedziałam, czy on chodził z nimi do klasy, czy może jest starszy czy co ;). Dlatego zdziwiło mnie jego pojawienie się. Wgl on też będzie Gryfonem, czy jest w innym domu?
      No, ja też nie byłam przekonana co do Dorcas jako rówieśnicy i dziewczyny Syriusza. W końcu w książce nic o tym nie było, a spotkałam Dorcas w dosłownie każdym domu Hogwartu, ale zawsze była blisko z Syriuszem.
      Metamorfomagów lubiłam zawsze (wgl zawsze bardzo lubiłam Tonks), dlatego tak ochoczo ich tworzę, ale u mnie też będzie tylko 1 metamorfomag, bo to rzadka zdolność. Tylko na grupowcach bywa ich więcej niż 1, no ale tak to jest.
      A w pierwszej wersji Innego świata też miałam Walburgę. I nawet kiedyś opisywałam scenę, jak Evelyn pokazała jej pewien wulgarny gest :).
      ps. Na IŚ (evelyn-grant) mam nowy rozdział ^^.

      Usuń
    3. Tak wiem, ale 7 wywaliłam na wstępie, bo wtedy oni byli już zbyt "ogarnięci" :P, 6 uznałam też za mało odpowiednią (w końcu wtedy Voldi musiał rozrabiać) do psocenia, od 5 nie chciałam zaczynać, bo te wakacje musiałaby zacząć ucieczka Syriusza i nie miałabym żądnej możliwości napisania czegokolwiek więcej o jego rodzinie, a poza tym SUMy... najchętniej pominęłabym scenkę pod drzewem.
      Po cichutku postaram sie przemycać ;)
      Corvi jest w innym domu, ale spokojnie - pojawi się jeszcze i wtedy bedzie wiadomo jaki wiek, dom i takie tam. Nie chciałam za dużo upychać na raz ;)
      W każdym? A ja nie widziałam jej jeszcze w Hufflepuffie ^^ Albo tylko tak mi się zdaje...
      Jakoś do tej pory raczej nie nie interesowali, dopiero niedawno coś mnie wzięło. No, ale zapomniałabym o małej Tonks! Ona bedzie druga i definitywnie ostatnia (o ile mozna o niej mówic jako o postaci występującej, bo nie przewiduję dla niej wielkiej roli :P).
      Ooo, tego nie wiedziałam - ale w takim razie szkoda, że z niej zrezygnowałaś :(
      Dobrze, że napisałaś, bo coś ci obserwatorzy ostatnio nawalają...

      Usuń
  2. Rozdział jest zarówno ciekawy jak i tajemniczy. Weźmy spotkanie na pokątnej. NIby sielanka, wszystko ślicznie, ładnie, aż nagle na scenę przybywa Corvus i zaczynają się moje wątpliwości. On jest bardzo intrygującą postacią...
    Zastanawiam się cały czas kim on jest...

    Dorcas zdobyła moje serce. Jest tak ujmująca osóbką, że z miejsca ją polubiłam. Do tego jest metamorfomagiem, co mi się zdecydowanie podoba. :)
    I szkoda mi tylko, że mój kochany Syriusz vel Łapa się nie pojawił. Szkoda, szkoda. Uwielbiam go przeca, no. :-)
    A z Jamesem stanowią świetną ekipę, wiec gdyby rzeczywiście udało mu się wpaść do Rogacz, było by ostro. xDDD

    Pozdrawiam serdecznie, Literacka N.
    [upadli-aniolowie]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, Corvi Meadowes cię niepoki? Chociaż może czytasz mi w myślach i widzisz jego odległą przyszłość, hmm? Nie wolno tak robić!
      Też ją lubię, więc cieszę się, że nie tylko ja :D. Chociaż wcześniej wydawało mi się, że w tym rozdziale jest nieco... niedobra (dla brata).
      Też go bardzo lubię, ale w poprzednim rozdziale było sporo o nim i trzeba było trochę odpocząć ;D
      O matko! To by było przerażające - wtedy do żadnego ślubu prawdopodobnie by nie doszło ^^ Sala nie wytrzymałaby.

