niedziela, 15 grudnia 2013

8 Zadania Pierwszorocznych

J
ames wyszczerzył się na widok znajomych, strzelistych wieżyczek. Cieszyła go nawet chłodna, wilgotna woń jeziora, która raniła płuca. Klepnął Syriusza w bark, mrucząc tak cicho, by nie usłyszały tego dzieciaki w pobliskich łódkach:
Wróciliśmy, bracie. Szkoda, że nie możesz tego zobaczyć.
Jak nie mogę, jak mogę?
Potter zerknął w dół i zobaczył, że Black rozchylił nieco szatę, by zerknąć między guzikami.
Ałć, to bolało! – burknął Syriusz, gdy James zdzielił go w głowę. – Bo sam będziesz się nieść.
Ciiiicho, chcesz, żeby usłyszeli za dużo? Popsujesz całą zabawę.
Ledwie łodzie dobiły do brzegów, pojawił się nowy problem. Owszem poradzili sobie z chodzeniem i wejściem do łódki, ale kompletnie nie wiedzieli, jak wstać. Czy może raczej Syriusz miał wyraźny kłopot ze wstaniem z Jamesem na ramionach. Mimo to dzielnie stawił czoła powierzonemu zadaniu: zebrał siły, spróbował… i uniósł się całe dwa cale tylko po to, by zaraz klapnąć  z powrotem. James stęknął cicho z zażenowania, choć kilkoro najbliższych dzieci musiało sądzić, że przewodnikowi dolegała starość. Tak więc Black ponownie skupił siły i ponownie poniósł klęskę. Jednak jako że Huncwoci nie zwykli się łatwo poddawać, zarzekając się, że w końcu trójka to szczęśliwa, bardzo potężna i zdecydowanie sprzyjająca czarodziejom liczba, a będąc w dodatku wspomagana przez małe chybotanie, zwyczajnie musi zagwarantować im sukces, Syriusz spróbował raz jeszcze. Wydawało się, że już niemal mu się udało, gdy wtem łódka mocniej zachybotała, a wówczas obaj chłopcy wrócili do punktu wyjścia.
James zaczął coraz wyraźniej wyklinać gacie Merlina, wtrącając czasami co paskudniejsze wyrażenia, by jakoś zamaskować coraz głośniejsze dyszenie Syriusza. Jednak gdy pomysły na przekleństwa się wyczerpały, bo co ostrzejszymi Potter nie chciał raczyć pierwszaków – matka nie wybaczyłaby mu takiej deprawacji „słodkich i niewinnych” maluchów – James zaczął narzekać na stawy, które ostatnio szczególnie dawały mu w kość. Okazało się, że pomysł był dość marny, bo kilkoro dzieciaków rzuciło się do pomocy.
Nie, nie musicie…  poradzę sobie, jestem dorosły – mruczał James pod nosem, nie potrafiąc odepchnąć tych wszystkich uczynnych pierwszaków.
W tej chwili zaczął się poważnie zastanawiać, czy aby nie przesadził z opowiadaniem o testach, jakie miały ich czekać w Hogwarcie – w końcu mogły pomyśleć, że to jeden z nich. A ich pomoc była zdecydowanie niemile widziana.
Odsunąć się, gamonie jedne! – warknął wówczas Syriusz, orientując się, że James nie jest w stanie pozbyć się nadgorliwych dzieciaków. – Nie jestem jeszcze aż tak niedołężny, żeby samemu z łódki nie wyleźć.
Wówczas pierwszakom zrzedły miny, a w oczach jednej z dziewczynek pojawiły się łzy.  Dzieci odsunęły się jednak, pozwalając, by ich przewodnik poradził sobie sam. James kopnął lekko przyjaciela, nie lubił, gdy odzywała się ta jago „blackowa” strona, gdy był taki chłodny, niedostępny i tak potwornie pewny siebie. Syriusz jednak zignorował Pottera, zajęty kolejną próbą stanięcia na nogi. Zacisnął dłonie w pięści, zebrał siły, rozhuśtał się delikatnie i wreszcie udało mu się oderwać od siedziska i stanąć. Dość niepewnie, ale jednak.
