piątek, 4 lipca 2014

24 Ponure odejście

Q
uidditch pochłaniał pozostały czas Huncwotów w Hogwarcie. Choć James ledwie kilka dni temu zdawać się pogodzony z tegoroczną przegraną Gryfonów, duma nie pozwoliła mu odpuścić do samego końca. Dlatego też znikał na wielogodzinne treningi, zostawiając przyjaciół samych sobie. Pozostali Huncwoci nie zawsze uczestniczyli w treningach Gryfonów, bo niezwykle często zdarzało się, że musieli odrabiać kolejne szlabany.
Leta Atropos zdawała się wiedzieć, kto stał za zamianą korytarza na szóstym piętrze w pustynię, jednak nie mając dowodów, nie śmiała wysuwać żadnych oskarżeń. Jej sytuacja nie prezentowała się najlepiej, można by nawet powiedzieć, że wyjątkowo źle. Grono pedagogiczne spoglądało na nauczycielkę obrony przed czarną magią z niesmakiem i rezerwą. Menemozyna Necho nie kryła już niechęci i tego, że czeka tylko na decyzję dyrektora o zwolnieniu koleżanki.
Dumbledore nie śpieszył się. Oczywistym wydawało się, że zależy mu, by przynajmniej odbyły się egzaminy kończące dany rok nauki. Mimo to konieczność sprawdzenia różdżki Lety Atropos wisiała nad nim i nie było od niej ucieczki. Tym razem nie odbyło się to jednak na oczach wszystkich uczniów. Dumbledore najwyraźniej zajął się tym na osobności z Atropos. Mimo to wkrótce Irytek zaczął rozgłaszać po całej szkole, że pustynia na szóstym piętrze to sprawka nieszczęsnej nauczycielki.
– Zapomniała, że na nerwach działała – zaśmiewał się poltergeist, krążąc nad głową Lety Atropos. – Ale jej różdżka doskonale pamiętała i zwolnienie zagwarantowała!
Irytek pastwił się nad nauczycielką nieustannie, a to, że kobieta najwyraźniej postanowiła dać za wygraną i snuła się niczym duch po korytarzach, nie pomagało.
Peter odnosił wrażenie, że Atropos straciła ducha walki i poddała się, godząc ze swoim zwolnieniem. Na lekcjach niewiele już ćwiczyli, a sama nauczycielka ciągle była pogrążona w rozmyślaniach. Pettigrew nie odczuwał żalu, a wręcz przeciwnie.  
Atropos zrobiła coś, czego się nie wybaczało i należała się jej kara. Skoro chciała zabawiać się czyimś kosztem w ten sposób, powinna być przygotowana na konsekwencje. Peter nie czuł do kobiety nawet cienia współczucia, bo ilekroć pomyślał o matce, przypominało mu się, co przydarzyło się Verze.
Ostatnio też coraz częściej zastanawiał się, czy któregoś dnia nie będzie musiał bronić Mirandy przed jakimś znajomym. Takie myśli napawały go obrzydzeniem i przyprawiały o ciarki. Do tej pory nikt nie ważył się posunąć aż tak daleko w grożeniu osobom mugolskiego pochodzenia. W dodatku w świecie czarodziei coraz częściej mówiło się o należnym czarodziejom prawach, o niesłusznym podporządkowywaniu się osób magicznych mugolom. Więcej sławy w ostatnim czasie zyskał idealista zwany lordem Voldemortem.
Vera wróciła do zdrowia szybko. Nie potrafiła już jednak z takim zaufaniem spojrzeć na żadnego z nauczycieli. Choć fizycznie nic jej nie było, na jej psychice na zawsze pozostał ślad. Kobieta, która miała służyć jej pomocą, opiekować się nią i zapewnić bezpieczeństwo, zaatakowała ją.  Vera śmiała się, gdy Stanley i Rolf odpalili w gabinecie Atropos fajerwerki, jednak widząc nauczycielkę, mocno złapała jednego z braci za rękaw.
