K
|
ołatanie do drzwi przerwało ciszę
w domu numer dwanaście przy Grimmauld Place. Po chwili dźwięk przybrał na sile,
stając się jeszcze bardziej nieznośnym. Żaden z domowników się nie podniósł.
Orion wciąż czytał „Proroka Codziennego”, śledząc kolejny artykuł leniwym
spojrzeniem. Na jego czole pojawiła się niewielka zmarszczka, ale nic poza tym
nie świadczyło, że coś zakłócało mu spokój. Walburga, która do tej pory powoli sączyła
kawę, uniosła wysoko brew i pytająco spojrzała na syna. Regulus tylko pokręcił
nieznacznie głową, na chwilę przestając ćwiczyć zaklęcia na martwym pająku, leżącym
przed nim na stole.
Wszyscy
usłyszeli gramolenie się starszawego skrzata domowego, ruszającego, by otworzyć
drzwi. Gdy światło wlało się na cienisty korytarz, dosłyszeli skrzekliwy głos
sługi, który jak zawsze miał obowiązek powitać wszelkich gości i uzmysłowić im,
że zawitali w progi domu państwa Black. Kiedy Stworek skończył deklamować
ustaloną formułkę, ich uszu dobiegł nieznany, wesoły głos młodego chłopaka.
– Patrz,
Peter! To skrzat domowy! Moi rodzice mówili, że też kiedyś mieliśmy jednego.
Ale umarło mu się ze starości, gdy tata miał ze trzydzieści lat. Syriusz nie
mówił, że ma własnego.
Orion
zacisnął dłonie na gazecie, a Walburga z brzękiem odstawiła filiżankę na
spodek. Rzuciła młodszemu synowi zaskoczone spojrzenie, ale Regulus uciekł
wzrokiem.
– Kto to
jest? – zapytała więc ostro, lecz chłopak uparcie milczał.
– Regulusie
Arkturusie Blacku, odpowiadaj, gdy matka pyta – upomniał go ojciec.
– My do
Syriusza. – znów dobiegło ich z korytarza. – Jesteśmy jego kumplami z Hogwartu,
zastaliśmy go?
– Skąd mam
wiedzieć? – mruknął wreszcie Regulus, poddawszy się. – To nie moi znajomi. Mogę
odejść?
– Idź –
rzucił Orion, zwinął gazetę i odłożył ją na stół.
Walburga
posłała mężowi spojrzenie pełne gniewu. Nic jednak nie powiedziała.
Regulus wstał
z ciemnego, skórzanego fotela i odszedł powoli po puchatym dywanie. Jego
rodzice usłyszeli jeszcze słabe poskrzypywanie schodów, gdy syn wchodził na
górę. Walburga powiodła wzrokiem po regale, na którym piętrzyły się różnego
rodzaju lśniące odznaczenia i przymknęła na chwilę oczy, by już zawczasu
przygotować się na impertynencję gości.
Stworek
wprowadził do pokoju dwóch chłopców. Wyższy szybko kroczył przodem. Był
średniego wzrostu, nosił przekrzywione, okrągłe okulary. Co prawda miał na sobie
szatę czarodziejów, ale znajdowała się ona w opłakanym stanie. Paskudnie
rozdarty rękaw i kilka kropel krwi na kołnierzu zbyt wyraźnie świadczyły, że
wdał się w bójkę. Walburga odnosiła również wrażenie, że chłopak jest
niedożywiony, bo sylwetkę prezentował iście patykowatą. Jego czarne włosy były
natomiast w zupełnym nieładzie, zwichrzone na wszystkie strony. Choć pani Black
nie mogła oprzeć się wrażeniu, że skądś znała tego chłopca, zdecydowanie wolała
go nie widzieć w towarzystwie swego pierworodnego. Szczególnie, że drugi z
przybyszy wyglądał w jej opinii jeszcze gorzej. Ubrany był w mugolskie spodnie
i koszulę, co prawda zadbane, czyste i wyprasowane, ale taki strój nie
przystawał żadnemu czarodziejowi.
Walburga
skrzywiła się, patrząc na obu przybyszów.
Skrzat domowy
skłonił się przed nią nisko, nosem zamiatając szmaragdowy dywan. W pasie miał przewiązaną
niezgrabną, choć dość czystą, przepaskę, która jednak zsuwała się na kościste
biodra.
– Szanowni
państwo, przybyli goście. Pan James Potter – Stworek wskazał ręką chłopaka w
okularach – oraz Peter Pettigrew – tym razem jego przydługie paznokcie niemal
dosięgły ręki drugiego – pragną widzieć się z paniczem Syriuszem. Oczywiście
uprzedziłem ich, iż młody panicz nie przyjmuje gości, lecz oni nalegają.
Teraz obie
brwi Walburgi uniosły się wysoko w górę. Syn jej kuzynki, który jeszcze w
Hogwarcie sprowadzał na złą drogę jej pierworodnego, miał czelność przyjść
tutaj, w progi domostwa Blacków, i żądać spotkania z Syriuszem. Zupełnie nie
mieściło się jej w głowie, jak można zachować się tak niewłaściwie, wręcz
grubiańsko.
Oboje z
Orionem postanowili, że Syriusz nie pojedzie do Potterów, pozostając w swoim
pokoju. Nie mieli co prawda żadnych dowodów jakiejkolwiek winy syna w związku z
incydentem na weselu, ale uznali, że profilaktyczna kara mu nie zaszkodzi. W
dodatku Bellatriks wydawała się przekonana, że jej suknię ślubną zniszczył
właśnie Syriusz i usilnie nalegała na karę. Państwo Black zakazali więc
pierworodnemu wyjść i spotkań z przyjaciółmi, a jego wolny czas zorganizowali sami,
zatrudniając nauczycieli francuskiego, genealogii, tańca, manier oraz łaciny. W
ten sposób Syriusz nie miał nawet czasu pomyśleć o spotkaniu ze znajomymi.
Natomiast listy, które do niego, adresowano
przechwytywał Stworek i przekazywał wprost do rąk Walburgi. Jako że ani jeden
nie zasługiwał na uwagę, nie oddała żadnego synowi.
