O
|
drabianie szlabanu u Hurkleya
Notta okazało się niezwykle przyjemne – oczywiście, biorąc pod uwagę, że wciąż
była to kara. Remus przyzwyczaił się, że posiadając takich przyjaciół, co jakiś
czas trzeba będzie ponieść konsekwencje popełnionych wybryków. Właściwie każdy
z nich miał już swoje ulubione zadania realizowane w ramach zadośćuczynienia. W
większości przypadków, nauczyciele, przekonawszy się, że Huncwoci pewne prace
lubią wykonywać bardziej, starali się nie trafić w ich gusta. Tymczasem Hurkley
Nott okazał się zupełnym przeciwieństwem swoich kolegów. Właściwie Remus nieco
niepokoił się, czy nauczyciel mugoloznawstwa nie będzie miał jakichś kłopotów z
profesorem Ladonem, gdy tamten dowie się o wymierzonej Huncwotom karze.
Lupin nie
uczęszczał na mugoloznawstwo, jednak z opowieści Syriusza wyniósł, że Hurkley
Nott to jeden z bardziej przystępnych belfrów. Blackowi nie raz zdarzało się
opowiadać o tym przedmiocie, co było dla niego czymś niezwykłym, bo rzadko
mówił, co działo się na lekcjach. Nott, oprócz niezwykle luźnego podejścia do
przedmiotu, posiadał również wiele cech wspólnych z Syriuszem – obaj wychowali
się w rodzinach czarodziejów czystej krwi, obaj wykazywali niebywałą dla osób
ich pokroju fascynację mugolami oraz ich wynalazkami. Remus często odnosił
wrażenie, że Black traktował Notta jak starszego brata, nigdy jednak nie
powiedziałby tego głośno.
Był ranek
drugiej soboty września, a większość uczniów smacznie spała. Huncwoci
postanowili wreszcie wprowadzić w życie swój plan, którego realizację umożliwił
nie kto inny jak właśnie Minerwa McGonagall. Zeszli więc wyjątkowo wcześnie,
jak na nich, na
śniadanie. Syriusz i James przypominali duchy, snując się za przyjaciółmi z
niemal na wpół przymkniętymi oczami, a Peter wyglądał niewiele lepiej. Tylko
Remus całkowicie rozbudzony, pełen sił kroczył przed siebie.
Praca u
Elżbiety Smeaton wymagała, aby Lupin wstawał skoro świt każdego dnia, więc
teraz nie miał najmniejszych problemów z budzeniem się. Poza tym dzięki
wakacyjnemu zajęciu wykształcił w sobie większą systematyczność, a także
nauczył się, że mógł wykonywać obowiązki mimo swojej przypadłości. Dojście do
tego wniosku stanowiło dla niego ogromny sukces, ponieważ znaczyło, że w
przyszłości będzie w stanie wykonywać jakiś zawód. Ponadto pierwsza praca,
nawet u mugoli, zawsze była dodatkowym plusem w poszukiwaniu zajęcia w dorosłym
życiu. Remus nie łudził się, wiedział, że z jego problemem musi mieć jak najlepsze
kwalifikacje i jak najwięcej doświadczenia z choćby drobnych prac.
Gdy weszli do
Wielkiej Sali w pomieszczeniu znajdowało się tylko kilkoro czarodziei. Przy
stole Gryffindoru siedziały trzy osoby, a koło nich unosiła się perłowo-biała
postać Prawie Bezgłowego Nicka. Duch rezydent Gryffindoru był jak zawsze
przybrany w starodawną, charakterystyczną kryzę i bogato zdobioną, świadczącą o
wysokim statusie za życia, szatę. Ser Nicholas rozmawiał właśnie z mężczyzną,
który siedział przy stole Gryfonów. Remusa zdziwiło to, ponieważ nieznajomy
bardzo przypominał nowego nauczyciela obrony przed czarną magią.
W Hogwarcie
co rok zmieniał się profesor wykładający ten przedmiot. Po szkole
już jakiś czas przed przybyciem Huncwotów rozeszła się plotka, że stanowisko
zostało przeklęte. Choć nikt nigdy tego nie potwierdził, Remus gotów był w to
uwierzyć, bo rzeczywiście dziwnym zdawały się tak częste zmiany wykładowcy. Tym
razem wybór padł na Charlesa Aikena – nieco roztrzepanego, uśmiechniętego mężczyznę
w średnim wieku. Jak na razie odbyli z nim tylko jedną lekcję, a zdobył sobie
sympatię niemal wszystkich uczniów. Miał w sobie charyzmę, wręcz bił od niego
dobry nastrój, a wiecznie blada cera i worki pod oczami w połączeniu z
pozytywnym nastawieniem, przyciągały do niego –
zupełnie, jakby wbrew jakiejś chorobie poświęcał się dla hogwartczyków. W
dodatku Aiken był dość przystojny, mimo przetykanych białymi pasmami włosów i
licznych zmarszczek przy ciemnych oczach, przez co żeńska część Hogwartu spoglądała
na niego z zainteresowaniem. Jednak Remus nie był przekonany do nauczyciela – wydawał
mu się za miły, zbyt ugodowy, za bardzo zainteresowany zdaniem uczniów. Może po
prostu zbytnio przypominał mu Letę Atropos, która również przez pewien czas
wydawała się przyjazną osobą?
– Ser
Nicholasie, doprawdy ciekawe rzeczy opowiadasz – powiedział Aiken swoim
zadziwiająco dźwięcznym, kojącym głosem. – Żyłeś w ciekawych czasach, czasach
królów. Wtedy zapewne Hogwart wyglądał zupełnie inaczej niż dzisiaj, prawda?
– Och,
oczywiście – odpowiedział raźno ser Nicholas. – Wówczas jeszcze dozwolone były
pojedynki. Ach, ta rycerskość! Szkoda, że odeszła w zapomnienie.
– Walczyłeś w
jakiejś bitwie mugoli? – zainteresował się Aiken, opierając policzek na dłoni.
– Oczywiście,
nie bez powodu zostałem pasowany na rycerza! – pośpieszył z odpowiedzią
nadzwyczaj ożywiony duch. – Pamiętam bunt księcia Yorku, chociaż wtedy jeszcze
nie byłem rycerzem. Dołączyłem do wojny po klęsce pod Northampton, gdzie król
Henryk VI dostał się do niewoli. Postanowiłem wówczas ruszyć mojemu seniorowi
na ratunek i sam dałbym radę, gdyby tylko już wtedy nie istniał zakaz używania
magii przy mugolach! Pod Wakefiled zabiliśmy buntownika, księcia Yorku i to
powinno podówczas zakończyć wojnę, ale jego syn przejął dowodzenia nad armią i konflikt
rozgorzał na nowo.