James znalazł się nagle kilka stóp wyżej niż wcześniej i musiał mocniej uczepić się nogami syriuszowych ramion, by nie stracić równowagi i nie spaść. A nie uśmiechała mu się kąpiel w chłodnych, jesiennych wodach jeziora. Mimo wszelkich obaw Pottera udało im się stanąć suchą nogą na bezpiecznym, twardym gruncie – przynajmniej Blackowi, bo jamesowe nogi dyndały w powietrzu.
Większość pierwszorocznych zdążyła już wysiąść i obecnie spoglądali nieco przestraszonym wzrokiem na wielką, patykowatą postać domniemanego Hagrida. James musiał się uszczypnąć, by nie wybuchnąć śmiechem. Zdążył zapomnieć, jak wielki, przerażający i przytłaczający może wydawać się Hogwart, kiedy widzi się go po raz pierwszy w życiu.
Gdy był więc pewien, że się kontroluje, stanął tuż przed schodami. Czy może raczej Syriusz stanął, zachwiał się i niemal zrzucił Jamesa. Teraz pierwszoroczni musieli wziąć go za obłąkanego, starego pijaka, bo kilkoro patrzyło na niego z politowaniem. Chłopczyk gdzieś w środku szepnął coś do swojego kompana, a tamten pokiwał tylko głową z dezaprobatą.
 Chyba trzeba będzie przeprosić Hagrida za robienie mu takiej reputacji, pomyślał Potter. Swoją drogą, te dzieciaki wydawały się strasznie zadzierać nosa. Ja w ich wieku byłem zupełnie inny.
Po wyciągnięciu takich oto wniosków, James jakby nabrał wiatru w żagle – wypiął pierś, wyprostował się i gromko zakrzyknął:
A oto  Hogwart!
Jim, oni to wiedzą – jęknął Syriusz, nieco zażenowany pomysłowością przyjaciela.
Nie byłbym tego taki pewny.
Jakby na potwierdzenie jamesowych słów, jakaś wyrośnięta dziewczyna o kasztanowych włosach sterczących na wszystkie strony zapytała koleżankę, czy to już. Dziewczynka odpowiedziała kiwnięciem głowy, najwyraźniej zbyt zaaferowana, by zdobyć się na coś więcej.
Udało się  wam przejść pierwszą próbę – kontynuował James, a pierwszoroczni pisnęli z zachwytu, zadowoleni z siebie i swych dokonań. Jednakże... pogroził palcem – było to najłatwiejsze z zadań, jakie was jeszcze czekają.
Postanowił zrobić przejmującą pauzę, by jeszcze bardziej przestraszyć pierwszaków oraz by zobaczyć, jakie wrażenie wywarła jego mowa. Zadowolony z efektu, pozwolił, by cień uśmiechu przemknął przez jego twarz, jednak niemal natychmiast spoważniał.
Jeszcze tej nocy, dosłownie za kilka minut, czeka was spotkanie z panią wicedyrektor. Ale musicie bardzo uważać. W Hogwarcie jest ktoś, kto lubi się podszywać pod naszą ukochaną, miłą i sympatyczną profesor McGonagall o złotym sercu. To prawdziwa zołza, będzie czyhać na wasze życia.
A jak mamy odróżnić tą złą od tej dobrej?
To właśnie jest wasze drugie zadanie, chyba nie sądziliście, że ktoś wam powie? Kilkoro uczniów mruknęło coś niewyraźnie, jakby zostali właśnie lekko zawiedzeni. Przed tymi, którzy się uchowają, będzie kolejne zadanie: musicie pokonać dyrektora w pojedynku.