– Syriusz nie
przyjmuje gości – powiedziała zdecydowanie Walburga. – Byłabym więc wdzięczna,
gdybyście raczyli już opuścić ten dom, a następnym razem byli tak uprzejmi i
zap…
– Ale czemu
nie możemy zobaczyć się z Syriuszem? – zapytał bezwstydnie okularnik i wbił w
kobietę uporczywe spojrzenie orzechowych oczu.
Na szyi pani
Black pojawiła się niebezpiecznie pulsująca żyłka – widomy znak, że właśnie
traciła nad sobą panowanie. Kobieta przymknęła jeszcze raz oczy, w duchu
prosząc Morganę o cierpliwość.
– Ponieważ
mój syn nie życzy sobie żadnych wizyt, a szczególnie wizyt czarodziejów
szlamowatego pochodzenia – warknęła, przeszywając obu chłopców groźnym
spojrzeniem.
Peter zgarbił
się jeszcze bardziej niż zazwyczaj, nos spuścił na kwintę i nawet cofnął się
kilka kroków do tyłu. Napotkał jednak ścianę i zbladł, by po chwili lekko
zzielenieć. James wyprostował się tak, jakby zamierzał stawić czoło Walburdze.
Patrzył prosto w jej szare oczy miotające błyskawice, a jego twarz zrobiła się
czerwona ze złości. Tymczasem Orion wciąż spokojnie siedział na swoim miejscu i
z dozą ciekawości przyglądał się rozwojowi wypadków.
– Jestem
czystej krwi – burknął Potter.
– Miałam na myśli
twojego koleżkę, choć w tej chwili wcale nie jestem pewna, czy rzeczywiście
jesteś synem mojej kuzynki. – Jej brew uniosła się, a usta zacisnęły w wąską
linię. – Być może w tym mugolskim szpitalu, w którym Dorea urodziła dziecko,
doszło do zamiany.
James warknął
wściekle i zrobił kilka kroków w przód, jakby zamierzał rzucić się na Walburgę.
Nie zdążył jednak do niej dojść, bo wyrosła przed nim smukła postać pana domu.
Orion położył dłoń na ramieniu chłopaka i przyjrzał się mu uważnie. W jego
ciemnych, niemalże czarnych oczach Potter dostrzegł znajome błyski. Były to
jednak znacznie starsze, poważniejsze i przede wszystkim bardziej doświadczone
oczy od tych znanych Jamesowi. W twarzy Oriona dostrzegał sprytnego biznesmana,
zawsze potrafiącego zachować zimną krew, który umiejętnie potrafił
sterować rozmówcami.
– Chłopcze,
Syriusza obecnie nie ma w domu – powiedział spokojnie Black.
Potter
obejrzał się w kierunku schodów, a w jego oczach pojawiły się psotne iskierki.
Przez chwilę analizował sytuację. Spojrzał uważnie na przestronny salon, na
Walburgę, która wciąż popatrywała na niego nieufnie, stojąc teraz obok męża.
Skrzat domowy uparcie sterczał w drzwiach
jakby pilnował, by nikt nawet nie myślał o ucieczce. Na jego ostro
zakończonej twarzy malował się paskudny uśmieszek. Peter wciąż podpierał
ścianę, a w dodatku wyglądał na chorego lub śmiertelnie przerażonego. Jakby
tego było mało, Orion mocniej zacisnął dłoń na barku Jamesa.
– A gdzie
jest? – mruknął, tracąc nieco animusz.
– O tej porze
pobiera lekcje francuskiego – odpowiedziała mu dumnie Walburga.
– Więc możemy
poczekać – stwierdził, zakładając ręce na piersi.
Walburga
odeszła w kierunku okna, mnąc w ustach przekleństwo. Musiała sobie powtarzać,
że to syn jej przyjaciółki z dawnych lat, że to w gruncie rzeczy dobry chłopak,
potrzebuje tylko troszeczkę dyscypliny. Sama jednak w to nie wierzyła, w głębi
wrzała gniewem, gdy tylko spoglądała na tego przeklętego bachora.
Najpierw nakładł głupstw do głowy mojemu
dziecku, a teraz chce ostatecznie mi go zabrać. Ukraść i pogrążyć na zawsze w
tym paskudnym towarzystwie. Nie pozwolę! Na Merlina, po moim trupie!
– Za godzinę
przyjmujemy gości – dyplomatycznie stwierdził Orion. – Gdybyście raczyli
uprzedzić nas wcześniej, oczywiście bylibyście mile widziani, ale w tych
okolicznościach muszę prosić was o wyjście. Stworku! – zwrócił się do skrzata.
– Odprowadź dwóch panów do drzwi.
James
najwyraźniej próbował coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili się
powstrzymał. Spuścił głowę w geście rezygnacji. Stworek tymczasem wydawał się
równie niezadowolony. Patrzył na obu chłopców gniewnie, z wyraźnym
zdegustowaniem. Poczłapał w kierunku holu, oglądając się za siebie. Peter
mruknął jakieś niewyraźne „do widzenia” i
podążył śladem skrzata, nawet nie śmiąc spojrzeć w oczy któregokolwiek z
Blacków. Potter powlókł się na końcu.
Przechodząc
przez ciemny korytarz, widzieli w odległym rogu coś wielkiego i włochatego.
James zastanawiał się czy to noga trolla, czy też zwyczajnie mu się wydaje. Na
ścianach wisiały oprawione w ramki głowy starych skrzatów domowych. Ich wisząca
skóra, zamknięte oczy, długie, spiczaste nosy i nietoperze uszy napawały go
obrzydzeniem. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, w jakim domu przyszło
dorastać i mieszkać Syriuszowi. Teraz wiedział i nie czuł się z tego powodu ani
trochę lepiej.
Nagle w
głowie Jamesa zaświtała zwariowana myśl. Nie zastanawiając się ani chwili,
odwrócił się, zawrócił i pędem ruszył w kierunku schodów, wzywając usilnie
imienia przyjaciela. Orion Black wykazał się jednak refleksem i schwycił
chłopaka w pasie, nim ten zdążył wbiec na wyższe piętro. Przytrzymywał mocno
młodego Pottera, choć szarpał się, kopał i nawet ugryzł swego prześladowcę.
Wówczas też udało mu się umknąć, lecz nie odbiegł za daleko, bo Orion wydobył
różdżkę i przy pomocy zaklęcia ściągnął go znów do holu, a potem
przetransportował w kierunku drzwi, pod którymi wreszcie go postawił.