– Może
buntownicy mieli trochę racji? – poddał Aiken. – Henryk VI był szalony, nie
miał dziedzica. To wszystko osłabiało tylko Anglię.
– Kłamstwo! –
oburzył się ser Nicholas. – Plotki o szaleństwie króla to tylko propaganda
zdrajcy Warwicka! Król miał dziedzica, królowa Małgorzata powiła mu syna,
Edwarda. Chyba nie wierzysz, panie, w te paskudne kalumnie o faworytach
królowej?
– Cóż,
przyznasz sam, ser Nicholasie, Małgorzata Andegaweńska nie należała do kobiet
cnotliwych. Król nie bez powodu jako swego następcę naznaczył hrabiego
Ryszarda. To królowa rozpoczęła wojnę.
– Bzdura,
widzę, że nasłuchałeś się tych wszystkich paskudnych opowieści mugoli. Jestem
świadkiem tamtych wydarzeń, mam lepszą wiedzę na ten temat.
– Nie wątpię,
panie. – Charles Aiken uśmiechnął się z wyrozumiałością. – Twój król jednak
zginął w Tower, jego syn skonał jak tchórz, choć znajdował się na polu bitwy, a
to Edward zasiadł na tronie.
– Nic mu to
nie dało – burknął wyraźnie już rozzłoszczony ser Nicholas. – Zmarł z
obżarstwa, a dzieci Edwarda zabił jego rodzony brat w Tower, gdzie biały król
wcześniej dopuścił się królobójstwa. Tak kończą zdrajcy.
– Pamiętasz
bitwę pod Towton? – zapytał niespodziewanie Aiken.
– Jak mógłbym
zapomnieć? To najkrwawsza bitwa, w jakiej brałem udział. Dziesięć godzin walki,
nasze łuki miały pod wiatr, co ułatwiało sytuację yorkistów, w dodatku wszystko
skrywał śnieg. Mimo dzielnego oporu, przegraliśmy, w dodatku Warwick zabronił
brać jeńców. Tamtego dnia myślałem, że umrę, tylko cudem udało mi się ujść z
życiem. Jakichś chłopak puścił mnie wolno, choć powinien mnie wówczas zabić.
Nigdy mu tego nie zapomniałem, powiedział wtedy, że jego król nigdy nie wydałby
takiego rozkazu. Biedny mugol, pewnie umarł dawno temu, ale mam nadzieję, że
ziemia była mu lekką. Dlaczego pytasz?
– Mówią, że
bitwa pod Towton stanowiła największe starcie średniowiecznej Anglii, od kogo
dowiedziałbym się więcej, jeżeli nie od naocznego świadka? Poza tym słyszałem
plotki, że czarodzieje używali wtedy czarnej magii.
Ser Nicholas
przez chwilę zaniemówił, co zdarzało mu się bardzo rzadko. Huncwoci zdążyli już
w między czasie nadejść i Remus rozpoznał dziewczyny siedzące przy stole.
Cannie i Alex Wilson, koleżanka Lily Evans, z zainteresowaniem przysłuchiwały
się rozmowie nauczyciela i ducha. Żadna z nich nie zauważyła Huncwotów. Lupin
nie sądził, żeby przyjaciele usłyszeli wymianę zdań, dla nich rozmówcy mówili
za cicho, lecz nie dla niego. Zbliżała się pełnia, a słuch Remusa zawsze stawał
się wtedy ostrzejszy.
– Hej, Can –
przywitał się James, siadając koło dziewczyny.
Cannie
odmruknęła przywitanie, nawet nie patrząc w stronę Pottera. Alex spojrzała na
Canicluę, marszcząc brwi, jednak nic nie powiedziała.
– Wciąż się
złościsz? – zapytał Syriusz, nachylając się nad Cannie i lekko ją łaskocząc.
Canicula
odskoczyła od Blacka, rozeźlona.
– Chłopcy,
niezbyt ładnie się zachowujecie – zwrócił im uwagę Aiken, spoglądając na dwóch
Huncwotów z pobłażliwością.
– O, pan
profesor! Nie zauważyłem… – jęknął James, prostując się nagle.
– Och, nie
przejmuj się moją obecnością. Właściwie i tak nie powinienem siedzieć przy tym
stole, ale nie umiałem odmówić zaproszeniu ser Nicholasa. Macie wspaniałego
ducha rezydenta.
– Wiemy – stwierdził
oschle Remus.
Aiken uniósł
zawsze zmęczone, podkrążone oczy na Lupina, przyglądając mu się przez chwilę.
Na jego ustach pojawił się delikatny, serdeczny uśmiech, przez który przebijało
współczucie. Remus zastanawiał się, czy nauczycielowi powiedziano o jego
przypadłości. Dyrektor nigdy nie wyjawił, czy inni wykładowcy wiedzieli, że
jeden z uczniów jest wilkołakiem, a Remus nie pytał. Wolał żyć w przekonaniu,
że nie są świadomi, że nie zdają sobie sprawy, w jakiego potwora się zmieniał.
– Cóż, chyba
się trochę zasiedziałem – powiedział Aiken, wstając od stołu. – Ser Nicholasie,
dziękuję za bardzo przyjemną rozmowę. Dzieci, nie zajmuję wam już czasu, po
całym tygodniu pewnie wolelibyście odpocząć od nauczycieli.
– Byłbym rad,
gdybyś został jeszcze na chwilę – poprosił Prawie Bezgłowy Nick. – Rzadko mogę
tu porozmawiać z kimś, kto interesuje się przeszłością w takim stopniu jak pan.
– Przepraszam,
ser Nicholasie, ale obiecałem Albusowi, że wpadnę po śniadaniu. Nie chciałbym,
żeby na mnie czekał.
– Nic pan nie
zjadł – wspomniała Alex, próbując zatrzymać nauczyciela. – My też chętnie
posłuchamy, pan profesor tak ciekawie opowiada.
– Naprawdę
przepraszam, ale muszę już iść.
Aiken skinął
im głową, odwrócił się i odszedł. Szata wisiała na nim smętnie, jakby była
przyduża, wysoki wzrost mężczyzny potęgował wrażenie, że jest niezwykle chudy.
