sobota, 25 stycznia 2014

11 Kłopotliwa transmutacja

M
ucha leniwie brzęczała w kącie klasy. Przelatywała z nad ucha jednego ucznia do drugiego, kilka razy udało jej się nawet ukąsić. Tym razem jej polowanie było niezwykle łatwe, ponieważ hogwarcka młodzież poddała się całkowicie usypiającemu głosowi profesora Binnsa. Czasami nawet rozlegały się odgłosy pochrapywania, na które wykładowca nie zwracał uwagi. Lub udawał, że nie słyszy.
Peter Pettigrew z rozmachem uderzył w ucho Jamesa. Potter zachrapał głośniej, wzdrygnął się, bąknął coś, co brzmiało jak „Jeszcze pięć minut, mamo.” i przełożył głowę na drugie ramię.
Kto wymyślił, żeby zaczynać dzień od historii magii?, zastanowił się Peter, przecierając oczy. Obejrzał się na ławkę, przy której siedzieli Remus i Syriusz. Powiedzieć, że Black siedział, było jednak dużym niedociągnięciem, bo chłopak rozwalił się na krześle, a jego głowa co kilka chwil lekko odginała się do tyłu, by zaraz powrócić na poprzednie miejsce. Remus natomiast wciąż blady, z paskudnymi dołami pod oczami starał się jak najprecyzyjniej notować. Nawet jemu zdarzały się krótkie chwile bezmyślnego zawieszania wzroku na czymś, które przypominały „stan przedrzemkowy”, jak zwykł to nazywać Peter.
Tymczasem Binns niezniechęcony, czy może raczej już od dawna przyzwyczajony do zachowania uczniów, ciągnął wykład monotonnym, usypiającym głosem.
‒ Elfrida Clagg, czarownica żyjąca w siedemnastym wieku, należała do Rady Czarodziejów. Za jej największe osiągnięcie przyjmuje się projekt zaakceptowania jako istoty rozumne wszystkiego, co mówi. Jak zapewne pamiętacie z poprzednich lat, w piętnastym wieku inny członek Rady Czarodziejów, Burdock Muldoon, wysunął projekt, by za byty świadome przyjmować wszystkie stworzenia dwunożne. Tak więc innowacyjny pomysł Clagg był znaczącym krokiem naprzód do uznania między innymi centaurów, które, jak wiadomo, poruszają się na czterech nogach. Kolejnym ważne osiągnięcie Elfridy Clagg stanowiło wprowadzenie zakazu używania znikaczy podczas meczy quidditcha oraz założenia rezerwatu imienia Modestry Rabnott...
‒ On powiedział quidditch? ‒ zapytał James, ziewając. Jego włosy znajdowały się w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj.
‒ Chyba ‒ odmruknął Peter, śledząc wyjątkowo irytującą muchę.
‒ Później zapytam Remusa ‒ stwierdził Potter i ponownie złożył głowę na ramionach, starając się powrócić do przerwanych marzeń sennych.
Musiało śnić mu się coś miłego, bo ciągle się uśmiechał. W pewnym momencie otworzył usta i zaczął naprawdę głośno pochrapywać. Mucha, jakby zwabiona odgłosami wydawanymi przez Jamesa, przyleciała, zakręciła się tuż koło głowy Pottera i po chwili wleciała do jego uchylonej buzi. Petera opuściła senność, zaczął z zainteresowaniem przyglądać się jak czarny owad spaceruje po języku przyjaciela. Mógłby go obudzić, ale obserwowanie poczynań muchy wydawało mu się znacznie szczytniejszym pomysłem.
Wreszcie James zamlaskał, kłapnął zębami, więżąc w ten sposób muchę i podskoczył. Zdając sobie sprawę, że miał coś w ustach, wypluł owada i zaczął z obrzydzeniem wycierać język dłonią, jakby właśnie polizał truciznę. Kilkoro uczniów wyrwało się z drzemki i z zainteresowaniem spojrzało na Pottera. Peter tymczasem zanosił się śmiechem, a Binns, jakby nieświadomy, że coś się działo, opowiadał dalej, jak ważna była postać Elfridy Clagg w historii magii.
