piątek, 9 maja 2014

20 Pojedynek pałkarzy

J
ames Potter z utęsknieniem czekał na roztopy, świeżą zieloną trawę, ciepłe, słoneczne dni. Jednak przede wszystkim czekał na wznowienie meczy quidditcha. Może i wciąż nie umiał do końca porozumieć się z Beniem Fenwickiem, ale trzeba przyznać, że się starali. Obaj. Potter nadal nie potrafił do końca pogodzić się, że nie wszystko poszło po jego myśli, że Syriusz mu odmówił nawet wtedy, po tej sromotnej porażce, że George nie chciał wyrzucić Benia, a Benio nie był ani Syriuszem, ani nawet Pearl. Może James nie lubił zmian, a może zwyczajnie za bardzo przyzwyczaił się, że wszystkie jego zachcianki zostają spełnione. Jednak nikt nie miał prawa odmówić tego, że się starał. Niezależnie od tego, jak kiepsko mu te starania wychodziły.
Perspektywa nadchodzącego wielkimi krokami wznowienia meczów napełniła Pottera nowymi chęciami. Z utęsknieniem czekał najpierw na ponowne rozpoczęcie treningów, a następnie na kolejny mecz o stawkę. Tym razem nie miał możliwości zagrania w spotkaniu, bo zmierzyć się ze sobą mieli Krukoni i Ślizgoni. Jednak w obliczu tak długiego postu, Jamesowi uśmiechała się nawet rola kibica.
‒ Syriusz, przesuń się – powiedział Potter do Blacka.
‒ Schudnij trochę, to się zmieścisz – odparł Syriusz, szczerząc zęby.
‒ No wiesz? Przecież kto jak kto, ale na pewno nie ja jestem tu gruby.
‒ Czy coś sugerujesz?
‒ Pewnie, jesteś gruby, Syriuszu – powiedziała Cannie, której wreszcie udało się przecisnąć na trybuny. – Cii, Szczota. Przecież wiem, że chcesz obejrzeć ten mecz.
Biała kulka, którą Canicula ściskała pod pachą, zdecydowanie nie przejawiała o fascynacji quidditchem, ani nawet o najmniejszej ochoty na oglądnięcie choćby jednego meczu. Szczota wiła się, co chwila próbując przetknąć głowę pod ramieniem Cannie i w ten sposób umknąć. Jednak dziewczyna ewidentnie nie miała zamiaru puścić kocicy wolno.
‒ Dobry żart, Cannie, masz jeszcze jakieś w zanadrzu? – zapytał Syriusz, przypatrując się wysiłkom Szczoty. – A w ogóle, to musiałaś zabierać tego kota?
Black skrzywił się, spoglądając na to, jak Canicula głaskała zwierzę. Najwyraźniej wciąż pamiętał, jak Szczota dzielnie broniła właścicielki i paskudnie go podrapała. Zresztą na szyi chłopaka wciąż można było zauważyć kilka odcinających się jasnymi kreskami śladów po kocich pazurach.
‒ Masz coś do Szczoty? – zapytała Cannie, będąc w bojowym nastroju.
‒ Nawet gdybym miał, nie powiedziałbym ci o tym – mruknął pod nosem Black.
‒ Co?
‒ Syriusz mówił, że nie może się doczekać meczu – postanowił uratować przyjaciela James. – Miejmy nadzieję, że Ślizgoni zaliczą wspaniałą przegraną.
Oczy Jamesa zabłysły złowrogo. Potter zdecydowanie liczył na klęskę Slytherinu. Jeżeli Gryffindor miał mieć jeszcze szanse na zwycięstwo po tak wysokiej wygranej Ślizgonów, to teraz Krukoni musieli wygrać. Z tego, co James słyszał, Ravenclawowi dawano spore szanse na zrealizowanie planów. Powszechnie już mówiono, że siostry Meadowes mają ostatnio kłopoty z dogadaniem się, a nawet, że może się to przełożyć na grę. Oczywiście drużyna Krukonów również dysponowała dość dobrymi ścigającymi, jednak zdecydowanie nie był to poziom ślizgońskiej ekipy. Dorada Meadowes,  Ciriana Meadowes i Izabela Reverte stanowiły tak zgraną ekipę, że potrafiły przeprowadzić nawet bardziej skomplikowane ataki. W dodatku Ciriana prezentowała zdecydowanie ponadprzeciętne zdolności, a Berta Jorkins plotkowała, że młodszą Meadowsówną są zainteresowane profesjonalne drużyny quidditcha i z ciekawością przyglądają się, jak przebiega rozwój sportowy dziewczyny.
