Noc
Duchów, która odbyła się niemal dwa tygodnie temu, sprowadziła
na Huncwotów gniew nie tylko McGonagall, ale również innych
nauczycieli. Z jakiegoś bliżej nieznanego Jamesowi powodu uznali,
że Huncwoci narazili zdrowie oraz życie uczniów. W dodatku
wspaniałe wzbogacone łajnobomby, jakie zdetonowali w łazience
Ślizgonów, nie pomogły ani krztynę. Smród, który wyzwoliła
detonacja specjalnych ładunków, był nie do wytrzymania, a w
dodatku nikt już nie chciał wchodzić do łazienki w podziemiach.
Co gorsza, odór wydostawał się z pomieszczenia, a paskudny zapach
zgniłych jaj unosił się w całych lochach, docierając tak do
pokoju wspólnego Slytherinu jak do gabinetu Slughorna. Najgorsze
było jednak to, że wytrzymanie na lekcjach eliksirów stało się
sportem ekstremalnym.
W
dodatku wielu uczniów wydawało się mieć za złe Huncwotom
zapewnienie tak przedniej zabawy, czego James szczerze nie potrafił
zrozumieć. Próbując znaleźć odpowiedź, podczas obiadu zapytał
Corviego Meadowsa, skąd tak wielkie niezadowolenie hogwartczyków.
–
Życie jest wszystkim całkiem miłe i naprawdę nikt nie ma ochoty
spłonąć żywcem – sarkastycznie odpowiedział Corvi. – Poza
tym te chochliki były nie do zniesienia, wiesz, że kilku osobom
połamały różdżki? A smród w klasie eliksirów nie jest
ulubionym zapachem nikogo, zapewniam.
Ostatni
argument wydawał się Jamesowi nie do końca trafiony. Potter miał
dziwne wrażenie, że Slughorn jakoś radził sobie z odorem, bo
podczas zajęć dalej zajadał swoje ulubione kandyzowane ananasy,
czego nie robiłby, gdyby czuł unoszący się wokół siarko podobny
zapach. W takim razie Ślimak musiał wygrać z fetorem, choć nie
zamierzał w żaden sposób ulżyć uczniom. James miał wszelkie
powody, żeby wietrzyć spisek.
–
Mówię wam, że Slughorn jakoś zwalczył naszą super łajnobombę
– powiedział Potter, gdy Huncwoci zmierzali na lekcję obrony
przed czarną magią.
–
Albo po prostu stracił węch i ma z nas ubaw – zadrwił Syriusz.
–
Jeżeli zna sposób na poradzenie sobie z tym smrodem, mógłby coś
zrobić – jęknął Peter.
–
Przecież sam poszedłeś z Syriuszem i odpaliłeś łajnobomby –
wytknął mu James. – Nagle zacząłeś współczuć Ślizgonom?
–
Nie, ale kuchnia mieści się blisko lochów – burknął Peter,
czerwieniejąc.
Syriusz
i James wybuchnęli śmiechem na cały korytarz.
Wreszcie
znaleźli się pod salą obrony przed czarną magią, gdzie stała
już większa część rocznika Huncwotów oraz, co gorsza,
Ślizgonów. Margarita Reverte znajdowała się tuż przy drzwiach, a
koło niej wdzięcznie opierał się o ścianę Evan Rosier, szepcząc
cos do ucha koleżance. James skrzywił się z obrzydzenia. Pamiętał,
że Rosier towarzyszył Margaricie również wtedy, w pociągu, gdy
obraziła Syriusza, i później podczas pojedynku.
–
Hej, Syriusz, nie masz ochoty na mały rewanż? – zapytał
zaczepnie Potter, wskazując skinieniem Rosiera i Reverte.
Black
uśmiechnął się przekornie i obaj z Jamesem podeszli do pary.
Rosier nie zwrócił na nich uwagi, całkowicie zaabsorbowany
amorami, jednak Rita natychmiast wychwyciła, że ktoś się zbliżał.
Reverte bez ceregieli odepchnęła od siebie Evana Rosiera, wpatrując
się zadziornie w dwóch Huncwotów.
–
Czyżby mało ci było po ostatnim? – zakpiła Rita, wpatrując się
w Syriusza. – A może lubisz dostawać lanie, co?
–
Nie bądź śmieszna – parsknął Black. – Zwyczajnie ty i twój
kochaś obrzydzacie mi widoki.
–
No, Syriusz ma niestety rację – poparł przyjaciela James. –
Zaraz zaczniecie się tu ślinić i jeszcze coś pocieknie wam na
podłogę, a nikt nie ma ochotę w to wdepnąć.
–
Bo przecież po sobie nie posprzątacie, nie? – zapytał
retorycznie Syriusz, sięgając po różdżkę i obracając ją w
palcach dla zabawy.
–
Grozisz mi, Black? – wysyczała Margarita, zaciskając usta w
cienką kreskę. – Myślisz, że będę się bała ciebie?
Nie twoja sprawa gdzie i z kim coś robię.
–
Nie moja, ale kiedy robisz to tuż przede mną, jest mi jakoś
niedobrze.
–
Szkoda, ale mam gdzieś twoje samopoczucie.
–
Spadaj stąd, Black – warknął Rosier. – Chyba że chcesz
wpakować się w kłopoty, co?
Syriusz
uśmiechnął się krzywo, a James w pogotowiu trzymał rękę na
różdżce. Kątem oka Potter zauważył, że Remus przypatruje się
im uważnie i w razie czego gotów byłby wkroczyć. Peter stał z
boku, krzywiąc się i nie mając zamiaru zaangażować w sprzeczkę.
Jamesa zdziwiło takie zachowanie Pettigrewa, jednak zaraz musiał
skupić się na tym, co działo się przed nim.
–
Och, widzę, że nie mogliście się mnie doczekać – powiedział
zmęczonym głosem Aiken.
Uczniowie
spuścili ręce z różdżek. W obecności nauczyciela nikt nie
śmiałby się pojedynkować.
–
Cóż to za zgromadzenie? – zainteresował się Aiken. – Czy
wydarzyło się coś, o czym powinienem wiedzieć?
–
Ależ skąd – odpowiedziała przymilnie Rita. – Po prostu mała
różnica zdań.
Aiken
zmarszczył brwi, przypatrując się Margaricie Reverte. Wydawało
się, że coś doda, jednak zamiast tego westchnął tylko,
wpuszczając uczniów do sali. Znów miał wyraźne problemy z
poruszaniem się, zbladł jeszcze bardziej – o ile tylko wciąż
było to możliwe – i brał oddech przez usta, jakby potrzebował
więcej tlenu. Podczas zajęć co chwila przerywał, aż wreszcie dał
sobie spokój i nakazał im przeczytać informacje z podręcznika. W
tym czasie Aiken postawił na katedrze kubek, machnął nad nim
różdżką kilka razy, a potem w pokoju uniósł się
charakterystyczny zapach czosnku. Nauczyciel skrzywił się i jednym
haustem wypił zawartość naczynia.
–
Skończyliście? – zapytał wreszcie Charles Aiken, a jego głos
miał jakby więcej wigoru.
Po
sali rozeszły się ochocze pomrukiwania. Aiken najczęściej sam
prowadził wykład, starając się możliwie przystępnie przekazać
wiedzę. Czytanie suchych opisów nikogo nie pociągało, toteż
uczniowie podnieśli głowy z nadzieją. Aiken niemal nigdy nie
prezentował czarów, o jakich nauczał, ale pierwsza osoba, która
wykonywała poprawnie zaklęcie, zawsze otrzymywała dziesięć
punktów. Natomiast Aiken przechadzał się po klasie, poprawiał
wymowę zaklęć, ułożenie nadgarstków, mówił, jaki ruch należy
wykonać, aby osiągnąć najlepszy efekt. A czasami potrafił zajść
ucznia od tyłu i położyć rękę na barku, żeby pochwalić, co
niemal wszystkich dekoncentrowało. Miał zwyczaj powtarzać, że
uroki, jakie ćwiczą, będą musieli potrafić zastosować w czasie,
gdy znajdą się w niebezpieczeństwie, więc powinni szkolić
również opanowanie.
–
Dobrze, więc niech się dowiem, co też zapamiętaliście. – Aiken
uśmiechnął się dobrotliwie, składając głowę na splecionych
palcach obu rąk.
Po
klasie rozeszło się ponure buczenie.
–
Powiedzmy, że za każde pytanie, na które odpowiecie poprawnie,
otrzymacie pięć punktów – postarał się ich pocieszyć. – Za
błędną odpowiedź nie będę karał, więc nie macie czego się
obawiać. Schowajcie podręczniki i pozostałe pomoce naukowe –
poprosił, a po chwili rozległo się szuranie towarzyszące chowaniu
książek. – Dobrze, sądzę, że możemy zaczynać. Pytanie
pierwsze brzmi: Co najlepiej zrobić, gdyby, przebywając pod wodą,
chciało się otworzyć kufer?
–
Rzucić zaklęcie Alohomora! – wyrwała się do odpowiedzi Alex
Wilson.
–
Całkiem dobry pomysł – przyznał Aiken – ale jak masz zamiar
wypowiedzieć zaklęcie pod wodą?
Alex
zaczerwieniła się, a po klasie rozszedł się chichot. Jednak Aiken
pochwalił dziewczynę, po czym upomniał resztę uczniów, by
również spróbowali znaleźć rozwiązanie. Później James już
nie słuchał, stwierdziwszy, że zdobywanie punktów na zajęciach
nie jest wystarczająco interesujące. Zamiast tego spojrzał na
przyjaciół, zamyślił się, aż wreszcie powiedział:
–
Wydaje mi się, że powinniśmy mieć jakiś pseudonimy.
–
Co? – zapytał Peter, który przysnął.
–
Nic, Pete, Jamesowi zebrało się na żarty – odparł Syriusz,
odchylając się na krześle.
–
Przecież lubisz być w centrum uwagi, więc po co ci jakiś
pseudonim? – zainteresował się Remus, który na lekcjach Aikena
zawzięcie milczał.
–
Bo to fajne – odpowiedział Potter z wyrazem szczerego
zdezorientowania. – Co wam szkodzi? Syriusz? Mógłbyś być
Gwiazdką…
–
A chcesz zobaczyć gwiazdy? – sarknął Syriusz, pokazując
Jamesowi zaciśniętą pod ławką pięść.
–
Dobra, dobra, może być coś innego, skoro ci się nie podoba. A
Peter mógłby być Łasuchem, no Peter, chociaż ty weź moją
stronę.
Jednak
Peter spojrzał na Jamesa z niezrozumieniem, po czym postanowił spać
dalej. Potter prychnął i skrzyżował ręce na piersi, spuszczając
przy tym głowę nisko. Syriusz przez chwilę przyglądał się
przyjacielowi, aż wreszcie westchnął i, poddawszy się,
powiedział:
–
Skoro już musisz mieć te ksywki, niech ci będzie. Ale lepiej, żeby
to było coś porządnego, a nie jakieś gwiazdki.
–
Zaklęcie nieśmiertelności! – krzyknął ktoś przeraźliwie
głośno w odpowiedzi na pytanie Aikena, którego Potter nie
usłyszał.
James
wyszczerzył się usatysfakcjonowany. Jednak nim zdążył
zaproponować kolejne pseudonimy, w klasie zapadła dziwna cisza.
Zdziwiony Potter rozglądał się przez chwilę, szukając powodu,
dla którego wszyscy tak nagle zamilkli. Przypomniała mu się
ostatnia rozmowa z Prawie Bezgłowym Nickiem i spojrzał na Aikena.
Nauczyciel stał za katedrą – co prawda mocno podpierając się o
blat, ale jednak stał – świdrując kogoś wzrokiem. Na jego
twarzy odmalowała się wściekłość – usta wykrzywiły się w
wyrazie dogłębnego obrzydzenia, brwi zbiegły, tworząc sieć
zmarszczek, a z przygryzionej wargi spłynęła kropla krwi. James
jeszcze nigdy nie widział takiej furii u jakiegokolwiek z
nauczycieli, a już na pewno nie spodziewałby się czegoś takiego
po Aikenie, który jawił się spokojnym, wyważonym człowiekiem.
–
Nigdy więcej o tym nie wspominaj. Nigdy – powiedział wreszcie
Aiken, a jego głos drżał od tłumionego gniewu.
–
Ale przecież to też sposób na radzenie sobie z ranami, na
zapobieżenie im – mówiła Rita Reverte, która właśnie wstała.
– Przecież istnieją możliwości…
–
Zamilcz – charknął Aiken, zaciskając dłonie na brzegu katedry,
żeby powstrzymać ich dygotanie. – Nie ma sposobu na
nieśmiertelność, coś takiego nie istnieje.
–
Czytałam artykuł, w którym napisano, że Galen Realgar był o krok
od znalezienia metody, ale został zamordowany…
–
To kłamstwo – odpowiedział Aiken, nieco się opanowując. –
Nieśmiertelność nie jest dla ludzi. Pisana im śmierć i tak
powinno pozostać.
–
Ale to niesprawiedliwe! – wykrzyknęła niezrażona Rita. –
Dlaczego ministerstwo blokuje w ten sposób informacje? Przecież
czarodzieje mogliby się rozwijać. To przez mugoli, prawda?
–
Nie. – Aiken westchnął, wyglądał na bardziej zmęczonego niż
na początku lekcji, a jego głos stał się przerażająco cichy. –
Nie, to nie wina mugoli. To przez czarodziejów, przez to, co ze sobą
robią. Śmierć jest elementem życia, pewnikiem, do którego dążą
ludzie i nie ma w tym nic złego, więc nie istnieje powód, aby
walczyć z czymś, co sprawia, że żyjemy. Byłoby to wręcz
absurdem.
–
Ale to niesprawiedliwie! Dlaczego dobrzy czarodzieje umierają, a źli
mugole żyją?! – Margarita uderzyła pięścią w stolik, tak że
się zatrząsł. – Czemu ci parszywi mugole kradną nasze serca, a
potem wyrzucają, jakby nic się nie stało? Nikt ich nie każe za
to, co robią czarodziejom, więc czemu my mamy odpowiadać za
używanie czarów na nich? To nie fair.
Aiken
ciężko usiadł, aż krzesło pod nim przeraźliwie zaskrzypiało.
Gdzieś zniknął cały gniew, który jeszcze przed chwilą w nim
buzował, James odniósł nawet wrażenie, że nauczyciel coś
zrozumiał, choć nie mógł domyślić się, o co może chodzić.
–
Nie wiem, co zrobili ci mugole, nie wiem, kogo straciłaś, nie wiem,
dlaczego z taką pasją domagasz się ukarania kogoś, ale to nie
miejsce na takie rzeczy – powiedział Aiken z żalem. – Przykro
mi… Zgłoś się do mnie po lekcji, otrzymasz wytyczne dotyczące
szlabanu. Wówczas porozmawiamy, o tym, co zaszło.
James
spoglądał to na nauczyciela, to na Reverte całkowicie zdziwiony.
Nigdy nie spodziewał się, że jakikolwiek uczeń poruszy na lekcji
negatywny wpływ mugoli na czarodziejów. Wiedział, że ruchy
antymugolskie ostatnimi czasy rosły w siłę, ojciec niepokoił się
tym już od ładnych kilku lat, ale to, co działo się obecnie…
James nie potrafił całkowicie odmówić racji tym, którzy
zarzucali mugolom, że ograniczają czarodziejów. Świat magii i ten
jej pozbawiony nieustannie musiały się stykać, lecz zawsze to
magowie byli tymi, którzy ponosili ofiarę, dostosowywali się do
niemagicznych. Stąd brały się niezadowolenie i złość. Czasami
James zastanawiał się również, czy – gdyby wreszcie pozwolić
czarodziejom prowadzić wszystkie eksperymenty – udałoby się
powstrzymać śmierć, uczynić świat lepszym. Na Potterze zawsze
ciążyła świadomość, że jego rodzice nie są młodzi, że
pewnego dnia przyjdzie mu ich pożegnać. A przecież państwo Potter
to dobrzy ludzie, świat powinien składać się właśnie z takich
jednostek, więc czemu musieli umrzeć? Czemu nie można było
wynaleźć lekarstwa? Dlaczego Aiken tak się rozzłościł, choć
Reverte w pewnym stopniu miała rację?
Zadzwonił
dzwonek i Huncwoci wyszli w zaskakującej ciszy. Nikt już nic nie
powiedział przez ostatnie minuty lekcji. Opuszczając klasę, James
zauważył, jak Margarita ze skwaszoną miną podchodzi do katedry,
przy której siedział Aiken. Nie wiedzieć czemu widok tej
dobrotliwej, wycieńczonej twarzy belfra zirytował go. Potter
potrząsnął głową, odpędzając od siebie złe myśli.
~*~
Wreszcie
nadszedł długo wyczekiwany przez Jamesa mecz quidditcha. Podczas
treningów drużyna wypadła obiecująco i poważnie mogli rozważać
walkę nawet o pierwsze miejsce w Pucharze Domów. Wygrana ze
Slytherinem była najbardziej pożądaną spośród wszystkich meczy,
jakie mieli rozegrać. Ślizgoni od dwóch lat przetrzymywali puchar
i James miał ogromną ochotę wreszcie położyć na nim dłonie. W
dodatku w tym roku doszło do zmiany obrońcy domu węża, tę rolę
przejął Gerold Millis. Nikt go jeszcze nie widział w akcji, jednak
Syriuszowi udało się wyciągnąć od brata, że chłopak spisuje
się świetnie na miotle i trudno będzie go pokonać. Potter nie był
przekonany co do aż tak pozytywnej opinii na temat gry Millisa i
uważał, że młodszy Black przekoloryzował.
–
Musicie tylko zagrać swoje, a wygramy – kończył swoją pierwszą
przemowę James Potter. – Nieważne, co stało się rok temu, teraz
jesteśmy silniejsi, a Merlin i Morgana nam dopomogą.
–
Masz krzywo kapitańską odznakę – wytknął któryś z bliźniaków
Lewis, James nigdy ich nie odróżniał.
–
No, popraw ją, bo narobisz nam wstydu – dodał drugi.
Potter
pośpiesznie sięgnął koszulki, ale okazało się, że drużyna
właśnie z niego zażartowała. Wcale nie uznał tego za śmieszne i
skrzywił się, spoglądając na kompanów karcąco.
–
Spinasz się bardziej niż Effie, a to jej pierwszy mecz – jęknął
ponownie któryś z Lewisów.
–
Mają rację, James – powiedziała Gisela von Schiller i poklepała
Pottera po ramieniu. – Weź się w garść, z takim kapitanem na
pewno wygramy.
–
No! Musimy, w końcu to mój ostatni rok w Hogwarcie, nie mogę
odejść, gdy Ślizgoni mają Puchar Domów – zironizował Sturgis
Podmore. – Chyba musiałbym zostać tu rok dłużej…
–
Dobra, dotarło! – James chwycił swoją miotłę, patrząc po
drużynie. – Moja przemowa była do kitu, następna będzie lepsza,
a teraz idźmy już skopać tyłki Ślizgonom.
–
O, i takiego kapitana to ja rozumiem! – ucieszył się Sturgis.
Gdy
tylko pojawili się na boisku, sektor udekorowany czerwienią
przywitał ich gorącym aplauzem. Naprzeciw stali już Ślizgoni, a
obok pani Hootch leżało pudełko z piłkami. Tradycyjnie, nim
zaczęli grać, kapitanowie wymienili uściski dłoni. Dla Jamesa
była to nowość, ale nie spodziewał się, że dziewczyna może
mieć aż tyle siły w rękach – Dorada Meadowes niemal zmiażdżyła
Potterowi palce! Wreszcie wsiedli na miotły, znicz oraz tłuczki
zostały puszczone w ruch, a kafel powędrował wysoko w powietrze.
James
uwielbiał latać, czuć adrenalinę oraz szaleńczy pęd powietrza,
chłostający twarz oraz łopoczący szatami. Gdy tylko wzlatywał
coraz wyżej i wyżej, gdy podawał swoim, mylił przeciwników, gdy
udawało mu się wyłuskać kafla z rąk rywali, znajdował się w
swoim żywiole. Wtedy nie liczyły się niepowodzenia, nieudane
żarty, karcące spojrzenia Remusa, wobec których było mu tak
wstyd, ani nawet kolejne zbłaźnienie się przed Lily. W głowie
miał tylko wyuczone manewry, a cała uwaga zostawała skupiona na
grze, na tym, jak pokonać wroga. Gdy grali ze Ślizgonami, wspaniałe
uczucie współzawodnictwa wydawało się jeszcze potężniejsze.
James zajmował pozycję ścigającego, a Slytherin posiadał
najlepszych, natomiast rywalizacja z Cirianą stanowiła prawdziwy
zaszczyt – choć Potter nigdy by tego nie przyznał, pozostawał na
to zbyt dumny.
–
Kafla przejęli Gryfoni! – wykrzyknęła Mabel Offish, Puchonka,
która od kilku lat komentowała mecze. – Fenwick, Potter, Fenwick,
podanie do von Schiller iii…
Gisela
przechwyciła piłkę z łatwością, Ślizgoni znajdowali się w
defensywie, a sekwencję wspaniałych podań miała zakończyć
bramka. Millis był całkowicie źle ustawiony, więc nie miał szans
na obronę, jednak nim kafel doleciał do prawej pętli, został
zbity przez Sarina Avery’ego. James nie mógł uwierzyć w
szczęście Ślizgonów.
Szlag!,
zaklął w myślach, jak to możliwe, że zachował zimną krew i
zrobił coś takiego bez ćwiczeń?
Strąconą
z toru piłkę, którą wyhamowało uderzenie tłuczka, z łatwością
przechwyciła Ciriana. Gryfoni cofnęli się natychmiast do obrony,
zgodnie z opracowaną strategią. Ciri podała do siostry, a Dorada
odrzuciła kafla do Izabeli, Jamesowi niemal udało się go
przechwycić, jednak Izabela Reverte w ostatniej chwili rzuciła do
Ciriany.
–
Meadowes leci wprost na pętle Gryfonów, Podmore szykuje się do
obrony… GOOOL! Wspaniała zmyłka nie dała praktycznie żadnych
szans na zatrzymanie tego strzału. Pierwsze punkty dla Slytherinu!
James
mało nie zaklął wyjątkowo szpetnie. Gdyby tylko udało mu się
przejąć odpowiednio wcześnie kafla… Potrząsnął głową,
odganiając niechciane myśli, wiedział, że jak najszybciej trzeba
zdobyć bramkę kontaktową.
Wznowiono
grę, Gisela przerzuciła piłkę do Jamesa znajdującego się po
drugiej stronie boiska. Potter wykonał zmyłkę, a następnie
odrzucił do Benia Fenwicka, który po pięknym wirażu podał do
Jamesa, jednak kafel przechwyciła Ciriana najwyraźniej przejrzawszy
ich strategię. Ciri Meadowes była najbardziej wysunięta spośród
wszystkich graczy Slytherinu, więc ruszyła w samotnej szarży w
kierunku bramki Gryfonów. James przylgnął do trzonka miotły,
starając się za wszelką cenę dognać do Ślizgonki. Pierwszy
tłuczek minął Ciri o włos, następny został strącony przez
niewiarygodnie skutecznego Avery’ego, jednak tuż przed rzutem
któremuś z braci Lewis dosłownie w ostatniej chwili udało się
zawrócić jeden z tłuczków. Impet uderzenia zdmuchnął Cirianę z
miotły, a niepoprawnie rzucony kafel przechwycił Sturgis.
Avery
poleciał na złamanie karku i tylko cudem udało mi się złapać
Ciri. Jej miotła zatrzymała się tuż nad ziemią, jakby oczekując,
że zaraz ktoś na nią wsiądzie. James przestraszył się nie na
żarty, nigdy nie widział, żeby Ciriana spadła z miotły – do
tej pory głównym celem pałkarzy w meczach była ochrona
ścigających, dziś Avery nieustannie pozostawał z tyłu. Dopiero
teraz do Pottera dotarło, że Slytherin musiał mieć naprawdę
kiepskiego obrońcę, skoro jeden z pałkarzy pozostał na tyłach,
żeby w razie czego móc szybciej zareagować.
Pani
Hootch podeszła pośpiesznie, by sprawdzić, w jakim stanie znajduje
się Meadowes. Jednak Ciriana z niewielką pomocą Avery’ego wstała
po chwili. Przedramieniem zasłaniała brzuch, który musiał
potwornie boleć po tak paskudnym uderzeniu, lecz dziewczyna trzymała
się dzielnie. Pani Hootch chciała odesłać Ciri do skrzydła
szpitalnego, ale Ciriana stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby.
Mimo to James nie był co do tego pewny.
–
Lepiej, żeby pani Cavani cię zobaczyła – powiedział do
Meadowes. – To naprawdę nie wyglądało najlepiej, możliwe, że
teraz nie boli, ale później…
–
Poradzę sobie – warknęła, a jej głos dziwnie zadrżał. – Nie
dam wam wygrać.
Potter
nie powiedział nic więcej, lecz widział, jak Ślizgoni zgromadzili
się wokół Ciri i zawzięcie coś szeptali, a później wymownie
spojrzeli na Regulusa.
Aha,
najwyraźniej będą chcieli postawić wszystko na szukającego!,
pomyślał James.
Gra
została wznowiona. Ślizgoni utrzymywali się przy kaflu, Dorada
strzeliła dwa gole, natomiast próba Izabeli została obroniona.
Ciriana ograniczała się głównie do zmyłek i wiraży, które
budziły wrażenie, jednak nie próbowała strzelić ani razu. Millis
zupełnie nie potrafił się odpowiednio ustawić do obrony, a trzy
kafle wpadły do trzech pętli. Avery i Lestrange chwycili mocno za
pałki i siali postrach, nieustannie odbijając między sobą
tłuczki.
– Znicz! – wykrzyknęła Mabel – Black dostrzegł złotego
znicza i pędzi w jego stronę!
Potter
nie zwrócił na to uwagi, pod pachą ściskał kafla, wyminął
śmigający na niego tłuczek, zadrwił ze śmiesznej obrony Millisa
i strzelił. Kontra Ślizgonów zakończyła się kolejną bramką,
nad głowami szaleńczo świstały tłuczki, a w ciągu kilku sekund
do bramki Slytherinu wpadły kolejne dwa gole. Jamesa w całości
pochłonął mecz; wygrywali! Jeżeli do końca uda im się utrzymać
taką formę, mają wszelkie szanse na zwycięstwo. Ślizgoni na
trybunach zamarli, tłuczki przestały tak zawzięcie przelatywać
nad głowami ścigających, do bramki Ślizgonów wpadły kolejne
trzy strzały, a Millis zaklął szpetnie i wrzasnął do jednego ze
swojej drużyny, jednak James nie zwrócił na to uwagi.
Wtem
ponownie Mabel wykrzyknęła, że pojawił się znicz, a Potter znów
nie oderwał wzroku od kafla. Wyrwał go Cirianie, która dziwnie
łatwo puściła piłkę. James bezbłędnie trafił w środkową
obręcz, aż zadzwoniło. Wyciągnął ręce w geście triumfu i już
leciał, by wznowić grę.
–
KOONIEC! Slytherin wygrywa dwieście dwadzieścia do stu! –
wykrzyknęła Mabel. – Regulus Black złapał znicza, zapewniając
swojej drużynie zwycięstwo!
James
Potter zatrzymał się, spoglądając z niedowierzeniem na tablicę
wyników.
To
już? Tak szybko…
Opanowało
go niesamowite poczucie zawodu. Tak liczył na zwycięstwo, zabrakło
tych kilku bramek, aby wyrobić przewagę, wobec której nawet
złapanie znicza nic by nie zmieniło. Wylądował na boisku, gdzie
pani Hootch i Rabastan Lestrange prowadzili ostrą wymianę zdań.
–
Pani chyba żartuje! – warknął Lestrange. – To niesprawiedliwe,
mecz się skończył, nie może pani…
–
Jestem sędzią i nie tylko mogę, ale jest to mój obowiązek. Mecz
zostaje zakończony przez złapanie znicza, to prawda, jednak punkty
nie zostaną wam przyznane.
–
To śmieszne! – wykrzyknęła Dorada Meadowes. – Za zdobycie
znicza należy nam się sto osiemdziesiąt punktów…
–
Rabastan Lestrange dokonał absolutnie nieprzepisowego chwycenia za
szatę szukającej Gryffindoru, co bezpośrednio przełożyło się
na wynik meczu. W związku z tym punkty za schwytanie znicza nie
zostaną przyznane nikomu, co jest jedyną sprawiedliwą decyzją.
Na
boisku pojawiali się pierwsi uczniowie, James dostrzegł przyjaciół,
jednak najpierw musiał usłyszeć to z ust pani Hootch. Bilans
punktów został już cofnięty, co oznaczało wygraną Gryffindoru.
–
Moja decyzja jest ostateczna, Gryfoni wyg…
–
Pomocy! – krzyknął ktoś przeraźliwie.
James
wściekł się, że ktoś przerwał pani Hootch. Potrzebował, żeby
dokończyła, musiał usłyszeć, że wygrał ze Ślizgonami, że
pokonał ich niebywałych ścigających. Dlaczego teraz ktoś
wrzeszczał? Nie mógł wstrzymać się jeszcze chwili? Potter
odwrócił się, mając zamiar nawymyślać temu, kto krzyczał i
zamarł.
Syriusz
wyglądał na przerażonego, a z jego oczu zionął strach. Na rękach
trzymał Cirianę Meadowes, która zwiesiła się bez życia blada
jak trup. Z kącika jej ust spływała strużka krwi, a na czole
perliły się krople potu. Pani Hootch przepchała się natychmiast
do nich, nachyliła nad nieprzytomną dziewczyną i kazała rozstąpić
się torującym drogę do wyjścia. Syriusz poszedł za nią, nie
oglądając się za siebie.
Kibice
Gryfonów, jacy wciąż znajdowali się z dala od murawy boiska,
wiwatowali. Niedowierzanie ogarnęło Ślizgonów, którym okrzyki
pełne radości zamarły na ustach. Drużyna Slytherinu zniknęła,
nikt nie pozostał na boisku, Mabel krzyczała, że w wyniku faulu
Lestrange’a Gryffindor wygrał. Tymczasem James nie potrafił się
cieszyć, zamarł z pretensją i niedowierzaniem. Ktoś chwycił jego
dłoń i podniósł wysoko w górę, wzięli go na barki, niosąc w
kierunku zamku, ciesząc się i gratulując. Usłyszał, jak ktoś
pytał, co stało się ze ścigającą Slytherinu, jednak pytanie
utonęło w rzece wiwatów.
Nie
tak miało być, jęknął James w myślach. Wszystko jest
tak strasznie nie tak…
~*~
Syriusz
nie wrócił aż do późnego wieczora, co zaniepokoiło Jamesa.
Wymknął się spośród świętujących Gryfonów, zabrał
pelerynę-niewidkę i poszedł w kierunku skrzydła szpitalnego.
Liczył, że uda mu się przemknąć niezauważenie, ponieważ nie
miał ochoty używać tajnego przejścia przy portrecie Bonhama.
Gdy
znalazł się na pierwszym piętrze, zauważył grupkę Ślizgonów
wychodzących z korytarza wiodącego do skrzydła szpitalnego. Bez
problemu rozpoznał w nich drużynę Slytherinu, bo wciąż mieli na
sobie stroje reprezentacyjne. Na początku Potter chciał ich wyminąć
i udać się prosto do celu, jednak usłyszał imię Blacka, więc
podążył za rywalami.
–
Znasz go, znów opowiadał głupoty – powiedział Lestrange.
–
Reg to potwierdził – mruknął Avery. – Nie wygląda to
najlepiej.
–
Przestań! – wykrzyknęła Dorada. – Moja siostra nie może być
dziewczyną tego durnego Blacka!
–
Cicho – stwierdził Avery. – Nie musisz wrzeszczeć, jeszcze ktoś
usłyszy.
James
nie potrzebował słyszeć więcej, wszystko stało się aż nad
wyraz jasne. Teraz aż nazbyt oczywiste wydawały się ciągłe
zniknięcia Syriusza oraz jego podejrzanie dobra wiedza na temat
drużyny quidditcha. Ślizgoni ukrywali nazwisko swojego nowego
obrońcy bardzo skrzętnie, a jednak Black jakimś cudem dowiedział
się, kim jest. James zastanawiał się, czy te wszystkie szlabany,
jakie ostatnio łapał Syriusz, rzeczywiście były tylko szlabanami.
Ale najbardziej denerwowało go to, że nic mu nie powiedział.
Nie
wiedzieć kiedy zakradł się pod drzwi skrzydła szpitalnego. Z
zadowoleniem stwierdził, że są otwarte i wszedł do środka. Miał
zamiar ściągnąć pelerynę-niewidkę od razu i zapytać
przyjaciela co tu jest grane, jednak usłyszał cichy głos i zamarł.
Nie
chciał podsłuchiwać, czuł, że to niewłaściwie, ale nie mógł
się ruszyć. Poza tym miał cichą nadzieję, że okaże się, że
to wszystko to tylko jakieś wielkie nieporozumienie. Ciężko było
mu przyjąć do wiadomości, że najlepszy przyjaciel nie podzielił
się z nim tajemnicą, że uznał go za niegodnego zaufania.
–
Jestem twoim chłopakiem, powinienem być przy tobie w takich
chwilach – powiedział Black.
James
poczuł, jak coś nieprzyjemnego przewracało mu się w żołądku.
A
więc to wszystko prawda…
Odpowiedział
mu cichy głos, którego Potter nie dosłyszał i przez chwilę
rozmowa była całkowicie niesłyszalna dla Jamesa, aż wreszcie
usłyszał, jak Syriusz mówił:
–
Nie będziemy się kryć. Oni wiedzą.
–
Kto? – zapytała Ciriana.
James
rozzłościł się na przyjaciela. Ponownie dostawał dowód na to,
że jacyś Ślizgoni znaczyli dla Blacka więcej niż on. Zawładnęły
nim rozgoryczenie, zawód i złość. Nagle poczuł się okłamywany,
zbędny, niewarty zaufania, a przecież niczym sobie na to nie
zasłużył. Nieraz znosił, jak przyjaciele wyśmiewali jego uczucie
do Lily, lecz teraz okazało się, że Syriusz wcale nie jest lepszy.
James nigdy nie krył się z niczym, zawsze dzielił się wszystkim z
Huncwotami i liczył na to samo z ich strony. Czy to aż tak wiele?
Ściągnął z siebie pelerynę-niewidkę i odpowiedział na pytanie
Meadowes:
Yay, nowy rozdział :3 Jestem pierwsza? O.o No dobra, na razie szepnę podejrzliwe "Aaaaaikeeeeen..." i komentujemy x3 BTW: Chomik ma googlee :D
OdpowiedzUsuń~Chomik
Oki-doki, zabieramy się do komentowania :D
Usuń~*~
Meh... Głupia Noc Duchów xD Ale BYŁO WARTO! xD
"Z jakiegoś bliżej nieznanego Jamesowi powodu uznali, że Huncwoci narazili zdrowie oraz życie uczniów." Hmm, jestem ciekawa, dlaczego nauczyciele tak pomyśleli. Przecież chłopcy NIC nie zrobili... *sarkazm*
"Ostatni argument wydawał się Jamesowi nie do końca trafiony. Potter miał dziwne wrażenie, że Slughorn jakoś radził sobie z odorem, bo podczas zajęć dalej zajadał swoje ulubione kandyzowane ananasy, czego nie robiłby, gdyby czuł unoszący się wokół siarko podobny zapach. W takim razie Ślimak musiał wygrać z fetorem, choć nie zamierzał w żaden sposób ulżyć uczniom. James miał wszelkie powody, żeby wietrzyć spisek." Blee! Hem, spisek? AIKEN Z PEWNOŚCIĄ JEST W TO ZAMIESZANY XDDD Założę się, że pewnie Aiken będzie dobry a Remus wyobraził sobie spisek. Ale ja i tak nie lubię Aikena. Remus jest zbyt mądry, aby dać się mu oszukać! <3 Nie no, on jest głupi, ten nasz Lunio. Dalej trzyma z Huncwotami xD Nie no, żartuję :P
"– Albo po prostu stracił węch i ma z nas ubaw – zadrwił Syriusz." Hahaha xD
"– Nie, ale kuchnia mieści się blisko lochów – burknął Peter, czerwieniejąc.
Syriusz i James wybuchnęli śmiechem na cały korytarz." JA TEŻ wybuchnęłam śmiechem xD
Niech oni dadzą se spokój ze Ślizakami. Głompy C:
Black, jak ja cię lubię, mordo ty moja xD
AAAAAAAIKEEEEEEEEEN.... *szepcze nienawistnie, czegoś takiego dementor by się nie powstydził!*
Czosnek? Oki, wykreślamy wampira *wyjmuje dłuuugą listę, z postaciami i charakterami, którymi może być Aiken i wykreśla wampira*
GWIAZDECZKO! SYRIUSZKU! ŁAPEŃKO! XDDDDD GWIAZDKO, JA NIE MOGĘ, EPICKIE XD I Łasuch Pete :V
Hem...a) Aiken wdocznie ma jakieś wydarzenia z przeszłości, przez co ma swoistą fobię na temat tego rodzaju zaklęć;
b)po prostu facet tego nie akceptuje (i dobrze!)
c) SPIIIIISEEEEEEK
I ta przygnębiająca cisza...
Krzywa kapitańska odznaka xD I ta presja :V Jamie, bez spiny!
"– Dobra, dotarło! – James chwycił swoją miotłę, patrząc po drużynie. – Moja przemowa była do kitu, następna będzie lepsza, a teraz idźmy już skopać tyłki Ślizgonom." Kocham Cię za to xD
Kurde, gol >:I
CIRIANA :C Nie lubię jej, ale ze względu na Syriusza się martwię, zresztą nawet jakby to była Bellatrix (no dobra, może nie ONA >:C) to bym się przejęła :I
DAJESZ REGULU... Ekhm, to znaczy, dajesz Gryffindor... Taaa...
BRAWO REG :3 Ale i tak GRYFONI GÓRĄĄĄĄĄĄ :DDD
Ciri! Syri! D: Żyj, Meadows, ty stara, wredna... No C: Musisz żyć dla Gwiazdki xD
Smutałkę bardzo :C
I smutałkę też to, że Łapa nic nie powiadział Huncwotom. Wg mnie nie śmialiby się z niego. Ani z tego że Ciri jest "wrogiem" i Ślizgonką. Myślę, że zaakceptowaliby to. Jamie na początku miałby jakieśtam obiekcje, ale by ustąpił. Bo Syriusz to taki jego brat. Meh.
I ta końcówka :C
~*~
Dobra, Koniec komenta! :D Sorki, że taki bez ładu i składu, ale jestem dziś jakaś taka rozkojarzona. Miałam w sumie napisać, że "Aiken to zuo i nie chce mi się komentować więc zrobię to kiedy indziej bo nie mam teraz siły" (tak w skrócie C:), ale przemogłam się i specjalnie dla Cb zostawiłam komentarz C:
Życzę weny, udanej sesji (chyba że już po, bo nie ogarniam ostatnio, wypacz mi. W tamtym tygodniu napisałam kumplowi życzenia urodzinowe, a on ma za dwa miesiące, to było straszne ._.) no i tam czego chcesz x3
Do napisania i kolejnego rozdziału już wypatruję xD
Pozdrawiaam ;3
~Chomik
Ktoś tu o coś niedobrego podejrzewa Huncwotów… Jako ich samozwańczy adwokat twierdzę, że to kłamstwa, pomówienia i kalumnie :P.
UsuńAle co ma Aiken do smrodu połajnobombowego? Wszyscy tylko biedaka o coś podejrzewają, no. A czy Aiken okaże się dobry to zależy od punktu widzenia. Tak z ciekawości: ile pozycji jest na liście potowrasów, którymi może być Charlie?
Widzę, że tekst z gwiazdkę zdobywa coraz więcej fanów :D.
Ale to ja mam sobie wybrać twoją odpowiedź? Obstawiam d - wszystkie odpowiedzi są poprawne.
Kogo ty dopingujesz?! James cię znajdzie i zje! Chyba że Reg będzie pierwszy, żeby cię obronić (mam nadzieję, że nie jesteś mugolem, bo wtedy Regulus może cię nie obronić).
Bo Syriusz się przełamać nie potrafił i postanowił poczekać na lepszy moment. Cóż, chyba czekał za długo… O tym to sobie chłopaki pogadają w następnym rozdziale zresztą, się nieco poprztykają.
Tyle życzeń… ale wiesz, że ja jeszcze nie mam urodzin? xD
Pozdrawiam ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWybacz za usunięcie komentarza, ale zrobiłam potworny błąd, który kosztować mnie mógł życie xD Literówka, ale co tam xD
UsuńWięc kopiuję!
~*~
Ale skądże :P
AIKEN ZAWSZE JEST WINNY! XD Dlaczego upuściłam moją kanapkę z serem? TO WINA AIKENA XD
Oj duuużo pozycji na tej liście, duuużo xD
BO TEN TEKST JEST EPICKI XD
Nie, nie miałaś wybrać, to tylko przypu... ZARAZ, SPISEK TO PRAWDA?! WIEDZIAŁAM!!!
Tzn ja dopinguję ogólnie Puchonów jako swoich xD Ale tak to Gryfonów, tylko Regulus, no! A poza tym, to jestem trochę jak Syriusz: On dopinguje z jednej strony Gryffom, bo to jego dom, kumpel itd. Ale po stronie Ślizaków (kocham tą nazwę, tak bajdełej) jest jego brat i dziewczyna!
Jamie mnie nie zje =3 Jestem mugolaczką :/ (A Regulus:
"-C-co? Jesteś sz... Mugolaczką? Dlaczego... Dlaczego nic nie mówiłaś?
-Oh, czyli coś Ci to przeszkadza? Wybacz biedny, że musiałeś się zadawać z SZLAMĄ! *odchodzi*
-Zaczekaj! To nic nie znaczy! Nadal możemy się przyjaźnić! *dogania ją*
-Serio?
-Serio serio."(Z szlamą czy ze szlamą? nwm xD) Tak słodko xDDDD Wow, nawet nie wiedziałam, że umiem takie dialogi pisać xD Tak wgl, to Reg jest moim kumplem =D)
Oj za długo, za długo... Idiota (derp) Ale i tak go kocham :3 I dobrze mu tak, niech się z nim kłócą :P
Wiem, że nie masz urodzin. Ale chcę, żebyś miała dobry humor. Lubię, jak ludzie są szczęśliwi ^^
Ja rufniesz postrafjam.
~Chomik
~*~
No dobra, skopiowane xD I dodam, że mam niedobór Remusa, ale nie zwracaj na to uwagi, musisz się po prostu przyzwyczaić >.< (czekam na odpowiedź- Ja nic nie muszę! xD)
Więc pozdrawiam jeszcze raz ^^
~Chomik
Życie? No to ładnie narozrabiałaś :P.
UsuńTak Aiken stał za tobą i popchnął cię, przez co upuściłaś kanapkę. To ci drań! Tylko jak on mi z opowiadania śmiał wyskoczyć?
No ktoś tu spiskuje, ale radziłabym wynająć prywatnego detektywa (mam dziwne podejrzenie, że to robota tego, kto napisał tekst...).
Fajnie, że pamiętasz Ślizaków - strasznie dawno ostatnio użyłam tej nazwy i chyba czas to zmienić :D.
Aaa to tu była ta zmiana (widziałam pierwotny komentarz na mailu xD). No ja nie wiem, czy Reg tak łatwo dałby się omamić... wierzę, że by walczył. Napisałabym ze szlamą.
No to mi zrobiłaś humor ;)
A nieprawda! Remus będzie niedługo i to rozdział, który zapowiadałam już kiedyś tam.
AAAAAAAIKEEEEEEN... Wiedziałam xD
UsuńSherlock! Do mnie xD
Ślizaki byli mega, to i zapamiętałam ;P
No bo pisałam akurat z koleżanką, a ona jest półkrwi i jakoś tak napisałam >.< Ale jestem z mugolskiej rodziny, wybacz :3
Yaay ^^ humor zawsze mile widziany ;)
Juhu, Remus!!! <3
Dobra, kończę ten spamik (no bo się tak zrobił troszkę :D) i idę szukać jakichś ff, których jeszcze nie dopadłam ;p
Dobrej nocy, kolorowych koszmarów ^^
~Chomik
Od razu powiem, że jakoś ciężko mi uwierzyć w troskę Jamesa na temat Ciriany. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że nieźle dostała, to jego prośby by zeszła z boiska były jakieś nie na miejscu... Takie odnoszę wrażenie.
OdpowiedzUsuńSyriusz zdradził się ze swoim uczuciem, ale nie dziwię mu się, bo w końcu zemdlała mu na rękach i zaczęła krwawi. Kto by nie spanikował w takim momencie?
Gniew Jima jest jak najbardziej uzasadniony, ale mógłby się tak nie ujawniać przy Ciri, biednej i słabej. Chociaż nie, to Gryfon, oni są raczej impulsywni.
Odniosę się jeszcze na chwilę do Margarity (aż mnie boli jej imię... prawie jak margaryna xD) - jej wątek nagle zrobił się ciekawy! I nagle James zwątpił w mugoli i przyznał rację, że opóźniają czarodziei. To było takie... wow. Nie spodziewałam się tego po nim, naprawdę.
To był najdłuższy rozdział z perspektywy Jamesa? Ale ja dalej czuję niedosyt :< Why?
Pozdrawiam, Niah.
Oj no James też nie jest totalnym betonem uczuciowym - w grze jak najbardziej interesuje go sprawiedliwa rywalizacja (chociaż nie mówię, że na rękę było mu zejście Ciri).
UsuńJames nie umie się pohamować, kiedy go tak wrednie - w jego opinii - wyrolowano, a że Ciri tam leży... niech se leży, nikt jej wstawać nie każe :P.
Imię wpadło przez przypadek (największą katorgą jest nadawanie imion!). Zapewniam, że teraz to jeszcze nic i porządna akcja z Ritą jeszcze będzie i chyba wszystkich zaskoczę.
Bo czytasz za szybko! :P
Pozdrawiam ;)
Beton uczuciowy - będę to pamiętać chyba do końca życia. Bardzo trafne określenie xD
UsuńNobtak, temu maniakowi Quidditcha chodzi tylko o jak najlepszą grę. Jak mogłam tego nie zauważyć? Dobrze, że Syriusz nie gra w Quidditcha, bo on by dostał zawału i spadłby z miotły z wrażenia, że Ciri miała wypadek.
Ale szkoda, że Reg się namęczył, by złapać znicz i nie zaliczyli im punktów :<
By wymyślić dobre, oryginalne imię, należy puścić kota na klawiaturę, ewentualnie zacząć pisać imiona od tyłu, jak Daniel -> Leinad czy coś w ten deseń. Ja zazwyczaj wpisuję w google "oryginalne imiona dla dziecka" i szukam.
Nie czytam za szybko! Wypraszam sobie ;P
Pozdrawiam, Niah.
Fajne, chociaż nie moje - skądś je podłapałam, ale nie wiem skąd.
UsuńTak, dokładnie, James ma w głowie tylko kilka rzeczy :P Może serce Syriusza jakoś by wytrzymało, przecież nie jest aż tak spracowane.
Bo to wszystko wina Lestrange'a!
Teraz to już po akcji, bo najwięcej mam problemów, gdy trzeba nazwać kilka postaci (czyli na stracie opka). Ale pomysł z kotem muszę wykorzystać :D
Jak nie jak tak? :P
Po prostu James szanuje swój dysk twardy i nie zarzuca go głupotami.
UsuńSyriusz rzadko się w kimś zakochuje tak na serio-serio. Bo kto by liczył te liczne, pomniejsze romanse...
Co on sobie wyobraża! Trzeba go oklepać >:(
Ja też miałam nie mały problem, jak trzeba było zrezygnować z Averych i Greengrassów, na rzecz Lucasa i Kaiusa oraz Harmies. Właściwie, nie mam pojęcia jak wymyśliłam imię Harmies, ale wyjątkowo mi się podoba.
Oj tam, oj tam.
Pozdrawiam, Niah.
Wygodnicki ten Jim, prawda? I właśnie dlatego sprawia tyle problemów.
UsuńNa pewno nie ja!
Ślizgoni już się tym zajmują, znaczy zajmą się, bo w przyszłym rozdziale trza się cofnąć.
Harmies kojarzy mi się z Hermioną, więc może kombinowałaś z jej imieniem?
Hehe, wygrałam! :D
Problematyczny Jim jest... problematyczny ._. Tego inaczej nie da się określić.
Usuńnie kojarzę ustawienia tego, kto jest następny w kolejce do rozdziału, ale coś mi się wydaje, że Glizdek. Chociaż może nie... @.@
Myślałam raczej nad Harmonią, ale stwierdziłam, że to byłoby już chamskie, gdyby wszyscy czystokrwiści tak krzywdzili swoje dzieci xD
Pozdrawiam, Niah.
W zasadzie to ustawienia nie ma, bo idą tak, jak mi narracja pasuje, ale to nie Peter będzie następny (niedawno miał swoją chwilę). Glizdek nawet mi nie pasuje w następnym rozdziale :P.
UsuńNo Harmonia jest be i jakoś za bardzo przypomina mi jakby ktoś wzywał nim do pokoju...
O kurczę. Tego się nie spodziewałam. Myślałam, że po wygranym meczu Gryfoni będą balować do samego rana w pokoju wspólnym, a James i Syriusz będą głównymi organizatorami tej imprezy. A tu takie coś. No jestem w szoku.
OdpowiedzUsuńWiadomo było, że James w końcu dowie się o związku Syriusza z Ciri, ale myślałam, że Black powie o tym przyjacielowi osobiście. A tak, wyszło bardzo nie fajnie w stosunku do Pottera. W końcu, jak to sam James zauważył, on dzielił się z Syriuszem wszystkimi swoimi przemyśleniami i uczuciami, a Black nie był w stanie zaufać Jamesowi na tyle, by zwierzyć mu się ze swoich uczuć.
Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się ta scena. Czy James od razu wyjdzie ze Skrzydła Szpitalnego, czy może wywiąże się spokojna rozmowa, a może Potter wybuchnie złością, a Black nie będzie mu dłużny i zaczną się kłócić?
Jest tyle wersji i sama nie wiem, która z nich jest najbardziej prawdopodobna, dlatego mam nadzieję, że już niedługo, w następnym rozdziale, wszystko nam wyjaśnisz.
Pozdrawiam serdecznie,
Cathleen.
Balowanie jest nudne, kto tam by to opisywał? xD
UsuńBo Syriusz nigdy nie był specjalnie otwarty, no i za bardzo bał się reakcji Jamesa (Black wcale nie jest aż tak odważny, jak chciałby być).
Akurat te sceny mam już opisane i powiedziałabym, że będzie to coś pośredniego z opcji, jakie wypisałaś.
Pozdrawiam ;)
AIIIKEEEEN!
OdpowiedzUsuń*bierze własna listę charakterów i wykreśla centaura, olbrzyma i Grindenwalda*
Nie wykreślaj Grindelwalda! A nóż widelec to on!
UsuńCzyli nie zaprzeczasz?!
UsuńNie, niczemu nie zaprzeczam. (Temu, że to przebrany Dumbledore też nie xD)
UsuńA może to ty!? W innym komentarzu już wysunęłam śmiałą hipotezę, iż A. to skrót od Aiken!
OdpowiedzUsuńI co, odkryłam twoją sekretną tożsamość, icoterazzrobisz!
No jak to co? Wymyślę sobie nową tożsamość i będę iść w zaparte, że wcale nie byłam Aikenem (oraz zmienię literkę tak dla niepoznaki ^^).
UsuńNie wydam twojego sekretu światu, jak mi powiesz mi kim jesteś, Aiken! Taki sobie mały szantażyk obmyśliłam.
UsuńEee chyba wolę wymyślić nowy nick (nie dam się szantażować, o!).
UsuńTak się zastanawiam czy Potter jest naprawdę tak nierozumny, czy tylko udaje ;D. Co jest złego w smrodzie? No co? JA rozumiem, niektórzy lubią. Taki Snape np. pewnie lubi, więc mu raczej nie przeszkadza. Cóż Syriusz jest odważny, ale hm... on ma teraz chyba 15 lat. Nie wiem czy już miał jakąś swoją miłość, chyba nie. Jednak skoro śmiali się z zalotów Jamesa, to myślę, że sam bał się powiedzieć, bo teraz Potter będzie odgrywał się na nim. Poza tym dziewczyna jest Ślizgonką i faktycznie mogli tego nie zrozumieć. James pewnie wziął to za zdradę, że tamci wiedzą, a oni nie. Jednak Syriusz sam im tego nie powiedział. Chociaż nie bał się jej złapać i zawołać o pomoc, a potem z nią poszedł do szpitala. To coś znaczyło. Nie wiem czy nie czując nic do niej, zrobiłby to samo, zwłaszcza jeżeli nie lubiłby kogoś. Może zawołałby o pomoc, ale na pewno nie poszedł za nią. A ja się już bałam, że Slytherin wygra. Jednak, co to za zwycięstwo, jeżeli ktoś z tamtej drużyny poniósł straty i większość zajęła się tym niż wiwatami. A przynajmniej James sprawiał wrażenie, jakby nie był do końca usatysfakcjonowany, bo nie dali dokończyć, aby ogłoszono prawidłowy wynik. Hm a może Aiken jest wampirem? W ogóle w Hogwarcie chyba nie było wampirów, ale nie wiem... xD Co do świata czarodziejów i mugoli. Myślę, że każdy ma coś na sumieniu i teoretycznie czarodzieje są wyżej, bo mają moc, ale jest ich mniej i muszą żyć na specjalnych warunkach mugoli. Pamiętam, że kamień filozoficzny dawał nieśmiertelność. Chyba... ale czy do końca? No nie wiem. Aczkolwiek nauczyciel troszkę jest podejrzany. Zła sława OPCM. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńJames naprawdę taki jest ^^. Pierwszą miłością Syriusza jest Ciri. Masz rację Syriusz nie interesowałby się aż tak jakimkolwiek kontuzjowanym zawodnikiem, jeżeli by mu na nim nie zależało, a James to ślepak i nie zauważył tego.
UsuńNo Jamesowi nie do końca odpowiada takie zwycięstwo, bo wie, że Ciri nie grała na full. Ponieważ Potter to ścigający ciągle rywalizuje z innymi ścigającymi, a Ciri jest jego największym przeciwnikiem.
Nie zdradzę, kim jest Aiken - muszę wytrzymać jeszcze tylko trochę i, cholewka, dam radę! W HP pojawił się jeden wampir na przyjęciu u Slughorna w 6 tomie. Tak, kamień filozoficzny daje nieśmiertelność (patrz Nicolas Flamel).
Pozdrawiam :)