środa, 12 lutego 2014

12 Nowy woźny

N
areszcie weekend! ‒ westchnął James i zwalił się na fotel przed kominkiem.    Pierwszy tydzień nauki dobiegł końca, co uczniowie, wzorem Pottera, przywitali z entuzjazmem. Pokój wspólny Gryfonów dopiero wypełniał się wracającymi do wieży hogwartczykami. Huncwoci mieli szczęście, że tym razem McGonagall wypuściła ich wcześniej. Nauczycielka transmutacji niezwykle rzadko zwalniała uczniów przed planowanym zakończeniem zajęć, toteż wszyscy byli bardzo zdziwieni, że akurat dziś postanowiła zrobić wyjątek. Nikt jednak nie zadawał zbędnych pytań. Powszechnie wiadomo, że darowanemu hipogryfowi nie zagląda się w dziób.
Peter opowiedział przyjaciołom o rozmowie Radamantysa Ladona, nauczyciela astronomii, oraz nowej profesorki obrony przed czarną magią, co do której mieli poważne wątpliwości. Otóż Leta Atropos posiadała wyjątkowy dar do zapominania. Zaspała na ich pierwszą wspólną lekcję, czego nikt jej zresztą nie wypominał, bo dzięki temu uczniowie mogli wrócić wcześniej do łóżek. Gdy już jednak doszło do tych pierwszych zajęć okazało się, że czarownica jest kompletnie niezorientowana, a dezorganizacja najwyraźniej będzie na porządku dziennym podczas jej lekcji. Profesor Atropos wyleciało z głowy, jaki podręcznik kazała im zakupić, kilkakrotnie musiała pytać, czego już zdążyli się nauczyć, a na koniec postanowiła się przedstawić, bo na początku zapomniała.
Profesor Zapominalska jest chyba najgorszą nauczycielką obrony przed czarną magią, jaką mieliśmy, pomyślał Syriusz. A trochę ich mieliśmy. W pierwszej klasie Rita Shields, która przypominała spróchniałe drewno, a jedyne, czego chciała, to dorobić sobie do emerytury. No, ale przynajmniej była miła i potrafiła ogarnąć własny przedmiot, czego nie można powiedzieć o tej całej Atropos. O'Connor miał kompletnego bzika na punkcie Egiptu, chociaż te jego bajania o mumiach nawet ciekawiły. Megiera, choć nieznośny z tymi swoimi wymogami i surowością, przynajmmniej potrafił przekazać jakąkolwiek wiedzę. A ta? Chyba czeka nas prawdziwy regres...
‒ O czym tak rozmyślasz, Syriuszu? ‒ zapytał Remus.
Wszyscy jego trzej przyjaciele siedzieli już wygodnie na czerwonych, wygniecionych tu i tam kanapach. Uwielbiali wylegiwać się przy kominku, nawet jeżeli ogień wcale nie płonął tak jak teraz. To po prostu było ich miejsce.
‒ James, weź te kopyta ‒ powiedział Black i strącił nogi przyjaciela, który rozwalił się na całej długości kanapy.
‒ Hej, tak było mi wygodnie ‒ burknął niezadowolony Potter, patrząc spod byka na Syriusza.
‒ Ale mnie nie ‒ uciął Black. ‒ Jim, nie rób takich min, Evans idzie.
Ręka Jamesa natychmiast powędrowała do włosów, a na twarzy pojawił się uśmiech. Chłopak wychylił głowę zza kanapy, ale nie dostrzegł znajomych kasztanowych włosów.
‒ Jak mogłeś?
‒ No co? Kiedyś przecież przyjdzie. W końcu mieliśmy razem lekcje.
Potter tylko prychnął, ale nawet nie chciało mu się udawać, że się boczy. Zamiast tego wstał i zerknął natychmiast na tablicę z ogłoszeniami. Przez chwilę stał przy niej i zawzięcie coś czytał. Potem odwrócił się i spojrzał na przyjaciół, uśmiechnięty od ucha od ucha.
‒ George wywiesił ogłoszenia ‒ stwierdził, siadając z powrotem na kanapie, tuż koło Syriusza.
‒ No i? ‒ zapytał Black bez cienia zainteresowania.
‒ No i brakuje ścigającego, Pearl ukończyła siódmą klasę. Może...?
‒ Nie ‒ uciął Syriusz ze złością. ‒ Przestań mi wiercić dziurę w brzuchu, już powiedziałem: nie i koniec kropka.
‒ No, ale dlaczego?
‒ James, daj mu spokój. ‒ Remus położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
‒ Ty go nie widziałeś w lato! On naprawdę by sobie poradził, nie ma co się bać, że nie da rady, czy coś.
‒ Ja się nie boję, że nie dam rady, Jim. Poza tym zgłosiłem się na komentatora ‒ wypalił, nie zastanawiając się nad tym za bardzo.
‒ Co?!
‒ Serio? ‒ zapytał Peter.
Remus tylko uniósł brwi w wyrazie uprzejmego zdziwienia.
‒ Serio ‒ zełgał Black.
‒ I nic mi nie powiedziałeś? ‒ zapytał z wyrzutem James.
‒ Jakoś tak nie było okazji... ‒ mruknął bez przekonania.
‒ A kiedy... ‒ kontynuował przesłuchanie Potter.
