M
|
ucha leniwie brzęczała w kącie
klasy. Przelatywała z nad ucha jednego ucznia do drugiego, kilka razy udało jej
się nawet ukąsić. Tym razem jej polowanie było niezwykle łatwe, ponieważ
hogwarcka młodzież poddała się całkowicie usypiającemu głosowi profesora
Binnsa. Czasami nawet rozlegały się odgłosy pochrapywania, na które wykładowca
nie zwracał uwagi. Lub udawał, że nie słyszy.
Peter
Pettigrew z rozmachem uderzył w ucho Jamesa. Potter zachrapał głośniej,
wzdrygnął się, bąknął coś, co brzmiało jak „Jeszcze pięć minut, mamo.” i
przełożył głowę na drugie ramię.
Kto wymyślił, żeby zaczynać dzień od historii
magii?, zastanowił się Peter, przecierając oczy. Obejrzał się na ławkę,
przy której siedzieli Remus i Syriusz. Powiedzieć, że Black siedział, było jednak
dużym niedociągnięciem, bo chłopak rozwalił się na krześle, a jego głowa co
kilka chwil lekko odginała się do tyłu, by zaraz powrócić na poprzednie
miejsce. Remus natomiast wciąż blady, z paskudnymi dołami pod oczami starał się
jak najprecyzyjniej notować. Nawet jemu zdarzały się krótkie chwile bezmyślnego
zawieszania wzroku na czymś, które przypominały „stan przedrzemkowy”, jak zwykł
to nazywać Peter.
Tymczasem
Binns niezniechęcony, czy może raczej już od dawna przyzwyczajony do zachowania
uczniów, ciągnął wykład monotonnym, usypiającym głosem.
‒ Elfrida
Clagg, czarownica żyjąca w siedemnastym wieku, należała do Rady Czarodziejów.
Za jej największe osiągnięcie przyjmuje się projekt zaakceptowania jako istoty
rozumne wszystkiego, co mówi. Jak zapewne pamiętacie z poprzednich lat, w
piętnastym wieku inny członek Rady Czarodziejów, Burdock Muldoon, wysunął
projekt, by za byty świadome przyjmować wszystkie stworzenia dwunożne. Tak więc
innowacyjny pomysł Clagg był znaczącym krokiem naprzód do uznania między innymi
centaurów, które, jak wiadomo, poruszają się na czterech nogach. Kolejnym ważne
osiągnięcie Elfridy Clagg stanowiło wprowadzenie zakazu używania znikaczy
podczas meczy quidditcha oraz założenia rezerwatu imienia Modestry Rabnott...
‒ On
powiedział quidditch? ‒ zapytał James, ziewając. Jego włosy znajdowały się w
jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj.
‒ Chyba ‒ odmruknął
Peter, śledząc wyjątkowo irytującą muchę.
‒ Później
zapytam Remusa ‒ stwierdził Potter i ponownie złożył głowę na ramionach, starając
się powrócić do przerwanych marzeń sennych.
Musiało śnić
mu się coś miłego, bo ciągle się uśmiechał. W pewnym momencie otworzył usta i
zaczął naprawdę głośno pochrapywać. Mucha, jakby zwabiona odgłosami wydawanymi
przez Jamesa, przyleciała, zakręciła się tuż koło głowy Pottera i po chwili
wleciała do jego uchylonej buzi. Petera opuściła senność, zaczął z
zainteresowaniem przyglądać się jak czarny owad spaceruje po języku
przyjaciela. Mógłby go obudzić, ale obserwowanie poczynań muchy wydawało mu się
znacznie szczytniejszym pomysłem.
Wreszcie
James zamlaskał, kłapnął zębami, więżąc w ten sposób muchę i podskoczył. Zdając
sobie sprawę, że miał coś w ustach, wypluł owada i zaczął z obrzydzeniem
wycierać język dłonią, jakby właśnie polizał truciznę. Kilkoro uczniów wyrwało
się z drzemki i z zainteresowaniem spojrzało na Pottera. Peter tymczasem
zanosił się śmiechem, a Binns, jakby nieświadomy, że coś się działo, opowiadał
dalej, jak ważna była postać Elfridy Clagg w historii magii.
Gdy James
wreszcie przestał pluć i czyścić język, spojrzał na Petera jak przed chwilą na
muchę, która tak brutalnie zakłóciła mu sen.
‒ A ja
myślałem, że jesteś moim przyjacielem ‒ fuknął Potter, teatralnie odwracając
głowę od Pettigrewa.
Peter nie
zdążył odpowiedzieć, bo w jego głowę uderzyła zgnieciona kulka pergaminu.
Chłopak obejrzał się i zobaczył, że Syriusz już nie spał, zamiast tego bujał
się na tylnych nogach krzesła i szczerzył zęby, niezwykle zadowolony z siebie.
Remus wywrócił oczami, nadal uważnie notując.
James nie
czekając, aż Peter wpadnie na to, by rozłożyć pergamin, sam się tym zajął.
Pettigrew spróbował zabrać mu papier, ale Potter odwrócił się do niego tyłem,
blokując w ten sposób wszelkie próby odbicia pergaminu.
‒ James ‒ jęknął
Peter. ‒ To moje, nie twoje.
‒ Trzeba było
brać, jak leżało ‒ odszepnął Potter. ‒ Poza tym Syriusz nie ma przede mną
tajemnic, prawda? ‒ odwrócił się do Blacka, a tamten pokiwał głową bez
zastanowienia. ‒ Widzisz?
‒ Przecież on
nawet nie słyszał, co mówiłeś ‒ burknął Peter. ‒ Co tam jest napisane? ‒ zapytał,
próbując zajrzeć przez ramię przyjaciela.
‒ Czekaj, strasznie nabazgrał ‒ mruknął James
pod nosem. ‒ Rany, kto tak uczy pisać? Głupie zawijasy.
Syriusz
najwyraźniej zrozumiał, że Potter nie mógł odczytać zmiętolonej karteczki i
usłyszał, jak psioczy na jego pismo, bo gwałtownie przechylił się na wszystkie
nogi krzesła. Kilkoro uczniów spojrzało w stronę Blacka, lecz większość wciąż
zajmowała się własnymi sprawami. Czyli spaniem, bo cóż innego mogło być
bardziej fascynujące o godzinie dziewiątej trzydzieści?
‒ Jeżeli
myślisz, że piszesz lepiej, to się grubo mylisz ‒ syknął Black zza ich pleców. ‒
Stworek bazgroli lepiej od ciebie, a jego pismo to prawie starożytne runy.
‒ Przecież ty
nie chodzisz na starożytne runy ‒ wypomniał mu Peter.
‒ Bo cała
moja rodzinka jest wystarczająco starożytna. Mnie w każdym razie wystarczy samo
słuchanie o tym w domu, nie muszę mieć powtórki w Hogwarcie. Poza tym, ty też
na nie nie chodzisz, a on ‒ wskazał na zgarbione plecy Pottera ‒ łazi tylko
dlatego, że Evans je zakreśliła w drugiej klasie, a jemu udało się podglądnąć.
Uszy Jamesa
poczerwieniały.
‒ Wcale nie ‒
burknął, nie odwracając się.
‒ Wszyscy
trzej bazgrolicie jak hipogryfy ‒ uciął Remus, nie przestając notować.
‒ Dzięki ‒ sarknęli
jak na komendę Potter i Black.
‒ To dowiem
się, co tam pisze?
‒ Jest
napisane ‒ poprawił Remus.
‒ Chyba że
Syriusz oszalał i zamiast na obiad chce iść do Zakazanego Lasu, poćwiczyć.
‒ Eee, co
poćwiczyć?
‒ A jak myślisz?
James wzrokiem
przeszył Petera na wskroś. Kiwnął głową w kierunku Remusa, potem gdzieś na
niebo, a na koniec wskazał różdżkę. Pettigrew westchnął, nagle rozumiejąc.
No tak, mieli się uczyć animagii!,
pomyślał, czerwieniejąc jednocześnie ze wstydu.
Nie powinien
o tym zapominać. Szczególnie, że pełnia skończyła się ledwie przedwczoraj. Dziś
Remus był już drugi dzień na zajęciach, a wciąż oczy miał podkrążone, twarz
bladą, a nadgarstki zabandażowane, niewygojone i skryte za mocno zaciągniętymi
szarym swetrem i szatą.
Ciekawe, czemu pani Cavani nie mogła dać mu
jakiegoś eliksiru na te otarcia, zastanowił się Pettigrew. Myślałem, że pielęgniarka na wszystko ma lekarstwo.
‒ A, no tak ‒
bąknął tylko Peter. ‒ Ale chyba nie zrezygnujemy z obiadu? ‒ dodał zaraz z
nadzieją. Lupin był jego przyjacielem, to nie ulegało wątpliwości, ale według
Pettigrew nauka o pustym brzuchu nie miała wielkich szans powodzenia.
James odpisał
coś szybko na pergaminie, robiąc kilka dużych kleksów. Poczekał, aż inkaust
wyschnie, a potem odrzucił ponownie zgniecioną kulkę. Syriusz rozprostował zwój
i szybko przebiegł wzrokiem tekst, nie miał większych kłopotów z rozczytaniem.
Może jednak Stworek pisze gorzej niż James?,
zastanowił się Peter.
Black
skrzywił się, ale pokiwał głową.
‒ Co
odpisałeś? ‒ zapytał Peter.
‒ Że lepiej
dajmy sobie dzisiaj spokój. Remus nie czuje się najlepiej, a we wtorek na
skraju Zakazanego Lasu złapał nas Kettleburn. Strasznie się rozzłościł i w
dodatku wiedział, że Syriusz powinien być wtedy na mugoloznawstwie. Nott nie
wlepił Syriuszowi szlabanu, bo go lubi, ale Kettleburn już się postarał, żeby
nie uszło mu to na sucho. McGonagall była bardzo wkurzona.
‒ A tobie się
upiekło?
‒ No wiesz, w
końcu ja, to ja ‒ James bardzo zabawnie poruszył brwiami.
‒ Ta, jasne ‒
sarknął z tyłu Syriusz. ‒ Kettleburn nic na niego nie miał, oprócz tego, że
widział nas w okolicy Zakazanego Lasu, a to jeszcze
nie jest zbrodnia.
‒ Potrafisz
popsuć efekt ‒ burknął James, a okulary spadły mu na sam czubek nosa.
‒ Taki mój
urok ‒ Black wyszczerzy zęby. ‒ Tak w ogóle, to Binns nie powinien kończyć?
‒ Nom ‒ potwierdził
Peter. ‒ Za dziesięć minut koniec lekcji, a potem transmutacja ‒ dodał grobowym
tonem.
‒ Och, nie
zrzędź, Peter ‒ wtrącił James. ‒ Może uda nam się podpatrzyć co nieco od
McGonagall.
‒ Jasne, a
potem powiemy jej, po co chcemy zostać animagami. Ona radośnie zaproponuje nam
lekcje, a my na skrzydłach podrepczemy do jej gabinetu.
‒ Naprawdę
tak myślisz, Syriuszu?
‒ Rany,
Peter, weź czasami rusz łepetyną.
Black odgiął
się na swoje miejsce pod karcącym spojrzeniem Remusa. Tylko wzruszył ramionami
i po chwili ponownie zaczął bujać się na tylnich nogach krzesła.
‒ Moglibyście
przestać plotkować? ‒ fuknęła na nich Gisela, która siedziała przed nimi razem
z Cannie, drzemiącą obecnie na wyczarowanej poduszce. ‒ Niektórzy starają się
tu czegoś nauczyć.
‒ My wcale
nie plotkujemy ‒ stwierdził Peter.
‒ Właśnie ‒ dodał
James. ‒ A ty zajmij się notowaniem jak przykładna uczennica, a nie
podsłuchujesz czyjeś rozmowy.
Dziewczyna
obrzuciła ich rozeźlonym spojrzeniem, ale już nic nie powiedziała. Z rozpędu
trąciła Caniculę tak, że ta się obudziła, tocząc wokół zaspanym wzrokiem. Gdy
jednak zauważyła, że nikt od niej nic nie chce, z powrotem złożyła głowę na
poduszce. Po chwili jej oddech wyrównał się, uspokoił i zwolnił.
Nareszcie
rozległ się gong kończący pierwszą lekcję. Binns jak na zawołanie przerwał
wykład, podziękował za uwagę i, jakby nigdy nic, wtopił się w ścianę. Gisela
obudziła drzemiącą w najlepsze Cannie, która wcale nie była zadowolona z końca
pasjonującej historii magii, ale ostatecznie ociężale wstała. Remus sprzątnął
swoje rzeczy i tylko pokręcił głową, widząc gotowych do wyjścia przyjaciół. Tak,
końce lekcji mieli opanowane do perfekcji.
Uczniowie jak
fala wylali się na korytarz, podążając na kolejne zajęcia. Korytarze Hogwartu były
szerokie, przestronne, malowane jasnymi kolorami, by rozświetlić nieco wnętrze
zamku. Po obu stronach przejścia umieszczono uchwyty na pochodnie, teraz jednak
zgaszone. Nad głowami przechodniów wisiały wielkie, metalowe żyrandole. Gdy
przechodzili pod jednym z nich, usłyszeli podejrzany chrobot. Spojrzeli w górę
i zobaczyli znajome szerokie usta oraz złośliwe oczęta maleńkiego człowieczka,
siedzącego na lampie i najwyraźniej próbującego odkręcić jakieś śrubki.
‒ Irytku, jak
odkręcisz te śruby to to spadnie, wiesz, prawda? ‒ zapytał Remus, spoglądając w
górę.
‒ To będzie
zabawa! ‒ odkrzyknął poltergeist, nie przejmując się i dalej mocując ze
śrubami.
‒ Wiesz,
Irytku, jak kogoś zabijesz, nawet Dumbledore nie puści ci tego płazem ‒ dodał
James, z ciekawością przyglądając się próbom Irytka.
Poltergeist
przez chwilę zamarł w bezruchu, ale zaraz wrócił do przerwanej czynności z
jeszcze większym zapałem.
‒ Irytku,
widziałeś? ‒ krzyknął z udawanym przejęciem Syriusz. ‒ Krwawy Baron tu idzie.
Ups, chyba jest zły.
Irytek jak na
komendę zaprzestał majstrowania przy żyrandolu i umknął gdzieś korytarzem.
‒ Hahaha ‒
zaśmiewał się James ‒ Nawet się nie obejrzał!
‒ Za to gdy
dowie się, że zrobiliście go w balona, na pewno nie zapomni się odpłacić ‒ stwierdził
Remus, uśmiechając się.
‒ Jeżeli nie
chcemy dostać ochrzanu od Żelaznej Dziewicy, radzę się pośpieszyć ‒ powiedziała
Cannie, mijając ich pośpiesznie.
‒ A ty już się
wyspałaś? ‒ zapytał James, wciąż chichocząc.
‒ Tak! ‒ odkrzyknęła,
znikając za zakrętem.
Nie
zastanawiając się dłużej, chłopcy również przyspieszyli, wymijając wciąż
zaspanych uczniów. James potrącił jakiegoś pierwszaka tak, że dzieciak się
przewrócił, ale w biegu chłopak tego nie zauważył. Peter nie zatrzymał się, by
mu pomóc. Za bardzo śpieszyło mu się na transmutację. Poza tym obawiał się, że
zostanie w tyle, a i tak biegał najwolniej ze wszystkich.
Pod salę
Peter dotarł zdyszany i czerwony jak burak. Mimo to był dumny, że udało mu się
wytrzymać tempo. Zdążyli w sam raz, bo po chwili drzwi klasy otworzyły się, a
uczniowie zaczęli zajmować swoje miejsca. Wmieszali się więc w tłumek.
Klasa
pierwsza B była okrągłym pomieszczeniem, a jej centralną część wypełniały rzędy
ławek dla uczniów. Znajdowały się tu także klatki z różnymi stworzeniami. W
powietrzu wyczuwalny był zapach piór oraz zwierzęcych odchodów. Przy końcu sali
pyszniła się niewielka katedra, a przy niej stała wysoka, smukła czarownica w
szpiczastej tiarze. Padające z prawej
strony słońce rzucało cień na lewą część jej twarzy. Kobieta obdarzyła uczniów
uważnym spojrzeniem ciemnych oczu. Na nosie miała druciane okulary, z nad których
bacznie obserwowała wchodzących.
Uczniowie
powoli zajmowali swoje miejsca w charakterystycznym, towarzyszącym im gwarze.
Wreszcie drzwi sali zamknęły się. Same. W klasie zapadła cisza jak makiem
zasiał. Czarownica przemówiła spokojnym, miarowym głosem:
‒ Dziś
chciałabym, byście...
Drzwi klasy
nagle rozwarły się na oścież. Stanęło w nich dwóch chłopców z Ravenclawu.
Wyższy miał krzywo zapiętą koszulę, a krawat byle jak przewieszony przez ramię.
Niższy również źle zapiął koszulę, sweter założył tył na przód, a krawat
zawieszony miał na czubku głowy.
Przynajmniej spodnie założyli prawidłowo,
pomyślał Peter.
‒ Przepraszamy
za spóźnienie, pani profesor! ‒ krzyknął od progu wyższy, strzygąc modrymi
oczyma.
‒ Rozumiem, na
historii magii was nie było, mam rację Meadowes? ‒ zapytała z przyganą
McGonagall.
‒ Niestety
nie ‒ odpowiedział Corvus.
‒ Mam
nadzieję, że sami pofatygujecie się do profesora Binnsa, by przeprosić ‒ stwierdziła
czarownica, obrzucając ich surowym spojrzeniem. ‒ Oczywiście poinformuję o tym
waszego opiekuna.
‒ Nie musi
się pani profesor kłopotać ‒ wtrącił Corvi, ruszając do swojej ławki. ‒ Sami
powiemy wszystko profesorowi Flitwickowi.
‒ Dobrze, zajmijcie
już swoje miejsca i postarajcie się poprawić wasz strój.
Corvi
uśmiechnął się do McGonagall, ale na widok jej wciąż surowego spojrzenia mina
mu zrzedła. Spuścił więc głowę i podreptał w kierunku najbliższej ławki. Za nim
podążył drugi z chłopców, ale potknął się i poleciał w. Niewątpliwie wyrżnąłby
w kamienną podłogę, gdyby tuż przed nim nie szedł Corvus. Obaj upadli ciężko na
posadzkę.
‒ Ray! ‒ jęknął
przygnieciony do podłogi Corvi. ‒ Złaź ze mnie, gruby jesteś.
‒Przepraszam!
‒ powiedział towarzyszący Corviemu szatyn, uśmiechając się przepraszająco. Uśmiech
uwydatnił dołeczki w jego pucułowatych policzkach, przez co chłopak wyglądał
jak cherubin. ‒ Naprawdę nie chciałem ‒ dodał i pomógł koledze się podnieść.
McGonagall
obrzuciła ich jeszcze jednym, powłóczystym spojrzeniem i poczęła kontynuować
wykład. Jak zawsze przed praktyką czekał ich dość długi wstęp teoretyczny.
Dopiero na koniec lekcji mieli szanse zastosować wskazówki nauczycielki.
Peter starał
się jak najdokładniej zapisywać, co po kolei należy zrobić, czego się
wystrzegać, a na co zwracać uwagę w deklinacji zaklęcia. Był jednak świadom, że
zapewne nie na wiele sie to zda. Co tu wiele mówić: Peter Pettigrew
zdecydowanie nie miał talentu do transmutacji.
~*~
Koniec
wyczerpujących zajęć z transmutacji Peter przywitał z prawdziwą ulgą. Na
początek McGonagall chciała, by zamienili kubek w szczura i odwrotnie, tak dla
przypomnienia. Niestety dość szybko okazało się, że ów przypomnienie dla wielu
jest dopiero pierwszą fazą nauki, bo nie opanowali materiału, który powinni
znać. Czarownica cierpliwie tłumaczyła, jak należy zaklęcie przeprowadzić,
pomagała i niemal nie krzyczała. Niemal. Bo gdy Ray Malums spowodował, że jego
szczur powiększył się do rozmiarów borsuka i rzucił się na siedzącego obok
Corviego, McGonagall nie wytrzymała i krzyknęła. Nie straciła jednak zimnej
krwi i zamieniła szczura z powrotem w kubek, który spadł i stłukł się pod
nogami Meadowesa. Corvus odetchnął, a McGonagall zrugała Raya za mieszanie zaklęć,
po czym przedwcześnie zakończyła lekcję.
James i
Syriusz wyglądali na niepocieszonych, bo McGonagall ani razu nie zmieniła się w
kota, na co liczyli. Natomiast Peter był z tego powodu zadowolony. Im rzadziej
widzieli, jak McGonagall się zmienia, tym istniały mniejsze szanse, że szybko
wrócą do zarzuconych na wakacje ćwiczeń animagii.
Mieli już
skręcić do Wielkiej Sali na lunch, gdy Peterowi przypomniało się, że zapomniał zabrać
pióra. Powiedział więc, że zaraz wróci i pognał z powrotem do klasy
transmutacji, licząc, że McGonagall wciąż tam jest i nie będzie zmuszony
uganiać się za nią do pokoju nauczycielskiego. Miał przynajmniej tyle
szczęścia, że musiał dotrzeć tylko na pierwsze piętro.
Peter wbiegł
na schody, jednak te postanowiły zmienić swoje położenie i wraz z nim
przemieściły się. Ledwie się zatrzymały, chłopak z nich zszedł. Że też nigdy nie mogę zapamiętać, jak te
schody sie zmieniają i kiedy, ofuknął sam siebie i rozejrzał się. Znajdował
się na wprost drugiego piętra. Piętra, które sukcesywnie omijali, bo nie było
na nim żadnych klas, za to mieściły się gabinety aż czterech nauczycieli. Peter
westchnął ze zrezygnowaniem. Miał już wejść na następny stopień, gdy dobiegły
go głosy dorosłych czarodziejów. Pettigrew przylgnął do ściany, zaczynając
szybciej oddychać.
‒ Sądzisz, że
ktoś w tym maczał palce? ‒ zapytał głęboki baryton.
‒ Och, nie wydaje
mi się, Radamantysie ‒ odparła cienkim głosem czarownica.
‒ Więc twoim
zdaniem to normalne, że łodzie same się zatrzymują? A może uważasz, że
Dumbledore źle rzucił zaklęcie?
‒ Nie, skąd ‒
zaprzeczyła natychmiast kobieta.
‒ Nauczasz
obrony przed czarną magią, powinnaś się temu uważniej przyjrzeć, moja droga ‒ stwierdził
bardzo chłodno i dobitnie czarodziej.
‒Obiecuję, że
zrobię co w mojej mocy, by to jakoś wyjaśnić.
‒ Dobrze, że
ci dwaj obrócili całą sytuację w żart ‒ po chwili ciszy dodał czarodziej. ‒ Chociaż
to mogło skończyć się naprawdę źle. Potter i Black, choć bardzo uzdolnieni, to
tylko narwani wyrostkowie. W razie czego nie potrafiliby obronić siebie, nie
wspominając o tych dzieciakach.
‒ Ale, trzeba
im przyznać, są pomysłowi ‒ wtrąciła czarownica, a Peter dałby głowę, że się
uśmiechnęła.
‒ Tylko im
tego przypadkiem nie powiedz ‒ skarcił ją rozmówca. ‒ Gotowi jeszcze pomyśleć,
że takie wybryki będą pochwalane. I postaraj się więcej nie zasypiać na lekcje.
Uczniowie może i się cieszyli, ale w ten sposób niczego się nie nauczą, a
przecież po to tu przyjechali.
‒
Przepraszam, to się już więcej nie powtórzy. Idziesz do Wielkiej Sali?
‒ Nie, Leto.
Poproszę skrzaty, by przyniosły mi coś do gabinetu. Chciałbym przejrzeć jeszcze
kilka artykułów.
‒ Więc do
zobaczenia.
‒ Tak, do
zobaczenia.
Peter
usłyszał zamykanie drzwi, a tuż przed nim ponownie pojawiły się schody. Wiele
się nie zastanawiając, wskoczył na nie, prosząc Merlina, by jak najszybciej się
przemieściły. I tym razem Merlin go wysłuchał, schody drgnęły i zmieniły swoje
położenie, zatrzymując się tuż przed wejściem na pierwsze piętro.
Tylko raz
Peter się obrócił. Profesor Leta Atropos, nowa nauczycielka obrony przed czarną
magią, patrzyła wprost na niego. Był to wyjątkowo nieprzyjemny wzrok. Pettigrew
odwrócił się i puścił pędem wzdłuż korytarza.
Miał
szczęście, McGonagall jeszcze znajdowała się w klasie, porządkując dokumenty.
09.06.2014 - rozdział zbetowany przez Degausser.
Masz fajne pomysły.Pisz dalej:)
OdpowiedzUsuńOj, ciekawa jestem, czy tak się wszystko uda tym naszym Huncwotom. Peter w Twoim opowiadaniu jest zadziwiająco dobrze i w bardzo dobrym świetle przedstawiony. Jakoś jeszcze nigdy się z tym nie spotkałam. Ale mam nadzieję, że wkrótce cała akcja się rozkręci i że niedługo pojawi się nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bo nikt Petera nie lubi! Sami źli ludzie ;) A tak poza tym to jeszcze uroczy czwartoroczniacy są, więc... sama rozumiesz. Łoo, jak dla mnie, to minie jeszcze dużo czasu nim akcja się rozkręci, niestety. Trza się będzie pomęczyć :( Ten rozdział to w sumie jest, ale niesprawdzony i na razie przegrywa z chemią :P
UsuńPozdrawiam ;)
Wybacz opóźnienie, ale sesja, potem pomyślałam sobie, że poczekam już aż dodasz nowy, a tu nowego ani widu niestety. Cóż, mam nadzieję, że nie każesz nam zbyt długo czekać.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to - jak zawsze - bardzo klimatyczny i pełnej zachwycającej dbałości o szczegóły. Pięknie udaje Ci się zawrzeć ducha Hogwartu i ideę Huncwotów w swoich rozdziałach i podziwiam Cię za to, bo nie dość że do tego potrzeba pomysłu i naprawdę dobrego warsztatu, to jeszcze masę cierpliwości. Cieszę się, że to wszystko masz, bo czyta się uroczo.
Jestem bardzo ciekawa o co chodzi z tymi łódkami, mam nadzieję, że wkrótce się wyjaśni, bo ja, szczerze mówiąc, nie mam żadnego (sensownego) pomysłu co to mogło być.
Weny i dużo czasu wolnego życzę!
Wiem, sesja jest straszna, bo zabiera czas wolny :( No nowy widać - o, tam jest, tylko się w drzwiach zaklinował, nie widzisz? xD
UsuńStrzeliłam buraka, no weź powiesz, że coś jest źle! Coś musi...
Niedługo to na pewno nie, nic z tego. Po prostu tutaj akurat wyjątkowo niewskazane jest, żeby dowiedzieć się teraz. Ale może to Dumbel miał kaca i mu zaklęcie nie wyszło? :P
Hej :) Dawno mnie tu nie było. Tęskniłaś? :D Ten rozdział bardzo mi się podobał. Niby taki normalny, bez żadnych większych wydarzeń, ale jak zwykle ciekawy. Końcówka była świetna. Te łodzie się zatrzymały pewnie nie bez powodu. Ktoś je zatrzymał, tylko po co. Dziwna sytuacja. Ale mimo wszystko lubię tę nauczycielkę. I widać, że nauczyciele też lubią Jamesa i Syriusza. Co jak co, ale pomysłowości to im nie brak.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)