Wokół rozległy się szumy, pojękiwania i protesty. Ktoś burknął, że przecież przyszli się tu uczyć, a gdyby  byli w stanie pokonać dorosłego czarodzieja, przecież nauki by nie potrzebowali. Jakaś wyjątkowo rezolutna dziewczynka stwierdziła, że pójdzie zaraz po jakiegoś kompetentnego nauczyciela, bo „ten wyjątkowo niezadbany i niemiły pan” wydaje się jawnie z nich kpić. Na szczęście stojący obok kolega szybko zatkał usta dziewczynki w obawie, że przez nią zawali któryś z testów.
Ale przecież dyrektorem Hogwartu jest Albus Dumbledore, najsłynniejszy czarodziej na świecie...
A ja myślałem, że to gacie Merlina są najsłynniejsze jęknął, zawiedziony własną niewiedzą Syriusz.
No wiesz, gacie Merlina to nie czarodziej sprostował James, powstrzymując chichot.
A no faktycznie.
...więc jak niby mielibyśmy w ogóle stanąć z nim do walki?  ̶  Chłopiec zakończył nieco przydługi wywód.
James miał wiele szczęścia, że usłyszał przynajmniej ostatnie zdanie, zresztą więcej wiedzieć nie potrzebował. Chociaż Remus byłby pewnie zawiedziony, że zwykły pierwszak, nigdy nie odbywszy lekcji z Historii Magii, wie więcej od Pottera, ucznia czwartego roku. Tego jednak nikt nie zamierzał Lupinowi mówić.
To wasze zadanie, nie moje stwierdził James. Wymyślcie coś, liczę na waszą kreatywność. Gdy już uda się wam pomyślnie przebrnąć przez trzecie zadanie, będziecie mogli przejść do czwartego. Tym razem będziecie musieli odnaleźć kuchnię i dostarczyć do wieży Gryffindoru najlepszą znaną wam potrawę. Komisja zdecyduje, czy zdaliście po zjedzeniu.
Było powiedzieć konsumpcji, lepiej brzmi mruknął Syriusz.
I wtedy zdaliśmy?
Że co? Nie no skąd, musicie jeszcze wykonać dziewięć zadań, przecież to prawdziwy test, a nie jakiś tam spacerek. Ponadto zajmiecie się również przyniesieniem z Zakazanego Lasu zaginionej czapki z herbem Os z Wimbourne...
Przecież zgubiłeś ją prawie rok temu. Myślałem, że dałeś sobie z tym spokój...
...oprócz tego pokonacie smoka, odnajdziecie złote majtki Lily Evans...
Wolę nie wiedzieć, skąd wiesz, że Evans ma złote gatki.
...przynieść z Hogsmade dwanaście kufli kremowego piwa i piętnaście łajnobomb. Oprócz tego musicie odnaleźć wieżę Slytherinu i podłożyć wszystkim Ślizgonom węże pod poduchy tak, żeby ich nie pobudzić. Bo jak ich obudzicie, to wtedy już na pewno nie dożyjecie świtu. Poza tym...
~*~
Canicula wysiadła z powozu sama. Była jedną z ostatnich uczniów starszych roczników, która dotarła wreszcie do Hogwartu. W dodatku oczywiście musiała trafić na kałużę i zamoczyć trampki. Co prawda jadąc widziała, że można spodziewać się wilgoci, a w dodatku matka próbowała ją przekonać, by tym razem wzięła jakieś inne, bardziej wytrzymałe na przemakanie buty. Cannie jednak uparł się, by postawić na swoim i zabrać ulubione białe trampki. Teraz z bielą nie miały już zupełnie nic wspólnego szarobure z ciemniejszymi pręgami przecinającymi je w poprzek tam, gdzie bród zbierał się w większych skupiskach, na nieszczęście całe przemoknięte. Zwyczajnie prezentowały sobą obraz nędzy i rozpaczy. Canicula pociągnęła smutno nosem, pogłaskała Szczotę, z którą nie potrafiła rozstać się nawet na czas podróży, i ruszyła sprężystym krokiem w stronę zamku.