‒ No, chłopaki, co tak szybko zwialiście? ‒ Cannie zwaliła się na kanapę między Jamesa i Syriusza. Popatrzyła to na jednego, to na drugiego i zdumiona zmarszczyła czoło. ‒ A wam co?
 ‒ Nic ‒ odpowiedzieli równocześnie.
Canicula wzruszyła ramionami. Przez chwilę przypatrywała się im uważniej. James zaczął bawić się kauczukową kulką, która zastępowała mu znicza przed meczami. Potter uważał, że zawsze dobrze jest ćwiczyć. Remus wyjął notatki, gotów do odrabiania pierwszych prac domowych. Peter wyciągnął z kieszeni cukrowe pióro i zaczął je ssać z lubością. Syriusz rozłożył się wygodniej na kanapie i próbował zasnąć, choć nie wychodziło mu to najlepiej. Do pokoju wspólnego wtaszczała się właśnie grupa rozchichotanych drugoklasistek, a za nimi podążali inni uczniowie.
‒ Wiecie co? ‒ zagadnęła wesoło Cannie. ‒ Chyba mam pomysł, jak przywitać naszego kochanego nowego woźnego.
‒ Can, bardzo chętnie, ale jutro ‒ bąknął Syriusz, nie otwierając nawet oczu.
‒ Hej, obiecaliście mi! ‒ wytknęła dziewczyna z oburzeniem i wzięła się pod boki, boleśnie uderzając zarówno Pottera jak i Blacka łokciami.
‒ Ałć ‒ jęknął James, masując pulsujące miejsce. ‒ Nie mówimy, że nic z tego, tylko że  dziś padamy na twarz... Poza tym muszę jeszcze się ruszyć na szlaban. McGonagall chyba nie dałaby mi żyć, gdybym się nie zjawił.
‒ A co robisz? ‒ zapytał Peter, wyjmując na chwilę cukrowe pióro z ust.
‒ Wygląda na to, że ponownie przeczyszczę Izbę Pamięci. Czasami mam wrażenie, że po tym, jak zostanie wysprzątana za naszych czasów, długo nie będzie potrzebne jakiekolwiek czyszczenie.
‒ I nie znajdziecie czasu dla mnie? ‒ zapytała przymilnie Cannie. ‒ A mówiliście, że dla mnie zrobicie wszystko! Że jestem waszą siostrą!
‒ My tylko nie chcemy, żeby nasza kochana siostrzyczka wpadła w kłopoty ‒ stwierdził równie słodko Black, wreszcie podnosząc na nią szare oczy.
‒ Jasne ‒ burknęła dziewczyna. ‒ Zawsze coś wymyślicie, byleby mnie odsunąć od zabawy.
Canicula wstała i zrobiła krok, by odejść, jednak Syriusz chwycił ją za rękę i pociągnął z powrotem na kanapę. Dziewczyna usiadła, spoglądając na niego z ukosa.
‒ Dobra, chyba te wakacje nas rozleniwiły ‒ powiedział wreszcie Black. ‒ No, chłopaki, skoro juz coś obiecaliśmy, to trzeba teraz ruszyć tyłki.
Syriusz podniósł się jako pierwszy, Cannie, już uśmiechnięta, dołączyła do niego, lecz nikt więcej nie kwapił się, by opuścić pokój wspólny. Black chwycił poduszkę i rzucił nią w Pottera. Okulary spadły z nosa Jamesa, a chłopak, gdy tylko umieścił je na nosie, wstał. I z mocą odrzucił Syriuszowi wielką, puchatą poduszkę, trafiając tylko w ramię przyjaciela.
‒ Oj, Jim, przydałoby ci się wymienić okulary ‒ zakpił Syriusz.
‒ Hahaha, bardzo zabawne ‒ powiedział James. ‒ No dobra, to jaki plan?
‒ Może najpierw byśmy skompletowali drużynę? ‒ wtrąciła Cannie, spoglądając na kończącego ssać cukrowe pióro Petera i zajętego notatkami Remusa.
‒ Właśnie ‒ przyznał rację Potter. ‒ Peter, Remus, wstawać, co będziecie się obijać w pokoju wspólnym? Skoro przywitaliśmy pierwszaków, to przydałoby się i przyjąć jakoś woźnego. Nie wolno go tak ignorować, prawda?
‒ Ja się wcale nie obijam ‒ stwierdził Remus. ‒ Ale macie rację, ten cały Filch też zasługuje na docenienie.
‒ Ha! I to rozumiem! ‒ Syriusz puścił oczko do przyjaciela. ‒ No, Pete, nie ociągaj się, bo zostaniesz w tyle.
Peter powoli podniósł się i podreptał za przyjaciółmi. Gruba Dama marudziła, że mają mało czasu, by wrócić przed początkiem patrolowania korytarzy.
‒ My zawsze zdążamy ‒ odpowiedział jej tylko Syriusz, dwornie się kłaniając.
Otyła kobieta na portrecie, ubrana w bufiastą, jasną suknię, cała pokraśniała. Nie wiadomo skąd, wyjęła niewielki pastelowy wachlarzyk i zasłoniła nim twarz. W drugiej ręce trzymała złocisty pucharek. Ocho, dzisiaj znów będzie pić wino z Violet, pomyślał Black. Pewnie to dlatego wolałaby, gdybyśmy nie wychodzili.
‒ Tylko postarajcie się wrócić wcześniej niż zazwyczaj! ‒ krzyknęła jeszcze za nimi.