Chciałbym, by to była prawda, pomyślał James. Żeby i mnie kiedyś przedstawiono taką propozycję.
‒ Moglibyście zrobić miejsce i mnie? – uprzejmie zapytał Remus, któremu zza ramienia wyglądał Peter.
‒ Nie musisz pytać, Remi – powiedział Syriusz, natychmiast się przesuwając, a James odniósł wrażenie, że Black starał się w ten sposób odgrodzić od Cannie i Szczoty. – Dla grzecznych futrzaków zawsze znajdzie się miejsce.
‒ Hej, Szczota jest grzeczna! – oburzyła się Canicula.
Lupin wypuścił powietrze, które wcześniej wstrzymał ze świstem. Pokręcił głową, spoglądając na Syriusza, czego Black zdawał się nie zauważyć. Uśmiechnął się tylko i wzruszył ramionami jakby nigdy nic.
Wreszcie Remus, Canicula i Peter usadowili się na swoich miejscach. James rozejrzał się za Rayem i Luisem, ale nigdzie w pobliżu ich nie zauważył. Zresztą musiał przyznać sam przed sobą, że to z Corvim byli bardziej zżyci, a tak się składało, że Meadowes dziś miał zagrać w meczu.
Przynajmniej mała szansa, że Rayowi znów coś się pomyli i weźmie szalik w nieodpowiednich kolorach, pomyślał James, wspominając ostatni mecz.
‒ Witam wszystkich po tak długim okresie abstynencji – powitała wszystkich Mabel Offish, komentatorka z domu borsuka. – To znaczy, nie żeby ktoś tu pił… 
Po stadionie potoczył się cichy chichot, kilka osób zaklaskało, a Mabel poczerwieniała.
‒ Eee… dziś grają ze sobą Krukoni i Ślizgoni. A oto zawodnicy – wyrzuciła z siebie Mabel, jakby zadowolona, że uwaga wszystkich została wreszcie skierowana na kogoś innego niż ona sama.
Na stadion wlecieli w równym szyku Krukoni, wśród których znajdował się Corvus. Meadowes pomachał entuzjastycznie w kierunku widowni. Z sektora, gdzie siedziało najwięcej przedstawicieli domu Roweny, ktoś prawie wypadł, nieco zbyt wyraźnie wyrażając emocje. Corvi podleciał w tamtym kierunku, pomagając Rayowi Malumsowi z powrotem wgramolić się na trybuny.
‒ Wypadać z najniższego rzędu. Cały Ray – stwierdził Syriusz, uśmiechając się nonszalancko.
‒ Dobrze, że Luis go złapał – dodał Remus, przypatrując się, jak blondyn krzyczał na Malumsa.
Tymczasem gracze zajęli pozycje, pani Hootch wypuściła znicza, a po chwili również kafel poszedł w ruch. Czerwona piłka znalazła się w dłoniach ciemnoskórej Petry von Schiller, koło której natychmiast pojawiła się Ciriana Meadowes. Petra spróbowała podać do Emmeliny Vance, jednak kafel został delikatnie uderzony przez Ciri, co zmieniło trajektorię lotu piłki. Izabela Reverte wykorzystała sytuację i natychmiast podała do Dorady. Oscar Mayne, pałkarz Ravenclawu, wycelował tłuczek w nadciągającą dziewczynę. Starsza Meadowesówna została trafiona, ale upuszczony przez nią kafel przechwyciła drobniutka Ciriana.
‒ Kafel wciąż w posiadaniu Slytherinu! – zakomunikowała Mabel.
Ciriana leciała zygzakiem, myląc przeciwników. Corvi niemal zagrodził jej drogę, ale dziewczyna w ostatniej chwili pociągnęła ostro za trzonek miotły i wyrwała do przodu. Rozejrzała się za Izabelą, jednak Reverte nie była dość szybka i wciąż pozostawała w zbytnim oddaleniu. Ciri wymalowała w powietrzu jeszcze kilka zygzaków, stanęła na wprost Edwarda Fawleya i… przerzuciła piłkę lekko nad ramieniem. Kafel wpadł wprost w ramiona Izabeli, która bez problemu trafiła w lewą niepilnowaną obręcz. Fawley zaklął szpetnie, co utonęło we wrzasku triumfu Ślizgonów.
James pokiwał głową z uznaniem. Rzadko na szkolnych meczach miał okazję widywać taką paradę.
Genialnie wykonany Woollongong Shimmy, pomyślał Potter i mimo błękitnego kapelusza z orłem na głowie, zaklaskał.
