środa, 28 października 2015

41 Twarz bestii

P
o zakończeniu egzaminów, co do wyniku jakich Peter odczuwał niepokój, piątoklasiści mieli zadziwiająco dużo czasu. Czasu, który teraz wydawał się zupełnie zbędny. Odkąd po sumie z obrony przed czarną magią Huncwoci wdali się w kolejną utarczkę ze Snape’em, coś się zmieniło. James ciągle wściekał się na Severusa, a na korytarzach szukał z nim zwady i, choć na początku Petera bawiło dokuczanie Snape’owi, obecnie przestało. Pettigrew wciąż pamiętał, co stało się z Mary McDonald, a w jego głowie – niczym zdradliwe echo – wciąż niosły się pogardliwe przezwiska Mulcibera. Coraz częściej zastanawiał się, czym różnią się od tamtej zgrai Ślizgonów – w końcu zarówno Mary jak i Severus byli bezbronni, zaatakowani z zaskoczenia bez szans na obronę. Remus nie powiedział wtedy ani słowa, zignorował wszystko jak zwykle, a Peter go za to nie winił – jak mógłby? Jednak to Lupin zawsze jawił się jako ten najinteligentniejszy, najbardziej moralny i – jeśli Peter liczył na kogoś, kto uprzytomni ich, że robią źle – stawiałby na niego. Syriusz i Canicula skutecznie unikali tematu. Oboje nie przejawiali zbytniej ochoty do wysłuchiwania wywodów Jamesa na temat tego, jak okropny jest Snape, więc często znikali. Cannie przesiadywała z Caradokiem, jednak Peter wiedział, co za ważne sprawy miał do załatwienia Syriusz, a wolał nie pytać.
Peter przesiadywał w pokoju wspólnym, wpatrując się w wygasłe palenisko i zastanawiając, kiedy James wreszcie skończy. Ponownie bombardował go tyradą na temat Snape’a i Peter miał wrażenie, że o wiele lepiej by się czuł, gdyby Ślizgon faktycznie zamieszkał w wieży Gryffindoru.
Przynajmniej wtedy Snape sam musiałby tego wszystkiego wysłuchać, pomyślał Pettigrew.
– … no i widzisz, Peter, on zupełnie na nią nie zasługuje – mówił James, wyraźnie szukając poparcia u przyjaciela. – Bo, rozumiesz, ja w życiu bym jej tak nie nazwał. Przecież mnie znasz i wiesz, nie?
Jej byś tak nie nazwał – bąknął Peter.
– No właśnie! – James z wdzięczności poklepał Pettigrewa po plecach. – Wiedziałem, że mi pomożesz. Wiesz, ostatnio zastanawiałem się nad… no wiesz.
– Eee, nie wiem.
– Bo ona nie zauważyła, że staram się jej to wynagrodzić i może… – James zwichrzył czuprynę. – Może powinienem z nią porozmawiać. Czy coś…
Peter odwrócił się w kierunku Jamesa ze zdziwieniem. Jedynym, co ostatnio robił Potter, było dręczenie Snape’a, gdy tylko pojawił się w jego zasięgu wzroku. Pettigrew niespecjalnie wiedział, jak miało to pomóc Lily.
– Chyba powinieneś – odpowiedział w końcu Peter. – Zgłodniałem, pójdę do kuchni i coś sobie przyniosę.
– Mhm – odmruknął James i Peter doskonale zdawał sobie sprawę, że przyjaciel już go nie słuchał.
Peter Pettigrew chciał się przejść w samotności. Wcześniej wiele by dał za to, żeby James tak chętnie mu się zwierzał oraz traktował jak prawdziwego powiernika, teraz nie miał na to ochoty. Wiedział, że gdyby Syriusz był w okolicy, to jemu James opowiedziałby wszystko, co go dręczy. Wbrew temu, co mogło uważać wielu mieszkańców Hogwartu, Peter wiedział, kiedy używa się go jako zapasowego koła.
Kroki same poniosły go do lochów. Peter ruszył tajemnym przejściem prosto ku dość przestronnej salce, w której lubił przesiadywać, gdy chciał pomyśleć. Sala, podobno tak jak pokój wspólny Ślizgonów, miała przeszklony sufit z widokiem na dno jeziora. Peter uwielbiał spoglądać, jak niemal na wyciągnięcie ręki przepływają ryby oraz kałamarnice, a czasami mógł nawet spostrzec sunącego leniwie trytona. Gdyby powiedział przyjaciołom o tym miejscu, pewnie zaczęliby się śmiać z jego „ślizgońskich skłonności”, dlatego nigdy ich tu nie przyprowadził.
Ledwie Peter znalazł się w środku, zafascynowany przysiadł przy nietypowym, okrągłym oknie, za którym w toni płynął właśnie ogromny węgorz o szarych łuskach oraz zadziwiająco wyłupiastych, złotych oczach. Peter sądził, że zwierzę odpłynęło, jednak po chwili pojawiło się ponownie, otwierając i zamykając usta zupełnie jakby chciało coś powiedzieć.
Po chwili Peter usłyszał zbliżające się od korytarza kroki. Przerażony, że natknie się na Ślizgonów, przelewitował szafę nieco dalej od ściany i schował tam, licząc na to, że przybysz – kimkolwiek był – wkrótce odejdzie.
– Wolałbym, żebyśmy odbywali te spotkania w pokoju wspólnym – powiedział ktoś z rozdrażnieniem.
– Nie wszyscy są ze Slytherinu, dobrze o tym wiesz, Samonie – spokojnie odpowiedziała dziewczyna, dziewczyna, w której głosie Peter bez trudu rozpoznał Margaritę Reverte.  
– Mówisz tak, jakbyśmy ich potrzebowali – mruknął z poirytowaniem chłopak. Peter sądził, że to któryś z bliźniaków Averych.
– Bo potrzebujemy. Czarodziejów czystej krwi jest coraz mniej i powinni się zjednoczyć, nie możemy wybrzydzać, nie stać nas na to.
– Rita, przesadzasz – jęknęła Natrix Blishwick, którą Peter rozpoznał po charakterystycznej chrypce. – No, chyba że to jej rozkaz…
Na chwilę zapadła cisza i Peter domyślił się, że Rita potwierdziła domysły skinieniem głowy, bo nikt już nie kwestionował angażowania w spotkanie osób spoza domu węża. Peter zaczął zastanawiać się, kim mogłaby być kobieta, o jakiej wspomniała Natrix i, nie wiedzieć czemu, przypomniało mu się, jak w Hogsmeade widział tajemniczą kobietę, która prowadziła gdzieś grupkę Ślizgonów.
Minęło kilka długich minut, podczas których do pomieszczenia weszło kilkanaście osób. Peter niemal słyszał, jak głośno bije mu serce, jak desperacko krew płynie w żyłach. Obawiał się tego, co się stanie, jeżeli go nakryją, bo tutaj nie było nikogo, kto mógłby mu pomóc.
– Skoro wszyscy już przybyli – powiedziała dziewczyna, w której Peter od razu rozpoznał Cirianę Meadowes – chciałabym oficjalnie przywitać was na piątym spotkaniu Niesplamionych.
Ciri była dziewczyną Syriusza, gorączkowo rozmyślał Pettigrew. Czy to możliwe, że zerwała z nim ze względu na poglądy? Nie, to nierealne! Syriusz nigdy nie związałby się z nią, gdyby brała na poważnie te wszystkie bzdury na temat czystości krwi. A może to dlatego zerwali? Syriusz nigdy nie powiedział, co właściwie się wydarzyło. I czym są ci „Niesplamieni”? Nigdy nie słyszałem o takim klubie…