Wbiegła na wielkie, szerokie, kamienne schody, pokonując je w kilku susach, minęła dwa zakręty korytarzy, zbiegła w kierunku lochów, zagłębiła się w głąb zamku, mając nadzieję, że zdąży zatrzymać McGonagall przed nakryciem chłopaków. Nie wiedziała, jak dużo czasu zajmie im zabawa z pierwszorocznymi, ani też nie była przekonana co do zdolności Petera w odwracaniu uwagi Hagrida. Oddech Cannie stał się nierówny. Dziewczyna zdecydowanie nie miała kondycji. Wiedziałam, że wakacje nad morzem Śródziemnym tylko mnie rozleniwią, wyrzuciła sobie. Nawet nie miała odwagi myśleć o treningach quiddticha.
Wypadła z ostatniego zakrętu, który również okazał sie całkowicie czysty. Canicula zaczęła zastanawiać się, czy aż tak się spóźniła, czy też udało jej się wyprzedzić Żelazną Dziewicę. Jednak w oddali zobaczyła niknącą postać, wyhamowała i... wpadła wprost na starą zbroję, robiąc nieprawdopodobny rumor.
Szczota umknęła z ramion właścicielki i zaczęła głośno, przeciągle miałczeć.
Zupełnie jakby wzywała pomocy, pomyślała Cannie, leżąc pod zbroją i stękając cicho.
Wiedziała, że nabiła sobie kilka ładnych siniaków. Portret, koło którego się rozbiła, marudził teraz na temat zakłócania ciszy nocnej oraz wysoce niewłaściwego zachowania uczniów starszych klas, co Cannie miała głęboko w poważaniu. Dziewczyna spróbowała wydostać się spod kawałków blachy, pojękując przy tym cicho.
 Po co tym durnym rycerzom były tak ciężkie zbroje? Jak można było w czymś takim chodzić, a co dopiero walczyć? I po kiego grzyba, to dziadostwo stoi w Hogwarcie?!
Wtem kilka płyt uniosło się, a po nich kolejne i kolejne, aż wreszcie Cannie mogła swobodnie zaczerpnąć świeżego powietrza. Ledwie jednak czarownica zdołała podnieść głowę i ujrzeć wybawiciela, mina jej zrzedła. Profesor McGonagall stała nad nią, z rękami założonymi obecnie na piersi, oczekując wyjaśnień i prześwietlając swym świdrującym spojrzeniem.
Dzień dobry, pani profesor powiedziała wyjątkowo niezręcznie Canicula, badając, w jak złym nastroju jest jej opiekunka.
Dobry wieczór, panno White.
Chyba jednak nie jest zbyt zadowolona. No pięknie, nie ma to jak wkurzyć Żelazną Dziewicę przed pierwszymi zajęciami. Mam przechlapane.
Całe wakacje tęskniłam za Hogwartem mruknęła Cannie, próbując grać na czas. Wie pani, w domu to nie to samo. Nie ma Irytka... to znaczy nie to, żebym za nim tęskniła, ale całkiem... eee... Bo widzi pani profesor, całe wakacje ćwiczyłam transmutację i jestem bardzo ciekawa, jak mi poszło. Już nie mogę doczekać sie pierwszych zajęć.
Canicula wyszczerzyła się, jak mogła najszerzej, próbując w ten sposób zamaskować kompletny brak wesołości. Oczywiście, że nie ćwiczyła w wakacje transmutacji, oczywiście, że nie zajrzała do żadnej książki, ale przecież tym nie będzie się chwalić, prawda? Tymczasem mina McGonagall świadczyła aż nazbyt wyraźnie, że nauczycielka doskonale zdaje sobie sprawę z lenistwa podopiecznej. Mimo to przez jedną, ulotną chwilę Cannie odniosła wrażenie, że Żelazna Dziewica uśmiechnęła się. Może nie był to uśmiech z prawdziwego zdarzenia, ale jej kąciki ust jakby ledwo zauważalnie drgnęły.
A słyszała pani o tym, że Osy wygrały turniej wakacyjny? To było coś, naprawdę! Mają świetnego szukającego i niemal tak samo genialnych ścigających. Tylko ten paskudny obrońca... gdyby pani widziała, jak idiotycznie puścił takiego łatwego do obrony kafla...
 Widziałam przerwała jej McGonagall. Może jednak przestałabyś mydlić mi oczy quidditchem i powiedziała, co tu robisz. I nie myśl opowiadać, jak to się zgubiłaś w drodze na Wielką Salę, doskonale znasz drogę.
Młoda czarownica zagryzła wargę, niepocieszona. Czasami zagadanie McGonagall quiddtichem ratowało skórę, ale najwyraźniej nie dzisiaj. Cannie jęknęła ledwie słyszalnie, gdy zobaczyła, że kobieta spogląda już lekko zaniepokojona w kierunku wyjścia do doków, do łodzi.
 Do Jamesa i Syriusza! O nie, ona nie może tam wejść, jeszcze nie.
Och, przecież to oczywiste, że się nie zgubiłam, pani profesor, w końcu pani mnie zna. McGonagall uniosła brwi, co jasno świadczyło, że Canicula wybrała dość marny argument. Bo widzi pani, moja kotka znów nawiała i chciałam ją złapać. Ale Szczota poleciała tym korytarzem, a ja nie wyrobiłam się na zakręcie. No i pieprzłam w tę durną zbroję... Gdyby nie pani, pewnie bym tu umarła zakończyła dramatycznie Cannie.
McGonagall nie wyglądała jednak na zbyt przekonaną. Brwi zbiegły się jej w jedną linię, usta ściągnęły w pojedynczą wykrzywioną kreskę, a oczy wyrażały aż nazbyt wyczuwalne powątpiewanie. W opowieści Cannie prawdą było, że już niejednokrotnie biegała za swoją kotką po Hogwarcie, bo tej znudziło się już towarzystwo właścicielki.
Ostatecznie nauczycielka westchnęła, obejrzała się w stronę końca korytarza, zlustrowała uważnym spojrzeniem uczennicę i powiedziała:
Niech ci będzie, White. Idź do pani Cavani, niech sprawdzi, czy aby na pewno nie trzeba ci jakiegoś eliksiru.
Mcgonagall zrobiła już krok w kierunku tak niepożądanym, gdy Cannie krzyknęła za nią i malowniczo przewróciła się, jednocześnie boleśnie obijając kolano. Taktyka jednak zadziałała, nauczycielka natychmiast zawróciła, podbiegła do panny White, uklękła przy niej i poczęła pytać dziewczynę, gdzie ją boli. W ręku Żelaznej Dziewicy była już przygotowana różdżka, by jak najszybciej zająć się raną Cannie.
Nie, to na pewno nic takiego grała dalej dziewczyna. Tylko zakręciło mi się w głowie.
Nie wolno tego bagatelizować. Sama zaprowadzę cię do skrzydła szpitalnego.
Canicula musiała naprawdę mocno zacisnąć usta, by nie krzyknąć z radości.
McGonagall pomogła jej wstać, otoczyła ramieniem i poprowadziła w głąb zamku. Cannie obejrzała się jeszcze raz za siebie, mając nadzieję, że przyjaciele zdążą w tym czasie wejść spokojnie do Wielkiej Sali i że przy okazji nikt nie uzna ich spóźnienia za dziwne.
~*~
Wyliczanka Jamesa zdawała się ciągnąć w nieskończoność i nawet Syriusz zaczął się niepokoić, kiedy przyjacielowi skończą się pomysły. Obu już bardzo głośno burczało w brzuchach, obaj mieli nadzieję jak najszybciej znaleźć się w Wielkiej Sali sam na sam z ogromnym talerzem wypełnionym po brzegi jedzeniem. Choć w to ostatnie można było powątpiewać, gdyż tyrada Pottera wydawała się nie mieć końca. Black począł już zastanawiać się, czy nie odwrócić się i odejść, nie bacząc na płomienne mowy przyjaciela. W sumie był już na to gotowy, tyle że akurat gdy cierpliwość Syriusza wyczerpała się, Potter zakończył.
...I po wypełnieniu wszystkich sześćdziesięciu pięciu zadań, godni będziecie przekroczyć progi tej zacnej szkoły i wstąpić w elitarne szeregi jego uczniów.
Na koniec James ukłonił się z typową dla siebie patetycznością, a następnie, niesiony przez Syriusza, odwrócił się. Przed nimi były jeszcze niesamowicie długie schody, których pokonanie wydawało się kosmicznie trudne dla pary małoletnich czarodziejów, szczególnie, gdy jeden dźwigał drugiego na barkach.
Z mozołem udało im się jednak stanąć na szczycie stopni, choć kilkakrotnie niewiele brakowało, by James spadł i sturlał się wprost na pierwszorocznych, wciąż tłoczących się u podnóża schodów. Wówczas jednak ich uszu dobiegł jakiś huk, przypominający przewracanie zbroi. Obaj natychmiast pomyśleli, że to Cannie odwracała uwagę McGonagall. A skoro tak, to znaczyło, że ich opiekunka jest w pobliżu i nie mogą teraz wejść.
James postanowił udawać, że potwornie się zmęczył, wspinając. Co było poniekąd prawdą, bo przynajmniej dolna część podszywanego Hagrida cała zalała się potem i zdecydowanie chciała pozbyć sie jak najszybciej tej górnej.
Gdy tylko usłyszeli, że McGonagall zamierza odejść, postanowili jak najszybciej przemknąć. Pośpiesznie otworzyli drzwi, pokonali próg i wreszcie znaleźli sie wewnątrz zamku, szczęśliwi, że udało im się wykiwać nauczycielkę.
Szkoda, że stanęli oko w oko z profesor Menemozyną Necho.
Była to kobieta w kwiecie wieku, z parą ciemnych, przeszywających i do bólu skrupulatnych niewielkich oczu. Niewysoka, z burzą czekoladowych loków i smukłą figurą mogła uchodzić za piękność. Jednak bardzo rzadko się uśmiechała, zazwyczaj kroczyła przez korytarze z chmurną miną, pilnowała porządku i wyjątkowo nie znosiła ściągania na swoich zajęciach. Uczyła numerologii i tam również wymagała dokładności, precyzji i kompletnego zaangażowania dlatego też zapewne tak uwielbiała Remusa. Syriusz zupełnie nie cieszył się aż takim uwielbieniem akurat tej nauczycielki, zresztą z wzajemnością. Natomiast ani James, ani Peter nigdy nie zaszczycili swoją obecnością nauczycielki numerologii.  Zwyczajnie wybrali inne przedmioty, twierdząc, że w tym jest „za wiele liczb”. Cokolwiek miało to znaczyć.
James był tak zdziwiony widokiem nauczycielki, że stracił równowagę i gruchnął na podłogę. Syriusz również upadł, zaplątawszy się w szaty. Potterowi dość szybko udało się uwolnić z wszechobecnej czarnej tkaniny, lecz Black jeszcze ładnych kilka minut rzucał się, próbując oswobodzić.
Na gacie Merlina, James, mógłbyś bardziej uważać! warknął Syriusz, gdy wreszcie mógł spojrzeć na przyjaciela.
Potter jednak spoglądał teraz zupełnie gdzie indziej.
Profesor Necho założyła ręce na piersi, wpatrując się z uprzejmym zdziwieniem na dość komiczną postawę dwójki Gryfonów.
Niestety Huncwoci znaleźli się w patowej sytuacji. W końcu wiedźma widziała, jak wchodzą przez wielkie drzwi, przebrani za Hagrida, a później malowniczo upadają tuż przed jej obliczem. Cóż, pole manewru było zaskakująco zawężone, a Menemozyna Necho nie należała do osób tolerujących naciąganie prawdy.
Black, co masz na swoje usprawiedliwienie? zapytała.
W sumie to... nic.
James rzucił przyjacielowi przerażone spojrzenie. Spodziewał sie wszystkiego, nawet najbardziej nieprawdopodobnej historii której zresztą natychmiast by przyklasnął ale nie tego, że Black się podda. Zupełnie bez walki.
A twój towarzysz? Pan ...?
Potter uzupełnił James.
Potter. Może pan ma coś na swoje usprawiedliwienie, hm?
James zerknął kątem oka na Syriusza i zobaczył, że ten ledwo zauważalnie  kręci głową.
Chcieliśmy przywitać pierwszaków, ale tuż przed drzwiami przewróciliśmy się i...
Daruj sobie, Potter przerwała mu nauczycielka. Masz szlaban. Po uczcie chcę cię widzieć w swoim pokoju. A jeżeli dowiem się, że komuś coś się stało, zapewniam was, że profesor McGonagall zadba, by odechciało wam się żartów raz na zawsze. Wspomnę też o tym Hagridowi, nie łudźcie się. Nawet jeżeli was lubi, na pewno nie będzie zachwycony i nie zdziwię się, jeżeli i on da wam szlaban. Gdyby to nie był pierwszy dzień szkoły, zapewniam was, że za każdego odjęłabym po sto punktów.
A ja? zapytał Syriusz.
Przyznałeś się, jeżeli te dzieciaki są całe i zdrowe, być może uda ci się uniknąć kary. Przynajmniej mojej, bo nie zapomnę wspomnieć o tym wybryku twojej matce. A teraz idźcie już na ucztę.
Chłopcy spojrzeli po sobie, jednak żaden nie ważył się powiedzieć ani słowa więcej. Wiedzieli, że przeciągnęli strunę. Powlekli się w kierunku Wielkiej Sali. Jednak ledwie zniknęli za zakrętem, przybili piątkę, zadowoleni z dobrze wykonanego zadania. Tylko poczucie winy względem Hagrida rzucało cień na ich radość.
28.05.2014 - rozdział zbetowany przez Degausser.

8 komentarzy:

  1. Jest nowy rozdział!
    Powiem Ci tak na dobry początek że miałas świetny pomysł z tymi pierwszakami, a litania Rogacza mnie po prostu powaliła ^^ Skąd ty bierzesz takie teksty? ;D
    Uwielbiam Cannie, naprawdę super ją opisujesz, a wiadomo jak trudno jest z autorskimi postaciami, także naprawdę ogromne gratulacje.
    A te Twoje opisy! Aż mnie zazdrość bierze, to się po prostu tak wspaniale czyta że po dawce Twojej twórczości nie chcę czytać czegoś innego co by sobie przyjemności nie popsuć.
    Życzę weny, weny i mnóstwa wolnego czasu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dobrego dilera ^^
      Bardzo mi miło, że Cannie przypadła ci do gustu. Staram się, żeby była jak najnaturalniejsza i by na siłę nie wchodziła między chłopaków.
      Oj, dzięki wielkie za komplement, choć wydaje mi sie, że mocno przesadzony ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Na początek: strasznie się cieszę z nowego rozdziału, nie mogłam się już doczekać! Miałam swoje obawy, ale ogromnie się cieszę, że się nie spełniły!
    Okej, po kolei: kocham Jamesa. Syriusza też, ale James... James jest bezbłędny - to jak się wczuł w postać, całe jego kombinatorstwo i więź z Syriuszem, o której nie piszesz wprost, ale którą widać bez przerwy, w takich malutkich rzeczach, jest cudowna. W ogóle cały ich plan udawania Hagrida to coś pięknego, ale o tym już pisałam ostatnio.
    McGonagall oddałaś wspaniale: miała wszystko, co powinna mieć - od surowości, poprzez drobne uśmieszki i miłość do quidditcha, i o wszystkim udało Ci się wspomnieć w zasadzie niedługim fragmencie. Super. Druga pani profesor też strasznie mi się spodobała i cudne było to, jak Syriusz przed nią zmiękł, bo w większości ff on przed nikim (dorosłym) nie mięknie. A powinien.
    Cannie jest urocza i jestem bardzo ciekawa jaki masz na nią plan!
    Dlatego też nie mogę się doczekać nowego rozdziału i mam nadzieję, że pojawi się wkrótce (razem z obiecaną niespodzianką na święta!)
    Pozdrawiam i mnóstwa weny i czasu życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, pewnie sądziłaś, że zawieszę? Nie, póki sił, póty będę pisać :P
      Widać! Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że to widać, bo nie znoszę pisać o czymś wprost - to takie ordynarne.
      Tutaj to akurat bardziej kwestia tego, że on chodzi na numerologię i kobitkę zna, więc wie czego może się spodziewać. Ale faktycznie trochę pokory nie zaszkodzi ;)
      Heeej ale ja mówiłam, że nic nie obiecuję! Tylko mam taką nadzieję, że się uda ^^
      Pozdawiam.

      Usuń
  3. Po pierwsze: super zmiana jeśli chodzi o szablon, naprawdę dobry ruch :D

    Byłam parę rozdziałów w plecy, ale szybciorem wszystko przeczytałam, mogę przechodzić do rzeczy:
    Fajnie wychodzą Ci opisy przyrody, szczególnie ten na początku siódmego rozdziału mi się podobał, pomysłowo napisany :) te chmury brzemienne w wodę itd, no naprawdę chylę czoła.
    O, a wkręcanie pierwszaków przez udawanie nauczyciela skądś znam ;

    Strasznie pozytywnym akcentem opowiadania jest Szczota, napomknienie o niej, mam wrażenie, może rozładować każdą sytuację, kocica od zadań specjalnych! I jeszcze jeden wielkiwielki plus dla Twojego opowiadania - Peter. Naprawdę w fajny sposób przedstawiasz ta postać i nie sposób nie uśmiechać się bezwiednie podczas czytania fragmentów pisanych z jego perspektywy.

    Trzymaj się i wszystkiego najlepszego na nadchodzące Święta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że przypadł ci do gustu ;)

      Dzieki :D Ojć, aż się zarumieniłam.
      Eee ale oni nie udawali nauczyciela, tylko Hagrida. Hagrid to nie nauczyciel ^^ Ale motyw faktycznie dosć powszechny, bo i prawdopodobny.

      Błahah, a szczota to akurat ma pokrycie w rzeczywistości. Też ją bardzo lubię ;)
      To dobrze, że Peter budzi takie emocje, wszędzie spotykam się z raczej smutnym lub nudnym ujęciem jegopostaci. A on przecież był Huncwotem, więc nie mógł być tak strasznie nieinteresujący.

      I tobie najlepszego i udanego Sylwestra!

      Usuń
  4. Biedne pierwszoroczniaki. Są przekonane, że muszą wykonać tyle zajęć i to totalnie beznadziejnych. Co oni sobie pomyśleli o tej szkole? Wolę nie wiedzieć. Jednak z wielkim wręcz olbrzymim żalem muszę przyznać, że mnie to zbytnio nie obchodzi. Śmiaĺam się w niebogłosy. Dziewczyna dzielnie próbowała odwrócić uwagę profesor i o dziwo udało się to jej. To było genialne i te zagadywanie. Nikt by się nie skapnął, że coś jest nie tak. Tylko wszyscy... No, ale ostatecznie świetnie jej to wyszło. Szkoda tylko, že na koniec przyłapała ich ta dziwna nauczycielka, ale bez tego byłoby za nudno. Chciałabym zobaczyć jej minę jak nagle z Hagrida pojawili się Syriusz i James. To było świetne.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny . Uwielbiam Canicule. Pomys chłopaków był super . Dziwie sie tylko że zanim sie przebrali nie pomyśleli o tym że obrażą Hagrida. Ale reszta jest fantastyczna. :-)

    OdpowiedzUsuń