‒ Vance do Meadowesa – kontynuowała Mabel. – Meadowes podaje do von Schiller. Znów Vance. Próbuje zmylić Cirianę Meadowes iii… No cóż, to było dość oczywiste. Meadowes przechwytuje kafla. Podaje do Meadowes. Meadowes próbuje odebrać… ee… Meadowes. No nie! – zirytowała się Mabel, dłonią drapiąc się po głowie. – Więcej ich Morgana nie miała?!
 Po stadionie ponownie rozniósł się śmiech, a Mabel znów poczerwieniała. W dodatku McGonagall rzuciła komentatorce dość groźne spojrzenie.
Tymczasem Sarin Avery uderzył w Corviego, zapobiegając próbie odebrania kafla Doradzie. Pani Hootch zauważyła to i podyktowała rzut karny, a Corvus odpłacił się Ślizgonom, zdobywając gola. Rozeźlona Dorada próbowała jeszcze chwilę negocjować z sędziną, jednak na nic się to zdało.
Po odzyskaniu kafla, ścigający Slytherinu szybko sformowali grot, którego ostrze stanowiła Ciriana i, rozpraszając przeciwników, szybko znaleźli się w okolicy pętli. Mimo że Dorada i Izabela nie zdołały utrzymać prędkości Ciriany, okazało się to wystarczającym, by młodsza panna Meadowes zdobyła gola.
James ponownie musiał przyznać, że Ciriana ma klasę.
Wykonała głowę jastrzębia pomimo opóźnienia ze strony pozostałych ścigających. Nie zawahała się ani przez chwilę, choć przy takiej prędkości sama mogła uderzyć w pętle. Coś niesamowitego! Żeby kiedyś i mnie udało się namówić do tego resztę!
Potter westchnął. Nigdy nie myślał, że będzie zazdrościć dziewczynie sposobu, w jaki gra. W dodatku liczył, że plotki Berty rzeczywiście będą miały jakieś przełożenie na wynik meczu, tymczasem wydawało się, że siostry Meadowes dogadują się wcale dobrze.
‒ Rozpoczynają Krukoni – stwierdziła Mabel. – Lepiej by było, gdyby bardziej się przykładali, bo… bo inaczej przegrają.
‒ Słyszałeś, Jim? – Syriusz śmiał się w głos. – Przecież ona chciała powiedzieć, że inaczej Puchonom trudno będzie zdobyć Puchar Quidditcha.
James nie zwrócił uwagi na słowa Syriusza, zbyt pochłonięty zbędne sytuacją na boisku.
Otóż Oscar Mayne i Miguel Meier, pałkarze Ravenclawu, najwyraźniej postanowili ułatwić zwycięstwo swojej drużynie i, gdy tylko kafel znalazł się w pobliżu Ciriany, natychmiast posyłali tłuczek wprost na dziewczynę. Tyle że Avery i Lestrange nie zamierzali pozwolić na wyeliminowanie jakiegokolwiek zawodnika Slytherinu i sami zaczęli stosować strategię przeciwników. Niestety w stosunku do każdego ze ścigających Ravenclawu.  W ten też oto sposób rozpoczęła się wojna między pałkarzami, a oba tłuczki niemal nie pozostawały bezczynne.
Potter zainteresował się poczynaniami szukających. Regulus zdawał się niezbyt zainteresowany przebiegiem gry, kołował wysoko ponad głowami zawodników, wypatrując znicza z pewnym roztargnieniem. Ostatnie zwycięstwo dodało mu pewności siebie, a niektórzy ze Ślizgonów zaczęli nazywać go nawet małym księciem. James nie uważał, by główna zasługa pokonania Gryfonów należała się akurat Regulusowi. Młodszy Black jedynie złapał znicza, a tak dużą różnicę punktową zagwarantowały im ścigające, w największej zaś mierze Ciriana. Elia Debussy, szukająca Ravenclawu, również zataczała koła wysoko ponad niebezpiecznym polem gry, gdzie  szalały tłuczki. Jednak ta dość niska, pucułowata dziewczyna o wiecznie opalonej skórze przypominała raczej ptaka, wypatrującego ofiary. Była bystra, baczna, spostrzegawcza. Jamesowi przypominała Cirianę z determinacją, jaką wykazywała podczas gry. Poza tym o ile Potter za najlepszą ścigającą w szkole uznawał młodszą Meadowesównę, o tyle to właśnie Debussy zajmowała w jego opinii  drugą lokatę dla najzdolniejszej szukającej.
‒ Kafel ma Medows. Podaje do von Schiller. Teraz znów Meadowes, ale od Ślizgonów, znaczy Ciriana… a może to Dorada? – Mabel najwyraźniej miała serdecznie dość komentowania tego meczu, a przede wszystkim nazwisk graczy. – Szlag by to! – warknęła wreszcie. – Jest siedemdziesiąt do trzydziestu dla Slytherinu, a kafel ma na pewno jakiś Meadowes.