Potulnie kiwnęli głowami, myśląc już jednak o pierwszym piętrze i gabinecie Filcha.
‒ To jaki jest plan? ‒ zapytał Peter, gdy znaleźli się w pustym korytarzu.
‒ Użyjemy tych łajnobomb, które zostały nam z zeszłego roku ‒ odpowiedziała Cannie.
‒ To jakieś zostały? ‒ zdziwił się Remus. ‒ Wydawało mi się, że wszystkie zużyliśmy na pożegnanie Pringle'a.
‒ W sumie to wtedy nie wiedzieliśmy, że stary Pringle odchodzi ‒ stwierdził Syriusz. ‒ Gdybyśmy wiedzieli, miałby o wiele godniejsze pożegnanie.
Cała piątka zachichotała.
‒ A gdzie my idziemy? ‒ zainteresował się Potter.
‒ Do łazienki Jęczącej Marty ‒ odpowiedziała swobodnie Cannie.
‒ Nie mogłaś gdzie indziej ich schować? ‒ burknął James.
‒ Nie było czasu. Flitwick usłyszał harmider i musieliśmy wiać, no i jeszcze Ladon wyrósł jak spod ziemi. Ciesz się, że w ogóle cokolwiek się uratowało. A poza tym to co masz do Marty?
‒ Nic.
‒ On nic, ale Marta chyba jednak ma coś do niego ‒ zaśmiał się Syriusz.
‒ Hej, ja się wcale nie prosiłem o jej względy!
‒ Jakbyś nie udawał takiego rycerza w lśniącej zbroi, gdy wpadliśmy na nią po raz pierwszy, to może teraz nie twierdziłaby, że jesteś jej chłopakiem.
‒ Ty wcale nie byłeś lepszy!
 ‒ Prawda, zamiast w Pringle'a trafiłeś w Syriusza łajnobombą ‒ wtrącił Remus, krzywiąc się. ‒ Nie mogliśmy pozbyć się tego smrodu przez całe trzy dni.
‒ No ‒ przyznał Peter. ‒ Trudno to zapomnieć.
‒ Dobra, chłopaki, dość tego dobrego ‒ przerwała Cannie ‒ Każdy bierze po dwie łajnobomby. Cztery osoby wrzucają swoje sztuki z wnętrza zamku, ktoś wlewituje swoje przez okno, żeby trochę go zdezorientować. Zobaczymy, jak sobie poradzi.
‒ Kto lewituje? ‒ zapytał Syriusz.
‒ Ty ‒ odpowiedział bez chwili wahania James.
‒ Dlaczego ja?
‒ Bo pytałeś ‒ James wyszczerzył do przyjaciela zęby.
‒ Następnym razem to ty będziesz stał na tym wietrze ‒ burknął Syriusz. ‒ Pamiętaj, że śpimy w jednym dormitorium.
‒ To groźba? ‒ droczył się Potter. ‒ A wiesz, że groźby są karalne?
‒ Nie.
 ‒ Nie wiesz, czy...?
‒ Och, przestańcie ‒ warknęła na nich Canicula. ‒ Naprawdę, jesteście nieznośni!
Cannie pchnęła drzwi łazienki dla dziewczyn, jednej z tych nieużywanych toalet. Niewiele osób, które wiedziały o lokatorce, miały ochotę korzystać z tej ubikacji, bo Jęcząca Marta była duchem. Wyjątkowo natrętnym i niesympatycznym duchem. Przynajmniej dla własnej płci, bo do chłopców perłowo-biała dziewczyna odnosiła się zupełnie inaczej. Nagle stawała się sympatyczna, próbowała nawet żartować.
No, przynajmniej była taka wobec tych chłopaków, których lubiła. Czyli Jamesa. Na mnie zawsze spoglądała jakoś tak krzywo. Ciekawe czemu? Może to przez to, że przy pierwszym spotkaniu krzyknąłem, że atakuje nas potwór? Ale wtedy miałem jedenaście lat, a ta wariatka rzuciła się w naszym kierunku jak wystrzelona z procy.
Po lewej stronie znajdowały się kabiny, z których kilka musiało być od dawna nieczynnych. Nikt nie czyścił tego pomieszczenia. Zresztą Syriusz miał wrażenie, że w Hogwarcie nie jest potrzebna służba sprzątająca, skoro są szlabany. A w łazienkach widzi się niejedno, wspomniał. Na środku stał ogromny rezerwuar, rozdzielający się na kilka białych, marmurowych kranów, marszczących się falami jak perłopławy. Krany lekko zaśniedziały od ostatniego szorowania, lecz wciąż w czystszych miejscach widoczne było, że wykonano je ze srebra.
Cannie od razu podeszła do jednej z kabin, otworzyła ją zaklęciem i na chwilę zniknęła za białymi drzwiami. Chłopcy popatrzyli po sobie.
‒ Może tym razem nie przyleci? ‒ zapytał z nadzieją Peter.
‒ Marta zawsze wywęszy Jamesa ‒ stwierdził zadziwiająco poważnie Syriusz, za co otrzymał kuksańca w bok od Pottera.
Jakby samo wspomnienie wystarczyło, zjawiła się Jęcząca Marta. Wyleciała z jednej z toalet, bluzgając naokoło wodą i przeraźliwie piszcząc, zapewne w ten sposób próbując wystraszyć niechcianych gości. Ledwie znalazła się pod sufitem, natychmiast zapikowała w dół, przeszywając Syriusza na wylot. Chłopak skrzywił się, zaklął i spojrzał z oburzeniem na ducha.