Remus pomyślał, że Aiken pewnie choruje i stąd chorobliwa szczupłość i bladość.
Wątpliwe, żeby został tu dłużej niż rok,
pomyślał Lupin, spoglądając, jak nauczyciel opuszczał Wielką Salę.
– Cannie, no
nie złość się – powiedział Syriusz, przysiadając koło Jamesa. – Mamy coś, co
może cię zainteresować.
– Naprawdę? –
zapytała ironicznie.
– Aha –
mruknął zadowolony James. – McGonagall podrzuciła nam świetny pomysł. Wpadnij
do nas, zobaczysz, że warto.
– Dostaliście
szlaban. – To nie było pytanie, dłonie Cannie zacisnęły się w pięści. – A
mówiłam, żebyście dali spokój. Nigdy mnie nie słuchacie. Może powiedzielibyście,
co robiliście przez ostatnie półtorej roku, kiedy nigdzie nie mogłam was
znaleźć?
Żaden z
Huncwotów nie odpowiedział, nie chcieli jej okłamywać. Canicula prychnęła,
rozdrażniona. Wstała od stołu i również wyszła, nie oglądając się za siebie.
– Co wy jej
zrobiliście? – zapytała zdziwiona Alex. – Chyba jeszcze nigdy nie była na was
tak zła, a nie raz wpadła przez was w kłopoty.
– Jej? Nic – odpowiedział
Syriusz z irytacją. – Czepia się o ten pojedynek. Nie rozumie…
– Może ma o
co? – Alex wpadła mu w słowo. – Jesteście kompletnie ślepi, ciągle tylko
robicie te swoje żarty, ale nie traktujecie jej poważnie. Dlatego Lily też nie
chce z wami gadać, po prostu jesteście nieznośni na dłuższą metę. I wiesz co,
Remus? Myślałam, że jesteś od nich lepszy. Musiałeś się tak do niego zwrócić?
Właściwie go stąd wyrzuciłeś, ale w końcu jesteś Huncwotem, czego innego
mogłabym po tobie oczekiwać?
Remus Lupin
patrzył, jak Alex podążała śladem Cannie i Aikena. Słowa dziewczyny zabolały
go. Oczywiście, że był Huncwotem, ale nie chciał zachowywać się w ten sposób.
Nie lubił Aikena, chciał, żeby poszedł sobie stąd i nie interesowało go, że z
kimś rozmawiał, że ktoś mógł lubić jego towarzystwo. Remus był zły i dał upust
tej złości. Uderzyło go to, że potrafił z taką łatwością pozwolić sobie na
okazanie niechęci, a nie umiał powstrzymać przyjaciół przed pojedynkiem, ani
przed czymkolwiek innym.
Czuł się fatalnie,
wiedział, że odznaka prefekta była symbolem zaufania udzielonego mu przez
Dumbledore’a. Dyrektor oczekiwał od niego, że nieco utemperuje przyjaciół,
tymczasem już pierwszego dnia dopuścił do pojedynku. To Cannie chciała temu
zapobiec i to Cannie teraz się na nich złościła, pokazując im, że nie mogą
robić wszystkiego.
Nie zasłużyłem na tę odznakę, pomyślał
Remus, patrząc na plakietkę na piersi.
– A co jej
się stało? – zapytał wciąż zaspany James, patrząc po przyjaciołach z
konsternacją. – Jakiś wyjątkowo pechowy ten poranek…
– Masz rację,
James – przyznał Syriusz. – Masz cholerną rację.
~*~
Po śniadaniu
Huncwoci wrócili do swojego dormitorium. Humory nieco im się popsuły, jednak
nie zamierzali porzucić planów, które mieli do zrealizowania. A trzeba
nadmienić, że były to bardzo ważne plany.
Remus
ostatnio wiele czasu spędzał nad artykułami poświęconymi nowoczesnej magicznej
kartografii. Nie tyle zależało mu na stworzeniu mapy, co na odciągnięciu
przyjaciół od ćwiczeń nad animagią. Zdążył się już przekonać, że perswazją nic
nie wskóra, więc postanowił skorzystać z pomysłu Jamesa i zająć przyjaciół
czymś innym.
– W wakacje
udało mi się trafić na książkę, która powinna nam pomóc – powiedział Syriusz
zaraz po wejściu do dormitorium.
– Szukałeś
książki w wakacje? – zdziwił się James. – Nie lepiej było przyjechać do mnie?
– Rodzice
skonfiskowali mi różdżkę, a nie dało rady gwizdnąć
proszku Fiuu – odparł Black, siadając na pobliskim łóżku.
– Przeszukaliśmy
niemal całą bibliotekę i nie udało nam się trafić na nic pomocnego – podjął
Remus podejrzliwie. – Gdzie znalazłeś tę książkę?
– Co za
różnica? – Syriusz machnął ręką, próbując zbagatelizować sprawę.
– Chodzi o
naszą transmutację, lepiej byłoby wiedzieć, że można ufać tej książce – bąknął
Peter, wciąż stojąc przy drzwiach.
Black
westchnął ciężko, sięgnął ręką do szyi i podrapał się ze zmieszaniem
spoglądając na przyjaciół. Remus skrzyżował ręce na piersi, przeczuwając
najgorsze.
– Na
Nokturnie – powiedział od niechcenia Syriusz.
– Żartujesz?
– jęknął Peter.
– Co robiłeś
na Nokturnie? – żywo zainteresował się James.
– Nawet nie
ma mowy o skorzystaniu z tej książki – skwitował Remus.
– Nie
żartuję, Pete. Strasznie nudziło mi się w wakacje, a rodzice mnie uziemili i
nie miałem, co robić. Więc chodziłem sobie po Londynie, no
i czasami zdarzało się wpaść na Nokturn. Okazało się, że jest tam sporo
ciekawych rzeczy, aż w końcu znalazłem tę książkę. – Wyciągnął z kufra stare,
podniszczone tomisko z pożółkłymi stronami. Na pierwszej stronie kiedyś
znajdowała się jakaś ilustracja, jednak wyblakła i stała się ledwo widoczna. –
Czemu mamy rezygnować? Tutaj jest odpowiedź na to, czego szukamy.
– Pomijając
fakt, że wziąłeś to z Nokturnu, musi istnieć jakieś wytłumaczenie, czemu nie
znaleźliśmy żadnych konkretnych informacji w hogwarckiej bibliotece. Może
Dumbledore kazał je usunąć, bo animagia jest zbyt niebezpieczna? – wyrzucił z
siebie Remus, zaciskając mocno pięści.