Ku zdziwieniu
Petera z wyższych pięter również dochodziły odgłosy szamotaniny. Mało tego –
Pettigrew był pewien, że usłyszał wrzask Syriusza, choć nie mógł zrozumieć, co
ów krzyczał. Nikt jednak nie zbiegł do
holu, nie pojawił się na rzeźbionych, lśniących, drewnianych schodach. Zupełnie,
jakby wszystko tylko przesłyszało się Peterowi.
Orion Black
postawił Jamesa w pobliżu progu, dłonią poprawił włosy, które uprzednio
potargał mu Potter i zwrócił się do nich wyraźnie zirytowany:
– Porozmawiam
z waszymi rodzicami, możecie być tego pewni. Sądzę, że już na was czas. Żegnam
– rzucił ze wzgardą.
Dopiero teraz
James zauważył, że Orion patrzył na ubranie Petera z wyraźnym obrzydzeniem,
zupełnie, jakby miał na sobie jakieś szmaty. Ponadto na jego twarzy o
szlachetnych rysach czaiło się coś groźnego, coś, przez co Jamesa przeszły
ciarki. Black uniósł dłoń z różdżką, a Potter po raz pierwszy, odkąd
przekroczył próg tego domu, przestraszył się. Orion jednak tylko wypchnął ich
za próg i zamknął drzwi przed ich nosami.
Gdy tylko
Walburga usłyszała zamykanie drzwi, wyszła na korytarz. Jej srebrzystoszara
szata otulała zgrabną sylwetkę, a czarne włosy opadały delikatnymi falami na
ramiona. W szarych oczach wciąż buzował ogień złości, co bez trudu zauważył jej
mąż. Patrzyła na niego, nic nie mówiąc, a potem wymownie spojrzała w kierunku
schodów, by za chwilę zacząć się po nich wspinać. Orion chwycił ją za przedramię,
powstrzymując. Widział, że na jej szyi niebezpiecznie pulsowała żyłka, a ręka
zbyt często wędrowała w stronę różdżki.
– Ja z nim
porozmawiam – powiedział, starając się opanować własne niezadowolenie.
Walburga
uniosła wysoko brwi i delikatnie wyciągnęła kończynę z uścisku. Spojrzała nań z
wyższością i bardzo wymowną krytyką.
– Uważam, że
tym razem należy przeprowadzić znacznie surowszą rozmowę – uniosła dłoń, gdy
Orion chciał jej przerwać. – Twoi rodzice pozwalali ci na wiele, wiem, ale
Syriusz… to zaczyna mnie bardzo niepokoić.
Potrzebuje autorytetu, który wskaże mu właściwą drogę. Drogę czarodzieja
czystej krwi – dodała z naciskiem.
– Zajmę się
tym, jestem jego ojcem.
Popatrzyła na
niego uważnie, jakby zastanawiała się, czy aby na pewno jej mąż ma dość sił, by
przemówić temu młodemu, upartemu mężczyźnie do rozsądku. Widząc jednak
zdeterminowany wyraz twarzy małżonka, dała za wygraną. Skinęła lekko głową i
odsunęła się, robiąc przejście.
Więc Pan
Black zaczął się wspinać na najwyższe piętro, gdzie mieściły się sypialnie
synów. Nie śpieszyło mu się, musiał zastanowić się bardzo uważnie nad tym, jak
rozmawiać z Syriuszem. Wiedział, że Walburga nic nie wskóra, a może go tylko
bardziej zacietrzewić w uporze. Była zbyt uparta, zbyt dumna i zbyt nieugięta,
by choćby zastanowić się nad racjami syna. A problem polegał właśnie na tym, że
ich najstarszy syn za bardzo przypominał swoją matkę. Orion nie chciał się
kłócić, potrafił pogodzić się z wieloma rzeczami i bardzo długo tolerował
wybryki pierworodnego. Pobłażał mu, uważając, że to tylko młodzieńczy bunt, że
to minie. Tyle że się zawiódł, bo czas mijał, a Syriusz z każdym upływającym
rokiem stawał się coraz bardziej Gryfonem, jednocześnie oddalając od rodziny.
Stając przed
drzwiami z prostym napisem „SYRIUSZ”, wzniósł dłoń, by zapukać. Zawahał się na
moment. Musiał się jeszcze jakoś wytłumaczyć przed nauczycielem francuskiego,
który obecnie miał udzielać prywatnych lekcji. Orion nie kłamał Jamesowi we
wszystkim. Syriusz rzeczywiście pobierał właśnie nauki i nie było powodu, by mu
przeszkadzać. Szczególnie, że i tak nie wykazywał zainteresowania zajęciami
dodatkowymi.
Wreszcie
Orion zebrał w sobie dość odwagi, by uderzyć w mocarne, sekwojowe drzwi. Po
drugiej stronie, skąd wcześniej dobiegały ciche sprzeczki, zapanowała cisza. Po
chwili rozległo się pełne niechęci „proszę”, więc Orion nacisnął srebrną,
rzeźbioną klamkę i wszedł do środka.
Pokój był
bardzo przestronny, mimo że dość dużo miejsca zajmowało ogromne łoże i okno,
które wpuszczało do pokoju strugi światła. Na błyszczącej, wyłożonej
ciemnobrązowymi panelami podłodze spoczywał szkarłatno-złoty dywan, w uchylonym
oknie delikatnie falowały burgundowe, jedwabne zasłony z wyhaftowanymi na nich
lwami. Oparcia łóżka wieńczyły bardzo skrupulatnie wyrzezane motywy roślinne.
Kilkanaście dekoracyjnych poduszek leżało teraz na wezgłowiu, a rubinowa narzuta
wyszywana złocistymi nićmi, które teraz delikatnie iskrzyły w promieniach
słońca, rozłożyła się starannie, by nigdzie nie pojawiło się niechciane
zagięcie. Na ścianach wciąż można było odnaleźć ślady bladozielonej tapety,
niegdyś rzucającej się w oczy zaraz po wejściu do pokoju. Obecnie zastały w
większości obklejone plakatami przedstawiającymi głównie jakieś dziwaczne,
dwukołowe pojazdy mugoli. Mocne, klonowe szafki z delikatnymi, wzorzystymi
nóżkami wypełniono książkami i gazetami, teraz schludnie poukładanymi. U końca
łóżka znajdował się obecnie zamknięty, grawerowany herbem Blacków kufer. Tylko
w żyrandolu wciąż tkwiły na wpół wypalone ogarki świec – zupełnie jakby ktoś
chciał pokazać, że wcale nie jest tu tak idealnie, jak mogłoby się wydawać.