Rozzłoszczona Puchonka usiadła na krześle komentatorskim z rozmachem i założyła ręce na piersi. Najwyraźniej miała zamiar przesiedzieć tak resztą spotkania, lecz McGonagall nie zamierzała pozwolić, by jej zamysł został urzeczywistniony. Nauczycielka podeszła do niej, wrzasnęła coś o szlabanie i duchu rywalizacji sportowej, po czym zagroziła trollem z transmutacji, co wreszcie zagoniło Mabel z powrotem do komentowania meczu.
W międzyczasie Ciriana i Dorada zdążyły zdobyć po obręczy, Izabela raz spudłowała, gol Emmeliny został obroniony, a Corviemu udało się przedrzeć przez tłuczki oraz obronę Fawleya i trafić do obręczy. Pałkarze natomiast rozpętali prawdziwe piekło, tłukąc w pałki ile sił i zmieniając co chwila kierunek tłuczków. Lestrange prawie trafił Izabelę Reverte, która zdawała się nieco zdekoncentrowana od początku meczu, a Meierowi, pałkarzowi Krukonów,  udało się strącić z miotły Corviego. To ostatnie nieco otrzeźwiło zawodników, choć tylko na krótką chwilę.
‒ Mała Meadowes podaje do dużej ‒ komentowała Mabel, próbując jakoś odróżnić od siebie siostry, jednak Ślizgoni zareagowali gwizdami, a sama zainteresowana rzuciła komentatorce wiele mówiące spojrzenie. ‒ Och, to jest nie do wytrzymania! Chyba naprawdę rzucę tę posadę! Jedna Meadowes podaje do drugiej, von Schiller przechwytuje, teraz kafla ma trzeci Meadowes. Trzeci Meadowes oddaje kafla pierwszej Meadowes, ta do Reverte. Teraz druga Meadowes...
James uznał, że słuchanie Mabel mija się z celem, bo dziewczyna ma wyraźny problem z odróżnieniem od siebie zawodników.
No cóż, Mabel zawsze miała słomiany zapał, pomyślał Potter. James wolałby, by to Syriusz komentował rozgrywki, skoro i tak nie chciał grać. On przynajmniej zawsze stałby po stronie Gryfonów, a nie...
‒ Sto dziesięć do pięćdziesięciu ‒ zakomunikowała Mabel Offish. ‒ Niech ktoś złapie tego cholernego znicza albo zmieni nazwiska graczy ‒ zakończyła z jękiem.
Jakby na życzenie dziewczyny, nisko w trybunach pojawił się złoty błysk. Elia Debussy zapikowała od razu, wymijając ganiające jak szalone tłuczki. Jeden z nich niemal trafił dziewczynę i James był pod wrażeniem tego, że nie zmieniła toru lotu ani o krztynę. Regulus natomiast zanurkował z lekkim opóźnieniem, jego opieszałość ponownie dała o sobie znać i został nieco z tyłu. Miotła Blacka mknęła  szybciej, jednak przewaga Debussy również wiele znaczyła, wobec czego Regulus przywarł do miotły płasko, wpatrując się w jeden punkt i niemal na ślepo pikując w dół. Na chwilę trybuny zamarły, gracze jakby zawiesili się w powietrzu i tylko pałkarze zdawali się nie dostrzegać znicza, błyszczącego leniwie tuż pod dolnymi trybunami Krukonów.
Potter wstał i wychylił się do przodu, zaciskają dłonie w pięści. Debussy była lepsza, wiedział to doskonale, miała również przewagę, ale Regulus siedział jej na ogonie. Odległość, dzieląca ich od siebie i zarazem od znicza zmniejszała się. Już, już wyciągali ręce, lecąc ramię w ramię, gdy wtem tłuczek, którego uniknęła Izabela Reverte, poszybował w ich kierunku. Okrągła, szarawa piłka wyrżnęła z impetem w Regulusa, a siła ciosu popchnęła go również na Debussy. Oboje szukających wylądowało pod trybunami z głuchym tąpnięciem.             
‒ Ależ grzmotnęli! ‒ skomentowała Mabel. ‒ Wygląda na to, że nikt nie ma złotego znicza. Mecz wciąż trwa! Chociaż...
Regulus podniósł się z trudem, trzymając za bok i wyciągnął dłoń w kierunku Elii Debussy. Dziewczyna przyjęła pomoc, a potem uniosła wysoko w górę drugą rękę, w której miotała się maleńka, złocista piłeczka warta sto pięćdziesiąt punktów.