Marta za życia była niewysoką dziewczyną o prawdopodobnie ciemnych oczach, krzaczastych brwiach i okropnych, grubych okularach. Na jej nosie znajdowały się bardzo blade piegi, a krzywo obcięta grzywka zdecydowanie nie dodawała jej uroku. Poza tym Marta ciągle wrzeszczała albo płakała. A nikt nie lubił ludzi, czy duchów, które nieustannie użalały się nad sobą.
‒ Czego tu chcecie? ‒ warknęła na nich, pociągając nosem. ‒ Wy też chcecie mi dokuczyć? Myślicie, że skoro jestem martwa, to nic nie czuję? Co?
‒ Jim, powiedz coś ‒ szturchnął przyjaciela Syriusz.
‒ Czemu ja?
‒ Bo ciebie lubi ‒ dodał Remus i wypchnął Pottera w przód.
‒ To my, Marto ‒ powiedział James. ‒ Pamiętasz, rok temu uratowaliśmy cię przed Irytkiem.
Marta podleciała na wysokość Jamesa, przypatrując mu się uważnie. Zmrużyła oczy, zacisnęła usta i prychnęła, odlatując z płaczem.
‒ Pamiętam! ‒ krzyknęła ze złością. ‒ Miałeś wrócić, a więcej cię już nie zobaczyłam. Ty wredny, zły chłopaku!
‒ Ej, hola, Marta ‒ Cannie wreszcie wyszła z kabiny, dźwigając pękatą torbę. ‒ O Jamesie można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest zły. Dziękuję bardzo za przechowanie pakunku, jestem ci naprawdę wdzięczna. A teraz, jeśli pozwolisz, pójdziemy już.
Marta nic nie odpowiedziała, zamiast tego ponownie zniknęła w ubikacji, powodując kolejną fontannę wody. Cannie zresztą nie oczekiwała żadnego odzewu, wlepiła każdemu po dwie łajnobomby i wyszła do toalety. Chłopcy podążyli za nią.
~*~
‒ A teraz gadaj, James, czemu wysłałeś Syriusza na dwór? ‒ Cannie zatrzymała się przy rogu korytarza, uważnie wypatrując, czy gdzieś nie czaił się nowy woźny.
‒ A czemu nie? ‒ odparował okularnik.
Canicula pokręciła głową z politowaniem.
‒ Myślisz, że mnie oszukasz? ‒ zapytała. Przecież wiem, że w poniedziałek wypada ósmy.
‒ A we wtorek dziewiąty i co z tego?
‒ Czy ty uważasz mnie za głupią? Ósmego są urodziny Syriusza. Może i zapominasz o wielu rzeczach, ale o urodzinach najlepszego przyjaciela na pewno nawet ty byś nie zapomniał.
‒ No dobra ‒ przyznał wreszcie James. ‒ Tylko cię sprawdzałem. Szykujemy niespodziankę i chcieliśmy ci o tym powiedzieć, tylko że ciężko to zrobić, gdy Syriusz ciągle się gdzieś kręci.
‒ A sowy to co?
‒ O, dobry pomysł! ‒ Potter poklepał Cannie po ramieniu. ‒ Nie pomyśleliśmy o tym. Dobra, schyl się i słuchaj uważnie.
Potter przez kilka minut szeptał zawzięcie, a usta Caniculi w miarę słuchania formowały się w coraz większy uśmiech. Wreszcie dziewczyna wyprostowała się, klepnęła przyjaciela po ramieniu i pokiwała głową. Przyłożyła dwa palce do ust i przeciągle gwizdnęła. Jak na komendę w kierunku gabinetu woźnego poleciała łajnobomba.
Wewnątrz pomieszczenia rozległ się chrobot, a po chwili wyszedł średniego wzrostu, zaczynający już łysieć, ciemnowłosy mężczyzna. Jego twarz zadziwiająco przypominała łasicę ze względu na wysunięte kości policzkowe, które sprawiały, że wydawał się niezwykle chudy, oraz niewielki podbródek i dość ostro zarysowany, lekko haczykowaty nos. Mężczyzna miał na sobie długą, ciemną szatę, a tuż koło ozutych w brązowe, ciężkie buty nóg plątał się niewielki, rudy kot o nieprawdopodobnie puchatym ogonie. Zarówno woźny jak i kot mieli równie wyłupiaste, bystre i przebiegłe oczy.
Ledwie Argus Filch pokazał się na prostej linii strzału, w jego stronę natychmiast pofrunęły kolejne dwie łajnobomby. Woźny, zupełnie się tego nie spodziewając, oberwał jedną z nich prosto w pierś. Druga była wcelowana w kociaka, lecz ten zwinnie uskoczył i pobiegł gdzieś przed siebie. Rozzłoszczony nie na żarty Filch zaczął iść w kierunku, z którego wyleciały bomby, jednak w tym momencie ponownie rozległ się gwizd. Mężczyzna zatrzymał się na chwilę, obejrzał i ponownie ruszył do przodu. To był jednak błąd.
Z wnętrza gabinetu do uszu dobiegły dwa kolejne wybuchy w krótkich odstępach czasu. Filch nie wiedząc, w którą stronę się zwrócić, postanowił jednak złapać tego, kto broił w jego biurze. Jednak gdy tylko zawrócił, został obrzucony kolejną porcją łajnobomb. Tym razem wszystkie bezbłędnie trafiły. Woźny ryknął wściekle i ruszył naprzód, chcąc złapać żartownisiów. Zrobił kilka chwiejnych kroków, a potem potknął się o pozlepianą cuchnącym mazidłem szatę.