Tak więc Peter nie miał powodów, żeby żałować Lety Atropos. Posiadał ich za to wiele, by jej nie znosić. Na samym początku roku szkolnego, choć Pettigrew nie przyznałby tego przed samym sobą, nauczycielka obrony przed czarną magią przypominała mu jego samego. Również wydawała się niezdarna i niepewna siebie. Jednak teraz wyglądało na to, że wszystko to było tylko skorupą, pod którą kryła się prawdziwa Leta Atropos – kobieta nie licząca się z cudzymi uczuciami, dla której najważniejsza jest zabawa. Peter gardził nią.
Wreszcie nadszedł ostatni mecz Gryfonów w tym roku szkolnym. Tym razem mieli zmierzyć się z Puchonami o trzecie miejsce. Gryfoni wreszcie wyciągnęli wnioski z przegranych, a James zaczął dość dobrze współpracować z Beniem Fenwickiem. Zapowiadała się więc wyrównana walka.
Jak się okazało, wcale taka nie była.
Gdy do składu Puchonów powrócili gracze, którzy we wcześniejszym meczu z różnych powodów nie mogli wziąć udziału, Gryfoni nie mieli większych szans. Czy może raczej: ich ledwie nawiązana współpraca miała się jak pięść do nosa w porównaniu z wypracowaną latami taktyką Hufflepuffu. W dodatki Xi Ming Pei postarała się, by znicz przypadł im w udziale i wykpiła George’a Smitha.
Tak więc Gryffindor okazał się wielkim przegranym w tegorocznym Turnieju Quidditcha. Czwarte miejsce mówiło samo za siebie, choć czegoś wreszcie nauczyło Jamesa. Otóż Potter przestał robić Syriuszowi wymówki, a zaczął zastanawiać się, jak stworzyć poprawnie funkcjonującą drużynę z ludzi, których miał w zespole. W dodatku był to ostatni rok dotychczasowego kapitana Gryfonów, George’a Smitha. Przyszłoroczne zawody miały stanowić sprawdzian dla nowego kapitana, a jednocześnie drużyna stanęła przed koniecznością wyłonienia nowego szukającego w przyszłym sezonie.
W finale zmierzyli się Slytherin i Ravenclaw. Mecz prezentował się dość jednostronnie, bo ścigające Slytherinu współpracowały ze sobą idealnie i zabranie im kafla stanowiło nie lada kłopot. Krukoni dzielnie starali się stawić czoło mieszkańcom domu węża, mimo to ponieśli klęskę. Nawet Mabel wydawała się rozczarowana kolejną wygraną Ślizgonów, nie przepadała za nimi, szczególnie po tym, jak zareagowali na wiadomość o wypadku Very.
Bowiem Ślizgoni nie przyjęli tego z takim zniesmaczeniem jak reszta domów. Jako jedyni bronili Lety Atropos, twierdząc, że miała rację i może tylko nieznacznie ją poniosło. W ten sposób wina nauczycielki stawała się coraz oczywistsza.
Egzaminy końcowe nadeszły szybciej, niż spodziewał się Peter. Nagle wyszło na to, że wszystko prócz nauki trzeba zepchnąć na dalszy plan i zająć się edukacją. Pettigrew w tym roku chciał sprawić matce przyjemność stopniami, jakie miał nadzieję otrzymać. Wiedział, że Miranda nie przywiązuje zbytniej wagi do ocen wystawianych w Hogwarcie, że uważa syna za dziecko cud, na którym hogwartcy nauczyciele nie umieją się poznać. Mimo to Peter wiedział, że matka na pewno uśmiechnęłaby się i upiekła jedno ze swoich wspaniałych ciast, gdyby wręczył jej świadectwo z wyższymi stopniami niż zazwyczaj.
Ostatecznie zamiary Petera nie zostały zrealizowane. Przynajmniej nie do końca. Okazało się, że wrzucanie łajnobomb do pokoju woźnego to niezwykle absorbujące zajęcie, które pożera lwią cześć czasu i na naukę zostawały już bardzo późne godziny nocne. Odrabianie szlabanów i nieustające próby w animagii również nie pomagały.