‒ Niewiarygodne! Elia Debussy łapie znicza! Krukoni triumfują! Sto dziesięć do dwustu!!!
Jakby na zawołanie, z mnóstwa gardeł w przestworza wzniósł się gromki wrzask radości. Niewielu było w stanie dać wiarę, że Ravenclavowi udało się pokonać Slytherin po tak jednostronnym meczu. Po tym, jak łatwo Ślizgoni ostatnio poradzili sobie z Gryfonami nikt nie śmiał wyobrażać sobie tak wspaniałego triumfu.
Regulus odsunął się od Elii, powoli się cofając. Był całkowicie oszołomiony, że dziewczyna zdołała schwytać znicza mimo tego, że oboje trafił tłuczek. Po wzroku, jakim Black obdarzył Izabelę Reverte, bez trudu szło domyślić się, że miał jej za złe to, że nie przyjęła ciosu na siebie. Ciriana podleciała do niego, powiedziała coś, uśmiechnęła się chyba gorzko i położyła dłoń na ramieniu Regulusa. James nie miał pewności, coraz mniej widział, bo na boisko z każdą chwilą wbiegało więcej osób. Zobaczył jednak, jak Regulus Black osuwał się na ziemię, jak Ciri próbowała go złapać, lecz udało jej się jedynie zaasekurować upadek chłopaka. Słyszał też nad wyraz dobrze krzyk Syriusza. Krzyk pełen strachu, obawy i bólu. Pełen wszystkiego, czego James nigdy nie słyszał w głosie przyjaciela. A potem został odepchnięty na bok, a gdy się obejrzał, zobaczył sylwetkę starszego Blacka przedzierającą się przez wiwatujący tłum.
~*~
Następnych kilka dni James Potter musiał przyjąć do wiadomości, że nie jest już najważniejszą osobą w otoczeniu swojego najlepszego przyjaciela. Łatwiej byłoby mu pogodzić się z tym faktem, gdyby nie to, że Syriusz ostatnio chodził ciągle nachmurzony i zły. Gdy Potter zaproponował mu, że razem z nim pójdzie do skrzydła szpitalnego, odwiedzić jego brata, Black odmówił. Mówił wtedy coś o tym, że James źle by się czuł wśród Ślizgonów, a poza tym Regulus potrzebuje wypoczynku.
Jasne, a tak naprawdę chodzi o to, że traktują mnie prawie jak zdrajcę krwi, bo moi rodzice nie mają skrzata i nie chodzą na te wszystkie pokazowe obiadki, pomyślał ze złością Potter. A parę złamanych żeber to nic takiego. Gdyby Regulus nie wpadł na genialny pomysł wyłażenia z łóżka przed zrośnięciem się kości, nie istniałby w ogóle żaden problem. On znajdowałby się już w swoim dormitorium, a Syriusz nie chodziłby go odwiedzać. Może Regulus próbuje przykuć w ten sposób uwagę Syriusza? Tak, to byłoby do niego podobne.
James podrapał się po brodzie i stuknął w stojącą przed nim szklaną kulę.
Siedział właśnie na lekcji wróżbiarstwa w czerwono-różowym pomieszczeniu. Wokół unosił się intensywny zapach perfum, jakichś eliksirów i Merlin wie, czego jeszcze. Okna zostały przysłonięte przez rubinowe zasłony, które prawdopodobnie miały zapewnić dodatkowy klimat, a tak naprawdę uniemożliwiały określenie pory dnia i tego, jak długo jeszcze ciągnąć się będzie ta nudna lekcja. Gdyby ktokolwiek na początku powiedział Jamesowi, że lekcje wróżbiarstwa będą tak nudne, na pewno dwa razy zastanowiłby się nad zapisaniem na nie.
Chociaż i tak warto dla tych kilku żarcików, które udało mi się sprowokować.
Hypermnestia de Clavijo, nazywana czasami profesor Hiper Nudą, wykładała wróżbiarstwo od ładnych kilku lat i nie zanosiło się na zmiany, ani na to, by lekcje miały stać się wartościowe. Po szkole chodziły plotki, że dyrektor planuje wykluczyć naukę tego jakże nieinteresującego przedmiotu ze szkolnego programu, jednak nic nie zapowiadało, aby miało to nastąpić szybko. Profesor de Clavijo była bardzo wysoką, tyczkowatą latynoską obwieszoną mnóstwem złotych bransolet. Jamesowi przypominała choinkę, wolał jednak jej nie uświadamiać w swojej opinii na ten temat.
