poniedziałek, 22 grudnia 2014

30 Wieża astronomiczna

W
rzesień minął niezwykle szybko. Nauczyciele na każdym przedmiocie wspominali o sumach, obowiązkach, systematyczności oraz niemal nikt nie wziął sobie ich rad do serca. Wszelkie zaliczenia wydawały się jak na razie jedynie odległą przyszłością i, gdy październik miał się ku końcowi, okazało się, że trzeba wreszcie przygotować eseje, a także wielkimi krokami zbliżały się szkolne mistrzostwa Quidditcha.
W tym roku to James miał poprowadzić drużynę Gryfonów do zwycięstwa. Nikt nawet nie chciał myśleć o przegranej, zeszłoroczna porażka odcisnęła znaczące piętno na dumie uczniów domu Godryka Gryffindora. Sprawujący pieczę nad zespołem kapitan zakończył edukację, więc koniecznym stało się znalezienie odpowiedzialnej osoby na stanowisko szukającego. James postanowił nie zwlekać i na początku października ogłosił nabór do drużyny, zawieszając wrzeszczące kilkanaście razy na godzinę ogłoszenie dla wszystkich chętnych. Wielu osobom przebywającym w pokoju wspólnym nie spodobała się kartka, która pokrzykiwała co jakiś czas: „Zostań bohaterem! Zgłoś się do drużyny”, jednak nikt nie był w stanie nakłonić Jamesa do zdjęcia ogłoszenia, jakie przytwierdzono zaklęciem. Lily Evans rozmawiała na ten temat z Remusem, jednak on powiedział jej, że Potter jako kapitan ma prawo poinformować pozostałych uczniów o możliwości zgłoszenia się do drużyny. Na wszelkie prośby o zdjęcie przynajmniej zaklęcia, które nadało kartce głos, pozostał głuchy w ramach solidarności z przyjacielem. Niestety wrzaski ogłoszenia po jakimś czasie osłabły, stając się nieprzyjemnie skrzekliwymi, i wtedy to sam James zdjął informację. Później miał zająć się powieszeniem kolejnej, jednak tak się złożyło, że zapomniał.
Eliminacje odbyły się zgodnie z zapowiedzią, a pojawiło się na nich wielu uczniów. Dzięki pomysłowi Jamesa więcej osób dowiedziało się o naborze do drużyny i stawiło na przesłuchanie. Potter kręcił głową na większość, mówiąc, że nawet nie dorastają Georgowi do pięt. Syriuszowi zaczynało robić się zimno na trybunach, bo dzień był wyjątkowo wietrzny, i w końcu zszedł do przyjaciela. W jak najmilszych słowach postarał się wytłumaczyć Jamesowi, że trudne jest dorównanie osobie, która była kapitanem drużyny, więc niech się ogarnie i wreszcie kogoś wybierze. Po kolejnej serii zadań i po tym, jak McGonagall pofatygowała się na stadion, żeby zobaczyć, czemu tak długo zajmowało wybranie jednego członka drużyny, nerwy wszystkich znajdowały się w strzępach.
Nadeszło późne popołudnie i nawet Hagrid opuścił widownię, mówiąc, że nie może dłużej zostać. Podczas kolejnej tury eliminacji czwartoroczna Lana McNeal pierwsza zobaczyła złoty znicz, skrzący się pod jedną z obręczy, i popędziła w jego stronę. Do szalonego wyścigu dołączyła drobniutka trzecioklasistka Effie Vogel, z pasją podążając za Laną. Ku zdziwieniu wszystkich, Effie udało się doścignąć przeciwniczkę, jednak znacznie lepiej zbudowana McNeal odepchnęła Effie łokciem, wybijając ją z toru lotu. W ułamku sekundy znicz zniknął, a przynajmniej tak się wydawało, bo Lana paskudnie zaklęła. W tym czasie Effie leciała już w przeciwnym kierunku, ze wzrokiem wbitym w jeden punkt i ciałem przylegającym do miotły zupełnie jakby urodziła się do latania. Po chwili miała już znicz w ręku, uśmiechnięta przyjmowała gratulacje od innych kandydatów.
Nawet Syriusz powitał ją gromkimi oklaskami, będąc pod wrażeniem. Effie Vogel na miotle przypominała mu Ciri – obie posiadały tę niebywałą grację w locie, pasję, a przede wszystkim chęć współzawodnictwa pomimo niepozornej postury. Obydwie cechował również niski wzrost i jasne włosy, co stanowiło zabawny zbieg okoliczności.
Jednak James pokręcił głową i gotów był ciągnąć eliminacje dalej, bo to Lana pierwsza dostrzegła znicza. Syriusz aż prychnął, złapał przyjaciela pod ramię, przeprosił wszystkich i odciągnął Pottera na bok.
– Co ty wyprawiasz? – zapytał zdziwiony James.
– To raczej ja powinienem cię o to spytać. Jim, Effie jest świetna. To ktoś pokroju Ciri, będzie skarbem dla drużyny. Wiem, że się stresujesz, ale nigdy nie doradziłbym ci źle.
Potter pokiwał głową, przyjacielsko klepnął Syriusza w ramię i ogłosił, że Effie Vogel jest nowym członkiem drużyny.
Niewielu o tym wiedziało, ale Huncwoci stali się najbardziej zapracowanymi uczniami w zamku. Oprócz przeprowadzenia eliminacji, na których stawili się wszyscy czterej wraz z Cannie, we wtorki i czwartki przychodzili do Charlesa Aikena, żeby ćwiczyć zaklęcie Patronusa. Zbliżające się sumy sprawiły, że wielu nauczycieli postanowiło zmusić uczniów do nauki i zlecali do napisania liczne eseje. Ponieważ Huncwoci mieli bardzo mało wolnego czasu, zostali zmuszeni do pracy na bieżąco, czego szczerze nie znosili. W każdej wolej chwili starali się doszlifowywać żart halloweenowy oraz mapę.
Dodatkowe lekcje z Aikenem okazały się bezwzględne. Nauczyciel wymagał, by nie zaniedbywali obowiązkowego materiału, więc na każdych zajęciach odpytywał ich. Gdy okazało się, że którykolwiek się nie nauczył, Aiken odprawiał Huncwotów, zapraszając, gdy już opanują obowiązkowe zagadnienia. Huncwoci nie chcieli zaprzepaścić żadnej kolejnej lekcji, więc usiłowali pokazać, że radzą sobie ze obowiązkami. Napędzał ich główny cel, który wyjaskrawiały tylko dwie kolejne pełnie. Remus potrzebował pomocy, a oni zamierzali mu ją zapewnić.
Jednak Syriusz miał jeszcze mniej wolnego czasu niż przyjaciele. W Hogwarcie próbował jak najczęściej spotykać się z Ciri, co nie wychodziło mu najlepiej. Widywali się najczęściej nocą na błoniach, na którejś z wież, w kuchni, czy w jednej z opuszczonych klas. Następnego dnia oboje wędrowali na zajęcia, starając się walczyć ze snem, a mimo to nie zaprzestali ukradkowych wizyt. Syriusz szybko zauważył, że te tajemne schadzki są dodatkowych dreszczykiem, bardzo przyjemnym, a wręcz pożądanym.
Mimo to zdarzały się dni, kiedy na tych kradzionych chwilach głównie się kłócili. Po takich gorzkich spotkaniach Syriusz najczęściej warczał na wszystkich, wyładowując złość. James kilkakrotnie pytał, czy coś się stało, jednak Black warknął, że ma gorszy dzień – nic więcej.
Syriusz wciąż nie potrafił się zdobyć na powiedzenie przyjaciołom o Ciri. Gdzieś w głębi duszy obawiał się, że mogliby uznać to za coś złego, bo Ciri była Ślizgonką. Dręczyło go również przeczucie, że gdyby wyjawił im sekret, ich przyjaźń zostałaby nadszarpnięta, a tego nie chciał. Nie sądził, żeby potrafili się z nią dogadać – mimo wszystko pewne zachowania, jakie Syriusz wyniósł z domu, sprawiły, że łatwiej mu było zrozumieć Ciri. Natomiast pozostali Huncwoci nigdy nie wiedzieli, co to znaczy wychować się w radykalnej rodzinie czystokrwistych. I właśnie to ostatnie napawało Blacka największym lękiem, bo w dużej mierze odnosiło się do niego samego.