Gdy James wreszcie przestał pluć i czyścić język, spojrzał na Petera jak przed chwilą na muchę, która tak brutalnie zakłóciła mu sen.
‒ A ja myślałem, że jesteś moim przyjacielem ‒ fuknął Potter, teatralnie odwracając głowę od Pettigrewa.
Peter nie zdążył odpowiedzieć, bo w jego głowę uderzyła zgnieciona kulka pergaminu. Chłopak obejrzał się i zobaczył, że Syriusz już nie spał, zamiast tego bujał się na tylnych nogach krzesła i szczerzył zęby, niezwykle zadowolony z siebie. Remus wywrócił oczami, nadal uważnie notując.
James nie czekając, aż Peter wpadnie na to, by rozłożyć pergamin, sam się tym zajął. Pettigrew spróbował zabrać mu papier, ale Potter odwrócił się do niego tyłem, blokując w ten sposób wszelkie próby odbicia pergaminu.
‒ James ‒ jęknął Peter. ‒ To moje, nie twoje.
‒ Trzeba było brać, jak leżało ‒ odszepnął Potter. ‒ Poza tym Syriusz nie ma przede mną tajemnic, prawda? ‒ odwrócił się do Blacka, a tamten pokiwał głową bez zastanowienia. ‒ Widzisz?
‒ Przecież on nawet nie słyszał, co mówiłeś ‒ burknął Peter. ‒ Co tam jest napisane? ‒ zapytał, próbując zajrzeć przez ramię przyjaciela.
 ‒ Czekaj, strasznie nabazgrał ‒ mruknął James pod nosem. ‒ Rany, kto tak uczy pisać? Głupie zawijasy.
Syriusz najwyraźniej zrozumiał, że Potter nie mógł odczytać zmiętolonej karteczki i usłyszał, jak psioczy na jego pismo, bo gwałtownie przechylił się na wszystkie nogi krzesła. Kilkoro uczniów spojrzało w stronę Blacka, lecz większość wciąż zajmowała się własnymi sprawami. Czyli spaniem, bo cóż innego mogło być bardziej fascynujące o godzinie dziewiątej trzydzieści?
‒ Jeżeli myślisz, że piszesz lepiej, to się grubo mylisz ‒ syknął Black zza ich pleców. ‒ Stworek bazgroli lepiej od ciebie, a jego pismo to prawie starożytne runy.
‒ Przecież ty nie chodzisz na starożytne runy ‒ wypomniał mu Peter.
‒ Bo cała moja rodzinka jest wystarczająco starożytna. Mnie w każdym razie wystarczy samo słuchanie o tym w domu, nie muszę mieć powtórki w Hogwarcie. Poza tym, ty też na nie nie chodzisz, a on ‒ wskazał na zgarbione plecy Pottera ‒ łazi tylko dlatego, że Evans je zakreśliła w drugiej klasie, a jemu udało się podglądnąć.
Uszy Jamesa poczerwieniały.
‒ Wcale nie ‒ burknął, nie odwracając się.
‒ Wszyscy trzej bazgrolicie jak hipogryfy ‒ uciął Remus, nie przestając notować.
‒ Dzięki ‒ sarknęli jak na komendę Potter i Black.
‒ To dowiem się, co tam pisze?
‒ Jest napisane ‒ poprawił Remus.
‒ Chyba że Syriusz oszalał i zamiast na obiad chce iść do Zakazanego Lasu, poćwiczyć.
‒ Eee, co poćwiczyć?
 ‒ A jak myślisz?
James wzrokiem przeszył Petera na wskroś. Kiwnął głową w kierunku Remusa, potem gdzieś na niebo, a na koniec wskazał różdżkę. Pettigrew westchnął, nagle rozumiejąc.
No tak, mieli się uczyć animagii!, pomyślał, czerwieniejąc jednocześnie ze wstydu.