      Usuń
  3. A to już się czytało baaardzo przyjemnie. Ten rozdział jest inny od poprzedniego: opisujesz jedynie teraźniejszość, a nie wydarzenia na przestrzeni jakiegoś dłuższego czasu. Ciekawe, jak chłopcy poradzą sobie z wyratowaniem Łapy. ;)

    Moją sympatię wzbudził chyba najbardziej Lupin, choć - przyznam - nie do końca załapałam, o co chodziło z przełamaniem różdżki i wyrzuceniem ze szkoły. W sensie: rozumiem tolerancję i wdzięczność względem przyjaciół, ale nie mam pojęcia, dlaczego to, że oni poznali jego sekret, miało wpłynąć na jego dalszą edukację. Najpierw Dumbledore, potem chłopcy... i jakoś tak mi zabrakło ciągu przyczynowo - skutkowego. ^.^'

    I, przyznam, aż dziwnie mi się czyta o Jamesie Potterze, który nie lata z wywieszonym językiem za Lily Evans (niewiele dotychczas huncwowckich ff czytałam, ale - jak wiadomo - to był główny motyw). Dziwnie w sensie pozytywnym, choć gdzieś tam podświadomie tylko czekałam na jakieś wspomnienie o dziewczynie. ;)

    Ach, i mój faworyt: "James wyglądał jakby coś nagle go oświeciło. Być może było to po prostu słońce, a być może nawiedziły go twórcze myśli – tego Remus nie był pewien.". Uwielbiam te dwa zdania! :D

    Gdzieś tam po drodze dwóch przecinków Ci zabrakło, ale to szczegół. Aha, i sprawdź sobie poprzedni rozdział - rozjechał Ci się strasznie, przynajmniej u mnie interlinia się zrobiła jakaś taka... ogromna.

    Dobra, nie nudzę, bo - jak mówiłam - talentu do komentarzy nie mam. ^.^'

    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym jeszcze trochę poprzynudzam na początku przeszłością , wybaczysz? Wiem, że lepsza teraźniejszość, ale tylko jeszcze ten jeden, ostatni raz muszę :D
      Bo mogli o wszystkim ropowiedzieć, uczniowie by się dowiedzieli, poxniej rodzice -> skargi, nietolerancja, szykany -> albo Lupin sam by odszedł, albo Dumbel jednak musiał sam go wyrzucić, a przełamanie różdżki to już ponura wizja Remusa... Bo i jak nie w pełni wyedukowany czarodziej mógłby czarować, nawet po ukończeniu 17 lat? Ja sobie tego nie wyobrażam i Lupin też nie ;)
      Mi wydaje się przesadą wbijanie Jamesowi do głowy tylko i wyłącznie Lily, szczególnie w wieku 14 lat (jeszcze zdąży się nabiegać). I właśnie do tego nieustannego biegania za Evansówną mam największy zarzut w tych opowiadaniach - bo Jim głupi nie był i jakieś granice własnej godności musiał mieć. Dlatego cieszę sie bardzo, że ci się podobało, aż mi skrzydełka urosły ;)
      :P ja też je bardzo lubię.
      Ehh, boja ślepa kura jestem i chyba nigdy wszystkiegonie wypatrzę. Sprawdzone, poprawione - dzieki, że powiedziałaś o tym wrednym łobuzie, bo pewnie by wisiał i straszył.
      Masz, masz - tylko jeszcze o tym nie wiesz ;)
      Pozadrawiam również chłodniutko (już i tak za dużo gorąca dzisiaj ^^).

      Usuń
    2. No, nie twierdzę, że przeszłość jest taka zła. Tylko chodzi mi raczej o... tę zmianę stylu? Raz tak, raz tak.

      Lupin... W pewnym sensie załapałam ten szyk, ale nie wynikał on bezpośrednio z tekstu - przynajmniej takie odniosłam wrażenie.

      No i pewnie. ;) Jakoś też mi zawsze trudno było się pogodzić z myślą, że James porzucił huncwotowanie na rzecz ganiania za Lily. Mało prawdopodobne, nawet psychologicznie, mi się to wydawało.

      Wiesz, pewnie to jakieś wariacje bloggerowe. Cieszę się, że pomogłam. :)

      Usuń
    3. To aż tak bardzo widać różnicę? Starałam się, żeby przejścia były raczej płynne i jakoś specjalnienie skakać od wątku do wątku. Ale to z następnego rozdziału powinno być ostatnim kawałkiem pisanym z pewnej perspektywy czasu, obiecuję ;)
      Już sama nie wiem. Skoro w jednym zdaniu było, że mogli go wyrzucić, a w drugim, że istniała możliwość przełamania różdżki (z powodu wyrzucenia), to wydawało mi się to logiczne. Może masz jakiś pomysł zmienienia tego na bardziej zrozumiałe, trafniejsze?
      Ha, wreszcie ktoś, kto ma do tego taki sam stosunek jak ja. Myślę dokładnie tak samo ;)
      Dzięki śliczne :D

      Usuń
    4. Nie chodzi nawet o skakanie z wątku na wątek, tylko po prostu ten styl. Jak opowiadasz o przeszłości, o wydarzeniach, które trwały na przestrzeni dłuższego czasu, jest po prostu bardziej "dziennikarski".