Istniało wiele powodów, dla jakich Syriusz powinien był porzucić znajomość z Cirianą, jednak nigdy nie pomyślał o czymś takim. Nie chodziło tylko o to, że dzięki niej czuł adrenalinę, pewne szalone podniecenie, tak uwielbiane przez niego. Głównego czynnika nie stanowił też jej wygląd, choć Syriuszowi naprawdę podobała się ta anielska uroda, za którą czaił się prowokacyjny charakterek. Ciri w gruncie rzeczy bardzo go przypominała pod względem usposobienia, dzielili wiele tematów, a jednak to, co tak go do niej przyciągało, stanowiła jej potrzeba oparcia. Syriusz po prostu lubił być potrzebny, znaczyć dla kogoś tyle, żeby mu zaufać, zwierzyć się, a i czasami posprzeczać. Oczywiście przyjaciele w pewnym stopniu również dopominali się jego pomocy oraz wsparcia – należało to jednak do czegoś zupełnie innego. Oni nie mówili tak szczerze o uczuciach, o oczywistym fakcie, że im na nim zależy, a Ciri – choć również niezbyt wylewna – napomykała o tym w ten dziecięcy, szczery sposób. Zupełnie jakby w tych krótkich chwilach przestawała być dumną panną z dobrego domu, stając się zwykłą dziewczyną. Jego dziewczyną.
Syriusz lubił nazywać Ciri swoją. W jakiś dziwny sposób uważał, że przez to, że mógł to robić, a ona to uznaje, że są sobie bliżsi. A naprawdę lubił, gdy była koło niego, tak uroczo niska w stosunku do niego; jej okrągła, łagodna twarz dziecka działała na niego kojąco, a poza tym naprawdę lubił jej rysy – tak delikatne, wręcz anielskie. Włosy okalały twarzyczkę Ciri niczym aureola, a ciemne, piwne oczy stanowiły ciekawy kontrast. Dla Syriusza była po prostu piękna, więc krzywił się zawsze, widząc, że Ciriana otaczała się głównie chłopakami. Nigdy nie przeszłoby mu to przez gardło, ale najzwyczajniej w świecie czuł zazdrość i ta świadomość także stanowiła coś nowego – nieprzyjemnego, lecz zarazem interesującego.
Tej nocy również umówili się na szczycie wieży astronomicznej. Oboje lubili obserwować gwiazdy, a Ciri – jako jedna z niewielu osób – potrafiła powiedzieć, gdzie znajdowała się jego imienniczka. Syriusz nie przyznałby tego przed Cannie, ale naprawdę lubił astronomię – głównie przez to, że nie musiał tam wiele robić, a wszystko wiedział, ale i dlatego, że po prostu świetnie mu to wychodziło.
Tak więc Black sterczał nieco już zziębnięty na miejscu spotkania, pocierając o siebie dłonie. Wieczór był już chłodny, kończył się październik, a następnego dnia przypadała Noc Duchów. Huncwoci poczynili już pewne przygotowania, a jutro mieli pomóc Hagridowi w dorobieniu ostatnich dyń i przeniesieniu ich do zamku. Jak zawsze świetnie się bawili przy drążeniu strasznych min, a Hagrid z rozbawieniem dołączył do obrzucania się miąższem. Koniec końców Huncwoci, Cannie i gajowy cali wyszli z tego ubabrani w soczystych kawałkach warzyw.
Wreszcie drzwi się otworzyły i pokazała się w nich jasna czupryna Ciri. W świetle kwadry księżyca wyglądała wspaniale, niczym nimfa. Zimno jakby odstąpiło Syriusza, podszedł do dziewczyny, uśmiechając się na widok silnych rumieńców na policzkach Ciriany. Pamiętał, jak mówiła mu, że jest zmarzluchem.
– Przepraszam – powiedziała zdyszana. – Nie mogłam się wcześniej wyrwać, Dorada uparła się napisać właśnie dzisiaj jakiś esej i nie miałam jak jej obejść.
– Nieważne –  odparł Syriusz. – Przyszłaś.
W jego głosie pojawiły się miękkość oraz zadowolenie. Ciriana lekko szturchnęła Syriusza w ramię, ale – gdy cofała rękę – chwycił ją w przegubie, spoglądając filuternie. Uśmiechnęła się do niego i stanęła na palcach, by dosięgnąć jego ust. Syriusz schylił się, otulając ją ramionami. Lubił, gdy była blisko, tak jak lubił smakować jej usta. Po chwili oderwali się od siebie, choć Black nie wypuścił jej z objęć.
– Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie wystawiła – powiedziała cicho, prawie szeptem, jakby dowodząc, że te słowa są przeznaczone tylko dla jego uszu.
– Gdybyś nie przyszła, poprosiłbym Rega, żeby mnie wpuścił do waszego pokoju wspólnego.
– Nie, nie zrobiłbyś tego – uśmiechnęła się przekornie. – I Reg by cię nie wpuścił.
– Już raz to zrobił – pewnie stwierdził Syriusz.
– Kłamiesz – fuknęła, ponownie lekko go szturchając.
– Może…  co z tym zrobisz?
– Nic, bo nie potrafisz mnie oszukać.
Uśmiechnęła się przebiegle, wysunęła dłoń z jego  uścisku i umknęła z objęć. Odbiegła tylko kawałek, chcąc, by ją gonił. Lubiła uciekać, mieć kontrolę nad nim, a przede wszystkim uwielbiała się droczyć.
Złapał ją po chwili. Szczyt wieży astronomicznej nie był wielki, nie sprawiło mu to kłopotów. Uwięził ją między sobą, a barierką, uniemożliwiając dalszą ucieczkę, pocałował w lekko odchyloną szyję i wyszeptał wprost do ucha:
– Mam cię.
Zachichotała, po czym oparła głowę na jego torsie, wpatrując się w odległe gwiazdy jesiennego nieba. Syriusz poczuł, że zadrżała w jego objęciach, więc przytulił ją do siebie, lekko pocierając ramiona, by się rozgrzała. Mruknęła z zadowolenia, po czym powiedziała:
– Boję się. – Syriusz nagle zesztywniał.
– Czego? Jestem tutaj, nic się nie stanie, przecież wiesz.
– Tutaj, ale nie zawsze. – W głosie Ciri nie było złości, za to wciąż czaiła się ledwo wyczuwalna nuta strachu. Syriusz nie zauważył, żeby wcześniej bała się czegokolwiek. – Nie walcz nigdy więcej z Ritą, dobrze? To siostra mojej przyjaciółki.
– Nie będę – uległ jej od razu, poza tym wszyscy obiecali to samo Cannie. – Czemu się boisz? – drążył, wyczuwając, jak Ciriana cała się spinała.
– Już nie jest tak jak dawniej – wyszeptała po dłuższej chwili ciszy. – Ten Lord, o którym tak ostatnio głośno, pozyskuje coraz większe wpływy. Nawet tutaj, w Hogwarcie, znajdują się jego zwolennicy. Wydaje mi się, że są niebezpieczni, czasami opowiadają takie rzeczy…
– W Hogwarcie jesteś bezpieczna – zapewnił ją szybko, tym razem pocierając jej ramiona, żeby dodać otuchy. – Możesz mi powiedzieć, co opowiadają – podsunął ostrożnie, a Ciri pokiwała głową, ocierając się o jego klatkę piersiową.
– Mówią, że trzeba pokazać mugolakom, gdzie ich miejsce, a nawet, że powinno się ich ukarać. A najgłośniej nawołują Mulciber i Rita. Dasz wiarę? Ta sama Rita, która ze mną dorastała. Po prostu nie mogę uwierzyć, że tak się zmieniła przez przynależność do nich.
Syriusz przytulił się do chłodnego policzka Ciri. Zaniepokoiły go jej słowa, jednak wiedział, że nie powinien dać nic po sobie poznać. Nie tego od niego oczekiwała, chciała pocieszenia, a on chętnie dałby jej wszystko, o co by go poprosiła.