Cannie i James przybili piątki i nie oglądając się za siebie, rzucili się do ucieczki. Kątem oka oboje zauważyli, że Peter i Remus również zmykają korytarzem.
Przy schodach wszyscy rozdzielili się. James pognał na pierwsze piętro, na szlaban do McGonagall. Miał nadzieję, że nie spóźni się zanadto. Co prawda tym razem opiekunka nie mogła dać mu długiego szlabanu, bo musiał się znaleźć w dormitorium przed wyznaczoną godziną, wiedział jednak, że jeżeli wyczuje ona zapach łajnobomb, ten szlaban będzie się ciągnął znacznie dłużej.
Przed drzwiami gabinetu stanął cały spocony i zdyszany. Chwilę poświęcił na doprowadzenie szaty do jako takiego ładu, po czym energicznie zapukał. McGonagall zaprosiła go do środka, a on wszedł do dobrze sobie znanego gabinetu.
Ach, ileż to juz szlabanów się tu odbywało, westchnął.
‒ Co tak wzdychasz, Potter? ‒ zapytała nauczycielka srogo, spoglądając na niego zza szerokiego, drewnianego biurka. ‒ Chyba nie liczysz, że ci się upiecze, prawda?
‒ Skąd, pani profesor ‒ odpowiedział niemal radośnie chłopak, czym ściągnął na siebie podejrzliwe spojrzenie McGonagall.
Gabinet Minerwy McGonagall był nieduży, ale niewątpliwie dobrze rozplanowany. Przy ścianie stały wysokie półki zapełnione książkami. James wiele razy zastanawiał się, czy McGonagall rzeczywiście przeczytała wszystkie pozycje. Doszedł do wniosku, że to przecież niemożliwe, bo nikt nie byłby w stanie poświęcić tyle czasu na czytanie.
No, może z wyjątkiem Lily, ale ona to robi tylko dlatego, żeby odciąć się od uczucia, którym mnie darzy, stwierdził James.
W jedną ze ścian wbudowany był kominek. Wysoki, z wielkim rusztem, obłożony gustownymi, jasnymi płytkami rozjaśniał pomieszczenie. Na gzymsie, oblamowanym zdobieniami w gryfy, stał niewielki pojemniczek z, zapewne, proszkiem Fiuu. W kominku raźno trzaskał ogień, tkwiące w nim polana kruszyły się z wolna, a ich dolne części pod wpływem temperatury stały się już białe, buzujące czerwienią.
‒ Siadaj, Potter ‒ zwróciła się do niego McGonagall.
Chłopak posłusznie zajął miejsce naprzeciw niej. Zauważył, że na biurku przybyło jeszcze jedno zdjęcie. Nie mógł jednak zobaczyć, co przedstawiało, bo widział tylko tylną część. Krzesło, na którym siedział, było dla niego trochę za wysokie, toteż nie mógł dosięgnąć rozłożonego na podłodze czerwono-złotego dywanu. Biurko, jak stwierdził James, nie zostało jeszcze tak załadowane papierami jak zazwyczaj, gdy odbywał szlaban.
‒ Zdajesz sobie sprawę, jak nieodpowiedzialne zachowaliście się z Blackiem, Potter? ‒ James milczał. ‒ Naraziliście na niebezpieczeństwo nie tylko zdrowie, ale i życie młodych osób. Pomyśleliście, co by się stało, gdyby któryś z tych dzieciaków wypadł za burtę? Gdyby miał chorobę morską? Co wtedy byście zrobili? I nawet nie waż mi się mówić, że wskoczylibyście do wody na ratunek ‒ ucięła szybko McGonagall, widząc, że James otwierał usta. ‒ Doskonale wiesz, że w jeziorze znajduje się kraken i tyrtony. Wasze zachowanie było skrajnie nieodpowiedzialne i zasługuje tylko na naganę. Nie zastanowiliście się ani chwili nad konsekwencjami, a w dodatku zaangażowaliście w całą tę kabałę Lupina, doskonale wiedząc, że źle się czuł. Profesor Kettleburn wspominał mi, że kręciliście się w pobliżu Zakazanego Lasu... ‒ McGonagall załamała ręce i oparła na nich czoło. ‒ Czasami naprawdę nie wiem, co mam z wami zrobić. Cokolwiek wam nie powiedzieć, wy wciąż robicie to samo. ‒ Kobieta uniosła zmęczone oczy i popatrzyła wprost na Pottera. ‒ Czasami zastanawiam się, kiedy wasze wygłupy skończą się naprawdę źle. Bo kiedyś tak będzie, nie oszukujcie się.
James zgarbił się i spuścił głowę. Zrobiło mu się przykro i głupio.
‒ Przepraszam ‒ powiedział bez przekonania.
Chłopak dałby głowę, że McGonagall uśmiechnęła się, gdy uniósł na nią spojrzenie. Bardzo smutno, ale jednak.
Drzwi gabinetu ponownie otworzyły się i wpadł do nich okropnie śmierdzący Filch. McGonagall spojrzała na niego zdumiona.