      Hm... " Wtedy myślał, że wszystko jest skończone, że Syriusz, James i Peter odwrócą się od niego, że będzie musiał na zawsze opuścić Hogwart. " To może po prostu to, co napisałaś wyżej? "Wtedy myślał, że wszystko jest skończone, że Syriusz, James i Peter odwrócą się od niego, wieść o jego kłopocie rozniesie się po szkole i będzie musiał na zawsze opuścić Hogwart." Lub coś w ten deseń. ^.^'

      I tak sobie wyłapałam też "Petingrew" zamiast Pettigrew, przy okazji czytania raz jeszcze... Literówka. ;)

      Przepraszam, że dopiero teraz, ale jakaś taka rozkojarzona ostatnio jestem. ^.^'

      Usuń
    5. To zaraz zabieram sie za dopowiadanie i poprawianie (ślepota ze mnie straszna...). Dzięki wielkie, że zauważyłaś ;)
      Nie szkodzi, mnie również te upały odbierają checi do wszystkiego...

      Usuń
  4. Siema :D
    W końcu zmobilizowałam się na tyle, by zajrzeć tu (generalnie na cały blogspot) na trochę dłużej niż zazwyczaj ;) Trochę ogarnęłam u siebie i w końcu stwierdziłam, że czas zrobić to samo z blogami znajomych, nadrobić zaległości itddd.. a więc do rzeczy:
    Być może to wina tego, że byłam strasznie rozkojarzona, kiedy czytałam prolog i rozdział i przyznam szczerze, że średnio się odnajdywałam w tamtych tekstach, ale za to dwójka wg mnie była git :) Choć może to właśnie wina różnego samopoczucia, ale po prostu ostatni rozdział jakoś subkietywnie uważam za lepszy od poprzedników, więc mamy tendencję wzrostową, tak trzymaj! :D
    Wstrętny jest ten Black, że tak paskudnie postąpił na ślubie kuzynki... :c
    Fortescue pojawiał się w kanonie? Bo mam wrażenie, że już się gdzieś na tą nazwę natknęłam w połączeniu z Huncwotami.
    Na razie ciężko mi ocenić jakkolwiek fabułę, spotkali się, było miło... ale czekam na więcej ;)

    No i tak z uwag trochę mniejszej wartości, bo dotyczących wyglądu bloga: wg mnie litery trochę za bardzo zlewają się z tłem. Może to ja mam już za stare oczy, no ale musiałam je nieźle nagimnastykować, żeby doczytać do końca. I widzę już u góry, że czcionka w komentarzach już w ogóle szaleje :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sę więc cieszę, że wracasz ;) WRESZCIE :P
      Dzięki, postaram się, pani kapitan! ^^
      Prawda? Należy mu się sroga kara... np. pobyt w Azkabanie.
      Tak, to właściciel lodziarni na Pokątnej, Harry siedział tam i wcinał lody chyba w 3 części (chociaż mogę się mylić :P).

      O, a wcześniej nikt nie narzekał na widoczność treści. Po następnym rozdziale zapytam tak ogólnie i okaże się czy to czasem nie wina pory (widzę, że jesteś nocnym markiem ^^). Czcionka w komentarzach jest wycieniowana, ale jeżeli ci to przeszkadza, to mogę to zmienić ;)

      Usuń
    2. Tzn... nie wiem :D Teraz powiększyłam sobie generalnie Twoją stronę i w sumie widać lepiej, pewnie zależy jaki kto ma monitor i ustawienia ;)
      Nocny, nocny, a jakże!
      Nie, nie zmieniaj, ma być tak, jak pasuje Tobie, a nie mi, tym bardziej, że zaglądam na blogi raz na rok xD

      Usuń
  5. No, nareszcie jestem! Przeczytałam. W prologu wkradły ci się natomiast całe trzy błędy:
    "w operacji Garden Market" - Market Garden (przepraszam, tryb historyka mi się włączył, ale powinno być odwrotnie)
    "(...)chyba jeszcze z przed wojny". - sprzed
    "Chyba mata wie lepiej, prawda?" - matka

    Jeśli chodzi o samo opowiadanie, to czyta się przyjemnie. Warsztat masz więcej niż przyjemny (te opisy w pierwszym rozdziale! Chciałabym tak) i fajnie kreujesz postaci. Jak na razie najwyraźniej i najlepiej wykreowany jest Syriusz. Peter jest dość fankanonicznym (jak na razie) dodatkiem i definiuje się przez jedzenie. Chętnie przeczytałabym coś więcej o Lupinie, gdyż albowiem ponieważ Lupin moją ulubioną postacią z huncwockich fików jest i basta!
    Nie jestem pewna tych wszystkich rodzinnych powiązań, szczególnie z rodziną Potterów, ale serię czytałam dość dawno, pewnie coś mogło mi umknąć. No chyba że to fankanon, wtedy zwracam honor.
    Cóż więcej, cóż by tu więcej napisać? Na pewno to, że czekam na kolejny rozdział.