Nie powinien o tym zapominać. Szczególnie, że pełnia skończyła się ledwie przedwczoraj. Dziś Remus był już drugi dzień na zajęciach, a wciąż oczy miał podkrążone, twarz bladą, a nadgarstki zabandażowane, niewygojone i skryte za mocno zaciągniętymi szarym swetrem i szatą.
Ciekawe, czemu pani Cavani nie mogła dać mu jakiegoś eliksiru na te otarcia, zastanowił się Pettigrew. Myślałem, że pielęgniarka na wszystko ma lekarstwo.  
‒ A, no tak ‒ bąknął tylko Peter. ‒ Ale chyba nie zrezygnujemy z obiadu? ‒ dodał zaraz z nadzieją. Lupin był jego przyjacielem, to nie ulegało wątpliwości, ale według Pettigrew nauka o pustym brzuchu nie miała wielkich szans powodzenia.
James odpisał coś szybko na pergaminie, robiąc kilka dużych kleksów. Poczekał, aż inkaust wyschnie, a potem odrzucił ponownie zgniecioną kulkę. Syriusz rozprostował zwój i szybko przebiegł wzrokiem tekst, nie miał większych kłopotów z rozczytaniem.
Może jednak Stworek pisze gorzej niż James?, zastanowił się Peter.
Black skrzywił się, ale pokiwał głową.
‒ Co odpisałeś? ‒ zapytał Peter.
‒ Że lepiej dajmy sobie dzisiaj spokój. Remus nie czuje się najlepiej, a we wtorek na skraju Zakazanego Lasu złapał nas Kettleburn. Strasznie się rozzłościł i w dodatku wiedział, że Syriusz powinien być wtedy na mugoloznawstwie. Nott nie wlepił Syriuszowi szlabanu, bo go lubi, ale Kettleburn już się postarał, żeby nie uszło mu to na sucho. McGonagall była bardzo wkurzona.
‒ A tobie się upiekło?
‒ No wiesz, w końcu ja, to ja ‒ James bardzo zabawnie poruszył brwiami.
‒ Ta, jasne ‒ sarknął z tyłu Syriusz. ‒ Kettleburn nic na niego nie miał, oprócz tego, że widział nas w okolicy Zakazanego Lasu, a to jeszcze nie jest zbrodnia.
‒ Potrafisz popsuć efekt ‒ burknął James, a okulary spadły mu na sam czubek nosa.
‒ Taki mój urok ‒ Black wyszczerzy zęby. ‒ Tak w ogóle, to Binns nie powinien kończyć?
‒ Nom ‒ potwierdził Peter. ‒ Za dziesięć minut koniec lekcji, a potem transmutacja ‒ dodał grobowym tonem.
‒ Och, nie zrzędź, Peter ‒ wtrącił James. ‒ Może uda nam się podpatrzyć co nieco od McGonagall.
‒ Jasne, a potem powiemy jej, po co chcemy zostać animagami. Ona radośnie zaproponuje nam lekcje, a my na skrzydłach podrepczemy do jej gabinetu.
‒ Naprawdę tak myślisz, Syriuszu?
‒ Rany, Peter, weź czasami rusz łepetyną.
Black odgiął się na swoje miejsce pod karcącym spojrzeniem Remusa. Tylko wzruszył ramionami i po chwili ponownie zaczął bujać się na tylnich nogach krzesła.
‒ Moglibyście przestać plotkować? ‒ fuknęła na nich Gisela, która siedziała przed nimi razem z Cannie, drzemiącą obecnie na wyczarowanej poduszce. ‒ Niektórzy starają się tu czegoś nauczyć.
‒ My wcale nie plotkujemy ‒ stwierdził Peter.
‒ Właśnie ‒ dodał James. ‒ A ty zajmij się notowaniem jak przykładna uczennica, a nie podsłuchujesz czyjeś rozmowy.