– … dostaliśmy wytyczne od Pani na zbliżające się wakacje – kontynuowała Ciri. – To będzie niezwykle pracowite lato, jednak musicie pamiętać o… o słuszności naszego celu.
Peter zrozumiał, że czymkolwiek Niesplamieni by nie byli, znalazłby się w nie lada bagnie, gdyby dowiedzieli się, że zostali podsłuchani. Nie wiedział, jak długo trwało spotkanie, a przez rosnące przerażenie i szum krwi w uszach, przestał słyszeć słowa. Skulił się, jakby to miało mu w jakiś sposób pomóc.
Wreszcie młodzi czarodzieje zaczęli wychodzić, a Peter ledwie słyszalnie odetchnął i zaraz skarcił się za głupotę. Nie wiedział, czy ktoś wciąż znajduje się w pokoju, a nie miał dość odwagi, żeby wyjść z ukrycia i to sprawdzić, więc postanowił czekać.
– Wyjdź – rozległ się przyjazny, choć zdecydowany głos Rity Reverte. – Przez cały czas wiedziałam, że tam byłeś.
Peter poczuł, jak oblewa go zimny pot, jednak wiedział, że pozostawanie w kryjówce nie ma już sensu. Posłusznie wyszedł zza szafy, spoglądając przed siebie z przestrachem.
W pokoju pozostały już tylko Margarita i Ciriana. Pierwsza opierała się o kanapę, na której siedziała druga. Przez myśli Petera przemknęło, jak uroczo wygląda Rita i natychmiast spuścił wzrok. Wiedział, że to było głupie.
– Co ty tu robisz, Peter? – Ciri zapytała z konsternacją, w jej głosie ledwie widocznie dało się słyszeć przestrach. – Jesteś sam? Czy to Syriusz cię przysłał?
– Syriusz n-nic nie wie – zająknął się Pettigrew. – Nie chciałem się na to natknąć. Ja… Może już p-pójdę i…
– Gdzie ci tak śpieszno? – zainteresowała się Rita.
Peter zamarł w pół ruchu, zapatrzywszy się na Margaritę – na jej trzy urocze pieprzyki, na śliczny mały nos, na duże usta wygięte w delikatnym uśmiechu i wielkie, brązowe oczy z fascynującymi szarawymi refleksami. Jeszcze nigdy dotąd nie miał okazji z nią rozmawiać, nie w taki sposób, gdy nie znajdowali się przy nim przyjaciele.
– Ja… nie wiem.
– Słyszałeś, o czym mówiliśmy – stwierdziła Rita, przechylając głowę i spoglądając na Petera z ukosa. – Wiesz o Niesplamionych. Czego się tak obawiasz? Przecież jesteś czystej krwi, na pewno chciałbyś pomóc własnej rasie, przyłączyć się do zbudowania lepszego świata.
Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Gdyby przyłączył się do nich, gdyby został jednym z Niesplamionych, mógłby widywać Ritę, mógłby…
Nie!, Peter skarcił się w myślach. Ona chce, żebym doprowadził do zrobienia z mugoli, z mamy, sług. Żebym stał się taki jak Mulciber, jak ci wszyscy, którzy atakują słabszych. Chce, żebym zdradził przyjaciół, zdradził wszystko, w co wierzę. Nie jestem taki, nie zrobię tego. Jestem Peter Pettigrew, a Peter Pettigrew nie jest zdrajcą!
– Chyba nie mogę…
– Nie musisz odpowiadać teraz – przerwała mu szybko Margarita. – Przemyśl to, uważnie się zastanów i dopiero wtedy daj mi odpowiedź. Do niczego cię nie zmuszam, po prostu chcę dla ciebie jak najlepiej.
Peter otworzył usta, jednak nie potrafił nic odpowiedzieć. Rita Reverte od zawsze mu się podobała, chciał, żeby została jego dziewczyną, jednak nie miał dość odwagi, żeby zawalczyć – paraliżowało go przeświadczenie, że nie ma szans. Odrzucenie jej oferty kosztowało go wiele sił, jednak powoli zaczynał rozumieć, że zbyt często ludzie go wykorzystują i nie chciał jej na to pozwolić, nie Ricie.
Wyszedł, a nikt nie pofatygował się, by go zatrzymać.
Peter podążył wprost do wieży Gryffindoru. Chciał dotrzeć tam jak najszybciej, móc myśleć, że spotkanie z Ritą oraz Niesplamionymi to tylko ponury koszmar. Jednak gdzieś z tyłu głowy kołatała paskudna myśl, że – gdyby wrócił – przyjąłby propozycję Rity.
W dormitorium Huncwotów byli James oraz Remus. Lupin czytał książkę, natomiast Potter musiał przed chwilą zerwać się do siadu, bo patrzył na Petera z wyraźnym rozczarowaniem. Pettigrew usiadł na swoim łóżku, opierając się o kolumienkę.
– Co tak długo byłeś w tej kuchni? – zapytał James.
– Zasiedziałem się, skrzaty są niezwykle rozmowne.
– Chciał zapytać, czy nie widziałeś tam Syriusza – stwierdził Remus znad książki.
– Wcale nie…! No dobra, może i chciałem.
– Nie widzieliśmy się. Właściwie to po co ci Syriusz?
– Po nic – szybko odparł James, podejrzanie szybko, więc po chwili dodał: – Myślałem nad kolejnym żartem i chciałem zapytać go o zdanie.
– I przeprosić – dodał Lupin, przekręcając kartę książki.
Peter popatrzył na przyjaciół ze zdziwieniem. Poważne kłótnie Jamesa i Syriusza należały do rzadkości, a w dodatku obaj zwykli odreagowywać na otoczeniu. Peter nie miał ochoty na słuchanie utarczek przyjaciół – dziś miał ważniejsze kłopoty niż wyimaginowane problemy. W dodatku zdał sobie sprawę, że aż do tej pory nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby powiedzieć Huncwotom o tym, co odkrył. Być może w ten sposób podświadomie chciał pozostać uczciwym wobec Rity – wyjawienie organizacji, do której należała, raczej nie przysporzyłoby mu jej sympatii.
Wtem drzwi otworzyły się i w progu stanął Syriusz. Nawet nie spojrzał w kierunku Jamesa, zamiast tego, jak wcześniej Peter, usiadł na swoim łóżku, wziął książkę z półki i otworzył gdzieś w środku. Jego oczy pozostały utkwione w jednym punkcie, a szczęka mocno zaciśnięta.
– Gdzie byłeś? – zapytał James, a nie doczekawszy się odpowiedzi dodał: – Szukałem cię.
– Niepotrzebnie – odburknął Syriusz, nie zmieniając pozycji.
– O co znów się pokłóciliście? – zapytał Peter, a w jego głosie pobrzmiewało delikatne zniecierpliwienie.
– Nieważne – odpowiedzieli jednocześnie.
– O dziewczyny – skwitował Remus. – A dokładniej o Ciri i Lily.
Syriusz wyprostował się, wpatrując w Lupina ze złością, w jego szarych oczach kryła się tłumiona wściekłość. Peter nie mógł oprzeć się wrażeniu, że w ten właśnie sposób Mulciber patrzył na Mary McDonald.
– Bo on znów łazi za tą Ślizgonką! – wytknął Syriuszowi poirytowany James.