‒ Czy mogę użyć łańcuchów, pani profesor? ‒ zapytał woźny, a koło jego nóg znalazła się ruda kotka. ‒ Złapałem nicponia! ‒ dodał z triumfem.
       22.06.2014 - rozdział zbetowany przez Degausser.

10 komentarzy:

  1. Jestem nową czytelniczką, trafiłam tu dopiero dziś :) Świetne opowiadanie, naprawdę mnie wciągnęło. Przede wszystkim tu nie ma oklepanych przygód :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej ;)

      Usuń

  2. Filch jeszcze nie wie co go czeka w tej szkole:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak się zastanawiam, bo wpadłam tu pierwszy raz i od razu zostałam... oczywiście przeczytałam wszystko i właśnie nie wiem czy nie będziesz na mnie zła, jeżeli Ci to tu wszystko streszczę... to moją opinię o tym... mogę?;D No w każdym razie zaryzykuję. Przede wszystkim przykuł mnie Twój styl pisania i właśnie to, że opisujesz takie rzeczy, którzy często ludzie omijają. Bardzo mi się podobało to, że Peter porównuję niektóre sprawy do jedzenia... tak jak wtedy Lili. Właśnie ja pałam miłością do jedzenia, ale niektóre jego porównania właśnie przypominają, że ja w domu nie mam jakiegoś placka i to jest... to już nie jest fajne ;D. W sumie to trochę poświęcasz mu uwagi, nie pokazując, że jest tak bardzo odsunięty od przyjaciół, co mi się podoba. Zastanawiał mnie ten mugol w prologu, bo nie wiedziałam jak go połączyć z opowiadaniem, a tu zaczęłaś tak jakby z jego perspektywy, pokazując urywek czarodziejów. Właśnie tak się ostatnio zastanawiałam nad ciążą, ale w sensie, że jak to jest chodzić z takim wielkim brzuchem. Nigdy nie zrozumiem ludzi takich jak Walburga, bo jak można oceniać tak powierzchownie ludzi? To, tak jakby powiedzieć, że niscy są głupi czy jakoś podobnie... Cieszę się, że choć kilka osób się temu postawiło. Spoczątku nie mogłam sobie przypomnieć, jak miała na imię ta czarownica, co zmienia kolor włosów... bo pojawiła się Tonks, ale coś nie pasowało, bo przecież ona musiała mieć inaczej na imię... co potem dotarło, że była to Nimfadora. No, ale nie o tym miałam się rozwodzić ;p. Bellatrix wydała mi się tak młoda na tym ślubie... i te zaczerwienienie, które chyba później zdecydowanie do niej nie pasuje, ale jeszcze chyba nie jest tą rozwścieczoną i szaloną sobą ;p. Chociaż Syriusz to chyba jest lekkomyślny (tak, ach normalnie odkryłam Amerykę!), bo przecież jeżeli wyszłoby na jaw, że to on, to na pewno by go nie puścili do Jamesa, więc chyba mógł go zaprosić jako osobę towarzyszącą ;p. Dodatkowe zajęcia, jako powód, aby się nimi zainteresował i nie myślał o przyjacielu? Naprawdę? To miałoby Syriusza odtrącić od tego? Ech, jego rodzice chyba powinni czasem pomyśleć. Podobało mi się też to, że próbuję zachować jakiś kontakt z Regulusem, choć ten drugi czasem bywa denerwujący i chyba nie muszę wspominać, że to dlatego, jak się czasem odzywa. Zastanawiam się, co też go zatrzymało, aby wtedy nie pobiec do Jamesa... to nauczyciel francuskiego tak go przytrzymywał? Tak w ogóle, to uczę się tego języka i jako nieliczny lubię go ;). W ogóle pomysły Jamesa i Syriusza są tak nagłe, że są na pewno nieprzewidywalni. Chociaż i w tym rozdziale Canigula pokazała na, co ją stać. Hm... tak w ogóle to właśnie ten pomysł miał być tym, na który... musieli się zgodzić? Przy tym ich przebraniu za Hagrida... Boże, jak to mogło wyjść, że się te dzieci nie skapnęły?;D W ogóle biedny Syriusz, że musiał tyle dźwigać przyjaciela. Właśnie bardzo zastanawiało mnie, jak oni wsiedli do tej łódki, że ona się nie utopiła... Ale to dobry pomysł i w paru momentach się zaśmiałam ;). Hagrid brzuchomówca, biedne dzieci ;P. Ale jak oni się dogadają z Hagridem? W końcu on jest jest na nich jakoś zły? Fajnie, jakbyś poruszyła tą kwestię. Wiedziałam od razu, że ta nazwa z tym expresem to wszystko wina huncwotów. Wprawdzie zastanawiałam się za co może ich ukarać Lily, ale w końcu się dowiedziałam, ale taka sroga się wydała. Znaczy ja wiem, że ona taka jest, ale kiedyś się zmieni ;p. Rywalizacja z przyjaciółką, to nie jest dobry pomysł... nie powinno to się pojawiać u przyjaciół. Nie bardzo