Syriusz
siedział tyłem do stojącego po prawej stronie drzwi biurka. Za nim spoczywały
notatki, książki i ćwiczenia. Teraz jednak chłopak z zaciętą miną wpatrywał się
w nauczyciela.
Etienne
Castain był średniego wzrostu, łysiejącym Francuzem zbliżającym się do
sześćdziesiątki, który zawsze, z niebywałą konsekwencją, przestrzegał etykiety.
Miał lekko pociągłą twarz o dość wyrazistych rysach. Wystające kości policzkowe
rzucały delikatny cień na dół twarzy, przez co mężczyzna zyskiwał na surowości.
W szaroniebieskich oczach zawsze gościł chłód i opanowanie. Etienne, który
wcześniej również patrzył wprost na ucznia, powoli zwrócił spojrzenie na
gospodarza.
– Jestem
przekonany, że wystarczy już na dzisiaj – powiedział cicho, ale jego ostre
niczym brzytwa słowa, sprawiały, że nie można było mieć wątpliwości, że dotarły
do uszu każdego obecnego w pokoju. – Ufam, iż przemyślisz swoje zachowanie i
następnym razem nie zachowasz się tak… – przerwał na chwilę, jakby musiał
szukać odpowiedniego słowa – skandalicznie.
Na ustach
Castaina na moment pojawił się pełen rezerwy uśmiech. Mężczyzna skłonił się
Orionowi i wyszedł. Drzwi zamknęły się za nim tak lekko jak upadające piórko.
Dobrą chwilę
Orion przyglądał się, jak jego syn uparcie milczał. Syriusz odziedziczył ten
ośli upór po Walburdze i, tak jak matka, zapewne teraz nie miał zamiaru odezwać
się do ojca. Zacisnął wargi w wąską linię, hardo patrząc w oczy rodziciela.
Orion wzdrygnął się lekko. Nigdy nie przypuszczał, że własny syn spojrzy na
niego z takim chłodem. Musiał przyznać Walburdze, że rzeczywiście udało jej się
wpoić mu lodowate zachowanie wyższych sfer.
– Syriuszu,
pan Castain bardzo cię chwali. Uważa, że gdybyś włożył nieco więcej wysiłku w
lekcje, do końca wakacji osiągnąłbyś nawet średni poziom znajomości języka.
Na początek
chciał zacząć od pochwał, żeby w ten sposób jakoś ugłaskać pierworodnego.
Syriusz nie odezwał się jednak słowem. Tylko zmrużył oczy w wyrazie
niezadowolenia i wyprostował się jeszcze
bardziej, jakby rzucając ojcu wyzwanie.
Orion
potoczył jeszcze wzrokiem po tym przesyconym czerwienią i złotem pokoju. Czuł
się, jakby znalazł się w innym domu, w innym świecie – tak różne było to
pomieszczenie od reszty domu. Skrzywił się, gdy jego spojrzenie napotkało mugolską
dziewczynę w bikini. Zdał sobie jednak sprawę, że Syriusz powoli doroślał.
– Nie uważasz, że za dużo tu tych plakatów? –
zapytał, a głos lekko mu zadrżał z niezadowolenia.
– Nie – odezwał się wreszcie chłopak, nie
odrywając przeszywającego spojrzenia od ojca.
Orion tylko pokiwał głową. Kiedy Syriusz
wyruszył na drugi rok do Hogwartu, próbowali z Walburgą usunąć nagromadzone
przez syna plakaty. Jednak zostały one przytwierdzone do ściany za pomocną zaklęcia
Trwałego Przylepca i nijak nie potrafili oderwać niechcianych dekoracji.
– Słyszałeś pewnie… hm… wrzaski na dole? – zaczął kulawo. Syriusz
zmarszczył czoło oraz ściągnął brwi w gniewie. Teraz patrzył na rodziciela z
nieskrywanym gniewem.
Orion w
oczach syna dostrzegł jednak jeszcze coś: znużenie i poczucie
niesprawiedliwości. Westchnął ciężko.
– Niepokoi mnie towarzystwo, w jakim się
obracasz – stwierdził Orion, tym razem delikatnie podnosząc głos. – Ten cały
Potter wygląda jak jakiś podrzędny obdartus, choć przynajmniej czarodziej. Ale
ten drugi… – pokręcił głową. – Nie dość, że ubrać się nie potrafi, to jeszcze
śmierdzi od niego tchórzem. Ja i twoja matka boimy się o ciebie. Nie
chcielibyśmy, byś czerpał niewłaściwe wzorce i, co byłoby jeszcze gorsze,
później je stosował. Powinieneś być wzorem dla brata, nie odwrotnie.
Orion położył dłoń na ramieniu syna, jednak
Syriusz ją strząsnął.
– Wy zawsze
patrzycie tylko na wygląd, nie zastanawiacie się, jaki ktoś jest – powiedział z
żalem. – Moi przyjaciele to wspaniali ludzie i jestem dumny, że ich poznałem. –
Uniósł głowę wyzywająco. – A Regulus nie powinien ślepo wierzyć w to, co mu
opowiadacie. Czy wy sami jesteście przekonani o słuszności tej bzdurnej idei?
Czym różnię się ja od mugolaka? I jeszcze ten wariat, który opowiada o wyniszczeniu
niemagicznych i opanowaniu świata przez czarodziejów! Przecież to jakieś
brednie, on chce wyrżnąć pół świata tylko dlatego, że nie są tak potężni, jak
on. Powtarzacie Regowi, że to wszystko jest bardzo zdrowe, że to właściwe
poglądy i cele. Chcecie, żeby stał się mordercą? Naprawdę do tego dążycie?
– Dość!