– Chciałem pomówić z Regulusem, jakbyś nie zauważył to mój brat, a na Ciri trafiłem przypadkiem i kazała mi spływać. Rzeczywiście, ciągle się za nią włóczę.
– I dobrze zrobiła! Przecież oni są nienormalni! Już zapomniałeś, co Mulciber zrobił Mary?
– Och, naprawdę masz zamiar mierzyć wszystkich tą samą miarą? Może w takim razie żałujesz, że w ogóle się poznaliśmy? Chyba nie muszę ci przypominać, z jakiej rodziny pochodzę.
– To… wszystko przekręcasz.
– Czyżby? Poza tym dalej nie rozumiem, dlaczego ty możesz sobie latać za tą rudą małpą, ale mnie odmawiasz prawa do chodzenia z kimś innym.
– Nie nazywaj jej tak, ona nie jest…
– Daj spokój – prychnął Syriusz. – Evans nas nie znosi i na każdym kroku daje nam to do zrozumienia. Nawet wtedy, po sumie z obrony, gdy wyleciała bronić tego padalca Snape’a. Zasługujesz na lepszą dziewczynę niż ona.
– Nie… chyba nie chcę lepszej – westchnął ciężko James. – Wiesz, też chciałem żebyś miał kogoś fajniejszego niż ta Ślizgonka. Chyba… chyba rozumiem, czemu się na nią uparłeś.
– Wcale się na nią nie uparłem. Mówiłem ci, że chciałem tylko pogadać z Regiem.
– A teraz podajcie sobie rączki na zgodę – powiedział Remus, odłożywszy czytaną książkę na bok. – Jestem z was dumny, wreszcie zaczęliście dorastać.
– Och, spadaj – mruknął Syriusz, rzucając w przyjaciela poduszką.
– Chyba znów się pośpieszyłem – jęknął Remus. – No, ale powiedz, Syriuszu, gdzie się podziewałeś?
– Byłem u Hagrida. Narzeka, że Puszek pogryzł mu wszystkie buty, ale i tak go uwielbia. Z wzajemnością. Też muszę sprawić sobie takiego psiaka.
– Byle nie w dormitorium – jęknął Peter, uśmiechając się. – Szczota by tego nie zniosła, a Cannie urządziłaby nam karczemną awanturę.
– Szczota jeszcze zadrapałaby psiaka na śmierć! – zaśmiał się James.
– A tak właściwie, gdzie jest Cannie? – zainteresował się Lupin.
– Poszła podziękować Aikenowi za pomoc przy nauce do suma z obrony przed czarną magią – stwierdził James. – Mówiła, że później do nas wpadnie. Właściwie to dość długo jej nie ma.
Remus zerwał się z łóżka, chwycił różdżkę i ruszył do drzwi.
– Chcesz po nią iść? –zapytał Peter ze zdumieniem.
– Najwyraźniej nasz Lunio ma nową teorię spiskową – zaśmiał się Syriusz. – Przecież mogła pójść do Dearborna, ostatnio spędza z nim mnóstwo czasu.
Odpowiedział mu tylko trzask drzwi.
– Wiesz, może my też pójdziemy mu podziękować? – wtrącił James. – Bo jeszcze Remus zrobi coś głupiego.
Wszyscy trzej wstali i ruszyli za Lupinem. Mieli szczęście, bo zbyt daleko nie odszedł. Ostatnio Remus mniej opowiadał o swoich podejrzeniach, wydawało się nawet, że wreszcie dał temu spokój, jednak najwyraźniej Peter się mylił. Gdy Aiken upadł podczas ostatniej lekcji, wszyscy mu współczuli, ale przede wszystkim zastanawiali się, na co choruje. Dumbledore nie wspomniał o tym słowem, a – choć wielu uczniów pytało nauczycieli – niczego nie udało się dowiedzieć. Nawet zazwyczaj rozmowna pani Cavani milczała jak grób.
Wreszcie zeszli na trzecie piętro niemal biegnąc, by dotrzymać kroku Remusowi. Gdy dotarli przed gabinet Aikena, James zapukał, jednak nie usłyszeli żadnej odpowiedzi.
– Może nie ma go w środku? – niepewnie zasugerował Potter.
Remus musiał mieć na ten temat inne zdanie, bo rzucił:
– Odsuńcie się.
Ledwie zdążyli się cofnąć, Lupin wyciągnął różdżkę i krzyknął Bombarda! Drewno, z którego zbudowano drzwi, wybuchło, otwierając przed nimi dość duże przejście.
– Nie sądzę, żeby to był dobry… – zaczął Peter, jednak przyjaciel nie miał zamiaru go słuchać i wszedł do środka przez powstały otwór.
– Chyba nie za bardzo mamy wybór – jęknął James, podążając za Remusem.
– Widzisz, Glizdek, Remi przedawkował tę książkę – mruknął Syriusz. – Jak nic od zbyt dużej ilości wiedzy coś mu padło na mózg.
Peter wgramolił się do pomieszczania za przyjaciółmi. Wewnątrz było ciemno jak w grobowcu. Solidne, ciężki kotary, które zasłaniały okna, nie wpuszczały do wnętrza ani promyka słońca. Tylko nikły promyk światła z różdżki rzucał nieco światła, jednak w gruncie rzeczy musieli poruszać się po omacku.
– Ale ciemnica – westchnął Syriusz. – Może rozsunę trochę te kotary, będzie cokolwiek widać.
– Uważajcie. – Usłyszeli głos Remusa. – Lepiej uważać, tu jest zdecydowanie za cicho.
– Odejdźcie. – Powiedziała kobieta zza pleców Petera, który aż się wzdrygnął. – To nie jest właściwy moment.
– Kim jesteś? – zapytał James. – I dlaczego to nieodpowiednia chwila?
– Szukamy koleżanki – wtrącił Peter, a plecy przeszedł mu dreszcz. – Widziałaś ją?
– Jej już nie ma. Tak jak mojej Mary.
– Co to znaczy? – zapytał Peter, przypominając sobie, że nad drzwiami wisiał portret kobiety.
Pettigrew usłyszał, jak Syriusz rzuca zaklęcie, a po chwili jedna z kotar rozsunęła się, rozjaśniając pomieszczenie. Gabinet nie zmienił się zbytnio – biurko pozostawało zarzucone papierami, a na nim stał kubek z napojem zalatującym czosnkiem, a książki o złotych grzbietach dumnie prezentowały się na regale. Jednak na granicy światła i mroku na kremowym dywanie malowała się karmazynowa plama. W pierwszej chwili Peter pomyślał, że to rozlane wino.
Nagle po gabinecie poruszył się cień, który spadł na Syriusza. Black krzyknął przeraźliwie, rzucając na oślep zaklęciami. Jeden z czarów uderzył w półkę z książkami, przewracając ją, inny trafił w kolejną z kotar. Zasłona rozdarła się, wpuszczając do gabinetu więcej światła oraz druzgocząc szybę i wtedy Peter z przerażeniem zobaczył bestię.
Wściekły potwór wczepił się w bark Syriusza. Co rusz uderzały w niego zaklęcia, jednak żadne z nich nie wyrządzało mu krzywdy zupełnie, jakby był na nie niewrażliwy albo jakby otaczała go niewidzialna tarcza. Bestia zaciskała żelazny ścisk na Syriuszu, który coraz słabiej bronił się przed napastnikiem.
Crucio! – usłyszał Peter, rozpoznając głos Remusa.
Zaklęcie niewybaczalne uderzyło w bestię z czerwonym błyskiem, odrzucając ją i sprawiając, że zaczęła się wić w spazmach bólu. Syriusz upadł, jedną dłoń przykładając do zranionego barku i próbując zatamować krew. James podbiegł do przyjaciela z różdżką w pogotowiu, jednak musiał zdawać sobie sprawę z tego, że magia nie na wiele mu się przyda.
Wkrótce potwór podniósł się i Peter nie wiedział, czy to zaklęcie przestało działać, czy kolejnym razem dawała o sobie znać przerażająca niewrażliwość na czary.
– Peter, zajmij się Cannie – sztywno powiedział Remus, a Peter był pod wrażeniem, jak spokojny pozostawał głos przyjaciela.  – Peter, ruszaj się, do cholery!
Pettigrew nie potrafił oderwać wzroku od bestii – od gorejących szkarłatem oczu od pionowych źrenicach, od wyszczerzonych wściekle kłów, od sczerniałych żył, a przede wszystkim od znajomej twarzy Charlesa Aikena, w której próżno było szukać śladów człowieczeństwa. W lewą część korpusu nauczyciela wbito oderwaną nogę od krzesła, a karmazyn broczył szatę. Z tej odległości Peter z łatwością wyczuwał odór krwi, jednak widział również zarówno świeżą jak i zastygłą posokę rozmazaną na twarzy bestii. Potwór patrzył na nich ciekawie, pochylając się lekko – czekał na odpowiednią okazję.  
Wampir, pomyślał Peter. Przez cały czas Remus miał rację co do niego. Aiken to bestia, bestia, która zabiła Cannie.
Ostatnia myśl uderzyła w Pettigrewa z przerażającą siłą. Do tej pory wydawało mu się, że w Hogwarcie nic złego nie może się stać, że są tu bezpieczni. Jednak, skoro Dumbledore rzuca ich na żer wampirowi, niczego nie mógł być już pewien.
W końcu Peter odwrócił się w kierunku miejsca, gdzie wcześniej dostrzegł plamę krwi. Po rozdarciu kolejnej zasłony i wytłuczeniu szyby, Pettigrew bez trudu dostrzegł ciało Caniculi. Leżała na kremowym dywanie, dłoń miała zgiętą przy ramieniu, gdzie czerwieniła się krew. Nie dostrzegał jej twarzy, bo spoczywała na boku, jednak widział, jak zatrważająco blada jest. Różdżka znajdowała się kilka kroków od niej, najwyraźniej przeciwnik wytrącił ją jej w walce.  
Nie możesz umrzeć, pomyślał z przestrachem. Jesteś naszą siostrą, naszą przyjaciółką, nie możesz nas zostawić. Nie teraz. Nie w taki sposób.
Peter zrobił kilka kroków w kierunku Caniculi, a nogi niemal się pod nim ugięły. Słyszał wściekły warkot wampira, jednak nie zwrócił na niego uwagi, zbyt pochłonięty widokiem nieprzytomnej Cannie. Pettigrew rozdarł szatę, wypominając sobie, że nie znał odpowiedniego zaklęcia, które na pewno lepiej opatrzyłoby ranę. Wiedział, że trzeba zatamować krwawienie i był wdzięczny Caniculi, że miała dość instynktu samozachowawczego, by choć częściowo zmniejszyć krwawienie poprzez uścisk.
– Więcej się do niej nie zbliżysz! – wykrzyknął Remus. – Reducto!
Dało się słyszeć skowyt bestii, lecz chwilę później zacharczała wściekle, najwyraźniej gotując się do kolejnego ataku.
Peter mocno owinął ramię Cannie i lekko uścisnął jej ramię, chcąc w ten sposób dodać jej otuchy. Ku jego zdziwieniu, otworzyła oczy i uśmiechnęła się blado, ledwie słyszalnie szepcząc:
– W-walcz-yłam.
– Wiem – odparł Peter, czując w gardle gulę. – Będzie dobrze, wszystko będzie dobrze.
– N-nig-dy nie um-miałeś kła-kłam… Uch, b-boli.
– Cannie? Hej, nie zostawiaj mnie. Słyszysz?
W wampira raz po raz uderzały kolejne zaklęcia, jednak większość z nich pozostawała bez efektu. Potwór igrał z Huncwotami – zbliżał się i oddalał, prowokując. Jednak najgorsze były jego płonące ślepia o pionowych źrenicach, ponieważ każde spojrzenie w nie wydawało się niczym uwięzienie w klatce, zupełnie jakby wampir potrafił paraliżować lub zaklinać.
– Trzeba zabrać Cannie do pielęgniarki – pisnął przerażony Peter. – Ktoś musi mi pomóc, z nią chyba naprawdę źle.
– Idź, Remus – powiedział Syriusz. – Odciągnę go, wygląda na to, że zasmakował w mojej krwi.
– Ale…
– Żadnych ale – ponaglił go James. – Zostaniemy i zajmiemy się nim, wymiatajcie!
Ledwie Lupin podszedł do Cannie, wampir – zupełnie jakby wiedział, co się święci – skoczył w jej kierunku. James próbował rzucić Cruciatusa, jak wcześniej Lupin, jednak nic z tego nie wyszło i bestia runęła w pół skoku na podłogę, tylko po to, żeby za chwilę wstać i spróbować ponownie.
Crucio! – wrzasnął Syriusz, a w jego głosie wyraźnie śpiewała wściekłość.
Peter wraz z Remusem chwycili bezwładne ciało Caniculi. Słyszeli mrożące krew w żyłach jęki bestii, która w konwulsjach wiła się po podłodze. Nie zatrzymali się, ani nie odwrócili. Przenieśli Cannie przez dziurę w zniszczonych, wiszących na zawiasach drzwiach i pognali korytarzem co sił w nogach. Za nimi oglądali się liczni uczniowie, jednak nie zatrzymali się, rozpychając sie łokciami i krzycząc „z drogi!”. Do gabinetu pielęgniarki wbiegli spanikowani i przerażeni, wrzeszcząc przez siebie. Wyjaśnianie czegokolwiek nie było konieczne, pani Cavani pokiwała głową, przelewitowała Cannie na posłanie i nakazała im usiąść na jednym z pobliskich łóżek.
– Musimy tam wrócić – powiedział Pettigrew.
– Absolutnie wykluczone – odpowiedziała pani Cavani zza parawanu, za którym leżała Canicula.
– Nasi przyjaciele wciąż tam są – dodał Peter, wstając.
Colloportus! – Zamek w drzwiach zgrzytnął. – Siedźcie, gdzie siedzicie – twardo stwierdziła pielęgniarka. – Nie możecie się z nim mierzyć, więc na pewno im nie pomożecie.
– Co z nią? – wykrztusił Remus. – Niech nam pani powie i wypuści, sami nie mogą z nim zostać. Zaklęcia są na niego nieskuteczne za wyjątkiem…
– Za wyjątkiem klątw i nielicznych przypadków, gdy czar przenika naturalną barierę antymagiczną – dokończyła pani Cavani, a następnie machnęła różdżką i pojawiła się świetlista sowa. – Zanieś Kettleburnowi wiadomość: bestia wyrwała się spod kontroli, dwoje uczniów w śmiertelnym zagrożeniu, gabinet nauczyciela obrony przed czarną magią. – Następnie zwróciła się do Petera i Remusa: – Wasza przyjaciółka żyje, chociaż spuścił z niej niemal połowę krwi. Jeżeli będziecie zabierać mi czas, jej serce stanie się niewydolne, bo nie będzie miało dostatecznej ilości krwi do zaopatrywania ważnych organów i dziewczyna umrze. Więc, z łaski swojej, siedźcie tu cicho i nie przeszkadzajcie. 

32 komentarze:

  1. Remek taki mądry, taki waleczny, taki cudowny. <3 Przez moment bałam się, że chłopaki nie zdążyli na czas i Cannie już naprawdę nie żyje (to by było straszne). No ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a teraz, jak się obudzi, dowie się, że Remek ją uratował (prawda? ; ;). Czyli kolejne podwaliny pod udany paring zostały położone. Jestem taka szczęśliwa <3
    Ten rozdział to chyba najlepsze, co mogłam dostać w tych trudnych, zakatarzonych, przykutych do łóżka dniach...
    Co ja jeszcze chciałam powiedzieć, to jest napisać... Ach tak, jestem zachwycona sposobem w jaki rozwijasz postać Petera. Wszystkich swoich bohaterów prowadzisz prześwietnie, są tacy prawdziwi, realni, ale całokształt Petera i przyczyny jego wewnętrznej przemiany masz tak dopracowane, że do niczego nie można się przyczepić. Przynajmniej ja nie mogę :p Naprawdę, well done.
    Pozdrawiam i przekazuję wyrazy zachwytu,
    Cudowronek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde – to był mój najnowszy plan zrobienia z Remusa tego złego, no! Jeszcze się nie skończyło, a przynajmniej nie dla wszystkich :P. Ten paring chyba robi się sam, no jak słowo daję! Zdrowiej szybko ;).
      Dziękuję <3. Peter to moje złote dziecko i przez te wszystkie rozdziały potwornie się do niego przywiązałam, a na szóstym roku będzie go znacznie więcej, ha!
      Dziękuję serdecznie i pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. "Peter mocno owinął ramię Cannie i lekko uścisnął jej ramię" - albo tutaj jest brzydkie powtórzenie, albo literówka.

    No... Nie wiem. Powiem Ci, że ciężko mi się przekonać do tego rozdziału. Ale po kolei.
    Sam początek i punkt widzenia Petera mi się bardzo podoba. Idealnie dopasowany do sytuacji i właściwie, trochę dziwi mnie to, że Rita i Ciri nic nie zrobiły z tym, że Peter ich posłuchał. W końcu to było jakieś fajne spotkanie, no ale. Późniejszy fragment z kłótnią Jamesa i Syriusza też był naprawdę świetny (a właściwie najlepszy z całego rozdziału). A później była scena z wampirem...

    Nie lubię jej. Delikatnie mówiąc. Właściwie to wzięła mnie cholera, gdy nagle Huncwoci zaczęli używać zaklęć niewybaczalnych. Nie przemawia to do mnie w ogóle. To są jednak zaklęcia NIEWYBACZALNE. Zakazane przez prawo, a oni nie są aurorami, by ich to nie obowiązywało. Jeszcze tylko Avady nie rzucili. Jasne, ich przyjaciółka została zaatakowana, ale nadal uważam, że to zostało przesadzone.

    (Musisz przepuścić moje słowa przez lekki filtr, bo jestem na tak durnym wykładzie, że aż mnie coś bierze ==)
    Pozdrawiam, Niah.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To paskudne powtórzenie, zaraz je ogarnę. Dzięki za wytknięcie ;).
      Rita i Ciri nic nie zrobiły, bo jeszcze by wyszło, że dopuściły, żeby zakradł im się szpieg (a taka reklama im niepotrzebna). Ale tak naprawdę chodziło im o coś innego – Niesplamieni nie mają żadnej wtyki w Gryffindorze, więc trzeba zwerbować. Peter nie ma aż tak mocnego charakteru i one to widzą, dlatego go wybrały.
      W tym rozdziale narratorem jest Peter (jedyny, który nie porywa się na niewybaczalne), a on jest zupełnie zagubiony, później – mam nadzieję – obraz sytuacji będzie trochę inny. Wiesz, kto rzucał cruciatusem w piątej klasie? Harry, ten sam Harry, który tego samego roku poznał to zaklęcie. Huncwoci są znacznie bardziej związani ze światem magicznym – James, Syriusz i Peter zostali wychowani w rodzinach czarodziejów (Remusa nie liczę, jego ojciec zmarł wcześnie). Chcę powiedzieć, że oni znali te zaklęcia od dłuższego czasu, ale zastosowanie to inna bajka – każdemu z nich (nie)wychodzi to inaczej. W każdym razie główny błąd: oni wcale nie myślą, że Cannie została zaatakowana, oni myślą, że Can nie żyje, że Aiken ją zabił. Tylko Peter ją słyszy i wie, że jeszcze nie umarła. Huncwoci używają zaklęć niewybaczalnych dopiero, gdy zauważają, że większość ze stosowanych przez nich nie zadziałała, gdy walczą o życie, a także chcą się zemścić (bo to jest ich motywacja, nie ma co się oszukiwać).
      (Rozumiem, znam ten ból :D)
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Rozumiem, więc tutaj się jakiś większy plan za tym krył. Przebiegle, jak na Ślizgonów przystało. Wydaje mi się też, że Rita bardzo dobrze wie, że podoba się Peterowi i skrupulatnie to wykorzystuje przeciwko niemu.
      Czekam na to później z niecierpliwością, bo nawet jeżeli wiem, co chciałaś przekazać, dalej mi się to trochę gryzie. Może dlatego, że te Niewybaczalne zawsze był tak wyolbrzymiane w książkach i teraz szukam nie wiadomo czego.
      (Kurde, dwie i pół godziny, a nawet listy nie sprawdził ._. równie dobrze mogłam nie iść!)
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    3. Nie tyle większy plan, co prawie zawsze tak jest: hunce trochę inaczej patrzą na różne rzeczy i trzeba brać na to poprawkę. Pewnie, że Rita wie i pogrywa sobie z Peterem ;).
      Chyba nie umiem cię przekonać (i nie chcę tego robić w komentarzu), a w tym wypadku Niewybaczalne nie są najgorszym, więc...
      (Przecież wykłady nie są obowiązkowe, a z listą może was olać i wcale nie wziąć jej pod uwagę - u nas tak kiedyś zrobił xD)

      Usuń
    4. No tak, jednak jak coś jest tylko z punktu widzenia wąskiej grupy osób :D Ale zawsze jest ten moment odszukiwania.
      No dobra, przekonasz mnie w następnym ;)
      (Miał się kończyć zaliczeniem, więc wszyscy poszli ._.)
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
    5. Wydaje mi się, że takie wracanie do jednego wydarzenia tylko z czyjejś innej perspektywy jest trochę nużące, dlatego staram się to ograniczać w miarę możliwości.
      (Nie wierz wykładowcom w sprawie listy - oni po prostu chcą, żeby chodzić na wykłady :P; zaliczenie to czasami kolokwium/egzamin/lista, zależy).

      Usuń
    6. Czasami jest to fajne, ale w nadmiarze wszystko może zaszkodzić :< Nawet najfajniejsza akcja traci, gdy jest opisana ze zbyt wielu punktów widzenia. A szkoda!
      (Już nigdy im nie zaufam @.@)
      Pozdrawiam, Niah.

      Usuń
  3. Uh... najpierw wnerwiłam się na Petera za to, że myślał o tym, że nie jest zdrajcą. Ale potem... super rozdział. Też myślałam ,że Cannie już nie żyje (mam nadzieję,że przerzyje=))
    A tak poza tym to uwielbiam wampiry, więc rozdział wyjątkowo przypadł mi do gustu.=)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Peter nie jest zdrajcą, jeszcze nikogo nie zdradził :P. Beta na mnie nakrzyczała za Cannie (a nigdy tego nie robi).
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. AAAAAAAAAA
    AAAAAAAAAAA
    AAAAAAAAAAAAAAAA
    AIKEEEEEEEEEN
    AAAAAA
    AAAAAIIIIKEEEEEEEEEN!
    OMÓJBORZE
    MIAŁAM RACJĘ
    MIAŁAM NA LIŚCIE WAMPIRA
    WOOOHOOO
    *miota się po pokoju*
    Wybacz pominięcie innych rozdziałów. Czytałam je na telefonie, z którego skomentować się nie da, a okazji w szkole raczej nie było. Jakoś tak I mi się nie chciało. #szczerość
    Ale dopadłam kompa koleżanki. No.
    Cannie nic nie bydzie, nie? :<
    REMUS
    AIKEN
    BLARGHW
    TAJEMNICA 41 ROZDZIAŁÓW ROZWIĄZANA (nawet w pierwszym rozdziale my czulismy Aikena, nie było Atropos, cii~)
    AAAAIKEEEEN
    Wybacz, nie stać mnie na coś bardziej konstruktywnego i nie mam czasu bo zaraz busik do domu.
    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIKEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEN!!!
    Borze, no i po co Ci to Ałtorko było? Wszyscy czekali tylko na ujawnienie Aikena.
    Pamiętaj, iż czytam cały czas, ale skomentować zbytnio nie ma jak.
    ~Chomik ♥
    PS: AAIKEEEN!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była najprostsza z najprostszych zagadek. Właściwie wcale nie spodziewałam się, że ktoś złapie się na haczyk i obstawiałam, że od razu wszyscy będą wiedzieć, że chodzi o wampira. Nie pierwszy raz mnie zaskoczyliście :P.
      Pokażesz mi kiedyś tę listę? ^^
      Pozdrawiam, szalony Chomiku ;)

      Usuń
  5. O ja, kompletnie nie spodziewałam się rozdziału tak szybko, tak wchodzę na Bloggera i: OOOOOOO KUUUUURDEEEE *O*
    Ale do rzeczy (komentuję kompletnie na żywo, czytam pierwszy raz, także tego :))
    No właśnie. Zawsze mega mnie to gryzło, gryzie i gryźć pewnie będzie, bo nienawidzę jak ktoś się nad kimś znęca. I dlatego, gdybym Huncwotów spotkała (i co z tego, że to nierealne) to najpierw przetrzepałabym im skórę. A potem wyściskała ;)
    "zapasowe koło", jak ja dobrze znam to uczucie...
    CIRI??! Co ty tam robisz, dziewczyno?? No nie no, a ja im z Syriuszem kibicowałam...
    Ups, no to Peter masz prze.... tego, masz kłopoty!
    No, teraz jestem ciekawa, co Petera skłoni do przystania z Niesplamionymi (błe, co za nazwa, taka pasująca i jednocześnie paskudna. Fuj)
    Hehe, uwielbiam jak chłopaki się kłócą, śmieszne to jest ;D
    Kompletnie zapomniałam, że w tym rozdziale miało być ujawnione kim jest Aiken i tak sobie nieświadomie przeglądam komentarze I W OSTATNIEJ CHWILI ODWRÓCIŁAM WZROK
    Remus jakie zaklęcie! No żeby Cruciatusa użyć, wow.
    Wampir. Pieprzony wampir. Czyli ten czosnek to rzeczywiście był trop, wiedziałam.
    Nie nie nie, Cannie nie może umrzeć, nie! Kurde, ja ją uwielbiam, NIE!
    Zabiję Cię. Nie no, znajdę i zabiję, przysięgam. Chociaż nie, lepeiej będzie jak przypnę Cię łańcuchem do komputera i zmuszę, żebyś pisała. W TAKIM MOMENCIE KOŃCZYĆ, NO WIESZ? To przecież tak, jakby ktoś Cruciatusa użył...
    A teraz tak poważnie. Fajny rozdział, mnie się tam podoba, super pokazany Peter no i w końcu Aiken, którego trochę podejrzewałam o wampirostwo ;) I nie mogę nie wspomnieć, że tylko 2 tygodnie trza było czekać, serio, ja jeszcze narzekam... A i nie obraziłabym się, gdyby kolejny rozdziali też się szybciutko pojawił :3
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postarałam się! W ogóle kiedyś rozdziały ukazywały się zawsze co dwa tygodnie i już chyba z rok staram się do tego wrócić, ale mi nie wychodzi.
      Yay! To jest właśnie podejście, na które liczyłam. Dziękuję :D.
      Ach, wcale nie twierdzę, że Peter zostanie jednym z Niesplamionych. Wszyscy podejrzewają go o najgorsze. Dziękuję za pochwałę nazwy (dokładnie takie wrażenie miała wywołać :D).
      Przez rok się z wami droczyłam, a ty zapomniałaś? Wstydaj się :P. A na serio: trochę liczyłam na to, że – pomimo zapowiedzi – uda mi się odwrócić uwagę.
      Tak, czosnek był tropem, ale nie jako straszak; miał trochę inne zadanie.
      Degausser też mnie skrzyczała za końcówkę… Jak mnie przykujesz łańcuchem, nie będę miała jak pisać (poza tym łańcuch taki zimny i niewygodny) :P.
      Starałam się dać wam jak najwięcej wskazówek bez mówienia otwarcie, kim jest Aiken. No ale nie byłabym sobą, gdybym nie dodała do tego fałszywych tropów ^^. Wydaje mi się, że następny rozdział pojawi się dość szybko i następny też ;).
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy nadajesz się na opiekuna. Wysłałaś kota z opowiadania do zombielandu...

      Usuń
    2. A opko jeszcze żyje? Bo zastanawiam się, czy to osiągnięcie :P.

      Usuń
    3. Dwa tygodnie temu dopisałam 1,5k słów, z czego usunęłam jakieś 500, a nad tym pozostałym tysiącem dumam, bo nie wiem, czy nie poleciałam po bandzie z OOC, hehehehe. Więc prawdopodobnie napisałam 0.

      Usuń
    4. W ten sposób będziesz to jedno opko pisać do końca życia, a ja - kurka - chciałam poczytać o zgonie Sashy. A kto wychodzi ci tak OOC?

      Usuń
    5. Jessie :3. Troszku James. Wszyscy. Może za długo nie pisałam :P.

      Usuń
  7. Jestem i ja! Rozdział chyba w miarę poświęcony Peterowi. Swoją drogą zastanawiam się, kogo Ty najbardziej lubisz w swoim opowiadaniu. Ostatnio wspomniałam w komentarzu, że lubię u Ciebie właśnie Petera i Syriusza, a zwykle za nimi nie przepadam. Cóż Peter ma wady, takie jak tchórzostwo, ale kto nie ma wad? Czy z nimi nie może być dobrym człowiekiem? Szkoda mi go trochę. Właśnie, jak James traktuję go, jako takie zapasowe koło. Widocznie Syriusz jest dla niego najbliższy. Jednak widać jakąś taką różnice w traktowaniu przez niego Petera a Remusa. Jakoś nie sądzę, aby Rita była z Peterem, gdyby nawet do nich dołączył. Jakoś nie umiem wyczuć w niej dobrych intencji. Raczej by coś knuła w tym. Chodziłaby z nim tylko po to, aby do nich dołączył czy coś. Nie wiem czy Rita to tak wielki powód, aby Peter wstąpił do tego klubu... Coś tam, jakoś tam wpadnie do sługów Voldzia, ale jakoś mi to tu teraz nie pasuje. Chociaż kto wie? Uhuhu kłótnia Syriusza i Pottera i to o dziewczyny. Oboje sobie wybrali panny, które ich nie chcą. Źle się trochę do tego zabrali, przynajmniej Potter do Lili, bo z Syriuszem to chyba nawet lepiej, że nie ma żadnego związku z Ciri, po tym, co Pete widział. Po raz kolejny powiem, że lubię relację braci:Syriusza i Regulusa. Tak, wiem, że teraz nie było w tym rozdziale nic o tym, tylko wzmianka, ale lubię. Jakoś Twoje opowiadanie jest takie ciepłe... aż się chcę czytać :). A jednak... wampir! A z wampirami nie jest tak, że jak się dziabnie... to tak jak w przypadku wilkołaków, też się jest wampirem? Wtedy byłaby jakaś szansa, że może dowie się o futerkowym problemie Remusa. Ale wynika z tego, że chyba jednak nie... Chyba, że zwyczajnie chciał ją pozbawić życia, bo go widziała, jako wampira.

    "Przerażony, że natknie się na Ślizgonów, przelewitował szafę nieco dalej od ściany i schował tam(...)" <-- się tam

    PS Zmieniłam nick z Olka na Shana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chwilę rozkminiałam, kim jest nowy czytelnik, a okazało się, że to ty! :P
      Kiedyś powiedziałabym, że najbardziej lubię Syriusza, później, że Petera, a teraz – pisząc rozdział Jamesa – dochodzę do tego, że robi się równie fajny.
      Tak, Jim to paskuda i wcale nie traktuje przyjaciół jednakowo. James ma dość silny charakter, a Peter jest najbardziej ugodowy i daje sobą rozporządzać.
      Rita robi wszystko, żeby mieć z tego korzyść, a Peter – dość głupio – się w niej zakochał. Na razie Pete nie ma ochoty przystępować do Niesplamionych ani do Śmierciożerców, a o próbach przeciągnięcia go będzie w szóstej klasie Hunców :).
      Dziękuję ;). Staram się, żeby opowiadanie powoli nabierało trochę mroczniejszych kształtów – wszystko pomalutku.
      Na temat wampiryzmu i powodów działań Aikena będzie dużo w następnym rozdziale. No i wyjdzie jeszcze dodatek o Charlie’em, więc – mam nadzieję – zaspokoję ciekawość :D.

      To „się” nie ma wpływu na zdanie, dlatego pominęłam.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. A tu takie rozczarowanie :(.
      To ja kiedyś najbardziej Jamesa... znaczy, zależy od opowiadania :D.
      Przez to, że jest tak miło u Ciebie, no nie wiem czy po prostu "miło, bo jest miło" czy tak sprawiasz to opisami... po prostu jestem i będę czytać :).
      Dla mnie troszkę dziwnie bez niego brzmi, ale jak wolisz.
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Dlaczego rozczarowanie? Eee tam – już prawie załamywałam się, że o zapomniałam o jakimś czytelniku :P.
      Mnie to już w ogóle jest miło, że mam takich czytelników (miło się mnoży xD). W przyszłym rozdziale jest chyba najmniej przyjemna rzecz, jaką kiedykolwiek wycięłam postaci (przynajmniej fizycznie), więc się zobaczy, z czego wynika to, że jest miło ;).

      Usuń
  8. Bardzo mi się podobało. Jedyne, co troche denerwowalo, to ciągle powtórzenia "Peter, Peter, Peter Peter". Może znalezc jakis synonim? :) jakies określenie zastępcze? :)'

    Ale opisy są bardzo ciekawe, zwłaszcza przemyslen Glizdogona. Spodobalo mi sie to od samego poczatku, zazwyczaj w wielu ff, opowiadaniach itp nie ma żadnych przeżyć wewnętrznych lub właśnie opisów myśli bohatera. Cos na zasadzie "on powiedzial, poszedł, zauważył, zrobil" - żadnych przemyslen, które pomogloby czytelnikowi w jakis sposób utożsamić sie z bohaterem. U Ciebie bylo inaczej, co bardzo mi się spodobało :)
    Bardzo ciekawe, chciałabym wiedzieć co będzie dalej :)

    A tak poza tym... Zapraszam rownez do mnie. Mój blog opowiada o Ślizgonce, która pod wpływem miłości do Remusa zmienia swoje poglądy. Malo tego, powoli odkrywa tajemnice swojego rodu i to, dlaczego tak naorawde pociąga ja Lupin.
    Prosilabym o zerkniecie i wyrażenie opinii, jakies sugestie, podpowiedzi, może słowa krytyki? Naorawde mi zalezy:)'
    http://czytoremuslupin.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, nie przepasam za wymyślnymi synonimami; raczej wolę pominąć podmiot, gdy tylko mogę. Ale już od jakiegoś czasu mam wrażenie, że zbyt często powtarzam imię bohatera, więc postaram się coś z tym zrobić.
      Dziękuję ;).
      Postaram się wpaść, ale z moją sklerozą… xD
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  9. Chętnie już bym przeczytała ten rozdział :) *żądna rozdziału*

    PS Kurczę, sama nie potrafię się przyzwyczaić do własnego nowego nicku.

    OdpowiedzUsuń
  10. Twój blog został oceniony Wspólnymi Siłami. Pozdrawiam i życzę miłego dnia, z nadzieją, że docenisz moją pracę i pozostawisz pod oceną kulturalny komentarz.
    Pozdrawiam gorąco,
    maximilienne

    OdpowiedzUsuń
  11. Co to za opóźnienia? Aiken Cię zje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aiken to już mi rękę odgryzł i stąd te opóźnienia! xD

      Usuń