Dziewczyna obrzuciła ich rozeźlonym spojrzeniem, ale już nic nie powiedziała. Z rozpędu trąciła Caniculę tak, że ta się obudziła, tocząc wokół zaspanym wzrokiem. Gdy jednak zauważyła, że nikt od niej nic nie chce, z powrotem złożyła głowę na poduszce. Po chwili jej oddech wyrównał się, uspokoił i zwolnił.
Nareszcie rozległ się gong kończący pierwszą lekcję. Binns jak na zawołanie przerwał wykład, podziękował za uwagę i, jakby nigdy nic, wtopił się w ścianę. Gisela obudziła drzemiącą w najlepsze Cannie, która wcale nie była zadowolona z końca pasjonującej historii magii, ale ostatecznie ociężale wstała. Remus sprzątnął swoje rzeczy i tylko pokręcił głową, widząc gotowych do wyjścia przyjaciół. Tak, końce lekcji mieli opanowane do perfekcji.
Uczniowie jak fala wylali się na korytarz, podążając na kolejne zajęcia. Korytarze Hogwartu były szerokie, przestronne, malowane jasnymi kolorami, by rozświetlić nieco wnętrze zamku. Po obu stronach przejścia umieszczono uchwyty na pochodnie, teraz jednak zgaszone. Nad głowami przechodniów wisiały wielkie, metalowe żyrandole. Gdy przechodzili pod jednym z nich, usłyszeli podejrzany chrobot. Spojrzeli w górę i zobaczyli znajome szerokie usta oraz złośliwe oczęta maleńkiego człowieczka, siedzącego na lampie i najwyraźniej próbującego odkręcić jakieś śrubki.
‒ Irytku, jak odkręcisz te śruby to to spadnie, wiesz, prawda? ‒ zapytał Remus, spoglądając w górę.
‒ To będzie zabawa! ‒ odkrzyknął poltergeist, nie przejmując się i dalej mocując ze śrubami.
‒ Wiesz, Irytku, jak kogoś zabijesz, nawet Dumbledore nie puści ci tego płazem ‒ dodał James, z ciekawością przyglądając się próbom Irytka.
Poltergeist przez chwilę zamarł w bezruchu, ale zaraz wrócił do przerwanej czynności z jeszcze większym zapałem.
‒ Irytku, widziałeś? ‒ krzyknął z udawanym przejęciem Syriusz. ‒ Krwawy Baron tu idzie. Ups, chyba jest zły.
Irytek jak na komendę zaprzestał majstrowania przy żyrandolu i umknął gdzieś korytarzem.
‒ Hahaha ‒ zaśmiewał się James ‒ Nawet się nie obejrzał!
‒ Za to gdy dowie się, że zrobiliście go w balona, na pewno nie zapomni się odpłacić ‒ stwierdził Remus, uśmiechając się.
‒ Jeżeli nie chcemy dostać ochrzanu od Żelaznej Dziewicy, radzę się pośpieszyć ‒ powiedziała Cannie, mijając ich pośpiesznie.
‒ A ty już się wyspałaś? ‒ zapytał James, wciąż chichocząc.
‒ Tak! ‒ odkrzyknęła, znikając za zakrętem.
Nie zastanawiając się dłużej, chłopcy również przyspieszyli, wymijając wciąż zaspanych uczniów. James potrącił jakiegoś pierwszaka tak, że dzieciak się przewrócił, ale w biegu chłopak tego nie zauważył. Peter nie zatrzymał się, by mu pomóc. Za bardzo śpieszyło mu się na transmutację. Poza tym obawiał się, że zostanie w tyle, a i tak biegał najwolniej ze wszystkich.
Pod salę Peter dotarł zdyszany i czerwony jak burak. Mimo to był dumny, że udało mu się wytrzymać tempo. Zdążyli w sam raz, bo po chwili drzwi klasy otworzyły się, a uczniowie zaczęli zajmować swoje miejsca. Wmieszali się więc w tłumek.