Black i
Potter wymienili spojrzenia, po czym James przysiadł się do Syriusza. Obaj
gestem przywołali Petera, który dołączył do nich po chwili wahania. Remus
westchnął, kręcąc głową. Nie wierzył w to, jak lekkomyślni są jego przyjaciele,
jak bardzo chcieli mu pomóc. Nigdy nikt nie zrobił dla niego tak wiele i, choć
bał się, że coś może im się stać, czuł ulgę, bo istniało prawdopodobieństwo, że
podczas pełni wreszcie nie będzie sam.
Syriusz
otworzył grube tomisko, przerzucił kilka kartek, na jakich przewinęły się
zwierzęta, i zatrzymał się na stronie z paskudnym zdjęciem na wpół
przemienionego czarodzieja. Mag miał wielki rybi ogon, wyłupiaste oczy i
potwornie wykrzywioną twarz. Na szyi znajdowały się trzy ziejące dziury, do których
wyciągał ręce. Otwierał szeroko usta, jakby chciał krzyknąć lub zaczerpnąć
oddechu, jednak nie udawało mu się to, bo nagle upadał, wracając do swojej
ludzkiej postaci. Cykl powtarzał się w kółko i Remus nie miał wątpliwości, że
czarodziej ze zdjęcia skończył martwy.
– Spójrzcie –
powiedział Syriusz, wskazując na jedną z linijek tekstu. – Tutaj napisano, że
do przemiany nie potrzebne jest zaklęcie ani różdżka, a jedynie umiejętności
oraz wola. Przez cały czas się myliliśmy.
Po chwili
James skończył czytać wskazany akapit, unosząc głowę w wyrazie zdumienia. Na
jego twarzy odbijało się zrozumienie i chęć działania. Natomiast Peter przez
cały czas z konsternacją wpatrywał się w poruszającą się rycinę.
– No jasne! –
wykrzyknął Potter. – Myślałem, że McGonagall używa zaklęć niewerbalnych i
wydawało mi się, że nad tym powinniśmy popracować, a okazuje się, że animagia
jest prostsza, niż nam się wydawało.
– Wystarczy
tylko powołać się na magię, wykazać odpowiednio silną wolę i ukształtować
zwierzęcą formę.
– Tak, a przy
tym nie można się rozproszyć, trzeba wykazać niebywałe skupienie i najlepiej
wiedzieć, w jakie zwierzę się przemienicie – wtrącił Lupin z przekąsem. – Przecież
wy nie potraficie usiedzieć w miejscu, a co dopiero skoncentrować się na jednej
rzeczy.
James i
Syriusz zbyli przyjaciela pośpiesznym machnięciem rąk. Zapalili się do nowego
pomysłu i teraz nie sposób było ich od tego odciągnąć.
– Mieliśmy
popracować nad mapą – spróbował raz jeszcze Remus.
– Później – mruknął
Syriusz. – Na początek powinniśmy dowiedzieć się, w jakie zwierzęta
najprawdopodobniej się zamienimy.
– Aha – zgodził
się James. – Mieliśmy się nauczyć zaklęcia Patronusa. Może do tego wrócimy?
– Dobry
pomysł. Jeżeli wyczarujemy odpowiednio silnego Patronusa, uda się określić
naszą animagiczną formę.
– Ale bez
zagrożenia jest mało zabawy. Trzeba znaleźć jakiś zamiennik naszych strachów.
– Racja,
skoro już mamy się tego nauczyć, lepiej zrobić to porządnie. Zapytajmy Aikena.
Wygląda na spoko gościa, może powie nam co i jak?
– Okay. To
co, idziemy? – zapytał James.
– Pewnie.
Chodź, Pete, trzeba odwiedzić naszego nowego nauczyciela obrony przed czarną
magią. Idziesz, Remus?
Lupin przez
chwilę przyglądał się z niedowierzaniem, jak szybko wszystko się potoczyło.
Nadal nie sądził, żeby korzystanie z książki zakupionej na Nokturnie było
dobrym pomysłem, jednak miał pewność, że przyjaciele tak czy inaczej dopną
swego. Zawsze bezpieczniej, gdy pieczę nad wszystkim sprawuje osoba dorosła i,
choć Remus nie przepadał za Aikenem, postanowił iść z przyjaciółmi. Wierzył, że
będzie w stanie dopilnować, aby nie stało im się nic złego.
~*~
James zapukał
do drzwi profesora obrony przed czarną magią, jednak odpowiedziała im cisza.
Ponowił więc próbę, tym razem usilniej, bardziej natarczywie.
– To trochę
dziwne, nie wydaje się wam? – zapytał Peter. – Może z nim też jest coś nie tak,
jak z Atropos?
– Daj spokój,
Peter – prychnął Syriusz. – Na śniadaniu mówił, że idzie na jakieś spotkanie u
Dumbledore’a. Może jeszcze nie wrócił?
Niespodziewanie
drzwi uchyliły się i pojawił się w nich Charles Aiken. Twarz miał bardziej
wymęczoną niż rankiem, a roztrzepane włosy wisiały jakoś ponuro. Mimo to
wykrzesał z siebie dość entuzjazmu, żeby uśmiechnąć się zachęcająco. Otworzył
szerzej drzwi, zapraszając Huncwotów do środka.
– Miło mi, że
przyszliście, chłopcy – powiedział cicho, z wyraźnym wysiłkiem. – Przepraszam,
że musieliście czekać, ale nieco mi się przysnęło. Ach, zaraz zrobi się nieco
jaśniej.
Gdy weszli do
pomieszczenia wszystkie kotary były zasłonięte, pogrążając wszystko w
nieprzeniknionym mroku. Aiken machnął lekko różdżką, a zasłony natychmiast
rozsunęły się na boki, wpuszczając strumienie światła.
W gabinecie
nie gościł już dawny nieporządek – teraz wszystko miało swoje miejsce. Na półkach
w równych rzędach dumnie układały się grube, skórzane księgi z pozłacanymi tytułami.
