Remus
Lupin po raz pierwszy od długiego czasu czuł, że się wyspał.
Przekręcił się na drugi bok, pod starym kocem i ze zdziwieniem
zauważył, że słońce znajduje się już wysoko na niebie.
Przestraszony, że spóźni się do pracy, wyskoczył z łóżka i
pośpiesznie się ubrał. Niemal przebiegł przez korytarz, gdy coś
ponownie go zdziwiło. Odwrócił się na pięcie i, podchodząc na
palcach, wrócił do maleńkiej kuchni.
Ambrozja
siedziała przy stole, wpatrując się w kwit. Uśmiechała się od
ucha do ucha, nie potrafiąc oderwać spojrzenia od kilku skreślonych
cyfr w równych rządkach i gazety leżącej na stole. Remus
zmarszczył czoło i zapytał:
–
Co się stało, mamo?
Wyrwana
z zamyślenia Ambrozja zwróciła zamyślone spojrzenie na syna.
–
Wygrałam w lotka – odpowiedziała, wciąż uśmiechając się z
niedowierzaniem.
–
Co? – wykrztusił Remus.
–
Jesteśmy bogaci. Była kumulacja.
Remus
Lupin pokiwał głową i wyszedł, modląc się, żeby panienka
Elżbieta choć raz miała dobry humor i nie wyrzuciła go z pracy.
Do
posiadłości dotarł najszybciej, jak potrafił. Przepraszał
nieustannie, błagając, żeby pozwolono mu zostać na swoim
stanowisku, ale Elżbieta nie chciała go słuchać. Machnęła ręką
i powiedziała, że nie interesuje jej jego spóźnienie i ma
ważniejsze sprawy na głowie. Później zniknęła wewnątrz
posiadłości i do końca dnia nie wyściubiła nosa ze swojej
kryjówki.
Pani
Hughes powiedziała mu, że rodzice Elżbiety wreszcie znudzili się
utrzymywaniem córki i postawili jej ultimatum: albo da sobie spokój
z Cavendishem i zajmie się czymś pożytecznym, albo eksmitują ją
z posiadłości. Elżbieta nie przejęła się groźbą rodziców,
mając nadzieję, że to tylko czcze gadanie, jednak dzisiaj rano
przyszedł list, w którym stwierdzano, że Elżbieta przestała być
właścicielką posiadłości.
–
Ale… co z nami będzie? – wykrztusił, wpatrując się w starszą
kobietę.
Pani
Hughes wzruszyła ramionami i zostawiła go samemu sobie.
Remus
postanowił wrócić do pracy w ogrodzie, ale, gdy tylko zaczął,
przyleciał do niego James Potter. Na miotle. W środku dnia.
–
Remus, słyszałem, że wygrałeś mnóstwo kasy! Gratulacje!
–
Co? Zresztą nieważne, dlaczego latasz na miotle? Przecież to
naruszenie międzynarodowego kodeksu tajności, mogą ci za to zabrać
różdżkę!
–
Jakiego kodeksu? O czym ty opowiadasz? Przecież mugole są
przyzwyczajeni do czarodziejów i coraz liczniej oglądają finały
mistrzostw świata w quidditchu.
–
Przecież to niemożliwe… – jęknął Remus, rozpaczliwie drapiąc
się po głowie.
Jednak
nim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej, James wciągnął go na
miotłę i zawlókł pod Londyn. Lecieli zadziwiająco krótko, a
mijający ich mugole machali do nich wesoło, wskazując dzieciom.
James chętnie im odmachiwał i zachęcał Remusa do tego samego, ale
Lupin nie miał na to ochoty.
Wreszcie
wylądowali w jakiejś kawiarence w centrum Londynu, gdzie czekała
na nich Canicula. Gdy tylko zobaczyła Remusa, rzuciła mu się na
szyję i wpiła w usta. James zaśmiał się serdecznie, a Remus
otworzył szeroko oczy, zupełnie przerażony.
Co
tu się do jasnej cholery wyrabia?!
–
Popatrz, Remus, wynaleziono lekarstwo na wilkołactwo! – zakrzyknął
Peter, biegnąc z jakąś buteleczką w ręku.
–
Szlag, Pete, to ja miałem mu powiedzieć! – wykrzyknął Syriusz,
podążający za przyjacielem.
–
No, brachu, czas stracić futerko – powiedział James, klepiąc
Lupina po ramieniu.
Remus
powiódł przerażonym spojrzeniem po przyjaciołach. Wydawało mu
się, że znalazł się w strasznym miejscu, gdzie spełniają się
wszystkie marzenia i jak najszybciej chciał stąd uciec. Nie
podobało mu się, że nagle znalazł się w centrum uwagi, że
wszyscy zupełnie zmienili do niego stosunek, że nie pamiętał, jak
to wszystko się stało.
Wczoraj
zasnąłem w łóżku w Hogwarcie, a teraz jestem w Londynie. Była
zima, jest lato. To wszystko nie ma sensu!
Lupin
poinformował przyjaciół, że chce wrócić do domu, a wtedy – ku
swojemu największemu zdumieniu – zauważył, że Cannie chwyta go
pod ramię. Wszystko rozpłynęło się, a potem znów znalazł się
w jakiejś wielkiej willi, która zupełnie nie była w jego guście.
–
Gdzie jesteśmy – zapytał, obawiając się odpowiedzi.
–
Przecież chciałeś, żeby zabrać cię do domu. To jest twój dom.
–
Nie, nie, nie! Mieszkam w starej kamienicy, a nie… tutaj –
jęknął, łapiąc się za głowę.
–
Wiem! – wykrzyknęła dumna z siebie Cannie. – Mówisz o swoim
starym domu. Ale jego już nie ma. Zburzyli go dwa lata temu.
Remus
jęknął, wpatrując się w dziewczynę z niedowierzaniem. Przecież
jeszcze przed chwilą spał we własnym łóżku, widział matkę w
kuchni! Jak to możliwe, że minęły dwa lata?! Rozejrzał się
dookoła wciąż przerażonym wzrokiem. Wokół znajdowały się
miękkie, delikatne dywany i kanapy, świeżo pastowana podłoga
lśniła, a w licznych wazonach znajdowały się kwiaty.
–
Muszę się napić – jęknął.
Niemal
natychmiast znalazła się przed nim Elżbieta przebrana w strój,
który przypominał ubranie służącej. Dopytywała, na co panicz ma
ochotę, a Remus obejrzał się przez ramię, szukając kogoś, kto
stał za jego plecami, a do kogo mogła zwracać się Elżbieta.
Zamarł, gdy nikogo nie zauważył.
–
Mówisz do mnie? – zapytał, wciąż licząc, że zaraz zostanie
zbesztany i wszystko wróci do normalności, jednak zamiast tego
usłyszał:
–
Oczywiście, paniczu.
Remus
wziął głęboki wdech i wydech, starając się wszystko jakoś
sobie uporządkować. Nie wiedział jak. Nie wiedział, jak to
wszystko było w ogóle możliwe.
Nagle
drzwi wejściowe otworzyły się i weszła elegancko ubrana kobieta,
w której Remus bez trudu rozpoznał swoją matkę. Przy niej kroczył
wysoki mężczyzna o jasnych włosach i oczach, które przypominały
oczy Remusa. Lupin wzdrygnął się, spoglądając w uśmiechniętą
twarz ojca. Chciał cofnąć się i uciec, ale za nim znajdowała się
kapana, na której usiadł.
–
Mógłbyś odebrać siostrę ze szkoły? – zapytał Arsene Lupin,
obejmując opiekuńczo Ambrozję, która uśmiechała się od ucha do
ucha. Remus nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział matkę
aż tak radosną.
–
Siostrę? – powtórzył głucho Remus.
–
Cieszę się, że już wróciłeś, kochanie! – usłyszał Remus i
nagle poczuł, że coś przypominającego nietoperza rzuciło się na
niego i zaczęło go całować.
Snape
przyczepił się Remusa, jak rzep psiego ogona, wyciągając swoje
wielkie kościste ręce w jego stroną. Lupin wierzgnął się
wściekle i spadł z kanapy. Walczył zaciekle z napastnikiem, kiedy
wreszcie udało mu się wyswobodzi i zauważył, że znów znajduje
się w swoim dormitorium.
–
O, Luniu, masz moją szatę! Dzięki! – powiedział Syriusz,
zabierając strój i wciągając na siebie. – Wyglądasz strasznie.
Co ci się śniło?
Remus
rozejrzał się wokół, zauważając, że wszystko jest dokładnie
tak, jak to zostawił.
–
Nie chcesz wiedzieć – jęknął, czując, że coś ma pod
językiem.
Wypluł
przeszkadzającą rzecz i zauważył, że to mucha. Przyglądał się
jej przez chwilę, aż wreszcie doszedł do wniosku, że nienawidzi
much. I Snape’a za nawiedzanie go w najgorszych koszmarach.
Na początku myślę sobie: E, co to za koszmar? A potem pojawił się Snape. Ja nie wiem co Ty z nim masz, może chłopacy w głębi duszy się w nim podkochują i dlatego te docinki, bo nie mogą być razem?...
OdpowiedzUsuńO matko, co ja wygaduję, się naczytałam o różnych shipach i już mi się w głowie miesza ;)
Czekam na Syriusza!!!