– Nic złego się nie stanie – zapewnił. – Nauczyciele nie pozwolą na to. Dumbledore nigdy do tego nie dopuści, a jest najpotężniejszym czarodziejem naszych czasów.  
– Dziękuję – szepnęła uspokojona, całując go lekko w policzek, a potem znów się w niego wtulając. – Porozmawiaj z Regiem, dobrze?
– Coś się z nim dzieje? – zapytał Syriusz, zbity z tropu i teraz mocno zaniepokojony.
– Nie, na razie nie. Po prostu potrzebuje wiedzieć, że jesteś.
 Syriusz podziękował sobie w duchu, że nie zamknęli drzwi, bo właśnie usłyszał rozmowę. W pobliżu stała stara luneta, przykryta ciemnym materiałem. Syriusz wypuścił Cirianę z uścisku i oboje czmychnęli pod tkaninę. Gdyby nie mrok, można byłoby ich dostrzec, jednak noc stanowiła ich sprzymierzeńca.
Po chwili przez drzwi wpadły dwie osoby, chichocząc radośnie – chłopak i dziewczyna. Syriusz był pewien, że znał ten dziewczęcy śmiech.
– Rany, Ladon prawie nas złapał – powiedział  chłopak, z trudem łapiąc oddech po szybkim biegu.
– Aha – padła odpowiedź. – Dobrze, że ktoś zapomniał zamknąć drzwi, bo pewnie wpadlibyśmy na nie z hukiem i to byłby koniec.
– Jesteś niemożliwa, Cannie – stwierdził chłopak; na chwilę zapadła cisza.
Syriusz drgnął niespokojnie i tylko mocny uścisk Ciri powstrzymał go od wyjścia z kryjówki. Po prostu nie mógł uwierzyć własnym uszom. Canicula od początku roku coś przed nimi ukrywała, zwodząc i zmieniając temat, gdy tylko starali się go poruszyć, a teraz okazywało się, że po nocy spotyka się z jakimś chłopakiem.
I do tego jeszcze ślini, Syriusz dodał w myślach, ze złością zaciskając pięści.
– To ukrywanie się jest całkiem zabawne – odezwał się wreszcie chłopak.
– Zgadzam się – odmruknęła Cannie, wyraźnie zadowolona.
– Ale może jednak powiedziałabyś o nas przyjaciołom? Robi się coraz zimniej, nie chcę, żebyś się przeziębiła.
– Jasne, pewnie chciałbyś tylko bliżej poznać sławnych Huncwotów!
– A po co mi Huncwoci, skoro mam ciebie?
Syriusz poczuł, jak zalewała go wściekłość. Nikt nie miał prawa za ich plecami dobierać się do Caniculi! Z rozmachem wstał, nie zważając na protest Ciriany – wyrwał dłoń z jej uścisku i stanął naprzeciw przyjaciółki i jej chłopaka. Buzował w nim gniew i jakieś dziwne poczucie zdrady, bo przecież powinna im powiedzieć.
Musieli go usłyszeć, bo przerwali pocałunek. Ciriana pozostała pod materiałem, szczelniej się zakrywając, ale i tak nikt już nie zwracał na nią uwagi. Chłopakiem Cannie okazał się Caradoc Dearborn, Puchon z zakichanymi dołeczkami w policzkach i złotymi lokami, na które uwodził dziewczyny. Powszechnie w Hogwarcie uważano, że Caradoc to lowelas. Znajdował się na tym samym roku co Huncwoci i Canicula, ale miał już trzy dziewczyny, więc wiele osób plotkowało, że jedyne, na czym mu zależało, to zabawa.
– Co to ma znaczyć? – warknął Syriusz wściekle.
Canicula wpatrywała się w Blacka z konsternacją i dopiero po chwili odpowiedziała, a w jej głosie pobrzmiewał zawód, choć wtedy Syriusz nie zwrócił na to uwagi:
– To, na co wygląda.
Jej butna odpowiedź podziałała na jego złość jak woda na młyn. Czuł, jak krew w żyłach krążyła szybciej, uporczywe pulsowanie wypełniło mu uszy, i szybko podszedł do Caradoca. Po drodze zacisnął mocno pięści, choć nie zapomniał o tkwiącej w kieszeni różdżce. Po prostu uważał, że Dearbornowi należy przyłożyć osobiście, a przy okazji nieco się wyżyć. Cannie i Caradoc stali, jakby nie rozumiejąc, co Syriusz zamierza zrobić. Wreszcie, orientując się w sytuacji, Dearborn wepchnął Caniculę za siebie, a po chwili spadł na niego cios Syriusza. Pięść Blacka uderzyła prosto w nos i rozległo się ciche chrupnięcie. Trafiony chłopak przewrócił się na podłogę, asekurując upadek rękoma.
– Oszalałeś?! – krzyknęła Cannie, odpychając Syriusza. – Caradoc, pokaż mi to. – Uklękła przy Dearbornie.
– Nic się nie ształo – powiedział Caradoc, starając się uspokoić Caniculę.
– Och, nie graj rycerza – powiedziała i odwróciła jego twarz w swoją stronę.
Syriusz zobaczył, że z nosa Dearborna obficie sączyła się krew, zalewając mu usta i powoli puchnącą górną wargę, która została przecięta. Cannie jęknęła, widząc, co narobił Syriusz. Powiedziała, że zaraz naprawi skutki ataku Blacka i już sięgała do różdżki, jednak Dearborn ją zatrzymał.
– Zostaw, zagoi się. – powiedział Caradoc odtrącając pomoc.
– Przestań wygadywać głupoty – napomniała go Cannie, próbując uwolnić rękę.
– Zostaw go, Cannie – wtrącił się Syriusz, beznamiętnie przyglądając się poszkodowanemu. – Zasłużył sobie, wracajmy już do wieży.
– Idź z nim. – Caradoc nieoczekiwanie poparł Syriusza. – Poradzę sobie.
– Zamknij się, Black – warknęła Canicula. – Powinieneś go natychmiast przeprosić.
– Nie, załatwimy to później, nie chcę przeprosin na siłę.
Gniew powoli spływał z Syriusza i zaczęło do niego docierać, że Caradoc rzeczywiście troszczył się o Cannie. Zrobiło mu się głupio, gdy patrzył, jak chłopak wstawał przy niewielkiej pomocy Caniculi. Przypomniał sobie również o Ciri, którą zostawił we wściekłej furii, i poczuł się jak śmieć. Miał wrażenie, że ten uległy Puchon zachował się znacznie lepiej od niego.
– Przepraszam – wydusił z siebie Syriusz, po czym dodał: – Poniosło mnie.
– Nie musisz, nie chcę łaski. Wszystko wam wyjaśnię i wtedy zrozumiesz, że ja kocham Cannie.
– Mówiłem szczerze, bez łaski. Nie powinienem był tego robić przy Cannie.
Canicula ostro spojrzała na Blacka, wciąż niezadowolona. Nie miała również zamiaru ruszać się gdziekolwiek, ewidentnie chciała pozostać przy Dearbornie, opatrzyć go i pomóc dojść do pokoju wspólnego.
W końcu Syriusz dał za wygraną i sam wyciągnął różdżkę, żeby naprawić złamany nos Dearborna. Nie było to trudne zaklęcie, za to bardzo przydatne dla Huncwotów. Jednak intencje Blacka zostały źle odczytane, bo Canicula stanęła na wprost niego z wycelowaną różdżką.
– Spokojnie, chcę mu tylko naprawić nos.
– Wolałabym sama się tym zająć. Wybacz, ale w kwestii Caradoca jakoś ci nie ufam.
Ich sprzeczkę zakończył jawny sprzeciw Dearborna, który nie chciał, żeby ktokolwiek naprawiał mu nos. Niewyraźnie nakazał Gryfonom wracać do swojej wieży, twierdząc, że poradzi sobie sam. Na nic zdały się prośby i troska Caniculi – Caradoc Dearborn uparł się i zamierzał postawić na swoim, co zaimponowało Syriuszowi. 
Ostatecznie Dearbornowi udało się osiągnąć cel, a Cannie, choć niechętnie, poszła z Syriuszem.
Gdy Black znalazł się w dormitorium, wszystkie kotary wciąż były zaciągnięte. Położył się do łóżka i zasnął pełnym koszmarów snem.
~*~
