Czas
w Hogwarcie zawsze mijał szybciej, a przynajmniej takie wrażenie
odnosił Remus Lupin. W tym roku było to szczególnie odczuwalne ze
względu na różnorakie dodatkowe zajęcia, jakimi obarczyli się
Huncwoci, oraz na zbliżające się sumy. Mimo zadań, które
podjęli, Remus wyznaczył sobie również jedno dodatkowe, o którym
nie chciał mówić przyjaciołom. Zdawał sobie sprawę, że nie
zaakceptowaliby tego pomysłu, że wszystko, na czym się opierał,
pozostawało w sferze domysłów i uprzedzeń. Nigdy nie był tak
negatywnie nastawiony do kogokolwiek, ale Charles Aiken budził w nim
dziwny, pierwotny gniew i niewytłumaczalny lęk.
Gdyby
Aiken dał Lupinowi choć jeden powód do oskarżania go o cokolwiek,
wiele rzeczy jawiłoby się znacznie prościej. Remus wiedział, że
z Aikenem coś jest nie tak – pozostawał przekonany, że prędzej
czy później stanie się coś złego i nie potrafił uciszyć w
sobie tego przeczucia. Dręczyło go, gdy ruszali na dodatkowe
zajęcia z nim i nie opuszczało, gdy wracali korytarzami pełnymi
zakrętów do dormitoriów. Jedyne, co go pocieszało, to fakt, że
rzeczywiście lekcje odnosiły rezultaty.
Remus
przed zaśnięciem odczuwał potrzebę spaceru, przejścia się po
zamku, sprawdzenia terenu. Sądził, że wiązało się to z jego
przypadłością, choć nie potrafił znaleźć na to potwierdzenia,
bo niewielu czarodziejów interesowało się bestiami, jak
powszechnie mówiono o wilkołakach. Remus musiał w dodatku uważać
na książki, jakie czytał, by nikt czegoś się nie domyślił.
Oczywiście fascynacja magicznymi stworzeniami nie była niczym złym,
jednak gdyby ktoś wgłębił się w temat, z łatwością
rozwikłałby tajemnicę Remusa.
Lupin
poczekał, aż wszyscy Huncwoci zasną, wstał i zaciągnął za sobą
kotarę, tak, żeby wydawało się, że dalej śpi. Nie przypuszczał,
żeby którykolwiek z przyjaciół wpadł na pomysł zaglądania do
jego łóżka w środku nocy, a nie chciał ich niepokoić. Ostatnie
pełnie nie należały do tych spokojniejszych, a pogryzienia i
liczne rany zwracały uwagę coraz większej ilości uczniów. Bywały
takie momenty, że Remusowi brakowało już pomysłów na wymówki i
miał ochotę po prostu powiedzieć prawdę. Nigdy nie ważył się
tego zrobić, jednak nieustanne kłamanie męczyło go
niemiłosiernie.
Kroki
zaprowadziły Remusa na wieżę astronomiczną, gdzie zatrzymał się
na chwilę. Lubił spoglądać na Hogwart nocą – na pogrążone w
mroku błonia, ledwie migoczący biały dym, unoszący się z komina
chatki Hagrida, na odległą, przerażającą połać czerni, jaką
tworzył Zakazany Las. Czasami, gdy pojawiała się kwadra księżyca,
wśród lśniących srebrzyście wód jeziora, można było dostrzec
wynurzającą się kałamarnicę. Zdarzało się, że stworzenie
uderzało mackami o taflę wody, a w powietrze wzlatywał pióropusz
wody, co wciąż zastanawiało Remusa. Nigdy nie wiedział, dlaczego
to robiła, nie widział w tym sensu, jednak nieustannie go to
intrygowało. Gdy zapadała noc, w Hogwarcie paliło się mało
świateł – wydawało się, że zamek zasnął, nagrzane we dnie
kamienie stawały się chłodne, a tysiące okiennych oczu powoli
gasły.
Lupin
spojrzał w kierunku gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią.
Pomieszczenia nigdy nie rozświetlały żadne blaski, zupełnie jakby
pozostawał opuszczony. Co ciekawe, nocami zasłony były
zaciągnięte, co tylko wzbudzało podejrzenia Remusa. W jednej z
książek wyczytał, że niektóre wilkołaki są w stanie
kontrolować przemianę, zmieniać się, gdy na niebie nie wisi
księżyc. Nikt nie potrafił określić wieku, jaki musi osiągnąć
bestia, by stać się tak groźną, jednak Remus zaczął się
zastanawiać, czy przeobrażenia Aikena mogą być wywoływane przez
choćby tak nikłą poświatę satelity. Nie potrafił znaleźć
potwierdzenia dla swojej teorii, toteż pozostał przy obserwacji.
Gdy nastawał nów, zasłony w pokoju Aikena również pozostawały
zasunięte.
Być
może stracił rachubę i już nie zdaje sobie sprawy, kiedy jest
pełnia, pomyślał Remus, jednak szybko się skarcił. To
niemożliwe! Nie sposób obojętnie przejść obok pełni.
Już
jakiś czas temu Lupin wysnuł wniosek, że Aiken może być jego
pobratymcem. Wiele na to wskazywało – częste choroby, zły
wygląd, to, że nie mógł znaleźć pracy, picie szemranych mikstur
na lekcji i bliskie kontakty ze Slughornem. Remus podejrzewał, że
nauczyciel eliksirów pomagał koledze, sporządzając pewne
mikstury. W dodatku Aikenem mocno interesował się Kettleburn, a
nauczał opieki nad magicznymi stworzeniami, więc musiał mieć
największą wiedzę o wilkołakach spośród wszystkich. Oczywiście
pozostawała kwestia tego, dlaczego Dumbledore nie zaproponował tych
samych mieszanek Remusowi, jednak chłopak doszedł do wniosku, że
terapia stosowana przez Slughorna może być dopiero testowana.
Wszyscy wiedzieli, że Dumbledore nigdy nie naraziłby uczniów na
niebezpieczeństwo.
Mimo
dość oczywistych przesłanek, Remus nie potrafił z całą
pewnością powiedzieć, że Aiken jest wilkołakiem. Nigdy nie
opuścił żadnych zajęć, nie miewał też tak wielkich wahań
nastrojów jak zdarzało się Remusowi. Jego kondycja nie poprawiała
się, wydawało się wręcz, że w miarę upływu czasu staje się
coraz słabszy – zupełnie jakby rzeczywiście cierpiał na jakąś
chorobę. Lupin nie znalazł takiej, która pasowałaby do objawów
Aikena, choć przeszukał wiele ksiąg również pod tym kątem.
Problem polegał na tym, że wiele czarodziejskich przypadłości
mogło się objawiać na różne sposoby i, bez specjalistycznej
wiedzy, trudno było postawić wiążącą diagnozę.
Natura,
wilcza strona, bestia – jakkolwiek to nazwać – ostrzegała
Remusa przed Aikenem w sposób aż nazbyt widoczny. Na jego widok
ciągle jeżyła mu się sierść na karku i wyostrzały zmysły. Do
tej pory Lupin nigdy czegoś takiego nie doświadczył i sądził, że
wiąże się to z tym, że jak dotąd nie spotkał nikogo ze swojego
gatunku.
Nagle
drzwi otworzyły się i Remus został nimi niemal przytrzaśnięty.
Zdążył jednak przylgnąć do ściany na czas, a wrota zatrzymały
się tuż przed nim. Chłopak zamarł, nie śmiejąc się ruszyć,
wiedział, że uczniom nie wolno przechadzać się nocami po zamku.
Osoba, która weszła na wieżę, musiała być drobna, bo nawet
wyczulony słuch Remusa ledwie rejestrował jej kroki. Remus chwilę
uważnie nasłuchiwał i, gdy już miał zamiar wyjść ze swojej
kryjówki, ponownie usłyszał kroki. Te były znacznie cięższe,
jednak musiały należeć do ucznia, bo Remus potrafił rozpoznać
chód każdego z nauczycieli.
To,
co doszło jego uszu później, całkowicie wyprowadziło go z
równowagi i sprawiło, że zupełnie zapomniał o Aikenie.
Wśród
szeptów wymienianych między parą, Remus z łatwością rozpoznał
głos Syriusza, a później usłyszał imię dziewczyny. Chciał
pomówić z przyjacielem później, wyjaśnić, dlaczego nic nie
powiedział Huncwotom, a poza tym wolał dać mu się nacieszyć
randką. Ku najgłębszemu zdziwieniu Remusa, na schodach ponownie
niosły się kroki. Syriusz i Ciriana najwyraźniej również je
usłyszeli i schowali się, bo zaszeleścił materiał. Najwyraźniej
spodziewali się, że przyjdzie nauczyciel, jednak Remus wiedział,
że to nieprawda.
Na
wieży pojawiła się druga para, szepcząca czułe słówka i gdyby
miał do czynienia z kimś innym, Remus niezawodnie by się
roześmiał. Cannie również nie próżnowała, znalazła sobie
kogoś i zbytnio jej się nie dziwił. Mimo to z jakiegoś powodu
Lupin czuł złość. Cannie była jego przyjaciółką, jego
towarzyszką, jego pocieszycielką – jak ktoś mógł rościć
sobie do niej prawa?
Syriusz
wyszedł z ukrycia i przyłożył chłopakowi Cannie, Dearbornowi, co
Remus wywnioskował z tego, co usłyszał. W tamtej chwili czuł
niesamowitą wdzięczność do Syriusza, choć sam z radością
również przyłożyłby temu durnemu Puchonowi. Lupin nie rozumiał,
dlaczego Cannie – wiedząc, jaką opinią cieszy się Dearborn –
zdecydowała się z nim chodzić; było to dla niego kompletnie
nielogiczne.
Remus
Lupin nie wyszedł ze swojej kryjówki, pozostał w niej do końca,
czekając, aż wszyscy wreszcie opuszczą wieżę. Sterczał w
miejscu niemal przez całą noc, decydując się powrócić dopiero
nad ranem. Musiał ochłonąć i przemyśleć wszystko raz jeszcze.
Nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Świt
rozlał się różową łuną niby ogromny pożar, trawiący niebo, i
dopiero wtedy Remus postanowił wrócić do dormitorium. Nie czuł
się niewyspany, ostatnimi czasy odnosił wrażenie, że potrzebuje
mniej snu, że powoli siła bestii staje się jego siłą. Nikomu nie
powiedział o swoich przypuszczeniach, bo nie lubił rozmawiać o
trapiącej go przypadłości, wciąż uznając ją za coś brudnego,
niegodnego, jakby przez to był gorszym człowiekiem.
Liczył,
że Syriusz powie przyjaciołom przynajmniej coś o Cannie, ale
przeliczył się. Black milczał jak zaklęty, tylko napięcie, które
wytworzyło się między nim oraz Caniculą jasno świadczyło, że
coś się stało, że wszystko, czego Remus był świadkiem, nie
stanowiło tylko mętnego snu zrodzonego z podejrzeń i ulotnych
marzeń. Jednak w końcu wszystko wróciło do normy – Syriusz i
Cannie osiągnęli porozumienie, nos Dearborna się zrósł i
pozostały jedynie szepty niosące się po korytarzach.
Szybko
okazało się, że zarzewie konfliktu nie zostało zlikwidowane.
Podczas meczu Gryffindoru i Slytherinu Ciriana została ranna,
Syriusz zabrał ją do skrzydła szpitalnego, a później James
dowiedział się o wszystkim. Jak nigdy wcześniej Huncwoci
podzielili się, nie potrafiąc dojść do porozumienia i zrozumieć
drugiej strony. Remus zaczął obawiać się, co stanie się, gdy
tajemnica Cannie ujrzy światło dzienne i, ku swojemu najwyższemu
zdumieniu, złapał się na tym, że właściwie zależy mu, żeby
pozostali poznali prawdę. Nie miał ku temu żadnych szlachetnych
pobudek – zwyczajnie chciał, żeby Dearborn odsunął się od
Caniculi, żeby zostawił ją w spokoju.
Życzenia
Lupina się nie spełniły i przez to poczuł się winny. Wiedział,
że powinien był wcześniej zareagować, bronić Syriusza przed
Jamesem, przyznać się wcześniej, a wszystko potoczyłoby się
inaczej. Jednak nie potrafił się przemóc, powiedzieć
przyjaciołom, jak podle się zachował. Jedynym, na co było go
stać, stanowiło opowiedzenie się po stronie Syriusza i próba
podtrzymania go na duchu. Remus podejrzewał, że Black domyślał
się, z jakich powodów Lupin go bronił, choć nigdy nie ważył się
powiedzieć tego na głos.
Wreszcie
nadeszła przerwa świąteczna. Remus czuł się wyprany ze
wszystkich sił po ostatniej pełni, która wydawała się dłuższa
i straszniejsza niż wszystkie dotychczas. Gdy zbudził się, z
radością zauważył wszystkich Huncwotów i miał cichą nadzieję,
że ich konflikt to tylko ponury sen. Rzeczywistość szybko odarła
go z wszelkich wątpliwości.
Ostatniego
wieczoru spędzonego w Hogwarcie Remus i Syriusz siedzieli na kanapie
przed kominkiem. Nastała już późna noc i większość uczniów
dawno pogrążyła się we śnie, więc w pokoju wspólnym było
zadziwiająco cicho. Ogień połknął już wszystkie drwa, dławiąc
się szarym popiołem, ale w pomieszczeniu panowało przyjemne
ciepło.
–
Jutro wracamy – powiedział wreszcie Remus, prostując się nad
wypracowaniem. – Próbowałeś rozmawiać z Jamesem?
Odpowiedziało
mu tylko ciche prychnięcie.
–
Po prostu go przeproś. I opowiedz o wszystkim, zrozumie.
–
Jasne. Tyle że to nie ma sensu. – Widząc pytające spojrzenie
Remusa, Black kontynuował: – James nie chce mieć ze mną nic
wspólnego, zdaje się, że znajomość ze Ślizgonami jest dla niego
nie do przeskoczenia.
Remus
pokręcił głową, patrząc na zawziętość malującą się na
twarzy przyjaciela.
–
Wiedziałem wcześniej – szepnął tak cicho, że nie był pewny,
czy powiedział to na głos, czy pozostało to w jego myślach.
–
Domyśliłem się – odpowiedział gorzko Syriusz – chociaż aż
do teraz nie miałem pewności. Skąd wiedziałeś? Wydawało mi się,
że zachowywaliśmy wystarczającą ostrożność.
–
Przypadek. Wtedy, gdy spotkaliście się na wieży astronomicznej,
podsłuchałem waszą rozmowę.
–
Więc dowiedziałeś się o Cannie. – To nie było pytanie.
–
Myślałem, że nie mogłaby zataić przed nami czegoś takiego, że
z waszej dwójki prędzej to ona się złamie i powie wszystko.
Pomyliłem się i bardzo tego żałuję.
–
Nic by się nie zmieniło. Po prostu teraz znów wściekalibyśmy się
na Cannie.
–
Może, a może nie. Przepraszam, że nic nie powiedziałem,
powinienem wziąć cię w obronę…
–
Daj spokój, Remus, sam nawarzyłem tego wywaru, więc sam muszę go
wypić.
Na
chwilę zapadła cisza. Ostatni płomień zgorzał i tylko wąska
smuga dymu świadczyła, że chwilę temu tlił się w tym miejscu
ogień.
–
Dlaczego nic nie powiedziałeś o chłopaku Cannie? – zapytał
Remus.
Miał
to pytanie na końcu języka już od dłuższego czasu, ale nie
potrafił zdobyć się na odwagę, żeby je zadać. Wreszcie, gdy się
odważył, natychmiast tego pożałował. Nagle dotarło do niego, że
w ten sposób zdradził wszystkie swoje uczucia i pragnienia, lęki
oraz obawy, których nie chciał wypuścić na światło dzienne. Bo
zakochał się w Cannie – w jej prostocie, uroczych pomyłkach,
delikatności i współczuciu, a przede wszystkich w tolerancji oraz
dobrym słowie, jakie miała dla każdego. Żadna dziewczyna nie
traktowała go w ten sposób, w oczach innych widział tylko
współczucie i litość, co niezmienne go bolało.
Gdy
tylko Syriusz spojrzał na niego, w jego szarych oczach odmalowało
się zrozumienie, a na usta wpełzł uśmiech pełen współczucia.
Black poklepał Lupina po ramieniu i odpowiedział:
–
Bo nie chciałbym, żeby ona powiedziała wam o Ciri. Wiem, że to
żałosny powód.
–
Wcale nie.
Znów
siedzieli w ciszy, co wcale im nie przeszkadzało. Wreszcie wybiła
druga w nocy i Remus podniósł się, wyciągając dłoń w kierunku
przyjaciela.
–
Chodź, chyba jeszcze się nie spakowałeś, a jutro wcześnie
wyjeżdżamy.
–
Dzięki, chociaż ja zostaję.
–
Co? Przecież jutro mamy pociąg do Londynu. Chyba nie zamierzasz tu
zostać?
–
Ostatnio nie najlepiej układa mi się z rodzicami, nie mam ochoty
słuchać zawodzenia matki, więc zdecydowałem zostać w Hogwarcie.
Remus
słyszał o kłopotach w domu Blacków, jednak nie podejrzewał, że
sytuacja zabrnęła tak daleko. Syriusz ostatnio mało mówił o
sytuacji rodzinnej, wręcz unikał tematu, a Remus uważał, że nie
chciał o tym opowiadać, więc nie naciskał.
–
Tak po prostu zgodzili się na to? – z niedowierzaniem zapytał
Remus.
–
Właściwie… właściwie jeszcze nic nie wiedzą.
–
Żartujesz, prawda? Wiesz, to wcale nie jest zabawne.
–
Nie, serio nie mam zamiaru wracać na Grimmauld Place.
–
Przecież w ten sposób nic się nie zmieni. Czy sprawa z Jamesem
niczego cię nie nauczyła?
–
To zupełnie coś innego – odparł Syriusz, drapiąc się z tyłu
głowy. – Nie chcę się kłócić, a ty naprawdę powinieneś już
iść spać.
Więcej
o tym nie mówili.
Rankiem
następnego dnia Remus wstał pierwszy i dokończył pakowanie.
Sprawdził dokładnie, czy wszystko jest na swoim miejscu oraz
skontrolował skromny bagaż. W międzyczasie również James i Peter
zaczęli pośpiesznie upychać swoje rzeczy w kufrach. Obaj biegali
po dormitorium z zapałem szperając wśród porozkładanych po
szafkach przedmiotów. Wczoraj nie zawracali sobie głów, gdy Remus
uprzedzał, że później będą się pakować na ostatnią chwilę.
–
Jak stoimy z czasem? – zapytał James, dociskając wieku kufra
nogą. – Szlag by to.
–
Jeszcze dwadzieścia minut – powiedział Remus, który cierpliwie
czekał na przyjaciół.
Wreszcie
James zamknął kufer zaklęciem i usiadł na nim niesamowicie
zmęczony. Ramieniem otarł czoło, spoglądając na opuszczone
zasłony łóżka Syriusza.
–
A ten nie wstaje? – zapytał Potter.
–
Nie – odpowiedział Remus.
–
Więc czym wróci do domu? – zapytał Peter, kończąc upychanie
własnych rzeczy.
–
Nie wraca.
–
Jak to nie wraca?! – krzyknął James, spoglądając z
niedowierzaniem na Lupina. – Przecież idą święta i każdy wraca
do domu. Niby dlaczego on miałby nie wrócić? Jeżeli myśli, że w
ten sposób będę na niego mniej zły, grubo się myli.
–
Chyba znów pokłócił się z rodzicami. Akurat teraz nie masz z tym
nic wspólnego – wytknął gorzko, a na policzki Jamesa wpełzł
rumieniec wstydu.
–
Nie powinien zostać sam w święta – powiedział Peter. – Nikt
nie powinien zostać sam w takim czasie. Ostatnio chyba
przesadziliśmy. – Ostatnie słowa rozmyły się w szepcie, w
którym wyraźnie pobrzmiewała wina.
–
Och, dajcie spokój! – wybuchnął James. – Drań chce łatwo
kupić sobie wybaczenie. Nie ma mowy. Wstawaj! Słyszysz? Wstawaj i
zwijaj manatki, nie wykpisz się tak łatwo.
Potter
podszedł do łóżka Syriusza i pociągnął mocno za kotarę.
Najpierw strzelił przez głowę śpiącego, a następie potrząsnął
mocno ramieniem. Black obudził się, spoglądając zaspanym, pełnym
niezrozumienia wzrokiem na Jamesa. Przyłożył dłoń do głowy i
wyciągnął dłoń przed siebie, żeby odsunąć napastnika.
–
Odbiło ci? – warknął rozzłoszczony Syriusz, spoglądając spod
byka na Pottera.
–
Chyba tobie, wstawaj i przestań zgrywać ofiarę.
–
O czym gadasz?
–
Powozy odjeżdżają za piętnaście minut, więc musisz się
streszczać. Nie mam zamiaru psuć sobie świąt obwinianiem się.
–
Nigdzie nie jadę – odpowiedział poirytowany Syriusz chrypiącym
głosem. – Jeżeli to wszystko, idę z powrotem spać. – Po czym
przewrócił się na drugi bok, niezbyt zainteresowany dalszą
rozmową.
–
Wstawaj, pacanie jeden – nakazał James, chwytając Blacka za bark
i ponownie potrząsając. – Ciągle myślisz tylko o sobie. Twoi
rodzice na pewno będą cholernie zawiedzeni, jeżeli nie zobaczą
cię na dworcu. Pewnie nawet im nie powiedziałeś, prawda?
Syriusz
nie odpowiedział, z uporem odwracając się plecami do Jamesa. Może
nie miał ochoty się kłócić, a może nie potrafił przyznać mu
racji, bo był na to zbyt dumny – Remus nie potrafił stwierdzić z
całą pewnością.
–
Niczego się nie nauczyłeś! – wrzasnął James, zostawiając
wreszcie Syriusza. – Jesteś nie do wytrzymania! Ciągle wymyślasz
jakieś przeszkody, durne problemy, o których nie potrafisz mówić!
Siedzisz cicho, aż wszystko samo wyjdzie na jaw, a później
przepraszasz i znów robisz to samo! Kiedyś obiecaliśmy sobie, że
więcej nie będziemy mieli przed sobą tajemnic, a ty co robisz?
Nawet nie potrafisz teraz stawić mi czoła, bo musiałbyś
porozmawiać o swoich uczuciach! Udław się tą swoją dumą i
idiotycznym wychowaniem, które każe wszystko zachowywać dla
siebie!
W
pokoju zapadła cisza. Remus zdziwił się tym, jak wiele Potter
zarzucał Syriuszowi. Przypomniał sobie, że przecież sam również
nie powiedział im o swojej przypadłości, a jednak wtedy nie było
tak źle jak teraz. I wówczas dotarło do niego dlaczego – Syriusz
i James zawsze byli bliżej siebie i dlatego Potter tak fatalnie
zareagował. Gdyby mu to wytknął czy zapytał, nigdy nie przyznałby
mu racji, jednak próżno było szukać wyraźniejszego dowodu. A
mimo to Remus nie uważał, że jest w tym coś złego, nie czuł się
zazdrosny, może tylko trochę zawiedziony. Wiedział, ze sam
wytworzył ten dystans między chłopakami i nic już nie zmieni tych
pierwszych lat ich znajomości. Pamiętał również, jak wiele
przyjaciele potrafili dla niego zaryzykować, ile kłamstw puścili w
niepamięć. Gdyby teraz odwrócił się do nich plecami, byłby
niczym więcej jak śmieciem. Jednak, gdy coś zaczęło się psuć,
nie zrobił nic, by to powstrzymać, zajął się własnymi zawodami
i żalami. I za to czuł się winny.
–
Wiedziałem – wykrztusił z trudem, nie potrafił i nie chciał
dłużej tłumić tego w sobie, a poza tym wiedział, że również
zasłużył na gniew Jamesa.
–
Co? – zapytali równie zdziwieni Peter i James.
–
Podsłuchałem ich na wieży astronomicznej. Syriusza, Ciri, Cannie i
Dearborna. Nie powiedziałem wam, bo chciałem, żebyście byli źli
na nią.
–
Przecież takie zbiegi okoliczności się nie zdarzają – bąknął
Peter. – Chronisz go, chociaż wcale na to nie zasługuje. Może i
uważam, że nie fair byłoby, gdyby został tu sam na święta, ale
nie zmienia to niczego. Przez niego również wyszedłem na kłamcę,
łgał mi prosto w twarz i do tej pory nie przeprosił.
Syriusz,
który do tej pory leżał na boku, ignorując wrzaski Jamesa, na
wyznanie Remusa wreszcie odwrócił się w kierunku przyjaciół.
Ciemne włosy smętnie opadały mu na twarz, a sylwetkę miał
zgarbioną zupełnie jak nie on. Gdy odezwał się, głos wciąż
miał dziwnie zachrypnięty, wydawało się, że nawet bardziej niż
wcześniej, co zwróciło uwagę Remusa, jednak postanowił zachować
to dla siebie.
–
Przepraszam, dobra? Wiem, że jestem do kitu, że zawiodłem was
wszystkich. Nie umiem przyznać się do błędu i dlatego liczyłem,
że wszystko jakoś się rozejdzie. Wybacz, że cię okłamałem,
Pete. Nie powiedziałem wam całej prawdy, nawet nie zamierzałem i
uważam, że Remus też nie miał prawa. Wiem, że sam spaprałem
sprawę, ale Cannie… Cannie powinna mieć choć tyle prywatności.
Nigdy nie powiedzieliśmy jej o futerkowym problemie, więc w
zasadzie jesteśmy kwita. Ja to zupełnie co innego.
–
Świetnie – powiedział James. – Czyli teraz prawie każdy się w
kimś kocha, a tylko ja byłem takim frajerem i naopowiadałem
wszystkich naokoło. Właściwie jakoś mnie to nie dziwi. Ech –
westchnął – właściwie miałem już dość tych kłótni, nie do
tego zostałem stworzony – powiedział, po czym zaśmiał się
głupkowato. – Ale wciąż jestem niezadowolony, że nic mi nie
powiedziałeś, nie myśl, że zapomniałem.
–
Właśnie – dodał Peter. – Chociaż i tak nie mogę sobie
darować, że się nie domyśliłem…
–
Też byłem zdziwiony – zaśmiał się Syriusz, po czym dostał od
Petera poduszką w głowę. – Ałć!
–
Nie marudź, należało ci się – powiedział James. – To jak to
jest z Cannie?
–
No ma chłopaka – odpowiedział posłusznie Syriusz.
–
No co ty nie powiesz? – zironizował James. – A teraz gadaj, co
wiesz. I tak nie ma czego ukrywać, a jej też należy się lekcja. I
pamiętaj, jeszcze jeden numer i kara cię nie ominie.
–
Kiedy serio nic nie wiem! Poniosło mnie i obiłem mu twarz, a ten
kretyn nie naprawił sobie facjaty i obnosił się z nią przez doby
tydzień. Nie powinniście już się zbierać?
–
Wiesz, rodzice chyba jakoś dadzą sobie beze mnie radę –
powiedział James, siadając na kufrze, opierając łokcie na
kolanach i składając głowę na dłoniach.
–
Dzięki – wyszczerzył się Black.
–
Widzisz, jak ja się dla ciebie poświęcam, niewdzięczniku?
–
Przecież podziękowałem.
–
Nie pyskuj, bo jeszcze zmienię zdanie.
–
Dobra, dobra.
–
Chodź, Peter, musimy się zbierać – powiedział Remus, chwytając
rączkę kufra. – Nie mogę z wami zostać, mama nie może być
sama w święta.
–
Jasna sprawa! – krzyknęli obaj.
Remus
uśmiechnął się, wyglądało na to, że wreszcie wszystko wracało
na odpowiednie tory.
~*~
Ambrozja
uściskała syna, kiedy tylko pojawił się w drzwiach ich
niewielkiego domu. Chociaż niedawno zdążyła wrócić z pracy,
uwinęła się z przygotowaniem skromnej kolacji. Uśmiechała się
od ucha do ucha, spoglądając na Remusa, i nie mogła się nadziwić,
że tak zmężniał oraz wyrósł przez te kilka miesięcy. Lupinowi
wydawało się, że matka przesadzała, że zwyczajnie się za nim
stęskniła i teraz wyolbrzymiała, jednak pozwolił jej mówić i
zwyczajnie cieszyć się z jego powrotu. Matka opowiadała mu o
wszystkim, co zdarzyło się od jego wyjazdu – o tym, jak panna
Elżbieta spotykała się ze swoim lordem Cavendishem i jak później
płakała, gdy rzucił ją dla młodszej, niepomny na dawne obietnice
składane kochance, ani słowa wypowiedziane przed ołtarzem
małżonce.
Choć
Remus wiedział, że Elżbieta była zepsutą starą panną, wciąż
czuł ogromną niesprawiedliwość. Właściwie nie chodziło o
panienkę Smeaton, a raczej o to, że ją również zostawił
mężczyzna. Kiedyś, dawno temu, kiedy Lupin był dzieckiem,
przysiągł sobie, że nigdy nie pójdzie w ślady ojca, że nie
skrzywdzi żadnej kobiety tak jak on to zrobił. Pamiętał, jak
matka płakała, jak czekała na jego powrót zawsze o szóstej po
południu, jak nalewała zupy dla kogoś, kto nigdy miał się nie
pojawić i karciła się za to. Czasami w nocy szeptała jego imię,
a Remus nigdy nie wiedział, czy mówiła przez sen, czy wzywała go
naprawdę. Pewnego dnia zapytał mamy, czy nie żałuje, że poznała
jego ojca, a ona odpowiedziała mu, że kochała go całym sercem.
Nie był usatysfakcjonowany tymi słowami, bo nie o to dopytywał.
Remus
kochał mamę, ale nie potrafił znieść tego, co zrobił jego
ojciec. Czasami zastanawiał się, czy może to przez jego
przypadłość, czy to wszystko jest jego winą. Ambrozja nigdy nie
przyznałaby mu racji, jednak w tej kwestii nie potrafił jej ufać.
Gdyby Arsene odszedł, gdyby ich po prostu zostawił, byłoby lepiej
– a przynajmniej tak zawsze sądził Remus. Blizny, które zostawił
obojgu, ciążyły im każdego dnia, bo nie sposób zapomnieć o
kimś, kto znaczył tak wiele. Arsene Lupin był wspaniałym ojcem i
mężem, zapewnił rodzinie uroczy domek w środku lasu, a Remus
posiadał wiele radosnych wspomnień związanych z tatą, choć teraz
wydawały się przysłonięte mgłą. Razem chodzili na spacery, a
Arsene sprawiał, że liście wirowały dookoła nich, co zawsze
radowało Remusa. Ambrozja witała ich ciepłym uśmiechem znacznie
młodszym i radośniejszym niż teraz, a potem razem siedzieli w
pokoju gościnnym. Aż w końcu zjawił się wilkołak i świat
obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.
Dumny
Arsene Lupin był uparty i zdecydowany, miał w sobie niesamowitą
siłę, którą Remus podziwiał, będąc dzieckiem. Jednak po ataku
powoli się załamywał, stając się coraz mniej przystępnym.
Walczył, starał się, jak potrafił dla rodziny i maleństwa, jakie
miało przyjść na świat. Jeździli od uzdrowiciela do
uzdrowiciela, ale nikt nie mógł nic poradzić. Ambrozja nie dbała
o siebie tak jak powinna, przejęta sytuacją synka, i w końcu
straciła dziecko, które nosiła. To ostatecznie złamało wolę
Arsene’a, sprawiło, że zaczął izolować się od rodziny,
zamykać w gabinecie albo wypuszczać na coraz dalsze podróże, by
znaleźć kogoś, kto potrafiłby choćby ulżyć Remusowi w
cierpieniu.
Ostatecznie
Arsene musiał pogodzić się z porażką. Pewnego wiosennego dnia
wrócił do domu, wnosząc śnieg, błoto i zimno. Ambrozja powitała
go nieco niemrawo – wciąż nie otrząsnęła się po stracie
dziecka. Pan Lupin jak zwykle ruszył do gabinetu ociężałym
krokiem, który zastąpił niegdyś energiczny chód. Nie wychodził
aż do wieczora i Remus postanowił wejść do pokoju, podczas gdy
mama przysnęła na kanapie.
Do
tej pory pamiętał chłód ojcowskiej dłoni i jej dziwne,
niebieskawe zabarwienie. Na podłodze leżała niewielka opróżniona
buteleczka, jaką przez przypadek kopnął. Złapał rękę ojca i
ciągnął, chcąc go obudzić, w końcu zaczął nawoływać.
Wreszcie krzyki wyrwały ze snu Ambrozję, więc przybiegła do
mężowskiego gabinetu. Podeszła do fotela, w którym na wpół
leżał Arsene i krzyknęła, widząc blade ciało i wyraźnie
malujące się błękitne żyły. Wrzask wreszcie zamarł jej na
ustach, chwyciła Remusa za rączkę i wyszła z pokoju.
Nie
potrafili dłużej mieszkać w tym domu. Wydawało im się, że z
każdego miejsca wyzierają wspomnienia dobrych dni, nabierających
teraz posmaku goryczy i zepsucia. Wyprowadzili się, nie oglądając
się za siebie, bo każde miejsce wydawało się lepsze od tego,
gdzie spotkało ich tyle nieszczęść.
Remus nie potrafił wybaczyć ojcu, że w ten sposób zostawił
matkę, że zachował się jak tchórz, wybierając śmierć. Został
sam z mamą, która nabrała siły, zupełnie jakby śmierć Arsene’a
zahartowała ją. Niczym lwica walczyła o zapewnienie im bytu,
pogodziła się z przemianami Remusa i tylko czasami, gdy myślała,
że nikt jej nie widzi, roniła łzy.
Zawsze,
gdy nadchodziły święta, do Remusa wracały wspomnienia o Arsenie
Lupinie, człowieku, którego nie chciał nazywać tatą, bo to za
bardzo bolało.
Akurat zdążyłam nadrobić wcześniejsze rozdziały i pojawił się następny, jakby częściowo podsumowujący ostatnie wydarzenia. :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że nie wszystko było do końca klarowne, ale może to kwestia tego, że nadrabiałam tutejsze zaległości w wirze przygotowań do świąt i może nie wczytałam się wystarczająco dokładnie? No bo np. dość dziwne wydaje mi się zachowanie Ciri. Nie pojmuję, dlaczego z nim zerwała. Owszem, Black zachował się jak palant na tej wieży, ale wydawało mi się, że jakoś tę sprawę załagodził. Była zazdrosna o Cannie (wspomniała coś o gryfońskim odpowiedniku)? A może o mapę i animagię? W ogóle wydawało mi się, że Cannie nie wie o Ciri, która pozostała w ukryciu, a jednak najwyraźniej coś przeoczyłam, skoro Syriusz bał się, że Gryfonka wyjawi jego tajemnicę. Trochę niejasne jest też dla mnie obwinianie się Remusa. Naprawdę, złoty chłopaszek, za bardzo to wszystko przeżywa…
Aiken od początku wzbudził we mnie podejrzenia o wilkołactwo. Potem trochę zaczął mi przywodzić na myśl coś związanego z wampirem. Ale tak czy siak, ciekawa sprawa, co mu tam dolega ;>
Aha, zapomniałam już o wątku Lety Atropos. Mam wrażenie, jakby jej sprawa była jakaś niedokończona, jakbyś coś przemilczała. Booo… jakieś to takie mało wiarygodne mi się wydawało, aby to ona za wszystkim stała. Jakby końcowe wątpliwości Remusa i Cannie na jej temat były słuszne i jakby wszystko miało się jeszcze okazać. No nie wiem…(?)
Wracając do tego rozdziału, bardzo przystępnie opisałaś historię Remusa (w sumie nie tylko w tym rozdziale, ale już w „Ogrodniku” podobało mi się, jak przedstawiałaś jego sytuację) i za to ogromny plusior.
A generalnie tooo… nie wiem. Mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony kupuję to, co piszesz, a z drugiej strony sporo wątków mi w tym wszystkim nie gra. I nie wiem, czy to jest kwestia, że to ja jestem mało uważna w czytaniu (to najprawdopodobniej, ale kto wie?), Ty w planowaniu czy może to specjalny zabieg i niektóre z tych wątków wypłyną na wierzch i okażą się nieco inne, niż wydawały się do tej pory?
W wolnej chwili jeszcze raz sięgnę do niektórych rozdziałów, żeby wczytać się trochę dokładniej i rozwiać wątpliwości :]
W każdym razie życzę weny (i mokrych ostatnich 5 minut śmigusa) i lepszego nastroju niż ten, o którym wspominasz w dopisku ;)
Trzymam za Ciebie kciuki i do napisania!
M.
To wyczucie czasu ;) Wyskrobię coś u ciebie, ale muszę się zebrać, bo długo to odkładałam.
UsuńWcale nie czytasz nieuważnie - to ja zostawiam fałszywe tropy lub momenty, na które chcę, żeby ktoś zwrócił uwagę, ale nie zawsze osiągam pożądany efekt. Ciri wyrzuca Syriuszowi Effie Vogel (ta nowa z eliminacji do drużyny Gryffindoru), nie Cannie; o mapie i animagii nic nie wie, huncwockie tajemnice i te sprawy.Cannie nie wie, że Syriusz ma dziewczynę, znaczy nie wiedziała (bez kitu, chyba nie sugerowałam inaczej?) - tylko Remus uważał, że Cannie szybciej wygada się o swoim chłopaku, niż Syriusz puści parę na temat Ciri. Lupin obwinia się, bo sam od siebie oczekuje więcej i faktycznie dość długo udawał, że nic nie wie (może tego nie widać, ale podsłuchiwanie na wieży astronomicznej miało miejsce w październiku, na początku listopada rozgrywa się mecz, a dopiero w drugiej połowie grudnia Remus przyznaje się do tego, co wiedział). A poza tym Remus to Remus :P.
W komentarzach na pewno nie puszczę pary, kim jest Aiken (ćwiczę silną wolę :D).
Oczywiście, że sprawa z Letą Atropos nie jest dokończona. Chociaż pewnie nie widać, zajmuję się sprawą na bieżąco i w tym rozdziale była wskazówka (którą dostrzegłaś, ale nie powiązałaś z tym wątkiem). Bardzo mi zależy, żeby czytelnicy sami odkryli prawdę, dlatego staram się możliwie najczęściej przemycać wskazówki (chociaż z obserwacji wynika, że idzie mi to słabo).
Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa w historii Remusa, ale nie wiem, gdzie i kiedy wpleść więcej. Miło mi, że się podobało ;).
Ostatnia opcja ma najwięcej prawdy :D.
Dziękuję!
Pozdrawiam ;)
A widzisz, zapomniałam o Effie.
UsuńWiem, ze Ciri nie wiedziała o mapie i animagii, to tylko taki skrót myślowy był :D Chodziło mi o to, że może jest zła, bo nie poświęca jej odpowiednio dużo czasu (bo jest pochłonięty wyżej wymienionymi zajęciami).
Dostrzegłam jakąś wskazówkę i nie połączyłam wątków? Rany, główka już szwankuje... ale ostatnio ograłam po pijaku trzeźwego kolegę w szachy! xD Jeszcze nad tą Letą pokombinuję. Od początku wydawało mi się za proste to niby-zakończenie jej wątku. ;)
Myślę, że to nie jest kwestia tego, że wychodzi Ci słabo albo dobrze. Po prostu blogi to do siebie mają, że posty pojawiają się w różnych odstępach czasowych (choć Twoja obowiązkowość i tak jest godna podziwu w porównaniu np z Megalomanki, nie wiem, czy znasz), a czytelnikom szybko wylatują z głowy jakieś niuanse czy drobne wskazówki. Dopiero jak się zagląda do starszych rozdziałów, to człowiekowi bardziej się rzucają w oczy.
Effie to tak bardzo poboczna postać, że jak najbardziej rozumiem ;).
UsuńAha, wolałam wyjaśnić, żeby nie było wątpliwości. Ale w takim razie tak, masz rację - Ciri była zła właśnie o brak czasu. Ale serio sugerowałam, że Cannie coś o nich wie? Strasznie mnie intryguje, skąd to wzięłaś (bo byłby to mój błąd).
Nom :D Brawo, zuchu, może przy czytaniu rozdziałów, również powinnaś użyć wspomagaczy? ^^ Prawdopodobnie najwięcej mówiąca wskazówka kryje się w rozdziale 27 (beta zauważyła podczas sprawdzania, byłam taka dumna!).
Ech, jestem strasznie do tyłu, dlatego teraz mam zamiar ostro przyspieszyć. A, kojarzę - ta dziewczyna, która co jakiś czas odradza się jak feniks z popiołów :P? I tak ciągle mam wrażenie, że wszyscy liczą na wyciągnięcie ze mnie prawdy w komentarzach... Nie złamię się, o!
Usuń– Dlaczego nic nie powiedziałeś o chłopaku Cannie? – zapytał Remus.
[...]
Black poklepał Lupina po ramieniu i odpowiedział:
– Bo nie chciałem, żeby ona powiedziała wam o Ciri. Wiem, że to żałosny powód.
Zasugerowałam się odpowiedzią Syriusza i dlatego coś mi zazgrzytało. Nie przypuszczałam, że z niego taki dureń i się bał, że Cannie powie coś, o czym nie wie :D
"Odradza się" to... daleko idący eufemizm, rzekłabym. ;)
Ostatnio myślałam o Tobie, gdy pisałam następne rozdziały i rozwijałam wątki, które mi wytknęłaś jako najsłabsze punkty. Jestem Ci naprawdę baaaaaaardzo wdzięczna za szczerą opinię, za to, ze w ogóle Ci się chciało. W lwiej części się z Tobą zgadzam i postaram jakoś to naprawić, jednak są wątki, których mimo wszystko będę się trzymała. Więc raczej nie liczę na to, że ciąg dalszy Ci się spodoba. Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała poświęcić Spotkaniu więcej czasu, w końcu nic na siłę. W każdym razie tak czy siak dzięki! ;)
Bo powinnam użyć przypuszczenia - poprawię, bo zwaliłam. Dzięki, bo sama za nic nie doszłabym do tego ;).
UsuńOj tam.
Bosz, naprawdę lubię "Spotkamy się znów" i musiałabyś zrobić coś strasznie złego, żeby mnie zniechęcić. Wiem, że zazwyczaj, gdy miewam dzikie napady szczerości i nic nie wycinam, ludzie myślą, że piekielnie się męczę przy ich opowiadaniach - nieprawda. Zaraz pójdę do ciebie i ogarnę, a w ogóle to nie namawiaj tak czytelników do rzucenia w cholerę opowiadania :P.
Ojejkujejku, nowy rozdział <3 Tyle szczęścia xD Akurat nie mam internetów, ale u babci jestem i bloga mogę poczytać C:< Dziś tylko zdaję raport że
OdpowiedzUsuńa) Rozdział <3
b) REMUS <33333
c) przeczytane :D
Bo się śpieszę i szybko-szybko. Rozdział jak zawsze nieszamowity. Wybacz, że tak krótko xC
Mam nadzieję, że święta dobrze minęły C:
Pożdrawiam. Wybacz anonimka xD
~Chomik
Właśnie - tyle miłości wylewa się z komentarza, że nie wiem, czy mi Remusa ktoś nie ukradnie!
UsuńŚwięta minęły za szybko, niestety. A tobie?
Pozdrówka ;)
NIEEEEEE ;n;
UsuńNAPISAŁAM TAKI CUDOWNY KOMENTARZ. TAKI DŁUGI. I CO? I SIĘ USUNĄŁ :CCCCCC
Moje szczęście ;n;
Dobra, sorry. Już cicham xD
Ogólnie, to chciałam rzec, że:
Cóż.. święta były krótkie, dobrze minęły, siostra do mnie przyjechała z Krakowa :D
I jestem szczęśliwa bo internety.
I ładna pogoda.
No.
Przejdźmy do rozdziału...
AAAIKEEEEEEEEEEEN xD
I wgl Remus taki wilczku, musi wyjść na dwór (Mogę wyjść z Tobą, Remus? :3) xD
Nigdy bym się nie spodziewała, że Remus (napisałam Rufus zamiast Remus, wut xDDD) widział zajście z Ciri. Ach, Ałtorko xD
I ta kłótnia, i smutny Syriusz, i wgl ;c Ale cieszę się, że się pogodzili. I że James z Syriuszem został ;)
ta przeszłość Remusa... Takie smutne, ale tak cudownie napisane <3 Ałtorko, kocham Ciem. Za tego bloga. No. xD
I ta wzmianka o Elżbiecie <3 Znaczy smutne i wgl, ale mi się tak ciepło zrobiło, że o niej wspomniałaś :)
Dobra. Coś mi się przypomni, to napiszę :)
Pozdrowienia znad... Klawiatury
Chomik
Właśnie dlatego zazwyczaj piszę komcie w wordzie (blogger jest zbyt wredny, bo raz, że usuwa, a dwa ma limity).
UsuńTo cieszę się, właśnie dzisiaj była taka ładna pogoda - mogłoby być tak częściej :D.
Nie, nie możesz wyjść z Remusem, bo mi go ukradniesz i więcej go nie zobaczę!
Ałtorka nawbijała tylu zbiegów okoliczności, że wooow. W zasadzie Remus miał być sam na tej wieży, ale towarzystwo się tam wepchało, no.
Ach, jak mi miło, że pamiętasz o Elżbietce! Uznałam, że wypada powiedzieć, jak skończył się jej romansik ;).
Pozdrówka ;)
Ale... Remus... Nie ukradnę go ;n;
UsuńArgh, wredne towarzystwo, jak to tak się wpychać xD
Elżbieta tak mi w pamięć zapadła, jak Ślizaki xDDD
A co do tych pytań, czy czego tam (notatki? darp)
z prawej, to
a) Rodział tak szybko? O.o Okej, mi tam pasuje :3
b)BONUS, TAK <3 [Napisz, że Remus. Remus. A jak nie Remus, to Remus w tle. Byleby był ;n; Nie, sorry, Twój blog xD (Remus? ;n;)]
c) Lily to Rude Wredne Zło i nikt jej nie lubi (prócz Jamesa i Severusa, bo jej "przyjaciółki" udają) i nie proszę nie nie cierpię Lily nie rób mi tego argh przecinki i kropki ;n; Tylko nie ona ;n; Niech będzie nawet o Bellatrix (nie no, ona zabiła Syriusza, nie wybaczę jej ;n; Chociaż w sumie... To Rowling go zabiła... I Remusa też... Właśnie zdałam sobie z tego sprawę ;n; ROWLING NIECH CIĘ TARTAR POCHŁONIE ;n;) i nie Lily xd
Dobra, koniec xD Życzę miłej niedzieli.
Twoja Fanka
Błagam-Niech-Komentarz-Się-Nie-Usunie-A-Dobra-Skopiuję-Go
Chomik
(tak wiem, że mój protest na temat Lily nie ma sensu ale cóż. Nie cierpię baby xD)
UsuńNo dobrze, możesz wyprowadzić Remusa na spacer, ale jak zaginie, będę wiedziała czyja to robota :P.
Usuńa) ano, napisany i trzeba trochę przyśpieszyć, bo tak się rozleniwiłam...
b) jeszcze nie wiem, kto będzie w bonusie, ale rozważę Remusa ;)
c) może niekoniecznie Lily... Znaczy bardziej pytałam, czy w ogóle chcecie takie rozdziały. Na razie wydaje mi się, że będzie to Regulus, bo o Lily sama nie lubię pisać.
Witamy,
OdpowiedzUsuńz tej strony Łapa i Rogacz. Jak pewnie się domyślasz, pierwszy raz komentujemy Twój rozdział, chociaż od kiedy zaczęłyśmy czytać Twojego bloga, staramy się wytrwale nadrobić wszystkie zaległe rozdziały. Szczerze możemy powiedzieć, że... ten rozdział jest naprawdę dobry, wręcz... przepraszamy, ale aż nam ciężko go określić. Po pierwsze wciągał, po drugie niepokoił, smucił i po trzecie, wywoływał uśmiech. Rzadko spotykamy tak dobre blogi jak ten :)
Nie będziemy się na razie odnosić do wydarzeń, bo po prostu nie bardzo na razie wiemy o co chodzi, ale jak już nadrobimy wszystko, to na pewno nasze komentarze będą bardziej składne
Także mamy małą informację. Jesteśmy świadome, że nie wszyscy przepadają za LBA, ale mimo to postanowiłyśmy Cię nominować, jak nasze uznanie dla kawałka naprawdę dobrej roboty. Tutaj jest link http://mlodosc-huncwotow.blogspot.com/p/lba-nominacja.html
Także, jeśli będziesz miała ochotę, to możesz sprawdzić nasz blog i ocenić. Byłybyśmy ogromnie wdzięczne :)
A tymczasem pozdrawiamy i kłaniamy się nisko w ramach uznania i życzymy jak najlepszej weny!
~ Rogacz i Łapa
No, raczej mało osób pisze komentarze we dwie, więc - nawet przy mojej sklerozie - zapamiętałabym ;). Miło mi, że rozdział przypadł do gustu.
UsuńAch, nie mam nic przeciwko, ale najpierw muszę uporządkować zakładki. Dzięki za nominację ;).
Ojej, ale ja nie oceniam blogów :P. Od tego są oceniające, chociaż - nie obiecuję! - możliwe, że znajdę chwilę na przeczytanie.
Pozdrawiam, dzięki i nawzajem.
Ale nie chodziło nam o ocenę o taką, o której mówi koleżanka poniżej, nawet nie wiemy o co chodzi :D Po prostu zwykłe przeczytanie, króciutki komentarz... Sama na pewno wiesz jakie to potrafi być budujące :)
UsuńPozdrawiamy!
Tylko się droczyłam... Przepraszam, że wprowadziłam niepotrzebne zamieszanie.
UsuńHej! Jestem nową stażystką na KDO i zainteresowałam się twoim blogiem. Zgadzasz się, żebym to ja go oceniła?
OdpowiedzUsuńPS. Opowiedz pod najnowszym postem ocenialni KDO.
Z dłuuugim opóźnieniem, ale przybywam. Zacznę po kolei.
OdpowiedzUsuńOch, wytłumacz już to, kim jest Aiken! Bo niby wszyscy coś tam wiemy, coś tam podejrzewamy, że może ten pan nie lubi księżyca z wiadomych powodów, ale póki nam tego nie napiszesz, nie uwierzę, że mam rację.
Poza tym, Remus zachował się jak kumpel, nie wyciągając na wierzch brudów Syriusza i Cannie, bo w sumie to nie była jego sprawa. I dobrze zresztą, co Jamies by zrobił, gdyby wiedział i czekał aż Syriusz mu powie? Och, to byłaby tragedia...
Zrobiłaś mi dzień tym, że Remus jest zazdrosny o Cannie. Tak, w końcu jest ten wątek miłosny, to uczucie! Koniec z tłumaczeniem, że Remus traktuje ją jako substytut swojej nienarodzonej siostrzyczki.
Pojednanie Syriusza i Jamesa bardzo zgrabne, ale wszyscy wiemy, że wyjdzie mnóstwo problemów z tego, że Syriusz nie pojechał na święta. Jego biedna, czuła matka się załamie, że jej najdroższy syn wolał zostać z mugolakami w szkole, zamiast przyjechać i wpaść w jej matczyne ramiona.
Przesadziłam.
Co do Arsene Lupina... uch, jego historia jest strasznym obciążeniem dla tego rozdziału, bo on sam w sobie zbyt wesoły nie był, a tutaj jeszcze taki ćwiek na sam koniec. Rozumiem, że pan się trochę załamał i nie widział wyjścia z sytuacji, ale nie pozbędę się wrażenia, że jest podłym dupkiem, który nie zasługiwał na Remusa i jego matkę.
Pozdrawiam, Niah.
Wystawiasz moją silną wolę na ciężką próbę. Przecież wiecie kim jest Aiken, a przynajmniej niektórzy ^^. Będę mogła wam powiedzieć dopiero wtedy, gdy stanie się to oczywiste w opowiadaniu, ale wtedy już nie będziecie pytać (zgodnie z planem byłby to rozdział 41).
UsuńTo trochę taka niefajna sytuacja, ale Remus musi ponarzekać, taka jego natura. Gdyby James wiedział wcześniej w życiu nie czekałby aż Syriusz mu powie :P.
Mam wrażenie, że będziesz mi to wypominać do końca świata... I dalej mam zamiar chociaż trochę zasłaniać się siostrzyczką!
Oj będzie syf, ale dopiero wtedy, kiedy Walburga wreszcie dobrze się do Syriusza, a on nie zamierza w najbliższym czasie pokazywać się matce na oczy :D.
Kurka no, a liczyłam na to, że pogodzenie się Huncwotów złagodzi depresyjność rozdziału. Nie mam nic na swoją obronę, bo ten fragment już bardzo dawno obiecałam i planowałam w tym miejscu... Masz rację co do Arsene'a - nawet nie wiesz jak trafnie utrafiłaś w sedno.
Pozdrawiam ;)
Czterdziesty pierwszy... nagle bardziej się przejęłam, że masz zaplanowane rozdziały z takim wyprzedzeniem w przód a nie tym, że jeszcze tyle zostało.
UsuńNo tak, James by wpadł i z miejsca "cóż to za obślizgłe sprawy przede mną ukrywasz, bracie!?" Czy coś.
Nie zasłaniaj się! To nic nie da! Wszyscy wiedzą, co jest na rzeczy!
Mamusia będzie czekać. Cierpliwie. Jak tylko matki potrafią. A później zaatakuje w momencie, gdy Syriusz będzie się tego najmniej spodziewał!
Oj, są rozdziały śmieszne i rozdziały depresyjne. Trzeba się z tym pogodzić ;)
A teraz odniosę się do informacji z boku:
Żadnej przerwy w wakacje, nie odpuszczaj, niech akcja idzie do przodu! Zaczyna się robić ciekawie. No, ciekawie już jest od wielu rozdziałów, ale jest jeszcze ciekawiej!
Nie wiem, czy się zgubiłaś czy nie, ale skoro mam przyzwolenie Cię gonić, gonię Cię do siebie.
Bonus zawsze w cenie.
Gdzieś tam na górze w komentarzach (taka zła ja, czytam cudze wiadomości!) widziałam plotę, że rozdział mógłby być z perspektywy Regulusa, więc jak dla mnie w to mi graj, ale nie obraziłabym się, gdyby czasem pojawiły się rozdziały z perspektywy innych osób.
Sonda żyje.
Pozdrawiam, Niah.
Rozdziały są zaplanowane do końca tej części (43), bo inaczej plotłabym o niczym... a to zły pomysł. Poza tym to nie są jakieś sztywne ramy i czasami niektóre rzeczy się przesuwają. W zasadzie tegoroczną rozpiskę mogłabym wrzucić do bonusu, ale nie wiem, czy warto, bo strasznie bazgroliłam.
UsuńPewnie tak :D.
Chciałam tylko powiedzieć, że tego nie było w planach, bohaterowie mi się zbuntowali, o!
Zobaczymy, czy wciąż będziesz pamiętać, kiedy już dojdzie co do czego ^^.
Znaczy tak: rozdziały musiałyby ukazywać się co tydzień, żeby w wakacje była przerwa, a sądzę, że to bez sensu i dlatego przerwy nie będzie, a ja się zagotuję przed kompem... Cieszę się, że jest ciekawie, a - moim zdaniem - później będzie lepiej.
Taaaaaka zła jesteś! Rozdziały nie bez powodu piszę tylko z perspektywy Huncwotów :). Nakłada to na mnie ograniczenia i dzięki temu muszę zwracać uwagę na to, co mogę zawrzeć, a co niekoniecznie. W Interludiach nie ma żadnego Huncwota - to mogę obiecać.
43 rozdziały pierwszej części... na miejscu jest pytanie, ile byłoby drugiej?
UsuńNie no, wszystkim się coś przesuwa, zmienia lub całkiem ewoluuje. To normalnie. Pisanie czegoś sztywno pod plan, który wymyśliło się kilka lat temu, jest uwsteczniające.
Bohaterowie to podstępne istoty, które zawsze twierdzą, że mamy dla nich gorszy scenariusz, niż ten, który sami napisali i zadymy robią. Tak jest, to prawda. Ciężka z nimi praca.
Oj tam, oj tam :) Dałabyś sobie radę i z innymi, tylko byłby duży misz-masz.
Pozdrawiam, Niah.
Znaczy to nie tak... Użyłam skrótu, bo mi prościej jest dzielić sobie bloga na czasy, kiedy powstaje plan do rozdziałów i tym samym punktami w fabule - i tak liczę sobie od prologu do 24 pierwszą część; od 25 do 43 drugą. Nigdy nie powstanie coś, co oficjalnie nazwę drugą częścią - Rant jest całością.
UsuńHehe kilka lat temu - plan "trochę bardziej szczegółowy" do rozdziałów to piszę zawsze w przerwie, dlatego ona była. Strasznie długo zajmuje mi zebranie się do kupy i ogarnięcie bajzlu. A plan ramowy się nie zmieni, ale ten to same ogólniki :P.
Właśnie - bohaterowie i czytelnicy! Ale z czytelnikiem można pogadać, a z takim bohaterem... lipa.
Dałabym, ale nie w tym rzecz. Łatwo jest przeskakiwać między bohaterami (kiedyś tak robiłam), ale mało się przy tym uczę. Wydaje mi się, że to taki wyższy poziom, że takie rzeczy lepiej robić, kiedy już jest się pewnym własnych umiejętności.
A, już rozumiem, o co ci chodziło. No no, to wątek Aikena zbliża się wielkimi krokami ku końcowi. Ciekawie, ciekawie. A kiedy będzie nowe Interludium? Bo ono zawsze ukazuje wszystko z troszkę innej strony.
UsuńTaki już los autora, że z każdej strony jest atakowany.
Czy ja wiem? Jednak człowiek uczy się pisania, z innego punktu widzenia, innego toku myślenia i sytuacji. Pisząc jedynie czterema postaciami, wyrabia się nawyk trzymania się formy i głównej akcji, co złe nie jest, ale ja sobie cenię co innego :)
Pozdrawiam.
Nowe interludium wypada chyba jakoś na początku września. Ono zajmuje się podaniem informacji niedostępnych dla Hunców, a które chciałabym, żeby czytelnicy znali.
UsuńDla mnie większym wyzwaniem jest utrzymać formę przez xx rozdziałów, niż wczuć się w inną postać. Poza tym nawet, gdy piszę jakąś postacią zazwyczaj całkiem sporo myślę o innych występujących w scenie, bo dalej muszę wiedzieć, co powinni odpowiedzieć albo zrobić. Tak z ciekawości: co sobie cenisz? ;)
Ech, jeszcze tyle czasu... Więc każde nowe Interludium jest po zakończeniu wątku? Dobrze wiedzieć.
UsuńJa mam tak, że piszę jeden wątek i myślami jestem już przy jego rozwiązaniu i sama się na siebie denerwuję, że jeszcze tyle mi zostało do napisania...
Chyba styl i ujęcie tematu... Bo wiesz, dla mnie tekst może być o niczym, a i tak go przeczytam, jeżeli forma mi się podoba. Często-gęsto też czytam rzeczy z dużą ilością psychologii postaci, bo to, jak ewoluuje ona na naszych oczach, jest chyba najlepszą rzeczą, jaką można przeczytać. No i lubię czarny humor w opisach/sytuacjach lub rozładowywanie mega poważnych momentów tekstami typu "Nie przeszkadzać. Zombie". A Ty? :)
Pozdrawiam, Niah.
Tak, bo służą też podsumowaniu.
UsuńJakoś nigdy specjalnie się nie martwię, że nie dochodzę tam, gdzie chciałam, bo zazwyczaj po drodze osiągam coś innego, a jak tekst będzie trochę dłuższy nic strasznego się nie stanie :P.
Myślałam, że to coś faktycznie bardziej związanego z posiadaniem wielu postaci-narratorów. Teksty o niczym są słabe - jeżeli autor nie potrafi powiedzieć, o czym pisze - jest słabo. Najzabawniejsze jest to, że niemal każdy tekst jest o czymś, tylko nie każdy potrafi to zauważyć ^^. Tak, bohaterowie to moje oczko - lubię ich interpretować, coś zarzucać, marudzić na nich lub chwalić; bez porządnie skrojonych bohaterów nie ma opowieści. Czarny humor jest zabawny i mile widziany, ale mnie tam ogólnie łatwo rozśmieszyć, a zwykłym też nie pogardzę ;). Jednak najbardziej cenię sobie przesłanie - ale takie ukryte, nienachalne - bo to już sztuka.
:D! Aż dwa rozdziały!!! Warto było nie zaglądać tak długo!
OdpowiedzUsuńAIKEEEEEEEEEN...!
I Remus :3
A zakład, że Aiken nie jest wilkołakiem, tylko tak napisałaś, żeby nas zmylić! A on naprawdę, nie wiem żre w nocy Kamień Filozoficzny i dlatego miał coś do nieśmiertelności. A zmęczony jest... bo mu się kończy?
Dobra, to się kupy nie trzyma.
No to lecę czytać nowy rozdzialik :3!
Scholastyka, której nie chce się logować, bo jest leniwą bułą.
PS Mam na myśli rozdział, który jakimś cudem niedawno przeoczyłam. Tak wiem, że nie wiadomo o co chodzi :)
UsuńAle jaką mną trzeba być, żeby przeoczyć rozdział na swoim ulubionym blogu na ulubiony temat?
Scholastyka
Ano, trochę cię nie było.
UsuńO co zakład? ^^ Rozgryzłaś go - podkrada kamień Flamelowi!
Ja tam nigdy się nie wylogowuję, więc nie pobijesz mojego lenistwa :P.
Zrobiłaś mi dzień tyloma ulubionymi :D.
A to jeszcze jedna tajemnica do kolekcji. podsłuchujący Remus. Ja tam się wcale nie dziwię, że nie powiedział. To ich sprawa i sami powinni. Także nie widzę za specjalnie sensu, aby to Remus powiedział im, a nie Syriusz czy właśnie Cannie. Gdyby powiedział to Remus, to trochę głupio by to wyglądało, jak donosicielstwo. Gdyby on jeszcze robił coś złego, albo Cannie, ale takie coś? No bez przesady. A więc jednak Remus zakochał się w Cannie? O.o A to zmienia zupełnie patrzenie na niego. Ja myślałam, że on był zły, tak jak kumpel na przyjaciółkę, bo ona jest jego i te pierwsze związki to raczej "ojciec" musi dokładnie przemaglować kandydata, a tu jednak coś więcej. Muszę się z tym oswoić. Strasznie podobała mi się ta cała sytuacja. I to jak James się wkurzył, znów tym razem on, jak ojciec. Jasne, trochę należało się Blackowi, ale cieszę się, że w końcu sobie to wyjaśnili. Są przyjaciółmi i właśnie sobie to udowadniają. Syriusz ucieka od problemów, ale jak ma je rozwiązać, zwłaszcza ten z rodzicami? Dobrze, że James z nim zostanie. Mówienie o uczuciach jest trudne, a James chyba najzwyczajniej w świecie nie ma z tym problemu. Wygadanie się komuś jest lepszym sposobem niż trzymanie tego w sobie, ale czasem właśnie trudno się przemóc i wyżalić. Zwłaszcza, że pewnie ród Blacków raczej stawia na to, aby być silnym samym w sobie, a nie komuś ufać i jeszcze wyżalać. Myślałam, że ojciec Remusa go opuścił, ale w takim sensie, że poszedł, uciekł, zostawił dla kogoś, a on zmarł. W takim razie jeszcze trudniej zrozumieć mi matkę Remusa, że nakładała dla niego itd. No, ale chyba rozumiem, nie chciała się z tym pogodzić. Choć są to dużo marniejsze szanse, że wróci, niż gdyby uciekł. Z zaświatów już nie wróci. Rozumiem Remusa, samobójstwo to tchórzostwo i ciężko jest zrozumieć chcianą śmierć, kiedy musi się żyć z konsekwencjami. Pomagać mamie i widzieć, jak bardzo się stara, choć czasem jest trudno.
OdpowiedzUsuń"– Jak stoimy z czasem? – zapytał James, dociskając wieku kufra nogą. – Szlag by to." <-- wieko
"Nie powiedziałem wam, bo chciałem, żebyście byli źli na nią. " <--- hm... tak się po prostu przyznał? Czy powinno być "abyście nie byli"?
Bo to ogólnie była dość głupia sytuacja i znów objawiły się remusowe tendencje do brania wszystkiego na siebie. W ogóle Remusa postawiono w nieciekawej pozycji i jakby nie zrobił sam miałby do siebie pretensje, bo on chciał być szczery wobec wszystkich, a kilka osób mu to znacząco utrudniło.
UsuńTak, Remus buja się w Cannie, ale raczej ani sam nie zauważył, ani tym bardziej nie ma zamiaru się przyznawać.
James z każdego wszystko by wyciągnął – ma jakieś specjalne zdolności :D. Blackowie mają mało wylewny styl bycia i dlatego tak trudno im się dogadać z Syriuszem.
Ambrozja (matka Remusa) po śmierci męża była w szoku, nie potrafiła pogodzić się z tym, co się stało i nie chciała przyjąć tego do wiadomości i dlatego wciąż szykowała dla niego posiłki, czekała na powrót i w ogóle. Tak, taka śmierć to ogromne tchórzostwo, a w dodatku Arsene wyrządził ogromną krzywdę żonie oraz synowi. Gdyby odszedł, prawdopodobnie łatwiej byłoby im się z tym pogodzić.
Dziękuję za wypisanie błędów :D (Z tym drugim zdaniem jest coś bardzo źle, muszę mu się uważniej przyjżeć.)