Klasa pierwsza B była okrągłym pomieszczeniem, a jej centralną część wypełniały rzędy ławek dla uczniów. Znajdowały się tu także klatki z różnymi stworzeniami. W powietrzu wyczuwalny był zapach piór oraz zwierzęcych odchodów. Przy końcu sali pyszniła się niewielka katedra, a przy niej stała wysoka, smukła czarownica w szpiczastej tiarze.  Padające z prawej strony słońce rzucało cień na lewą część jej twarzy. Kobieta obdarzyła uczniów uważnym spojrzeniem ciemnych oczu. Na nosie miała druciane okulary, z nad których bacznie obserwowała wchodzących.
Uczniowie powoli zajmowali swoje miejsca w charakterystycznym, towarzyszącym im gwarze. Wreszcie drzwi sali zamknęły się. Same. W klasie zapadła cisza jak makiem zasiał. Czarownica przemówiła spokojnym, miarowym głosem:
‒ Dziś chciałabym, byście...
Drzwi klasy nagle rozwarły się na oścież. Stanęło w nich dwóch chłopców z Ravenclawu. Wyższy miał krzywo zapiętą koszulę, a krawat byle jak przewieszony przez ramię. Niższy również źle zapiął koszulę, sweter założył tył na przód, a krawat zawieszony miał na czubku głowy.
Przynajmniej spodnie założyli prawidłowo, pomyślał Peter.
‒ Przepraszamy za spóźnienie, pani profesor! ‒ krzyknął od progu wyższy, strzygąc modrymi oczyma.
‒ Rozumiem, na historii magii was nie było, mam rację Meadowes? ‒ zapytała z przyganą McGonagall.
‒ Niestety nie ‒ odpowiedział Corvus.
‒ Mam nadzieję, że sami pofatygujecie się do profesora Binnsa, by przeprosić ‒ stwierdziła czarownica, obrzucając ich surowym spojrzeniem. ‒ Oczywiście poinformuję o tym waszego opiekuna.
‒ Nie musi się pani profesor kłopotać ‒ wtrącił Corvi, ruszając do swojej ławki. ‒ Sami powiemy wszystko profesorowi Flitwickowi.
‒ Dobrze, zajmijcie już swoje miejsca i postarajcie się poprawić wasz strój.
Corvi uśmiechnął się do McGonagall, ale na widok jej wciąż surowego spojrzenia mina mu zrzedła. Spuścił więc głowę i podreptał w kierunku najbliższej ławki. Za nim podążył drugi z chłopców, ale potknął się i poleciał w. Niewątpliwie wyrżnąłby w kamienną podłogę, gdyby tuż przed nim nie szedł Corvus. Obaj upadli ciężko na posadzkę.
‒ Ray! ‒ jęknął przygnieciony do podłogi Corvi. ‒ Złaź ze mnie, gruby jesteś.
‒Przepraszam! ‒ powiedział towarzyszący Corviemu szatyn, uśmiechając się przepraszająco. Uśmiech uwydatnił dołeczki w jego pucułowatych policzkach, przez co chłopak wyglądał jak cherubin. ‒ Naprawdę nie chciałem ‒ dodał i pomógł koledze się podnieść.
McGonagall obrzuciła ich jeszcze jednym, powłóczystym spojrzeniem i poczęła kontynuować wykład. Jak zawsze przed praktyką czekał ich dość długi wstęp teoretyczny. Dopiero na koniec lekcji mieli szanse zastosować wskazówki nauczycielki.
Peter starał się jak najdokładniej zapisywać, co po kolei należy zrobić, czego się wystrzegać, a na co zwracać uwagę w deklinacji zaklęcia. Był jednak świadom, że zapewne nie na wiele sie to zda. Co tu wiele mówić: Peter Pettigrew zdecydowanie nie miał talentu do transmutacji.