Przez cały następny dzień Syriusz nie marzył o niczym innym jak o choćby krótkiej drzemce. Jednak wtedy wypadała Noc Duchów, a Huncwoci poczynili już przygotowania do uświetnienia uroczystości. Tak więc nie było mowy o oszczędzaniu się, bo żart wymagał od nich kooperacji. Ale zanim mogli przejść do tego, na co czekali od września, musieli stawić się na wszystkich lekcjach, żeby nie budzić podejrzeń. Ostatnią natomiast stanowiły eliksiry.
Huncwoci nie raz i nie dwa w swoich pomysłach wykorzystywali najróżniejsze wywary.  Ponadto musieli wiedzieć, czego dodać do aktualnie pędzonej substancji , aby wywołać wybuch lub choćby powstanie gęstych oparów. Jako że zostali niejako zmuszeniu do nabycia wiedzy, często wykazywali się na zajęciach Horacego Slughorna, chociaż nie mogli równać się ze Snape’em. W eliksirach Severus całkowicie przerastał każdego ucznia, jednak Huncwoci nigdy nie konkurowali o status pupilków jakiegokolwiek nauczyciela, toteż niewiele ich obchodziło powodzenie Snape’a.
Canicula co prawda ustawiła swój kociołek koło Huncwotów, jednak starała się zrobić to jak najdalej od Syriusza. Remus rzucił przyjacielowi pytające spojrzenie, nieco zdziwiony zachowaniem Cannie, na co Black tylko wzruszył ramionami.
Syriusz nie rozmawiał z Cannie cały dzień, oboje starali się do siebie nie odzywać, unikać wszelkich kontaktów. Black nie wyjawił przyjaciołom tożsamości chłopaka Caniculi, nie powiedział, że Cannie nawet go ma – wydawało mu się, że nie powinien tego robić. Co prawda Cannie nie wymogła na nim żadnej obietnicy, nie wspomniała, by milczał, ale Syriusz wiedział swoje. Nigdy nie życzyłby sobie, żeby ktoś powiedział Huncwotom o Ciri, wiec nie pisnął słowem o Dearbornie.
Po Hogwarcie już krążyły plotki o tym, co stało się Caradocowi Dearbornowi. Nie naprawił nosa, ani wargi, a przez noc wszystko spuchło jeszcze bardziej i wyglądało naprawdę okropnie. Kilka osób zaproponowało mu, że uda się z nim do pani Cavani, jednak Dearborn grzecznie odmówił. Syriusz nie potrafił zrozumieć tej dziwnej upartości, ani chęci pozostawienia złamanego, obolałego nosa, który na pewno źle się zrośnie. Ku jego zaskoczeniu, Caradoc uparcie milczał również w kwestii tego, kto mu przyłożył, przez co większość Puchonów podejrzewała kogoś ze Ślizgonów. Syriusz miał wrażenie, że Dearbron starał się w ten dziwaczny sposób dowieść, że zasługuje na Cannie, i Black musiał przyznać, że ta taktyka działała.
Black niepokoił się też o Ciri. Wczorajszego wieczoru zostawił ją samą na wieży, choć zawsze ją odprowadzał. Miała pełne prawo złościć się na niego za to, że całkowicie zignorował jej protesty. Syriusz wysłał jej sowę, stwierdzając, że w ten sposób najszybciej będzie mógł ją przeprosić. Dzisiaj nie spojrzała na niego ani razu, co właściwie nie było dziwne, bo udawali, że się nie znoszą. Black postanowił zobaczyć się z Regulusem jeszcze tego wieczora i wypytać go o Cirianę. Nie chciał, żeby wszystko rozpadło się z powodu jego głupoty.
Puszysty profesor Slughorn przechadzał się między bulgoczącymi kociołkami, sprawdzając, czy wszystkie wywary miały pożądaną kremową barwę. Co jakiś czas zatrzymywał się, kręcąc nosem, albo przechodził szybciej, nie chcąc patrzeć na zgniłozieloną barwę – efekt zbyt szybkiego, nerwowego mieszania. Przechodząc koło Huncwotów, zatrzymał się na dłużej.
– Bardzo dobrze, Lupin, tak, Potter, piękna konsystencja, aha, Black, będziesz teraz dodawał pancerzyki, zgadza się? Pamiętaj, żeby je równo pociąć. Całkiem dobrze, pani White, ale jeszcze trochę brakuje do ideału – zwrócił się w kierunku Cannie. – Och, Pettigrew, mieszałeś przeciwnie do ruchu wskazówek zegara? – Peter pokiwał głową. – Powinieneś był mieszać zgodnie. Chłopcy, czy nie byliście może ostatnio w lochach? – zapytał niespodziewanie Slughorn.
Huncwoci wymienili zdumione spojrzenia.
– Nie, nie byliśmy, panie profesorze – powiedział Remus.
– Dlaczego pan pyta? – zainteresował się James.
– Mam wrażenie, że ubyło mi sproszkowanego rogu dwurożca, a jest mi potrzebny w dość dużych ilościach do sporządzenia wymagającego eliksiru.
– I sądzi pan, że my go ukradliśmy? – zironizował Syriusz, na co nauczyciel wydął wargi.
– Nigdy nie szkodzi zapytać. Mogliście się pomylić, nie robiłbym problemów, gdybym tylko odzyskał składnik.
– Niestety, naprawdę nie zabraliśmy niczego z pańskiego składziku, włącznie ze sproszkowanym rogiem dwurożca – stwierdził poirytowany Syriusz.
Slughorn o nic więcej nie zapytał, skierował się do swojego biurka i przysiadł tam, zajadając ananasy z puszki.
Syriusz zobaczył, że James wychylał się do Snape’a, najwyraźniej chcąc go sprowokować. Książka Severusa cała była w jakichś bazgrołach, co zaintrygowało Syriusza. Nie sądził, żeby Snape potrzebował jakichś dodatkowych instrukcji, chociaż zawsze dziwiło go, czemu Snape kończył warzyć swoje eliksiry wcześniej. Zerknął do niego z ciekawości i zobaczył dwa dziwne słowa: Levicorpus i Liberacorpus. Tymczasem stojący obecnie bliżej Snape’a niż własnego kociołka Potter szydził w najlepsze.
– Smarkerusie, uważaj tylko, żeby twoje smarki nie wpadły do wywaru.
– Odwal się, Potter.
– Kiedy tylko staram się ci pomóc, Wycierusie.
– Właśnie, Smarku, doceniłbyś pomoc Jima – dołączył Syriusz, będąc już od rana w parszywym humorze.
– Macie chyba coś do zrobienia? – stwierdziła Lily Evans, która znajdowała się tuż za Snape’em. – Zajmijcie się własnymi eliksirami i lepiej zostawcie swoje dobre rady dla kogoś innego.
– Znów potrzebujesz obrony dziewczyn, Smarkerusie – zaszydził Syriusz. – Nie wiem, jak inni Ślizgoni mogą patrzeć na takiego frajera.
– Zjeżdżaj, Black – syknął Snape. – Przegrałeś pojedynek z dziewczyną, nie masz prawa czegokolwiek mi wypominać.
Syriusz znów poczuł, jak złość brała nad nim górę, jednak, gdy już sięgał po różdżkę, uczuł uścisk dłoni. Obejrzał się i zobaczył Cannie. Stała za nim, kręcąc głową, po czym pociągnęła jego rękę, zmuszając do pochylenia.
– Obiecałeś – przypomniała wprost do jego ucha. – Jeżeli chcesz, żebym ci wybaczyła to, co zrobiłeś Caradocowi, opanuj się, a pomyślę nad tym.
– Masz szczęście, Smarku – stwierdził Syriusz, wracając na swoje stanowisko. – Nie znam drugiego takiego, który zasłaniałby się tak często dziewczynami. Może i przegrałem, ale w walce nie wyręczałem się kimś innym.
Snape nie potrafił na to odpowiedzieć, a gdy Lily Evans położyła dłoń na jego ramieniu, żeby go pocieszyć, odepchnął ją. Zirytowany James mruczał pod nosem, jak Evans może umawiać się z takim śmieciem, a nie z nim.
Wieczorem Huncwoci przystąpili do realizacji planu, który miał zapewnić najlepszą Noc Duchów z dotychczasowych. 

25 komentarzy:

  1. "Eliminacje odbyły się zgodnie z zapowiedzią, a pojawiło się na nie wielu uczniów" - na nich.
    "Ponieważ Huncwoci mieli bardzo mało wolnego czasu, zostali zmuszenia do pracy na bieżąco, czego szczerze nie znosili." - zostali zmuszeni.
    "W Hogwarcie próbowali jak najczęściej spotykać z Ciri, co nie wychodziło mu najlepiej." - próbowali, a później mu... Zły czas.

    Więcej błędów nie zauważyłam :)
    Dziękuję za tak cudowny prezent! Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam u Ciebie nowość. ;-)
    Rozdział był naprawdę bardzo dobry, podobało mi się jak Ciri i Syriusz spotykają się ukradkiem i zachowują się jak prawdziwa zakochana para. Ta cała Ciri coraz bardziej zyskuje w moich oczach. Wychodzi na to, że tylko zgrywa przed ludźmi taką zimną pannę z dobrego domu, a tak naprawdę jest zwykłą ciepłą dziewczyną, która tak samo jak wszyscy obawia się Voldemorta i tego do czego są zdolni jego poplecznicy. Mam nadzieję, że nie będzie się długo gniewała na Blacka.
    Cannie i Cordac. Hym... Ten chłopak tym razem chyba nie chce się tylko zabawić. Zachowuje się jak przystało na prawdziwego mężczyznę, co zauważył także Syriusz i mu to zaimponowało.
    Ciekawe kiedy wydadzą się ukrywane związki Cannie i Syriusza? Oj, miny Jamesa i Lupina będą nieziemskie. A o Ślizgonach nie wspomnę.
    Cieszę się, że zrobiłaś nam taki wspaniały prezent i jeszcze raz Ci za niego dziękuję. Tobie także chciałabym życzyć wszystkiego co najlepsze.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawione ;) Jesteś mistrzynią tropienia moich błędów :D

      Proszę bardzo ;) Wszyscy pewnie czekają z nowymi rozdziałami na Wigilię xD
      Świetnie ujęłaś postać Ciri - dokładnie taka jest, zgrywa twardziela, ale wcale nim nie jest. W sumie to się jeszcze zobaczy, ile będzie się gniewać (sama nie wiem, akurat te zachowania są raczej improwizowane).
      Przyznam, że wciąż mam co do tego dwie opcje (watki romansowe odkładam w głowie jak najdalej się da). Znaczy, wiem, jaki będzie finał związku, ale co do tu i teraz - średnio na jeża xD
      Och, weź, nawet nie wspominaj o tej strasznej chwili, którą będę musiała opisać...
      A dla mnie najlepszymi prezentami są komentarze czytelników ;) Więc również sprawiłaś mi świetny prezent - dziękuję.
      Pozdrówka ;)

      Usuń
    2. Hahaha, ja i mistrzyni tropienia błędów - nie wiesz co mówisz. Jestem okropna - robię takie beznadziejne błędy, że aż oczy bolą, ale czasami uda mi się coś zauważyć w obcym tekście ;-)
      Ja osobiście uwielbiam czytać opowiadania o Huncwotach, więc śledzę Twoje poczynania od samego początku, tylko się tak za często wcześniej nie ujawniałam, bo nie miałam czasu na komentarze - wiesz jak to jest, gdy studia zabierają większą część czasu. Ale teraz postanowiłam, że nie będę takim cieniem na wszystkich blogach, które czytam i staram się komentować każdy rozdział ;)
      Cóż, nie powiem, że nie lubię wątków romansowych, ale one nie są najważniejsze.
      Mam nadzieję, że Święta minęły w radosnej atmosferze.
      Pozdro! :)

      Usuń
    3. Bo w swoich tworach najtrudniej znaleźć błędy, niestety.
      Ooo to mnie mile zaskoczyłaś. Początki były już daaawno temu. Taak studia to złodziej czasu (co przypomina mi tylko o zbliżającej się sesji). Zdecydowanie popieram aktywne czytanie (bo zawsze dobrze wiedzieć, że pisze się dla kogoś, a nie do pustki), więc chwalę ;)
      Hehe lubić to lubią chyba wszyscy (ja też), ale lubić je a pisać o nich to dwie totalnie różne sprawy :P
      A jakże :D U mnie nawet śnieg spadł! Mam nadzieję, że i tobie święta minęły wesoło.

      Usuń
    4. No ja sama się zdziwiłam właśnie tym, że już od tak dawna do Ciebie zaglądam. Znalazłam Twojego bloga gdzieś tak, gdy były trzy rozdziały i czasami miałam dłuższą przerwę w odwiedzaniu blogów, ale czytałam wszystko na bieżąco ;-)
      No ja też uważam, że komentarze pomagają w pisaniu i dodają tej chęcią do tworzenia. Ale rozumiem też osoby, które nie komentują - sama przecież też tego nie robiłam.
      Sesja - aż mi się myśleć o niej nie chce. Jeszcze się nawet nie zabrałam do zbierania materiałów, a co dopiero do uczenia xD
      A u mnie w święta też zasypało i zrobiło się biało i zimno. Ale już dziś wszystko się roztapia - jak przymrozi, to będzie ślisko. Aż się boję pomyśleć, że już za kilka dni będę musiała wsiąść do auta i jechać na uczelnię...

      Usuń
    5. Nie to, żeby też komciała wszystko, co czytam. Robię to tam, gdzie mi zależy albo, gdzie lubię autora. No i jak się komcia, zawsze można pomarudzić, żeby rozdział był i - a nóż widelec - autor poczuje się w obowiązku i napisze :D
      Chlip, ten smutny czas.
      W sumie to u mnie raczej tak popadało, żeby było, a parę dni temu stopniało i wieje (wiatr jest jeszcze gorszy!). Samochodem... chciałabym, ale muszę się wkitrać w pociąg (który się opóźni), a potem w autobus (może nie będzie strasznego tłoku?).

      Usuń
  2. Jestem w szoku, jak szybko jest nowy rozdział! Ja swój zamierzam dodać dopiero w wigilię i myślałam, że zrobisz podobnie :D Jestem tak pozytywnie zaskoczona!
    I do tego jest tyle Syriusza i Ciri! Muszę Cię pochwalić, nie spodziewałam się po Tobie aż takiego romantyzmu, a tutaj wyszedł taki naprawdę uroczy fragment! Przerwany przez brutalne wstąpienie Cannie i Caradoca, ale dzięki temu było trochę dramatyzmu! Może sam fakt "męczeństwa" Dearborna wydawał mi się bardziej śmieszny niż tragiczny, ale to chłopcy, oni muszą pokazać, że są twardzi i zasługują na dziewczyny, nie?
    Wyjątkowo w tym rozdziale Ciri jak dla mnie wygrała z Cannie, co nie znaczy, że Canicula wyszła źle, bo wcale tak nie było. Po prostu Ciriana do mnie przemówiła tą szczerością, którą zaskoczyła Syriusza i tym, że wspomniała o Regulusie ♥ Wgl. Syriusz próbujący ją wkręcić, że Reg go wpuścił do pokoju wspólnego Slytherinu - boski moment, taki mega syriuszowy!
    Jedyne co mi się wydało przypięte takie na siłę, to fragment o przyjęciu nowej szukającej, ale może będzie miało to jakieś odzwierciedlenie w przyszłości, więc przeboleję.
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością.
    Pozdrawiam, Niah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo wszyscy będą czekać na Wigilię, więc postanowiłam się wyłamać i wstawić rozdział wcześniej :P
      No właśnie tyle romantyzmu starczy chyba aż do końca opowiadania xD Ale po sobie też się nie spodziewałam, że dam radę. Też myślę, że Dearborn był śmieszny (na jego wyznanie krzywię się niemiłosiernie i bucham śmiechem), ale takie jednostki również się zdarzają.
      Pewnie dlatego że Cannie w sumie nie ma aż tyle w rozdziale ^^ Hehe miałam uciechę z tych wstawek o Regu, oj miałam :P
      Cóż, nie zaprzeczam, że coś tam będzie, ale nie mówię, że będzie to coś znaczącego. Właściwie na tym piątym roku będę się mocno męczyć z quidditchem, ale olać nie mogę, więc jakoś to będzie - musi być!
      Za rok! xD
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Bo to wręcz taka niespodzianka-o-której-wszyscy-wiedzą - "Kiedy dodam niezapowiedziany tekst? W Wigilię! Ha, nie spodziewaliście się tego!" Taki prezent na święta.
      O nie, do końca to nie. Będziemy cię maglować o jeszcze jeden fragment, nie martw się :D Wiesz, jak się kogoś przyzwyczai do dobrego... a ostatnio spełniasz wszystkie nasze prośby ;) Strzeż się!
      Męczennicy chodzą po tym świecie, jak nic. Dlatego zdrowo jest ich unikać szerokim łukiem lub pomóc im zeskoczyć z mostu. Żartuję.
      Ale gdyby Syriusz się postarał, udałoby się jaj zawiązać taką komitywę z Regulusem. Albo by go zaszantażował, jak to starsi bracia potrafią.
      Lubię Quidditch, ale tylko w filmach. Opisywanie go jakoś do mnie nie przemawia xD
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    3. Jeszcze jeden? Jej, a to jest jakieś zamówienie? Raz na dwadzieścia rozdziałów, mogę się przełamać :P Chyba pójdę wynająć strażników (a co się będę sama strzegła xD)...
      Jaki szantaż? Przecież Syriusz to taka grzeczna dziecinka... Ale tak serio to gdyby Blackowie byli w jednym domu w Hogwarcie, nie wiem, czy zamek by to przetrwał :P
      Mi tam ogólnie quidditch nie podchodzi, tylko czasami tak, żeby się oderwać wlatuje do rozdziałów. (No i dlatego, że taki jeden Potter ma na punkcie quidditcha bzika...)

      Usuń
    4. Coś się na pewno znajdzie, nie bój się ;) W miarę postępowania akcji, na pewno wyjdzie na światło dzienne jakiś smaczek, o którym nie wiesz, a my na pewno go zauważymy!
      Gdyby Regulus był razem z bratem w Gryffindorze, byłoby to bardzo, ale to bardzo prawdopodobne, że w końcu jedna wieża by runęła. Jak nie lepiej.
      Problem w tym, że chłopcy to jednak lubią Quidditch, a jak nie lubią, to mają na jego punkcie obsesję xD (na pewno James i podejrzewam o to Regulusa).
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    5. Czasami obawiam się tych smaczków - no wiesz, to trochę dziwne, że ja o nich nie wiem, a o nich piszę...
      Dlatego lepiej, że nie są :D (Swoją drogą u ciebie byli i Hogwart przetrwał - podejrzana sprawa ^^)
      Właśnie! Święta racja, niestety.

      Usuń
    6. To jak z błędami - ty ich nie widzisz, ale ktoś inny zauważy. Smaczki działają tak samo, z tą różnicą, że są zabawne.
      Ale u mnie obaj byli w Slytherinie + Syriusz był rozdzielony od reszty Huncwotów. Bo gdyby Reg od pierwszej klasy miał być otoczony przez kolegów Syriusza i brać z nich przykład... Huncwoci wychowaliby szatana.
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    7. Błędy też bywają zabawne :D
      No w Slytherinie, ale razem, a i Syriusz jakoś się z resztą kumplował. Właściwie to wszystko wina Rega, bo był zazdrosny o brata i nie chciał się znać z resztą Huncwotów :P A może to i lepiej?

      Usuń
    8. Reg wiedział, że kumplowanie się z Huncami byłoby złe... A na pewno jakaś wyższa instancja wiedziała, że to byłoby BARDZO złe i opłakane w skutkach, więc trzeba było temu problemowi zaradzić.
      I wtedy powstała zazdrość.
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    9. Imperatyw Narracyjny! Chociaż raz przysłużył się dobru świata xD.
      Taak, a wcześniej niebo, ziemia i Hogwart, co? Normalnie to jakiś mit... czy coś ^^

      Usuń
  3. WYBACZWYBACZWYBACZ!
    Czytnęłam tę nocię już 24.12, ale na telefonie, z którego nie da się wysyłać komentów (tak. Mój telefon jest głupi).
    Dziś internet na komputerze zaczął działać więc od razu wchodzę na Rant i na Rok z Huncwotami (polecam, Frank pisze świetnie ;P )
    Spóźnione życzonka świąteczne: Dużo zdrowia, szczęścia, weny, sukcesów, ŚNIEGU (u nas jest :D) i tego co najlepsze!
    A teraz koment.
    Cóż... Teraz egzaminy to nic, a potem wkuwają na dwa dni przed ;)
    Wow, James taki kapitan ;D Jego marzenia! Sprytny pomysł z tą kartką xD
    Remus taki lojalny ;P
    Biedny Syriusz xD Być zkazanym na takiego durnia jak James xD
    Głupi James T-T Niech on ją weźmie do tej drużyny!
    No. I mądry Syro xD
    Aikeeen... *złowieszcza twarz* On mi coś śmierdzi...
    Wow Syriusz na schadzki ;) Ciriana taka wow xD
    Wg mnie Łapa powinien powiedzieć o Ciri przyjaciołom, ale prosić o dyskrecję. To jego przyjaciele, nigdy się od niego nie odwrócą! Jak on mógł tak pomyśleć?
    A ja i tak nie lubię Ciriany xD No wybacz, ale ja jej jakoś nie trawię :/
    Czekam na notkę z Nocą Duchów ;P
    Ooooh... Jak homantysznie!
    Lord Vielemord? Cóż za zuy człek! xD
    No. Popieram Ciri. Powinien pogadć z Regiem. To w końcu bracia.
    Ou, Cannie ma faceta! Cannie ma faceta! :DDD
    Syriusz jest głupi :I Can może robić ze swoim życiem co chce, Łapa nie jest niańką!!!
    Lubię Caradoca xD
    Syr ma za swoje! xD
    Ou, eliksssssiry... Sss... Dom Węża popiera xD
    Biedny Caradoc :I
    A zresztą.. Szkoda mi Severusa. Jak czytałam pierwsze część HP to takie: Jeny, ale ja go nienawidzę! A jak w VII części te wspomnienia... ;__; Jednak Go lubię xD
    Biedna Evanss...
    Dobra. Czekam na notkę z Nocą Duchów, Szczęśliwego Nowego Roku i weny życzę ;)
    O! I zauważyłam błąd. w ostatnim zdaniu:
    "Wieczorem Huncwoci przystąpili do realizacji panu, który miał zapewnić najlepszą Noc Duchów z dotychczasowych. " planu, nie panu :)
    Pozdrawiam i czekam na Noc Duchów :D
    ~Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też spadł śnieg jakoś dwa dni po Wigilii, ale spadł xD I tobie najlepszego i szczęśliwego nowego roku ;)
      Oj no Jim się przejął stanowiskiem i takie tam, a ty go tak zwyzywałaś - biedny, teraz zamknie się w sobie ^^
      A jak ty powąchałaś Aikena? Ktoś mi tu do opowiadania wchodzi cichcem... Chlip, nikt nie lubi Aikena (oprócz mnie), jestem osamotniona.
      To Syriusz, po głowie chodzą mu dziwne rzeczy - co ja poradzę?
      Jeżeli nie lubisz Ciri - nie musisz, dla mnie jest neutralna (ale ja staram się dystansować od wszystkich bohaterów).
      Ano, Syriusz uważa się za brata Cannie i "trochę" go ponosi, ale faktycznie Caradoc to chłopak Can i Syriuszowi powinno być nico do tego.
      Właśnie wszyscy lubią Snape'a po 7 części (chyba jestem jedynym wyjatkiem), ale mój Snape to nie ten z czasów Harry'ego - do tego musiałby przejść przez dobrze znane wydarzenia. Słowem: nie współczuj mu, jeszcze.
      Nawzajem ;)
      Zaraz poprawię... ślepota ze mnie.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Boże, jestem tak bardzo spóźniona, wybaczwybaczwybacz ;___; To taki okropny okres, że na nic nie mam czasu. A jednak rozdziały pochłonęłam "na raz", jak już usiadłam. Czyli komentarz też będzie dotyczył obu rozdziałów. Chaos powstanie, pewne to to.
    Aiken to dziwna postać. I nadal kojarzy mi się z wampirem, choć nie wiem, po cholerę mu czosnek. Może ma go to trzymać w ryzach? Albo wampiry jednak zajadają czosnek tak, jak my jabłka? (Fuj...) xD Eliksir, o którym mówi Slughorn niedorzecznie kojarzy mi się z eliksirem tojadowym z III tomu HP. No i ta niechęć Remusa zmieszana z jakimś dziwnym pociągiem... (Czemu, ile razy bym nie redagowała tego zdania, NADAL brzmi dwuznacznie? ;-; ) Chcemy więcej Aikena! A raczej jego tajemnicy. Sam Aiken też nie zaszkodzi, fajny jest. Na razie wydaje się mieć bardzo zdrowe podejście do uczenia Huncwotów Patronusa.
    Ciri i Syriusz *_* Tyle Ciri i Syriusza *_* Oni są cudowni razem, gdybyś pisała bloga tylko o nich to pewnie też bym czytała, bo kupiłaś mnie tą parą totalnie, a teraz tylko dokładasz cegiełki do moich shipperskich uczuć. I nie ma mowy, że Ci sceny romantyczne nie wychodzą. To jest zarazem tak cudownie urocze, realne, nieprzesadzone i pasujące do ich wieku, że chyba popadnę w kompleksy, że ja tak nie umiem opisać. xD
    Wgl. zostając przy Syriuszu, to to zdobycie książki na Nokturnie to takie fajne połączenie huncwotowatości i blackowatości. No bo z jednej strony to oczywiste posunięcie, że jak coś związanego z animagią zobaczył to to kupił, ale z drugiej mowa jednak o Nokturnie, gdzie się szlachetni Gryfoni nie zapuszczają...
    Swoją drogą, to mi się podoba bardzo to, że bohaterów, których przecież polubiłam i się z nimi zżyłam, widzę czasem jako kompletnych dupków i jestem na nich zła, czego dobrym przykładem jest ta lekcja eliksirów. No bo zazwyczaj w fikach Hunce są wybielani strasznie. ^^
    I last, but no least: WIEDZIAŁAM! A TY, ŻE NIEEE, A JEST ZUPEŁNIE INACZEJ, CZYTELNICY WYWALCZYLI SWOJE! XD A na serio: łiiiiii, Remus zazdrosny o Can, marzenia się spełniają. <3 I nie lubię jej chłopaka. XD Nie tylko dlatego, że Remus/Cannie forever, ale ogółem... Facet jest taki cudownie patosowaty (xD), jakby naczytał się za dużo Werterów, Romeów i innych Tristanów. Ble, nigdy takich nie lubiłam. Ale jak tylko się odzywał, to kwikałam srodze. xD Mam nadzieję, że Cannie zauważy, że facet bredzi jak potłuczony, gdy już przejdzie jej pierwsza faza zakochania. No i Remus, dziewczyno, Re-mus!
    A teraz pozostaje mi czekać na to, jak wyjdzie rozmowa Syriusza z Regiem, czy w ogóle do niej dojdzie i jak bardzo Ciri chce urwać Blackowi głowę. I nawiasem mówiąc, strasznie mi było szkoda Ciri, jak mówiła o Ślizgonach. Fajnie to budujesz, lubię, kiedy nie każdy Ślizgon stawia sobie ołtarz Voldka w pokoju. ;)
    Pozdrawiam ^^
    Rosalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety rozumiem (zebrało mi się tyle zaliczeń, kolokwiów i w ogóle, że szok, chlip).
      Wcześniej nic nie powiedziałam i teraz też nie powiem :P Ale szalenie… ciekawa teoria z tym czosnkiem ^^ Z tojadowym? Hm, poniekąd, ale tylko poniekąd i nie tą drogą. (Bo to zdanie miało być dziko dwuznaczne i ogólnie ble xD) O, ktoś lubi Aikena! Wydaje mi się, że oberwał głównie przez rozmowę o historii, którą chyba większość wzięła za zapychacz, niestety. Taak, żeby nauczyć Huncwota, trzeba determinacji :D.
      Gdybym pisała bloga tylko o nich, zrobiłoby się cukierkowato i ktoś by zginął (bo nie umiem wytrzymać z cukrem, no niczego nie słodzę). A w ogóle to strzeliłam buraka i nie wiem, co napisać, o.
      Yay, jak miło, że udało mi się przedstawić Hunców jako tych niedobrych. Bo ciągle się staram cichcem pokazywać, że tacy mili to oni nie są, a niedługo zrobią się jeszcze gorsi, niech no tylko zacznie im się nudzić ^^
      To była zaiste zacięta walka i zostałam znokautowana, że tak powiem. No, chyba nikt mi tego nie zapomni… co dalej nie znaczy, że dostaniecie tę parę (bo to za dużo lukru). Jasne Caradoc jest nielubiany i to, że jest z Cannie ma z tym niewiele wspólnego, oczywiście. Ojć no, musi na coś wyrywać dziewczyny, nie każdy może na futerkowy problem :P I wcale nie ma musu na Remusa!
      A to wszystko w następnym rozdziale Syriusza (bo raczej wcześniej nie uda się wcisnąć), a do tego daleko. Ostatnio mam dziwne wrażenie, że coś za dużo tych Ślizgonów opowiada się raczej przeciw Voldkowi. Może tylko mi się wydaje?
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  5. Po prostu się wkur... zdenerwuję! Co za głupi internet. Napisałam komentarz, a on zwyczajnie mi go usunął przy publikowaniu. Co za cham! Spróbuję go troszkę odtworzyć. Cóż moim zdaniem Charles to spryciula. To dobry sposób, aby ich zmotywować. Na mnie zawsze lepiej działały marchewki niż bicze. Wcale też nie dlatego, że kocham marchewki. Ale zdecydowanie łatwiej się przyłożyć do czegoś, jeżeli coś za to dostaniemy, a jak już w ogóle nam na czymś zależy, to zdecydowanie się przyłożymy. A pomoc Remusowi w trudnych chwilach, to zdecydowanie ważny cel. Musieli się troszkę natrudzić, szczególnie Pete, które zwykle miewa kłopoty z nauką. Za to Remus, chociaż niezbyt dobrze nastawiony do tego pomysłu, raczej z nauką kłopotów nie miewa. Ale mnie rozbawił Syriusz. Zachował się, jak taki ojciec ;D. Ja mu tam wcale się nie dziwię, bo Cannie to przyjaciółka i trzeba się o nią troszczyć. W dodatku ten Puchon nie ma zbyt dobrej reputacji, także kolejny powód do nieufności. Aczkolwiek jestem zadziwiona, że Syriusz tak szybko zrozumiał błąd i że nie powinien go tak walnąć. Jednak też zdziwił mnie Puchon tym, że zachęcał Cannie do pójścia z Syriuszem. Jakoś tak zgrzytnęło mi to. Bał się czy może coś w stylu:"A idź już sobie". Pewnie żadne z tych i nie powinnam się czepiać, ale jednak to robię. Jakoś mu nie ufam. Cannie ma wspólną tajemnicę z Syriuszem i może chłopak powie jej o Ciri? Chociaż on ją nakrył, więc mu tego nie powiedziała. Wcale też się nie dziwię, że o tym nie mówili. Te pierwsze miłości i wyznania są takie... takie... przyprawiają o niechciane rumieńce ;p. A ja pamiętałam o tym, że Syriusz zostawił Ciri. Zły, niedobry... aczkolwiek nie umiem się przekonać do tej Ślizgonki. Ale widać, że już Cannie chyba wybaczy Syriuszowi, nawet pamiętał o jej obietnicy. Snape to był zawsze jakiś podejrzany. Ale czy w hogwarcie nie ma mydła ani szamponu? Chyba, że to taki styl życia bez higieny. Aczkolwiek bardzo przykry styl dla osób, które chciałyby z nim pogadać. Chyba jego reakcja na Lili zbliża trochę do tej słynnej sceny. Aczkolwiek do randki Jamesa i Lili to jest jeszcze daleko, oj daleko pewnie. W sumie jest jej na razie tak mało i jakoś bardziej lubię przyjaźń, więc mi to na rękę. Aczkolwiek akurat ta para mi nie przeszkadza. A co do wyborów do drużyny to James chyba liczył na Syriusza, ale coś się przeliczył. Pozdrawiam ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkim powtarzam, że lepiej pisać w jakimkolwiek programie zamiast w okienku bloggera, bo jest perfidny i usuwa komcie :D.
      Tak, Charlie jest spryciarzem i uparciuchem, strasznym uparciuchem. Tak, marchewka zawsze skuteczniejsza od kija - bardzo fajna interpretacja.
      Syriusz zrozumiał, że głupio się zachowywał, bo sam miał trochę na sumieni i porównywał swoją sytuację z sytuacją Cannie. Natomiast Caradoc (Puchon) całkiem dobrze wie, jak sprawić, żeby dziewczyna mu zaufała.
      Snape i jego styl życia mnie rozwaliły xD. Cóż, włosy szybko mu się przetłuszczają, gruczoły łojowe za dużo produkują i tyle, a jak to jest z tym mydłem i szamponem - nie wiem, nie zaglądam mu do łazienki :P.
      Randka Jamesa i Lily jest wiele kilometów przed nami. Tak bardzo nie mam ochoty brać się za tę parę...
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. W sumie to dobrze, lepiej nie zaglądać, pewnie też tam syf, skoro nie dba nawet o siebie. Hm... trochę Cię rozumiem, u mnie w opowiadaniach też ciężko o wątki miłosne, bo ja po prostu się do nich nie nadaję ;D. Ale od jednej próby już jakoś mi to powoli przychodzi łatwiej. Jednak przyjaźń wygrywa :). Także nie spiesz się ;). No ja zamiast pisać gdzie indziej, będę kopiować przed publikowaniem ;)

      Usuń
    3. Haha dokładnie :D
      Piszesz jakieś opowiadania? Jakie?
      Ciągle zapominałabym, że mam skopiować, więc piszę gdzie indziej (mówiłam, że mam sklerozę? To mówię xD).

      Usuń
    4. w-glab-wyobrabrazni.blogspot.com
      Jest tam kilka krótkich opowiadań i jedno dłuższe. Jam jest amator w pisaniu, także czegoś "wow" się nie spodziewaj ;d.

      Usuń