Orion
krzyknął. Niewiele osób potrafiło wyprowadzić go z równowagi, ale tym razem
Syriuszowi się udało. Black ze złością pokręcił wąsa i zacisnął zęby. Nie
sądził, że chłopak wiedział tak dużo na temat ich spotkań z innymi
czarodziejami, szczególnie z tymi, którzy nazywali siebie śmierciożercami. Prawdą było, że chcieli bezsprzecznego
panowania czarodziejów, mieli serdecznie dość ukrywania się i postrzegania osób
magicznych jako kuglarzy czy wariatów. Chcieli lepszego świata dla swoich
dzieci, a człowiek mieniący się Lordem Voldemortem obiecywał wspaniały,
utopijny świat, w którym to czarodzieje staliby na czele państw, strzegliby
porządku i piastowali najważniejsze stanowiska. Mugole zostaliby odsunięci do
pełnienia podrzędnych ról i tylko nie potrafiącym podporządkować się ustrojowi,
zostałaby wymierzona odpowiednia kara. Tak przynajmniej widzieli to Blackowie.
Tymczasem to, co mówił Syriusz brzmiało zupełnie niewiarygodnie. Owszem, na
początku niezbędny będzie pokaz siły. Wszystko jednak szybko się skończy.
– Twój aktualny plan dnia będzie obowiązywał
do końca wakacji. Nie ma mowy o żadnych wyjazdach. Tuszę, że przemyślisz swoje
zachowanie i zrozumiesz błędy.
Syriusz nie powiedział ani słowa skargi. Był
zbyt dumny, by o cokolwiek prosić. Orion przełknął ślinę, jeszcze przez chwilę
rozważając słowa syna. Ostatecznie tylko potrząsnął głową i energicznym krokiem
opuścił pokój.
25.04.2014 - rozdział zbetowany przez Degausser.
Przeczytałam ^^. Ten rozdział podobał mi się chyba najbardziej z dotychczasowych. Moim zdaniem świetnie oddałaś atmosferę panującą w domu Blacków. Ja ogólnie bardzo lubię opowiadania, w których dużą rolę odgrywają Blackowie bądź inne czystokrwiste rody i zawsze mi się podoba, jeśli są przedstawiane w taki sposób. Myślę, że całkiem dobrze oddałaś ich kanoniczność. Choć o Orionie nie było praktycznie nic wiadomo z kanonu, tak twoja Walburga bardzo dobrze odpowiada moim wyobrażeniom, wyrobionym sobie po książkowych opisach wrzeszczącego obrazu i faktu, jak Syriusz wysławiał się o matce. Była wredna, miała pogardliwy stosunek i zarazem bała się, żeby jej syn nie zboczył na złą, jej zdaniem, drogę. To, że Łapa ma dodatkowe lekcje, też mi jakoś pasuje do czystokrwistych rodzin ^^. Jednocześnie mam wrażenie, że Blackowie mają trochę zakrzywiony pogląd i idealizują działania Volda, uparcie nie chcąc dostrzec tych mroczniejszych stron. Ale to też mi do nich bardzo pasuje - w końcu w książce popierali go, ale nie brali udziału w czynnej służbie po jego stronie. A więc wszystko jest spójne.
OdpowiedzUsuńWgl, fajny opis pojawienia się chłopaków w domu Blacka i to, jacy byli nim zaskoczeni; czyżby Syriusz faktycznie nie opowiadał im wcześniej o swoim domu i rodzicach? xD Ale naprawdę mu współczuję ^^. Nawet nie pozwolono mu się z kumplami spotkać, i zostali oni tak chamsko wyrzuceni na zewnątrz. Miałam rację myśląc sobie po poprzednim rozdziale, że ich powierzchowność raczej nie wzbudzi pozytywnych odczuć u Blacków, a może ich tylko zrazić. W końcu Peter wyglądał jak mugol, a James był obszarpany xDD. A, i fajny opis pokoju Syriusza! Bardzo obrazowy. I ogólnie opisów było dużo, za co plus.
Podobało mi się :). I tym razem nie wypatrzyłam zbyt wiele błędów, tylko mi się gdzieś rzucił oczy "francuz" z małej litery i pewne dziwne słowo: "wyrzezane". Co to znaczy? Poważnie pytam, bo uwielbiam dziwne słówka, a nigdy się z takim nie spotkałam.
Jak pokaże się kolejny, to pewnikiem wpadnę ^^. Ja u siebie też jakoś na dniach powinnam dodać.
Tak co do Walburgi i Blacków ogólnie masz całkowitą rację i cieszę się, że wyszło ;) Przy Orionie musiałam improwizować - coś robić musiał, więc stwierdziłam, że może sobie być takim naszym biznesmanem co to jest obrotny, żeby jakoś jeszcze dopracować skąd ci Blackowie mają tyle kasy. I co do Voldzia - racja, całkowita.
UsuńPrzyjęłam wersję, że jak z Syriusz nie wyciągniesz jak jest w jego domu, to się nie dowiesz. Taki Remus na pewno nie byłby taki zszokowany, bo on potrafi czytać między wierszami, ale ci dwaj... cóż, Jim i Pete to nie Remus Lupin :P
Dzięki, z tym opisem to cię trochę pomęczyłam ;)
Och to mój koffany zamiennik za jakieś słowo, które mi się znudziło,a którego obecnie nie pamiętam :P Znaczy tyle co wyryte (w tym wypadku w drewnie), wygrawerowane.
A za tego Francuza to się zabiję...
Kocham Blacków! Ukazałaś ich tu dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Wraz z niechęcią do tych nieczystej krwi (wiadomo, kto był tak uprzedzony).
OdpowiedzUsuńMłody Black jest trzymany krótko. Nawet nie mógł się z kolegami spotkać, bo Ci zostali wyrzuceni z domu. To było chamskie... Nie zazdroszczę Syriuszowi.
Zastanawia mnie, czyt tak jak w książce, Syriusz ucieknie do Jamesa Pottera. xDD
Okaże się. :))
Mnie się podobało. Twoja historia Huncwotów jest ujmująca i wciąga bez reszty. Ja jestem pod wrażeniem. ;p
Pozdrawiam i życzę weny,,
Literacka N.
[upadli-aniolowie]
[ukryte-slady]
Dzięki wielkie ;)
UsuńUcieknie, ucieknie, ale jeszcze nie teraz - za młody, jeszcze nie wkurzyli go do końca :)
Również pozdrawiam i dziękuję serdecznie.
Na początek przepraszam za to, że dopiero teraz komentuję, ale wyjechałam i dopiero jakoś teraz powoli wracam do blogosfery.