    PS. Kurcze, nie umiem pisać takich fajnych komci jak ty :(
    PS2: Nowy rozdział na Fauście też jest. Więc zapraszam, gdyby mój blog gdzieś się u ciebie zgubił. Jak chcesz, mogę ci zostawiać informacje w SPAMie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już poprawione ;) Dziękuję, bo ja to ślepa już jestem na błędy :D
      Nawet nie wiesz ja mi miło usłyszeć coś takiego od ciebie ^^ Mi tam wydaje się, że opisy są ciut drewniaste i brak im polotu :( Kreacja? Po 2 rodziałach to i tak się cieszę, że jest jakoś wyczuwalna ;) A Peter to sobie zagarnął całkiem sporo miejsca w 3 rozdziale, więc na pewno sporo nadrobi. To postaram się jakoś zmotywować Luńka do działania ^^
      Nie, to nie mój wymysł. Przy pomocy niezastąpionej wiki wykleiłam drzewko genealogiczne Blacków i znalazło się tam całkiem sporo znajomych :P
      P.S. Zawsze fajnie dowiedzieć, że pisze się fajne komcie :D
      P.P.s. To się zabieram dzisiaj. Do spamu to ja zagladam tylko okazjonalnie w poszukiwaniu czegoś, gdy mi się nudzi (co ostatnio zdarza sie rzadko ^^).

      Usuń
  6. Cóż, kocham Syriusza!!! :)
    Jest to mój ukochany bohater, dlatego od razu zapałałam sympatią do tego opowiadania. Druga sprawa to fakt, że opowiada ono o czasach Huncwotów. A to bardzo interesujący =okres w dziejach Hogwartu. :d
    W sumie chyba dobrze, że James dostał szlaban, bo jak by wpadł na tą imprezę, to aż się boję co by to było. W końcu wiadomo, czemu zwany jest Rogaczem xddd
    Acz muszę przyznać, że byłoby wtedy ciekawie. :))

    Ogólnie to rozdział jest ciekawy. Dużo się w nim dzieje, dzięki czemu czytelnik się nie nudzi. Jest to wartka, dobrze rozłożona akcja.
    BRAWO! xDDD

    Pozdrawiam serdecznie, Conssye.
    http://wyboje-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bardzo lubię Syriusza i te czasy ;)
      James nie miał szlabanu - jego rodzice nie utrzymują kontaktu z Blackami z powodu nieporozumień.
      Oj byłoby, byłoby ^^
      Bardzo się więc cieszę :D
      Pozdrawiam również ;)

      Usuń
  7. :D Ten rozdział był świetny.
    Jak wiesz dopiero zaczęłam czytać Twój blog i jeszcze zbytnio nie wiem czego się spodziewać. Choć bez najmniejszego wahania mogę powiedzieć, że wspaniale przedstawiłaś Huncwotów.
    To było super jak James martwił się o Syriusza. To jest prawdziwy przyjaciel. Prawdą jest, że trochę przegiął, ale to nieważne. A Remus oczywiście poważny, rozsądny. Po prostu kocham tego chłopaka ♥ :P Miałam do niego zamiłowanie odkąd pojawił się w trzeciej części Harry'go. Zresztą do Syriusza i Jamesa też. Dlatego tak kocham czytać blogi o tych czasach.
    Jestem ciekawa jak wypadnie mała wizyta Jamesa i Petera u państwa Black. To będzie fantastyczne. Mam nadzieję, że jednak Remus też pójdzie. On tam jest koniecznie potrzebny. Ktoś będzie musiał ich ogarnąć ;)
    Pozdrawiam :)
    Elfik Book

    http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, co dzieje się na czwartym roku Huncwotów pełni w sumie rolę olbrzymiego wprowadzenia. Stąd też pewnie zawierać będzie pewnie najwięcej rozdziałów, ale mi zwyczajnie niezbędne są takie, a nie inne początki, by później móc na nich bazować. Szczególnie, że dwa ostatnie lata naszych urwisów będą bardzo mocno czerpać z wydarzeń z właśnie tego roku.
      Dziękuję ;) Ja też lubię czytać blogi o Huncach, bo oni są tacy, tacy fajni :D
      Ojć, a czemu koniecznie? Nie lepiej jak właśnie nie będzie komu ich ogarnąć? ^^

      Usuń