‒ Powiesz mi, Jamesiku, co widzisz w swojej kuli? ‒ zapytała Hypermnesta de Clavijo, nachylając się nad przysypiającym Potterem i ukazując mu znaczną cześć swego wylewającego się z obcisłej szaty biustu.
‒ Widzę miłość! ‒ odpowiedział James.
 Być może odpowiedź Jamesa była nieco zbyt entuzjastyczna, bo Peter zachrapał głośniej, aż wreszcie otworzył jedno oko, a po chwili drugie i natychmiast się wyprostował. Potter miał jednak serdecznie dość tak paskudnego zdrabniania jego imienia, a wiedział, że opowiadając jakieś głupoty o miłości, szybko pozbędzie się nauczycielki. Nie wiedzieć czemu, Hymermnestia uwielbiała łzawe historyki z jakimś urojonym uczuciem w tle. James pamiętał jak przez mgłę, że na pierwszych zajęciach opowiadała, skąd pochodzi jej imię.
Bredziła coś chyba o starożytności, pięćdziesięciu czarownicach i ich mężach. A może to było o rzece?
James nie miał pewności, nie interesowało go to ani wtedy, ani tym bardziej teraz.
‒ Mów więc więcej, bo ja również to widzę. Masz świetne wewnętrzne oko ‒ pochwaliła go nauczycielka.
To świetnie, szkoda tylko, że tutaj trudno cokolwiek zobaczyć, bo wszędzie pani osacza biustem albo duszą mnie perfumy. Mogłaby się odsunąć... Chociaż trochę. Troszeczkę? Nie wytrzymam z nią... Syriusz i Remus mieli rację, że nie zapisywali się do Hiper Nudy. Ale oczywiście ja głupi, musiałem myśleć, że to pewnie tylko takie wyolbrzymienie. A teraz mam... nachalną babę, która może być ukrytym pedofilem.
‒ A więc widzę coś czerwonego.
Tu wszędzie jest czerwono, co innego miałbym widzieć?
‒ Och, więc będzie miała płomiennorude włosy. Bardzo dobrze, Jamesiku, coś jeszcze?
Tak, babsztylu! Przestań tak mnie nazywać! Nie mam dwóch lat.
‒ Chyba jest tu coś, co przypomina... ee... nietoperza?
Jakiś rozmyty kształt w rzeczywistości więcej miał wspólnego ze zwykłą plamą, ale przecież tego James nie mógł powiedzieć nauczycielce. Prawdopodobnie uznałaby, że to niepoważne.
Chociaż kto wie ‒ ona jest nienormalna.
‒ Dobrze, pomyśl jeszcze nad tym, Jamesiku ‒ powiedziała tylko de Clavijo, odsuwając się od Pottera. Uśmiech wreszcie zszedł jej nieco z ust.
‒ A wy jak sobie radzicie, moje panienki? ‒ zapytała, idąc w stronę sióstr Reverte.
Izabela wciąż była markotna po sobotniej przegranej i tępo wpatrywała się w szklaną kulę. Natomiast jej siostra, Rita, spojrzała na nauczycielkę z prawdziwa złością, zupełnie jakby przeszkodziła jej w jakiejś ważnej czynności. Jamesa zdziwiła reakcja Margarity, bo akurat ta Ślizgonka zawsze wydawała się najmilsza i najsympatyczniejsza. Może nie była jakoś specjalnie uczynna, ale zawsze miała dla każdego miłe słowo i potrafiła się naprawdę niesamowicie uśmiechnąć. Przez pewien czas interesowała Pottera w równym stopniu co Lily Evans, jednak ostatecznie uznał, że nie ma ochoty startować do Ślizgonki.
‒ Bardzo dobrze ‒ odpowiedziała Rita, uśmiechając się sztucznie.
‒ Więc powiedz mi, proszę, co widzisz w kuli, Margaritko?
Rita Reverte uniosła wysoko, dumnie głowę i spojrzała wprost na nauczycielkę. Jej szare oczy mierzyły się z brązowymi oczami de Clavijo. Wreszcie uczennica uśmiechnęła się, choć w jej uśmiechu było coś niebezpiecznego, coś, co przypawało o ciarki. James nigdy wcześniej, w stosunku do nikogo, nie odniósł takiego wrażenia.
‒ Widzę płomienie ‒ wyszeptała Margarita, po czym uśmiechnęła się przeuroczo.
Hypermnestia skrzywiła się, kwitując, że to tylko refleksy światła, nic więcej. Po chwili rozbrzmiał dzwonek. James szturchnął lekko Petera, który znów przysnął, i opuścili salę.
 24.07.2014 - rozdział zbetowany przez Degausser.