lubię Giselę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w końcu odniosę się do Caliguli, bo ją tak omijam i nie wiem, kiedy zacząć o niej coś mówić ;p. Fajnie, bo to kolejna postać, no i tak jakby "siostra" huncwotów, a zazwyczaj to różnie wychodzi, wolę jednak jak ktoś dodaje tam tylko jedną osobę. W dodatku Twoja Canigula... chyba nie jest do końca w tych ich męskim kręgu, jeszcze trzymają ją na jakiś dystans ;p. Uwielbiam się droczyć, a zwłaszcza jak te walki są "męsko-damskie", a chcę tu wspomnieć o łaskotkach, do których doszło w czasie podróży do Hogwardu ;p. Ale tak to jest. Chłopak zazwyczaj będzie za chłopakiem niż dziewczyną, więc nic dziwnego, że nie ma w tym szans dziewczyna ;p. Też ma dziewczyna utrapienie z tym kotem... pewnie nawet jej się nie da wmówić, żeby mu dała spokój ;P. Tak mi się wahają te odczucia, co do niej... czy ją lubię, czy nie... ale chyba tak średnio. Mogę powiedzieć, że lubię w niej ten pierwiastek droczenia się z przyjaciółmi ;p. Biedny Remus, bo przez te przemiany, to chłopak może zrobić coś, czego będzie żałować, a wie, że wtedy nie jest sobą. Dobrze, że chłopaki próbują się nauczyć tej animagii, to może już niedługo nie będzie w tym sam. Zawsze mnie zastanawiało, czemu zawsze, co roku się zmienia nauczyciel czarnej magii, to tak tradycja czy jak? Zawsze musi mieć coś na sumieniu? Pewnie Twoja nauczycielka... albo coś ma na sumieniu albo nagle będzie musiała wyjechać. Te złe spojrzenie na Petera chyba nie wróży nic dobrego. Jezu... James... narobił sobie szlabanu, a teraz biegnie na zaległy ;D. Ciekawe, kogoś to on przyłapał. Syriusza? Ale przecież ten chyba był gdzie indziej... a może któregoś z chłopaków...? A może kogoś, kto kompletnie nie był w to wmieszany? Jak tak, to oby to był ktoś, kogo nie lubię, jeżeli już mowa o łańcuchach ;D. Oni jeszcze nie wiedzą, co to za woźny ;p. Pozdrawiam i życzę weny! ;)
      (w-glab-wyobrazni.blogspot.com)

      PS: Ciąg dalszy komentarza, bo blogspot nie życzy chyba sobie zbyt długich ;p

      Usuń
    2. Boże, tak szperam Ci po blogu... i nagle taki błysk w mózgu! Przecież to Canicula... przepraszam za tą pomyłkę, ale łudząco przypomina Kanigulę, który tak naprawdę nie wiem... a nie to był Kaligula chyba... no pomyliło mi się wszystko, ale tak to jest, jak się mnie wpuszcza o tej porze na komputer. Przepraszam za pomyłkę imion, ja nie mam do nich pamięci

      Usuń
    3. Matko, miałabym być zła za to, że komuś sie chciało napisać opinię na temat? Musiałbym być jakaś upośledzona. Jestem bardzo, bardzo wdzięczna, naprawdę.
      Bardzo mi miło, że zauważyłaś te drobne smaczki przy Peterze. Powiem ci jednak, że on to tak strasznie odsunięty od nich na ten moment nie jest. Na razie rzeczywiście pozostaje z tyłu i staram się to delikatnie akcentować, ale nie jest to tak drastyczne, czy widoczne na pierwszy rzut oka. Dostaje czas dlatego, że jest jednym z Huncwotów i staram się ich jakoś równo obdzielić, choć to kto dostaje rozdział wynika bardziej z tego co ma się w nim wydarzyć i z czyjej perspektywy lepiej to wypadnie. No, a że Peterem bardzo dobrze mi się pisze, to już inna sprawa ;)
      Mugol z prologu miał wprowadzić w świat magii. Pamiętasz może od czego zaczynają się książki z serii HP? Właśnie od mugoli, a ja chciałam do tego nawiązać. Chociaż to też nie tak, że pojawił się i już zupełnie nic o nim nigdy nie będzie. Zwróć uwagę na jego nazwisko i, jeżeli masz ochotę oczywiście, zerknij w genealogię, a coś znajdziesz.
      Ojej ale zakręciłaś z tymi Tonksami ^^ Nie no Nimfadora to taki mały dzieciaczek, co to ma coś koło roku u mnie. W tamtym rozdziale mowa była o jej matce, Andromedzie(aż sprawdziłam, czy ich aby nie pomyliłam uff).
      Wiele osób wypominało mi właśnie zachowanie Belli. Ja wiem, że później to do niej nie pasuje, że trudno to sobie wyobrazić, ale tu mamy akcję osadzoną prawie dwadzieścia lat przed zdarzeniami z pierwszego roku Harryego. Dlatego też wydaje mi się, że każdy ma prawo być inny, nie zupełnie, ale przynajmniej w pewnym stopniu i stąd to jej zawstydzenie i w ogóle.
