sobota, 4 lipca 2015

Najgorszy koszmar Remusa

Remus Lupin po raz pierwszy od długiego czasu czuł, że się wyspał. Przekręcił się na drugi bok, pod starym kocem i ze zdziwieniem zauważył, że słońce znajduje się już wysoko na niebie. Przestraszony, że spóźni się do pracy, wyskoczył z łóżka i pośpiesznie się ubrał. Niemal przebiegł przez korytarz, gdy coś ponownie go zdziwiło. Odwrócił się na pięcie i, podchodząc na palcach, wrócił do maleńkiej kuchni.
Ambrozja siedziała przy stole, wpatrując się w kwit. Uśmiechała się od ucha do ucha, nie potrafiąc oderwać spojrzenia od kilku skreślonych cyfr w równych rządkach i gazety leżącej na stole. Remus zmarszczył czoło i zapytał:
– Co się stało, mamo?
Wyrwana z zamyślenia Ambrozja zwróciła zamyślone spojrzenie na syna.
– Wygrałam w lotka – odpowiedziała, wciąż uśmiechając się z niedowierzaniem.
– Co? – wykrztusił Remus.
– Jesteśmy bogaci. Była kumulacja.
Remus Lupin pokiwał głową i wyszedł, modląc się, żeby panienka Elżbieta choć raz miała dobry humor i nie wyrzuciła go z pracy.
Do posiadłości dotarł najszybciej, jak potrafił. Przepraszał nieustannie, błagając, żeby pozwolono mu zostać na swoim stanowisku, ale Elżbieta nie chciała go słuchać. Machnęła ręką i powiedziała, że nie interesuje jej jego spóźnienie i ma ważniejsze sprawy na głowie. Później zniknęła wewnątrz posiadłości i do końca dnia nie wyściubiła nosa ze swojej kryjówki.
Pani Hughes powiedziała mu, że rodzice Elżbiety wreszcie znudzili się utrzymywaniem córki i postawili jej ultimatum: albo da sobie spokój z Cavendishem i zajmie się czymś pożytecznym, albo eksmitują ją z posiadłości. Elżbieta nie przejęła się groźbą rodziców, mając nadzieję, że to tylko czcze gadanie, jednak dzisiaj rano przyszedł list, w którym stwierdzano, że Elżbieta przestała być właścicielką posiadłości.
– Ale… co z nami będzie? – wykrztusił, wpatrując się w starszą kobietę.
Pani Hughes wzruszyła ramionami i zostawiła go samemu sobie.
Remus postanowił wrócić do pracy w ogrodzie, ale, gdy tylko zaczął, przyleciał do niego James Potter. Na miotle. W środku dnia.
– Remus, słyszałem, że wygrałeś mnóstwo kasy! Gratulacje!
– Co? Zresztą nieważne, dlaczego latasz na miotle? Przecież to naruszenie międzynarodowego kodeksu tajności, mogą ci za to zabrać różdżkę!
– Jakiego kodeksu? O czym ty opowiadasz? Przecież mugole są przyzwyczajeni do czarodziejów i coraz liczniej oglądają finały mistrzostw świata w quidditchu.
– Przecież to niemożliwe… – jęknął Remus, rozpaczliwie drapiąc się po głowie.
Jednak nim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej, James wciągnął go na miotłę i zawlókł pod Londyn. Lecieli zadziwiająco krótko, a mijający ich mugole machali do nich wesoło, wskazując dzieciom. James chętnie im odmachiwał i zachęcał Remusa do tego samego, ale Lupin nie miał na to ochoty.
Wreszcie wylądowali w jakiejś kawiarence w centrum Londynu, gdzie czekała na nich Canicula. Gdy tylko zobaczyła Remusa, rzuciła mu się na szyję i wpiła w usta. James zaśmiał się serdecznie, a Remus otworzył szeroko oczy, zupełnie przerażony.
Co tu się do jasnej cholery wyrabia?!
– Popatrz, Remus, wynaleziono lekarstwo na wilkołactwo! – zakrzyknął Peter, biegnąc z jakąś buteleczką w ręku.
– Szlag, Pete, to ja miałem mu powiedzieć! – wykrzyknął Syriusz, podążający za przyjacielem.
– No, brachu, czas stracić futerko – powiedział James, klepiąc Lupina po ramieniu.
Remus powiódł przerażonym spojrzeniem po przyjaciołach. Wydawało mu się, że znalazł się w strasznym miejscu, gdzie spełniają się wszystkie marzenia i jak najszybciej chciał stąd uciec. Nie podobało mu się, że nagle znalazł się w centrum uwagi, że wszyscy zupełnie zmienili do niego stosunek, że nie pamiętał, jak to wszystko się stało.
Wczoraj zasnąłem w łóżku w Hogwarcie, a teraz jestem w Londynie. Była zima, jest lato. To wszystko nie ma sensu!
Lupin poinformował przyjaciół, że chce wrócić do domu, a wtedy – ku swojemu największemu zdumieniu – zauważył, że Cannie chwyta go pod ramię. Wszystko rozpłynęło się, a potem znów znalazł się w jakiejś wielkiej willi, która zupełnie nie była w jego guście.
– Gdzie jesteśmy – zapytał, obawiając się odpowiedzi.
– Przecież chciałeś, żeby zabrać cię do domu. To jest twój dom.
– Nie, nie, nie! Mieszkam w starej kamienicy, a nie… tutaj – jęknął, łapiąc się za głowę.
– Wiem! – wykrzyknęła dumna z siebie Cannie. – Mówisz o swoim starym domu. Ale jego już nie ma. Zburzyli go dwa lata temu.
Remus jęknął, wpatrując się w dziewczynę z niedowierzaniem. Przecież jeszcze przed chwilą spał we własnym łóżku, widział matkę w kuchni! Jak to możliwe, że minęły dwa lata?! Rozejrzał się dookoła wciąż przerażonym wzrokiem. Wokół znajdowały się miękkie, delikatne dywany i kanapy, świeżo pastowana podłoga lśniła, a w licznych wazonach znajdowały się kwiaty.
– Muszę się napić – jęknął.
Niemal natychmiast znalazła się przed nim Elżbieta przebrana w strój, który przypominał ubranie służącej. Dopytywała, na co panicz ma ochotę, a Remus obejrzał się przez ramię, szukając kogoś, kto stał za jego plecami, a do kogo mogła zwracać się Elżbieta. Zamarł, gdy nikogo nie zauważył.
– Mówisz do mnie? – zapytał, wciąż licząc, że zaraz zostanie zbesztany i wszystko wróci do normalności, jednak zamiast tego usłyszał:
– Oczywiście, paniczu.
Remus wziął głęboki wdech i wydech, starając się wszystko jakoś sobie uporządkować. Nie wiedział jak. Nie wiedział, jak to wszystko było w ogóle możliwe.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i weszła elegancko ubrana kobieta, w której Remus bez trudu rozpoznał swoją matkę. Przy niej kroczył wysoki mężczyzna o jasnych włosach i oczach, które przypominały oczy Remusa. Lupin wzdrygnął się, spoglądając w uśmiechniętą twarz ojca. Chciał cofnąć się i uciec, ale za nim znajdowała się kapana, na której usiadł.
– Mógłbyś odebrać siostrę ze szkoły? – zapytał Arsene Lupin, obejmując opiekuńczo Ambrozję, która uśmiechała się od ucha do ucha. Remus nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział matkę aż tak radosną.
– Siostrę? – powtórzył głucho Remus.
– Cieszę się, że już wróciłeś, kochanie! – usłyszał Remus i nagle poczuł, że coś przypominającego nietoperza rzuciło się na niego i zaczęło go całować.
Snape przyczepił się Remusa, jak rzep psiego ogona, wyciągając swoje wielkie kościste ręce w jego stroną. Lupin wierzgnął się wściekle i spadł z kanapy. Walczył zaciekle z napastnikiem, kiedy wreszcie udało mu się wyswobodzi i zauważył, że znów znajduje się w swoim dormitorium.
– O, Luniu, masz moją szatę! Dzięki! – powiedział Syriusz, zabierając strój i wciągając na siebie. – Wyglądasz strasznie. Co ci się śniło?
Remus rozejrzał się wokół, zauważając, że wszystko jest dokładnie tak, jak to zostawił.
– Nie chcesz wiedzieć – jęknął, czując, że coś ma pod językiem.

Wypluł przeszkadzającą rzecz i zauważył, że to mucha. Przyglądał się jej przez chwilę, aż wreszcie doszedł do wniosku, że nienawidzi much. I Snape’a za nawiedzanie go w najgorszych koszmarach.  

1 komentarz:

  1. Na początku myślę sobie: E, co to za koszmar? A potem pojawił się Snape. Ja nie wiem co Ty z nim masz, może chłopacy w głębi duszy się w nim podkochują i dlatego te docinki, bo nie mogą być razem?...
    O matko, co ja wygaduję, się naczytałam o różnych shipach i już mi się w głowie miesza ;)
    Czekam na Syriusza!!!

    OdpowiedzUsuń