16 komentarzy:

  1. Powiem szczerze - rozdział jest prześwietny! Połowę przekleiłam koleżance na gg, napawając się skopiowanymi cytatami <3

    Jestem pod wrażeniem tego, jak opisujesz mecze, szalenie mi się to podoba. A skoro już przy meczu jesteśmy to dwie sprawy: biedna Mabel, strasznie jej współczuję tego zamieszania z Meadowesami. xD A po drugiej: CIRIANA <333 Tyle jej naraz, moje serce się raduje. <3 I gratulacje za wynik meczu, byłam pewna do ostatnich akapitów, że wygrają Ślizgoni. :D

    Podoba mi się nowy temat na linii James-Syriusz. Nie spodziewałam się, że Potter może być zazdrosny o Regulusa. Lubię to! To dodaje realizmu ich przyjaźni... Relacjom braci Black też. :D Ogółem masz talent do zarysowania relacji między bohaterami. ^^

    Lekcja Wrózbiarstwa jest genialna, przemyślenia Jamesa świetne. xD A poza tym Margarita wzbudza moją sympatię. xD

    Notabene gratulacje, Cannie wygrywa ankietę :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Bo obawiałam się, że raczej mętny. Uff.

      Dziękuję, chociaż ja tam ciągle obawiam się, że zaraz te mecze będą wychodzi tak samo i będzie nuda. O, widzę, że bardzo lubisz Ciri ^^

      James to jest o wszystko zazdrosny :P Ale ludziska i tak go lubią...

      Już dawno miałam zrobić jakąś lekcję wróżbiarstwa, ale kompletnie nie miałam gdzie jej wcisnąć. Mam jeszcze mugoloznawstwo, a kiedyś chciałam porozwijać i zielarstwo, ale tego to już zupełnie nie wiem jak wcisnąć :D

      Na razie ^^ Ankieta pewnie powisi sobie do początku lipca, więc jeszcze dużo może się zmienić :P Ale na razie Cannie bardzo dziekuje :D

      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Szczerze powiedziawszy to nie przypominam sobie, żeby jakiś rozdział na Rancie był mętny, więc sądzę, że nie masz się czego obawiać. ;3

      Szczerze to ja jakoś specjalnie za czytaniem opisów meczy nie przepadam, za to u Ciebie mi się podobają, więc z pewnością monotonii nie mogę im zarzucić. Ano lubię, chyba nawet pod poprzednim meczem to przyznałam. :D

      James to ma to chyba wpisane w charakter. Ja średnio za nim przepadam ogółem, ale w Twoim opowiadaniu jest fajnie, realistycznie przedstawiony. ^^

      Ja się doczekać nie mogę, bo strasznie fajnie zajęcia opisujesz, nie jak na większości opowiadań tylko znudzenie i pyskowanie nauczycielom jak w podrzędnej gimbazie. A Zielarstwo nie da się gdzieś na opowiadaniową wiosnę wcisnąć? :D

      Ale jednak Cannie się wybija, tymi dwoma głosami więcej niż ktokolwiek. xD Dziwią mnie za to aż dwa głosy u Lily... To chyba jakieś jej hiper fanki, które nie przejmują się jej śladową ilością na Rancie. xD

      Usuń
    3. Chyba lepiej się nie przyznawać, ale gdy wczoraj sprawdzałam, to był taki piękny kwiatek mętności... zresztą nieważne :P

      Tak, tak pisałaś, że lubisz Ciri, ale wiadomo - po jednym rozdziale mogłaś zmienić zdanie :D

      Na siłę wciskać to się zawsze da :P (chociaż lepiej tego nie robić - poza tym obawiam się nadprodukcji postaci^^). Zresztą - muszę sobie rozpisać ten drugi rok, bo na razie nie miałam czasu, więc sobie zdycha. A, co do tego znudzenia, to pamiętam jak na historii magii Peter muchę obserwował... :P

      A to jest dopiero ciekawe! Lilkę i Snape'a wrzuciłam tak dla picu, a tu szok - Evans ma głosy ;) Ale to nawet lepiej, bo tak to mam lepszy pomysł na wykorzystanie tego ^^

      Usuń
    4. Oj tam, każdemu się czasem zdarza ;3

      Co Ty, ja nadal czekam, az ona odegra swoją rolę i to czekam niecierpliwie! *-*

      Taak, ale z Historią Magii to ten kłopot, że wszyscy wiemy, jak się sprawy mają z tym przedmiotem, kiedy naucza go nieumarły profesor Binns... xD Wtedy wszystko jest ciekawsze. xD

      Ja już niecierpliwie czekam na ten bonus, bo chcę zobaczyć, co też tam wykoncypowałaś. Serio, Ty mnie często zaskakujesz i to jak najbardziej pozytywnie :D Poza tym kocham nienawidzić Twoją Evans. :D

      Usuń
    5. Ależ odgrywa, co mecz :P Nie no we wstępnych planach ma być jej więcej w kolejnym roku (w sensie chłopaków, nie kalendarzowym).

      Zabijesz mnie za ten bonus, ja już to wiem, chociaż nie zabrałam się za pisanie (ale wiem, co będzie) :P Ale nic nie mówię, chcę jeszcze trochę pożyć ^^

      Usuń
    6. Że co mecz, to ja wiem, temu mecze ze Slytherinem takie piękne <3 I ja się cieszę, ja się bardzo cieszę. :D

      Matko kochana, weź nie strasz, ja nie chce Cię zabić, na czyje rozdziały będe z takim utęsknieniem czekać? xD

      Usuń
    7. O przypomniało mi się: skoro lubisz lekcje (:P), to będą jeszcze, zdaje się dwie do wakacji ;)

      No wiesz moje poczucie humoru jest cokolwiek wypaczone - także ja tam tylko ostrzegam. Ee tam, pewnie znalazłabyś sobie jakieś lepsze opowiadanie :D

      Usuń
  2. świetny rozdzialik ;)
    pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko, będę dopiero zaczynać ,,Urodziny" a to już 20 rozdział.:)
    Ale blog najlepszy, o Huncwotach jaki czytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano cóż :P Ostatnio rozdziały pojawiały się szybciej, więc może dlatego te zaległości?
      A dziękuję bardzo :D

      Usuń
  4. No i w końcu udało mi się nadrobić; znaleźć czas itp. Pod każdym rozdziałem od 16 masz już komentarz ode mnie, choć pod 19 się spieszyła, bo musiałam wychodzić. Jej, jak ja nie lubię, jak czytam, czytam... a tu nagle koniec... to takie smutne doświadczenie :P. No to Syriusz trochę poleciał po krawędzi, z której mógłby szybo spaść dzięki czyjejś pomocy ;p. Na szczęście Cannie nie załapała o co chodzi, ale ja uważam, że ona by to zaakceptowała, chociaż wiem, że dla Remusa to byłby kolejny problem, bo ona pewnie również zachciałaby się uczyć animagii. Ale jeżeli oni będą znikać na ten czas wraz z Remusem, to on w końcu to zauważy, że coś jest jednak nie tak... Ale może do tego czasu już się o tym dowie? Aż mi się żal tego kotka zrobiło, bo ona go tak miętosi. Ale chociaż pilnuje swojej pani, broniąc przed łaskotkami ;p. Skoro komentatorka nie bardzo chce komentować, to po co to robi? Czy są jakieś dodatkowe punkty za to? Jakoś rozbawiła mnie Minerwa z tym szlabanem ;p. Lubię, że u Ciebie nic nie jest takie oczywiste, a raczej chodzi mi tu o mecze, że nie zawsze wygrywa ktoś, kto powinien dla dobra akcji wygrać... tak jak Gryffindor, że Slytherin wygrał. Tu, co prawda, jednak wygrał Ravenclaw, ale liczy się szukający, który według Jamesa... u Slytherinu nie był zbyt dobry. A ja tam rozumiem Regulusa, że nie mógł wytrzymać w skrzydle szpitalnym. Przecież skoro musisz leżeć w łóżku to jest to nudne. Zupełnie inaczej, jeżeli leżymy bez przymusowo i się lenimy ;p. Może i podejrzenia Jamesa są prawdziwe, ale mi się jakoś nie chce w to uwierzyć i wcale się nie dziwię troską Syriusza o brata. Jedynie dziwi mnie to, że nie chciał, aby James odwiedził z nim jego brata... może, dlatego że Regulus za nim nie przepada? Czyli wróżbiarstwo wędruje do kolejnego grona nielubianych lekcji, nudnych lekcji... ja też nie rozumiem takiego wyczytywania czegoś z niczego. Ale coś w tej miłości i burzy czerwonych włosów musi być i James powinien o tym wiedzieć ;p. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ty masz odpowiedzi ;) No cóż rozdział całkiem niedługo, więc nie będziesz długo czekać ^^
      Syriusz wykazał sie wyczuciem walca drogowego, ale mu się upiekło. Co bedzie, to będzie - na pewno nie będę robić z Cannie głupiej, więc albo chłopaki będą uważać albo wpadną...
      Oj no nie wypieszczony kot, to nieszczęśliwy kot :P
      No wiesz Mabel jest pierwszy rok komentatorką i spodziewała się czegoś innego - stąd taka reakcja.
      Powiem, że mnie też zaskoczyła finałowa tabela quidditcha, w sumie to wyszło tak przez przypadek ^^
      Ani Reg nie lubi Jamesa ani James Regulusa, więc towarzyszenie Syriuszowi, gdy odwiedzał brata byłoby bez sensu (zresztą James chciał iść, dlatego że Syriusz szedł, a nie dlatego że czuł potrzebę pomocy Regulusowi).
      Ano tak. Ja też nie przepadam za wróżbiarstwem, no ale... Gdyby James pomyślał, to pewnie by to wykorzystał, ale on chciał po prostu wyjść na przerwę :D
      Pozdrawiam serdecznie ;)

      Usuń