Grafik Petera był przeładowany i chłopak nie miał sił na naukę. Syriusz i James, choć równie często łapali szlabany, nie mieli takich kłopotów jak Peter. Nie wiedzieć dlaczego, mieli szczęście zarówno do pytań, jak i do zadań egzaminacyjnych. Remus natomiast spędzał mnóstwo czasu w książkach i tylko czasami dawał się wyciągnąć na jakiś dowcip.
W czasie egzaminów głównym żartownisiem Hogwartu stawał się Irytek. Złośliwy duszek nie żałował wylewania uczniom na głowy atramentu, rozwieszania pod żyrandolami papieru toaletowego, czy też zapychania dziurek w klasach. Nauczyciele na to ostatnie patrzyli krzywym okiem, a McGonagall zwróciła kilkakrotnie uwagę poltergeistowi, by więcej nie robił tak nieśmiesznych żartów. Niestety nie odniosło to pożądanego efektu, bo Irytek musiał odprawić swój coroczny rytuał pożegnania uczniów Hogwartu.
Jednak wreszcie egzaminy pozostały za nimi. Do zakończenia pozostało ledwie kilka dni, a większość uczniów rozmawiała już tylko o tym, gdzie zamierzają spędzić wakacje. Peter zastanawiał się, czy tego roku starczy im pieniędzy na jakiś wyjazd za granicę. Wiedział, że firma ojca ma problemy, więc nie chciał na nich niczego wymuszać. Byłoby miło, gdybyśmy jednak gdzieś wyjechali.
– W tym roku chyba pojedziemy na Ziemię Ognistą – stwierdził James, bujając się na krześle w pokoju wspólnym. – Ojciec mówił, że ma tam przyjaciela, u którego możemy zamieszkać.  No i powiedział mamie, że tam nie będzie tyle robactwa co w Amazonii... – Potter skrzywił się wymownie na wspomnienie ostatnich wakacji.
– Tata uparł się, że pojedziemy do jakiegoś planetarium – burknęła Canicula. – Super drogiego z super sprzętem i super technologią. A ja będę się super nudzić. Naprawdę nie rozumiem, co on ma z tymi wszystkimi gwiazdami. Może macie ochotę jechać zamiast mnie? – Spojrzała po Huncwotach z nadzieją.
– Wybacz, Cannie, ale mamie udało się załatwić mi jakąś pracę na wakacje, więc prawdopodobnie całe będę zajęty – powiedział Remus, któremu najwyraźniej było przykro. – Ale pomyśl o dobrych stronach. Będziesz do przodu z astronomią.
– Marzyłam o tym... A może ty, co, Syriusz?
– Spasuję – odpowiedział Black, wyciągając nogi przed siebie. – Imiona całej mojej rodzinki pochodzą od gwiazd, kazali mi się uczyć tych konstelacji i naprawdę nie mam ochoty znów się w tym babrać.
– A w ogóle to po co twoja mama kazała ci się o tym wszystkim uczyć? Przecież wiedziała, że będziesz mieć w szkole astronomię... – zapytał James, teraz kręcąc się tylko  na jednej nodze od krzesła.
– Chyba liczy na to, że zaraz wybiorę imię dla przyszłego dziedzica Blacków – burknął Syriusz, a po chwili roześmiał się. – Chociaż wątpię, żeby się doczekała.
– Dlaczego? – zapytała Cannie, sącząc napój goździkowy.
– Dzieci są okropne – odpowiedział Black, jakby to było oczywiste. – A poza tym w życiu nie skrzywdziłbym własnego berbecia tak wydumanym imieniem... Dajcie spokój, gdyby taki szkrab zapytał, dlaczego tak dziwacznie się nazywa, musiałbym mu powiedzieć, że jego imię pochodzi z gwiazd.
Cała piątka roześmiała się serdecznie.
– No to teraz wiecie. Zresztą, chyba szybciej mnie wydziedziczą, niż ja dorobię się jakichkolwiek dzieci.
– Nie opowiadaj bzdur – przerwał mu James, uderzając w podłogę wszystkimi czterema nogami krzesła. – Żadna matka nie wydziedziczyłaby swojego dziecka. Poza tym jesteś ich wspaniałym dziedzicem. – James wyszczerzył zęby. – Mojej mamy nie wydziedziczyli, więc...
– A nie mówiłeś, że nie pojawiacie się na żadnych uroczystościach Blacków? – przypomniała Jamesowi Cannie.
– To dlatego że tata nie chce na nie chodzić, bo uważa je za sztywniackie przyjęcia dla bufonów.
– Dzięki, Jim – sarknął Syriusz. – Wiesz, ja jestem zmuszany do uczestniczenia w nich, więc chyba też jestem takim „bufonem”. A widziałeś kiedyś zaproszenie?
– To tam są potrzebne zaproszenia? – zdziwił się James.
Syriusz westchnął ze zrezygnowaniem.
– No co? – dopytywał Potter.
– Zupełnie nic, James, zupełnie – odpowiedział Black. – A twój tata ma rację: przyjęcia są potwornie sztywniackie.
– Peter, a ty gdzie się wybierasz? – zapytała Canicula, patrząc na zajadającego się ciastem dyniowym Pettigrewa.
– Jeszcze nie wiem, czy w ogóle gdzieś wyjedziemy. Tata miał ostatnio jakieś problemy finansowe – przyznał chłopak.
Cannie posłała mu pokrzepiający uśmiech.
– Będzie dobrze, Pete – zwrócił się do niego Syriusz, poklepując po ramieniu.
~*~
Różdżka Lety Atropos została sprawdzona w ostatnim tygodniu roku szklonego. Żaden uczeń tego nie widział, nie powiedziano o wynikach oficjalnie, jednak krótko po tym zdarzeniu gruchnęła wiadomość o zwolnieniu kolejnego nauczyciela obrony przed czarną magią. Nikt nie wiedział, od kogo wyszła, prawdopodobnie sama Atropos pożegnała się z jedną z klas, a uczniowie rozpowiedzieli to dalej. Kobieta najwyraźniej uznała, że wszystkim należą się wyjaśnienia, więc wyjawiła, że był to jej pierwszy i ostatni rok na stanowisku nauczycielskim w Hogwarcie.
Peter odetchnął z ulgą, miał przemiłe uczucie doprowadzenia spraw do końca. Jednak nie wszystkim spodobało się odejście Atropos, byli też tacy, którzy zdążyli ją polubić.
Huncwoci rozkładali się właśnie pod wielkim dębem przy jeziorze, gdy ich uszu dobiegły podniesione głosy uczniów. Chłopcy odwrócili się, chcąc zobaczyć, co wywołało takie poruszenie.
Na ścieżce wiodącej z zamku do bramy głównej szkoły znajdowała się Leta Atropos. Przy sobie miała tylko niewielką walizkę z podręcznymi przedmiotami. Najwyraźniej główną część rzeczy musiała przetransportować jakiś czas wcześniej. Kobieta była mocniej pochylona niż zazwyczaj, a jej włosy sterczały na wszystkie strony, choć próbowała zgarnąć je w kok. Nie spoglądała na uczniów, a wprost przed siebie, opuszczając Hogwart w ponurym milczeniu. Jej sylwetka wydawała się dziwnie zgarbiona, jakby w ostatnich dniach musiała zmagać się z ogromnym ciężarem. Gdy podbiegła do niej mała Puchonka i chwyciła jej szatę, kobieta zatrzymała się. Pogłaskała dziewczynę po głowie, powiedziała coś i mocno przytuliła. Chwilę trwały w uścisku, aż wreszcie nauczycielka wyprostowała się, posłała byłej uczennicy gorzki uśmiech i wznowiła marsz do bramy.
Nikt więcej nie odważył się do niej podejść.
Peter patrzył, jak z zamku wychodzi Kettleburn, wspierając się o lasce. Nie minęło dużo czasu, a dogonił Atropos. Wziął ją delikatnie pod ramię, odprowadził do bramy, otworzył przed nią jedno ze skrzydeł, a później uciął sobie krótką pogawędkę. Leta uścisnęła nauczyciela oszczędnie, a później bramy Hogwartu zamknęły się za nią.
– Jak myślicie, o czym rozmawiali? – zapytał Remus, wpatrując się we wracającego do zamku Kettleburna.
– Co za różnica? – burknął Peter, odwracając się w kierunku jeziora.
Świecące wysoko na niebie słońce odbijało się w ciemnej tafli wody złocistymi refleksami. Po chwili z głębin wychynęła ryba, która podskoczyła wysoko, by zaraz znów zniknąć w topieli. Na lustrzanej powierzchni rozchodziły się coraz szerszymi kręgami zmarszczki, wreszcie obejmując całą toń, docierając aż do brzegów.
– Peter ma rację – stwierdził James, mnąc w ustach źdźbło trawy.
– Wrobiliśmy ją – powiedział twardo Remus. – A jeżeli wyciągnęliśmy złe wnioski, jeżeli się myliliśmy... Nie zasłużyła na coś takiego, to wszystko nie tak powinno wyglądać.
– Sprawdzili jej różdżkę i znaleźli zaklęcia, których użyto na Verze, dowiedzieli się, że majstrowała z łodziami. Czego jeszcze potrzebujesz, żeby być pewnym? – zapytał Syriusz z irytacją.
– Nie wiemy tego – szepnęła cicho Cannie. – Nikt nigdy nie powiedział, czego się dowiedzieli.
– Can... – jęknął Potter. – Ty też? Przecież od czasu tego wypadku byłaś przekonana, że to ona.
– Poza tym Dumbledore ją zwolnił. Kto jak kto, ale on bez powodu by nikogo nie wywalił – stwierdził Syriusz, kończąc dyskusję.
– Wtedy byłam zła, zaślepiona złością i nie chciałam nawet brać pod uwagę, że może chodzić o kogoś innego.
– Miałaś racje, Cannie – uciął James. – To ona zaatakowała Verę, ona zatrzymała łodzie, zabawiła się naszym kosztem i zasłużyła na to, co ją spotkało.
– Wy jesteście po prostu za dobrzy – dodał Syriusz. – Ty i Remi ciągle tylko doszukujecie się dobrych stron tam, gdzie ich nie ma.
– Tak, też czasami zastanawiam się, co w was widzę... – mruknęła Cannie.
Syriusz dał dziewczynie kuksańca w ramię. Canicula jęknęła, a po chwili oddała chłopakowi.
~*~
Uczta pożegnalna minęła niezwykle szybko, Dumbledore oficjalnie ogłosił, że Leta Atropos nie będzie nauczać w przyszłym roku obrony przed czarną magią. Nie wywołało to jednak żadnej reakcji wśród uczniów. Atropos pozostawiła po sobie niesmak, który szkoła miała odczuwać jeszcze długo.
Nim się obejrzeli, znów siedzieli w ekspresie Hogwart-Londyn. Pociąg pędził przed siebie wzdłuż ciągnących się milami torów. Peter zajął miejsce przy oknie, spoglądając na mijane krajobrazy. Tym razem nie rozmawiali zbyt wiele.
Jak myślicie, kto w przyszłym roku zostanie kapitanem drużyny? – zapytał Peter
 Jim, a kto inny – odpowiedział pewnie Black, klepiąc przyjaciela po barku.
– Nie bądź taki pewny, zawsze mogę odmówić – przekomarzał się Potter.
Wszyscy roześmiali się – trudno było uwierzyć, że James miałby odrzucić coś, o czym marzył od dawna.
Gdy tylko znaleźli się na peronie, Peter zobaczywszy rodziców, pożegnał się z przyjaciółmi i pobiegł w kierunku matki oraz ojca. Po chwili znajdował się w stęsknionych ramionach Mirandy, która przyciskała go mocno do siebie.
Nareszcie w domu, pomyślał.
12.08.2014: rozdział zbetowany przez Degausser.

9 komentarzy:

  1. Intrygował mnie ten tytuł ;P. Chyba odnosił się do Lety. Również mi się wydaję, że Albus musiał mieć lepszy powód niż tylko ta burza piaskowa, w którą została wrobiona. Większość nauczycieli Obrony Przed Czarną Magią ma coś na sumieniu ;p. A jeszcze ta sprawa z Verą, chyba za bardzo ją poniosło. Przez głupie plotki koleżanki, Cannie została niesłusznie obwiniona o obgadywanie. Gdybym tak była, to na pewno nie tęskniłabym za taką nauczycielką. A więc jednak czwarte miejsce... dobrze, że chociaż czegoś nauczyło Jamesa, bo do niego chyba rzadko coś tak mocno trafia. No i w końcu nie męczył Syriusza. Biedny Peter, nie ma to jak nie mieć szczęścia... Może też wtedy powinien brać przykład z Remusa i uczyć się zamiast płatać figle? Syriusz z Jamesem może by to zrozumieli. W końcu chciał zaimponować mamie, a jemu nauka chyba trochę gorzej przychodzi niż im... chociaż u nich to raczej kwestia szczęścia. Ja mimo, że za gwiazdami raczej nie przepadam, to w takim planetarium fajnie się było znaleźć, choć pod prawdziwym niebem chyba, jednak lepiej ;). Szkoda mi trochę Remusa, ale przynajmniej nabierze doświadczenie i trochę odciąży swoją mamę, ona zasługuję na to, a niewątpliwie on to docenia. Lupin chyba lubi astronomię, więc naprawdę szkoda, że nie może pojechać z Cannie. Z przyjacielem zawsze to raźniej. Nie lubię takich Irytków, tylko psują nerwy ;p. Atrament na głowę? I, że w czasie egzaminów? Czy nie w czasie pisania? Za to powinny być odszkodowania ;P. A może James faktycznie zostanie kapitanem? Kto wie... ale na pewno by nie odmówił, tego i ja jestem pewna :D. Z Syriuszem to prawda, prędzej go wydziedziczą ;p, powinien iść na jasnowidza :D. Pozdrawiam i nie myśl sobie, że mamy Cię dość, nigdy! ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Pewnie, że chodziło o Letę (a może myślałaś, że rzucam bloga? :P).
      Wszytsko (no, prawie) będzie jasne po następnym rozdziale ;)
      Peter miał dobre zamiary, a wyszło jak zawsze - no powinien byl się uczyć, ale cóż.
      W czasie, gdy są przeprowadzane (pewnie zajmuje to około tygodnia-dwóch), a nie, że mają egzamin i buch atramentem :P To by było... no niefajne.
      Syriusz to nawet na wróżbiarstwo nie chodzi, ale faktycznie tu mu się udało :D
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. O Merlinie, nadrobiłam wszystko... Okazało się, że skończyłam gdzieś w okolicach 11 rozdziału i przeraziła mnie ilość treści do nadrobienia. Będę starała się od teraz czytać regularnie.
    Co mogę powiedzieć - 24 rozdziały i jeden wątek jest w miarę zawiązany, bo Leta odeszła, ale nadal nie wiem, dlaczego zatrzymała te łódki i dlaczego zrobiła małej Verze krzywdę. O ile to ona była.
    Czekam na wielką ucieczkę panicza Blacka, łzawe rozstanie z Regiem (chociaż nadal naciągane wydaje mi się, żeby taki duży chłop, w końcu 15 letni już, tak szybko się rozpłakał) i zawiązanie braterskiej miłości między Syriuszem i Jamesem.
    Chciałabym powiedzieć, że denerwują mnie rozdziały z perspektywy Petera, ale jednak tak nie jest, bo nawet nieźle się je czyta. Ja po prostu jestem zrażona do jego postaci, ot co.
    Poza tym, Syriusz powinien powiedzieć, że jego berbęć, nazwany po gwiazdach czy nie, i tak nie będzie tak skrzywdzony jak on, bo Sirius Black (naprawdę czarny) jest już zajęte xD.
    Proszę o więcej scen z Black Brothers (powinni założyć band, normalnie. Nazwę już mają, wygląda mają, teraz tylko kariera!) i niech Remus w końcu powie Cannie, że mu się podoba i niech dziewczyna sama się przekona, jakim futrem jest porośnięty (na klacie).
    Pozdrawiam i czekam na next, Niah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Regularność raczej nie sprawi ci problemu, bo i rozdziały będą pojawiały sie rzadziej ;)
      Kurczczek, to nie jest coś, na co mogę odpowiedzieć (znaczy mogę, ale uważam, że popsuje zabawę). Wolałabym, żebyś jako czytelniczka wysnuła własne wnioski (no zawsze możesz przyjąć te sugerowane przez Huncwotów, bo takowe były ^^).
      A nad tym się zastanawiam :P (Reg miał 13 lat, no prawie 14, bo grudzień).
      Hahaha do do Syriusza ma zupełną rację :P
      Też ich razem lubię :D Co wszyscy z Remusem i Cannie? Mam wrażenie, że tu sie dzieje coś, o czym ja nie mam bladego pojęcia o.O
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Ja tu się rozpędziłam, prawie w trans wpadłam a następny rozdział dopiero za miesiąc, jak nie dalej. No cóż, wytrzymam ;)
      14? Byłam pewna, że był starszy... Zaraz, Syriusz skończył piątą klasę więc powinien mieć 16 lat, a skoro Reg jest rok młodszy to nie powinien mieć 15? Czy u ciebie jest dwa lata młodszy?
      No przecież na każdym kroku zaznaczasz jakim to tęsknym spojrzeniem Remus za nią patrzy i jak się o nią martwi, że chciałby jej o sobie powiedzieć, ale boi się odrzucenia - to on do niej nie zarywa? Bo to wygląda jak podryw na biednego wilkołaka.
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    3. A bo wiesz najpierw była sesja, teraz jest mundial (no i gorąco było), więc i rozdziały się nie pisały (a ja się rozleniwiłam )^^
      Syriusz skończył czwartą klasę :D Ale tak, jest starszy o dwa lata - Syriusz '69, a Reg '71 (ale to nie moje widzimisię).
      Bo Remus to taki opiekuńczy typ, a Cannie traktuje jak siostrę, którą rzeczywiście miał mieć. A lęk przed odrzuceniem najlepiej wychodzi na Cannie, bo jest mu najbliższa oprócz chłopaków (bo Hunce jak wiedzą, to już nie jest to takie straszne). A wszyscy podejrzewają biednego Remusa o niecne zamiary :(

      Usuń
    4. O tak, coś o tym wiem... Lenistwo to wspaniały przyjaciel, ale z rodzaju tych, którzy ciągną cię na dno xD
      Ta, wiem, Jo tak ustaliła (btw. to był 59 i 61), ale z tego co pamiętam, dodała, że Syriusz urodził się w przedziale od września do listopada, a do Hogwartu dostawały się tylko dzieci, które miały ukończone 11 lat, więc Syriusz musiał poczekać rok na swoją kolej. Ale nie będę się o to spierać, to Jo niedokładnie wszystko tłumaczy i potem wychodzą kwiatki typ czy James Potter był Szukającym czy Ścigającym.
      Niemniej, nie obraziłabym się za mały romans w ich wykonaniu :) Są pocieszni.
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    5. Tak, oczywiście masz rację. Sama nie wiem, czemu odmłodziłam ich dziesięć lat... głupoty gadam. Właśnie też tak czytałam i tego się trzymam. U mnie James jest ścigającym tylko dlatego, że z szukającym bym nie wytrzymała :P
      W sumie to romasnów nie ustalałam, więc raktycznie wszystko możliwe :D

      Usuń