OdpowiedzUsuńCo do tych dwóch rozdziałów: są genialne, obydwa na inny sposób. Trzeci jest niezwykle zabawny i naprawdę się uśmiechałam, czytając o podróży Błędnym Rycerzem - choć to była tylko jedna scenka tak właściwie (okraszona świetnym opisem mamy Petera). Co zaś do tego powyżej... Trochę szkoda mi tego, że James jednak nie zrobił większej rozróby w domu Blacków i, przyznam szczerze, zrobiło mi się żal Syriusza, gdy opisywałaś tę sytuację. I już nawet wybaczam Ci, że nauka najpiękniejszego języka na świecie jest dla Łapy karą, bo tak mnie to wciągnęło, że z żalem zauważyłam koniec. Pisz, pisz! ;) Ale wiesz, ja Cię nie poganiam, bo w sumie sama muszę się wziąć do roboty i jakoś doskonale rozumiem Twoją niechęć do komputera. :)
Tylko właściwie trzy rzeczy w powyższym rozdziale rzuciły mi się w oczy.
"Nie śmieszyło mu się, musiał zastanowić się bardzo uważnie nad tym jak rozmawiać z Syriuszem." - Sądzę, że Orionowi się bardziej nie śpieszyło. ;)
Etienne Castain był średniego wzrostu, łysiejącym francuzem (...) - Francuzem! Dużą!
I w sumie to trzecie to coś co albo ja nie za bardzo rozumiem, albo faktycznie coś jest nie tak: "Tuszę, że przemyślisz swoje zachowanie i zrozumiesz błędy." Naprawdę nie wiem, o co chodzi z tą "tuszą"...
Dobrze, już nie ględzę i czekam na kolejny rozdział. :)
Pozdrawiam serdecznie!
Spoko, rozumiem ;) Sama często każę na siebie czekać ^^
UsuńOj no zrozum Jima on był sam (Peter był śmiertelnie wystraszony, więc się nie liczy :P), a tam dwoje dorosłych czarodziejów z różdżkami (Potter swojej nie miał przy sobie) + Stworek. Mógł robić tylko po mugolsku, a poza tym nie spodziewał sie aż tak nieprzyjaznego przyjęcia - wiadomo, rozpieszczony jedynak ^^
Właśnie ty zUy leniwcu, miałam zacząć cię dręczyć! Ale, żeby nie było, również nie poganiam (na razie), chociaż po cichu zaczynam marudzić ^^
Te dwa buble zaraz poprawię, a to trzecie to nie tusza :) Chodzi o takie starodawne wyrażenie, Orion chciał zabrzmieć bardziej arystokratycznie, władczo, wyrafinowanie i dlatego go użył. A to "tuszę" znaczy tyle co "mam nadzieję"/ "wierzę"/ "liczę".
Ty nigdy nie ględzisz!
Pozdrówka :)
Postaram się tutaj odopwiedzieć na Twój komentarz - nie lubię odpowiadać u siebie na blogu, bo później obawiam się, że komentujący nie dostrzeże mojej odpowiedzi ^^
OdpowiedzUsuńTak, gdzieś w środku potknęłam się o swoje własne ego i, choć nie piszę najlepiej, wtedy poniekąd tak uważałam, przez co zwracałam mniejszą uwagę na jakość tego, co piszę... Ale mea culpa, jestem w trakcie poprawiania całości. Powaga. Tylko idzie mi to ślimaczo, bo nie chcę, by w efekcie ucierpiało na tym całe opowiadanie - jeśli na stałe siądę do poprawek, to w końcu wyjdzie na to, że będe publikować raz na pół roku...
A to dziwne, że się nie kojarzy, bo sporo osób mówi mi, że to żywcem zerżnięte z "Wiedźmina", tylko przeniesionego do współczesnych czasów :P
Opisy staram się wyćwiczyć .___. to taka moja osobista pięta achillesowa, bardzo chciałabym umieć się rozpisać na temat np. jakiegoś pomieszczenia, ale w efekcie potrafię tylko powiedzieć, że w środku było biurko z krzesłem i gdzieś obok łóżko.
Z tą mocą zależną od kamienia masz rację, miałam wytłumaczyć to niedługo, ale to nie będzie chyba aż tak drastyczny spojler, jeśli wspomnę, że z mocą kamienia jest jak z krwią - trochę to trwa, zanim się oczyści ;) mam nadzieję, że taka informacja wystarczy.
Och... Przekombinowani są, na pewno. Na pewno są też momentami przerysowani. Ale akurat przerysowanie Livii ma swój konkretny cel, a Derena (a pfe!) mam już poprawionego w "tej nowej" wersji.
Livia przecież zmusiła Eremtaira do działania dla niej. Sam nie był przecież na tyle głupi, by samobójczo wręcz rzucić się na Varrena.
Podobnie ze "startowaniem" do Varrena - nie wiedziałam, że dawanie du*py można nazwać startowaniem :P Varren jest skłonny zrobić coś dla kogoś, jeśli ten ktoś jest w stanie zaoferować mu coś, co go interesuje... a że niektórzy mają tylko cycki, co poradzić ;)
BORZE NIE ROMANS WEŹ IDŹ I W OGÓLE. To znaczy MOŻE kiedyś tam jakiś wątek BARDZO POBOCZNY z romansem w tle się przewinie, ale nie. Serio. NIE NIE NIE. Kairna tymi zachowaniami trochę zepsułam, ale to... w sumie miało po... Czekaj, gubią mi się słowa. Kairn miał mieć wahania nastrojów w założeniu. Tak. Właśnie. To też będzie wyjaśnione i, spokojnie, stanie się mniej wnerwiający. Tak. (znaczy taką mam nadzieję).
Co do Ilvana - nie zaprzeczam. A to, czy akademia mu się znudziła, wyjaśni się w okolicach XII/XIII rozdziału. Bicie Varrena (scena właśnie poprawiana w moim nowym pliku...) miało na celu sprawdzenie tego, jak daleko trzeba się posunąć, by wydobyć z niego jakiekolwiek informacje. Ktoś, kto nie puszcza pary z gęby nawet, gdy jest o krok od śmierci, jest bardzo cenny.
Powiem Ci, że osobiście nienawidzę Averyn. Nie cierpię jej, za tę całą memejowatość, o ile mogę tak nazwać. Nie cierpię jej za to, że jest taka dziecinna... a przecież to ja ją kreuję, prawda? Ale chcę pokazać jej długi proces "wchodzenia w dorosłe życie" w takich warunkach - czy mi to wyjdzie, to już inna sprawa... (oby tak, NOALE).
Sama nie palę i nie lubię dymu, ale tak, fajki są nieodłącznym elementem kreacji Varrena ;)
Boruuu, nie no, mnie się fajne wydawało urywanie akcji w kulminacyjnym momencie, ale wiem, że to irytujące i... nie wiem, bez sensu. Lepszy efekt osiągnęłabym chyba kończąc daną akcję, a nie urywając ją w połowie. Teraz już będę grzeczna, obiecuję!
Ruch oporu też odegra ważną rolę w całym tym zamieszaniu :( Srsly! Ale to później.
Varren ma zawsze plan.
Nawet jak go nie ma.
Dzięki wielkie za tak wyczerpujący komentarz! To dużo dla mnie znaczy, a poza tym dałaś mi energetycznego kopniaka do poprawek i dalszego pisania, jeszcze raz dziękuję! :)
Łoboruijeżu wreszcie dotarłam i przeczytałam!
OdpowiedzUsuńTo, co przede wszystkim mam do powiedzenia o tym rozdziale to to, że podoba mi się kreacja rodziców Syriusza. Niby Walgurgę i Oriona różni niewiele, ale mam wrażenie, że Orion jest nie tyle pod pantoflem, co nieco przeraża go jego własna żona. Orion ma ideały czystej krwi i w ogóle, to jestem w stanie zrozumieć, bo to w końcu Blackowie, ale jednak z drugiej strony z końcówki wynika, że jego wizja rozmija się z wizją Voldemorta w dość znaczący sposób i to tak dobrze o nim świadczy, że nie mogę nie napisać, że z Oriona to w sumie dobry chłop. I sensowny ojciec, jakkolwiek niepoprawne metody wychowawcze by wybierał. Zresztą, zdaje mi się, że on wie, że te wysiłki w "nawróceniu" Syriusza kompletnie nie przynoszą efektów. Ale to może nadinterpretacja.
Dobra, to tyle ode mnie. Idę się zająć Pseudonimem, bo znów od półtora tygodnia nic, tylko się lenię :)
No nie Orion pod pantoflem zupełnie nie jest :P Walburga rzeczywiście budzi w nim respekt, no ale on też jest Blackiem, więc daje radę :) Strasznie się cieszę, że facet przypadł ci do gustu, bo ja go bardzo lubię ;) Masz rację, Orion wie, że na razie kiepsko im idzie zmienianie poglądów Syriusza, więc żadna nadinterpretacja :D
UsuńAleż zajmuj się, zajmuj, chętnie poczytam o Veicie ^^
Nawet nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłam, widząc, że Twój blog będzie o Huncwotach... co prawda, na początku trochę się obawiałam wykonania, bo spotkałam już tyle żałośnie napisanych blogów o roczniku '60, że się nieźle przewrażliwiłam, ale po przeczytaniu prologu nieźle się zaciekawiłam, więc nie zwlekałam z kolejnymi rozdziałami, które wręcz pochłonęłam.
OdpowiedzUsuńProlog był zupełnie inny niż się spodziewałam, to po pierwsze. Byłam niemal pewna, że znajdzie się w nim jakieś niesamowicie ważne wydarzenie, czy coś w tym rodzaju, a okazało się, że został on napisany (w połowie) przez mugola! I przyznam, że było to całkiem ciekawe :). Potem ta scena w szpitalu... czekaj, cofam duużo wcześniejsze słowa, narodziny Syriusza są jednak bardzo ważnym wydarzeniem ^^.
Przechodząc dalej... byłam także bardzo pewna, że po prologu przejdziesz od razu do opisywanie Huncwotów w Hogwarcie albo chociażby w wakacje przed szóstą albo siódmną klasą... i po raz kolejny zostałam, oczywiscie mile, zaskoczona. Podoba mi się to, że opisujesz ród Black'ów, zagłębiasz się w ich psychikę. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tym, żeby ktoś tak dogłębnie przedstawił Oriona :). I te wesele Bellatrix, było świetne! Kocham pomysły Huncwotów, i to, że na ogół od razu je realizują bez planu B, bo wtedy jest największa zabawa ^^. Niemniej jednak, szkoda mi Syriusza. Biedaczek się kisi w tym domu, z taką rodziną... ja już dawno bym zwariowała.
Poza tym, cieszę się, że nie pominełaś Petera. Choć nie za bardzo przepadam za nim, ostatnio zaczęłam rozkłądać go na cyznniki peirwsze, bo stwierdziłam, że nie bez powodu zdradził przyjaciół... no i na pewno posiada jakieś pozytywne cechy :). Dlatego, z jak największą ciekawością czytałam rozdział pisany z jego perspektywy.
No i, co mi się chyba najbardziej podobało, to scena, kiedy James i Peter zawitali w progi Black'ów. Po tym jak Potter rzucił się z wrzaskiem w stronę schodów, musiałam sobie zrobić przerwę, bo prawie się udusiłam ze śmiechu, kiedy tlyko to sobie wyobraziłam! :)
Reasumując, historia mi się cholernie podoba tak samo jak Twój styl pisania i możesz być pewna, że będę dalej śledzić poczyniana Huncwotów :).
Pozdrawiam i życzę weny!
Haha też mam mały uraz ;)
UsuńDomyślałam się, że każdy będzie oczekiwał od prologu jakiegoś wielkiego czegoś... no i doszłam do wniosku, że nie będę sie silić na mhrocznosć, czy jakieś doniosłe wydarzenia, a zamiast tego postawię na Adolfa. Cieszę się bardzo, że ci się to podobało. A tak po prawdzie to Walburga była tutaj dodatkiem, żeby trochę wprowadzić w świat czarodziejów ;)
Bo na siódmym roku to oni za poważni byli, na szóstym też juz było gęsto, piaty mógłby być, ale trzeba byłoby zacząć od ucieczki Syriusza i wtedy w sumie Blackowie by mi zwiali, więc stanęło na czwartym (również dlatego, że za młodszych to już ja sam obawiałam sie wziąźć^^). Kurczę, jest miniezmiernie miło, że widzisz to, naprawdę, bo czasami mam wrażenie, że jednak niewiele z tego, co ja tam sobie myślę, widać w opowiadaniu.
A wiesz, okazało się, że Peter jest bardzo wdzięczną postacią do prowadzenia narracji i bardzo sobie go chwalę ;)
Błahaha - właśnie, też miałam ubaw, gdy to pisałam :P
No to teraz bardzo mile połehtałaś moje ego - bedę musiała je doprowadzić do porządku ^^
Pozdrawiam ;)
Jejciu, jest super jak zawsze, chciałabym się nawet nad tą superowością porozpływać, ale obawiam się, że jak tak dalej pójdzie, to zabraknie mi komplementów do rozdania, a nie lubię się powtarzać.
OdpowiedzUsuńW każdym razie: piękny kontrast w zachowaniu Jamesa i Petera, świetnie ich tu obu ujęłaś. Ogólnie to jedna z rzeczy, które bardzo u Ciebie lubię: nie pozwalasz umknąć sposobnościom do nadanie postaciom charakteru. Każdy ma swoją osobowość i to widać zawsze i wszędzie, brawo.
Cieszę się, że rodzice Syriusza nie są aż takimi potworami, jak czasem bywają w innych ff. Mają w sobie coś ludzkiego, mają swoje racje, można się z nimi zgadzać lub nie, ale nie można ich nazwać psychopatami. Przynajmniej na razie.
Mało mi Syriusza. Ale jego zawsze mi mało.
Dorzucę jeszcze na koniec odpowiedź na Twój komentarz u mnie.
Martwe kotki Remusa to mój osobisty sposób na nie wybuchanie śmiechem w nieodpowiednich momentach. W sensie zawsze sobie wtedy mówię, żeby pomyśleć o czymś przykrym i nieśmiesznym. Co oczywiście kończy się różnie.
A Filch zareagował tak, bo też przeczytał artykuł i że głupi nie jest, zdał sobie sprawę, że jeśli ludzie zaczną myśleć w taki sposób, to on też, jako charłak, idzie do odstrzału (że tak brzydko się wyrażę).
Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam. I weny dużo życzę!
Ja również ^^ Mamy więc wspólną cechę ;)
UsuńNawet nie wiesz jak bardzo mi tym zdaniem schlebiłaś, serio to chyba największa pochwała, a już napewno najbardziej znacząca.
Własnie chodziło mi o ukazanie ich bardzo ludzkiej, ułomnej strony, zamiast tych potworów bez serca. I nie martw się - nie zamierzam zrobić z nich despotów ;)
Haha mi też, ale i tak chyba najwiecej pisałam z rzutem na niego ^^
A teraz, nygusie, spowoadaj się: kiedy dodasz następny rozdział!
Aaa... nie no po prostu zastanowiło mnie dlaczego akurat martwe kotki. Ale sposob rzeczywiscie ciekawy (zwłaszcza, że ja nie ograniczam się - bucham śmiechem, kiedy akurat mam ochotę :P).
Osz ty kurczę ja nigdy Filcha nie rozkminiałam! Łał - jestem pełna podziwu, że tobie sie chciało, że również o nim pomyślałaś. I oczywiście masz ze wszystkim rację ;)
Pozdrawiam ;)
Ostatnio miałam rację - masz tendencję jak najbardziej wzrostową :D Opisy są coraz bardziej dopracowane, całość zarysowuje coraz wyraźniejszą akcję. Natknęłam się chyba gdzieś na jakąś powtórkę, ale i tak jestem pod wrażeniem Twojego bogatego słownictwa - pierwszy raz spotkałam się z czasownikiem "tuszyć"! :o
OdpowiedzUsuńDo tej pory wyobrażałam sobie Oriona raczej jako kompletnego choleryka, ale Twoja względnie opanowana wersja tej postaci również do mnie przemawia w połączeniu z upartą Walburgą.
To samo z Mirandą - w życiu nie wpadłabym na to, że matka Petera może mieć tak silną i dominującą osobowość i takie podejście do jego przyjaciół.
Jak widać, masz masę pomysłów na ciekawe postaci, życzę Ci powodzenia w ich kreowaniu, bo to opowiadanie może urodzić naprawdę ciekawych bohaterów! :)
Mam więc cichą nadzieję, że to się nie zmieni (czego się jednak obawiam). A to skubane powtórzenie... staram sie je jakoś wywalać, no ale ja ślepa jestem :(
UsuńBo choleryk wydawał mi sie piekielnie nieciekawy, a poza tym chyba wszyscy tak go przedstawiają. No i musiał ten Orion coś robić, a nie tylko siedzieć w domu, więc w sumie to praca zdeterminowała to jaki miał być ^^
A wiesz, że do całkiem niedawna w ogóle nie miałam wyobrazenia na jej temat. No, ale tu to już kwestia tego jak maewoluować sam Peter ;)
Ono jest nastawione właśnie na bohaterów, tego nie ukrywam, dlatego cieszę sie niezmiernie z tego, że jednak coś mi z nich wychodzi ;)
Heeej. Jesli dobrze liczę to dzisiaj powinien pojawić sie nowy rozdział. Dodasz?? Prosze cie, zrób to nawet jesli miałby byc kiepski
OdpowiedzUsuńO ja cie. Ile tu się działo. Podziwiam Jamesa, że w ogóle odważył się kłocić z Blackami. No i na końcu cały ten rzut na schody. To na serio robi wrażenie. Szkoda, że mu się nie udało. A Orion i ta cała jego rozmowa z Syriuszem była beznadziejna. Jest taki dumny, że nie przyzna, że Syriusz ma rację. On jest inny od swojej żony. Zdaje sobie sprawę, że coś jest nie tak. Tylko jego wielka duma nie pozwala mu przyznać racji swojemu synowi. Tak łatwo dał się zdenerwować Syriuszowi, że to aż żałosne. Chciaĺabym, żeby przejrzał na oczy i stać się dobry, bo ogólnie go lubię. Choć dla mnie było dziwne, że tak trakrują Regulusa. Jestem ciekawa tej kwestii. Nawet dla niego tacy są? To okropne. No cóż... Rozdział był naprawdę świetny. Zrobił na mnie duże wrażenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
http://szkolaastridlilo.blogspot.com
http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com