      I tak, Syriusz jest lekkomyślny. Oni wszyscy są, mniej lub bardziej, ale jednak. Co do jego rodziców, to... spójrzmy prawdzie w oczy - czego by nie wymyślili, ponieśliby klęskę. Tak przynajmniej starali się zmusić chłopaka do nauki. Tak, właśnie ten nauczyciel (tak na marginesie to był czarodziej). Ja tam nigdy francuskiego nie miałam :P
      Cannie nie mogła zaszaleć za bardzo, bo to nie ona ma być prowodyrem to robienia zamętu. A chłopcy nie chcieli sie zgodzić raz dlatego, że oni rzeczywiście wcale nie chcieli wplątywać jej w kłopoty. A dwa dlatego, że o chłopcy i wcale nie uśmiechało im się słuchać poleceń dziewczyny :P
      Gdyby to były jakiekolwiek starsze roczniki, oczywiście że w życiu by się nie nabrali. Ale to byli pierwszoroczniacy - wystraszeni, zagubieni, po raz pierwszy w nowym miejscu, nikogo nie znali lub znali niewiele osób. O Hagridzie nie słyszeli wcale lub jakieś tam mętne historyjki, a nikt im nie opisywał jaki on jest, nie tak dokładnie przynajmniej. Więc chyba nie tak trudno było się nabrać, prawda? Poza tym oni mieli przepłynąć przez jezioro. Po ciemku. Ja bym się bała. Natomiast z tym pytaniem o zatapianie łódek - ee James i Syriusz to nie ważą razem tyle co sam Hagrid, to czwartoklasiści ;)
      Lily to w większości wypadków tylko grozi, trzeba ją jednak potężnie zmotywować do czynów. No i dziewczyna nie miała żadnego haka na chłopaków (i nie chciała, żeby Gryfoni oberwali zanim w ogóle znajdą się w Hogwarcie). Jeżeli chodzi o rywalizację, to ta z Giselą jest tą pozytywną. No wiesz - one obie się starają, pomagają, ale dzięki wzajemnej konkurencji ostatecznie więcej zyskują.
      Nie musisz lubić wszystkich bohaterów, chociaż średnia... kurczę, chodzi o to, że jako osoba, czy jako postać? Bo w tym drugim wypadku znaczy to, że ja z kreacją postaci zawiodłam.

      Usuń
    4. No, animagii to oni nie nauczą się w tej klasie, tylko w następnej i też nie zaraz na początku.
      Co do nauczyciela OPCM, to klątwa Voldzia - było w książce. Więc w sumie to nie mogłabym ich nie zmieniać. Miło mi jednak, że w tym rozdziale uzyskałam zamierzony efekt. Kombinujesz logicznie, ale przecież nie powiem ci jak skończy Atropos, bo zdradziłabym za wiele. Poza tym ta kwestia będzie też bardzo śliska i dużo będzie zależało od interpretacji.
      Hehe - tak, Syriusza i to akurat żadna tajemnica. McG nigdy by się nie zgodziła na te łańcuchy, nie martw się. A dlaczego akurat jego też się wyjaśni.
      Ach, jeszcze w związku z Hagridem - wyprzedziłaś mnie. Mam rozdział napisany właśnie pod niego, który jest konsekwencją akcji z łódkami, ale ma chyba numerek 14 i jeszcze nie jego kolej z publikacją.
      Też boleję nad tym, że blogspot każe ciąć (gdy musiałam jeden komć w czterech częściach zamieszczać, byłam bardzo zła...).
      Tak, Canicula, chociaż akurat z Kaligulą nie ma zupełnie nic wspólnego. Co nie znaczy, że jej imię wzięło się z niczego ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Chodziło mi o to, że ja tak piszę bez ładu i składu :D. Bo ja bardzo lubię jedzenie, dlatego porównania Petera są dla mnie bardzo zauważalne ;P. Ależ ja się cieszę, że trochę mu poświeciłaś tu miejsca w swoim opowiadaniu, bo to w końcu jeden z czworga przyjaciół, a tak naprawdę większość go omija. Tak, teraz coś mi świta, że od tego się zaczynało, ale ja mam słabą pamięć. Właśnie też dlatego zapomniałam o tych nauczycielach z OPCM. Jeszcze chłopaki mają po te 14 lat, więc nikt tu nie wymaga odpowiedzialności ;p. Co do Caniculi, to hm... lubię ją za ten pierwiastek dokuczania chłopakom, ale jakoś więcej z charakteru mnie nie zachwyciła. Ale przecież tak jest, że się nie można lubić wszystkich bohaterów. Co do ich kreowania, to nie mam Ci nic do zarzucenia ;p. To, że ten nauczyciel był czarodziejem, to jasne, bo to Blackowie wybierali. Czysta krew te sprawy, to wiem. Ja wiem, że to chodziło o Andromedę, ale tak musiałam sobie przypomnieć Nimfadorę, bo ją lubiłam jako postać w HP ;). No ja mam nadzieję, że Suriusza nie zakuje w kajdany, to byłaby zbrodnia!;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja kocham Twoje opowiadanie! Jest genialne! Oczywiście przecież trzeba przywitać jakoś nowego wożnego, jakby inaczej i w dodatku to mój ukochany Filch♥ Jak ja go nie lubię :P Ale bez niego Hogwart byłby nudny. Kto by straszył te wszystkie "biedne" dzieciaczki :) No i była Marta. To wiele wyjaśnia dlaczego Marta zawsze lubiła tak Harry'go. Z tego co zrozumiałam Syriusz wcale nie zgłosił się na komentatora? Tylko tak powiedział, żeby się od niego odczepili? W ogóle dlaczego on tak bardzo nie chce być ścigającym? Na stówe się nadaje. To jest Wielki Syriusz Black, niebyle kto. Ciekawe kogo Filch złapał... Mqm nadzieję, że nie Remusq, bo Syriusz i Peter do jak coś daliby sobie radę. Chyba, że Caniculę, ale ona też nie miałaby najmniejszego problemu. A Remus biedaczek, jakby sobie poradził. Jakoś sobie nie wyobrażam go w tej roli.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń