niedziela, 15 lutego 2015

32 Faul

Noc Duchów, która odbyła się niemal dwa tygodnie temu, sprowadziła na Huncwotów gniew nie tylko McGonagall, ale również innych nauczycieli. Z jakiegoś bliżej nieznanego Jamesowi powodu uznali, że Huncwoci narazili zdrowie oraz życie uczniów. W dodatku wspaniałe wzbogacone łajnobomby, jakie zdetonowali w łazience Ślizgonów, nie pomogły ani krztynę. Smród, który wyzwoliła detonacja specjalnych ładunków, był nie do wytrzymania, a w dodatku nikt już nie chciał wchodzić do łazienki w podziemiach. Co gorsza, odór wydostawał się z pomieszczenia, a paskudny zapach zgniłych jaj unosił się w całych lochach, docierając tak do pokoju wspólnego Slytherinu jak do gabinetu Slughorna. Najgorsze było jednak to, że wytrzymanie na lekcjach eliksirów stało się sportem ekstremalnym.
W dodatku wielu uczniów wydawało się mieć za złe Huncwotom zapewnienie tak przedniej zabawy, czego James szczerze nie potrafił zrozumieć. Próbując znaleźć odpowiedź, podczas obiadu zapytał Corviego Meadowsa, skąd tak wielkie niezadowolenie hogwartczyków.
– Życie jest wszystkim całkiem miłe i naprawdę nikt nie ma ochoty spłonąć żywcem – sarkastycznie odpowiedział Corvi. – Poza tym te chochliki były nie do zniesienia, wiesz, że kilku osobom połamały różdżki? A smród w klasie eliksirów nie jest ulubionym zapachem nikogo, zapewniam.
Ostatni argument wydawał się Jamesowi nie do końca trafiony. Potter miał dziwne wrażenie, że Slughorn jakoś radził sobie z odorem, bo podczas zajęć dalej zajadał swoje ulubione kandyzowane ananasy, czego nie robiłby, gdyby czuł unoszący się wokół siarko podobny zapach. W takim razie Ślimak musiał wygrać z fetorem, choć nie zamierzał w żaden sposób ulżyć uczniom. James miał wszelkie powody, żeby wietrzyć spisek.
– Mówię wam, że Slughorn jakoś zwalczył naszą super łajnobombę – powiedział Potter, gdy Huncwoci zmierzali na lekcję obrony przed czarną magią.
– Albo po prostu stracił węch i ma z nas ubaw – zadrwił Syriusz.
– Jeżeli zna sposób na poradzenie sobie z tym smrodem, mógłby coś zrobić – jęknął Peter.
– Przecież sam poszedłeś z Syriuszem i odpaliłeś łajnobomby – wytknął mu James. – Nagle zacząłeś współczuć Ślizgonom?
– Nie, ale kuchnia mieści się blisko lochów – burknął Peter, czerwieniejąc.
Syriusz i James wybuchnęli śmiechem na cały korytarz.
Wreszcie znaleźli się pod salą obrony przed czarną magią, gdzie stała już większa część rocznika Huncwotów oraz, co gorsza, Ślizgonów. Margarita Reverte znajdowała się tuż przy drzwiach, a koło niej wdzięcznie opierał się o ścianę Evan Rosier, szepcząc cos do ucha koleżance. James skrzywił się z obrzydzenia. Pamiętał, że Rosier towarzyszył Margaricie również wtedy, w pociągu, gdy obraziła Syriusza, i później podczas pojedynku.
– Hej, Syriusz, nie masz ochoty na mały rewanż? – zapytał zaczepnie Potter, wskazując skinieniem Rosiera i Reverte.
Black uśmiechnął się przekornie i obaj z Jamesem podeszli do pary. Rosier nie zwrócił na nich uwagi, całkowicie zaabsorbowany amorami, jednak Rita natychmiast wychwyciła, że ktoś się zbliżał. Reverte bez ceregieli odepchnęła od siebie Evana Rosiera, wpatrując się zadziornie w dwóch Huncwotów.
– Czyżby mało ci było po ostatnim? – zakpiła Rita, wpatrując się w Syriusza. – A może lubisz dostawać lanie, co?
– Nie bądź śmieszna – parsknął Black. – Zwyczajnie ty i twój kochaś obrzydzacie mi widoki.
– No, Syriusz ma niestety rację – poparł przyjaciela James. – Zaraz zaczniecie się tu ślinić i jeszcze coś pocieknie wam na podłogę, a nikt nie ma ochotę w to wdepnąć.
– Bo przecież po sobie nie posprzątacie, nie? – zapytał retorycznie Syriusz, sięgając po różdżkę i obracając ją w palcach dla zabawy.
– Grozisz mi, Black? – wysyczała Margarita, zaciskając usta w cienką kreskę. – Myślisz, że będę się bała ciebie? Nie twoja sprawa gdzie i z kim coś robię.
– Nie moja, ale kiedy robisz to tuż przede mną, jest mi jakoś niedobrze.
– Szkoda, ale mam gdzieś twoje samopoczucie.
– Spadaj stąd, Black – warknął Rosier. – Chyba że chcesz wpakować się w kłopoty, co?
Syriusz uśmiechnął się krzywo, a James w pogotowiu trzymał rękę na różdżce. Kątem oka Potter zauważył, że Remus przypatruje się im uważnie i w razie czego gotów byłby wkroczyć. Peter stał z boku, krzywiąc się i nie mając zamiaru zaangażować w sprzeczkę. Jamesa zdziwiło takie zachowanie Pettigrewa, jednak zaraz musiał skupić się na tym, co działo się przed nim.
– Och, widzę, że nie mogliście się mnie doczekać – powiedział zmęczonym głosem Aiken.
Uczniowie spuścili ręce z różdżek. W obecności nauczyciela nikt nie śmiałby się pojedynkować.
– Cóż to za zgromadzenie? – zainteresował się Aiken. – Czy wydarzyło się coś, o czym powinienem wiedzieć?
– Ależ skąd – odpowiedziała przymilnie Rita. – Po prostu mała różnica zdań.
Aiken zmarszczył brwi, przypatrując się Margaricie Reverte. Wydawało się, że coś doda, jednak zamiast tego westchnął tylko, wpuszczając uczniów do sali. Znów miał wyraźne problemy z poruszaniem się, zbladł jeszcze bardziej – o ile tylko wciąż było to możliwe – i brał oddech przez usta, jakby potrzebował więcej tlenu. Podczas zajęć co chwila przerywał, aż wreszcie dał sobie spokój i nakazał im przeczytać informacje z podręcznika. W tym czasie Aiken postawił na katedrze kubek, machnął nad nim różdżką kilka razy, a potem w pokoju uniósł się charakterystyczny zapach czosnku. Nauczyciel skrzywił się i jednym haustem wypił zawartość naczynia.
– Skończyliście? – zapytał wreszcie Charles Aiken, a jego głos miał jakby więcej wigoru.
Po sali rozeszły się ochocze pomrukiwania. Aiken najczęściej sam prowadził wykład, starając się możliwie przystępnie przekazać wiedzę. Czytanie suchych opisów nikogo nie pociągało, toteż uczniowie podnieśli głowy z nadzieją. Aiken niemal nigdy nie prezentował czarów, o jakich nauczał, ale pierwsza osoba, która wykonywała poprawnie zaklęcie, zawsze otrzymywała dziesięć punktów. Natomiast Aiken przechadzał się po klasie, poprawiał wymowę zaklęć, ułożenie nadgarstków, mówił, jaki ruch należy wykonać, aby osiągnąć najlepszy efekt. A czasami potrafił zajść ucznia od tyłu i położyć rękę na barku, żeby pochwalić, co niemal wszystkich dekoncentrowało. Miał zwyczaj powtarzać, że uroki, jakie ćwiczą, będą musieli potrafić zastosować w czasie, gdy znajdą się w niebezpieczeństwie, więc powinni szkolić również opanowanie.
– Dobrze, więc niech się dowiem, co też zapamiętaliście. – Aiken uśmiechnął się dobrotliwie, składając głowę na splecionych palcach obu rąk.
Po klasie rozeszło się ponure buczenie.
– Powiedzmy, że za każde pytanie, na które odpowiecie poprawnie, otrzymacie pięć punktów – postarał się ich pocieszyć. – Za błędną odpowiedź nie będę karał, więc nie macie czego się obawiać. Schowajcie podręczniki i pozostałe pomoce naukowe – poprosił, a po chwili rozległo się szuranie towarzyszące chowaniu książek. – Dobrze, sądzę, że możemy zaczynać. Pytanie pierwsze brzmi: Co najlepiej zrobić, gdyby, przebywając pod wodą, chciało się otworzyć kufer?
– Rzucić zaklęcie Alohomora! – wyrwała się do odpowiedzi Alex Wilson.
– Całkiem dobry pomysł – przyznał Aiken – ale jak masz zamiar wypowiedzieć zaklęcie pod wodą?
Alex zaczerwieniła się, a po klasie rozszedł się chichot. Jednak Aiken pochwalił dziewczynę, po czym upomniał resztę uczniów, by również spróbowali znaleźć rozwiązanie. Później James już nie słuchał, stwierdziwszy, że zdobywanie punktów na zajęciach nie jest wystarczająco interesujące. Zamiast tego spojrzał na przyjaciół, zamyślił się, aż wreszcie powiedział:
– Wydaje mi się, że powinniśmy mieć jakiś pseudonimy.
– Co? – zapytał Peter, który przysnął.
– Nic, Pete, Jamesowi zebrało się na żarty – odparł Syriusz, odchylając się na krześle.
– Przecież lubisz być w centrum uwagi, więc po co ci jakiś pseudonim? – zainteresował się Remus, który na lekcjach Aikena zawzięcie milczał.
– Bo to fajne – odpowiedział Potter z wyrazem szczerego zdezorientowania. – Co wam szkodzi? Syriusz? Mógłbyś być Gwiazdką…
– A chcesz zobaczyć gwiazdy? – sarknął Syriusz, pokazując Jamesowi zaciśniętą pod ławką pięść.
– Dobra, dobra, może być coś innego, skoro ci się nie podoba. A Peter mógłby być Łasuchem, no Peter, chociaż ty weź moją stronę.
Jednak Peter spojrzał na Jamesa z niezrozumieniem, po czym postanowił spać dalej. Potter prychnął i skrzyżował ręce na piersi, spuszczając przy tym głowę nisko. Syriusz przez chwilę przyglądał się przyjacielowi, aż wreszcie westchnął i, poddawszy się, powiedział:
– Skoro już musisz mieć te ksywki, niech ci będzie. Ale lepiej, żeby to było coś porządnego, a nie jakieś gwiazdki.
– Zaklęcie nieśmiertelności! – krzyknął ktoś przeraźliwie głośno w odpowiedzi na pytanie Aikena, którego Potter nie usłyszał.
James wyszczerzył się usatysfakcjonowany. Jednak nim zdążył zaproponować kolejne pseudonimy, w klasie zapadła dziwna cisza. Zdziwiony Potter rozglądał się przez chwilę, szukając powodu, dla którego wszyscy tak nagle zamilkli. Przypomniała mu się ostatnia rozmowa z Prawie Bezgłowym Nickiem i spojrzał na Aikena. Nauczyciel stał za katedrą – co prawda mocno podpierając się o blat, ale jednak stał – świdrując kogoś wzrokiem. Na jego twarzy odmalowała się wściekłość – usta wykrzywiły się w wyrazie dogłębnego obrzydzenia, brwi zbiegły, tworząc sieć zmarszczek, a z przygryzionej wargi spłynęła kropla krwi. James jeszcze nigdy nie widział takiej furii u jakiegokolwiek z nauczycieli, a już na pewno nie spodziewałby się czegoś takiego po Aikenie, który jawił się spokojnym, wyważonym człowiekiem.
– Nigdy więcej o tym nie wspominaj. Nigdy – powiedział wreszcie Aiken, a jego głos drżał od tłumionego gniewu.
– Ale przecież to też sposób na radzenie sobie z ranami, na zapobieżenie im – mówiła Rita Reverte, która właśnie wstała. – Przecież istnieją możliwości…
– Zamilcz – charknął Aiken, zaciskając dłonie na brzegu katedry, żeby powstrzymać ich dygotanie. – Nie ma sposobu na nieśmiertelność, coś takiego nie istnieje.
– Czytałam artykuł, w którym napisano, że Galen Realgar był o krok od znalezienia metody, ale został zamordowany…
– To kłamstwo – odpowiedział Aiken, nieco się opanowując. – Nieśmiertelność nie jest dla ludzi. Pisana im śmierć i tak powinno pozostać.
– Ale to niesprawiedliwe! – wykrzyknęła niezrażona Rita. – Dlaczego ministerstwo blokuje w ten sposób informacje? Przecież czarodzieje mogliby się rozwijać. To przez mugoli, prawda?
– Nie. – Aiken westchnął, wyglądał na bardziej zmęczonego niż na początku lekcji, a jego głos stał się przerażająco cichy. – Nie, to nie wina mugoli. To przez czarodziejów, przez to, co ze sobą robią. Śmierć jest elementem życia, pewnikiem, do którego dążą ludzie i nie ma w tym nic złego, więc nie istnieje powód, aby walczyć z czymś, co sprawia, że żyjemy. Byłoby to wręcz absurdem.
– Ale to niesprawiedliwie! Dlaczego dobrzy czarodzieje umierają, a źli mugole żyją?! – Margarita uderzyła pięścią w stolik, tak że się zatrząsł. – Czemu ci parszywi mugole kradną nasze serca, a potem wyrzucają, jakby nic się nie stało? Nikt ich nie każe za to, co robią czarodziejom, więc czemu my mamy odpowiadać za używanie czarów na nich? To nie fair.
Aiken ciężko usiadł, aż krzesło pod nim przeraźliwie zaskrzypiało. Gdzieś zniknął cały gniew, który jeszcze przed chwilą w nim buzował, James odniósł nawet wrażenie, że nauczyciel coś zrozumiał, choć nie mógł domyślić się, o co może chodzić.
– Nie wiem, co zrobili ci mugole, nie wiem, kogo straciłaś, nie wiem, dlaczego z taką pasją domagasz się ukarania kogoś, ale to nie miejsce na takie rzeczy – powiedział Aiken z żalem. – Przykro mi… Zgłoś się do mnie po lekcji, otrzymasz wytyczne dotyczące szlabanu. Wówczas porozmawiamy, o tym, co zaszło.
James spoglądał to na nauczyciela, to na Reverte całkowicie zdziwiony. Nigdy nie spodziewał się, że jakikolwiek uczeń poruszy na lekcji negatywny wpływ mugoli na czarodziejów. Wiedział, że ruchy antymugolskie ostatnimi czasy rosły w siłę, ojciec niepokoił się tym już od ładnych kilku lat, ale to, co działo się obecnie… James nie potrafił całkowicie odmówić racji tym, którzy zarzucali mugolom, że ograniczają czarodziejów. Świat magii i ten jej pozbawiony nieustannie musiały się stykać, lecz zawsze to magowie byli tymi, którzy ponosili ofiarę, dostosowywali się do niemagicznych. Stąd brały się niezadowolenie i złość. Czasami James zastanawiał się również, czy – gdyby wreszcie pozwolić czarodziejom prowadzić wszystkie eksperymenty – udałoby się powstrzymać śmierć, uczynić świat lepszym. Na Potterze zawsze ciążyła świadomość, że jego rodzice nie są młodzi, że pewnego dnia przyjdzie mu ich pożegnać. A przecież państwo Potter to dobrzy ludzie, świat powinien składać się właśnie z takich jednostek, więc czemu musieli umrzeć? Czemu nie można było wynaleźć lekarstwa? Dlaczego Aiken tak się rozzłościł, choć Reverte w pewnym stopniu miała rację?
Zadzwonił dzwonek i Huncwoci wyszli w zaskakującej ciszy. Nikt już nic nie powiedział przez ostatnie minuty lekcji. Opuszczając klasę, James zauważył, jak Margarita ze skwaszoną miną podchodzi do katedry, przy której siedział Aiken. Nie wiedzieć czemu widok tej dobrotliwej, wycieńczonej twarzy belfra zirytował go. Potter potrząsnął głową, odpędzając od siebie złe myśli.
~*~
Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany przez Jamesa mecz quidditcha. Podczas treningów drużyna wypadła obiecująco i poważnie mogli rozważać walkę nawet o pierwsze miejsce w Pucharze Domów. Wygrana ze Slytherinem była najbardziej pożądaną spośród wszystkich meczy, jakie mieli rozegrać. Ślizgoni od dwóch lat przetrzymywali puchar i James miał ogromną ochotę wreszcie położyć na nim dłonie. W dodatku w tym roku doszło do zmiany obrońcy domu węża, tę rolę przejął Gerold Millis. Nikt go jeszcze nie widział w akcji, jednak Syriuszowi udało się wyciągnąć od brata, że chłopak spisuje się świetnie na miotle i trudno będzie go pokonać. Potter nie był przekonany co do aż tak pozytywnej opinii na temat gry Millisa i uważał, że młodszy Black przekoloryzował.
– Musicie tylko zagrać swoje, a wygramy – kończył swoją pierwszą przemowę James Potter. – Nieważne, co stało się rok temu, teraz jesteśmy silniejsi, a Merlin i Morgana nam dopomogą.
– Masz krzywo kapitańską odznakę – wytknął któryś z bliźniaków Lewis, James nigdy ich nie odróżniał.
– No, popraw ją, bo narobisz nam wstydu – dodał drugi.
Potter pośpiesznie sięgnął koszulki, ale okazało się, że drużyna właśnie z niego zażartowała. Wcale nie uznał tego za śmieszne i skrzywił się, spoglądając na kompanów karcąco.
– Spinasz się bardziej niż Effie, a to jej pierwszy mecz – jęknął ponownie któryś z Lewisów.
– Mają rację, James – powiedziała Gisela von Schiller i poklepała Pottera po ramieniu. – Weź się w garść, z takim kapitanem na pewno wygramy.
– No! Musimy, w końcu to mój ostatni rok w Hogwarcie, nie mogę odejść, gdy Ślizgoni mają Puchar Domów – zironizował Sturgis Podmore. – Chyba musiałbym zostać tu rok dłużej…
– Dobra, dotarło! – James chwycił swoją miotłę, patrząc po drużynie. – Moja przemowa była do kitu, następna będzie lepsza, a teraz idźmy już skopać tyłki Ślizgonom.
– O, i takiego kapitana to ja rozumiem! – ucieszył się Sturgis.
Gdy tylko pojawili się na boisku, sektor udekorowany czerwienią przywitał ich gorącym aplauzem. Naprzeciw stali już Ślizgoni, a obok pani Hootch leżało pudełko z piłkami. Tradycyjnie, nim zaczęli grać, kapitanowie wymienili uściski dłoni. Dla Jamesa była to nowość, ale nie spodziewał się, że dziewczyna może mieć aż tyle siły w rękach – Dorada Meadowes niemal zmiażdżyła Potterowi palce! Wreszcie wsiedli na miotły, znicz oraz tłuczki zostały puszczone w ruch, a kafel powędrował wysoko w powietrze.
James uwielbiał latać, czuć adrenalinę oraz szaleńczy pęd powietrza, chłostający twarz oraz łopoczący szatami. Gdy tylko wzlatywał coraz wyżej i wyżej, gdy podawał swoim, mylił przeciwników, gdy udawało mu się wyłuskać kafla z rąk rywali, znajdował się w swoim żywiole. Wtedy nie liczyły się niepowodzenia, nieudane żarty, karcące spojrzenia Remusa, wobec których było mu tak wstyd, ani nawet kolejne zbłaźnienie się przed Lily. W głowie miał tylko wyuczone manewry, a cała uwaga zostawała skupiona na grze, na tym, jak pokonać wroga. Gdy grali ze Ślizgonami, wspaniałe uczucie współzawodnictwa wydawało się jeszcze potężniejsze. James zajmował pozycję ścigającego, a Slytherin posiadał najlepszych, natomiast rywalizacja z Cirianą stanowiła prawdziwy zaszczyt – choć Potter nigdy by tego nie przyznał, pozostawał na to zbyt dumny.
– Kafla przejęli Gryfoni! – wykrzyknęła Mabel Offish, Puchonka, która od kilku lat komentowała mecze. – Fenwick, Potter, Fenwick, podanie do von Schiller iii…
Gisela przechwyciła piłkę z łatwością, Ślizgoni znajdowali się w defensywie, a sekwencję wspaniałych podań miała zakończyć bramka. Millis był całkowicie źle ustawiony, więc nie miał szans na obronę, jednak nim kafel doleciał do prawej pętli, został zbity przez Sarina Avery’ego. James nie mógł uwierzyć w szczęście Ślizgonów.
Szlag!, zaklął w myślach, jak to możliwe, że zachował zimną krew i zrobił coś takiego bez ćwiczeń?
Strąconą z toru piłkę, którą wyhamowało uderzenie tłuczka, z łatwością przechwyciła Ciriana. Gryfoni cofnęli się natychmiast do obrony, zgodnie z opracowaną strategią. Ciri podała do siostry, a Dorada odrzuciła kafla do Izabeli, Jamesowi niemal udało się go przechwycić, jednak Izabela Reverte w ostatniej chwili rzuciła do Ciriany.
– Meadowes leci wprost na pętle Gryfonów, Podmore szykuje się do obrony… GOOOL! Wspaniała zmyłka nie dała praktycznie żadnych szans na zatrzymanie tego strzału. Pierwsze punkty dla Slytherinu!
James mało nie zaklął wyjątkowo szpetnie. Gdyby tylko udało mu się przejąć odpowiednio wcześnie kafla… Potrząsnął głową, odganiając niechciane myśli, wiedział, że jak najszybciej trzeba zdobyć bramkę kontaktową.
Wznowiono grę, Gisela przerzuciła piłkę do Jamesa znajdującego się po drugiej stronie boiska. Potter wykonał zmyłkę, a następnie odrzucił do Benia Fenwicka, który po pięknym wirażu podał do Jamesa, jednak kafel przechwyciła Ciriana najwyraźniej przejrzawszy ich strategię. Ciri Meadowes była najbardziej wysunięta spośród wszystkich graczy Slytherinu, więc ruszyła w samotnej szarży w kierunku bramki Gryfonów. James przylgnął do trzonka miotły, starając się za wszelką cenę dognać do Ślizgonki. Pierwszy tłuczek minął Ciri o włos, następny został strącony przez niewiarygodnie skutecznego Avery’ego, jednak tuż przed rzutem któremuś z braci Lewis dosłownie w ostatniej chwili udało się zawrócić jeden z tłuczków. Impet uderzenia zdmuchnął Cirianę z miotły, a niepoprawnie rzucony kafel przechwycił Sturgis.
Avery poleciał na złamanie karku i tylko cudem udało mi się złapać Ciri. Jej miotła zatrzymała się tuż nad ziemią, jakby oczekując, że zaraz ktoś na nią wsiądzie. James przestraszył się nie na żarty, nigdy nie widział, żeby Ciriana spadła z miotły – do tej pory głównym celem pałkarzy w meczach była ochrona ścigających, dziś Avery nieustannie pozostawał z tyłu. Dopiero teraz do Pottera dotarło, że Slytherin musiał mieć naprawdę kiepskiego obrońcę, skoro jeden z pałkarzy pozostał na tyłach, żeby w razie czego móc szybciej zareagować.
Pani Hootch podeszła pośpiesznie, by sprawdzić, w jakim stanie znajduje się Meadowes. Jednak Ciriana z niewielką pomocą Avery’ego wstała po chwili. Przedramieniem zasłaniała brzuch, który musiał potwornie boleć po tak paskudnym uderzeniu, lecz dziewczyna trzymała się dzielnie. Pani Hootch chciała odesłać Ciri do skrzydła szpitalnego, ale Ciriana stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby. Mimo to James nie był co do tego pewny.
– Lepiej, żeby pani Cavani cię zobaczyła – powiedział do Meadowes. – To naprawdę nie wyglądało najlepiej, możliwe, że teraz nie boli, ale później…
– Poradzę sobie – warknęła, a jej głos dziwnie zadrżał. – Nie dam wam wygrać.
Potter nie powiedział nic więcej, lecz widział, jak Ślizgoni zgromadzili się wokół Ciri i zawzięcie coś szeptali, a później wymownie spojrzeli na Regulusa.
Aha, najwyraźniej będą chcieli postawić wszystko na szukającego!, pomyślał James.
Gra została wznowiona. Ślizgoni utrzymywali się przy kaflu, Dorada strzeliła dwa gole, natomiast próba Izabeli została obroniona. Ciriana ograniczała się głównie do zmyłek i wiraży, które budziły wrażenie, jednak nie próbowała strzelić ani razu. Millis zupełnie nie potrafił się odpowiednio ustawić do obrony, a trzy kafle wpadły do trzech pętli. Avery i Lestrange chwycili mocno za pałki i siali postrach, nieustannie odbijając między sobą tłuczki.
– Znicz! – wykrzyknęła Mabel – Black dostrzegł złotego znicza i pędzi w jego stronę!
Potter nie zwrócił na to uwagi, pod pachą ściskał kafla, wyminął śmigający na niego tłuczek, zadrwił ze śmiesznej obrony Millisa i strzelił. Kontra Ślizgonów zakończyła się kolejną bramką, nad głowami szaleńczo świstały tłuczki, a w ciągu kilku sekund do bramki Slytherinu wpadły kolejne dwa gole. Jamesa w całości pochłonął mecz; wygrywali! Jeżeli do końca uda im się utrzymać taką formę, mają wszelkie szanse na zwycięstwo. Ślizgoni na trybunach zamarli, tłuczki przestały tak zawzięcie przelatywać nad głowami ścigających, do bramki Ślizgonów wpadły kolejne trzy strzały, a Millis zaklął szpetnie i wrzasnął do jednego ze swojej drużyny, jednak James nie zwrócił na to uwagi.
Wtem ponownie Mabel wykrzyknęła, że pojawił się znicz, a Potter znów nie oderwał wzroku od kafla. Wyrwał go Cirianie, która dziwnie łatwo puściła piłkę. James bezbłędnie trafił w środkową obręcz, aż zadzwoniło. Wyciągnął ręce w geście triumfu i już leciał, by wznowić grę.
– KOONIEC! Slytherin wygrywa dwieście dwadzieścia do stu! – wykrzyknęła Mabel. – Regulus Black złapał znicza, zapewniając swojej drużynie zwycięstwo!
James Potter zatrzymał się, spoglądając z niedowierzeniem na tablicę wyników.
To już? Tak szybko…
Opanowało go niesamowite poczucie zawodu. Tak liczył na zwycięstwo, zabrakło tych kilku bramek, aby wyrobić przewagę, wobec której nawet złapanie znicza nic by nie zmieniło. Wylądował na boisku, gdzie pani Hootch i Rabastan Lestrange prowadzili ostrą wymianę zdań.
– Pani chyba żartuje! – warknął Lestrange. – To niesprawiedliwe, mecz się skończył, nie może pani…
– Jestem sędzią i nie tylko mogę, ale jest to mój obowiązek. Mecz zostaje zakończony przez złapanie znicza, to prawda, jednak punkty nie zostaną wam przyznane.
– To śmieszne! – wykrzyknęła Dorada Meadowes. – Za zdobycie znicza należy nam się sto osiemdziesiąt punktów…
– Rabastan Lestrange dokonał absolutnie nieprzepisowego chwycenia za szatę szukającej Gryffindoru, co bezpośrednio przełożyło się na wynik meczu. W związku z tym punkty za schwytanie znicza nie zostaną przyznane nikomu, co jest jedyną sprawiedliwą decyzją.
Na boisku pojawiali się pierwsi uczniowie, James dostrzegł przyjaciół, jednak najpierw musiał usłyszeć to z ust pani Hootch. Bilans punktów został już cofnięty, co oznaczało wygraną Gryffindoru.
– Moja decyzja jest ostateczna, Gryfoni wyg…
– Pomocy! – krzyknął ktoś przeraźliwie.
James wściekł się, że ktoś przerwał pani Hootch. Potrzebował, żeby dokończyła, musiał usłyszeć, że wygrał ze Ślizgonami, że pokonał ich niebywałych ścigających. Dlaczego teraz ktoś wrzeszczał? Nie mógł wstrzymać się jeszcze chwili? Potter odwrócił się, mając zamiar nawymyślać temu, kto krzyczał i zamarł.
Syriusz wyglądał na przerażonego, a z jego oczu zionął strach. Na rękach trzymał Cirianę Meadowes, która zwiesiła się bez życia blada jak trup. Z kącika jej ust spływała strużka krwi, a na czole perliły się krople potu. Pani Hootch przepchała się natychmiast do nich, nachyliła nad nieprzytomną dziewczyną i kazała rozstąpić się torującym drogę do wyjścia. Syriusz poszedł za nią, nie oglądając się za siebie.
Kibice Gryfonów, jacy wciąż znajdowali się z dala od murawy boiska, wiwatowali. Niedowierzanie ogarnęło Ślizgonów, którym okrzyki pełne radości zamarły na ustach. Drużyna Slytherinu zniknęła, nikt nie pozostał na boisku, Mabel krzyczała, że w wyniku faulu Lestrange’a Gryffindor wygrał. Tymczasem James nie potrafił się cieszyć, zamarł z pretensją i niedowierzaniem. Ktoś chwycił jego dłoń i podniósł wysoko w górę, wzięli go na barki, niosąc w kierunku zamku, ciesząc się i gratulując. Usłyszał, jak ktoś pytał, co stało się ze ścigającą Slytherinu, jednak pytanie utonęło w rzece wiwatów.
Nie tak miało być, jęknął James w myślach. Wszystko jest tak strasznie nie tak…
~*~
Syriusz nie wrócił aż do późnego wieczora, co zaniepokoiło Jamesa. Wymknął się spośród świętujących Gryfonów, zabrał pelerynę-niewidkę i poszedł w kierunku skrzydła szpitalnego. Liczył, że uda mu się przemknąć niezauważenie, ponieważ nie miał ochoty używać tajnego przejścia przy portrecie Bonhama.
Gdy znalazł się na pierwszym piętrze, zauważył grupkę Ślizgonów wychodzących z korytarza wiodącego do skrzydła szpitalnego. Bez problemu rozpoznał w nich drużynę Slytherinu, bo wciąż mieli na sobie stroje reprezentacyjne. Na początku Potter chciał ich wyminąć i udać się prosto do celu, jednak usłyszał imię Blacka, więc podążył za rywalami.
– Znasz go, znów opowiadał głupoty – powiedział Lestrange.
– Reg to potwierdził – mruknął Avery. – Nie wygląda to najlepiej.
– Przestań! – wykrzyknęła Dorada. – Moja siostra nie może być dziewczyną tego durnego Blacka!
– Cicho – stwierdził Avery. – Nie musisz wrzeszczeć, jeszcze ktoś usłyszy.
James nie potrzebował słyszeć więcej, wszystko stało się aż nad wyraz jasne. Teraz aż nazbyt oczywiste wydawały się ciągłe zniknięcia Syriusza oraz jego podejrzanie dobra wiedza na temat drużyny quidditcha. Ślizgoni ukrywali nazwisko swojego nowego obrońcy bardzo skrzętnie, a jednak Black jakimś cudem dowiedział się, kim jest. James zastanawiał się, czy te wszystkie szlabany, jakie ostatnio łapał Syriusz, rzeczywiście były tylko szlabanami. Ale najbardziej denerwowało go to, że nic mu nie powiedział.
Nie wiedzieć kiedy zakradł się pod drzwi skrzydła szpitalnego. Z zadowoleniem stwierdził, że są otwarte i wszedł do środka. Miał zamiar ściągnąć pelerynę-niewidkę od razu i zapytać przyjaciela co tu jest grane, jednak usłyszał cichy głos i zamarł.
Nie chciał podsłuchiwać, czuł, że to niewłaściwie, ale nie mógł się ruszyć. Poza tym miał cichą nadzieję, że okaże się, że to wszystko to tylko jakieś wielkie nieporozumienie. Ciężko było mu przyjąć do wiadomości, że najlepszy przyjaciel nie podzielił się z nim tajemnicą, że uznał go za niegodnego zaufania.
– Jestem twoim chłopakiem, powinienem być przy tobie w takich chwilach – powiedział Black.
James poczuł, jak coś nieprzyjemnego przewracało mu się w żołądku.
A więc to wszystko prawda…
Odpowiedział mu cichy głos, którego Potter nie dosłyszał i przez chwilę rozmowa była całkowicie niesłyszalna dla Jamesa, aż wreszcie usłyszał, jak Syriusz mówił:
– Nie będziemy się kryć. Oni wiedzą.
– Kto? – zapytała Ciriana.
James rozzłościł się na przyjaciela. Ponownie dostawał dowód na to, że jacyś Ślizgoni znaczyli dla Blacka więcej niż on. Zawładnęły nim rozgoryczenie, zawód i złość. Nagle poczuł się okłamywany, zbędny, niewarty zaufania, a przecież niczym sobie na to nie zasłużył. Nieraz znosił, jak przyjaciele wyśmiewali jego uczucie do Lily, lecz teraz okazało się, że Syriusz wcale nie jest lepszy. James nigdy nie krył się z niczym, zawsze dzielił się wszystkim z Huncwotami i liczył na to samo z ich strony. Czy to aż tak wiele? Ściągnął z siebie pelerynę-niewidkę i odpowiedział na pytanie Meadowes:
– Ślizgoni, to o tym szeptali, gdy mijałem ich na korytarzu. Szkoda, że zapomniałeś powiedzieć najlepszemu przyjacielowi.

27 komentarzy:

  1. Yay, nowy rozdział :3 Jestem pierwsza? O.o No dobra, na razie szepnę podejrzliwe "Aaaaaikeeeeen..." i komentujemy x3 BTW: Chomik ma googlee :D
    ~Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oki-doki, zabieramy się do komentowania :D
      ~*~
      Meh... Głupia Noc Duchów xD Ale BYŁO WARTO! xD
      "Z jakiegoś bliżej nieznanego Jamesowi powodu uznali, że Huncwoci narazili zdrowie oraz życie uczniów." Hmm, jestem ciekawa, dlaczego nauczyciele tak pomyśleli. Przecież chłopcy NIC nie zrobili... *sarkazm*
      "Ostatni argument wydawał się Jamesowi nie do końca trafiony. Potter miał dziwne wrażenie, że Slughorn jakoś radził sobie z odorem, bo podczas zajęć dalej zajadał swoje ulubione kandyzowane ananasy, czego nie robiłby, gdyby czuł unoszący się wokół siarko podobny zapach. W takim razie Ślimak musiał wygrać z fetorem, choć nie zamierzał w żaden sposób ulżyć uczniom. James miał wszelkie powody, żeby wietrzyć spisek." Blee! Hem, spisek? AIKEN Z PEWNOŚCIĄ JEST W TO ZAMIESZANY XDDD Założę się, że pewnie Aiken będzie dobry a Remus wyobraził sobie spisek. Ale ja i tak nie lubię Aikena. Remus jest zbyt mądry, aby dać się mu oszukać! <3 Nie no, on jest głupi, ten nasz Lunio. Dalej trzyma z Huncwotami xD Nie no, żartuję :P
      "– Albo po prostu stracił węch i ma z nas ubaw – zadrwił Syriusz." Hahaha xD
      "– Nie, ale kuchnia mieści się blisko lochów – burknął Peter, czerwieniejąc.
      Syriusz i James wybuchnęli śmiechem na cały korytarz." JA TEŻ wybuchnęłam śmiechem xD
      Niech oni dadzą se spokój ze Ślizakami. Głompy C:
      Black, jak ja cię lubię, mordo ty moja xD
      AAAAAAAIKEEEEEEEEEN.... *szepcze nienawistnie, czegoś takiego dementor by się nie powstydził!*
      Czosnek? Oki, wykreślamy wampira *wyjmuje dłuuugą listę, z postaciami i charakterami, którymi może być Aiken i wykreśla wampira*
      GWIAZDECZKO! SYRIUSZKU! ŁAPEŃKO! XDDDDD GWIAZDKO, JA NIE MOGĘ, EPICKIE XD I Łasuch Pete :V
      Hem...a) Aiken wdocznie ma jakieś wydarzenia z przeszłości, przez co ma swoistą fobię na temat tego rodzaju zaklęć;
      b)po prostu facet tego nie akceptuje (i dobrze!)
      c) SPIIIIISEEEEEEK
      I ta przygnębiająca cisza...
      Krzywa kapitańska odznaka xD I ta presja :V Jamie, bez spiny!
      "– Dobra, dotarło! – James chwycił swoją miotłę, patrząc po drużynie. – Moja przemowa była do kitu, następna będzie lepsza, a teraz idźmy już skopać tyłki Ślizgonom." Kocham Cię za to xD
      Kurde, gol >:I
      CIRIANA :C Nie lubię jej, ale ze względu na Syriusza się martwię, zresztą nawet jakby to była Bellatrix (no dobra, może nie ONA >:C) to bym się przejęła :I
      DAJESZ REGULU... Ekhm, to znaczy, dajesz Gryffindor... Taaa...
      BRAWO REG :3 Ale i tak GRYFONI GÓRĄĄĄĄĄĄ :DDD
      Ciri! Syri! D: Żyj, Meadows, ty stara, wredna... No C: Musisz żyć dla Gwiazdki xD
      Smutałkę bardzo :C
      I smutałkę też to, że Łapa nic nie powiadział Huncwotom. Wg mnie nie śmialiby się z niego. Ani z tego że Ciri jest "wrogiem" i Ślizgonką. Myślę, że zaakceptowaliby to. Jamie na początku miałby jakieśtam obiekcje, ale by ustąpił. Bo Syriusz to taki jego brat. Meh.
      I ta końcówka :C
      ~*~
      Dobra, Koniec komenta! :D Sorki, że taki bez ładu i składu, ale jestem dziś jakaś taka rozkojarzona. Miałam w sumie napisać, że "Aiken to zuo i nie chce mi się komentować więc zrobię to kiedy indziej bo nie mam teraz siły" (tak w skrócie C:), ale przemogłam się i specjalnie dla Cb zostawiłam komentarz C:
      Życzę weny, udanej sesji (chyba że już po, bo nie ogarniam ostatnio, wypacz mi. W tamtym tygodniu napisałam kumplowi życzenia urodzinowe, a on ma za dwa miesiące, to było straszne ._.) no i tam czego chcesz x3
      Do napisania i kolejnego rozdziału już wypatruję xD
      Pozdrawiaam ;3
      ~Chomik

      Usuń
    2. Ktoś tu o coś niedobrego podejrzewa Huncwotów… Jako ich samozwańczy adwokat twierdzę, że to kłamstwa, pomówienia i kalumnie :P.
      Ale co ma Aiken do smrodu połajnobombowego? Wszyscy tylko biedaka o coś podejrzewają, no. A czy Aiken okaże się dobry to zależy od punktu widzenia. Tak z ciekawości: ile pozycji jest na liście potowrasów, którymi może być Charlie?
      Widzę, że tekst z gwiazdkę zdobywa coraz więcej fanów :D.
      Ale to ja mam sobie wybrać twoją odpowiedź? Obstawiam d - wszystkie odpowiedzi są poprawne.
      Kogo ty dopingujesz?! James cię znajdzie i zje! Chyba że Reg będzie pierwszy, żeby cię obronić (mam nadzieję, że nie jesteś mugolem, bo wtedy Regulus może cię nie obronić).
      Bo Syriusz się przełamać nie potrafił i postanowił poczekać na lepszy moment. Cóż, chyba czekał za długo… O tym to sobie chłopaki pogadają w następnym rozdziale zresztą, się nieco poprztykają.
      Tyle życzeń… ale wiesz, że ja jeszcze nie mam urodzin? xD
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Wybacz za usunięcie komentarza, ale zrobiłam potworny błąd, który kosztować mnie mógł życie xD Literówka, ale co tam xD
      Więc kopiuję!
      ~*~
      Ale skądże :P
      AIKEN ZAWSZE JEST WINNY! XD Dlaczego upuściłam moją kanapkę z serem? TO WINA AIKENA XD
      Oj duuużo pozycji na tej liście, duuużo xD
      BO TEN TEKST JEST EPICKI XD
      Nie, nie miałaś wybrać, to tylko przypu... ZARAZ, SPISEK TO PRAWDA?! WIEDZIAŁAM!!!
      Tzn ja dopinguję ogólnie Puchonów jako swoich xD Ale tak to Gryfonów, tylko Regulus, no! A poza tym, to jestem trochę jak Syriusz: On dopinguje z jednej strony Gryffom, bo to jego dom, kumpel itd. Ale po stronie Ślizaków (kocham tą nazwę, tak bajdełej) jest jego brat i dziewczyna!
      Jamie mnie nie zje =3 Jestem mugolaczką :/ (A Regulus:
      "-C-co? Jesteś sz... Mugolaczką? Dlaczego... Dlaczego nic nie mówiłaś?
      -Oh, czyli coś Ci to przeszkadza? Wybacz biedny, że musiałeś się zadawać z SZLAMĄ! *odchodzi*
      -Zaczekaj! To nic nie znaczy! Nadal możemy się przyjaźnić! *dogania ją*
      -Serio?
      -Serio serio."(Z szlamą czy ze szlamą? nwm xD) Tak słodko xDDDD Wow, nawet nie wiedziałam, że umiem takie dialogi pisać xD Tak wgl, to Reg jest moim kumplem =D)
      Oj za długo, za długo... Idiota (derp) Ale i tak go kocham :3 I dobrze mu tak, niech się z nim kłócą :P
      Wiem, że nie masz urodzin. Ale chcę, żebyś miała dobry humor. Lubię, jak ludzie są szczęśliwi ^^
      Ja rufniesz postrafjam.
      ~Chomik
      ~*~
      No dobra, skopiowane xD I dodam, że mam niedobór Remusa, ale nie zwracaj na to uwagi, musisz się po prostu przyzwyczaić >.< (czekam na odpowiedź- Ja nic nie muszę! xD)
      Więc pozdrawiam jeszcze raz ^^
      ~Chomik

      Usuń
    5. Życie? No to ładnie narozrabiałaś :P.
      Tak Aiken stał za tobą i popchnął cię, przez co upuściłaś kanapkę. To ci drań! Tylko jak on mi z opowiadania śmiał wyskoczyć?
      No ktoś tu spiskuje, ale radziłabym wynająć prywatnego detektywa (mam dziwne podejrzenie, że to robota tego, kto napisał tekst...).
      Fajnie, że pamiętasz Ślizaków - strasznie dawno ostatnio użyłam tej nazwy i chyba czas to zmienić :D.
      Aaa to tu była ta zmiana (widziałam pierwotny komentarz na mailu xD). No ja nie wiem, czy Reg tak łatwo dałby się omamić... wierzę, że by walczył. Napisałabym ze szlamą.
      No to mi zrobiłaś humor ;)
      A nieprawda! Remus będzie niedługo i to rozdział, który zapowiadałam już kiedyś tam.

      Usuń
    6. AAAAAAAIKEEEEEEN... Wiedziałam xD
      Sherlock! Do mnie xD
      Ślizaki byli mega, to i zapamiętałam ;P
      No bo pisałam akurat z koleżanką, a ona jest półkrwi i jakoś tak napisałam >.< Ale jestem z mugolskiej rodziny, wybacz :3
      Yaay ^^ humor zawsze mile widziany ;)
      Juhu, Remus!!! <3
      Dobra, kończę ten spamik (no bo się tak zrobił troszkę :D) i idę szukać jakichś ff, których jeszcze nie dopadłam ;p
      Dobrej nocy, kolorowych koszmarów ^^
      ~Chomik

      Usuń
  2. Od razu powiem, że jakoś ciężko mi uwierzyć w troskę Jamesa na temat Ciriany. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że nieźle dostała, to jego prośby by zeszła z boiska były jakieś nie na miejscu... Takie odnoszę wrażenie.
    Syriusz zdradził się ze swoim uczuciem, ale nie dziwię mu się, bo w końcu zemdlała mu na rękach i zaczęła krwawi. Kto by nie spanikował w takim momencie?
    Gniew Jima jest jak najbardziej uzasadniony, ale mógłby się tak nie ujawniać przy Ciri, biednej i słabej. Chociaż nie, to Gryfon, oni są raczej impulsywni.
    Odniosę się jeszcze na chwilę do Margarity (aż mnie boli jej imię... prawie jak margaryna xD) - jej wątek nagle zrobił się ciekawy! I nagle James zwątpił w mugoli i przyznał rację, że opóźniają czarodziei. To było takie... wow. Nie spodziewałam się tego po nim, naprawdę.
    To był najdłuższy rozdział z perspektywy Jamesa? Ale ja dalej czuję niedosyt :< Why?
    Pozdrawiam, Niah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj no James też nie jest totalnym betonem uczuciowym - w grze jak najbardziej interesuje go sprawiedliwa rywalizacja (chociaż nie mówię, że na rękę było mu zejście Ciri).
      James nie umie się pohamować, kiedy go tak wrednie - w jego opinii - wyrolowano, a że Ciri tam leży... niech se leży, nikt jej wstawać nie każe :P.
      Imię wpadło przez przypadek (największą katorgą jest nadawanie imion!). Zapewniam, że teraz to jeszcze nic i porządna akcja z Ritą jeszcze będzie i chyba wszystkich zaskoczę.
      Bo czytasz za szybko! :P
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Beton uczuciowy - będę to pamiętać chyba do końca życia. Bardzo trafne określenie xD
      Nobtak, temu maniakowi Quidditcha chodzi tylko o jak najlepszą grę. Jak mogłam tego nie zauważyć? Dobrze, że Syriusz nie gra w Quidditcha, bo on by dostał zawału i spadłby z miotły z wrażenia, że Ciri miała wypadek.
      Ale szkoda, że Reg się namęczył, by złapać znicz i nie zaliczyli im punktów :<
      By wymyślić dobre, oryginalne imię, należy puścić kota na klawiaturę, ewentualnie zacząć pisać imiona od tyłu, jak Daniel -> Leinad czy coś w ten deseń. Ja zazwyczaj wpisuję w google "oryginalne imiona dla dziecka" i szukam.
      Nie czytam za szybko! Wypraszam sobie ;P
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    3. Fajne, chociaż nie moje - skądś je podłapałam, ale nie wiem skąd.
      Tak, dokładnie, James ma w głowie tylko kilka rzeczy :P Może serce Syriusza jakoś by wytrzymało, przecież nie jest aż tak spracowane.
      Bo to wszystko wina Lestrange'a!
      Teraz to już po akcji, bo najwięcej mam problemów, gdy trzeba nazwać kilka postaci (czyli na stracie opka). Ale pomysł z kotem muszę wykorzystać :D
      Jak nie jak tak? :P

      Usuń
    4. Po prostu James szanuje swój dysk twardy i nie zarzuca go głupotami.
      Syriusz rzadko się w kimś zakochuje tak na serio-serio. Bo kto by liczył te liczne, pomniejsze romanse...
      Co on sobie wyobraża! Trzeba go oklepać >:(
      Ja też miałam nie mały problem, jak trzeba było zrezygnować z Averych i Greengrassów, na rzecz Lucasa i Kaiusa oraz Harmies. Właściwie, nie mam pojęcia jak wymyśliłam imię Harmies, ale wyjątkowo mi się podoba.
      Oj tam, oj tam.
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    5. Wygodnicki ten Jim, prawda? I właśnie dlatego sprawia tyle problemów.
      Na pewno nie ja!
      Ślizgoni już się tym zajmują, znaczy zajmą się, bo w przyszłym rozdziale trza się cofnąć.
      Harmies kojarzy mi się z Hermioną, więc może kombinowałaś z jej imieniem?
      Hehe, wygrałam! :D

      Usuń
    6. Problematyczny Jim jest... problematyczny ._. Tego inaczej nie da się określić.
      nie kojarzę ustawienia tego, kto jest następny w kolejce do rozdziału, ale coś mi się wydaje, że Glizdek. Chociaż może nie... @.@
      Myślałam raczej nad Harmonią, ale stwierdziłam, że to byłoby już chamskie, gdyby wszyscy czystokrwiści tak krzywdzili swoje dzieci xD
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    7. W zasadzie to ustawienia nie ma, bo idą tak, jak mi narracja pasuje, ale to nie Peter będzie następny (niedawno miał swoją chwilę). Glizdek nawet mi nie pasuje w następnym rozdziale :P.
      No Harmonia jest be i jakoś za bardzo przypomina mi jakby ktoś wzywał nim do pokoju...

      Usuń
  3. O kurczę. Tego się nie spodziewałam. Myślałam, że po wygranym meczu Gryfoni będą balować do samego rana w pokoju wspólnym, a James i Syriusz będą głównymi organizatorami tej imprezy. A tu takie coś. No jestem w szoku.
    Wiadomo było, że James w końcu dowie się o związku Syriusza z Ciri, ale myślałam, że Black powie o tym przyjacielowi osobiście. A tak, wyszło bardzo nie fajnie w stosunku do Pottera. W końcu, jak to sam James zauważył, on dzielił się z Syriuszem wszystkimi swoimi przemyśleniami i uczuciami, a Black nie był w stanie zaufać Jamesowi na tyle, by zwierzyć mu się ze swoich uczuć.
    Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się ta scena. Czy James od razu wyjdzie ze Skrzydła Szpitalnego, czy może wywiąże się spokojna rozmowa, a może Potter wybuchnie złością, a Black nie będzie mu dłużny i zaczną się kłócić?
    Jest tyle wersji i sama nie wiem, która z nich jest najbardziej prawdopodobna, dlatego mam nadzieję, że już niedługo, w następnym rozdziale, wszystko nam wyjaśnisz.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Cathleen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Balowanie jest nudne, kto tam by to opisywał? xD
      Bo Syriusz nigdy nie był specjalnie otwarty, no i za bardzo bał się reakcji Jamesa (Black wcale nie jest aż tak odważny, jak chciałby być).
      Akurat te sceny mam już opisane i powiedziałabym, że będzie to coś pośredniego z opcji, jakie wypisałaś.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. AIIIKEEEEN!
    *bierze własna listę charakterów i wykreśla centaura, olbrzyma i Grindenwalda*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wykreślaj Grindelwalda! A nóż widelec to on!

      Usuń
    2. Nie, niczemu nie zaprzeczam. (Temu, że to przebrany Dumbledore też nie xD)

      Usuń
  5. A może to ty!? W innym komentarzu już wysunęłam śmiałą hipotezę, iż A. to skrót od Aiken!
    I co, odkryłam twoją sekretną tożsamość, icoterazzrobisz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak to co? Wymyślę sobie nową tożsamość i będę iść w zaparte, że wcale nie byłam Aikenem (oraz zmienię literkę tak dla niepoznaki ^^).

      Usuń
    2. Nie wydam twojego sekretu światu, jak mi powiesz mi kim jesteś, Aiken! Taki sobie mały szantażyk obmyśliłam.

      Usuń
    3. Eee chyba wolę wymyślić nowy nick (nie dam się szantażować, o!).

      Usuń
  6. Tak się zastanawiam czy Potter jest naprawdę tak nierozumny, czy tylko udaje ;D. Co jest złego w smrodzie? No co? JA rozumiem, niektórzy lubią. Taki Snape np. pewnie lubi, więc mu raczej nie przeszkadza. Cóż Syriusz jest odważny, ale hm... on ma teraz chyba 15 lat. Nie wiem czy już miał jakąś swoją miłość, chyba nie. Jednak skoro śmiali się z zalotów Jamesa, to myślę, że sam bał się powiedzieć, bo teraz Potter będzie odgrywał się na nim. Poza tym dziewczyna jest Ślizgonką i faktycznie mogli tego nie zrozumieć. James pewnie wziął to za zdradę, że tamci wiedzą, a oni nie. Jednak Syriusz sam im tego nie powiedział. Chociaż nie bał się jej złapać i zawołać o pomoc, a potem z nią poszedł do szpitala. To coś znaczyło. Nie wiem czy nie czując nic do niej, zrobiłby to samo, zwłaszcza jeżeli nie lubiłby kogoś. Może zawołałby o pomoc, ale na pewno nie poszedł za nią. A ja się już bałam, że Slytherin wygra. Jednak, co to za zwycięstwo, jeżeli ktoś z tamtej drużyny poniósł straty i większość zajęła się tym niż wiwatami. A przynajmniej James sprawiał wrażenie, jakby nie był do końca usatysfakcjonowany, bo nie dali dokończyć, aby ogłoszono prawidłowy wynik. Hm a może Aiken jest wampirem? W ogóle w Hogwarcie chyba nie było wampirów, ale nie wiem... xD Co do świata czarodziejów i mugoli. Myślę, że każdy ma coś na sumieniu i teoretycznie czarodzieje są wyżej, bo mają moc, ale jest ich mniej i muszą żyć na specjalnych warunkach mugoli. Pamiętam, że kamień filozoficzny dawał nieśmiertelność. Chyba... ale czy do końca? No nie wiem. Aczkolwiek nauczyciel troszkę jest podejrzany. Zła sława OPCM. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James naprawdę taki jest ^^. Pierwszą miłością Syriusza jest Ciri. Masz rację Syriusz nie interesowałby się aż tak jakimkolwiek kontuzjowanym zawodnikiem, jeżeli by mu na nim nie zależało, a James to ślepak i nie zauważył tego.
      No Jamesowi nie do końca odpowiada takie zwycięstwo, bo wie, że Ciri nie grała na full. Ponieważ Potter to ścigający ciągle rywalizuje z innymi ścigającymi, a Ciri jest jego największym przeciwnikiem.
      Nie zdradzę, kim jest Aiken - muszę wytrzymać jeszcze tylko trochę i, cholewka, dam radę! W HP pojawił się jeden wampir na przyjęciu u Slughorna w 6 tomie. Tak, kamień filozoficzny daje nieśmiertelność (patrz Nicolas Flamel).
      Pozdrawiam :)

      Usuń