Za biurkiem, na którym w zgrabnych kupkach spoczywało kilka już ocenionych
wypracowań, stał otwarty barek, a w nim liczne butelki. Jedna z nich została
wyjęta i znajdowała się teraz na biurku, a obok niej na wpół opróżniony
kieliszek. Nie wiedzieć czemu, nad barkiem wisiał pęczek czosnku, bieląc się w
otoczeniu ciemnych mebli. Gdy Remus odwrócił się w stronę drzwi, zobaczył
portret kobiety, znajdujący się idealnie na wprost biurka. Na obrazie
znajdowała się piękna blondynka w półprzezroczystej woalce i ciemnej sukni. Jej
włosy zostały zaczesane w tył i spięte zdobnym materiałem, na twarzy widoczne
były liczne zmarszczki, a dumne, choć smutne spojrzenie nosiło ślady bujnej
przeszłości. Spoglądała na nich spokojnie, niczym zastygła w kamieniu rzeźba i
tylko poruszające się raz na jakiś czas oczy świadczyły o tym, że to czarodziejski
portret.
– Z czym
przyszliście, chłopcy? – zapytał Aiken, siadając za biurkiem z dziwną
ociężałością, zupełnie jakby przejście do drzwi i z powrotem sprawiło mu
problem.
–
Chcielibyśmy zapytać, czy zna pan zaklęcie Patronusa? – wypalił James.
– Oczywiście,
że znam – powiedział Aiken. – Jednak nie znajduje się w programie nauczania,
ale, jak rozumiem, chcielibyście się go nauczyć, mam rację?
– Pan
profesor wprost czyta w naszych myślach! – ucieszył się Syriusz.
Aiken przez
chwilę zastanawiał się nad czymś, wreszcie zatrzymał wirujący na stoliku czarny
bączek, wrzucając go do szuflady, którą zamknął z trudem. Oparł łokcie na
biurku, złożył dłonie, opierając na nich brodę i z zaciekawieniem zapytał:
– Czemu
chcecie poznać to zaklęcie?
– A dlaczego
nie? – obruszył się Syriusz.
– Po prostu
jesteśmy ciekawi – sprostował James, uderzając lekko Blacka.
– Kręcicie,
panowie – skwitował to Aiken. – Porozmawiamy, gdy będziecie mieć na to ochotę, inaczej nie ma sensu zaczynać. W
tym roku macie sumy, nie potrzebujecie trudnego zaklęcia, z którym problemy
mają nawet dorośli czarodzieje.
Aiken wstał i
przeszedł przed biurko, szerokim gestem zagarniając Huncwotów. Był to wyraźny
znak, żeby odejść.
– Jest pan
nauczycielem – wypalił Syriusz rozkazującym tonem. – Pana obowiązkiem jest
nauczanie w Hogwarcie, dlatego prosimy, żeby zapoznał nas pan z zaklęcie
Patronusa.
Remus zdziwił
się takim zdecydowaniem w głosie przyjaciela. Czasami zapominał, że Syriusz wywodził
się z arystokratycznej rodziny i pewne zachowania zostały mu wpojone, by
czasami wypływać na światło dzienne. W stosunku do przyjaciół praktycznie
zawsze panował nad postępowaniem wyniesionym z domu rodzinnego.
Charles Aiken
uśmiechnął się dziwnie nostalgicznie, rzuciwszy szybkie spojrzenie damie z
portretu. Nie wyglądał na rozeźlonego, chociaż uczeń właśnie śmiał wydać mu
rozkaz, a ponadto przypomnieć o obowiązkach. Był spokojny, a nawet podejrzanie
zadowolony, zupełnie jakby samo przebywanie w czyimś towarzystwie stanowiło dla
niego coś niesamowicie pożądanego.
– Masz rację –
przyznał Aiken. – Ale to za mało. Jak mówiłem w tym roku musicie zaliczyć sumy,
a nie sądzę, żeby dobrym pomysłem było poświęcenie się jednemu przedmiotowi i
niedostateczne przygotowanie z pozostałych. To nierozsądne.
– Poradzimy
sobie – powiedział pośpiesznie James. – Zawsze mieliśmy dużo do zrobienia,
ciągle odrabialiśmy szlabany, dodatkowe zajęcia to nie problem.
– Hm, widzę,
że jesteście uparci. Jednak tylko wasza dwójka, wasi przyjaciele milczą.
Remus
wzdrygnął się pod spojrzeniem Aikena. Jego oczy wydawały się bezdennie czarne,
zupełnie jak studnia bez dna, która kusi nieokiełznanym mrokiem. Jednocześnie
wydawało mu się, że nauczyciel jest mu w jakiś sposób bliski, czego nie czuł
nigdy wcześniej. Lupin zrozumiał, że jest podekscytowany, dziwnie niepokojąco,
wręcz zwierzęco podekscytowany. Wystraszył się.
James
zdecydowanie trącił Remusa w ramię, starając się zmusić go do odpowiedzi. Lupin
otrząsnął się z zamyślenia. Nie mógł zostawić przyjaciół z tym człowiekiem, nie
ufał mu tak, jak nie potrafił zaufać sobie. Zreflektował się:
– Oczywiście,
że chcę się nauczyć tego zaklęcia, inaczej nie byłoby mnie tutaj.
– Nie jestem
tego taki pewien, nie chcę, żebyś tracił czas. Jeżeli koledzy cię namówili,
wciąż możesz zrezygnować – stwierdził lekko Aiken, ponownie siadając na
krześle. Wcześniej przez cały czas opierał się o barek.
– Chcę zajęć
dodatkowych z panem – powiedział twardo Remus, choć nie zamierzał być
opryskliwy, jego niechęć do Aikena wzięła nad nim górę.
– Ja też… –
bąknął Peter, zwracając na siebie uwagę. – Też chcę się tego nauczyć. Ojciec
zawsze powtarzał, że Patronus jest bardzo przydatny i dobrze go poznać. Szczególnie…
– Przełknął ślinę. – Szczególnie, gdy mają miejsce takie zdarzenia jak
ostatnio.
Aiken uniósł
brwi, najwyraźniej zdziwiony. Spoglądał na Petera z jakąś dozą szacunku, pewnej
sympatii, co zaskoczyło Remusa. Zresztą nie bardziej niż odpowiedź Petera.
Okazało się, że najbardziej niepozorny z nich podał najdojrzalszy powód.
Pettigrew naprawdę zaimponował Lupinowi, choć Remus nie okazał tego w żaden
sposób.
– Zgoda –
powiedział wreszcie Aiken. – Zajęcia z wami będą prawdziwą przyjemnością.
Jednak teraz, chłopcy, byłbym wdzięczny, gdybyście dali mi chwilkę odpocząć. Po
lekcji poinformuję was, kiedy zaczniemy, ponieważ muszę poczynić pewne
przygotowania. Do zobaczenia.
Huncwoci
opuścili gabinet Charlesa Aikena. Osiągnęli cel, więc szli przyjemnie lekcy.
Wracając do
wieży Gryffindoru, chłopcy usłyszeli znajomy głos. Cannie rozmawiała z jakimś
chłopakiem, choć Remus nie potrafił określić, kim był. Gdy zbliżyli się do niej
dostatecznie, właśnie wyszła z przeciwległego korytarza, prawie na nich
wpadając.
Policzki
Caniculi wydały się Lupinowi zaróżowione, na twarzy gościł tak dawno
niewidziany przez niego uśmiech. Zupełnie niespodziewanie Remus poczuł się
zazdrosny o chłopaka, który szedł kilkanaście metrów dalej. Cannie była ich
przyjaciółką i nikt nie miał prawa im jej zabierać. Z tej odległości Lupin nie potrafił
rozpoznać oddalającego się ucznia, posiadał jednak pewność, że pochodził z domu
Helgi Hufflepuff, bo żółte wszywki mocno odcinały się od czerni szaty.
– O, Can –
powiedział James, również spoglądając za znikającym chłopakiem, po czym zapytał
prosto z mostu: – Masz kogoś?
– Co? –
odparła zmieszana Cannie, zakładając kosmyk włosów za ucho. – Nie opowiadaj
głupot, a poza tym jeszcze jestem na was zła.
Wykonujesz ten gest zawsze, gdy kłamiesz,
pomyślał gorzko Remus.
– Hej, nie
zbywaj nas. – Syriusz chwycił Cannie za łokieć, nie pozwalając jej odejść. –
Przepraszam za tamto, nie gniewaj się.
– Puść – powiedziała
stanowczo, a Syriusz posłuchał od razu, co nie zdarzało się często. – Przestanę
się na was gniewać, jeżeli obiecacie, że więcej nie będziecie się pojedynkować.
A przynajmniej nie z tak błahych powodów. Zgoda?
– Zgoda – wykrzyknęli
wszyscy czterej.
Cannie była
dla nich jak siostra, towarzyszyła im od drugiej klasy i nieprzyjemnie się
czuli, wiedząc, że jest na nich zła. Potrzebowali jej, nigdy nie chcieli się z
nią sprzeczać. W pewnym stopniu dziewczyna ich łączyła, zupełnie nie miłośnie,
ale za to o wiele silniej niż jakiekolwiek romantyczne uczucie. Wszyscy czterej
odnosili wrażenie, że pewnego dnia po prostu wkradła się w ich życie z wielką,
drapiącą kocicą i zrobiła sobie miejsce. Nie od razu, ale powoli, z
zastraszającą skutecznością zdobyła ich serca.
Wrócili do
wieży Gryffindoru w piątkę, uśmiechnięci od ucha do ucha. Tamtego dnia myśleli,
że nic złego nie może się wydarzyć i było to niesamowicie przyjemne uczucie.
CO?! Nikt nie komentuje :< JAK TAK MOŻNA?! Jestem pierwsza, i proszę o wybaczenie w związku z poprzednią nieobecnością xD
OdpowiedzUsuńZabieram się do czytania :3
~Chomik
Dobra,czytamy ;P
UsuńWow, Remus rozkminia szlabany xD
Syriusz i Nott tacy podobni, uszanowanko. Wow, motory takie szybkie. Pieseł popiera. XD
Heh, wyobraziłam sobie takich zombie-3/4 huncwotów a za nimi Remus z taką wielką maczetą, krzycząc: "WSTAWAĆ LENIE!" XD Mój mózg jest... DZIWNY xD
Aiken taki miły... Hm... PODEJRZAAAAANEEEE! xD
Okej... Z rozmowy Aikena i Nicolasa nic nie zrozumiałam, miałam tylko taki tępy wyraz twarzy i: "O Boże... Mój sprawdzian z historii nawiedza mnie nawet tutaj D;" xD
Wow, pełnia się zbliża, Remus słuch wyostrzony, czy on znowu jedzie do matki? To brzmi... PODEJRZAAAAANIEEE! xD (tak, jestem wariatką ;___;)
Cannie :D Jak ja za nią tęskniłam <3 xDD
"– Szukałeś książki w wakacje? – zdziwił się James." - TAK, JA TEŻ SIĘ ZDZIWIŁAM, JAMIE D:
Sądzę, że zapytanie Aikena nie będzie dobrym pomysłem... Zobaczymy. A Remus i tak NIGDY im nie przemówi do rozumu xD
Hm... Może to jednak był dobry pomysł...?
Zaraz, zaraz... Te creepy oczy nie wróżą nic dobrego. Czyżby Aiken... Też nie był człowiekiem? DAM DAM DAM!
Wow, nawet nie wiedziałam, że "lekki" odmienia się "lekcy". Czytanie blogów popłaca xD
Yay, pogodzili się :3 Juhu! Cannie ma faceta! Cannie ma faceta! (to miało być wredne nawoływanie xD)
Oh, Remi taki zazdrosny ;P
Dobra. Kunic. xD
Meh. To co zwykle: O JENY, JAK JA KOCHAM TEGO BLOGA, CHCĘ NEXTA, DLACZEGO AUTORKA MA TAKI TALENT?! xD
I chyba all. Czekam na następną notkę ;3
~Chomik ♥
Jesteś zawsze mile widziana ;) Nie potrzebujesz wybaczenia :P
UsuńTeż mam teraz fazę na zombie - nie, twój mózg wcale nie jest dziwny.
Człowiek jest miły, a ty już go o cholewka wie co podejrzewasz :P
Oj tam, oj tam od razu klasówka z historii xD
Oficjalnie tak, jedzie do matki. No, ale co jest w tym podejrzanego? (oprócz tego, że jest wilkołakiem XD)
Prawda - Remus jest na przegranej pozycji, bo za przyjaciół straszne uparciuchu, do których nic nie trafia.
Hej, wszyscy biednego Charliego o coś podejrzewają... I tak wam nie powiem, jaka jest prawda xD
Jeja - dziękuję, zrobiłaś mi dzień ;)
Pozdrawiam ;)
"Praca u Elżbiety Smeaton wymagała, aby Lupin wstawał skoro świt każdego dnia, więc teraz nie miał najmniejszych problemów ze budzeniem się." - z budzeniem się.
OdpowiedzUsuń"Remusa zdziwiło to, ponieważ nieznajomy bardzo przypominał nowego nauczyciela obrony przed czarną magią.
W Hogwarcie co rok zmieniał się profesor nauczający obrony przed czarną magią." - powtarza się obrona przed czarną magią, może zamiast tego napisz: "[...] proferor nauczającytego przedmiotu"
"Może po prostu zbytnio mocno przypominał mu Letę Atropos [...]" - zbyt mocno.
Czy nie powinno się pisać Sir Nicholas?
"Na jego twarzy odbijało się zrozumienia i chęć działania." - powinno być: zrozumienie.
No ponarzekałam na błędy, a teraz powiem coś przyjemniejszego. Podobał mi się ten rozdział, mimo iż nie działo się w nim nic szczególnego. Za to dowiedzieliśmy się jak Huncwoci nauczyli się zaklęcia Patronusa.
Zaintrygował mnie ten cały Charles Aiken. Ciekawy z niego facet, w dodatku ma jakieś dziwne dolegliwości podobne do tych, jakie posiadał Remus przed pełnią. Czyżby w Hogwarcie były teraz dwa wilkołaki? Hym... Strasznie jestem ciekawa!
No i Cannie... Kim jest ten chłopak? Czy dziewczyna z nim się spotyka? I jak zareagują na tę wiadomość Huncwoci?
Tyle pytań, tyle pytań... Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam, Cathleen.
Dziękuję za wypisanie błędów - już poprawione ;)
UsuńCo do tego powtórzenia zapytam jeszcze bety. Wiedziałam, że ono tam jest, ale to nowy akapit i nie byłam przekonana, czy pomijając nazwę dalej będzie wiadomo, o co chodzi.
Wywaliłam mocno, bo zbyt by się powtarzało - w ogóle powinnam była zrobić to przy poprawkach, ale najwyraźniej mi umknęło.
W przykładzie ze SJP sir jest małą.
E, gdzie tam niemiłe - się napsociło, trzeba poprawić i nauczyć się, żeby więcej takich błędów nie popełniać. Hunce jeszcze nie nauczyli się tego zaklęcia, dopiero będą.
Cóż, to moja słodka tajemnica. Ale ciekawe, ze od raz go o coś podejrzewasz ;) Może po prostu jest chory? xD
A to wszystko w następnym rozdziale... przynajmniej w większości ^^
Pozdrówka ;)
Ach, jestem podejrzliwa z natury ;-) A już zwłaszcza po incydencie z Letą ;D
UsuńUch, teraz, gdy napisałaś, że na większość moich dociekliwych pytań odpowiesz w następnym rozdziale aż mi się buzia śmieje. ;-)
Czekam z niecierpliwością;-)
A jesteś pewna, że wiesz, o co dokładnie chodziło z Letą? xD Tak tylko mówię, bo wcale nie skończyłam wyjaśniać tego wątku ^^
UsuńA cieszę się - zobaczymy jak sprawa wyjdzie w praniu :D Kiedyś w końcu trzeba co nieco opowiedzieć.
Nie jestem do końca pewna - wiadomo, że to było bardzo tajemnicze.
UsuńZa to wiem, że została wrobiona w tą całą kradzież itd. ;-) Ale, wiadomo, że wytłumaczysz wszystko jeszcze później, w kolejnych rozdziałach ;)
bogato zdobioną, świadczącą o wysokim statusie za życia szatę - przecinek przed szatą, ponieważ tam kończy się wtrącenie.
OdpowiedzUsuńMusiałam przespać się z tym komentarzem, by odpowiednio go sformułować, ale znając mnie, i tak nie wyjdzie.
Primo, Aiken jest wilkołakiem, jestem tego prawie pewna. Zachowanie Remusa, jakby niezadowolonego z wtargnięcia innego wilkołaka na jego terytorium i późniejsze spekulacje, że Aiken może być mu bliski, ale jednocześnie tak obrzydliwy, jak bestia wewnątrz Remusa tylko potwierdzają moja hipotezę.
Sam Charles wydał mi się... taki jakiś mdły. Nie, że zły, bo jego rozmowa z chłopakami w jego gabinecie była fajna i to jak zareagował na paniczykowaty ton Syriusza też niczego sobie, ale niczego w nim nie polubiłam. Jak jeszcze Leta była zabawna, bo wszystko jej z rąk leciało, to Aiken jest neutralny. No cóż, pozostaje mi czekać, może się zmieni wraz z przebiegiem wydarzeń.
Poza tym - jak śmiesz wypierać się, że Remus nie czuje niczego do Cannie! Toż to jawna potwarz, tak okłamywać czytelników! Wmawiałaś nam przez tyle czasu, że mamy omamy i widzimy to, czego nie ma, a teraz co? Co?! Remus jest zazdrosny o Can!
A tak z drugiej mańki - RemCan~ ♥♥♥
I tutaj skończyły się moje logiczne wywody. Czekam z niecierpliwością na next!
Pozdrawiam, Niah.
Dziemkuję - poprawione ;)
UsuńUuu, spanie z komentarzem to poważna sprawa ^^
Milczę, wszystko będzie wyjaśnione zanim skończy się piaty rok Hunców. Mruknę tylko, że masz świetny trop.
Charles jest taki sam jak w interludium, ale w rozdziale faktycznie może być przytłumiony przez pewne rzeczy oraz melancholię, która mu towarzyszy. Nie musisz go lubić, nie ma takiego obowiązku, a czy on sam się zmieni to się jeszcze okaże :P
Ech, bo na początku wcale nie chciałam tego sugerować, planowałam podsunąć coś innego, ale chyba za mało wyraźnie. Remus jest zazdrosny, już nie zaprzeczam. Bardzo będziesz bić, jeżeli powiem, że mi się koncepcja zmieniła?
Pozdrawiam ;)
HA! Czyli nie tylko ja doszłam do takich wniosków ;-) SUPER!
UsuńAle wy to jesteście - nie chcecie się bawić w podchody, tylko od razu z grubej rury :(
UsuńNo tak, najlepiej to nabrać wody w usta i zostawić biednych czytelników samych sobie! ale nie martw się, będziemy snuć spekulacje, dzikie domysły, etc. Poradzimy sobie.
UsuńW interludium to był jeszcze owiany mgiełką tajemnicy, a tutaj wydaje się bardziej obnażony i taki... no, masz rację, nie muszę lubić każdego xD
Koncepcja zmieniona pod wpływem nacisku czytelników ;) A raczej ich sugestii.
Pozdrawiam, Niah.
Jakich tam biednych czytelników? Przecież wy sobie świetnie radzicie! A domysły to już w ogóle wasza specjalność, ale ja się jeszcze pobawię w chowanego :P
UsuńKurczaczek chyba nie do końca mi wyszło, jak chciałam... ale może to i lepiej?
Nacisku! Czułam się sterroryzowana przez pewne osoby! XD
Och, nie wiesz, że to takie psychologiczne zagranie? My się skarżymy, a ty nas po główce głaszczesz. Tak to działa!
UsuńA z domysłami się zgodzę. Jesteśmy mistrzami przewidywania sytuacji. Szczególnie tych, których nie ma.
Oj tam, oj tam. Teraz to już przesadzasz. My ci subtelnie wskazaliśmy, jakie wspaniałe rzeczy wychodzą ci z przypadku :)
Pozdrawiam, Niah.
Manipulatorzy... Ale i tak was pogłaszczę po internetowych główkach ;)
UsuńW sumie to sprawiacie, że sytuacje zmyślone rzeczywiście mają miejsce - to dopiero coś!
Nie ma to jak subtelność czołgu :P Mówią, że nic nie dzieje się przypadkiem, więc może nawróciliście mnie na właściwą drogę?
Mój avatar się cieszy i wystawia głowę po jeszcze :)
UsuńMagia! Jak nic!
Nie tylko na właściwą, ale i jedyną słuszną drogę! Do usług~
Pozdrawiam, Niah.
Ależ proszę - głaskania nigdy za wiele (słyszałaś, że można zagłaskać na śmierć? xD)!
UsuńMoi czytelnicy to czarodzieje - ech, czego to człowiek się nie dowie...
Pewnie i tak zaraz się zgubię, bo mam do tego dar :D
Przybywam znów i muszę Ci powiedzieć, że bardzo smutno mi się zrobiło, jak dotarłam do końca, bo okazało się, że to już właśnie koniec!:( Ale nie, ja mam jeszcze 10 rozdziałów ;D. Także nie płaczę. Muszę Ci powiedzieć, że strasznie rozczuliłaś mnie tym rozdziałem. Nie wiem, może ja tak strasznie lubię mieć przyjaciół płci męskiej, bo zastępują mi trochę braci, których nie mam? Nie wiem, jakoś też tak fajniej kłóci się z płcią przeciwną. No i ta niebywała troska u przyjaciół :). Zarówno u huncwotów jak i o Cannie, i na odwrót. Takie to słodkie, jak oni tak jej bronią przed chłopakami. Chociaż ją to pewnie by wkurzało, ale póki, co tylko z kimś gadała i została przyłapana ;p. A ja tam do końca wierzę w to, że jednak to nic z miłością. Chociaż spojrzenia chłopaków wskazują na to, że jednak podejrzewają go o chłopaka Cannie. Łii i dręczenie Cannie ;D. Chłopaki naprawdę są zdeterminowani w swoim celu. Miło, że tak bardzo starają się, aby być w najtrudniejszych chwilach przy przyjacielu. Ale pewnie będzie to dla nich zaskoczenie, kiedy zobaczą takiego Remusa w zwierzęcej naturze. Swoją drogą, to ja też wyczuwam u Charlesa, że też dzieli wilkołaczą skórę z Lunatykiem. Coś tu podejrzany jest. No, ale nie wiadomo, dopóki nam nie powiesz ;d. W ogóle Remus wszędzie jest ukazywany jako taka oaza spokoju i może dlatego jest taki szok, kiedy ktoś pokazuje, że on się robi zły czy coś. Jakby nawet spokojny człowiek czasem się nie denerwował. Wiem, co mówię, też jestem spokojna ;D. Ja a'propos wstawania to mam jakieś dziwne pory. Jak wstanę przed 5 to spoko, wstanę, ale jak po 7 to już ciężko... o ile muszę wstać. Bo tak to spokojnie do 10, 12 jest spoko xD. Nie wiem, nauczyciele od Czarnej Magii zawsze coś tam z nimi było nie tak (Remus też był, ale no on był fajny i nie był zły), także może Aiken nie jest wyjątkiem.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka :)
Ale jakiego końca? W sensie że rozdziału?
UsuńMiło mi, że relacja Cannie z Huncwotami jest prawdopodobna ;) Też wydaje mi się, że takie kłótnie są ciekawsze.
Pewnie Hunce zdziwią się, widząc wilczą naturę Remusa, ale tego jeszcze nie opisałam. Zresztą na razie naprawia mi się gniazdo do lapka, a na pcecie nie chce mi się gryzmolić.
Sprawa z Aikenem wyjaśni się już lada moment (znaczy jeżeli chodzi o aktualne rozdziały).
Remus jak każdy ma gorsze dni (które ciekawie zbiegają się z pełnią, ale ciii) i przez to chyba jest bardziej wiarygodną postacią (a poza tym wszyscy go kochają, bo taki biedny, dobry i w ogóle).
Pozdrawiam ;)
Jasne, że koniec rozdziału. Końca opowiadania bym nie przeżyła chyba! Pewnie znasz Jen, bo widziałam jak komentowałaś u niej, ale masz też ją w linkach. Miała u mnie pierwsze miejsce w tym pokoleniu. Dzięki niej zainteresowałam się tym pokoleniem. A teraz muszę przyznać, że mam ciężki dylemat, aby wybrać które lepsze: Twoje czy jej. Każde jest w sumie inne, więc nie będę decydować. Ale złapałaś mnie za serducho Peterem i tą przyjaźnią ;)
UsuńPS Zdziwiłam się innym pseudonimem ;P
Przeżyłabyś i przeżyjesz - wiecznie pisać nie będę xD.
UsuńJen... Masz na myśli Hogwarts frendship? Wszyscy się pozawieszali i pozapominałam...
P.S. Ech, ostatnio robię sobie jaja z drugim kontem - chyba mam za dużo czasu i bije mi na banię :P.
Jak to? To możesz tak? xD A kto Ci dał przyzwolenie?! ;>
UsuńTak, ją. No uciekła trochę.
To pisz, a nie se jaja robisz ;P
Sama se dałam :P (Ale niektórzy już mi grożą śmiercią, jeżeli umrę przed napisaniem całości xD).
UsuńAch, pamiętam jak przedzierałam się przez onet, żeby dotrzeć do tych pierwszych rozdziałów - stare dobre czasy. To było fajne opowiadanie.
Kiedy lapkowe zasilanie się naprawia, a tam mam rozgrzebany rozdział. :P