~*~
Koniec wyczerpujących zajęć z transmutacji Peter przywitał z prawdziwą ulgą. Na początek McGonagall chciała, by zamienili kubek w szczura i odwrotnie, tak dla przypomnienia. Niestety dość szybko okazało się, że ów przypomnienie dla wielu jest dopiero pierwszą fazą nauki, bo nie opanowali materiału, który powinni znać. Czarownica cierpliwie tłumaczyła, jak należy zaklęcie przeprowadzić, pomagała i niemal nie krzyczała. Niemal. Bo gdy Ray Malums spowodował, że jego szczur powiększył się do rozmiarów borsuka i rzucił się na siedzącego obok Corviego, McGonagall nie wytrzymała i krzyknęła. Nie straciła jednak zimnej krwi i zamieniła szczura z powrotem w kubek, który spadł i stłukł się pod nogami Meadowesa. Corvus odetchnął, a McGonagall zrugała Raya za mieszanie zaklęć, po czym przedwcześnie zakończyła lekcję.
James i Syriusz wyglądali na niepocieszonych, bo McGonagall ani razu nie zmieniła się w kota, na co liczyli. Natomiast Peter był z tego powodu zadowolony. Im rzadziej widzieli, jak McGonagall się zmienia, tym istniały mniejsze szanse, że szybko wrócą do zarzuconych na wakacje ćwiczeń animagii.
Mieli już skręcić do Wielkiej Sali na lunch, gdy Peterowi przypomniało się, że zapomniał zabrać pióra. Powiedział więc, że zaraz wróci i pognał z powrotem do klasy transmutacji, licząc, że McGonagall wciąż tam jest i nie będzie zmuszony uganiać się za nią do pokoju nauczycielskiego. Miał przynajmniej tyle szczęścia, że musiał dotrzeć tylko na pierwsze piętro.
Peter wbiegł na schody, jednak te postanowiły zmienić swoje położenie i wraz z nim przemieściły się. Ledwie się zatrzymały, chłopak z nich zszedł. Że też nigdy nie mogę zapamiętać, jak te schody sie zmieniają i kiedy, ofuknął sam siebie i rozejrzał się. Znajdował się na wprost drugiego piętra. Piętra, które sukcesywnie omijali, bo nie było na nim żadnych klas, za to mieściły się gabinety aż czterech nauczycieli. Peter westchnął ze zrezygnowaniem. Miał już wejść na następny stopień, gdy dobiegły go głosy dorosłych czarodziejów. Pettigrew przylgnął do ściany, zaczynając szybciej oddychać.
‒ Sądzisz, że ktoś w tym maczał palce? ‒ zapytał głęboki baryton.
‒ Och, nie wydaje mi się, Radamantysie ‒ odparła cienkim głosem czarownica.
‒ Więc twoim zdaniem to normalne, że łodzie same się zatrzymują? A może uważasz, że Dumbledore źle rzucił zaklęcie?
‒ Nie, skąd ‒ zaprzeczyła natychmiast kobieta.
‒ Nauczasz obrony przed czarną magią, powinnaś się temu uważniej przyjrzeć, moja droga ‒ stwierdził bardzo chłodno i dobitnie czarodziej.
‒Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy, by to jakoś wyjaśnić.
‒ Dobrze, że ci dwaj obrócili całą sytuację w żart ‒ po chwili ciszy dodał czarodziej. ‒ Chociaż to mogło skończyć się naprawdę źle. Potter i Black, choć bardzo uzdolnieni, to tylko narwani wyrostkowie. W razie czego nie potrafiliby obronić siebie, nie wspominając o tych dzieciakach.
‒ Ale, trzeba im przyznać, są pomysłowi ‒ wtrąciła czarownica, a Peter dałby głowę, że się uśmiechnęła.
‒ Tylko im tego przypadkiem nie powiedz ‒ skarcił ją rozmówca. ‒ Gotowi jeszcze pomyśleć, że takie wybryki będą pochwalane. I postaraj się więcej nie zasypiać na lekcje. Uczniowie może i się cieszyli, ale w ten sposób niczego się nie nauczą, a przecież po to tu przyjechali.
‒ Przepraszam, to się już więcej nie powtórzy. Idziesz do Wielkiej Sali?
‒ Nie, Leto. Poproszę skrzaty, by przyniosły mi coś do gabinetu. Chciałbym przejrzeć jeszcze kilka artykułów.
‒ Więc do zobaczenia.
‒ Tak, do zobaczenia.
Peter usłyszał zamykanie drzwi, a tuż przed nim ponownie pojawiły się schody. Wiele się nie zastanawiając, wskoczył na nie, prosząc Merlina, by jak najszybciej się przemieściły. I tym razem Merlin go wysłuchał, schody drgnęły i zmieniły swoje położenie, zatrzymując się tuż przed wejściem na pierwsze piętro.
Tylko raz Peter się obrócił. Profesor Leta Atropos, nowa nauczycielka obrony przed czarną magią, patrzyła wprost na niego. Był to wyjątkowo nieprzyjemny wzrok. Pettigrew odwrócił się i puścił pędem wzdłuż korytarza.
Miał szczęście, McGonagall jeszcze znajdowała się w klasie, porządkując dokumenty. 
09.06.2014 - rozdział zbetowany przez Degausser. 

6 komentarzy:

  1. Masz fajne pomysły.Pisz dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, ciekawa jestem, czy tak się wszystko uda tym naszym Huncwotom. Peter w Twoim opowiadaniu jest zadziwiająco dobrze i w bardzo dobrym świetle przedstawiony. Jakoś jeszcze nigdy się z tym nie spotkałam. Ale mam nadzieję, że wkrótce cała akcja się rozkręci i że niedługo pojawi się nowy rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nikt Petera nie lubi! Sami źli ludzie ;) A tak poza tym to jeszcze uroczy czwartoroczniacy są, więc... sama rozumiesz. Łoo, jak dla mnie, to minie jeszcze dużo czasu nim akcja się rozkręci, niestety. Trza się będzie pomęczyć :( Ten rozdział to w sumie jest, ale niesprawdzony i na razie przegrywa z chemią :P
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Wybacz opóźnienie, ale sesja, potem pomyślałam sobie, że poczekam już aż dodasz nowy, a tu nowego ani widu niestety. Cóż, mam nadzieję, że nie każesz nam zbyt długo czekać.
    Co do rozdziału to - jak zawsze - bardzo klimatyczny i pełnej zachwycającej dbałości o szczegóły. Pięknie udaje Ci się zawrzeć ducha Hogwartu i ideę Huncwotów w swoich rozdziałach i podziwiam Cię za to, bo nie dość że do tego potrzeba pomysłu i naprawdę dobrego warsztatu, to jeszcze masę cierpliwości. Cieszę się, że to wszystko masz, bo czyta się uroczo.
    Jestem bardzo ciekawa o co chodzi z tymi łódkami, mam nadzieję, że wkrótce się wyjaśni, bo ja, szczerze mówiąc, nie mam żadnego (sensownego) pomysłu co to mogło być.
    Weny i dużo czasu wolnego życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, sesja jest straszna, bo zabiera czas wolny :( No nowy widać - o, tam jest, tylko się w drzwiach zaklinował, nie widzisz? xD
      Strzeliłam buraka, no weź powiesz, że coś jest źle! Coś musi...
      Niedługo to na pewno nie, nic z tego. Po prostu tutaj akurat wyjątkowo niewskazane jest, żeby dowiedzieć się teraz. Ale może to Dumbel miał kaca i mu zaklęcie nie wyszło? :P

      Usuń
  4. Hej :) Dawno mnie tu nie było. Tęskniłaś? :D Ten rozdział bardzo mi się podobał. Niby taki normalny, bez żadnych większych wydarzeń, ale jak zwykle ciekawy. Końcówka była świetna. Te łodzie się zatrzymały pewnie nie bez powodu. Ktoś je zatrzymał, tylko po co. Dziwna sytuacja. Ale mimo wszystko lubię tę nauczycielkę. I widać, że nauczyciele też lubią Jamesa i Syriusza. Co jak co, ale pomysłowości to im nie brak.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń